Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

wczoraj znowu sie poklocilismy i znowu on zapytal czy chcę odejsc, a ja "ani mi się śni". skąd sie to u mnie bierze? zdycham kazdego dnia.... ze go nie kocham, ze nie moge na niego patrzec, ze wszystko co z nim związane mnie odraza i na wszystkie sposoby odpycha... a nie umiem sie zwinac i odejsc.

juz nawet jestem w stanie zrezygnowac ze spotkan czy imprez z przyjaciolmi bo nie umiem isc tam bez niego a to dlatego ze pozniej mam ogromne wyrzuty sumienia ze podobal mi sie ktorys z kolegów, albo ze na pewno mogę go zdradzic. wiec coby uniknac takiej mozliwosci - nigdzie nie mam ochoty wychodzic. Jakos musze zyc, choc jest naprawde ciezko, jak on przyjezdza to mnie skreca w srodku...

 

Pozdrawiam, trzymajcie sie wszyscy - MIMO WSZYSTKO. :**

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego nie porozmawiać o tym z psychologiem?Nie rozumiem. Niektóre z Was piszą, jak długą męczą się z tym problemem. Przecież to samo nie minie! Trzeba sobie odrobinę dopomóc;) Miałam to samo. Bałam się patrzeć na innych, bo jeszcze by mi się ktoś spodobał, a jak już sie spodobał, to był koniec. Strasznie sie bałam, ze nie kocham...Wyszukiwałam wady itp itd.

A to strach przed uczuciami i nieakceptowanie ich, uznawanie za złe itd. Teraz patrze na ładnego chłopaka na ulicy i myślę, ze superowy i ok. TAką mamy nature, nie możemy sie pozbyć uczuć. One nie zależą od nas. Po prosu są.

 

:)Pozdrawiam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja marze o terapii, ale tutaj moge sobie tylko pomarzyc, wiec jedyne co mi pozostaje to walczyc sama!

Czytam WAS i czuje dokladnie to samo, boje sie co bedzie jutro, co jak nie bede chciala z nim byc jutro, co jak jutro pokocham kogos innego, co jak to, co jak tamto. To tak bardzo boli. Za mniej niz dwa lata nasz slub, i ja naprawde nie moge sie doczekac, ale chcialabym byc zdrowa, nie miec tych mysli, stanac tam przed oltarzem i nie bic sie z myslami, a cieszyc sie moim kochaniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hania, super ze Ci sie udaje:) u mnie jest tez tak ze egoistycznie uwazam ze ja mam najgorzej, ze chetnie bym sie z Wami zamienila. Ze Wy kochacie, a ja po prostu wmawiam sobie milosc. Tak bardzo mnie od niego odrzuca... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja chodze n terapie:) Konewkoo ty chodzisz na terapie?? na poczatku jak mialam lęki ze nawet do sklepu balam sie isc to chodzilam dwa razy w tygodniu, pozniej juz tylko raz w tygodniu a teraz dwa razy na miesiac, mi te rozmowy pomogly troche, trafilam na dobra psycholog, w sumie to na terapii uzmyslowilam sobie dlaczego mam lęki bo od nich wszystko sie zaczelo. Pozniej pojawily sie lęki dotyczace mojego chlopaka, nie mialam ochoty z nim rozmawiac nawet przez telefon, nie cieszylo mnie ze jestem z nim, nie dawał mi ukojenia, pojawily sie mysli ze nie chce z nim zamieszkac i inne tego typu. No i wyszlo ze boje sie zmian, odpowiedzialnosci, ze wszystko analizuje, kazde zachowanie moje i jego. Sa niestety ludzie ktorzy maja predyspozycje do lęków i depresji. I my chyba do nich sie zaliczamy:(

Wszystkich bez wyjatku pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Konewkaa, to chyba każda z nas uważa, że wmawia sobie miłość:)Nie tylko Ty:) Ile razy mnie to dobijało:) Ale teraz powiem, to co wszędzie i przy każdej okazji mówię. To, że boimy się, że nie kochamy, to tylko objawy naszej nerwicy. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistymi uczuciami. Nerwica maskuje uczucia i nie dopuszcza ich do głosu. To, ze mamy takie natręctwa nie oznacza tego, że naprawdę nie kochamy. To tylko symptom jakiegoś problemu psychicznego. Tak jak np. ja się kiedyś bałam, ze zamorduję mamę albo brata. I co? Przecież nie chciałam ich zabić, a okazało się, że to tłumiona złość. I tak samo jest w tym przypadku.

