Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

niech Ci przepisze steraline
niesluchaj bzdur co i pisza

 

Z lekami na nerwicę jest jak z pożarem w domu. Porównajmy nerwicę do pożaru, objawy nerwicy do dymu, a lek do otwierania okien. Teraz, co będzie lepsze: otwierać okna (brać leki) i non stop wietrzyć dym (czuć się dobrze), wiedząc, że cały czas się pali, czy może lepiej znaleźć gdzie się pali i ugasić pożar (znaleźć przyczynę nerwicy)!?

Większość ludzi dąży do jak najmniejszego wydatku energetycznego, takie prawo natury. Poco się leczyć, skoro można wszystko zagłuszyć lekami. Powodzenia...

 

 

Mądrze napisane :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie jestem lekarzem ale znam ludzi co brali ten lek od miesiecy i go rzucili i latami nie biora i czuja sie dobrze anawet jesli mial bym go brac cale zycie to wchodze w to chyba nie wiesz co to jest napad paniki albo fobie czlowiek ma uczucie jakby umieral nie wiem jak to jest jak bo nadal zyje ale za kazdym dniem miaqlbym miec takie odczucie ogolne zalamanie to biore ten lek albo popelniam samobojstwo

pozdrowienia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ach gdyby to było takie proste, idziesz dostajesz steralinę i szczęście murowane, owszem może to pomóc i jeżeli tobie pomogło i tysiącom innym to oki ale znam paru co niestety nie i pewnie tysiące co ich nie znam. tomariola, po prostu nie można od razu krytykować wszystkiego innego bo tobie to akurat pomogło, to to już jest to złoty środek dla wszystkich, fajnie by było gdyby tak to działało....

pozdro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kasia1988, wiem że ciężko i mnie też...

Szkoda że chłopak nie rozumie ale tym zdrowym na to trudno to ogarnąć, mnie nieraz się pytają jak to boisz się tego czy tamtego, jak to możliwe ? chłopie ty się lecz :) Co do kąpieli mam podobnie bo kiedyś w wannie dostałem ataku, ledwo wyszedłem z tej łazienki i do dziś tylko zawsze szybki prysznic...A co się działo wtedy że ci sioę poprawiło? samo? może to jakaś droga na ponowne pozbycie się tego?

Ważne że chodzisz do psychiatry, Przejdzie ci to zobaczysz!!!

Tylko staraj się ponownie nie wkręcać w różne tematy wiesz lękowe :) wiem że to nie łatwe ale jak raz przeszło, przejdzie i tym razem :) taki optymizm na koniec postu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

taak, zdrowym bardzo trudno nas zrozumieć... niejednokrotnie bywałam niemal wyśmiewana czy nazywana histeryczką i panikarą; nawet przez własną matkę - która sama cierpi na nerwicę, nieleczoną. mojemu chłopakowi wiele razy tłumaczyłam, podsuwałam teksty na temat mojej dolegliwości, lecz on i tak czasem zdaje się mnie nie pojmować, tracić cierpliwość.

 

teraz, gdy nie mogę zasnąć, piję melisę przed ekranem komputera, on śpi za mną w łóżku i jutro będzie miał mi za złe moje dzisiejsze zachowanie. bo przecież to nie jest normalne wstawać z łóżka 30 minut po północy, jeżeli trzeba wstać o szóstej. kogo w końcu obchodzi, że próbując zasnąć dostaję histerii myśląc o najokropniejszych i najbardziej absurdalnych rzeczach, jak na przykład rychły koniec świata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

taak, zdrowym bardzo trudno nas zrozumieć...

Dokładnie. Świat zdrowych, a nasz świat to dwa odrębne zbiory, których część wspólna (ludzi zdrowych pojmujących problemy ludzi znerwicowanych) jest bardzo nieliczna.

Do tej pory nie spotkałem nikogo zdrowego kto by mnie zrozumiał, nawet już nieżyjąca matka, nawet była dziewczyna :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kasia1988, A co się działo wtedy że ci sioę poprawiło? samo? może to jakaś droga na ponowne pozbycie się tego?

 

Nie wiem Victorku co sie stało. Samo pzreszło chyba, tak oo, po prostu. Moze leki zadziałały? nie wiem. wiem tylko, że czułam sie super. Nagrałam płytę z moim zespołem, byłam na pieszej pielgrzymce do Częstochowy, przeżyłam dobrze praktyki, mogłam wychodzić wszędzie bez żadnego lęku, mogłam pić duzo alkoholu. Nie bałam się, że za chwilę znów coś mi sie stanie. Nawet do kościoła już nauczyłam się normalnie wchodzić.

A teraz...:( Znowu to wszystko sie zaczyna. Ehh . . .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam.. Ostatnio wszystko się w moim życiu zmienia.. W pracy nowe stanowisko na którym sobie nie daję rady, w życiu prywatnym szykuje mi się ślub. Wszystko mnie przeraża zamiast się tym wszytkim cieszyć do mam ochotę uciec od tego wszytkiego jaknajdalej. Codziennie budze się z bólem brzucha przez te nerwy, do pracy idę z lękiem ,że znowu coś popsuje.. Nie wiem jak sobie z tym wszytkim poradzić :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam problem. Cierpię na nerwicę, to jest oczywiste - nie potrzebowałem do tego konsultacji z lokalnym neurologiem, który i tak jest zawsze na wczasach :roll: Co najgorsze, moje objawy zmieniają się w zależności od kolejnej bzdury, którą sobie wymyślę. Ciągle jednak związane są ze strachem przed nagłym atakiem organizmu - czy to w postaci zawału, czy też wylewu. etc..

