Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Hej, pewnie czul sie zbywany przez Ciebie. Najgorsze w kobietach jest to ze tylko czekaja na akcje chlopcow, nic przy tym nie robiac. Ja mam podobnie, tzn gdy widze ze ja jestem dawca a ona biorca , wypalam sie i tak to wlasnie dziala. 2-3 miesiace to max. Potem dzieje sie wrecz przeciwnie, to Ona jak chce walczyc staje sie dawca a ja biorca, tylko ze tej iskry juz miedzy nami nie ma a mi przestaje totalnie zalezec. Dla mnie albo cos iskrzy albo nie i to czuc juz od samego poczatku, a miesieczne starania odpuszcze i zostawie dla bardziej wytrwalych.

Nie uogólniaj. Na pewno nie wszystkie kobiety postępują tak samo. A Ty sam łatwo odpuszczasz... nawet jak Ci zależy?

 

Oczywiście jak widać totalną ignorancję i brak zainteresowania, to nie ma się co pakować... chociaż ja uważam, że jak komuś na kimś zależy, to czasem warto poszukać głębiej motywów postępowania takiej osoby, czy mówi nie, bo nie, czy ma np. obawy przed wstąpieniem w bliższą relację. Pomijając już to, że taka sama sytuacja może zaistnieć także w drugą stronę :?

Hej,

1) mi juz nie zalezy na zadnej kobiecie i zalezec napewno nie bedzie, wiecej to niech jej zalezy na mnie.

2) postepowanie kobiety ( ma sie starac tydzien czy miesiace...?) nie zalezy od kobiety ale od partnera, im lepszy tym niech sie mniej stara i tak bedzie moj, a ten sredniak niech czeka nawet rok ;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kazimierz61, może warto się chociaż spróbować przemóc i zrobić choć raz ten pierwszy krok, wyciągnąć rękę do zgody... być może Twoja żona wcale Cię nie lekceważy, tylko zwyczajnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co czujesz, bo nie jest w Twojej skórze... a osobie, która nie ma problemów z psychiką ciężko jest zrozumieć, co przeżywa osoba zmagająca się z jakimkolwiek zaburzeniem.

Sęk w tym że przez cały okres naszego związku to ja byłem właśnie tym, który pierwszy wyciągał rękę do zgody, przepraszamłem za wszystkie moje potknięcia, nieporozumienia, kłótnie, zawsze czułem się za to wszystko odpowiedzialny, natomiast żona nie robiła nic, żeby żyć w zgodzie, wszystko zależało ode mnie czy się przed nią ukożyłem a ja nie potrafiłem żyć w ten sposób i przepraszałem nawet za nie swoje winy, ja nie pamiętam żeby żona mnie za coś przeprosiła. Od trzech lat wycofałem się ze współżycia małżeńskiego, a więc przestałem i przepraszać, a jej to przez gardło nie przejdzie, to jest duma którą wyniosła z domu albo ja ją tego nauczyłem poprzez swoje zachowanie. Żyjemy ze sobą 30 lat i może zbyt późno się obudziłem, może za bardzo byłem nią zaślepiony i nie widziałem jej podniesionej głowy. Teraz jest inaczej, zmieniłem się, może w końcu zauważy że nie zawsze ma rację, i tak jak wszyscy nie jest doskonałą, ale taki zawzięty egoizm w stosunku do mnie nie wiem czy jest do naprawienia, i pewnie nie przestanie mnie inaczej traktować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

Hej,

1) mi juz nie zalezy na zadnej kobiecie i zalezec napewno nie bedzie, wiecej to niech jej zalezy na mnie.

Zawsze to miło, gdy konkurencja sama się odstrzeliwuje. :twisted:

 

...

2) postepowanie kobiety ( ma sie starac tydzien czy miesiace...?) nie zalezy od kobiety ale od partnera, im lepszy tym niech sie mniej stara i tak bedzie moj, a ten sredniak niech czeka nawet rok ;).

Postępowanie faceta nie zależy?

Ciekawe jest doszukiwanie się odpowiedzialności za niepowodzenia na zewnątrz, nie w sobie. W każdej sytuacji można postąpić inaczej, tak by osiągnąć skuteczność. Ty za własną nieskuteczność obwiniasz kobiety, w nieskończonośc powielając nędzne schematy działania.