 

Tak więc głowa do góry:) Wiem, jak to jest, wiem, że łatwo mówić, jak się ma takie myśli. Ale wiem też, ze te myśli to tylko symbole. Sama przez to przeszłam, na własnym przykładzie mówię, więc prosze mi uwierzyć:) I nie dawać za wygraną dziewczyny:)))

 

 

O, prosze, Oliwka ładnie napisała:) Dokładnie to potwierdza to , co napisałam:) I to kolejny przykład na to, ze terapia jest niezbędna i jest podstawową i jedynie skuteczną na zawsze ( moim zdaniem) metodą leczenia:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niestety nie jest dobrze, nie wiem czy slusznie pojawilam sie kiedys na forum i podpisalam pod nerwicą. chcialabym zeby tak bylo bo wolalabym gdyby wszystko sie poprawilo bez koniecznosci zmiany partnera.

a teraz wydaje mi sie ze zle wybralam, ze to nie bylo zakochanie tylko jakies zludzenie, moj chlopak jest brzydki, nie moge z nim swobodnie przebywac. mimo ze troszczy sie o mnie i takiego faceta chcialam, bo czuje sie bardzo kochana - ja nie pamietam kiedy ostatnio bylam szczesliwa.. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trafiłem na to forum przypadkiem i aż się zarejestrowałam żeby wtrącić swoje dwa grosze. Ludzie, z pewnością wiekszość Was cierpi na nerwicę lub depresję. Obie przypadłości są zaburzeniami psychicznymi i nie bójmy się tego powiedzieć - nie są to choroby psychiczne w pospolitym tego słowa znaczeniu, a choroby afektywne, uczuć, emocji, jednakże w sferze psychiki. Takimi zaburzeniami zajmują się psychiatrzy, tak jak schorzeniami stawów ortopedzi i hirurdzy, a wadami serca kardiolodzy. Mam wrażenie, że wiele z Was ominęło ważny etap jakim jest wizyta u lekarza. Ja również choruję na stany depresyjne i nerwicowe i to od niepamiętnych czasów, bo mam już swoje lata na karku. Przez pierwsze parę lat męczyłem się tak jak Wy, powoli rozwalało się moje życie, bałem się absurdalnych rzeczy jak wyjście do sklepu, choroby, nagła śmierć. Miałem obsesje. Wszystko mnie przygniatało i przerastało. Odszedłem z pracy, coraz gorzej funkjonowałem. Pogrążałem się w swoich myślach i lękach. Aż trafiłem do specjalisty. Dostałem leki, fakt, pierwsze i drugie nie zadziałały bo tak to jest z antydepresantami, że trzeba trafić na swój, ale kolejny lek postawił mnie na nogi w ciągu paru miesięcy... Po latach izolowania się od rzeczywistości. Nie twierdzę, że leki to antidotum na wszelkie zło, bo z pewnością są osoby, których problemy biorą się z cech osobowości czy przeżyć i potrzebują pomocy psychologa. Ale nie dajmy sobie wmówić, że na depresję i nerwicę jedynym wyjściem jest psychoterapia, a leki są jakimś oszustwem, bo tak nie jest. Byłem na kilku psychoterapiach, różnych formach, także w oddziale dziennym. Mi to nie pomagało. Miałem wrażenie, że ci ludzie doszukują się we mnie czegoś, czego nie ma - że jestem introwertykiem, że jestem mało asertywny, że brak mi wewnętrznej pewności siebie. Wszyscy z mojego otoczenia, którzy znali mnie wczesniej zaprzeczali zdecydowanie tym teoriom. Dlatego mam do Was ludzie prośbę - nie leczcie się na własną rękę, nie przeciągajcie struny, jeżeli czujecie że coś z Wami jest nie tak, skonsultujcie się ze specjalistą, jeżeli czujecie że psychoterapia Wam pomaga, kontynuujcie ją oczywiście. Jednakże trzeba pamiętać, ze niektóre przypadki depresji i nerwic (a są ich niezliczone typy) mają podłoże bardziej biologiczne niż osobowościowe i nawet najlepszy psychoterapeuta nie zdziała cudów, jeżeli są fizyczne zaburzenia gospodarki hormonalnej i neuroprzekaźników. Wówczas jedynym i najlepszym wyjściem są specjalne lekarstwa. Mam nadzieję, że nikogo nie zranie swoją wypowiedzią, a może komuś pomogę. W tej chwili mam dorastające dzieciaki, dobrze płatną pracę za granicą, żyję pełnią życia. A myślałem, że nie doczołgam sie do trzydziestki. Biorę dawkę podtrzymującą przez dwa lata co dwa lata. I nie czuję się w związku z tym przegrany, ani gorszy. Gdybym miał cukrzycę to brałbym insulinę.

