Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Wszystkich. Od jakiegoś czasu zmagam się chyba z nerwicą - oczywiście nie jestem przekonany czy to nerwica, ale lekarze tak twierdzą. Zmagam się z problemami układu pokarmowego, bule brzucha - żołądka, jelit itp. Byłem w szpitalu na badaniach (zapalenie żołądka), miałem kolonoskopie, gastro, tomografie z kontrastem całego układu pokarmowego, nawet EUS. Teraz jeszcze czekam na badanie jelita cienkiego. Oczywiście gdy mnie coś tylko zakuje czy zaboli to odrazu przez myśl przewija mi się szereg chorób (nie będę może wymieniał - ale oczywiście wszystko co najgorsze). Byłem u neurologa - stwierdził że nerwica. Miewam takie jakby arytmie (ale serce zdrowe).

Na początku atak zaczynał się od wizyty w toalecie. Zaczyna się zawsze od zawrotów głowy - zawsze wydaje mi się że to od brzucha albo jakieś osłabienie - i wtedy dochodzą takie jakby zachwiania równowagi, zaczynam szybko oddychać, czuję jakbym nie czuł rąk i nóg, często też drętwieją, czasem zatykają mi się uszy, mam takie uczucie jak bym chciał uciekać. Teraz doszło do tego że rano gdy otwieram oczy odrazu myślę o tej porannej wizycie w toalecie i w zasadzie te lęki już mam od samego rana i oczywiście atak też. Mam to codziennie po kilka razy dziennie. Do tego ciągłe bóle rąk i pleców jakby mnie kości bolały. Pieczenie języka, czasem skóry. Czasem czuję się tak jakbym ciągle żył w panice. Najlepiej czuję się w aucie. Zawsze uciekam do samochodu. I zadaję sobie pytanie czy ta nerwica i te ataki (o ile to nerwica) wywołana jest przez jakąś chorobę powiedzmy brzucha, czy te wszystkie objawy to wynik nerwicy i czy to wogóle możliwe żeby samemu psychicznie wywoływać u siebie takie dolegliwości? Pyłem u psychiatry, dostałem leki ale psychiatra uprzedził mnie o jakiś działaniach niepożądanych, oczywiście zaraz po zażyciu tabletki wszystkie je miałem więc przestałem brać. Teraz idę na psychoterapię ale nadal nie jestem przekonany czy nie jestem na coś chory :S. Pozdrawiam Cierpiących. Przeokrutna choroba :S.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Broken skutki uboczne mogą się pojawić ale nie muszą.To Twoja psychika tak działa.Ja też bałam się brać leki ale zdałam sobie sprawę z tego,że warto przecierpieć te kilka dni aż leki zaczną działać(skutki uboczne są nieprzyjemne ale nie zagrażają naszemu życiu).Od 14r.ż choruję na zaburzenia lękowe,teraz mam 23lata.Raz jest lepiej,raz gorzej-wiadomo.Były takie okresy,że przez rok-dwa nie musiałam brać tabletek.Obecnie przeżywam dużo stresów związanych z pracą i życiem osobistym ale staram się radzić sobie sama(oczywiście regularnie chodzę na terapię)Gdy zaczyna mi się atak nucę sobie ulubioną piosenkę,mówię do siebie np."to tylko lęk,jestem od niego silniejsza,nie dam się mu pokonać"za wszelką cenę zajmuję umysł czymkolwiek aby tylko nie myśleć o lęku.Przyjęłam również taktykę,że co ma być to będzie.Warto również racjonalizować swoje lęki.Jeśli masz możliwość to napisz na kartce czego konkretnie się boisz,na ile procent jest możliwe,że to się stanie(koniecznie racjonalnie!),co możesz zrobić żeby tak się nie stało,zrób co możesz a jeśli nie możesz nic to poprostu odpuść.Ja zazwyczaj dochodzę do wniosku,że lęk to tylko myśl,która nie zagraża mojejmu zdrowiu i staram się przejść nad tym do porządku dziennego.Dużo pomaga też relaksacja,trening autogenny,ulubiona muzyka,obecność kogoś bliskiego(jeśli jest taka możliwość),wyobrażanie sobie,że z każdym oddechem pobierasz dobrą energię i spokój a z wydechem usuwasz lęki i niepokój.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

