Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zmiana studiów - szantaż emocjonalny. Refleksja.


Rekomendowane odpowiedzi

Dokonuję rewolucyjnej dla mnie zmiany w życiu. Po blisko dwóch latach studiowania postanowiłem zrezygnować ze studiów prawniczych. Nie ukrywam, że decyzja ta dojrzewała we mnie bardzo długo, choć pierwsze odczucia „to nie jest to” pojawiły się po pierwszym semestrze. Uznałem jednak, że zdobyłem za mało doświadczenia by móc w pełni ocenić to czy jednak złapię bakcyla „prawniczego”. Nie byłem studentem najgorszym, ani też najlepszym. Szczerze mówiąc, byłem trochę powyżej przeciętności. W ciągu dwóch lat udało mi się zdobyć pracę (stałą!) w najlepszej kancelarii w swoim województwie, sympatię wykładowców oraz naprawdę bardzo cenne kontakty. Krótko mówiąc: wspaniałe perspektywy! Mimo kolejnych sukcesów miałem w sobie nieopisane poczucie pustki oraz marnowania mojego potencjału związanego z kontaktem z ludźmi, empatią, zdolnościami do głębszej analizy oraz obserwacji otaczającej mnie rzeczywistości.

 

Im dalej w las, tym bardziej przyłapywałem się na tym, że „odlatuję” i wyobrażam sobie jak znajduje na wszystko odwagę i zmieniam swoje życie. W tym roku poznałem pewną dziewczynę, z którą wszedłem w dość krótką relację, ale bardzo dla mnie znaczącą. Na początku znajomości usłyszałem od niej, że „jestem niesamowity”. Każdy lubi komplementy, przez chwilę można się poczuć świetnie. Jednak kiedy to powiedziała, to obudziło się we mnie coś przerażającego. Zadałem sobie pytanie, czy działania, które podejmują teraz w życiu mogą sprawić, że mogę być osobą nietuzinkową/inspirującą? Nie tyle dla innych, ale po prostu dla siebie samego?

 

NIE. Wybrałem drogę bezpieczną. Tak naprawdę jej nie wybrałem. Pozwoliłem się pokierować marzeniami, troską i wyborem rodziców. Podczas studiów bardziej przejmowałem się tym aby nie odstawać od reszty niż na tym aby podnieść wartość moich umiejętności. Praca od dawna mnie nużyła, przepisy przyprawiały o mdłości, ale miło było słyszeć „o! pracujesz w XXX” i poczuć się przez chwilę kimś „wyjątkowym”, kimś kto osiągnął pewien stopień prestiżu. Oczywiście kwestia mojego stosunku emocjonalnego nie była jedyną. Musiałem odrzeć siebie z iluzji i zadać pytanie czy moje obecne umiejętności i zaangażowanie w ich rozwijanie pozwoli mi na uzyskanie kompetencji których wartość pozwoli ma na osiągnięcie satysfakcji osobistej jak i ekonomicznej? NIE. STANOWCZO NIE.

 

Usiadłem na ławce w parku i wyłączyłem się totalnie. Odciąłem się od wszystkich poglądów, ocen, dobrych rad i innych czynników zewnętrznych. Zadałem sobie pytanie kim obecnie jestem, kim chciałbym być. Jakie są moje mocne i słabe strony. Czego się boję i dlaczego. Kilka godzin zeszło. Zdecydowałem się na studia z zakresu psychologii i kognitywistyki. Kręci mnie to od dziecka, choć wtedy jeszcze nie wiedziałem, że są dziedziny zajmujące się moimi zainteresowaniami.

 

Kiedy minął pierwszy entuzjazm do kontrataku przystąpiły wszystkie moje lęki. „Po tych studiach nie ma pracy, polski rynek nie wie co to jest kognitywistyka, skończysz daleko za innymi.” Nie ukrywam, że we wszystkim pomogła mi LOGIKA. Przykład z brzegu. Gdyby czynnikiem decyzyjnym przy wyborze studiów miały być perspektywy pracy, to realnym wyborem byłyby informatyka, medycyna, prawo oraz ewentualnie część kierunków wykładanych na politechnikach. Prawda jest taka, że jeśli nie masz „biznesplanu”, a raczej „lifeplanu”, to nawet najlepsze studia w niczym nie pomogą. To co mnie akurat zachęciło (zwłaszcza do kognitywistyki), to fakt, że na świecie jest to ważny kierunek rozwoju w relacjach człowiek-maszyna. Po prostu polski biznes nie umie jeszcze tego wykorzystać. Tam gdzie inni widzą brak perspektyw, ja dostrzegłem ogromne.

