Skocz do zawartości
Nerwica.com

Początek końca związku?


Rekomendowane odpowiedzi

Ma sobie założyć, że "zapewne" będzie gorzej i zakończyć związek?

 

A czemu by nie, skoro i tak jest nieszczęśliwa?

 

Szczerze mówiąc to ciężko mi sobie wyobrazić kłótnie i inne problemy bez zamieszkania ze sobą, bo nie widzę jakichś specjalnych powodów, które mogłyby się do tego przyczynić

 

 

Nie bardzo rozumiem, czemu ma służyć ta uwaga - z wyjątkiem siania defetyzmu.

 

ale to właśnie dzięki czarnowidztwu można uniknąć wiele nieprzyjemności :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia, bardzo się z Tobą nie zgodzę i nie rozumiem dlaczego piszesz i oceniasz za mnie, że jestem nieszczęśliwa?! To, że mam problem w związku, nie oznacza tego, że tak się czuję!

 

Nie rozumiem też Twojego podejścia do związku. Dla mnie nie oznacza on tylko seksu, całusków i przytulasków. To okres kiedy się dociera nawzajem, sprawdza swoje poglądy, poznaje drugiego człowieka, można zobaczyć jak zachowuje się w wielu sytuacjach i na takiej zasadzie wtedy mogę zadecydować czy chcę z kimś zamieszkać czy nie! To, że nie mieszkamy razem, nie oznacza, że nie ma powodów do kłótni, choćby wynikających z wyżej opisanych sytuacji. Jasne, moglibyśmy w ogóle nie rozmawiać o podejściu do siebie nawzajem itd, wtedy na pewno byłoby cukierkowo, ale to chyba nie o to chodzi. A kiedy dwóch obcych ludzi się ze sobą spotyka, zaczynają tworzyć związek nie zawsze wszystko od razu jest idealnie, a takie kłótnie, czy małe sprzeczki mają na celu wykazać, czy jest szansa się dotrzeć i angażować czy to kompletnie różne światy. Przyznaję, zbulwersowałaś mnie sowim wpisem!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia, bardzo się z Tobą nie zgodzę i nie rozumiem dlaczego piszesz i oceniasz za mnie, że jestem nieszczęśliwa?! To, że mam problem w związku, nie oznacza tego, że tak się czuję!

 

 

 

ok, wybacz źle zinterpretowałam Twoje wypowiedzi

 

 

Nie pamiętam kiedy ostatni raz zrobił coś dla mnie(...)we mnie zbiera się lawina złości, spowodowana jego obojętnością.(...) Gdzie w tym jestem ja?! (...) Przyjęłam strategię zgadzania się i podporządkowania pod niego (...) ale teraz widzę, że moje uczucia się w ogóle nie liczą.(...) nie jestem szczęśliwa z tego powodu, gdy opowiada mi o potańcówkach z jakimiś laskami do 3-ej w nocy... + zaległa lawina złości...(...) Ale chwilowo jestem wykończona, non stop płaczę, przestałam czuć się atrakcyjna

 

Najwidoczniej mamy trochę inną definicję szczęścia i dobrego samopoczucia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, jeśli Ty nigdy nie miałaś w związku kryzysu/gorszego okresu i zawsze czujesz się najszczęśliwsza to gratuluję! Jesteście najlepszą parą na świecie:)

 

Chyba, że nie masz faceta, a robisz się ekspertką od związków, gdzie twierdzisz, że dopóki się razem nie zamieszka to nie ma w ogóle żadnych powodów do kłótni :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

AnonimowanA, nie muszę się odnosić do Twojej ostatniej wypowiedzi. Chyba nie myślisz, że zacznę Ci się tłumaczyć? :lol:

 

Widzę, że nie bardzo Ci się podoba podejście zakładające niepomyślność i z miłą chęcią wolałabyś usłyszeć coś pokrzepiającego

Niestety

Stąd też moja ironia. Rób co chcesz, przecież sama wiesz najlepiej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama plątasz się w swoich wypowiedziach. Jeśli chcesz powiedzieć coś konstruktywnego, niekoniecznie "pokrzepiającego" to wyraź to jednoznacznie i jasno, a nie rzucaj z du*y tekstami, które nijak mają się do rozmowy. W związku z tym myślę, że do żadnych konkretnych wniosków już nie dojdziemy, więc kończę tę przemiłą rozmowę :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I teraz śledząc wątek zauważyłam Evia, że sama się wypowiadałaś, że miałaś kryzys w związku (za dużo postów i przegapiłam), więc wnioskuję, że w tym okresie też czułaś się gorzej i nie przynosił Ci 100% radości, ale nie skreśliłaś od razu wszystkiego grubą kreską, tylko przeczekałaś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...NN4V, sam się oferowałeś na kandydata na "kolegę", a dlaczego Ciebie miłość ogłupia? :D

No, na kolegę spoko. ;)

Ogłupia, bo się włącza element emocjonalny. On destabilizuje relację. Widać to szczególnie, gdy istniejąca relacja koleżeńska zaczyna się zmieniać w partnerską.

