Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

Hejka, ja od 3 tygodni ostro się za siebie biorę. Wróciłem do pracy, dziennie mam po kilka napadów lękowych że się zrzygam, mdli mnie prawie cały dzień, ale wychodzę, pracuję zdarza się że do klientów jeżdżę. To jest masakryczny wysiłek, ale widzę postępy. Bo miesiąc temu bałem się z domu wychodzić, teraz chodzę do mniejszych sklepów, na spacery, staram zapanować się nad tym co czuję. Zacząłem ćwiczyć na siłowni, mam zamiar wziąć się za jogę. A leki, mam wrażenie że dają wielkie nic, jedynie jakimś uporem, odwagą daje się coś osiągnąć. Także postępy widać, ale wszystko jest cholernie trudne, a może raczej ekstremalnie nieprzyjemne. Niedawno szynszylę z córką kupiliśmy. Puściłem ją na spacerek po mieszkaniu, i teraz próbuję ją złapać :D .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michal8282., brawo, brawo, brawo!!!! Zobaczysz, że warto :) Trzymam kciuki!

A leki, mam wrażenie że dają wielkie nic, jedynie jakimś uporem, odwagą daje się coś osiągnąć.

a nie mówiłam? :) :) :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie leki pomagały. Teraz nie wiem co jest grane... Masakra.

Też funkcjonuję na pozór normalnie. Pracuję, chodzę na zakupy do mniejszych/większych sklepów, zajmuję się dzieckiem, prasuję, myję naczynia, itd. Sęk w tym, że ogarnia mnie jakiś bezsens... Cały czas te obawy z rzyganiem. I nie, nie myślę o tym ciągle, nie mam codziennych ataków paniki ale od dzieciństwa mi to towarzyszy. Głównie boję się tej grypy żołądkowej, bo inne możliwości "zatruć" da się wyeliminować. A na to wpływu się nie da. I na to mnie już krew jasna zalewa. Ileż można? Chciałabym być wolna od tego gówna. Wol-na.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka`89, ano właśnie, przerabiałam to na terapii. Nas nie interesuje 99% szansy na to, że nie będziemy rzygać, urządza nas tylko bezwarunkowe 100%, którego NIGDY mieć nie będziemy :( I to wszystko bierze się z zewnętrznie umiejscowionego poczucia kontroli, z obsesji kontrolowania, lęku społecznego i niskiego poczucia własnej wartości, no i tyle w teorii :) Wiesz, leki działały, ale problemu nie wyeliminują..jakby istniała pigułka, po której nie będę się bać (już nawet nie to, że nie będę rzygać, a własnie to, że nie będę się bać) to wyciągnełabym ją choćby spod ziemi.... my już mamy wkręcone tak tragiczne scenariusze tego, co się wydarzy jak już TO się stanie, że nasze odliczane lata bez pawia tylko to wzmagają, no nie jest kolorowo, nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka`89, omg... a co z tą miansą? Nie lepiej z tym próbować? Kurde, nie chcę się wymądrzać, ale SSRI przy naszej fobii to jakiś dramat. Poza tym znów wchodzenie na dawkę, uboki ... no nie wiem, ja bym się nie zdecydowała na pewno. A lekarz nie zaordynował obowiązkowej terapii?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się wydaję że akurat wymioty z powodu ssri nas nie dotyczą. Już 5 albo 6 brałem i owszem mdłości tak ale tylko przy pierwszym ssri 5lat temu, rozregulowany żołądek też, ale wymioty nigdy. W tym roku 5 razy zmieniałem leki i mdłości większych niż zawsze nie było. Psychotropka tą sertaline masz poniżej dawki terapeutycznej może dlatego nie działa. Zresztą te ssraje dobre są na depresję a nie na fobię. Ja zastanawiam się nad jakimś neuroleptykiem w małej dawce, no i koło torecanu chodzę jak pies koło jeża :smile: . Ale najpierw miesiąc z jogą, czytałem że ćwicząc ją uwalnia się więcej kwasu gaba, czyli możliwe że działanie uspokajające podobne do benzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michal8282., kolejny raz uświadamiasz nam, że nie masz emeto :P wymioty nie muszą nas dotyczyć, wystarczy, że JEST RYZYKO. I ja do znudzenia będę powtarzać - na fobie tylko zmiana sposobu myślenia, wypracowanie nowych schematów. Żadna magiczna tabletka nie wyłączy nam strachu... ja już nie raz mówiłam, zdarzało mi się wziąć metoklopramid i nierzadko mdłości jak były tak były...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, miansa nie. Nie mogę się zmulać jeszcze bardziej, a mam doświadczenia z mirtą.