PS: Warto pamiętać, że na działanie leków trzeba cierpliwie czekać nawet 2 miesiące oraz że, jak napisałem na początku, czasem trzeba wypróbować kilka leków, żeby trafić na ten, który działa na mój organizm. Życzę Wam wszystkim z całego serca powodzenia i trzymam kciuki za Wasze szczęście. Z tego da się wyjść, albo inaczej, z tym da się żyć i to szczęślwie - trzeba tylko znaleźć swoją metodę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem nowy na tym forum. Bardzo mnie interesuje temat „co by się stało jak bym przestał kochać bliską osobę, partnerkę” Widzę że ten temat został już wielokrotnie tutaj poruszany.

Bardzo proszę wszystkich zainteresowanych tym tematem o pomoc. A o to moja historia.

Rok temu usłyszałem słowa od swojej narzeczonej że jej nie kocham nie widzę w niej kobiety, takie stwierdzenie padło ze strony partnerki ponieważ nie byłem zainteresowany sexem, pewien czas życie erotyczne się układało później całkowicie przestało mnie interesować, napięcie rozładowywałem w inny sposób nie będę pisał jak bo to żałosne i smutne i czuję tylko awersję do tego. Powracając do rzeczy. Uwierzyłem tym słowom, zacząłem przyglądać się partnerce i doszukiwać przyczyn dlaczego się nie kochałem...i tak uznałem że ma brzydką twarz później poszedłem dalej i doszukiwałem się innych części ciała które mi się nie podobają i dlaczego nie mogę kochać.

Wpadłem w straszne lęki nie wiedziałem co się ze mną dzieje byłem przerażony że za kilka miesięcy mamy wziąć ślub, a ja stwierdziłem że mi się ona w ogóle nie podoba. Ogromny konflikt wewnętrzny z jednej strony uważam partnerkę za wspaniała osobę czułą, wrażliwą, kobiecą o takiej kobiecie marzyłem łączyło nas wiele zainteresowań wiele rzeczy razem robiliśmy, czułem się szczęśliwy a z drugiej strony myśli od rana do wieczoru że mi się fizycznie nie podoba i nie mogę z nią być. Przeżyłem i przeżywam ten koszmar od 12 miesięcy. Przeszedłem już przez ogromne lęki, depresję, psychotropy, a nawet pobyt na oddziale zaburzeń lękowych wszystko dlatego że mam straszny wewnętrzny konflikt. Wiem że mam wspaniałą dziewczynę, ale nie potrafię sobie poradzić z myślami że mi się nie podoba. Widok ładnej dziewczyny na ulicy wywołuje we mnie lęki że ta mi się podoba, koszmar. Do ślubu nie doszło, ale jesteśmy dalej razem, może dlatego że partnerka bardziej wierzy we mnie niż ja w siebie. Nie wierzy że ja jej nie kocham, choć ja tego teraz nie czuję, ale wiem że przez pierwszy rok było dobrze byłem naprawdę szczęśliwy. Chodzę na intensywną terapię, dużo pracuję nad sobą, dodam że pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej, był również alkohol. Mija już rok jak cierpię, przeszedłem wiele, pomału podnoszę się czy to wszystko nerwica? ...natrętne myśli Jeden związek poważny już zniszczyłem, też coś sobie wkręciłem i zniszczyło wszystko. Nie chcę zniszczyć do końca tego w którym jestem, bo wiem że partnerka jest naprawdę wspaniała, a ja wszystko uzależniłem od fizyczności, że coś mi się nie podoba i ciągłe myśli o tym, jest lepiej ale nie do końca. Proszę wszystkich, których dotknęło podobne historie o napisaniu kilku słów. Dziękuję