 

...ale to właśnie dzięki czarnowidztwu można uniknąć wiele nieprzyjemności :smile:

Jak również wiele przyjemności - jest to samoudupianie.

Najlepiej więc podczołgać się na cmentarz i poczekać na śmierć.

W końcu wiadomo, że i tak nastapi.

Po co się w międzyczasie narażać na nieprzyjemności.

 

... więc chyba jesteśmy kwita.

Nie prowadzę z Tobą żadnych rozliczeń, w którym można by być "kwita".

Nie wiem, do czego to odnosisz, ale żadnej merytoryki argumentacji w tym nie widzę.

Jesli Twoje wypowiedzi mają na celu rozliczanie kto komu kijek w tyłek wetnął, to ja w te rozliczenia nie wchodzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...ale to właśnie dzięki czarnowidztwu można uniknąć wiele nieprzyjemności :smile:

Jak również wiele przyjemności - jest to samoudupianie.

Najlepiej więc podczołgać się na cmentarz i poczekać na śmierć.

W końcu wiadomo, że i tak nastapi.

Po co się w międzyczasie narażać na nieprzyjemności.

 

 

Tak jak napisałeś w innym wątku, że mniejsze prawdopodobieństwo istnieje, że facet odda kobiecie, niż w przypadku gdyby miała to zrobić inna kobieta, to tak samo prawdopodobieństwo wykorzystuje się w innych sferach życiowych.

Jeśli widzi się więcej strat niż pożytku (czy też odwrotnie) to dzięki temu możemy podjąć w miarę słuszne decyzję.

 

Skoro autorka nie potrafi rozmawiać ze swoim facetem na zwykłe tematy to jak to będzie wyglądało kiedy pojawią się wspólne obowiązki, budżet i dodatkowe problemy?

 

To tak jak niektórzy uważają, że pojawienie się dziecka wyleczy ich związek, a tak nie jest. To jest właśnie dopiero samoudupienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według mnie kłótnie są w każdym związku. Ogólnie związek to sinusoida. Raz motyle w brzuchu i rozanielenie, a za chwilę ból, płacz i zgrzytanie zębami. Przed zamieszkaniem i ślubem kłóciłam się z chłopakiem/narzeczonym, czasem bardzo ostro. Po ślubie docieranie też trwało i trwa ale już jest znacznie lepiej. To naturalne! Nie oczekujmy, że dwoje ludzi, różnych ludzi, wychowanych w innych środowiskach, z innymi przeżyciami, będzie żyło cudnie i harmonijnie póki śmierć ich nie rozłączy. NIE DA SIĘ TAK! Związek, to praca nad sobą i nad partnerem. Docieranie się na przeróżnych płaszczyznach. Kilkuletni związek małżeński nie będzie taki słodko pierdzący jak w pierwszym etapie "chodzenia" ze sobą, gdzie się z dziubków sobie wyjadało. To nie jest polska komedia romantyczna, to jest proza życia.

Gdybym ja uciekała przed każdym kryzysem, trudną sytuacją, nie byłabym w tym etapie życia, w którym jestem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jak napisałeś w innym wątku, że mniejsze prawdopodobieństwo istnieje, że facet odda kobiecie, niż w przypadku gdyby miała to zrobić inna kobieta,...

W sumie ciekawe, czy to prawda.

Tak mi się zdawało, kiedy to pisałem.

Teraz zaczynam wątpić i musze powiedzieć, że nie wiem.

 

...Jeśli widzi się więcej strat niż pożytku (czy też odwrotnie) to dzięki temu możemy podjąć w miarę słuszne decyzję.

 

Skoro autorka nie potrafi rozmawiać ze swoim facetem na zwykłe tematy to jak to będzie wyglądało kiedy pojawią się wspólne obowiązki, budżet i dodatkowe problemy?

 

To tak jak niektórzy uważają, że pojawienie się dziecka wyleczy ich związek, a tak nie jest. To jest właśnie dopiero samoudupienie.

Zgadza się. Tylko ocena sytuacji nie należy do nas. Nie ma powodu do nastawiania autorki, że wszystko potoczy się źle, bo nastawiona negatywnie sama wykreuje rzeczywistość zgodną z samospełniającym proroctwem.

Lepszym wydaje się racjonalne podejście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... więc chyba jesteśmy kwita.