 

Przede wszystkim postanowiłem w możliwie najlepszy sposób skonfrontować swoje wyobrażenia o nowych kierunkach z realną materią. Poszedłem na kilka wykładów, zdobyłem materiały ze wszystkich lat studiów oraz rozmawiałem z wieloma osobami, które miały skrajnie różne odczucia.

 

Zrobiłem wszystko to, czego nie zrobiłem podejmując decyzję o studiach prawniczych. Nawet udałem się na wizytę do psychologa (by uniknąć sytuacji, że działam pod wpływem jakiegoś wypalenia czy innego stanu), który po rozmowie ze mną powiedział: „jakby to ująć, po prostu Pan dojrzewa. To się nazywa właśnie dorosłością – określenie własnych wartości i celów oraz podejmowanie inicjatywy i determinacji w celu ich osiągnięcia”.

 

Bliscy zareagowali różnie, choć widząc mój ogień w oczach zaakceptowali mój wybór i nawet się przekonali.

Mój najlepszy przyjaciel stwierdził, że mam tak kreatywny mózg, że poradziłbym sobie wszędzie. Najgorzej poszło z rodzicami, a zwłaszcza Mamą. Istny szantaż emocjonalny. „Wypruwam żyły, a Ty marnujesz szansę, którą od nas otrzymałeś. Wykładowcy będą traktowali Ciebie jak odpad. Twój przyjaciele ( a nawet byłe partnerki!!!) zajdą dalej, a Ty będziesz miernotą!”. Nie było tego łatwo słuchać, zwłaszcza, że nie padło nawet słowo „dlaczego”, ale liczę, że w końcu się z tym pogodzą. O ile na początku mnie to bawiło, to pojawiło się kilka zdań poniżej poziomu - m.in. porównywanie do moich przyjaciół (życzę im dobrze i niech zajdą jak najdalej) albo to, że wykładowcy będą mnie traktować jak śmiecia i nieudacznika...na koniec grożąc, że mam zapomnieć o jakiejkolwiek pomocy materialnej.

 

Rozumiem troskę, ale mimo wszystko boli mnie taka reakcja. Uważam, że rodzic powinien wspierać dziecko we własnych wyborach, nawet jeśli mogą być błędne. Zwłaszcza, że nie podejmuję decyzji, bo mam kaprys, a dojrzewało we mnie to bardzo długo, a też sam proces decyzji poddałem wielu próbom. Ciężko jest pokonać ograniczenia mentalne, które nakłada się na nas od dziecka w sposób mniej lub bardziej świadomy. Aprobata, prestiż, poczucie przynależności. Strach naprawdę nas ogranicza. Mam w sobie ten strach cały czas.

 

Rodzice nie przeżyją naszego życia za nas, a źródłem tego by być zdrowym psychicznie jest właśnie zadbanie o to aby ułożyć swoje życie w możliwie najbardziej komfortowym dla nas układzie. W związku z tym mam pewną myśl.

 

Istnieje taka książka "Wina" Ferdinanda von Schiracha. Autor większość życia spędził pracując jako adwokat w sprawach karnych. W swoim dziele opisuje najciekawsze przypadki, z którymi zetknął się w zawodzie. Są tam morderstwa, narkotyki, gwałty, samobójstwa i tak dalej. Wiecie co mnie zaskoczyło najbardziej? Większość przedstawionych zdarzeń wynikła z działania sprawców, którzy byli normalnymi ludźmi - mieli dobrą pracę, żonę, dzieci, piękny dom. Bardzo często pojawiało się w ich zeznaniach, że czuli pustkę lub brak czegoś. To ich pchało do różnych czynów - gwałt, kleptomania. Zrozumiałem dzięki temu coś bardzo ważnego. BARDZO WAŻNEGO.