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gregor, jak juz zapewne zauwazyles my wszyscy tutaj mamy ten sam albo podobny problem.Ja nim znalazlam sie na tym forum, tak samo nie wiedzialam co sie ze mna dzieje...nie rozumialam.Gdzies od 140 strony ow watku zaczelam troche o sobie pisac, opowiedzialam o moim problemie.Wszystko zaczelo sie rok temu.Mialam silny atak nerwicy i do dzis zmagam sie z cierpieniem.Zawsze bardzo kochalam mojego narzeczonego, bylo mi z nim naprawde dobrze,w ogole to cudowny czlowiek i do dzis dziekuje za niego Bogu.Nerwica niestety uderzyla w to co najbardziej kocham, zaczelam miec watpliwosci co do moich uczuc wzgledem mojego narzeczonego...mimo,iz on zawsze mi sie niesamowicie podobal, ja zaczelam spogladac na niego krytycznym okiem, widzialam w nim same wady, nawet jego glos mi sie nie podobal!To absurdalne!Nie rozumialam dlaczego tak sie dzieje...Szukalam w internecie podobnych przypadkow i tak oto trafilam na to forum.Nie moglam uwierzyc w to,iz nie jestem z tym sama...poczulam ulge.Powiedzialam sobie,ze sie nie poddam, ze bede walczyc! obecnie jestem na lekach antydepresyjnych, jest troche lepiej,ale nie do konca...Jedna strona mnie pragnie byc do konca zycia z moim ukochanym,natomiast ta druga strona (zupelnie mi obca ,czesto tlumacze ja jako demoniczna)wmawia mi,ze i tak nie bede z nim,ze powinnam odejsc,zostawic go...Ale ja nie chce! Mam lęki,czuje strach, tak bardzo boje sie stracic mojego ukochanego!

Ale wiesz co,Gregor?Ja naprawde sie nie poddam, bede walczyc do konca...Ty rowniez trzymaj sie i nigdy nie kryj sie z problemem!tutaj mozesz pisac kiedy tylko chcesz,tutaj jestes anonimowy,wszyscy sie wspieramy...w jakims sensie to forum mi samej pomoglo...POZDRAWIAM!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Gregor:). Ja ze swoim chlopakiem jestem juz rok. Dokladnie w niedziele mamy rocznicę. Te mysli przyszly pierwszy raz po 5 miesiacach zwiazku. Jesli chcesz mozesz doczytac w moim postach o mojej historii ale wyjasnie tylko ze nie zakochalam sie w nim od razu, to przyszlo z czasem i naprawde bywaly momenty w ktorych wiedzialam ze liczy sie tylko on. Potem przyszedl strach ze on mnie zostawi, a potem to juz mysli ze ja nie kocham. Przezylam naprawde koszmar, wlasciwie to nadal przezywam, ale juz oswoilam sie z tym ze odpycha mnei od niego na wszystkie mozliwe osoby. Wiem jednak ze CHCIAŁABYM GO KOCHAĆ. nie wiem, moze nie umiem odejsc, boje sie rozstac, moze to ktos nie dla mnie, ale chcialabym go kochac.

 

jesli chodzi o mysli zwiazane z wyglądem to znam je na pamiec, Andrzej nie jest w moim typie. Był czas kiedy nie widzialam jego wad, ale na dzien dzisiejszy jest dla mnie paskudny...

 

Jednak ciagle wierze ze uda sie z tego wyjsc, ze ten czas cierpienia nie pojdzie na marne, ze uda mi sie go pokochac. Nawet jesli to nie jest zadna nerwica.

