Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Hej! To pierwszy moj post na tym forum.

 

Czuje sie beznadziejnie. Przez wlasna glupote stracilam najlepsza przyjaciolke, ktora nie chce mnie znac. Mam bulimie, zaczynam miec problemy z samookaleczaniem sie. Unikalam kontaktu z nia bo nie chcialam zeby sie dowiedziala o moich problemach z chlopakiem, ktory tak czy siak okazal sie skonczonym dupkiem. Nie chcialam zeby znowu widziala jaka naiwna jestem. A teraz ona nie chce mnie znac. Powiedzialam jej ze znowu wymiotuje (cierpie z powodu bulimii od 5 lat). Nawet jesli sie przejela to tak czy siak nie chce miec juz ze mna nic wspolnego.

 

Probuje sobie jakos ulozyc zycie, ale wszystko co czuje to beznadziejna pustka. Sama nie rozumiem dlaczego ja odrzucilam, ale teraz jest osoba ktora najbardziej potrzebuje. Kiedys bylam swietna uczennica. Teraz nie jestem w stanie sie do niczego zmusic. Przez ostatnie 2 miesiace wszystko bylo mi jedno, nie mialam na nic sily, czulam sie beznadziejnie wypalona. Czuje ze sie staczam, ze nic w zyciu nie osiagne. Nie mam sie nawet do kogo zwrocic o pomoc

 

Jesli bylaby prawdziwa przyjaciółką, nie olałaby Cię.

 

Czym predzej zglos sie do specjalisty... Myślę, że potrzebujesz intensywnej pomocy lekarskiej - zarówno od strony duszy jak i ciała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jesli bylaby prawdziwa przyjaciółką, nie olałaby Cię.

 

Czym predzej zglos sie do specjalisty... Myślę, że potrzebujesz intensywnej pomocy lekarskiej - zarówno od strony duszy jak i ciała.

 

Jestem niepelnoletnia, moi rodzice nigdy nie wiedzieli o moich problemach. Ja się najzwyczajniej boje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mimo to dawaj śmiało do lekarza. Nawet jeżeli niepełnoletnia to i tak choć z problemami to dojrzała bo zdajesz sobie z nich sprawę. Były już dyskusje jak się zapisać do lekarza mając mniej niż 18 lat i by rodzice nie wiedzieli. Zrób to :)

 

[*EDIT*]

 

Co do przyjaciółki to nie wiadomo co sobie pomyślała. Myślę, że nie można jej tak szybko przekreślać. No ale i teraz liczyć na nią też nie bardzo chyba. Choć kto wie. A może powiedz jej jak było - że głupio Ci było, że tak naiwnie znowu się dałaś zrobić.. i tylko dlatego unikałaś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bylam kiedys u neurologa z powodu bezsennosci i bolow glowy. Jako lek nasenny dostalam Pramolan, a w razie bolow glowy Hydroxizinum.

 

Chce sobie pomoc, widze co dzieje sie z moja psychika. Zawsze marzylam zeby zostac psychiatra i pomagac ludziom. Teraz sama widze, ze jestem za slaba, ze nie daje sobie rady ze swoim zyciem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie moge zapanowac nad tym przygnebieniem. Na zmiane wpatruje sie to w ksiazki od biologii, to w komputer. Wzielam na siebie strasznie duzo, myslalam ze poprzez duzo obowiazkow nie bede sie tak skupiala na tym wewnetrznym bolu. A mi jest niestety coraz gorzej.

Nie wiem czego nie moge byc poprostu taka jak dawniej, wesola i usmiechnieta.