Nie prowadzę z Tobą żadnych rozliczeń, w którym można by być "kwita".

Nie wiem, do czego to odnosisz, ale żadnej merytoryki argumentacji w tym nie widzę.

Jesli Twoje wypowiedzi mają na celu rozliczanie kto komu kijek w tyłek wetnął, to ja w te rozliczenia nie wchodzę.

 

Być może gdybym dała po tym ze dwie buźki mrugające okiem, wyszczerzone albo z języczkiem to byś wyluzował, choć nie jestem pewna, ale nie dałam, w każdym razie nie było to bardzo serio.

 

Ogłupia, bo się włącza element emocjonalny. On destabilizuje relację. Widać to szczególnie, gdy istniejąca relacja koleżeńska zaczyna się zmieniać w partnerską

 

Destabilizuje albo zmienia w inną, ogólnie nie ma relacji bez elementu emocjonalnego, przynajmniej żadnej bliskiej relacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lepszym wydaje się racjonalne podejście.

 

 

więc jakie jest racjonalne podejście według Ciebie?

 

 

 

Według mnie kłótnie są w każdym związku. Ogólnie związek to sinusoida. Raz motyle w brzuchu i rozanielenie, a za chwilę ból, płacz i zgrzytanie zębami. Przed zamieszkaniem i ślubem kłóciłam się z chłopakiem/narzeczonym, czasem bardzo ostro. Po ślubie docieranie też trwało i trwa ale już jest znacznie lepiej. To naturalne! Nie oczekujmy, że dwoje ludzi, różnych ludzi, wychowanych w innych środowiskach, z innymi przeżyciami, będzie żyło cudnie i harmonijnie póki śmierć ich nie rozłączy. NIE DA SIĘ TAK! Związek, to praca nad sobą i nad partnerem. Docieranie się na przeróżnych płaszczyznach. Kilkuletni związek małżeński nie będzie taki słodko pierdzący jak w pierwszym etapie "chodzenia" ze sobą, gdzie się z dziubków sobie wyjadało. To nie jest polska komedia romantyczna, to jest proza życia.

Gdybym ja uciekała przed każdym kryzysem, trudną sytuacją, nie byłabym w tym etapie życia, w którym jestem.

 

 

 

Oczywiście, że tak jest, tylko nieraz zastanawia mnie po co w ogóle to wszystko?

Czy cel jest warty świeczki?

Może lepiej właśnie być ciągle na etapie tzw motylków i nie dopuścić do płaczu i zgrzytania zębami

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia, aaaa, no to zmienia postać rzeczy i Twojego patrzenia ogólnie na związek... :roll:

 

Nikt nikomu nie broni skakania z kwiatka na wiatek, zauroczeń i rezygnowania, gdy zaczyna się robić źle. Każdy ma pełne prawo przeżyć swoje życie jak tylko chce. Autorka chce się z partnerem dogadać, zawalczyć o to co budowali, a to czy gra jest warta świeczki, czy nie, to już jej zmartwienie.

 

Ja jestem za walką, rozmowami, dyskusjami, kompromisami. Mimo, że motylki są rzadko, jest miłość. Ale nie potępiam w żaden sposób osób, którym się zwyczajnie nie chce w to "bawić", tracić nerwów, energii życiowej na tzw. drugą połówkę. Niech każdy żyje według tego co mu w duszy gra. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy ma pełne prawo przeżyć swoje życie jak tylko chce.

 

Oczywiście, i każdy zazwyczaj tak właśnie robi

Każdy postępuje według tego co uważa za słuszne, tylko problem polega na tym, że bardzo często się mylimy i sami nie wiemy co jest dla nas dobre

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia, czym jest miłość?

Powiem Ci swoją definicję:

gdy poznałam męża, motylki były wszędzie, było namiętnie, gorąco... Stosunkowo trwało to długo i trwa nadal ale... Uważam, że ten 1. etap poznania, to nie miłość, tylko zauroczenie, fascynacja, pociąg fizyczny. No nie znamy tej drugiej osoby "prawdziwie". Początkowo zarówno my sami, jak i druga strona jest mocno wyidealizowana. Gdy pierwsze emocje opadają, poznaje się nawzajem, wymienia poglądy, pojawiają się starcia. Ale miłość jest...

 

Zbaczam z tematu. ;) Definicja miłości wg mnie:

Zaufanie, poczucie bezpieczeństwa w stosunku do drugiej osoby, stabilność, czułość, brak skrępowania, wstydu, akceptowanie siebie nawzajem, pożądanie, radość z dawania przyjemności drugiej osobie...

