Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

Dziewczyny, a któraś z Was myśli o dzieciach? Czy może macie juz swoje? O tych ciągłych mdłościach i wymiotach, które mogą się przytrafić... bo wiadomo, że jednak chce się mieć swoje rodziny, swoje maluchy i tak dalej..

 

Ja jestem na wyjeździe wakacyjnym w świętokrzyskim, sporo km ode mnie, od rodziny, od znajomych, wiadomo. Ale przyjechałam tu do pewnej osoby i teraz ona wypuścić mnie nie chce :105:

Mam siedzieć do soboty, ale chyba wybede wcześniej. I mówiąc szczerze ze swoim lekiem czuje się tu bardzo dobrze, praktycznie mało kiedy go odczuwam, jedynie na początku, kiedy jeździliśmy dużo autem, ale teraz się przyzwyczaiłam i czuje się bardziej wyluzowana tutaj, co skutkuje obojętnością do rzygow :D

Jak będą to będa, poza tym tyle ile tu przeżyłam, ile alkoholu wypiłam, wcześniej ile hormonów się nałykałam, bo musiałam to w glowie się nie mieści. W ulotkach wiecznie jako częste skutki uboczne: "wymioty", a ja w stres, co się okazuje nie tak łatwo o nie. Jak z natury rzadko się wymiotuje to tak pozostaje.

 

Wytrwałości wszystkim życzę i walki, bo to gowno nie może nas pokonać, tyle dobrych rzeczy, atrakcji i miejsc nas przez to omija, że szkoda życia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć dziewczynki!

Współczuję Wam bardzo... przechodziłam to piekło. :(

Kacha89, dziękuję za pamięć. Do czwartku leżałam, masakra jakaś, wieczorem poszłam z moim do sklepu, ledwo do domu doszłam. Kołatanie serca, mega mdłości... Myślałam, że zemdleję. Mąż poratował. Nie był to atak paniki, bardziej osłabienie. Tak, czy siak niemiło. Jakoś funkcjonuję. Zmęczona jestem, bo dziś 1. dzień po tygodniu chorowania. A sporo było do ogarnięcia w pracy. No ale nic... dałam radę.

 

Bardzo bym chciała, żeby Wam się polepszyło... :(

U mnie idealnie nie jest z lękami, obawami, strachem przed jedzeniem > ale nie chcę Wam tu truć, bo przy Waszych jazdach, grzechem byłoby z mojej strony narzekać.

 

Trzymajcie się... Jestem, czytam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lolina: Ja mam córkę , a za rok dwa chciałabym drugie dziecko :) już to tu pisałam kiedyś bardzo bałam się mdłości ale to chyba instynkt macierzyński był silniejszy po prostu tak mega bardzo chciałam mieć dziecko że zaryzykowałam i to był najcudowniejszy okres w moim życiu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agata_agata, hahahaha! Ja zawsze mam przy sobie termometr, noszę w kosmetyczce. Jak gorzej się czuję to potrafię np. będąc u teściów iść do łazienki i mierzyć gorączkę. W ogóle tyle razy mierzę temperaturę, że hoho, a Bogiem a prawdą to ostatni raz temperaturę miałam w 2008 i to przy jelitówce, która przebiegla z okropną biegunką i bólem kości, za to zupełnie bez mdłości.

 

Jak przeżyłaś dzisiejszy dzień? Poszło jakoś? Ja zaliczyłam ogromny atak, aż skróciłam spotkanie bo czułam, że muszę wyjść i na pewno rzygnę. Possałam validol, trochę przeszło. W domu zjadłam nawet obiad bo wiem, że muszę jeść (dziś waga pokazała 45kg, więc kiepsko..)

 

Kacha89, no właśnie dobrze, że mi przypomniałaś o terapii, miałam dzisiaj zadzwonić - zrobię to jutro! Będę zdawać relację. Ja teraz chodzę jeszcze na akupresurę - zawsze wierzyłam w medycynę naturalną więc chętnie ją wykorzystuję.

 

Lolina, to fajnie, że lęki masz mniejsze. Ja juz prawie zapomniałam jak to jest mieć wyjebane na rzyganie, a był już czas że mi to zwisało (oczywiście do momentu ataku, ale te zdarzały mi się 2-3 razy w roku). Co do dzieci... ja w ogóle ich nie lubię, ale chce mieć rodzinę, wiem, że mój mąż marzy o dziecku. Natomiast wizja ciąży to dla mnie jakiś hardcore :( Nie wiem co bym zrobiła, gdyby spadło na mnie to nieszczęście, że bym rzygała :( Choć skoro umiem funkcjonować 4 miechy z niemal codziennymi mdłościami, to może i to bym przeżyła?