 

Kiedy ludzie mówią o kimś "nienormalny" to najczęściej mają na myśli osoby, które odbiegają od norm społecznych wymaganych przez większość czy ustalony porządek. Gdybym teraz biegać po mieście w samych majtkach oraz z jajecznicą na głowie (nie zagrażając nikomu ani nie czyniąc krzywdy),bo po prostu jestem szczęśliwy, to tak by mi przypięli łatkę "nienormalnego". Szczerze powiedziawszy, to uważam, że żyjemy w społeczeństwie nienormalnych osób, bo dla mnie czymś takim jest stan, w którym człowiek nie jest szczęśliwy sam ze sobą. Ilu ludzi goni za czymś czego naprawdę nie chce etc. Wiem, że istnieje masa czynników, które nas ograniczają, tak jak pieniądze, wypadki, polityka. Bardziej chodzi mi o to, że ludzie w żaden sposób nie starają się poznać samego siebie. Bliscy świadomie/nieświadomie stosują na nas gwałt psychiczny i w imię "tego, że wiedzą lepiej" starają się nam powiedzieć jacy mamy być. Uważam, że masa problemów w stylu depresja czy stany lękowe wynikają z tego, że od wczesnych lat nie akceptuje się do końca naszej formy. Nawet nie daje się jej rozwinąć do końca, tylko kształtuje się jak najsilniej na swoją modłę. Tyle, bądźcie szczęśliwi i dzielcie się szczęściem z innymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawym jest to, o czym piszesz i w jaki sposób. Jeżeli uczyni Cię to szczęśliwym, to jest to jedyny właściwy wybór. Ja sam obecnie jestem studentem kognitywistyki, rok temu studiując psychologię, lecz mój początkowy entuzjazm i tu, i tu prędko się wypalił. Brak jest chyba sensu rzucać to po raz kolejny i obierać inną drogę, bo i tamta prędko stanie się narojoną kamieniami, cały czas na jednym poziomie, bez satysfakcjonujących górek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bez sensu kompletnie. Nie mogłeś skończyć tych studiów i później zrobić drugi kierunek bądź ciągnąć oba kierunki jednocześnie? Dzisiaj są takie możliwości, że dziwi mnie Twoje podejście, akurat w tym kontekście można mieć ciastko i zjeść ciastko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bez sensu kompletnie....

Ponieważ?

 

...Kiedy ludzie mówią o kimś "nienormalny" to najczęściej mają na myśli osoby, które odbiegają od norm społecznych wymaganych przez większość czy ustalony porządek. Gdybym teraz biegać po mieście w samych majtkach oraz z jajecznicą na głowie (nie zagrażając nikomu ani nie czyniąc krzywdy),bo po prostu jestem szczęśliwy, to tak by mi przypięli łatkę "nienormalnego". Szczerze powiedziawszy, to uważam, że żyjemy w społeczeństwie nienormalnych osób, bo dla mnie czymś takim jest stan, w którym człowiek nie jest szczęśliwy sam ze sobą. Ilu ludzi goni za czymś czego naprawdę nie chce etc. Wiem, że istnieje masa czynników, które nas ograniczają, tak jak pieniądze, wypadki, polityka. Bardziej chodzi mi o to, że ludzie w żaden sposób nie starają się poznać samego siebie. Bliscy świadomie/nieświadomie stosują na nas gwałt psychiczny i w imię "tego, że wiedzą lepiej" starają się nam powiedzieć jacy mamy być.....

Zgadza się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bez sensu kompletnie. Nie mogłeś skończyć tych studiów i później zrobić drugi kierunek bądź ciągnąć oba kierunki jednocześnie? Dzisiaj są takie możliwości, że dziwi mnie Twoje podejście, akurat w tym kontekście można mieć ciastko i zjeść ciastko.

