Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''


anita27

Rekomendowane odpowiedzi

Czy leki sprawią, że się nie zabiję i wytrzymam brak sensu? Walić prosto z mostu.

 

Leki sprawią, że... będziesz bardziej zmulony i zobojętniały. Chociaż to zależy jakie i ile. I wytrzymasz do momentu aż będzie lepiej. Sama nie wiem. Biorę, bo bez nich mogę nie wymaszerować z domu , ale trudno mi stwierdzić czy to one stoją za krótkimi okresami lepszego samopoczucia czy inne warunki.

 

Jakieś bierzesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, chciałem brać na ostrą deprechę, ale chyba jak powiem sobie że już niedługo i umrę to jestem szczęśliwy jak nigdy, mam podobnego kolegę, bierze i też mówi że tylko łatwiej mu wyczekać do śmierci. XD

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jak się czeka życiu tylko na śmierć, to jest depresja, choroba? dlaczego? przecież w gruncie rzeczy wszyscy ostatecznie czekamy tylko na śmierć, choć może nie wszyscy są tego tak do końca świadomi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TruchłoBoga, no ja też tak żyję.. :mrgreen: ale i tak nie rozumiem dlaczego to ma być chorobą? bo co? bo żyję inaczej niż przeciętny człowiek? :bezradny:

Inna kwestia, smutek-to przecież też jeden z sztampowych objawów depresji, tylko dlaczego ja mam być wesoła, skoro moje życie jest do dupy?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, chciałem brać na ostrą deprechę, ale chyba jak powiem sobie że już niedługo i umrę to jestem szczęśliwy jak nigdy, mam podobnego kolegę, bierze i też mówi że tylko łatwiej mu wyczekać do śmierci. XD

 

Eh, jedynym co może Ci pozwolić się nie zabić to Ty sam. Ani leki tego za Ciebie nie zrobią, ani nikt inny.

A tego kolegę to powinieneś odstawić, jeśli chcesz poczuć się lepiej, bo założę się, że się nawzajem nieźle nakręcacie i ciągniecie jeden drugiego w dół.

Wydaje mi się (tzn. domniemywam), że skoro jesteś na forum i to dość aktywnie, to już jest jakaś emanacja (może tylko podświadoma) chęci przetrwania. Ale ja się na tym temacie wyznaję tyle o ile, więc jakoś przesadnie mądrzyć się nie będę. Mogę tylko trzymać kciuki, żeby było Ci lepiej i namawiać byś jednak leki brał, bo bez tego to już w ogóle nie dajesz sobie szansy, a wypadałoby.

Miałam myśli samobójcze w gimnazjum. Jakoś z tego wylazłam, ale nie wiem czy to leki czy coś innego. Pewnie i to i to. A po śmierci mojej mamy coś się we mnie na trwałe pozmieniało i nigdy podczas epizodu już się unicestwić, tak naprawdę, nie pragnęłam. Raczej żyłam przytłoczona lękiem, że mogę umrzeć. Ze skrajności w skrajność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, chciałem brać na ostrą deprechę, ale chyba jak powiem sobie że już niedługo i umrę to jestem szczęśliwy jak nigdy, mam podobnego kolegę, bierze i też mówi że tylko łatwiej mu wyczekać do śmierci. XD

 

Eh, jedynym co może Ci pozwolić się nie zabić to Ty sam. Ani leki tego za Ciebie nie zrobią, ani nikt inny.

A tego kolegę to powinieneś odstawić, jeśli chcesz poczuć się lepiej, bo założę się, że się nawzajem nieźle nakręcacie i ciągniecie jeden drugiego w dół.

Wydaje mi się (tzn. domniemywam), że skoro jesteś na forum i to dość aktywnie, to już jest jakaś emanacja (może tylko podświadoma) chęci przetrwania. Ale ja się na tym temacie wyznaję tyle o ile, więc jakoś przesadnie mądrzyć się nie będę. Mogę tylko trzymać kciuki, żeby było Ci lepiej i namawiać byś jednak leki brał, bo bez tego to już w ogóle nie dajesz sobie szansy, a wypadałoby.

Miałam myśli samobójcze w gimnazjum. Jakoś z tego wylazłam, ale nie wiem czy to leki czy coś innego. Pewnie i to i to. A po śmierci mojej mamy coś się we mnie na trwałe pozmieniało i nigdy podczas epizodu już się unicestwić, tak naprawdę, nie pragnęłam. Raczej żyłam przytłoczona lękiem, że mogę umrzeć. Ze skrajności w skrajność.

 

No widzisz, ja nie mam tego lęku, a wręcz chęć. Nawet nie chce mi się podreptać do psychologa. Siedzę na forum, bo nie wiedzieć czemu przestały mnie interesować rzeczy, które wcześniej robiłem. Jakoś trzeba wytrzymać, do czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich bardzo serdecznie.

Jestem tu Nowy.

Widze ze wszyscy mamy cos wspulnego,.

Zyje juz ladnych pare lat na tym padole.

Przyznam sie ze juz od dziecka przesladuja mnie mysli suicydalne, niebyly to tylko mysli rowniez proby.

Niepotrafie powiedziec ile, ale wiem z jakiego powodu.

Przez dlugie lata zyje z czyms, z czym nieda sie zyc.

Od dziecka zyje w depresji i nawet otym niewiedzialem.