próbuję sobie to wszystko jakoś tak poukładać i czasem złości mnie to że nie mogę normalnie funkcjonować - zakupy, spacery, czy najprostsze czynności. Muszę to robić mam dzieci, muszę odprowadzać do przedszkola. robić zakupy, pracować ale to jest straszna męka. I tak jak teraz sobie czytam co piszesz, i nawet to co ja piszę to w zasadzie wygląda to jak te lęki napadowe, ale jak tylko to przychodzi to zaraz myślę że jestem na coś chory, że umieram i ciągle myślę że może powinienem od razu lecieć do lekarza. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy to wogóle możliwe żeby samemu psychicznie wywoływać u siebie takie dolegliwości?

Oj tak! Zdecydowanie! Nasza psychika potrafi robić niesamowite rzeczy.

 

Polecam Tobie podjęcie psychoterapii, uważaj żeby za bardzo się nie wkręcić w wyszukiwanie chorób, może tez przeczytaj jakąś książkę na ten temat. Myślę, że może "Lęki i Fobie" Bourne'a by Cię przekonały, opisuje tam dlaczego niemożliwym jest, abyśmy umarli podczas ataku paniki. Dużo zracjonalizowanych rzeczy, przykłady ćwiczeń oddechowych, relaksacji itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy w trakcie ataku macie tak, że już teraz natychmiast chcecie się znaleźć w domu? Nie w jakimś spokojnym miejscu, nie chcecie pomocy, szklanki wody, towarzystwa tylko za przeproszeniem spierdalać do domu? I zakładając, ze do tego domu jest kawałek to ta myśl was paraliżuje i macie wrażenie, że zwariujecie za moment? Koszmar, 2 razy w ciągu tygodnia zaliczyłam takie cudo..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witajcie! i ja zmagam się z nerwicą. zreszta juz pisałam o tym w kilku wątkach. jestem mamą dwójki małych dzieci i gdyby nie ta choler*a nerwica to byłabym na prawdę szczęsliwa. nie chce po raz kolejny pisać o swoich objawach bo było juz ich tyle, ze już nawet nie mam sił. w zasadzie prawie dotarło do mnie, ze fizycznie jestem zdrowa... PRAWIE ... bo jak to w nerwicy bywa myśli pojawiają sie na okrągłą, ze jestem na cos chora itd. ale juz się tak nimi nie przejmuje. byc moze jest tez to oczywiście chwilowe.... w każdym razie teraz męczę się z tym strasznym uczuciem odrealnienia, które jest po prostu wykańczające. próbuje z tym żyć ale jest róznie. najlepiej jest jak jest mąż w domu. przy nim czuje się na prawdę bezpiecznie. ale niestety mąz pracuje i wtedy gdy go nie ma jest najgorzej. pisze tutaj bo moze jest jakas osoba (najlepiej mamusia, która ma podobne odczucia) , która chciałaby czasem porozmawiać. tak po prostu. albo po prostu zając czyms myśli. jeśli tak to prosze pisać na maila monika1405@vp.pl

chętnie porozmaiwam z kims kto ma podobny problem.

pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nerwa, otóż to :( to dla mnie nowość, ale ostatnio atak dopadł mnie po spokojnej kolacji w restauracji, wyszłam z knajpy, poczułam ucisk w klatce piersiowej, duszność, mdłoooości masakryczne i ta chęć ucieczki... ci wszyscy ludzie wokół doprowadzali mnie do szału, myślałam, że oszaleję, brało mnie na wymioty, na mdlenie, sama nie wiem na co. Co za koszmar :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, no wiem :-/ taki atak jest straszny.

I potem najgorsze, ze czlowiek zaczyna sie czuc bezpiecznie tylko w domu, bo tam jest ok. I jak trzeba gdzies isc, to pojawia sie obawa "a co jesli znow przytrafi sie to samo?"