 

Psychotropka`89, ekstra, że jest lepiej! Ktoś musi być światełkiem w mdliwym tunelu :P A jak tam z mężem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu: Też wierzę w medycynę naturalną ale trochę się zdołowałam bo od zeszłego roku od sierpnia chyba piję ziółka i ataków nie miałam może ze trzy ale tak małe że nie można było tego nazwać atakami i tak się cieszyłam. A tu nagle w kwietniu atak i 2 tygodnie temu też. Bardzo mnie to zdołowało bo myślałam że ziółka mi pomagają a tu nagle ataki :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dawno nie wchodziłam w ten wątek, żeby się niepotrzebnie nie nakręcać :roll: lepiej przeczytać co jakiś czas hurtowo :mrgreen:

 

Kiedyś bałam się oglądać filmów, jak to się działo odwracałam głowę. Teraz już nie mam tego problemu.

A ja sobie daruję takie widoki, żeby mi się w pamięci niepotrzebnie nie kodowały! Dość mam własnych schiz :bezradny:

 

Kacha89, widzę, że ostatnio później chodzisz spać niż zwykle. Jest jakiś szczególny powód? Bo u mnie to nałóg, z którym jak widać bezskutecznie walczę :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kacha89, perfekcyjna Pani Domu. :lol::great:

alu, czy jest jakoś super lepiej... nie bardzo. Ale nie ma ataków paniki. Lęk jest na jednym, stałym poziomie. Czasem jest większy ale bez ataków na szczęście. Z mężem jest dobrze, jak to w małżeństwie... raz fajnie, raz mniej. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka`89: No a jak... :D pózniej mąż robi test białej rękawiczki heheh

 

 

Wczoraj znów miałam atak cały dzień wszystko ok a wieczorej pomyślałam o ataku i w ułamku sekundy zrobiło mi się nie dobrze i atak gotowy.

Naszczęście nie dobrze mi jakoś mocno nie było ale cała reszta i to uczucie którego tak nie nawidzę i cała reszta eh..podłamałam się. Przed jakies 8-9 miesięcy ziółka mi pomagały a tu nagle chyba przestały bo ataki wróciły:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Dziewczynki!

Ostatnio się pochwaliłam, jak to u mnie super, to mam. :pirate:

Dziś w pracy zjadłam pyszny musik owocowy, a później 2 jogurciki naturalne. Następnie położyłam się z małym, przebudziłam się i coś mi się we flakach burzy... Myślałam, że zdechnę! Posiedzenia 3 albo 4 krotne, ból taki, że słabłam, trzęsło mnie z bólu, modliłam się na głos, żeby już tak nie bolało... Myślałam, że na tym kiblu kojfnę...

Po paru kursach, znów padłam z małym. Spaliśmy do 17tej, słaba jestem jak nie powiem co, odwodniona. Dodatkowo mam całe ręce od 2 dni w zmianach atopowych i zapodałam sobie mały challenge. Schodzę z setaloflu

i relanium. Z 5mg już zeszłam do 2,5 od dwóch dni. Nie wiem jak i czy przetrwam.

Ech... :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kacha89, mus owocowy 100%+szybko zjedzone 2 jogurty naturalne w biegu +pusty żołądek+położenie się spać zaraz po zjedzenie=sraka gigant. Przynajmniej w moim przypadku. Jak dotoczyłam się do domu, to wypiłam elektrolity, parę wafli ryżowych zjadłam, niedawno kolację i jest ok. ODPUKAĆ! ;)

 

A jak tam Ty się czujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka`89: U mnie średnio ataki wróciły tak jak pisałam wcześniej. Podłamałam się troszkę tym bo chyba ziółka pprzestają działać a odkąd zaczęłam je pić to ataków nie miałam. Znalazłam 4 psychoterapeutów ale takie ceny są że szok a na NFZ nie umie znalez żadnego. Byliśmy dziś z mężem na lodach włoskich (sprawdzona lodziarnia) ale oczywiście nie byłbym sobą gdybym troszkę nie schizowała o salmonelle ale ja widać nic mi nie jest czyli lód świeży był.Powiem Ci szczerze coraz bardziej mnie to dobija.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lolina: Ja mam córkę , a za rok dwa chciałabym drugie dziecko :) już to tu pisałam kiedyś bardzo bałam się mdłości ale to chyba instynkt macierzyński był silniejszy po prostu tak mega bardzo chciałam mieć dziecko że zaryzykowałam i to był najcudowniejszy okres w moim życiu :)

 