Jeszcze musze wybrac temat na prace badawcza z biologii. Dobija mnie to jeszcze bardziej. Mam tyle rzeczy do zrobienia, a czuje tylko bezsilnosc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja was wszystkich z góry przepraszam. ale już nie wiem co mam robić. przecież teoretycznie niczego mi nie brakuje.

opętała mnie ostatnio myśl o skończeniu ze sobą, naprawdę, czuję że powinnam to zrobić, bo nie może być lepiej. bo to nie jest zależne od zewnętrznych czynników. jestem w środku popsuta. chciałabym umrzeć. naprawdę. nie ma nocy, której bym nie przebeczała. wyć mi się chce. nie mogę już tego wytrzymać. naprawdę nie potrafię. ale jestem zbyt wielkim tchórzem. leczenie nie przynosi skutku, jest coraz gorzej. niech mnie ktoś wyłączy... :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

od dłuższego czasu źle się czuję: jestem zmęczony, nie mam na nic ochoty, dokuczają mi niepokoje związane z moją Ukochaną (podejrzenia itd.), czuję że jestem bardziej "w środku" niż w realnym świecie, ciężko mi się skupić na pracy, nic mnie nie cieszy, czuję jakiś brak w życiu, czasem mam ochotę uciec od wszystkiego. Czasem jest lepiej czasem gorzej. Teraz akurat gorzej. Zastanawiałem się czemu tak jest. Cierpię z tego powodu, a razem ze mną moja Ukochana. Głównie z powodu moich niepokoi. Bywam podejrzliwy w stosunku do niej, dosyć zazdrosny, smucę się gdy wyjeżdża do domu rodzinnego. Jej też jest wtedy smutno. A gdy udaje mi się spojrzeć na to na spokojnie to okazuje się, że nie mam powodu. Ona właściwie nie robi nic złego, nic drastycznego, nie zostawia mnie tak często samego. I dopiero niedawno odkryłem co mi jest. Gdy wydarzy się coś co powoduje mój niepokój to tracę wiarę w jej miłość, w swoją wartość dla niej. Czuję się jak nic nie warta szmata. To jest tragiczne. Na tym polega mój problem. Swoją wartość uzależniłem od jej postępowania. Co mam z tym zrobić? Jak przypomnieć sobie swoją wartość?

 

[*EDIT*]

 

No tak, chyba wszyscy mamy podobny problem. Zapomnieliśmy o tym, że potrafimy żyć, cieszyć się, że potrafimy zrobić, jeśli nie wszystko to przynajmniej wiele. Że cokolwiek się dzieje to się nie poddamy tak łatwo, że jeszcze powalczymy, że może się udać, że jak się nie udaje tak to może inaczej. Tylko jak to sobie przypomnieć?

Albo zapominamy jak to jest być sobą, jak "prawdziwy ja" postępuję w tej albo innej sytuacji. Wszystko przez brak wiary w siebie. I wtedy inni ludzie też w nas nie wierzą i koło się zamyka... Bo nasza wiara w siebie jest powiązana z wiarą innych. I jak się z tego uwolnić? Nie pomagają lekarze, lekarstwa, psycholodzy. Tylko siedzą i słuchają i robią notatki, kasują pieniążki i proponują kolejny termin. A nic więcej. Żadnego postępu... I co robić? A też nie udaje się od tego koszmaru uciec. Od tych toksycznych, trujących myśli, które bolą nawet. A jak się próbuje je przerobić, wysłuchać, oswoić to tyle to trwa. Końca nie widać. Tylko się leży i czeka.

Czasem pomaga jakieś małe zwycięstwo, coś co się umie robić, co pozwala przypomnieć sobie, że czasem coś się udaje. Czasem się zrywam i mówię "dosyć" i wracam do normalnego życia. Na tydzień dwa. A potem znowu coś się dzieje. Czy trzeba coś zmienić w życiu? Uciec gdzieś indziej? To chyba nie pomoże. Czekam dalej, może odpowiedź w końcu przyjdzie. Jak przyjdzie to Wam napiszę. Może Wam też pomoże. Narazie chyba wreszcie wiem co mi jest. I Wam chyba też. Zapomnieliśmy jak to jest być sobą. Trzymajcie się. W końcu się uda :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze twierdziłam, że jestem ateistką, ale ostatnio zaczęłam się modlić... o śmierć. Już dłużej tego nie wytrzymam, nie zabiję się, jestem zbyt wielkim tchórzem, Codziennie modlę się jednak o to, żeby w końcu przestać istnieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja potrzebuję odpocząć. Chcę żeby ktoś mnie pocieszył, przytulił, zrozumiał.