Jaśnie pan obraził się na dziewczyny, bo nie umie z nimi postępować. :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie odcinanie się od bliskich czy w ogóle od wszystkich, potęguje u mnie poczucie samotności i źle się z tym czuję, z drugiej zaś strony nie potrafię z tym nic zrobić, poprostu problem ten mnie przerasta i naj chętniej zapadłbym się pod ziemię żeby już nie cierpieć. Najgożej czuję się wtedy kiedy dodatkowo robi mi się mętlik w głowie i nie potrafię dojść do ładu, jest to tak silne uczucie, że się wycofuję, tracę kontakt z otoczeniem i nie widzę końca temu uczuciu. Zatem problemów ciąg dalszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam dzisiaj fajny dzień, tyle się wydarzyło i było to coś naprawdę ekscytującego i fajnego...

a w środku taka zadra...

że w sumie to nikogo nie obchodzi... nie mam komu tego opowiedzieć...

jest tak cholernie pustooo i tak strasznie mnie to POŻERAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak wytłumaczyć komuś tą wielką dziurę/pustkę w Tobie? Kiedy najlepiej człowiek tylko by spał, bo w w sumie do prawdziwego życia mu daleko. Codzienność to marna egzystencja i jedna wielka ospałość.

Do tego miłość bywa nie do osiągnięcia. A przecież mówią, że to źródło prawdziwego i długiego szczęścia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

Hej,

1) mi juz nie zalezy na zadnej kobiecie i zalezec napewno nie bedzie, wiecej to niech jej zalezy na mnie.

Zawsze to miło, gdy konkurencja sama się odstrzeliwuje. :twisted:

 

...

2) postepowanie kobiety ( ma sie starac tydzien czy miesiace...?) nie zalezy od kobiety ale od partnera, im lepszy tym niech sie mniej stara i tak bedzie moj, a ten sredniak niech czeka nawet rok ;).

Postępowanie faceta nie zależy?

Ciekawe jest doszukiwanie się odpowiedzialności za niepowodzenia na zewnątrz, nie w sobie. W każdej sytuacji można postąpić inaczej, tak by osiągnąć skuteczność. Ty za własną nieskuteczność obwiniasz kobiety, w nieskończonośc powielając nędzne schematy działania.

Jaśnie pan obraził się na dziewczyny, bo nie umie z nimi postępować. :lol:

Szkoda ze nie masz kobiety, chetnie bym Tobie ja odbil, nie zeby byc z nia, ale by Tobie udowodnic ze sie mylisz. Tu nie chodzi o to kto ma racje, tylko o to ze tak naprawde kazda kobiete ( wolna, zajeta) mozna zdobyc i to mnie martwi najbardziej. Dorosniesz zrozumiesz , a narazie zyj zludzeniami o cudownej milosci - tej jedynej, wielkiej . 50 % zwiazkow malzenskich bierze rozwod w ciagu 5 lat cos w tym jest co nie ;), lubisz sie dzielic tortem to sie dziel tylko niczego nie zlap hehe ( ps jakim tortem hihihihi)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....Szkoda ze nie masz kobiety, chetnie bym Tobie ja odbil, nie zeby byc z nia, ale by Tobie udowodnic ze sie mylisz. Tu nie chodzi o to kto ma racje, tylko o to ze tak naprawde kazda kobiete ( wolna, zajeta) mozna zdobyc i to mnie martwi najbardziej. Dorosniesz zrozumiesz , a narazie zyj zludzeniami o cudownej milosci - tej jedynej, wielkiej . 50 % zwiazkow malzenskich bierze rozwod w ciagu 5 lat cos w tym jest co nie ;), lubisz sie dzielic tortem to sie dziel tylko niczego nie zlap hehe ( ps jakim tortem hihihihi)

Słabe to.

Bełkot jakby nie do mnie - zero trafności.

Jeszcze trochę musisz poćwiczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy też macie wrażenie, że Wasza samotność to efekt strachu przed ludźmi? Zbudowania sobie takiej twierdzy, w której jest może surowo, mało wygodnie i zimno, ale jest to miejsce, które znacie i w którym czujecie się bezpiecznie, a każde wyjście z tej twierdzy lub jakaś ingerencja z zewnątrz budzi w Was niepokój?