Dowiedzialem sie dopiero w zeszlym roku, po ostatniej probie samobujczej.

Trafilem do Spitala, i dopiero po 9 wieciu tygodniach po spotkaniu z pewna psycholog.i po kilku rozmowach pomogla mi przerobic moje dziecinstwo i przezycia.

Zyje i mieszkam za granica, mam dwoje wspanialych dzieci, wspaniala jeszcze zone, z ktora przezylem prawie 14lat,a teraz jestem sam.

Sam jak palec stracilem zone, dzieci sa Razem z moja maluzonka.

Nienawidze siebie brzydze sie soba i nie moge juz patrzec na swoja gembe.

Ciagne za soba przeszlosc, i niepotrafie sam stanac na nogi, bez mojej kochanej zony zycie dlamnie niema zadneo sensu,

Jestem sam niemam nikogo a nadodatek jestem plajta.

Wiem i czuje ze dlugo to nie potrfa i nadejdzie dzien w ktorym zrobie to jeszcze raz i bez powrotnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zanim się rozmyślę: zakładając, że mam przynajmniej głęboką, długą, nawracającą, podwójną deprechę czy tam dystymię, po prostu jest to cholernie ciężki przypadek, do tego dochodzi fobia społeczna - tych to jestem pewien - lepiej iść do psychologa czy od razu psychiatry? Wydaje mi się, że żadne poprawianie wad i sranie o byciu pozytywnym mnie nie naprawi, bo teraz mam zaledwie przebłysk, a wiem co będzie jutro: nie mam prawa być szczęśliwy, co ty staary, depresja jest normalna, nie idź! Więc wolałbym od razu jakieś tabsy i teraz kolejne pytanie, jakie nie zrobią ze mnie eunucha/grubasa/kościaka i ogólnie nie wpłyną drastycznie na moje życie poza tym, że nie będę wracał do tego samego po kilku godzinach nadziei?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też zastanawiałam, czy iść najpierw do psychologa, czy do psychiatry. Ale wybrałam psychiatrę, bo byłam już w takim stanie, że bez tabsów chyba bym już nie dała rady. Chociaż sceptycznie podchodzę do leków, to wydaje mi się, że sama rozmowa z psychologiem by nie rozwiązała moich 'problemów'.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zanim się rozmyślę: zakładając, że mam przynajmniej głęboką, długą, nawracającą, podwójną deprechę czy tam dystymię, po prostu jest to cholernie ciężki przypadek, do tego dochodzi fobia społeczna - tych to jestem pewien - lepiej iść do psychologa czy od razu psychiatry? Wydaje mi się, że żadne poprawianie wad i sranie o byciu pozytywnym mnie nie naprawi, bo teraz mam zaledwie przebłysk, a wiem co będzie jutro: nie mam prawa być szczęśliwy, co ty staary, depresja jest normalna, nie idź! Więc wolałbym od razu jakieś tabsy i teraz kolejne pytanie, jakie nie zrobią ze mnie eunucha/grubasa/kościaka i ogólnie nie wpłyną drastycznie na moje życie poza tym, że nie będę wracał do tego samego po kilku godzinach nadziei?

 

Kilka prawd na początek:

- bez leków Ci się nie poprawi

- zacznij od psychiatry, bo jeśli czujesz się aż tak źle, to nie będziesz miał na tyle dystansu do swojego stanu, żeby spojrzeć na to z boku i popracować nad tym

- leki na fobię społeczną działają naprawdę skutecznie i szybko

- wszystko zależy od tego jakie leki dostaniesz. Od niektórych można przytyć, od innych może się nie chcieć jeść, od innych to się wręcz przestaje o seksie myśleć - ale mają jedną zaletę: leczą. No i jak masz działania niepożądane, to mówisz lekarzowi i zmieniacie tabsy, aż trafisz na właściwe. Czasem trochę trwa, na to się trzeba przygotować.

 

Drastycznie na pewno nie wpłyną, to nie haloperydol i "lot nad kukułczym gniazdem". Właściwie nie czuje się jakiejś zdecydowanej różnicy zaraz po wzięciu. Mnie przestał boleć brzuch z nerwów, mogę spać w nocy i mogę prowadzić życie społeczne - to były szybkie efekty. Potem to raczej powoli się rozkręcają, zaczynasz chwytać równowagę w życiu i wtedy idziesz na terapię. I nie przerywasz brania jak poczujesz się lepiej, tylko bierzesz jak pan bóg przykazał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ps. boga nie ma!!!!!!!!!!

 

Dlatego nie można liczyć na to, że samo z siebie się poprawi. Lepiej udać się do lekarza.

czasami i lekarz nie pomoze.

 

Tak sobie myślałam... zalezna, czy byłabyś w stanie np. biegać? Jak byłam na największym dnie i miałam dobre uspokajacze (inaczej bałabym się wyjść z domu) chodziłam biegać codziennie. Najpierw oczywiście krótkie dystanse, potem coraz więcej. Z początku robiłam to żeby się zmęczyć na tyle, by móc zasnąć. Ale potem to było już coś więcej. Faktycznie można się od tego uzależnić, bo w trakcie aktywności wytrzymałościowych mózg produkuje endogenne kannabinoidy i związki zbliżone do morfiny, więc to trochę leczenie się własną chemią. Może tego byś spróbowała?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×