Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...


Rekomendowane odpowiedzi

Myślałam, że po trzech miesiącach spędzonych na analizie własnych lęków i emocjonalnych ułomności (w ramach terapii na dziennym oddziale psychiatrycznym) już potrafię nieco bardziej obiektywnie patrzeć na swoje problemy - nazwijmy to wprost - psychiczne, a tu się okazuje, że jestem - za przeproszeniem - w czarnej dupie ;)

Dopóki nie odizolujesz się od toksycznego środowiska i nie pozwolisz sobie na niezależność, zarówno materialną, jak i psychiczną, to będziesz tkwiła w stagnacji.

Piszę z doświadczenia. Chodziłam do psychoterapeutki, ale to nic nie pomagało, bo znajdowałam się wśród negatywnie wpływających na mnie ludzi. Po przerwaniu/ograniczeniu niszczących mnie relacji czuję się znacznie lepiej i myślę, że przyszły terapeuta będzie miał znacznie miękciejszy orzech do zgryzienia. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dopóki nie odizolujesz się od toksycznego środowiska i nie pozwolisz sobie na niezależność, zarówno materialną, jak i psychiczną, to będziesz tkwiła w stagnacji.

 

Z toksycznego domu wyprowadziłam się już jakiś czas temu, materialnie niezależna jestem od 18 roku życia (poza kilkoma miesiącami na "chorobowym" opiewającym na kwotę 250 zł, kiedy to utrzymywał mnie K.)... Musze wyzbyć się jeszcze chronicznego poczucia winy i będzie git, bo poczuciem winy właśnie jestem chyba teraz najbardziej skażona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, tylko nie wyzbywaj się tego poczucia winy tak do końca, bo ono też jest potrzebne by być w pełni ludzkim. Żadne skrajności nie są dobre, ale czasem warto zastanowić się, czy oby na pewno jesteśmy w porządku (nie nawiązuję teraz do tematu wątku, bo już uleciały ze mnie szczegóły pożycia z Twoim chłopcem, tylko tak ogólnie konstatuję).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, tylko nie wyzbywaj się tego poczucia winy tak do końca, bo ono też jest potrzebne by być w pełni ludzkim. Żadne skrajności nie są dobre, ale czasem warto zastanowić się, czy oby na pewno jesteśmy w porządku (nie nawiązuję teraz do tematu wątku, bo już uleciały ze mnie szczegóły pożycia z Twoim chłopcem, tylko tak ogólnie konstatuję).

 

Nie chcę stać się potworem - wiem, że sumienie czasem bywa przydatne ;)

Mam tutaj na myśli poczucie winy wynikające z dążenia do zaspokojenia własnych potrzeb - np. teraz, bo potrzebuję spokoju, a w celu jego uzyskania musiałam kogoś zranić.

O wyrzutach sumienia odnośnie rodziców nawet nie wspomnę, bo choć nie myślę o tym i nie rozkminiam wciąż jak niedobrym dzieckiem byłam, wiem, ze to też jest w mojej ułomnej podświadomości głęboko zakorzenione.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, tylko nie wyzbywaj się tego poczucia winy tak do końca, bo ono też jest potrzebne by być w pełni ludzkim. Żadne skrajności nie są dobre, ale czasem warto zastanowić się, czy oby na pewno jesteśmy w porządku (nie nawiązuję teraz do tematu wątku, bo już uleciały ze mnie szczegóły pożycia z Twoim chłopcem, tylko tak ogólnie konstatuję).

 

Nie chcę stać się potworem - wiem, że sumienie czasem bywa przydatne ;)

Mam tutaj na myśli poczucie winy wynikające z dążenia do zaspokojenia własnych potrzeb - np. teraz, bo potrzebuję spokoju, a w celu jego uzyskania musiałam kogoś zranić.

O wyrzutach sumienia odnośnie rodziców nawet nie wspomnę, bo choć nie myślę o tym i nie rozkminiam wciąż jak niedobrym dzieckiem byłam, wiem, ze to też jest w mojej ułomnej podświadomości głęboko zakorzenione.

 

To nie jest egoizm, że ratujesz swój spokój, tylko konieczność. Równowaga psychiczna to coś, czego nie można poświęcać tylko po to, żeby ktoś nie czuł się odrzucony. Gdy jedna osoba chce związku, a druga nie chce, to nie mogą obie spełnić swoich potrzeb. Twój były chłopak może zaspokoić swoje potrzeby związane z miłością z kimś innym. Gdybyś była gotowa na związek i gdyby on był obiecujący, to nie musiałabyś go przerywać, tylko czułabyś się w nim dobrze albo miała siłę i chęć, żeby nad nim pracować.