Pozdrowienia:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Konewko, ja wierze w to calym mym serduchem! Wierze,ze kochamy...wiem to!Zreszta mowi sie, ze milosc to nie uczucie, to wola...liczy sie to, ze chcemy byc z naszymi partnerami.Czy nie jest tak, ze myslimy, iz to wlasnie te ukochane osoby nadaja sens naszemu zyciu...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech a u mnie już było dobrze, dopóki jedna ze znajomych nie powiedziała mi że mąż za często ma do mnie pretensje - ona tak zauważyła. No cóż zaczęłam o tym myśleć, potem znów wróciły myśli że go nie kocham i nigdy nie kochałam, że nie chcę odejść ze względu na mieszkanie i wspólne sprawy. I znów czuję się okropnie, znów włącza mi się panika i aż mi niedobrze :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam was wszystkich czuję to wszystko co wy i was dobrze rozumiem. To co z nami robi nerwica natręctw jest nie do zniesienia i destruktywnie wplywa na nasze życie. Ja na nią cierpię już jakieś cztery lata, pierwszy rzut spowodował że rozpadł się mój pierwszy związek po siedmiu latach, a zapadłem na to świństwo w sódmym roku naszego związku i odszedłem bo nie radziłem sobie z myślami na tle dziewczyny. Z tymi myślami wszedłem w kolejny ziązek ale nie dotyczyły bezpośrednio kolejnej dziewczyny i jakoś z nimi żyłem do czasu kiedy pojawiły się myśli dotyczące obecnej dziewczyny, a te poprzednie mineły poprostu je zastąpiłem i jest katastrofa. Ale zamierzam wygrać. Dużo pracuję nad sobą. Przeszedłem już terapię lekarstwami w najgorszym momencie teraz od pieciu miesiecy ich nie zażywam. Nerwica natręctw objawiła się u mnie tak jak u was wprowadziła zamieszanie czy kocham czy nie czy mi sie podoba czy nie. Koszmar wpadlem w ciężką depresję lęki i trafiłem do szpitala. Było bardzo ciężko momentami chciałem skonczyć ze sobą. Chodze do psychoterapeuty, intensywna terapia co tydzien. Widzę poprawę choć mysli nie przeszły jestem świadomy wielu rzeczy. Podnioslem się z dołka, pracuję i coraz wiecej rozumiem siebie. U mnie nerwica natręctw jest konsekwencją życia w dysfunkcyjnej rodzinie, gdzie byłem narażony na ciągły stres, co spowodowało nerwicę wegetatywną a pózniej nerwice natręctw. Nic się nie bierze z niczego, to nie jest choroba psychiczna tylko konflikty wewnętrzne z którymi niektórzy ludzie sobie nie radzą tak jak ja. Pracę nad sobą rozpoczołem w lutym 2008 i zamierzam na tyle wpłynąć na siebie aby normalnie żyć, wiem że jestem obciążony tym problemem do konca życia ale zrobię wszystko aby doprowadzić do takiej sytuacji aby normalnie żyć. Moja psycholog po kilkudziesięciu wizytach powiedziała że powinienem ponownie się zaręczyć i wziąść slub pomimo moich mysli. Ufam jej wybrałem psycholog z kilkudziesiecio letnim stażem, może słono płacę ale szczęście jest warte wszystkich skarbów a wszystko co materialne jest niczym w porównaniu ze szczęsciem osobistym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze Gregor, że się leczysz ! Ja się paniecznie boję psychoterapii bo myślę, że co zrobię jak po leczeniu wyjdzie, że wcale nie kocham, albo się pomyliłam? I będę musiała odejść? A ja nie chciałam i nie chcę odchodzić... Dlatego też, mimo swoich stanów, wyszłam za mąż kilka miesięcy temu, a teraz spodziewam się dzidziusia. Do lęków, a właściwie teraz już przekonania, że nie kocham, doszedł mi potworny lęk przed leczeniem - bo się boję, że naprawdę nie kocham i popełniłam błąd wychodząc za mąż....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witajcie, trochę mnie tu nie było. co u Was? komus sie poprawilo? mam nadzieje ze tak i ze moze podzieli sie pomyslem na wyjscie z tego...