 

Z bardzo prostej przyczyny. Myślałem o tym aby ukończyć kierunki równocześnie, ale "rozjechałbym się jeszcze bardziej". Jak się w coś zaangażować, to trzeba poświęcić temu możliwie najwięcej środków jakimi dysponujemy (czas, pieniądze). Argument o pracy jest nietrafiony wobec mnie, ale rozumiem jego obecność. Nie zamierzam pracować na etacie, raczej myślę o własnej działalności, ale to na dłuższą rozmowę. Bo o ten "sens" chodzi. Dla Ciebie jest on zupełnie inny niż dla mnie, zatem siłą rzeczy nie znajdziemy porozumienia w tym temacie. Tak jak mówię - napisałem o tym nie tyle by znaleźć potwierdzenie, a raczej umieścić swoją historię dla osób, które same rozważają wyrwanie się z dotychczasowego ucisku i postawienie na rozwój własnej osoby. :)

 

Generalnie myślę, że jako osoba prywatna nie warto robić zbyt konkretnych planów obliczonych na wiele lat czy wręcz dziesięcioleci, bo bardzo trudno przewidzieć jak wtedy będzie wyglądać ogólna sytuacja i nasze potrzeby. Nie powinniśmy poświęcać tego, kim naprawdę jesteśmy, jakie naprawdę mamy pragnienia i potrzeby w imię jakiegoś mitycznego „bezpieczeństwa” w dość odległej przyszłości. W szczególności zaprzeczanie naszej prawdziwej naturze rzadko długofalowo prowadzi do życia pełnego zadowolenia i radości a z powodów opisanych w poprzednim zdaniu przeważnie i tak nie warto. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tez rzucilam studia na ktorych nie potrafilam sie odnalezc imo byla to najlepsza decyzja jaka podjelam dotychczas i serio nie rozumiem po co sie kisic tam gdzie sie nie czujemy za dobrze - przecie to marnowanie najlepszych lat zycia

 

Do tego dorzuciłbym jeszcze bardzo ważną rzecz. Należy rozróżnić "wytrwałość" od "uporu". :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...Generalnie myślę, że jako osoba prywatna nie warto robić zbyt konkretnych planów obliczonych na wiele lat czy wręcz dziesięcioleci, bo bardzo trudno przewidzieć jak wtedy będzie wyglądać ogólna sytuacja i nasze potrzeby. Nie powinniśmy poświęcać tego, kim naprawdę jesteśmy, jakie naprawdę mamy pragnienia i potrzeby w imię jakiegoś mitycznego „bezpieczeństwa” w dość odległej przyszłości. W szczególności zaprzeczanie naszej prawdziwej naturze rzadko długofalowo prowadzi do życia pełnego zadowolenia i radości a z powodów opisanych w poprzednim zdaniu przeważnie i tak nie warto. :)

 

Zgadza się. Tak właśnie robiłem przez większość życia. Studia w standardowym czasie - 5 lat na 1 roku. Imprezy. Parę lat ciem barowy. Zajmowanie się lubianymi zagadnieniami. A, że przypadkiem polubiłem komputery, to teraz problem z pracą mam zerowy. Nigdy się specjalnie nie przejmowałem, co będzie. No i nie jest źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eragon, wiem na pewno, ze nie warto chodzic do pracy której sie nie lubi, bo niestety pożera ona, chociazby czasowo, wiekszosc naszego życia. To rodzi z roku na rok coraz wieksza frustracje.

Ale czy po swoich nowo wybranych kierunkach znajdziesz dobra posade, tego nie wiadomo.. jednak to już zupełnie inny problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobrze, że zmieniłeś studia. Na cholerę się męczyć i robić dwa kierunki? dla papierka po co i na co? by się czuc lepszym od innych bo mam więcej kierunków o zazdroście mi ? Bezsens Eragon, :great: dobra decyzja. bittersweet, własnie jaki sens w wykonywaniu pracy która nas nie cieszy? Żadna chyba, ze ktoś jest masochistą. Nie pasuje praca szukam takiej jaka mi odpowiada a nie narzekam jaki to świat okrutny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hehe ludziom się ciągle wydaje że zaraz po prawie zostaną rozchwytywanymi adwokatami i będą zarabiać 20 000 miesięcznie :D

o święta naiwności.

toż to jest kierunek, który wypuszcza rok w rok multum absolwentów. ilu z nich dostaje się na aplikację? :D

rynek pracy już dawno nasycił się prawnikami.

