Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy miłość/zakochanie pomaga w depresji?


arminn

Rekomendowane odpowiedzi

Kiedy wiązałem się z kobietami mając już te swoje zaburzenia czułem się o niebo lepiej, to nie była raczej miłość ale zauroczenia, jednak bardzo mi to pomagało, pewność siebie, poczucie wartości szły mocno do góry, o problemach zapominałem i traciły na sile. Wzrastała niesamowicie energia życiowa, wydawało by się że to jest rozwiązanie problemów, jednak nie dopasowałem się z żadną z moich byłych i po czasie problemy wracały. Jednak mam przeczucie, że gdybym natrafił na właściwą część moich problemów rozwiązała by się bo są one związane również z samotnością a ja nie potrzebuję tabunów kolegów. Oczywiście dobrze żeby byli ale mi wystarczy do szczęścia jedna właściwa osoba. Jednak prawdopodobnie nie zwiążę się na stałe z nikim więcej, bo rozstania mocno bolą, nawet jak dwoje decydujemy się na osobne życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w moim przypadku bylo tak, ze albo do konca nie wiedzialem, albo nie chcialem wiedziec ze mam depreche od lat, swoj stan nazywalem zlym samopoczuciem bo zakonczylem wieloletni zwiazek, bo zmarl mi dziadek, bo z praca roznie, w domu roznie itd, itp. Poznalem laske, zakochalem sie w niej, bylismy razem. Pierwszy miesiac to byla najlepsza bajka jaka mi sie przytrafila w zyciu (a juz jestem od 33lat na tym ziemskim padole). Po tym miesiacu zaczalem zauwazac lekki dystans z jej strony, tlumaczyla to problemami w pracy i kilkoma innymi czynnikami ktore znalem i nie byly one zmyslone. Uslyszalem nawet od niej bardzo uspokajajaca gadke ze widzi jak bardzo sie o nią staram, jak ją wspieram i ze mi bardzo za to dziekuje. No co? Ma dziewczyna problemy wiec nie mozna sie spodziewac zeby latala z glową w chmurach. Problemy jej powoli sie rozwiazywaly a dystans... poglebial sie. Nie czas i miejsce na szczegoly, w kazdym razie coraz bardziej mi ten stan rzeczy nie odpowiadal i spowrotem wpadalem przez to w "złe samopoczucie". Jak podejmowalem temat to konczylo sie to konfliktem, wiec zamknalem jape i patrzylem jak sie z dnia na dzien pogarsza, ostatnie 2tyg juz nawet nie wspolzylismy, malo co gadalismy, jak przyjezdzalem do niej (oczywiscie spotkania ja inicjowalem) to sie zastanawialem "co ja tu k****a robię?" No i nadszedl pewien dzien gdzie ja do niej wyskoczylem z gadką ze ja sobie nie radze w tym zwiazku, nie moge zniesc dystansu jaki wprowadzila miedzy nas, ze ja potrzebuje mimo ze jestem facetem jakiejs czulosci i podjalem decyzje o zakonczeniu zwiazku, od niej natomiast uslyszalem ze nie ma do mnie przekonania i ze ciagnelo to bo "myslalam ze cos do cb poczuje ale tak sie nie stalo"... zebralem swoje manatki, pozegnalem sie i wyszedlem... pilem 2 dni, jak wytrzezwialem to okazalo sie ze alko nie rozwiazalo problemu tylko go poglebilo, przeczekalem weekend (wiekszosc czasu spedzilem lezac w wyrku rycząc, co prawda jestem troche emo :P ale absolutnie nie naleze do płaczków) i pojechalem szukac pomocy u jakiegos psychiatry (szukanie pomocy tego dnia to osobna historia), jak go znalazlem i zobaczyl mnie w takim stanie jakim bylem (siedzialem ryczac w poczekalni), posluchal mojej historii (ktora opowiedzialem zaczynajac od kilku lat wstecz) i powiedzial ze to jest depresja spowodowana nie tyle samym rozstaniem co calymi latami a ostatnie rozstanie tylko przelalo czarę goryczy... dostalem recepte na aciprex, biore od kilku dni, nadal nie moge sie pozbierac :/ W tej tyradzie pominalem kilka wątków wiec i tak nie macie pelnego obrazu sytuacji i tego trwajacego 70dni zwiazku ale odpowiadajac na pytanie " Czy miłość/zakochanie pomaga w depresji?" moja odpowiedz jest taka: jak sie uklada to tak, jak sie przestaje ukladac to mamy katastrofe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie jestem juz bajtlem nie wierze w bajki takze ofc ze nie zaleczy depry ba! moze tylko ja poglebic nawet jesli sie uklada