Ehhh.. jak jeszcze nie masz tego na takim zaawansowanym poziomie, to na pewno nie mozesz sie wkrecac w te ataki. One sa nieprzyjemne, ale mijaja w miare szybko i dodatkowo NIC nie moze Ci sie wtedy stac. To "tylko" lęk (wiem.. łatwo powiedziec ;) ). Ale jak zaczneisz unikac tych ataków, czy jakichs miejsc, to bedzie tylko gorzej, bo utrwalisz sobie taka reakcje i bedziesz chciala siedziec tylko w domu :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy w trakcie ataku macie tak, że już teraz natychmiast chcecie się znaleźć w domu? Nie w jakimś spokojnym miejscu, nie chcecie pomocy, szklanki wody, towarzystwa tylko za przeproszeniem spierdalać do domu? I zakładając, ze do tego domu jest kawałek to ta myśl was paraliżuje i macie wrażenie, że zwariujecie za moment? Koszmar, 2 razy w ciągu tygodnia zaliczyłam takie cudo..

alu ja mam dokładnie tak przy agorafobii..

 

alu, tak. A jak nie ma możliwości do domu, to na jakieś odludzie ( łąka, krzaki, nad rzekę, byle ludzi nie było ).

A wodę to noszę zawsze ze sobą w butelce ( obowiązkowo przegotowaną ) ;)

Tu też mam podobnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, ja ostatnio uciekłam z kościoła w trakcie kazania ( a chciałam dosłuchać do końca ) i nawet po wyjściu na świeże powietrze nie chciało mi przejść... uspokoiłam się dopiero po dotarciu do domu ( na szczęście było blisko ) i zażyciu Clona :?

 

Mam już tych cholernych ataków po dziurki w nosie... nie da się normalnie żyć :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie ostatnio ataki mocno zelżały, bo je zaakceptowałam. Kiedy czuję, że jakiś nadchodzi, myślę sobie "ok, to potrwa chwilę i przejdzie" i w momencie takiego relaksu umysłowego "odechciewa mi się" panikować. Byłam w szoku, jak odkryłam, że to działa. Ciekawa jestem, czy to się utrzyma, bo bardzo mnie to cieszy. Niestety nie działa w sytuacji, kiedy stanie się coś nieprzewidywalnego, na pewną wiadomość od koleżanki zareagowałam pełnoobjawowym atakiem. Ech :) Ja bym chyba wolała, żeby zamiast ataków zniknął najpierw ten ciągły lęk, który jest zawsze i wszędzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak wy to robicie, ale serio pytam. Zaczyna się atak i potraficie go olać? Ja niby próbuję, wydaje mi się, że jestem spokojna, ale dolegliwości mnie tłuką masakrycznie ... z tym problemem, że ja mam emetofobię, a przy ataku zawsze mam mdłości i sam lęk zmienia się w lęk przed porzyganiem się. Szczęśliwie nie wymiotowałam od 16 lat, co nie zmienia faktu, że codziennie czuję, że dziś jest ten dzień. Idzie się wykończyć!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, ja kiedys mialam nawet taka sytuacje, ze jak gdzies na ulicy zaczynal sie atak i juz bylo naprawde zle, mowilam sobie - "ok, jak tak to dobra, mam umierac (albo chociaz zemdlec) to - proszę bardzo, niech tak sie stanie." I doslownie momentalnie mijala mi panika i lęk :)

Dobrze jest sie tez skupic wtedy na przezywanych emocjach - pomyslec co TAK NAPRAWDE czujesz - tez wiele razy mialam tak, ze to natychmiast przerywalo atak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu

