Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

lekkie życie (niekoniecznie zewnętrznie bo ktoś może mieć zewnętrznie ciężej niż drugi ale i tak się wewnętrznie czuć lekko i beztrosko) nie woła o usprawiedliwienie...ja niestety jestem na etapie rozpaczliwego poszukiwania jakiegoś usprawiedliwienia dla mojego życia, jakiegoś głębszego sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczął się czerwiec i moje lęki znów powrociły, szczególnie te dotyczące śmierci. Jakoś tak mam, że jak zaczyna się czerwiec, to we mnie coś umiera - inni się cieszą, że ciepło, słonko, kolory, a ja coraz bardziej zapadam się w sobie. Mimo zmniejszania leków i jakieś nadziei na zakończenie kolejengo ataku depresji, to w mojej głowie rodzą się kolejne mysli samóbojcze: teraz wiem, że to zrobię, nie wiem tylko kiedy coś we mnie pęknie. Jakoś zawsze moje próby samobójcze wypadały w czerwcu, nie wiem, co w tym miesiącu jest

Boję się powiedzieć lekarzowi, że te myśli mnie przerażają, bo są coraz silniejsze, że mam szufladę pełną tabletek, które znów zaczynam chomikować. Chyba nie mam w nikim oparcia: mąż nie widzi niczego poza swoją pracą, nawet nie wiem, jak mam z nim rozmawiać. Dobija mnie to, że nie mogę mieć dzieci, a to jedyne co mi chodzi po głowie, mogę myśleć tylko o tym, i tak kółko się zamyka. Czasami mam ochotę powiedzieć mu, że pozwalam mu odejść, niech znajdzie szczęście gdzie indziej. Może o to chodzi, żebym wyszła i zaczęła wszystko od nowa, może w tym jest sens.

Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale nie mam z kim pogadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczął się czerwiec i moje lęki znów powrociły, szczególnie te dotyczące śmierci. Jakoś tak mam, że jak zaczyna się czerwiec, to we mnie coś umiera - inni się cieszą, że ciepło, słonko, kolory, a ja coraz bardziej zapadam się w sobie. Mimo zmniejszania leków i jakieś nadziei na zakończenie kolejengo ataku depresji, to w mojej głowie rodzą się kolejne mysli samóbojcze: teraz wiem, że to zrobię, nie wiem tylko kiedy coś we mnie pęknie. Jakoś zawsze moje próby samobójcze wypadały w czerwcu, nie wiem, co w tym miesiącu jest

Boję się powiedzieć lekarzowi, że te myśli mnie przerażają, bo są coraz silniejsze, że mam szufladę pełną tabletek, które znów zaczynam chomikować. Chyba nie mam w nikim oparcia: mąż nie widzi niczego poza swoją pracą, nawet nie wiem, jak mam z nim rozmawiać. Dobija mnie to, że nie mogę mieć dzieci, a to jedyne co mi chodzi po głowie, mogę myśleć tylko o tym, i tak kółko się zamyka. Czasami mam ochotę powiedzieć mu, że pozwalam mu odejść, niech znajdzie szczęście gdzie indziej. Może o to chodzi, żebym wyszła i zaczęła wszystko od nowa, może w tym jest sens.

Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale nie mam z kim pogadać.

Hej sonka. Z gory przepraszam za ten post ale musze to napisac. Gdzie mialas oczy jak wybieralas tego faceta, no powiedz gdzie. Czy kobiety naprawde nie potrafia juz wybierac normalnych facetow. Co zwiazek to tylko praca i kasiora, brak uczuc wyzszych. Ostatnia parka nawet podrozy nie miala, fotografa, video, urlopu - nic bo trzeba kase chomikowac- a kasy maja od groma i ciut ciut. Napisze moze i dosadnie : widzialy oczy co braly. Pewnie nie jednemu odmowilas, lamiac tym samym serce. A ile opowiesci slysze @moglam byc z Andrzejem, a wybralam ciebie itp itd@.

Zlozylas przysiege malzenska to sie mecz az do smierci. Jednoczesnie zycze duzo zdrowia, mam nadzieje ze sie jakos ulozy Tobie, bo na meza juz za pozno i nie oszukujmy sie on zawsze taki byl, a Ty bylas slepa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po próbie samobójczej (150mg alpry i flaszka) leżałem 2 dni w zwykłym szpitalu po czym po prostu kazali mi iść do domu. To tak jakby powiedzieć: "Chciałeś się zabić, normalka, możesz już iść". Zero pomocy psychologicznej, wróciłem do domu i siedziałem kilka dni sam w pokoju. Co za kraj...

 

Jak się później okazało wyczytałem gdzieś, że ta dawka jest o wiele, wiele za mała żeby umrzeć, ale fazę miałem przez tydzień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abrakadabra xx, to bardzo dziwne, że nie zostałeś skierowany na obserwację do oddziału psychiatrycznego. Zbagatelizowali tak poważną sprawę jak zagrożenie życia. Nie mogę uwierzyć, że są jeszcze w Polsce szpitale z takim podejściem, przecież ich też obowiązują jakieś procedury w takich przypadkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po próbie samobójczej (150mg alpry i flaszka) leżałem 2 dni w zwykłym szpitalu po czym po prostu kazali mi iść do domu. To tak jakby powiedzieć: "Chciałeś się zabić, normalka, możesz już iść". Zero pomocy psychologicznej, wróciłem do domu i siedziałem kilka dni sam w pokoju. Co za kraj...