Jeśli nie chcesz nigdy nikogo zranić, to masz przed sobą perspektywę spełniania masy dziwnych żądań, noszenia pomarańczowo-różowego sweterka od cioci, przytakiwania wszystkim we wszystkim, tylko nie wiem co zrobisz jak zakocha się w Tobie dwóch facetów jednocześnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Równowaga psychiczna to coś, czego nie można poświęcać tylko po to, żeby ktoś nie czuł się odrzucony.

Nie potrafię siebie i swoich potrzeb postawić nad innych - ot, taki tam wymuszony altruizm; zawsze starałam się spełniać oczekiwania ludzi dla mnie ważnych - głownie z obawy przed ich utratą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Równowaga psychiczna to coś, czego nie można poświęcać tylko po to, żeby ktoś nie czuł się odrzucony.

Nie potrafię siebie i swoich potrzeb postawić nad innych - ot, taki tam wymuszony altruizm; zawsze starałam się spełniać oczekiwania ludzi dla mnie ważnych - głownie z obawy przed ich utratą...

To się naucz. To coś jak jazda traktorem. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dopóki nie odizolujesz się od toksycznego środowiska i nie pozwolisz sobie na niezależność, zarówno materialną, jak i psychiczną, to będziesz tkwiła w stagnacji.

 

Z toksycznego domu wyprowadziłam się już jakiś czas temu, materialnie niezależna jestem od 18 roku życia (poza kilkoma miesiącami na "chorobowym" opiewającym na kwotę 250 zł, kiedy to utrzymywał mnie K.)... Musze wyzbyć się jeszcze chronicznego poczucia winy i będzie git, bo poczuciem winy właśnie jestem chyba teraz najbardziej skażona.

 

Wyprowadzka od toksycznych rodziców, to dopiero początek drogi do lepszego życia. Prawda jest taka, ze rodzice potrafią oddziaływać na swoje dzieci nawet po śmierci, a wszystko dzięki utartym i zatrutym schematom, które w nas zaszczepili. Cheiloskopia jest na dobrej ścieżce do tego by znaleźć szczęście w sobie, bo potrafi w jakimś stopniu ocenić swoje uczucia i jest ich świadoma, choć nie do końca rozumie źródła niektórych emocji. ;)

 

Skoro padł tytuł książki Susan Foward, to myślę, ze każdy z naszego forum kto jeszcze jej nie przeczytał, powinien to zrobić! :idea:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Perypetii z M. ciąg dalszy.

Sto razy prosiłam, żeby mnie już nie przepraszał, nie prosił o wybaczenie, bo to tylko wzmaga we mnie poczucie winy i nasila lęk przed czymś bliżej niezidentyfikowanym (a może przed samą sobą?); oczywiście przeprosinami, wzbogaconymi o miłosne wyznania i wyrazy tęsknoty, wciąż zasypuje mnie każdego dnia, dodatkowo każdego dnia nadmieniając, że wyjeżdża, znika z mojego życia ("żegnaj"), ale to byłabym w stanie przeżyć (jakoś, choć ciężko, bo moje sumienie chyba ma wrzody i dlatego tak mi dokucza).

Wczoraj wieczorem przeszedł samego siebie - smsem poinformowal mnie, że na naszej huśtawce (takiej przed blokiem, dla dzieci, na której lubiliśmy przesiadywać) zostawił ostatnią rzecz, jaka mu po mnie została oprócz wspomnień. Było ciemno i nie chciało mi się dyrdać na dół w poszukiwaniu kolejnej "niespodzianki", zresztą łazić pod blokiem po ćmoku trochę się boję.

Rano wyjrzałam przez okno - rzeczywiście we wskazanym miejscu leżało białe zawiniątko.

Dosłownie dziesięć minut później zawiniątka już nie było... Prawdopodobnie ktoś je sobie zabrał.

Również przez smsa zapytałam M., cóż takiego ważnego było w paczce, że aż musiał mi to oddać w tak głupi sposób, mimo moich próśb o nieodpierdalanie cyrków. Odpisał, że... moje CZARNE STRINGI, które zaplątały się w jego rzeczach, kiedy sie wyprowadzał... Pewnie było tam coś jeszcze, bo paczuszka rozmiarom nie odpawiadała kawałkowi szmtaki - znając M. list z przeprosinami i wyznaniami.

Zje*ałam go. Nerwy mi pusciły i zje*alam go jak burą sukę. A on? Przeprosił mnie po raz setny, po raz setny ignorując to, co mu nieustannie od dwóch tygodni nakreślam - im bardziej on mnie przeprasza, tym bardziej czuję się potwór, który potrafi jedynie krzywdzić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko w M. krzyczy po prostu, świat mu się wali (nieważne jaki ten świat był), a, że to człek mocno emocjonalny, to jego działania przypominają szaleństwo. Tak po ludzku, to ja mu współczuję, bo to musi być koszmarny stan, ale jednocześnie Twoja decyzja o definitywnym zerwaniu tej relacji wydaje się być bardzo słuszna. Daleko byście nie ujechali na Twoim poczuciu winy, związanym z tym, że chcesz być sobą i odnaleźć swoje ja, i z jego nadgorliwości "uczuciowej", że tak pozwolę sobie, dość frywolnie, nazwać te działania.