Myślę, że to jest tak, jak napisała nerwa. Ja sobie przerobiłam wszystkie poszczególne dolegliwości i uświadomiłam sobie że wszystkie są objawem paniki. Czyli są wytworzone przez moją głowę. I uświadomiłam sobie, że to mnie nie zabije. W pierwszym momencie ataku jest panika, owszem, ale po chwili ogarniam się i myślę "ok, mogę to przeżyć" i znika, jak pisałam. Ważne jest żeby przemyśleć, co się właściwie najgorszego może stać. No bo już miałaś te ataki, prawda? Być może Twoi bliscy już je widzieli. Wiesz, co się zdarzy. Lęk przed wymiotowaniem jest paskudną rzeczą, ale chyba pomóc może jedynie, jeśli pomyślisz sobie - ok, najwyżej zwymiotuję (nie wiem czy w tym lęku faktycznie dochodzi do zwymiotowania i jest to lęk wtórny, czy też to zwymiotowanie to jest takie w sferze domysłów?). Może piszę głupio, jeśli tak to przepraszam, nie wiem jak ten lęk wygląda. W każdym razie mi taka akceptacja lęku pomaga. I jak powtarza ciągle moja psycholożka "trzeba nauczyć się żyć z lękiem", co mnie trochę złości, ale w sumie to paradoksalnie pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy jest tu ktoś kto nie ma typowych ataków paniki? tylko cały czas się źle czuje?? bo ja juz mam dosyć. nie mam jako tako typowych ataków ( no miałam moze z 2 razy) czyli przyspieszone bicie serca, drzenie ciała, oblewanie potem itd. tylko mam np. przez kilka dni złe samoopoczucie., które po prostu mnie dobija. nie mam juz sił na to. wstaje rano i jest dobrze. a po ok. godzinie zaczyna się jakieś dziwne otępienie, osłabienie. wstaje z krzesła i zastanawiam się czy zaraz nie upadne. obracam się i mam wrażenie jakby miało mnie zaraz zarzucić i wogóle czuje takie choler*e dziwne osłabienie jakby mętlik w głowie. sama nie wiem jak to opisać. od poniedziałku męczyło mnie cos takiego. w czwartek do kościola jechałam z myślą, ze pewnie padne w trakcie mszy. po mszy było chwile dobrze i znowu się zaczęło. pojechałam z mężem, dziećmi i szwagrem i jego rodzina na przejażdzke rowerową i cały czas zastanawiałam się czy nie przewróce się na rowerze prosto pod jakies auto. dopiero jak bylismy w domu i wypiłam jedno piwko to gdzies to otępienie odeszło. dzisiaj od rana jest jakby troszeczke lepiej ale dla odmiany boli mnie glowa i mam ją taką ciężką. zaznaczam, że to na pewno nie kac;p bo to nie mozliwe a takie bole głowy to mam co troche. ;(

ja juz mam do chol*ry dosyć. co to za życie. zamiast cieszyć się i zajmować się córeczkami to ja cały czas zastanawiam się co mi jest ..;/ i widze, ze jest coraz gorzej;/ kiedys bylam noprmalna wesoła dziewczyna a teraz boje się z domu wyjść. w poniedziałek pojechałam z dziećmi do marketu i połowy rzeczy nie kupiłam bo nie miałam sił;/ tragedia...;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

natiii, ja tak miewam czesto :-/

Np. mam tak, ze przez kilka dni czuje sie tak ogolnie zle, oslabiona, otumaniona itd. Z tym oslabieniem to mam dosc czesto problemy - czuje wtedy tak w rekach, w nogach, wszedzie doslownie taką niemoc. Co ciekawe, kiedy sie zmusze do czego (np. do wejscia po schodach) daje rade. Wiec takie to troche subiektywne odczucie. I nieraz jak zaangazuje sie w robienie czegos, to jakby zapominam i tego nie czuje.

A co do otepienia czy otumanienia - tez miwam takie dni, ze mam jakby wate w glowie. Ciezko mi sie skupic na czymkolowiek. Jakby sennosc, ale nie do konca. Dziwny stan.

I co wiecej, i to oslabienie i otumanienie powoduje, ze odczuwam większy lęk (bo juz jestem na tym skupiona caly czaS).

 

Nawet mialam dzisiaj pisac tu o tym otumanieniu, czy kogos meczy - bo mnie dzisiaj od rana. Jakis taki mam scisk w glowie az ciezko mi funkcjonowac w pracy. Dodatkowo ten upał... ehh :-/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nerwa ja tez tak mam, ze jak zaczne cos robic to to robie. i niby o tym zapominam. ale za chwile sobie przypomne i jest masakra;/