Nic o terapii nie mówił, zna moje zdanie. Nie mam czasu na NFZ, na prywatną nie mam pieniędzy, poza tym dla mnie to jest pierd...olenie o szopenie. :blabla:

 

Też przeszłam przez kilka SSRI i nie do końca się zgodzę, że na lęki nie pomagają. Pomagają o ile organizm dobrze się z nimi "zgra".

 

Michal8282., w poprzednim poście się pomyliłam. Zamiana ma być sertralina na paroksetynę. Spamilanu nie ruszam z dawkami. Źle się czułam po sertrze, a lekarz się upierał, że zadziała, więc "po swojemu" stworzyłam kompromis, że zeszłam na 25mg, mimo że wiem iż nie jest to dawka terapeutyczna. Taka cfana jestem. :roll::pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Terapia z prawdziwego zdarzenia to porządna praca, a nie pitu pitu, grupa wsparcie i wzajemne wypłakiwanie swoich żali. Ale OK, każdy robi jak uważa. Psychotropka`89, masz jakiś pomysł/plan jak się rozprawić z tą fobią? Nie jako tako żyć z dnia na dzień tylko naprawdę się UWOLNIĆ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do leków to coraz bardziej przekonany jestem że wielke g... dają a już na pewno ssri -oczywiście w moim wypadku- bo każdy jest inny. A terapia? Mam awersję do terapeutów po ostatniej terapii. Ja sam stosuję zalecenia i ćwiczenia z terapii poznawczo behawioralnej, bo i tak żaden terapeuta nie wyprowadzi mnie z tego za rączkę. Poza tym postawienie sobie celów, i konsekwentne ich realizowanie. No i może faceci mniej hipochondrycznie przechodzą nerwicę, nie wiem może dlatego nie boję się zarazków :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Minęły 72h od kontaktu z wirusem, ale i tak ciągle siedzę i czekam i boję się i czekam i boję się i mnie mdli i czekam i boję się i mnie mdli i mnie mdli i myślę czy to już czy to już czy to już o boże teraz to już na pewno już .... - tak dosłownie napie*dala mój mózg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochani, witam Was wszystkich serdecznie. Zarejestrowałam się po to by powiedzieć Wam, jak bardzo rozumiem to co przeżywacie i jak mocno Wam współczuję. Może pocieszające będzie dla Was, że z tą chorobą da się żyć i to nawet całkiem przyzwoicie. Wiem co mówię, bo choruję od…40 lat. I żyję, chodzę do pracy, w wakacje podróżuję po świecie, a ponad 15 lat temu nawet urodziłam dziecko. Można oswoić ten lęk, panować nad nim i nie poddawać się chwilom paniki. Można.

 

Ja mam za sobą czas gdy w popłochu wyskakiwałam z autobusu, mam za sobą czas całkowitej izolacji i nie wychodzenia z domu, drastycznych diet. To minęło, mam nadzieję bezpowrotnie wiele lat temu. Ale sam lęk choć oswojony jest obok mnie cały czas. Myślę, że pozostanie ze mną do śmierci. Czasem, gdy przychodzi do mnie niespodziewanie, nie panikuję, witam go jak kogoś upragnionego i mówię mu: „Witaj mój kochany, widzę, że stęskniłeś się za mną, ja za Tobą też. Chodź, potowarzyszysz mi, bo biorę się za mycie okien” ZAWSZE wtedy biorę się za jakieś ciężkie i wyczerpujące zajęcia fizyczne, przeważnie myję podłogi, okna, czasem wychodzę pobiegać. Robię wszystko, a raczej zmuszam się do działania i pilnuję, by nie zostać z nim sam na sam.