Kilka miesiecy temu nawet jak probowalam przyznac sie przed sobą ze nie kocham, dostawalam atak placzu a nerwy siegaly zenitu Teraz umiem tak spokojnie stwierdzic ze nie kocham, ze on nie pasuje do mnie, ze az mnie to przeraza. Mimo wszystko nie chcę odejsc, co wynika pewnie z przywiazania. No i naprawde nie wyobrazam sobie innego u mojego boku. Gleboko wierze w to, ze kazdy z nas sobie poradzi. Ze ten brak uczuc zablokowany przez lęki, kiedys napelni się miloscią ktorej przeciez zdefiniowac sie nie da. Jaki to paradoks, meczymy sie myslami ze nie kochamy, a tak naprawde codziennie wykonujemy kawal trudnej roboty jaką jest walka o drugiego czlowieka. Haha, i czy to nie jest milosc?

to takei pomgatwane, nie ma sie co dziwic ze tracimy sily i watpimy. Pewne jest to ze nie jestesmy tu przez przypadek i nikt z nas nie moze się poddac. Juz kilka miesiecy temu postanowilam stawac twarza w twarz z lekiem, nie uciekac ale dyskutowac z moimi myslami, przeciez to ja wybieram, a wybralam mojego Andrzeja. Mimo ze moje mysli robią co moga probujac mnie od niego odciągac, czasami mam ochote zerwac, odejsc, przestac (jak uwaazam czesto) oszukiwac siebie. Zostanę, ile mogę, ile mi Bog da sily/

Powodzenia moi kochani ;****

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

To co każdy z nas na tym forum musi zrozumieć to to, że to właśnie natręctwa nas oszukują. Ktoś wam kiedyś wmówił że nie macie prawa być szczęśliwi i kochać tak jak potraficie najlepiej. A tu nagle na swojej drodze spotykacie osoby dzięki którym odkrywacie, że to co wam wmawiano nie jest prawdą jednak wszczepione przez nieodpowiedzialnych ludzi niskie poczucie własnej wartości powoduje że wierzycie w natręctwa a nie swoim uczuciom i potrzebom. Czytajcie Alice Miller ta autorka uświadomiła mi wiele ważnych kwestii, które umożliwiły mi pokonywanie własnych lęków i natręctw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich! jak sie czujecie? ja juz sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, u mnie jestteraz lepiej:) ale to jest chyba spowodowane tym ze moj chlopka jest za granica wiec zadko sie widujemy. Nie wyobrazam sobie zebysmy teraz razem zamieszkali nawet tu w polsce, czuje ze po jakims czasie znow wrócą moje lęki ktorych bardzo sie boję! staram sie o tym wszystkim nie myslec ale przeciez kiedys w koncu musimy rzem zamieszkac i razem byc!

powiem wam jedno ze moja terapeutka nie powiedziała mi ze to jest nerwica tylko ze kryzys tak jak w kazdym związku. Ona powiedziala mi ze przychodza do niej ludzie ktorzy nawet krótko po ślubie zaczynają mieć lęki i mówią ze patrzą na swoją drugą połowe i jej nie poznają, ze jest ona im calkowiecie obojętna i jakaś obca. Mysle ze są po prostu osoby bardzo wrazliwe ktore za dużo analizują i myślą i wtedy przychodza te glupie nasze mysli i lęki! Ja nie mialam nigdy wczesniej zadnych fobii no moze za wyjątkiem powtarzania pewnych czynności ale robilam tak tylko wtedy kiedy cos złego dzialo sie w moim życiu albo kiedy na czymś mi bardzo zależało i powtarzalo sie to naprawde rzadko i nie przeszkadzalo mi nigdy w zyciu bo raz to robilam a raz zapominałam:)

I ja jestem chyba taka osobą zbyt wrazliwą ktora zle znosi zmiany i zle adoptuje sie do nowych miejsc. A taką zmianą przeciez jest bycie w związku i mieszkanie razem. Tak to sobie tlumacze teraz. Ale w ogóle ta teoria mnie nie pociesza:(

Napiszcie o sobie troszke

Pozdrawiam Was

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochani, a u mnie nadal kiepsko. Zwykle 'ataki' trwały krótko, teraz to już prawie miesiąc, i wogóle sobie nie radzę. Czasem patrzę na męża i myślę sobie, coś jakby coś mówi mi, że przecież go nie kocham, po co z nim jestem. Wtedy zaczyna mi być niedobrze i coś jakby ściska mnie w gardle, czyli standardowy atak paniki. Tak jest w kółko, codziennie o tym myślę, czy go kocham, analizuję, zastanawiam się. Myślę że może faktycznie go nie kocham, że może po prostu nie chcę w to uwierzyć, tego zaakceptować i odejść, może moje ciało daje mi znaki (poprzez te ataki paniki, i niechęć do męża), śnią mi się jakieś sny po których dochodzę do wniosku że to nie ten, nawet słysząc smutną piosenkę o rozstaniach czy oglądając jakiś film w TV od razu się z tym utożsamiam i myślę że mam tak samo, że jestem w związku którego nie chcę, a facetem którego nie kocham. Kompletnie spadło mi libido - to też uznałam za znak że go nie kocham - wogóle przestaliśmy się przytulać, całować. Coraz częściej się kłócimy, o drobnostki, czuję że coraz bardziej się od siebie oddalamy.