 

Jak się później okazało wyczytałem gdzieś, że ta dawka jest o wiele, wiele za mała żeby umrzeć, ale fazę miałem przez tydzień.

 

 

Dobrze Cię rozumiem, też tak miałam. Przeciez trzeba ratować pijaków - -którzy mimo demolowania oddziału należy im się cały pakiet badań, a dla innych nawet psychologa na miejscu nie mają.

 

Sama mam kryzys od kilku dni, wiem że w mojej szufladzie jest dużo leków, przeważnie nasennych, które nieświadomie chomikowałam - może gdybym wzięła je wszystkie to nie stałabym przed wyborem, co mam zrobić gdy mnie jednak odratują. Nie wiem, gdzie mam szukać pomocy, niby mogę iść do lekarza, nawet zadzwonić do niego, ale co dlaej? Mam się przyznać, że znów wszystkich zawiodłam, nie potrafię tak żyć.. Nie wiem już co mam robić...

 

Wiem, że wielu się zastanawia, co takiego widziałam w mężu, że się za niego wyszłami gdzie miałam oczy. Nie wiem. Nie wiem, gdzie je miałam. Może bałam się samotności, a może czułam, że tak trzeba

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sonka_85, lepiej wyrzuć te leki jak ich nie zażywasz, można sobie zrobić krzywdę a i tak przeżyć, szkoda zdrowia.

 

Rozumiem, że ci się nie układa z mężem ale to chyba nie jest aż taka tragedia żeby się zabijać.

Prawdopodobnie niepotrzebnie się obwiniasz o jakieś nieciekawe sytuacje, jakiekolwiek błędy popełniłaś nie czynią z ciebie złego czy mało wartościowego człowieka.

 

A faktycznie, ludzie czasem z samotności wpadają w desperację i na siłę szukają kogoś bliskiego, nie zawsze dobrze się to kończy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Rozumiem, że ci się nie układa z mężem ale to chyba nie jest aż taka tragedia żeby się zabijać.

Prawdopodobnie niepotrzebnie się obwiniasz o jakieś nieciekawe sytuacje, jakiekolwiek błędy popełniłaś nie czynią z ciebie złego czy mało wartościowego człowieka.

 

Nie, to nie przez niego. Nigdy nie mogłabym tak powiedzieć, nawet chyba pomyśleć.

Raczej za wszystko obwiniam siebie: to przeze mnie nie możemy mieć dzieci, i właśnie teraz dopadły mnie wyrzuty sumienia, a tylko o tym potrafię teraz myśleć. Ciągle krąży mi to w głowie, najpierw upokarzające badania, później diagnoza,i razem nie mogliśmy tego unieść. JA nie potrafię o tym rozmawiać, nie potrafię go na siłę zmusić, żeby podjął deecyzję. Widzę, że nie chce o tym rozmawiać. A ja coraz bardziej zamykam się w sobie, nie potrafię tak żyć, nie potrafię być idealna, ciąle coś mi nie wychodzi. Zawiodłam wszystkich, bo nie potrafię być taka, jak ode mnie oczekują. Mam takie dni, kiedy wydaję mi się, że nie ma niczego innego niż śmierć przede mną. I

 

Czasami chcę od niego odejść, bo przecież jemu też należy się szczęście, niech znajdzie je gdzieś indziej. Mam ochotę wyjechać i nie wracać, po prostu zacząć wszystko od nowa, może do następnego zaangażowania, nie

wiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie doszłam do wniosku, że jestem tylko ciężarem dla mojego męża, który musi ciągle się o mnie martwić, utrzymywać mnie i ogólnie się mną zajmować, a ja mam wiecznie problemy, nie potrafię sama siebie ogarnąć i poukładać swojego życia, ani nawet posprzątać mieszkania. W związku z tym lepiej by było, gdybym umarła. On miałby święty spokój i mógłby ułożyć sobie życie z kimś normalnym, kto dałby mu szczęście.

 

Cudowne te moje myśli.

 

Ku*wa!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie doszłam do wniosku, że jestem tylko ciężarem dla mojego męża, który musi ciągle się o mnie martwić, utrzymywać mnie i ogólnie się mną zajmować, a ja mam wiecznie problemy, nie potrafię sama siebie ogarnąć i poukładać swojego życia, ani nawet posprzątać mieszkania. W związku z tym lepiej by było, gdybym umarła. On miałby święty spokój i mógłby ułożyć sobie życie z kimś normalnym, kto dałby mu szczęście.

 

Cudowne te moje myśli.

 

Ku*wa!!!!!

Miłość polega na trosce i zrozumieniu drugiej osoby,chory może być każdy i nie rozpatruj tegow kategoriach ciężaru sama sobie robisz krzywdę .Narzeka na to że Ci pomaga?skoro nie widać Cię kocha pomimo wszystko i ciesz się tym zamiast winić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ostatnio jakby trochę się wyciszyły te myśli, ale dzisiaj poszłam nad rzekę... siedziałam sobie przy samej wodzie i myślałam jakby to było być takim topielcem. Co za refleksja mnie naszła! Przecież ja się panicznie boję wody w zbiorniku większym niż wanna!

Potem szukałam drzewa, na którym wisielec dobrze by wyglądał.

A jak skończyłam na placu zabaw i huśtałam się na huśtawce, zastanawiałam się jakie to by było dramatyczne dla kogoś, kto przyszedłby z dzieckiem na plac zabaw i znalazł samobójcę wiszącym z takiej huśtawki.

Nie ma to jak relaksacyjny spacer po okolicy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×