 

Nie wiem co jeszcze mogłabym Wam powiedzieć… Może tak: nigdy nie chodziłam na żadną terapię, zawsze walczyłam w samotności, zupełnej samotności , bo nikt z moich bliskich nie wie o chorobie, tzn. nie wie, że bałam się właśnie tego. Kłamałam ze wstydu, przez gardło nie mogło mi przejść, że boję się właśnie tego. Nigdy nie leczyłam się farmakologicznie, jedynie aviomarin przez wiele lat był stałym wyposażeniem mojej apteczki.

 

W ciąży nie wymiotowałam ANI RAZU. Przed ciążą przeczytałam w jakiejś mądrej książce, że około 50% kobiet w ciąży nie odczuwa mdłości i tak się tego zdania uczepiłam psychicznie, tak uwierzyłam, że jestem w tej grupie, że jedyne co odczuwałam to od czasu do czasu lekkie ssanie w żołądku, co z mdłościami nie miało nic wspólnego. Około 10 lat, może trochę dłużej miałam całkowitą remisję choroby. Teraz zdarza się że przychodzi, ale ja już nie panikuję, chwilowy lęk przekuwam w złość na samą siebie, ironię, kpinę. Nienormalne pozostało to, że stan głodu jest jednym z moich ulubionych. Kocham być głodna – czy ktoś normalny to zrozumie? Po drugie nie zjem niczego co choćby zbliża się do terminu ważności, no i odkąd pamiętam kładę się spać z pustym żołądkiem. Pozytyw z tej fobii jest w zasadzie jeden – mając ją nie sposób się roztyć, co pozwoliło mi zachować figurę pomimo upływu lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Queenie początek wychodzenia z tego pewnie był mega ciężki. Mój ojciec który też wyszedł z nerwicy i ma się dobrze tzn nigdy mu nie wróciła już ze 30 lat chyba, daje mi takie same rady żeby odwracać uwagę pracą, oswoić się z tym itd. Ale straszie ciężko mi teraz, często tracę już siły, a bardzo chciałbym normalnie żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Queenie, dziękuję Ci za ten wpis.

alu, Tobie też dziękuję.

Dzięki Wam uświadomiłam sobie, że muszę się wziąć w garść. Lawirowanie między jednym lekiem, a drugim, piątym, a dziesiątym nie ma sensu. Podjęłam decyzję, że nie biorę tej paroksetyny. Ciężko się toto odstawia, musiałabym znowu ją zastępować czymś innym... I tak w koło Macieju. Nie chcę tak...

Odstawię znikomą dawkę setaloftu i zobaczymy.

Wczoraj byłam na urodzinach siostrzeńca. Obżarłam się jak świnia, namieszałam, miałam zgagę, było mi nie za dobrze... Bałam się kłaść spać, ale przeczytałam post Queenie i powiedziałam sobie "chrzanię cię fobio, idę spać, a ty sobie rób co chcesz". Poszłam spać i co? I nic. Zasnęłam, wyspałam się.

Masz rację alu, trzeba zmienić myślenie i podejście. Trzeba głowę poprzestawiać. Mimo, że w terapię przestałam wierzyć, to w pracę nad sobą wierzę coraz bardziej. Zaczyna mnie odrzucać od leków. Bo ileż można?