 

natomiast kognitywistyka zaje.bisty i bardzo przyszłościowy kierunek IMO.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyszłościowe czy nie, to bez znaczenia, ważne żeby czuć się dobrze ze swoim wyborem.

 

Ja zmarnowałam 8 lat na robienie tego, co mnie unieszczęśliwia i dowiedziałam się tego dopiero na terapii. Mózg daje dobre sygnały, jeśli mu się coś nie podoba, trzeba go słuchać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyszłościowe czy nie, to bez znaczenia, ważne żeby czuć się dobrze ze swoim wyborem.

 

Ja zmarnowałam 8 lat na robienie tego, co mnie unieszczęśliwia i dowiedziałam się tego dopiero na terapii. Mózg daje dobre sygnały, jeśli mu się coś nie podoba, trzeba go słuchać.

Tylko kiedy wiadomo, które sygnały są właściwe, a które wytworem choroby?... :bezradny:

Co to było te 8 lat? Co teraz robisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale wytwory choroby (nerwicy) to właśnie te sygnały, które ignorowane, skutkują bolesnymi reakcjami.

Co to było te 8 lat? Co teraz robisz?

Jest to szeroko pojęta praca z dziećmi. Teraz jestem terapeutką. Pracując z dziećmi wchodzę w rolę matki, ale takiej, która jest niezastąpiona, a i tak odniesie porażkę. Zajebiście pracuję. Jestem świetna. Uwielbiam dzieci, z którymi pracuję. Dogaduję się z dzieciakami w każdym wieku. Ale tak naprawdę, tam w głębi, nie chcę tego robić. Nie wybrałam studiów kierując się swoimi zainteresowaniami, ale chcąc dalej realizować patologiczny schemat wyniesiony z dzieciństwa.

Rozwiązanie jest jedno - mogę nauczyć się oddzielać wchodzenie w rolę od pracy. Praca to praca. Ale nie wiem czy będę to potrafiła.

 

Eragon, a jesteś utrzymywany przez rodziców?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

byłam w pracy którą lubiłam ,nie zarabiałam dużo ale uwielbiałam ją

ktoś bliski truł mi parę tygodni żebym zaczęła więcej zarabiać i szukała lepiej płatnej pracy

no i znalazłam ,zmieniłam prace -nie znosze jej i wracam z powrotem do tej którą lubiłam

Na szczęście mogę wrócić

trzeba robić to co sie lubi ,trzeba sie uszczęśliwiać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eragon, a jesteś utrzymywany przez rodziców?

 

Nie, utrzymuję się sam. Nie jest to może życie w luksusie, ale mam gdzie spać i co jeść. Mama nie może się pogodzić z tym, że jej syn nie zostanie prawnikiem, ale naprawdę gdybym miał to robić całe życie, to szybko bym zgnuśniał i popadł w depresję. Kilka postów wyżej była mowa o tym, że mózg daje dobre sygnały, tzw. intuicja. Zgadzam się z tym w 100%. Utarło się, że przy podejmowaniu decyzji trzeba chłodno kalkulować, jak maszyna. W księgowości na pewno, ale nie w życiu. Dlaczego?

 

EMOCJE + LOGIKA = OPTYMALNA DECYZJA

 

Myślę, że zalety logicznego myślenia nie wymagają wyjaśnień. Kiedy musisz dokonać wyboru między przedmiotami np. komputery, to wybierasz ten, który jest po prostu lepszy. W życiu jednak musimy czasem podejmować decyzje, przy których same "parametry' nie wystarczą.

 

Prosty przykład. Mamy do wyboru wakacje w luksusowym hotelu pięciogwiazdkowym. Sieć hoteli ma identyczne obiekty w górach i nad morzem. Pokoje, obsługa, jedzenie, cena - wszystko jest takie same. To co optymalizuje naszą decyzję w tym momencie, to indywidualna kwestia tego gdzie się czujemy lepiej - w górach czy nad morzem. Stąd właśnie bardzo ważna jest dla nas inteligencja emocjonalna. Możecie podejmować wybory i decyzje, których nikt nie zrozumie, ale to dla was muszą być najlepsze. Bo jeśli będziecie żyć jakimiś cudzymi marzeniami albo planami i uda się wam zachować sztuczny uśmiech na twarzy, to nie uciekniecie przed poczuciem wewnętrznego nieszczęścia. Nie jesteście w stanie wyłączyć swoich myśli. Co z tego, że inni nie będą wiedzieć, że jesteś nieszczęśliwy. Najgorsze jest to, że TY będziesz to wiedzieć...