cały czas czekam kiedy to sie skonczy ale zaczynam wątpić czy w ogole sie skonczy bo z biegiem czasu zauwazyłam, ze jak juz mnie to dopada to mam to coraz dłuzej. co ciekawe teraz gdy zrozumialam, ze to wszystko to pewnie nerwica to dotarło do mnie, ze takie dziwne uczucia to miałam juz jakies 8 lat temu gdy chodziłam jeszcze do liceum. ale wtedy do głowy mi nie przyszlo, ze to nerwica. zganiałam to zawsze na picie kawy. bo wydawało mi się, ze zawsze jak wypije kawe to dopada mnie jakies dziwne chwilowe uczucie otępienia. przestawałam wtedy pic kawe i to mijało. z biegiem czasu jednak to odzcucie co jakis czas wracało niezależnie juz od tego czy piłam kawe czy nie. i w koncu pozostało to juz na dłuzej i dopiero nie dawno dotarło do mnie, ze to najprawdopodobniej nerwica...;(

 

Boze... poradzcie cos co zrobic, zeby to gówno się skonczylo... wiem wiem powiecie : ,,zajmij się czymś, zrób cos dla siebie" itd... uwierzcie mi, ze nie zawsze tak można... poszukać sobie jakieś zajęcie bo gdy ma się małe dzieci to ciężko jest wygrzebać się z domowych obowiązków a co dopiero zrobić coś dla siebie.... własnie teraz znalazłam dla siebie głupie 5 min a już przychodzi starsza córka z płaczem do domu;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja juz nie wiem co robic. Wczoraj na przyklad zrobilam sobie medytacje, relaksacje wieczorem itp. A dzisiaj.. znowu od rana bol glowy, zmeczenie, otepienie. Ehh...

 

Są teorie, ze takie stany biorą sie z tego, ze nie przezywamy jakichs emocji (sa zepchniete gdzies na bok, bo są np. trudne), i tak umysl się broni przed nimi. Tzn. woli się odciąc od wszystkiego (i w taki stan otepienia wpasc) niż przezywac to co jest do przezycia.

 

A z kawą to ja mam taki problem, ze nie dosc, ze mi NIC a nic nie pomaga na tą sennosc i otumaneinie, to w dodatku załącza mi się po niej takie roztrzesienie ogolne. I to jest jeszcze gorsze!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z napadami lęku i niepokoju miałam spokój przez równe trzy miesiące.

Od dwóch tygodni zaczęło się od nowa.

Jestem maksymalnie przerażona bo jest coraz gorzej.

Pierwsze co, wstaję i biorę 10mg Relanium...trochę pomaga ale niepokój siedzi sobie i siedzi i czyha kiedy zaatakować z grubej rury.

Nauczyłam się, że zawsze muszę mieć piwo w zapasie bo kiedy dopada mnie ta okropna paskuda, piwo z relanium całkowicie wycisza ten demoniczny stan.

Wiem...droga do nikąd.

Psychotropy biorę od 12 lat i cóż zdziałały? Wielkie G!

Jedyny ratunek benzodiazepiny, alkohol i opioidy, których staram się unikać.

Nie powinnam ale mam ogromny żal do Boga, że stworzył mnie taką jaka jestem.

Zaburzona, znerwicowana, szukająca ucieczki w prochach i alkoholu.

Nienawidzę brać tych piekielnych tabletek, nienawidzę pić ALE co mam zrobić?

Jak stłumić ten lęk kiedy on jest tak silny i wprowadza w derealizację...

Myślałam, że coś się zmieni, kiedy ktoś mnie pokocha, kiedy będę miała pieniądze.

Teraz opływam w luksusie. Mieszkam ze swoim facetem, który bardzo mnie kocha i niczego mi nie żałuje...

ale co z tego kiedy On nie rozumie mojej duszy.

Wiem, że z czasem odejdzie ode mnie bo nie wytrzyma moich psychoz.

Wiem to i nie będę miała mu tego za złe.

Co ja mam zrobić? Co?

We wtorek mam pierwszą prywatną terapię, pokładam w niej nadzieję.

Pracuję.

Mam bardzo odpowiedzialną pracę.

Główna sekretarka tuż przy Pani Dyrektor.

Urząd Pracy.

Boże ja tylko proszę żebyś dał mi siłę w utrzymaniu tego co mam, co uzyskałam.

Bardzo się boję i jestem niesamowicie zdruzgotana :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×