Mam nadzieję, że dam/Y/ radę! Chociaż wiadomo, lekko nie będzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Było ciężko Michał, nie zaprzeczę. Zanim pozytywnie przeszłam przez kilka eksperymentów, które aplikowałam samej sobie i które za każdym razem utwierdzały mnie, że dałam radę i nie porzygałam się, przechodziłam przez piekło lęków. Pamiętam jak stawałam w lustrze i powtarzałam sobie jak mantrę; Nic ci nie jest, czy to rozumiesz? Nie chce ci się rzygać, to tylko złudzenie w twojej głowie. Powtarzałam to tak długo nie wiem ile setek razy aż w końcu dochodziłam do wniosku, że chyba jednak aż tak bardzo to mi się rzygać nie chce skoro powtarzając to od 10 minut moje mdłości momentami zanikały. Wtedy zakładałam buty i wychodziłam z domu. To był naprawdę objaw bohaterstwa, bo ulica, miejsca publiczne, a zwłaszcza środki lokomocji, zawsze potęgowały dolegliwości. Więc wychodziłam z domu i mówiłam sobie: Choćbyś miała zdechnąć to dojdziesz do poczty i z powrotem i będziesz iść równym krokiem i nie będzie ci niedobrze. Czasem udawało się, czasem tę walkę przegrywałam, tzn. puszczałam się sprintem w kierunku domu jakby mnie zboczeniec gonił. Czasem zacinałam się w sobie i pomimo lęku, który szarpał mi trzewia, siadałam na ławce i znów sobie powtarzałam: Choćbyś miała rzygać przez najbliższe 15 minut non stop, wprawdzie nie wiem czym debilko bo przecież nic nie żarłaś, to będziesz tu siedzieć przez najbliższe 5 minut. I siedziałam wciąż prowadząc dyskusję sama ze sobą: No co jest? Jeszcze nie rzygasz? No, prędzej zrób przedstawienie tym wszystkim którzy cię mijają i najwyraźniej mają w d..pie. No co jest kretynko dlaczego jeszcze się nie porzygałaś?. I tak trwałam przez te 5 minut. Potem spokojnie wracałam do domu. Takie to były moje małe zwycięstwa nad sobą.

 

Psychotropka, fajnie, że się obżarłaś, ale już ja to widzę. Pewnie we własnym mniemaniu zjadłaś za dużo i zbyt różnorodnie ażeby to, również w swoim mniemaniu, normalnie strawić. Jak ja to dobrze znam! A przecież my zawsze jemy racjonalnie, jesteśmy mistrzami selekcji potraw cięższych i lżejszych, a także ryzykownych i tych prawie absolutnie pewnych (czyt. sucha bułka hahaha). Z pewnością nie zjadłaś niczego, co mogło Ci się wydać podejrzane. Ale cieszę, się, że olałaś fobię. To jest Twoje zwycięstwo. Mów sobie: Obżarłam się i nie porzygałam, a nawet poszłam spać i usnęłam, czyli wniosek z tego taki, że mogę pójść na imprezę rodzinną, coś zjeść i to mi nie zaszkodzi. Następnym razem jak pójdę, też coś tam zjem i też mi nie zaszkodzi. Powtarzaj to sobie do znudzenia. Nie obawiaj się, tak jak napisałam, Ty się nie dasz otruć, ale godząc się wewnętrznie z tym, że coś tam zjesz opanujesz lęk przed tym, że ktoś Cię będzie jedzeniem uszczęśliwiał na siłę.

 

Z pewnością dacie radę, będziecie normalnie żyć, to naprawdę jest w Waszym zasięgu, ale prawdą jest to co mówi ojciec Michała. Odwracać od tego uwagę, nie wsłuchiwać się w siebie. Rada na pozór ciężka, ale najlepsza jaką można mieć.

Psychotropko, jak następnym razem będziesz absolutnie pewna, że właśnie jest Ci niedobrze zrób tak: Idź do kuchni, weź kosz ze śmieciami, wiesz takie najgorsze odpady , skórki z owoców jakieś resztki pokarmowe i wysyp go na środek przedpokoju. Potem rozkop to wszystko na kilka stron. Po prostu zrób uczciwy chlew. Będziesz musiała to posprzątać. Sprzątaj dokładnie. Czyść, pucuj, pastuj, żeby śladu nie było i zapach ładny. Przyjdą takie chwile może 5 może 10 sekund, że skupiając się na tym co robisz zauważysz, że zapomniałaś, że jest Ci niedobrze. Jestem tego absolutnie pewna. I na tym buduj dalszą pracę nad sobą. Jeżeli nie było Ci niedobrze przez 10 sekund to znaczy że jest Ci tak tylko wtedy, gdy o tym myślisz. Przekonuj się o tym jak najczęściej.