 

Myślę, że układ w życiu jest taki:

 

1. Szczęśliwy i bogaty

2. Szczęśliwy i biedny

3. Nieszczęśliwy i bogaty

4. Nieszczęśliwy i biedny

 

Ktoś pewnie przytoczy, że "lepiej płakać w ferrari niż starym maluchu", ale czy emocje bogatego i biednego są inne? Bogaty i biedny tak samo odczuwają smutek, radość, ból etc., tylko z różnych powodów. Dlatego myślę, że PRIORYTETEM jest to by zadbać o poczucie wewnętrznego spokoju i szczęścia, a nie stawiać wszystkiego na PEWNY PIENIĄDZ.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z Tobą :-) Ale do momentu tych układów w życiu. Ja bym nie traktowała tego w taki czarno-biały sposób. Można nie być bogatym, ale nie być też biednym. Tak samo poczucie szczęścia jest zależne i zmienne. Mam trudność żeby uplasować siebie w tych kategoriach - nieszczęśliwa i biedna nie jestem, bo jakiś status materialny mam, ale też nie na tyle świetny żeby płakać w ferrari ;-)

 

Natomiast masz słuszność z konkluzją, że to nie pieniądz daje szczęście. Czytałeś jakieś książki psychologiczne nt. szczęścia? Pamiętam wyniki badań mówiące, że kwestie materialne wpływają na poczucie nieszczęścia u człowieka tylko w dwóch przypadkach:

* gdy ma mniej niż osoby w jego otoczeniu

* gdy ma mniej niż miał kiedyś

- czyli kiedy się porównuje :-) A ta, to nie ma znaczenia. Inne czynniki są ważniejsze. Czyli pewnie robienie tego, czego się naprawdę pragnie.

 

Jeżeli utrzymujesz się sam, to dobrze. Nie będziesz czuł aż tak dużej presji najbliższych ani męczył się z poczuciem winy, że nie spełniasz czyichś oczekiwań czy ambicji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eeee prawo jest przereklamowane. Ojciec był asesorem sędziowskim, zrezygnował przed samą nominacją. Potem był radcą ale też zrezygnował i dołączył do grona dorobkowiczów lat 90-tych. Mama poznała ojca na prawie, więc wziąwszy pod uwagę, że dziadek był adwokatem, a dwóch pradziadków sędziami. To można powiedzieć, jak to się mówi, że pochodzę z rodziny prawniczej ;). I powiem wam, że obecnie na rynku to jest taka lipa, że głowa mała... Przykłady. Syn znajomych po prawie bez pracy, inny syn znajomych po prawie jako praktykant w jakiejś firmie konsultingowej nie dostał się na aplikacje 2 razy, znajomy rodziców, był prokuratorem po czystkach został zwolniony(osądzał w stanie wojennym), jego żona prokurator apelacyjny, siano spoko ale siedzi cały czas w małej klitce i czyta akta przez 8h, kończy idzie do domu, inny znajomy prokurator, jeździł jako dyżurny(tam są dyżury, żeby był jakiś co jeździ do wypadków, zabójstw itd.) alkoholik rzucił prace. Mógłbym tak długo wymieniać. Mnie wszyscy odciągali od pomysłu kierunek prawo - mam mądrych rodziców ;) też bardzo dłuuugo włóczyłem się po studiach, w końcu znalazłem informatykę i się zakochałem ;) teraz zaocznie kończe drugi rok i lece do roboty. Morał tej historii jest krótki. Na roku rodziców mnóstwo było takich co poszło z konieczności. Po studiach tylko jeden tak naprawdę realizował swoją pasję był marzycielem ;)

więc keep going no metter what

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×