Wiem, że się pozbieram, zawsze się podnoszę, jednak dawno nie było ze mną tak źle.

Jestem ciągle spieta, zestresowana, przestraszona, niespokojna, zmęczona, bardzo nerwowa. Sama ze sobą wariuję. Huśtawki nastroju mnie wnerwiają.

Gdzie się podziała moja siła? Poszła w krzaki:)

Nie chcę się zbyt mocno wczuwać w to co mi jest choć pewnie powinnam , ale miło, że mogłam się tu troszkę wygadać.

 

Trzymajcie się Wszyscy.

Życzę Wam i sobie spokojnej nocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Chcę żeby ktoś mnie pocieszył, przytulił, zrozumiał.

Wiem, że się pozbieram, zawsze się podnoszę, jednak dawno nie było ze mną tak źle.

Jestem ciągle spieta, zestresowana, przestraszona, niespokojna, zmęczona, bardzo nerwowa. Sama ze sobą wariuję. Huśtawki nastroju mnie wnerwiają.

Gdzie się podziała moja siła"

tak samo czuje ma ktos pomysl na wyjscie z tego stanu?

piszcie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajna ta jęczarnia. Cóż... A ja mam problem z tym że nienawidze siebie. Czasami mam taka wizję że mam w rękach swoją laleczkę wudu i ją nakłuwam. Moja psychika lubi wspominać jakieś nieistotne szczególy i oceniac ze tu i tu źle zrobiłam że powinnam sie z tego powodu zaszyć gdzieś ze wstydu.. oO

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Mam wielki problem jestem mlody 24 lata niedawno sie ozenilem mamy dziecko , kocham moja zona a raczej staram sie, slub byl z tzw. wpady wiec nie mialem wyboru zbytniego. Do slubu jeszcze jakos bylo teraz jest tragicznie od roku tylko sie klucimy o wszystko praktycznie, w dodatku mieszkalismy u jej rodzicow oni mnie nie lubia i licza ze im ,,kokosow,, naznosze a ze zona bedzie ksiezniczka. tak czy inaczej niby ja mam robic na nia i na dziecko a problem ze nie pracuje, mam pieniadze z innego zrodla ale to sa niezbyt duze dochody... Z zona nie mieszkam juz od 2 miesiecy po klutni z jej rodzicami w ktorej ona stanela po ich stronie a poszlo jak zwykle o pieniadze, moja wina moze i tez jest bo chcialem dziecko do zlobka wyslac a zone do pracy i wynajac mieszkanie zeby sie usamodzielnic. Nie zgodzili sie. Przez te dwa miesiace przezywam pieklo jestem kompletnie zalamany nie potrafie myslec normalnie, odechciewa mi sie zycia i zastanawiam sie czy swiad nie lepszy bylby bezemnie ;( o samobujstwie jednak narazie nie mysle ale czuje ze moje zycie traci ses;( Zupelnie nie wiem co robic i jak sobie radzic z takim zalamaniem i z ta sytulacja ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

slawex, małżeństwa z rozsądku mają to do siebie, że niestety zwykle się rozpadają. lepiej by było, gdybyście zamiast brać ślub tylko zamieszkali razem, albo zdecydowali, że będziesz ojcem dla waszego dziecka, a niekoniecznie w związku z jego matką, ale będziesz na nie łożył etc. fakt, że nie mam dziecka, więc teoretycznie nie powinnam się wypowiadać, ale dookoła widzę wiele takich przypadków.