 

to sprawa spierdolonych neuroprzekaznikow ktore naprawily mi pixy a nie zadna milosc troche to smutne lecz prawdziwe

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uslyszalem nawet od niej bardzo uspokajajaca gadke ze widzi jak bardzo sie o nią staram, jak ją wspieram i ze mi bardzo za to dziekuje.

 

wydaje mi się, że brak pewności siebie, powoduje bycie 'needy' a to jest mało atrakcyjne...

Tylko akurat braku pewności siebie nie widać u przedpiścy. Napisał jak facet posiadający emocjonalność w granicach powrzechnie uznawanych za zwykłe. Wykazał się zdolnościa podejmowania, bądź co bądź niełatwych, decyzji. Zgrywanie się na twardziela jest jednak do bani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie jestem juz bajtlem nie wierze w bajki takze ofc ze nie zaleczy depry... ba! moze tylko ja poglebic

 

Dokładnie, ludzie z depresją chyba nie powinni kochać, bo prędzej czy później zaczną mieć lęki czy ta druga osoba ich nie zostawi albo zaczną koncentrować się na ich wadach. A potem trudno wrócić do jako takiej stabilizacji. Oczywiście piszę o miłości toksycznej, bo niemożliwe jest by człowiek z depresją przyciągnął kogoś normalnego, radosnego. Jesteśmy jak zwalone magnesy, które przyciągają do nas podobnych wybrakowanych ludzi z chorym umysłem. Ja swoją przyszłość widzę tak: kiedy uda mi się już skończyć studia i zarabiać na siebie, kupię sobie psa i kota. Może będę miała nawet 3 koty, a może 9, w zależności ile miejsca będę mieć w mieszkaniu. Nieważne. Chcę żeby ktoś mnie w końcu pokochał i żebym juz nie cierpiała z powodu złamanego serca, myślę że zwierzątka są lepszą opcją niż faceci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak naprawdę to nic nie pomaga. Jak nie możesz chlać i zachlasz - to i tak nie pomoże. Jak niekochanego pokocha - to i tak gówno da. Jak prawik zaliczy - to też nic nie wniesie. To takie dziwne gówno które polega na zmianie sposobu myślenia. Jednorazowe wydarzenia czy jakieś bardziej złożone, nic nie dadzą jak nie zaczniesz patrzeć na siebie i życie z innej perspektywy. W miłości jeszcze może wyjść więcej tego całego gówna, poukrywane gdzieś dalej deficyty które w pojedynce jeszcze nie były na tablicy. Z drugiej jednak strony, sami idealni ludzie się nie kochają, więc jak ktoś ma umiarkowany burdel i go łata, może dorzucić do tego nieśmiałe próby zauroczenia. To zależy też jaki kto ma w siebie wgląd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wydaje mi się, że brak pewności siebie, powoduje bycie 'needy' a to jest mało atrakcyjne...

 

nie nie, tu nie chodziło o bycie "needy", ani brak pewnosci siebie na etapie ktorego ten wpis dotyczy. Tu chodzilo zwykłą empatie z mojej strony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...To zależy też jaki kto ma w siebie wgląd.