 

Ostatnio często zastanawiam się, czemu jestem samotna i nie mam żadnych znajomych. Często dochodzę do wniosku, że to nie dlatego, że jestem taka, siaka, że ludzie mnie nie lubią - bo jak popatrzę obiektywnie, to poza faktem, że całe życie stałam trochę z boku, to jednak byłam raczej lubiana. Nikt za mną nie szalał i nie zabiegał o moje towarzystwo, ale ludzie nie reagowali na mój widok "och, to znowu ona". Nie mam znajomych na własne życzenie. Zawsze wychodziłam z założenia, że lepiej mieć kilku bardzo dobrych przyjaciół niż setkę takich sobie znajomych. Kto by się z tym nie zgodził? Problem w tym, że za bardzo "przesiewałam" ludzi - coś mi nie pasowało albo rozmowy się nie kleiły, albo ich temat mnie nudził, drażnił (myślałam, jak już tu ktoś wcześniej napisał, że "jestem dwa poziomy wyżej niż inni"). Tak przesiewałam, że zostało mi parę osób i byłoby fajnie, gdyby jedna nie zmarła, druga nie wyjechała zagranicę i tak dalej. Zostałam sama. Niby dobrze, że mam tego świadomość, ale nie zmienia to faktu, że nie umiem nic z tym zrobić. Wychodziłam do ludzi - jakiś wolontariat (jeden niewypał, drugi odbywa się baaardzo rzadko), "kółko zainteresowań" (fajni, światli ludzie, ale zamknięte towarzystwo i źle się czułam), zajęcia sportowe - tu byłam całkowicie niewidoczna. Myślałam o kursie językowym, ale to duży wydatek. Poznaję trochę ludzi przez internet i tu mam problem: to zazwyczaj osoby z drugiego końca Polski, spotkanie to większa sprawa i tak się je przekłada i przekłada, że w końcu znajomość kończy się na pisaniu, nic więcej. A jeśli druga strona (to zazwyczaj mężczyźni, nie przepadam za towarzystwem kobiet) bardziej nalega, proponuje, to wymyślam milion powodów, dla których nie mogę się spotkać. Wstyd mi powiedzieć, że się boję, że nie ufam, że tyle zła na świecie, że się obawiam, że kolega się za bardzo nakręci, że się wstydzę, i tak dalej. Czasem mam straszne wizje, że spotkam się i stanie mi się krzywda, ktoś mnie okradnie, pobije, zgwałci itd. Łatwiej mi utrzymywać znajomość przez internet, bo mogę ją w każdej chwili zakończyć, jest niezobowiązująca. A jak pojadę kilkaset km to trudno będzie po chwili wrócić pod głupim pretekstem... Jak sobie z tym radzić? Czy też tak macie? Przykro mi, że tak oceniam ludzi, którzy pewnie są mi przychylni, ale to silniejsze ode mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest źle ;/ Z jednej strony czuje się okropnie samotny i chciałbym aby ktoś mi pomógł swoją obecnością, a z drugiej nie mam ochoty z nikim rozmawiać i odcinam się całkowicie od wszystkich ludzi. Okropnie się z tym czuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy też macie wrażenie, że Wasza samotność to efekt strachu przed ludźmi? Zbudowania sobie takiej twierdzy, w której jest może surowo, mało wygodnie i zimno, ale jest to miejsce, które znacie i w którym czujecie się bezpiecznie, a każde wyjście z tej twierdzy lub jakaś ingerencja z zewnątrz budzi w Was niepokój?

 