Trzymam za Was kciuki. Dacie radę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Radzę sobie przede wszystkim myśleniem racjonalnym i zapobieganiem. Probiotyki, kapusta kiszona (kiedyś czytałam, a propo świńskiej czy też ptasiej grypy, że Japończycy odkryli, że kiszona kapusta jedzona codziennie całkowicie wyklucza możliwość zachorowania), rutinoscorbin, Wit D3, ja jeszcze jej nie suplementowałam, ale podobno ma olbrzymie znaczenie jeśli chodzi o odporność.

Wierzę głęboko, że zapobieganie chroni. NIGDY nie zachorowałam gdy to jadłam, nawet jeśli grypa szalała wokół mnie, gdy chorowała rodzina czy znajomi z pracy. Za każdym razem dopadało mnie to jakoś tak…nieoczekiwanie.

Miałam to gó wno 3 razy. Raz się nie liczy bo tylko sraczka, dwa razy tylko mdłości o stopniu nasilenia w skali od 1-10 około 5. W każdym razie do rzygania daleko. Jeden aviomarin załatwił sprawę, Ale, z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że my mamy wmontowany w mózg taki hamulec, zawór bezpieczeństwa, że prędzej dostaniemy udaru i zawału serca z powodu jelitówki niż pozwolimy sobie na odruch wymiotny. Nigdzie nie jest powiedziane, że przy grypie żołądkowej musisz rzygać - jesz probiotyki, wit. C organizm masz gotowy do walki z infekcją i nawet w przypadku (nie daj Boże !) zarażenia przejdziesz to łagodniej niż inni. Jestem absolutnie pewna, że nasz lęk przed pawiem jest większy niż fizyczne dolegliwości, a mózg zdominowany nim nie odblokuje się. Zresztą, moja mama, która nie jest emetofobem, ale za to jest oporna do rzygania, nigdy w czasie jelitówek nie haftuje, bo jak to mówi - nie może się skupić. Myślę, że wymiotów doświadczają ci, którzy mają łatwość w rzyganiu (są tacy) i osoby które tego chcą, bo wierzą (i pewnie słusznie), że im to pomoże lepiej się poczuć. Więc jakoś odblokowują się psychicznie.

 

Psychotropka, nie pamiętam kiedy wymiotowałam po raz ostatni. To musiało być w głębokim dzieciństwie, w każdym razie odkąd świadomie siebie pamiętam, czyli od jakiegoś 6 roku życia, nie wymiotowałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Queenie, to co piszesz jest jak miód dla moich uszu, jak najlepsza terapia... Sprawy sobie nawet nie zdajesz. Ogromnie Ci dziękuję, że zechciałaś się ujawnić i napisać tutaj.

Zastosuję się do Twoich rad i obym dała radę. Leków mam na serio dość, a spektakularnie wcale sytuacji nie "odwracają". Jest lepiej - owszem, ale daleko od normalności.

 

Posty, które piszesz napawają optymizmem, nadzieją... Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo się cieszę, że choć trochę mogę pomóc. Po prostu doskonale wiem przez co przechodzisz. I wiem, że dasz radę złapać to cholerstwo za pysk. Musisz tylko tłumaczyć samej sobie jak dziecku wszystkie racjonalne przesłanki. Rzyganie to jest tak naprawdę czynność bardzo rzadka u tzw. normalnych ludzi. Mój mąż w czasie ponad 20 lat naszego związku miał to 2 razy i to tylko dlatego, że naprawdę tego chciał.