No właśnie - bardzo wiele od tego zależy. Wgląd w siebie, dystans i klarowna komunikacja. Racjonalnie w zdrowym związku nie ma sprzeczności interesów. Są tylko zaniedbania prowadzące do urojonych konfliktów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja swoją przyszłość widzę tak: .....kupię sobie psa i kota.
Pies prawdopodobnie zaatakuje kota i wtedy dopiero będziesz miała doła :(

 

myślę że zwierzątka są lepszą opcją niż faceci.
Nie zgadzam się z tobą :

Sanki są w zime,

rower jest w lato,

mama to nie jest to samo co tato :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja swoją przyszłość widzę tak: .....kupię sobie psa i kota.
Pies prawdopodobnie zaatakuje kota i wtedy dopiero będziesz miała doła :(

Albo odwrotnie.

Masz nikłą wiedzę o zwierzętach.

 

myślę że zwierzątka są lepszą opcją niż faceci.
Nie zgadzam się z tobą :

Sanki są w zime,

rower jest w lato,

mama to nie jest to samo co tato :mrgreen:

Rower jest zawsze. Gdyby babcia miała wąsy, to by nie sypiała z wujkiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie pomogło. Mój narzeczony poznał mnie w jednym z lepszych okresów mojego pełnego nerwic i załamań życia. Kiedy popadłam w depresję wspierał mnie, podczas ataków autoagresji łapał mnie za ręce żebym sobie nie zrobiła krzywdy, był przy mnie (na ile się dało w związku na odległość). Po kilku miesiącach przeprowadziłam się do niego i nie mówię, że to jakoś magicznie mnie uleczyło, ale przeprowadzka była punktem wyjścia do poprawy, światełkiem w tunelu. Naprawdę podziwiam, że nie rzucił mnie wtedy w cholerę, bo sami po tym opisie się domyślacie, że było ze mną fatalnie i ja sama nie mogłam siebie znieść. Ale jakoś się udało. Niedługo nasza piąta rocznica :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłość pomaga, ale miłość do siebie i do świata ogólnie.

 

Natomiast zakochanie, w którym swoją wartość uzależniamy od tego na ile nasze uczucia są odwzajemnione, to nie.

 

Jeśli ktoś nie jest samotny, ma rodzinę, męża/żonę, to faktycznie ma dla kogo żyć i do kogo wracać, więc może mieć delikatnie łatwiej.

 

Okres choroby nie jest dobry na szukanie kogoś, poczucie samotności jest wyolbrzymione, ale trzeba mieć na uwadze, że mamy zaburzony obraz siebie i komunikację z drugim człowiekiem, a to są rzeczy w związku bardzo ważne.

 

Jako nastolatka i młoda dorosła miałam stany depresyjne z powodu nieodwzajemnionego zakochania. Później wystarczało, żeby ktoś odwzajemniał sympatię, żeby z nim być. Ostatni epizod depresyjny miałam będąc w związku, więc wspierała mnie w leczeniu osoba, która sama się do mojego stanu przyczyniła.

 

Inna rzecz, nigdy nie byłam wylewna. Nie mówię rodzinie ani przyjaciołom, że ich kocham. Dopiero zaczęłam obserwować jak inni to robią. Większość intensywnych uczuć w moim życiu była wymyślona (tylko wyobrażałam sobie, że mnie i kogoś łączy miłość).

 

Teraz biorę neuroleptyk, który działa na wiele receptorów. Zakochanie się, to skoki poziomu neuroprzekaźników. Gdy receptory są zajęte przez lek, nie wyczuwa się skoków neuroprzekaźnika, więc nie ma stanu zakochania. Zresztą jeśli zakochanie polega na tęsknocie za czymś nieokreślonym, to i tak to wszystko o kant kuli roztrzaskać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....Zakochanie się, to skoki poziomu neuroprzekaźników. Gdy receptory są zajęte przez lek, nie wyczuwa się skoków neuroprzekaźnika, więc nie ma stanu zakochania. ..

To jest ciekawe. Kiedyś zauważyłem, że zeżarcie 3-4 środków przeciwbólowych (konkretnie Tramal) zdecydowanie redukuje również ból psychiczny wynikający z niespełnionego zakochania. Po prostu następowało wyzwolenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×