Więc instynkt macierzyński jest jednak silniejszy... oby to tak działało, bo w przeciwnym razie nie wróżę sobie szczęśliwej przyszłości niestety :nono:

 

Lolina, to fajnie, że lęki masz mniejsze. Ja juz prawie zapomniałam jak to jest mieć wyjebane na rzyganie, a był już czas że mi to zwisało (oczywiście do momentu ataku, ale te zdarzały mi się 2-3 razy w roku). Co do dzieci... ja w ogóle ich nie lubię, ale chce mieć rodzinę, wiem, że mój mąż marzy o dziecku. Natomiast wizja ciąży to dla mnie jakiś hardcore :( Nie wiem co bym zrobiła, gdyby spadło na mnie to nieszczęście, że bym rzygała :( Choć skoro umiem funkcjonować 4 miechy z niemal codziennymi mdłościami, to może i to bym przeżyła?

 

Momentami jest ciężko, wiadomo. Siedzę bezczynnie, albo sama to zastanawiam się nad tą fobią, nad rzyganiem, rozmyślam i mnie nachodzi coś na wzór "ataku". Kiedy jestem z kimś jest o wiele łatwiej. Teraz zostawiłam mojego lubego, wróciłam do siebie, siedzę przeważnie sama i nie dość, że mi smutno i tęskno, to łapią mnie czasami schizy.

Wymioty w ciąży nie zawsze przecież występują, no ale trzeba być przygotowanym na taką ewentualność. ;) Natomiast jak już wyżej pisała Kacha, instynkt macierzyński może wygra, z czasem. :roll:

 

Na szczęście staram się nie schizować tak odnośnie żywności, nie sprawdzam już tak nałogowo dat i nie unikam tych "dłużej leżących" produktów. Ale ze skórki nadal obieram wszystko :bezradny: Ogólnie jest lepiej, ale rozłąka mi trochę utrudnia życie, za dwa tygodnie wyjeżdzam na dwa miechy do pracy i też boję się jak to będzie. Ale może przeżyje.

 

Psychotropka - to żeś się urządziła :roll: Mam nadzieję, że dziś już Ci o wiele lepiej!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Laski, przeżyłam jeden z najkoszmarniejszych dni, ale od początku: wczoraj czułam się świetnie. Normalnie, jak kurde biały człowiek! Miałam apetyt, energię, chęć do życia, wieczorem poszłam nawet na Rynek chcąc wycisnąć z tego dnia jak najwięcej. Spotkałam sie ze znajomymi, było super i nagle ogarnęło mnie sama nie wiem co, to znienawidzone, trudne do opisania uczucie jakiejś beznadziei, rozstrzęsienia, rezygnacji i natychmiastowej chęci udania się do domu. Zaraz za tym przyszła słabość, ucisk w klatce i mdłości - wiadomka. Tak mnie trzymało i trzymało, nic nie zazywałam, bo rano miałam wsiąść do samochodu i jechać 60km malować Pannę Młodą. Uwierzycie, że nie zmrużyłam oka? Popijałam tylko melise modląc się, by nie było pawia i czekałam, aż będzie rano. Bałam sie cokolwiek zażyć, żebym była przytomna za kierownicą. Rano samopoczucie było masakryczne, do tego ten upał, ale iść musiałam. I wiecie co się okazało? Nie odpalił mi samochód. Nie wiadomo czemu, po prostu nie. Ja w panikę, bo nie mogę dziewczyny wystawić i nie mam jak sie tam dostać, każdy kto przychodził mi do głowy akurat był dziś poza miastem. Ostatecznie zawiózł mnie mąż, ale odbyło się to w takiej atmosferze, jakbym celowo zepsuła swoje auto :( Roztrzęsłam się ostatecznie, rozpłakałam i tak przeplakałam całą drogę. Chciałam się unieść honorem, ale naprawdę nie miałam żadnej opcji. Jest mi tak strasznie źle, bo mój mąż w sytuacjach kryzysowych zawsze był niezawodny i potrafił trzymać mnie w ryzach, dziś czułam się jak pasztet specjalnej troski, którym stale trzeba się zajmować. Wystarczyło powiedzieć "nic się nie stało, zdarza się, zawiozę cię/dam ci swój samochód" ale gdzie tam! Pół godziny nerwów, fochów, krzyków ... po tej nieprzespanej nocy to był horror... zrobiłam co miałam zrobić, choć było mi bardzo ciężko, z tych wszystkich nerwów żołądek miałam zaciśnięty na supeł. Dziś 34 stopnie, a ja do 14 nie jadłam i nie piłam :( zjadłam dopiero kanapkę z twarożkiem, bo mnie mama poprosiła, żebym coś skubnęła i się napiła. Ja leżę, a ona mi przynosi te nieszczęsne herbatki :( Zaliczyłam już 3 ataki jakby zapadania klatki piersiowej, nie wiem czy to z tych nerwów, z upału, z braku cukru czy z czego.. a! jeszcze panna młoda zadowolona mi oznajmiła, że całe szczęście przeszła jej grypa żołądkowa, z którą borykali się z narzeczonym od 3 dni. No uwierzycie? Dziś jest dzień, w którym czekam na jakiś piorun ostateczny, mam serdecznie dość. Wczoraj było tak bosko, tyle rzeczy zrobiłam, dużo pracowałam, zaplanowałam obiad, tak po normalnemu, nie może tak być codziennie? :((((((((((