Dawniej myślałam, że się nigdy nie zakocham. Byłam w związkach po kilka miesięcy i nie czułam tego. Jednak za ostatnim razem było inaczej. Jak to odróżnić od przyzwyczajenia? Bo np. myśl o seksie z innym, napawa mnie odrazą, bo nie wyobrażam sobie życia z kimś innym, bo bez słów się rozumiemy. On nie musi nic mówić, wyprzedzam jego słowa. Gdy czuję Jego ramiona czuję się jak w innym świecie... całe napięcia odpływają. Jest on=jest dobrze. Mamy swoje głupkowate teksty, "język", którego inni nie rozumieją. Wystarczy jedno porozumiewawcze spojrzenie i wiemy o co chodzi. Zdarzają się kłótnie, gorsze dni ale kocham. Kocham prawdziwie. Pożądam, mimo, że znam każdy milimetr jego ciała, emanuję szczęściem, gdy sprawię mu przyjemność, nie oczekuję niczego w zamian. Czuję, w głębi serca czuję, że to ten jedyny. Mimo swych wad, słabości, wybryków... Kocham taki jakim jest. Razem się smucimy, razem śmiejemy. Gdy jest ciężko rozmawiamy. Jesteśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. Najbliższymi. Między którymi nie ma poczucia skrępowania, obawy, że nie dotrzyma ktoś tajemnicy, obgada, wyśmieje...

 

Przyjaźń+Akceptacja+Pożądanie+Zaufanie+Dialog=MIŁOŚĆ

 

Ja tak to widzę. Ale to tylko moje zdanie >

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyjaźń+Akceptacja+Pożądanie+Zaufanie+Dialog=MIŁOŚĆ

 

tylko, że to wszystko istniało w moim związku na pierwszym etapie.

Czy w takim razie to nie była miłość?

 

Do tego wszystkiego można byłoby dodać motylki + ekscytacja + fascynacja - płacz - nerwy - przykrości - zawiedzenie - złość - stres - żal (itd)

 

Więc jakby nie było to w tym bilansie początkowa faza poznania wygrywa.

 

Co zyskujemy lepszego dzięki dalszemu etapowi związku?

 

W moim przypadku to po latach zgrzytów i wojen, nastały lepsze dni, nauczyliśmy się docierać do siebie i żyjemy dosyć udanie.

Co prawda nie jest na pewno tak pięknie jak w opisanym przez Ciebie związku, jednak jest na pewno lepiej niż w wielu innych związkach, którym udało się sklecić na nowo.

Mimo to i tak nie wiem czy to było warte tego wszystkiego. Myślę, że to chyba za słaba nagroda za taką trudną drogę do osiągnięcia tego celu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia, ja wygrałam spokój wewnętrzny, stworzyłam swoje spokojne gniazdko, bez krzyków, trzaskania drzwiami i wyzwisk. U nas też bywało źle... bardzo źle. Nie jesteśmy parą idealną ale staram się rozumieć, że mąż jest człowiekiem. Bardzo dobrym ale często bezmyślnym. Najgorsze kryzysy były powodowane właśnie jego bezmyślnością... Rozumiem to dopiero po latach... ZACZYNAM rozumieć.

Nasza miłość się pogłębia, to że tworzymy odrębną "rodzinę", jesteśmy samodzielni, odpowiedzialni, utrzymuje mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam mówiąc "tak".

 

Mało to razy miałam ochotę jebutnąć drzwiami, spakować się i pokazać środkowy palec? Było ich co najmniej kilka. Ale myśmy się fajnie dobrali. Ja empatyczny, żywiołowy choleryk, on spokojny, cierpliwy, zamknięty, nieco upośledzony emocjonalnie umysł ścisły po polibudzie. ;) To jak się równoważymy jest wspaniałe. Widzę zmiany w nas na lepsze. Ja stałam się spokojniejsza, mniej wybuchowa, on trochę bardziej otwarty, rozmowny, myślący zanim coś powie. Na początku związku nie da się tego wypracować.

Dzięki sobie jesteśmy lepszymi ludźmi, dla siebie samych i dla tych co wokół nas.

 

U mnie wcale różowo i pięknie nie jest. Ale w głębi czuję, że to jest to. Nie żałuję, nie analizuję, że aaa... mogłam wtedy się skutecznie rozstać, a może bym kogoś "lepszego poznała". Po prostu nie mam takich myśli. W poprzednim związku czułam zakochanie ale "jakoś tego nie widziałam", nie umiałam sobie wyobrazić nas razem, w pewnym momencie po prostu mi "przeszło". Tutaj nie przeszło i widzę naszą przyszłość, w dodatku w całkiem fajnych barwach. ;)

 

Jeśli mogę spytać, długo jesteś ze swoim partnerem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×