 

Od jak dawna chorujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Queenie, Witaj! Twoje posty działają jak jakieś objawienie. Tryska z nich tyle optymizmu, ale i świadomości z czym się borykamy, że naprawdę te treści przedzierają się przez ten lęk - dziękuje Ci i pisz do nas częściej! Praca nad sobą - wytrwała, konsekwentna, bez wymówek, wiem, że to jedyna droga by zmienić schemat myślenia i zacząć żyć bez lęku, a przynajmniej bez jego dezorganizującej, obezwładniającej mocy. Też od pewnego czasu robię tak jak Ty, ostatnio kupowałam szynkę, a łzy leciały mi jak grochy bo tak mnie mdliło, ale zaparłam się i stwierdziłam, że nie wyjdę ze sklepu. Oczywiscie "już prawie rzygałam" (w ciągu ostatniego roku to "już prawie" nastąpiło setki razy), ale nic się nie stało. Też wychodzę z domu, ostatnio unikam łykania aviomarinu i metoklopramidu. Siedzę spokojnie, staram się być ponad tymi myślami i czasem udaje mi się mieć podejście "trudno, skoro to ma być dziś to OK, pewnie okaże się to lepsze niż strach" - nie zawsze to działa, czasem (często, cóż) panikuję, chodzę po domu jak opętana, ale nie pozwalam by mnie to obezwładniło. Założyłam dziennik, w którym zapisuje afirmacje i najważniejsze prawdy o lęku, by w ciężkim momencie, gdy mój zakuty łeb zawsze idzie w złym kierunku czytam to sobie do porzygu (ot, metafora:P) i będę czytała tak długo, aż mi sie to utrwali.

 

Psychotropka`89, nawet nie wiesz jak się cieszę!! Praca nad sobą - w książce, którą przerabiam jest napisane, że do trwałych zmian myślenia potrzeba .... 6 tygodni. Tak, tylko 6 tygodni. Ale trzeba to robić z żelazną konsekwencją. Ja tej konsekwencji unikałam, bo myślałam sobie, że co zrobię, jeśli ten program nie zadziała? Przecież wtedy nic mi nie zostanie i będę już na to skazana? Takie myślenie, że jest ch*jowo, ale stabilnie, a tu trzeba się po prostu zatrzymać, odzyskać perspektywe (bo my na wszystko patrzymy przez zoom rzygania i grypy żołądkowej) i zacząć budować nowe nawyki. UDA SIĘ, DAMY RADĘ!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Queenie, Ja choruję od dziecka. Odkąd pamiętam boję się wymiotów. Ostatnio miało "to" miejsce gdy miałam ok. 10-11 lat. Nie pamiętam dokładnie. To było traumatyczne przeżycie. Teraz mam 26, więc trwa to 15-16 lat. Od zawsze się bałam, ale po ostatnim razie coś mi się w mózgu przestawiło...

 

alu, mam tak samo... Wpisy Queenie są niczym miód na moje uszy... :105:

Otóż to, dokładnie takie miałam myślenie. Chu.jowo, ale stabilnie. STOP! Twoje słowa w końcu do mnie dotarły. Leki lekami , ale ile jeszcze tych miksów przetrwa moja wątroba? Ile jeszcze?

 

Jesteśmy tu i mam ogromną nadzieję, że damy razem radę . I mam też nadzieję, że mimo popraw, lepszych dni, nadal tu będziemy i nawzajem się wspierały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć, to forum czytam od bardzo długiego czasu, zawsze wtedy kiedy jest mi niedobrze. Jednak dziś zajrzałam tu po prostu z nudów.

Nigdy nie sadzilam ze sama sie kiedys wypowiem :)