Ostatnio często zastanawiam się, czemu jestem samotna i nie mam żadnych znajomych. Często dochodzę do wniosku, że to nie dlatego, że jestem taka, siaka, że ludzie mnie nie lubią - bo jak popatrzę obiektywnie, to poza faktem, że całe życie stałam trochę z boku, to jednak byłam raczej lubiana. Nikt za mną nie szalał i nie zabiegał o moje towarzystwo, ale ludzie nie reagowali na mój widok "och, to znowu ona". Nie mam znajomych na własne życzenie. Zawsze wychodziłam z założenia, że lepiej mieć kilku bardzo dobrych przyjaciół niż setkę takich sobie znajomych. Kto by się z tym nie zgodził? Problem w tym, że za bardzo "przesiewałam" ludzi - coś mi nie pasowało albo rozmowy się nie kleiły, albo ich temat mnie nudził, drażnił (myślałam, jak już tu ktoś wcześniej napisał, że "jestem dwa poziomy wyżej niż inni"). Tak przesiewałam, że zostało mi parę osób i byłoby fajnie, gdyby jedna nie zmarła, druga nie wyjechała zagranicę i tak dalej. Zostałam sama. Niby dobrze, że mam tego świadomość, ale nie zmienia to faktu, że nie umiem nic z tym zrobić. Wychodziłam do ludzi - jakiś wolontariat (jeden niewypał, drugi odbywa się baaardzo rzadko), "kółko zainteresowań" (fajni, światli ludzie, ale zamknięte towarzystwo i źle się czułam), zajęcia sportowe - tu byłam całkowicie niewidoczna. Myślałam o kursie językowym, ale to duży wydatek. Poznaję trochę ludzi przez internet i tu mam problem: to zazwyczaj osoby z drugiego końca Polski, spotkanie to większa sprawa i tak się je przekłada i przekłada, że w końcu znajomość kończy się na pisaniu, nic więcej. A jeśli druga strona (to zazwyczaj mężczyźni, nie przepadam za towarzystwem kobiet) bardziej nalega, proponuje, to wymyślam milion powodów, dla których nie mogę się spotkać. Wstyd mi powiedzieć, że się boję, że nie ufam, że tyle zła na świecie, że się obawiam, że kolega się za bardzo nakręci, że się wstydzę, i tak dalej. Czasem mam straszne wizje, że spotkam się i stanie mi się krzywda, ktoś mnie okradnie, pobije, zgwałci itd. Łatwiej mi utrzymywać znajomość przez internet, bo mogę ją w każdej chwili zakończyć, jest niezobowiązująca. A jak pojadę kilkaset km to trudno będzie po chwili wrócić pod głupim pretekstem... Jak sobie z tym radzić? Czy też tak macie? Przykro mi, że tak oceniam ludzi, którzy pewnie są mi przychylni, ale to silniejsze ode mnie.

Tak,znam problem i też tak mam.

Jak sobie poradzić ci nie odpowiem - złotej recepty nie ma to kwestia indywidualna dla każdego.

Sam też sobie nie poradziłem,jeśli chodzi o teorie -

Zmniejszyć swoje wymagania wobec ludzi, mniej oczekiwać.

Bardziej ryzykować,próbować poznawac więcej ludu

Zapuszkować się bardziej i próbować maksymalnie ograniczyć kontakty z innymi i pozostać w twierdzy.

Liczyć na cud że kiedyś pozna się kogoś kto prawie całkowicie spasuje.

aczkolwiek syćko ino na papiórze proste.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałem duży z tym problem, a następnie trafiłem do środowiska, które utwierdziło mnie w przekonaniu, że głębsze relacje wcale nie są mi potrzebne. Co z tego, że razem siedzimy, gadamy, jak później odbywają się zakulisowe roszady, kto jest jaki, kto leci w h/***a, kto popadł w alkoholizm, kto komu postawił i najadł się za darmo, a kto jest jednak frajerem, kto leci na kasę, odkogo brzydko pachnie. Na początku byłem przerażony, lęki, ale potem z zadowoleniem zacząłem zauważać, że im nie chodzi ogólnie o mnie czy kogoś innego, tylko o to aby komukolwiek dopierd*** a czasem nawet oszkuać, być cwanszym, umniejszyć w oczach innych, to taka gra. Masz dwie głowy jesteś dziwadłem, jak jestes przystojny to pewnie pedał, jak troche wiecej pieniędzy to złodziej.

 

Dzięki temu zrozumieniu nabrałem jeszcze większy dystans do ludzi, a dzięki temu i do siebie. Jeżeli mi na ludzich nie zależy, to nie zależy mi na tym jak mnie widzą :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... Poznaję trochę ludzi przez internet i tu mam problem: to zazwyczaj osoby z drugiego końca Polski, spotkanie to większa sprawa i tak się je przekłada i przekłada, że w końcu znajomość kończy się na pisaniu, nic więcej. A jeśli druga strona (to zazwyczaj mężczyźni, nie przepadam za towarzystwem kobiet) bardziej nalega, proponuje, to wymyślam milion powodów, dla których nie mogę się spotkać. Wstyd mi powiedzieć, że się boję, że nie ufam, że tyle zła na świecie, że się obawiam, że kolega się za bardzo nakręci, że się wstydzę, i tak dalej. Czasem mam straszne wizje, że spotkam się i stanie mi się krzywda, ktoś mnie okradnie, pobije, zgwałci itd. Łatwiej mi utrzymywać znajomość przez internet, bo mogę ją w każdej chwili zakończyć, jest niezobowiązująca. A jak pojadę kilkaset km to trudno będzie po chwili wrócić pod głupim pretekstem... Jak sobie z tym radzić? Czy też tak macie? ..