 

W poniedziałek zaczynam terapię, myślę też, by jeszcze raz wybrać się do psychiatry jednak po jakieś leki. Wertując internet znalazłam info, że doksepina działa przeciwlękowo, antydepresyjnie i jest polecana w nerwcach z objawami żołądkowo-jelitowymi. Brzmi dobrze, nie?

 

ZA-ŁAM-KA :cry:

 

Ps. wybaczcie, że nie odniosłam się do tego co piszecie - czytam was i na pewno coś dodam od siebie, ale musiałam, po prostu musiałam się wygadać :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, też muszę się wygadać.

Dziś cały dzień był super, wprawdzie upał do padnięcia, ale cały dzień minął fanie nie dawno zrobiłam sobie kolację bo już głodna byłam. Przed kolacją chciałam spróbować babeczki bo mój mąż upiekł wzięłam gryza i nagle zrobiło mi się nie dobrze ogarnęło mnie to głupie uczycie jak przy ataku i zachciało mi się do ubikacji . Na szczęście do ataku nie doszło ale teraz czuję się nie pewnie i oczywiście kolacji nie zjadłam.I jak to możliwe że nie bałam się czułam się ok , głodna byłam a przy gryzie babeczki tak mi się zrobiło...załamka totalna.Wszystkiego mi się odechciewa i powoli już w nic przez to nie wierzę.

 

Lolina: Ale i tak masz fajnie ,cieszę się że wychodzisz z tego:) trzymam kciuki za Ciebie:)

 

alu: Biedaczko domyślam się co czujesz, wypocznij teraz odeśpij tą noc ,rano musi być lepiej :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po dzisiejszym ataku umówiłam się raz jeszcze do psychiatry :( zobaczę, co powie, ale już wiem, że po prostu MUSZĘ brać jakieś leki, bo jakość mojego życia jest zerowa. Dziś od dobrego samopoczucia do o-mało-co wyrzygania w taksówce minęło chyba 5min, do tej pory mnie trzęsie :( Zaczęłam psychoterapię, ale wiecie - pierwsza wizyta dopiero. Babka mi powiedziała, że wg niej terapia będzie konieczna przez 2-3 lata :shock: super, stówa za wizytę x 4wizyty w miesiącu x 3 lata = :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, uważam, że bez leków sobie nie poradzisz... Niestety. :(

Co do psychoterapii, póki co uważam to za złoty biznes. Uważam swojego pożal się Boże "terapeutę" za złodzieja i to nie tylko moja opinia. :? Dlatego póki co nie mam zamiaru tracić kasy na to. Wywaliłam z siebie masę brudów za te pół roku , a jak już tematy mi się pokończyły, to koleś milczał, zerkał na zegarek, wbijał wzrok w kajecik... Aaa, nawet nie chcę się nakręcać, bo na samą myśl mi się w środku kotłuje wszystko. :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka`89, też uważam, że to pogadanki nastawione na wyciągnie kasy :( Umówilam się do babki, która leczy hipnozą, nastawiłam się na razie na 3 miesiące i zobaczę - jak nie będzie efektów do rezygnuję. Jutro poproszę o jakieś leki, do tego chodzę na akupresurę i już sama nie wiem co mam jszcze robić :( Gdyby miało mi pomóc rozmoczone żabie gówno to pewnie bym je zjadła :( Nienawidzę tej fobii i tych mdłości. Koszmar.

Naczytałam się o tej doksepinie i jakoś jestem pozytywnie nastawiona, zobaczę co powie psychiatra. Póki co jest 16:00, a ja wypiłam dziś filiżankę herbaty i to wszystko co miałam w żołądku :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, :( a mirtazapina nic nie dała? Ile jej brałaś?

Hipnozy sama bym spróbowała...

Doksepinę dawno temu brałam, chyba w połączeniu z sulpirydem jak mnie pamięć nie zawodzi i miałam spokój od fobii chyba na 2 lata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×