Na emetofobie choruje od bardzo dawna, ale atak paniki łapał mnie tylko wtedy kiedy odczuwałam mdłości, czyli raz na jakis czas. Co ja wtedy wyprawiałam, krople żołądkowe, guma do żucia, woda (koniecznie gazowana, zeby mi sie odbiło i ulżyło, na szczęscie u mnie w domu tylko taką się pije) , głęboko oddychałam zeby tylko skupic się na czymś innym. Pamiętam że jak byłam mała i atak łapał mnie w nocy to czytałam lekturę szkolną, zeby tylko o tym nie myśleć ;o W sumie zawsze jakoś to pomagało. Jednak w ciągu tego roku, jakoś jak rzuciłam studia w styczniu/grudniu nabawiłam się lęków. Stres przed egzaminem na prawo jazdy, nowa praca itp sprawiły że zaczęłam bać się miejsc publicznych, w autobusie robiło mi się słabo nawet jak jechałam spotkać się z chłopakiem czy ze znajomymi. Najgorsze były mdłości. Niby wiedzialam ze nie zwymiotuje, ale i tak czułam się koszmarnie. Zawsze musiałam mieć przy sobie gumę do żucia i wodę. Lęk przed wymiotowaniem stał się dla mnie tak potężny, ze każdego dnia, przed kazdym posiłkiem zastanawialam się czy to jest świeże, czy nie zwymiotuję, oczywiście sprawdzanie dat ważności (akurat to robię od 10 lat, dużo osób się tego śmieje). Mój chłopak i najbliżsi nie wiedzą że mam emetofobie, nie starcza mi odwagi żeby im o tym powiedzieć, bo nie sądze zeby to zrozumieli. Nerwica sprawiła że często przed wyjsciem z domu miałam biegunki, najgorzej jak łapały mnie już w drodze, musiałam wysiadać gdzieś przy centrum handlowym lub metrze żeby zdążyć szybko do kibelka. Podejrzewam u siebie zespół jelita drażliwego (czy jakoś tak), bo czasem zamiast biegunek mam zaparcia, boli mnie żołądek przez np tydzien, przestaje a potem za jakies 2 miesiace znowu.

Co do panującej grypy żołądkowej... moją mame ostatnio złapało, niby wymiotowała tylko 2 razy, głównie sama biegunka ale i tak byłam przerażona. Na szczęście wyjechała wtedy do rodziny na wieś i nie było jej w domu, ale jak wrociła nadal się źle czuła, miałam takiego stresa jak zjadłam śniadanie które mi zrobiła.. od razu polopiryna s, rutinoscorbin.

Miałam grypę żołądkową 10 lat temu, pamiętam zwymiotowałam w samochodzie :/ myślałam ze to choroba lokomocyjna, ale jak wrocilam do domu wymiotowalam całą noc a potem siostra się zaraziła. Do tej pory jak to wspominam to mam ciarki.

Piszecie że ludzie z emetofobią mają jakąś bariere i nie wymiotują tak jak normalni ludzie którzy się tego nie boją, myśle ze cos w tym jest bo odkąd mam tą okropną fobie to ani razu nie zdarzyło mi sie wymiotowac moze przez te cuda które wyprawiam gdy mnie mdli ;)

We wtorek mam pierwsza w zyciu wizytę u psychiatry. Trochę szkoda mi pieniędzy, ale trzeba się poświęcic. Skloniła mnie do tego sytuacja która miała miejsce w ten piątek.. jest dosc intymna ale w koncu to forum jest po to zeby można było się wyzalic. Otóż w piątkowy wieczór przyszedł do mnie mój chłopak , akurat miałam wolną chate, a wiadomo czym to się skonczylo :) Zabezpieczamy się jedynie prezerwatywą, która tym razem.. pękła. Na szczęście mój chlopak zawsze konczy na zewnatrz, wiec nic we mnie nie poszło, ale ja się tak wystarszylam ze zaczęlam drżeć i nie moglam usiedziec w miejscu. Od razu pierwsza myśl-ciąża a ciąża z czym się wiąże? z WYMIOTWAMI i MDŁOŚCIAMI, poza tym mam dopiero 20 lat w tym roku zaczelam po razu drugi studia zaoczne które chce skonczyc. Zaczełam jak głupia przegladac fora, wyczytalam ze ciaza bez wytrysku jest mało prawdopodobna, ale jest możliwa. Oczywiscie pomyslelismy o tabletce "PO" ale jak wyczytalam skutki uboczne wymioty,biegunka itd. to nawet nie było mowy... Od piątku chodzę jak trup, żyć mi się nie chce, wkręciłam sobie ciąże. Ta mysl zatruwa mi życie, nie mogę się na niczym skupić.. jeszcze nigdy się tak nie bałam. Mam ochote skonczyc ze sobą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×