Ja poradziłem sobie zwyczajnie.

Poznałem świetną dziewczynę przez net.

Pojechałem po nią 500km.

Przyjechaliśmy do mojego miasta, gdzie spędziliśmy niezapomnainy dzień.

Teraz umówiliśmy się na kolejne spotkanie za 3 tyg.

Bez cudów (za wyjątkiem mojej pani rzecz jasna).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

..ciągle nie moge sie pozbierać po rozpadzie małżeństwa..to już prawie 9 miesięcy odkąd mnie zdradziła i odeszła do innego,ciągle to rozmyslam,rozbijam na części pierwsze,a dlaczego mi sie to przytrafiło,a jakie powody ku temu miała..a szkoda dzieci.. itd,itd.Smutno mi,samotnie,wszystko wykonuje z automatu(praca,dom,znajomi) z niczego nie czerpie przyjemności,na nic nie mam ochoty,

brakuje mi rozmów z kims bliskim,w miedzy czasie spotkałem fajną kobiete i gdy już zaczynałem sie angazować ona sie wycofała i znowu dół..Boże jak mi brakuje miłości i kogoś kogo mógłbym pokochać..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja poradziłem sobie zwyczajnie.

Poznałem świetną dziewczynę przez net.

Pojechałem po nią 500km.

Przyjechaliśmy do mojego miasta, gdzie spędziliśmy niezapomnainy dzień.

Teraz umówiliśmy się na kolejne spotkanie za 3 tyg.

Bez cudów (za wyjątkiem mojej pani rzecz jasna).

Łał! No to gratulacje, pozazdrościć odwagi i chęci :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

..ciągle nie moge sie pozbierać po rozpadzie małżeństwa..to już prawie 9 miesięcy odkąd mnie zdradziła i odeszła do innego,ciągle to rozmyslam,rozbijam na części pierwsze,a dlaczego mi sie to przytrafiło,a jakie powody ku temu miała..a szkoda dzieci.. itd,itd.Smutno mi,samotnie,wszystko wykonuje z automatu(praca,dom,znajomi) z niczego nie czerpie przyjemności,na nic nie mam ochoty,

brakuje mi rozmów z kims bliskim,w miedzy czasie spotkałem fajną kobiete i gdy już zaczynałem sie angazować ona sie wycofała i znowu dół..Boże jak mi brakuje miłości i kogoś kogo mógłbym pokochać..

Kup sobie psa, wierny bedzie. Kobieta jest dodatkiem do zycia a nie jego kwintesencja. Naucz sie byc szczesliwym bez kobiety , a nie pozalujesz,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

..ciągle nie moge sie pozbierać po rozpadzie małżeństwa..to już prawie 9 miesięcy odkąd mnie zdradziła i odeszła do innego,ciągle to rozmyslam,rozbijam na części pierwsze,a dlaczego mi sie to przytrafiło,a jakie powody ku temu miała..a szkoda dzieci.. itd,itd.Smutno mi,samotnie,wszystko wykonuje z automatu(praca,dom,znajomi) z niczego nie czerpie przyjemności,na nic nie mam ochoty,

brakuje mi rozmów z kims bliskim,w miedzy czasie spotkałem fajną kobiete i gdy już zaczynałem sie angazować ona sie wycofała i znowu dół..Boże jak mi brakuje miłości i kogoś kogo mógłbym pokochać..

Kup sobie psa, wierny bedzie. Kobieta jest dodatkiem do zycia a nie jego kwintesencja. Naucz sie byc szczesliwym bez kobiety , a nie pozalujesz,

Musisz być bardzo skrzywdzony skoro napisałeś taki post ,kobiety nie są wierne?raczej pies nie zastąpi kobiety .....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niektórzy wolą kobiety inni psy, mimo, że zoofilia jest zabroniona to niektórzy ją praktykują ;)

 

zwierze nie zastapi czlowieka, jak ktoś sobie tak wmawia to znaczy, że bardziej potrzebuje ludzi niż mu się wydaje...

 

....

samotnie, smutnie...pusty dom...

nikt nie czeka nikogo nie obchodzi..

wiem, że to powtarzam ale muszę postękać bo serce mi się łamie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×