Strasznie mi ciężko że nie mogę znaleźć odpowiedzi 'czy go kocham?'. Bardzo leży mi to na sercu :( No cóż ja sobie nie radzę, jest coraz gorzej. Moja psychiatra skierowała mnie na terapię do psychologa, czekam na 1 wizytę, jeszcze prawie miesiąc :((( Mam nadzieję że jakoś wytrwam, choć czasem myślę że już nie chce mi się żyć.

Jedyne co wam na chwilę obecną mogę polecić to książka Leo Buscaglii pt. "Miłość. O sztuce okazywania uczuć" oraz "Radość życia. O sztuce radości i akceptacji". Obie przeczytałam i zapomniałam o nich, ostatnio w czasie porządków je znalazłam i szczególnie ta pierwsza jest warta przeczytania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam was wszystkich

U mnie już totalna klapa już się poddałem, związek się rozsypał uwierzyłem chyba swoim myslą żę nigdy jej nie kochałem nigdy mi się nie podobała, ciężko mi z tym, przestałem wierzyć już w cuda rok się z tym męczyłem i nie mam już sił. Dobiła mnie rodzinna impreza, byłem już bez mojej kobiety i cała rodzina jest zdziwiona, że taką fajną dziewczynę przepędziłem. Ciężko mi czuję śię parszywie jak inne kobiety mi się podobają. Nie wiem jak się mam pozbierać, dzisiaj kolejna wizyta u psychologa, boję się jej, co usłyszę, boję się że miałem największy skarb, szczęście jakie mnie spotkało w życiu a ja je zniszczyłem, jeszcze widziałem ojca alkoholika na imprezie zniszczonego alkoholem żygać mi się chce. Szkoda mi już siebie bo boję się że skonczę tak jak on, narazie unikam alkoholu jak ognia a szczególnie w ciągu ostatnich 12 miesięcy bo nie chce zacząć topić smutków w alkoholu. Dzięki Aga25 za wiadomość, coś w tym jest ja mam straszną niską samoocenę i może dlatego uwierzyłem słowom usłyszanym a mianowicie że jej nie kocham że mi się nie podoba.

Pozdrawiam wszystkich mam nadzieję że wam jednak się uda

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Gregor piszę przede wszystkim do Ciebie nie poddawaj się bo popełniasz największy błąd w swoim życiu. Wiem to doskonale bo przechodziłam przez to samo i wyszłam z tego cholerstwa. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak bardzo natręctwa w tym również że podobają się wam inne kobiety/ inni faceci jest wielkim oszustwem. W ogóle natręctwa to wielkie oszustwa, które tworzycie we własnej głowie po to, żeby utwierdzać wbijane wam przez lata hasła jacy to jesteście beznadziejni, jak to nie zasługujecie na szczęście, ile to musicie zrobić żeby zasłużyć na miłość. Otóż uprzejmie was informuję że to brednie, które zapewne wmawiali wam wasi opiekunowie, w które uwierzyliście bo byliście dziećmi, a które są po prostu draństwem wiem to z własnego doświadczenia. Walczcie o swoje szczęście bo to że znaleźliście się na tym forum dobitnie dowodzi, że na swojej drodze życia spotkaliście wyjątkowe osoby, które uświadomiły wam czym naprawdę jest miłość! Dlatego nie wolno wam niszczyć tego co najpiękniejsze w życiu waszej szczerej i prawdziwej miłości. Nasz mózg to sprytne urządzenie co nieco zapoznałam się z jego funkcjonowaniem i wiem, że raz zaprogramowany potrafi odtwarzać swój program bez względu na realne wydarzenia i rzeczywistość. Polecam poczytać o tym. Głowa do góry. Poczytajcie też Alice Miller.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×