 

Można zablokować istoty niepożądane w telefonie (sms-y/połączenia), informując wcześniej, że żadne sygnały nie będą do Ciebie docierać. Choć to pewnie niewiele da.

 

Btw. zaintrygowała mnie historia czarnych stringów, co się z nimi teraz dzieje. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...Skoro padł tytuł książki Susan Foward, to myślę, ze każdy z naszego forum kto jeszcze jej nie przeczytał, powinien to zrobić! :idea:

Skrót dla leni:

http://www.deon.pl/czytelnia/czasopisma/byc-dla-innych/art,21,przemoc-psychiczna-w-rodzinie.html

 

Na stronie wiele rzetelnych artykułów:

http://www.psychologia.edu.pl/czytelnia/129-by-rodzicem/1431-corka-opuszcza-gniazdo-iwona-kijowska.html

 

(Nie wiem, czy się Artemizja nie wnerwi za te linki. Jednak sądzę, że są wartościowe.)

 

.... im bardziej on mnie przeprasza, tym bardziej czuję się potwór, który potrafi jedynie krzywdzić...

Daj spokój - koleś jest chory - bo głupi by już zrozumiał co się do niego mówi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko w M. krzyczy po prostu, świat mu się wali (nieważne jaki ten świat był), a, że to człek mocno emocjonalny, to jego działania przypominają szaleństwo. Tak po ludzku, to ja mu współczuję, bo to musi być koszmarny stan, ale jednocześnie Twoja decyzja o definitywnym zerwaniu tej relacji wydaje się być bardzo słuszna. Daleko byście nie ujechali na Twoim poczuciu winy, związanym z tym, że chcesz być sobą i odnaleźć swoje ja, i z jego nadgorliwości "uczuciowej", że tak pozwolę sobie, dość frywolnie, nazwać te działania.

 

Można zablokować istoty niepożądane w telefonie (sms-y/połączenia), informując wcześniej, że żadne sygnały nie będą do Ciebie docierać. Choć to pewnie niewiele da.

 

Btw. zaintrygowała mnie historia czarnych stringów, co się z nimi teraz dzieje. :roll:

 

Wiem, że wszystko w nim krzyczy i wiem, że czuje się na pewno koszmarnie... Jak sam zauważyłeś, związek napędzany z jednej strony poczuciem winy, a z drugiej - strachem przed utratą nie ma sensu. Inaczej się nie dało postąpić , bo im on bardziej się wysilał i odwalał cyrki - tym ja bardziej miałam wszystkiego dość.

 

Widziałam dwóch panów na ławce pod blokiem na 10 min. przed zniknięciem zawiniątka z czarnymi stringami - może któryś z nich je sobie przywłaszczył ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli chory. :smile:

Zakochanie to patologiczny stan.

 

W takim razie to najprzyjemniejsze ze schorzeń ;)

 

A moja wiadomość jak zwykle zignorowana... :P

Nie, tylko od wczoraj powoli powracam do świata żywych - wyjątkowo nie spedziłam całego dnia wpatrzona w zimne ślepia monitora, a dzis nawet zmotywowałam się, by opuścić swoje cztery ściany i wnękę na łóżko: poszłam do pracy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem tą wiadomość na początku strony, na to co pisałaś o M. - bo na wiadomości innych odpisałaś ;D

Fajnie że poszłaś do pracy :) Cieszę się :)

 

Czuję teraz oskarżana :P Na prywatne wiadomości nie odpisywałam, ale w wątkach, owszem, udzielałam się.

 

Też się cieszę, że poszłam do pracy, ale czuję się strasznie zmęczona - trazodon i paroksetyna robią swoję. No nic, trudno - byle do 16.00 ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyprowadzka od toksycznych rodziców, to dopiero początek drogi do lepszego życia. Prawda jest taka, ze rodzice potrafią oddziaływać na swoje dzieci nawet po śmierci, a wszystko dzięki utartym i zatrutym schematom, które w nas zaszczepili. Cheiloskopia jest na dobrej ścieżce do tego by znaleźć szczęście w sobie, bo potrafi w jakimś stopniu ocenić swoje uczucia i jest ich świadoma, choć nie do końca rozumie źródła niektórych emocji. ;)

Właśnie tego zabrakło mi w mętliku moich myśli! W końcu o tym też traktuje książka. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×