 

trzeba pomyśleć o tym, jak stanąć na nogi, tj. podłapać jakąś pracę i zacząć normalnie zarabiać. przede wszystkim w trosce o wasze dziecko. i nic za wszelką cenę - lepiej, żeby dziecko miało szczęśliwych rodziców mieszkających osobno, niż żeby przeżywało w domu małe piekiełko. a to, że w patriarchalnym modelu rodziny mężczyzna zarabia, a kobieta wychowuje dziecko, jest chyba nadal dosyć aktualne. rzecz chyba w stosunkach między Tobą a Twoją żoną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

muszę się wyżalić wykrzyczeć tu bo oszalejeeeeeeeeeeee nie daje sobie radyyyy zrezygnowalam z pracy bo wysiadlam nerwowo wszystko jest dla mnie tak stresujace ze juz prawie boje sie gdziekolwiek wyjsc i cokolwiek zrobic

w czerwcu mam obrone i boje sie ze nie zdaze napisac pracy przez to totalnie sie blokuję i przestaję pisać

jak juz czuje ze nerwy mi puszczaja to najchetniej poszlabym do lasu i wykrzyczala to wszystko na cale gardlo

bez powodu rycze nie moge spac generalnie czuje sie jak gowno

to tyle

ufff..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

najchetniej poszlabym do lasu i wykrzyczala to wszystko na cale gardlo

 

a próbowałaś tak zrobić ? bo jeśli najchętniej byś to zrobiła, to dlaczego nie zrobić sobie tej choćby małej przyjemności ?:)

naprawdę świetny pomysł na rozładowanie emocji, muszę sobie to przypomnieć jak będzie znowu gorzej :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3,2,1, start.... Ponieważ na tym forum głównie złośliwię i piszę żarty, które innych rażą, tudzież piszę że mną telepie lub że mam mózg przeładowany, postanowiłam (za chwilę i tak będę tego żałować) trochę się nad sobą poużalać. Mam nadzieję, że pierwszy i ostatni raz.

 

Jestem zakochana resztkami bezsensownej miłości i jest mi tak smutno, że muszę to komuś opowiedzieć.

Ponieważ nie lubię aż tak bardzo się odkrywać, opowiem Wam analogiczną bajkę....

 

Był sobie uroczy, mądry i wierny pies, który został przygarnięty przez rodzinę do domu, żeby wnieść do niej trochę rozrywki i spełnić potrzebę posiadania zwierzątka w domu. Wszyscy się cieszyli, zachwycali psiakiem, rozpuszczali go, poświęcali mu mnóstwo uwagi. Kiedy jednak nadeszły skomplikowane sytuacje, codzienne ranne spacery stały się męczące, trzeba było wyjechać na urlop i zajmować się ważniejszymi sprawami niż głupiutkim psiaczkiem, postanowiono go wywieźć do lasu i tam puścić wolno i szybko uciec. Pies przestał być wygodny.....!

 

Jaki z tego morał? Dla mnie jedynie taki: że ludzie bywają podli, to wiadomo, a psiak był naiwny i zbyt szybko pokochał nowy dom, bo myślał, że stał się częścią rodziny.

Jestem zła raczej na psiaka, że za szybko uwierzył w ludzi.

 

To tyle z mojej strony, wiem, że trochę chaotycznie piszę, ale jak wspomniałam, jest mi tak smutno, że muszę to komuś opowiedzieć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, każdy nadwrażliwy trafia do takiego lasu raz na jakiś czas, dostając ostro po dupie. ale idąc prosto przed siebie, robiąc nożem znaczki na drzewach, pewnie można wyjść z lasu. pytanie tylko, czy nie prosto do kolejnego. chociaż czasem sami chcemy do tego lasu wrócić. ale po co, to już tego nie umiem wytłumaczyć, ani sobie samej, ani nikomu.

 

ładna metafora.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×