 

Od dłuższego czasu męczę się z takim cholernym uciskiem głowy - nie jest to ból, tylko uczucie, jakby ktoś rozpuszczał mi w środku łepetynki tabletkę musującą (ciśnienie...). Odczuwam jakby zaburzoną interakcję łba z mózgiem - trudno to chyba wyjaśnić "po ludzku", chodzi o to, że jakby gdy ruszam głową, to zawartość środka nie nadąża, podobnie miewam przy kacu.

No i jest to cholerne napięcie/ciśnienie, jakby głowa szykowała się do odśrodkowego wybuchu !!! Czasem występuje przy tym pulsujący ból potylicy bądź skroni, jest też napięcie w górnej części nosa, zatoki>?>?

 

Proszę o radę, osobiście myślę, że na 90% to kolejny wymysł mojej nerwicy, ale z drugiej strony obawiam się już na poważnie rzeczy takich jak wylew, czy tętniak, zwłaszcza, że kilka lat temu miałem nagły napad niewyobrażalnego bólu głowy połączony z serią wymiotów... skończyło się to w szpitalu, diagnoza wskazała zatrucie, ale mój miejscowy szpital ma przydomek "sala umarłych", a ja wówczas niczego szkodliwego nie jadłem. Nie dalej jak rok temu zdarzyło się to samo, po dwóch piwach niemal śmiertelne zatrucie :lol: (diagnoza szpitalna), a zdarzało mi się już wypić 11 browarów i kaca nie miałem. I mam pytanie - czy to może być tętniak??? Czy te uciski mogą wskazywać na jego obecność?? Albo na jakiś inny syf, niezwiązany z nerwicą??! :x

 

Pytam, bo już mnie to dobija, zwłaszcza w nocy, ale nawet teraz, gdy piszę...

 

Pozdrawiam !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Według mnie to nerwica lękowa. Wszystkie Twoje objawy, nawet wymioty bez powodu (też tak miałem) wskazują na nią.

Co się robi w takich wypadkach? Kontaktuje się z lekarzem specjalistą: psychiatra, psycholog czy psychoterapeuta. W szczególności polecam psychoterapeutę.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lee88, dla swojego własnego spokoju zrób tomokomputer głowy, będziesz miała pewnosc, i wtedy skontaktuj sie z lekarzem specjalistą, bo każdy lekarz nawet psychiatra zaleci badanie glowy.

 

Moim zdaniem masz nerwice lękową, ja mialam podobne bole przez 3 miesiace, zrobili mi mnóstwo badan, ktore nic nie wykazały, ale przez to jestem spokojniejsza, jak się zaczyna ból to nie myślę, że mam tętniaka, albo guza, tylko że to ta wstrętna nerwica mnie boli.

Głowa do góry, i myśl pozytywnie :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lee88, słuchaj cokolwiek my tutaj napiszemy a ty masz to od lęków (co jest bardzo prawdopodobne), to i tak bedziesz miał wątpliwości i...stracha o to.

Robiłeś kiedyś badania głowy? jakieś prześwietlenia czy coś? jak nie zrób sobie to właśnie dla swojego spokoju, wiem że to się nie bardzo chce, i to jest dodatkowy stres a przede wszystkim robić badania z tą naszą służbą zdrowia to już samo to i się odechciewa. Ale przynajmniej będziesz wiedział w 98% procentach na czym stoisz :)

pozdro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie:)

 

To mój debiut na forum. Szkoda tylko, że w takim temacie do Was dołączam. Czytam forum o nerwicach i depresji od kilku miesięcy, nie odważyłam się jednak nigdy niczego napisać. Od roku kiedy pojawiła się w moim życiu depresja i stany nerwicowe, trochę nieśmiało dzielę się ze swoją chorobą z innymi ludźmi, raczej staram się unikać z nimi kontaktu. Niestety wśród osób, które mnie otaczają i chcą mi pomóc nie znajduję pełnego zrozumienia moich stanów. Zależy mi na nich, nie chcę przez ta chorobę stracić, tych których kocham.

 

Pewnie wielu z was wie dokładnie, co się czuję w momencie narastających nieporozumień, ciągłych tłumaczeń, że to choroba mną steruje.

 

Wiele piszecie o samych sobie, proszę podzielcie się ze mną własnymi doświadczeniami kontaktów z najbliższymi: rodzicami, rodzeństwem, swoimi drugimi połówkami.

Czy Wasze relacje z nimi są takie, jak zanim zaczęliście się zmagać z chorobą? Czy pomagają Wam, jeżeli tak to w jaki sposób? Mój chłopak często pyta się mnie, jak może mi pomóc? Nie wiem co mu odpowiedzieć. Co Wam najbardziej pomaga ze strony bliskich osób.

 

Będę wdzięczna za podzielenie się ze mną waszymi refleksjami, odczuciami i doświadczeniami.

 

Wszystkich pozdrawiam,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lolitka, u mnie to wygląda tak że z mamą mogę się dogadać bo w sumie ona zawsze odkąd pamiętam miała nerwicę lękową i nawet jak śmieci szła wyrzucić to biegła z powrotem, więc ona teraz rozumie jak to jest, siostra moja tak samo (posrana rodzinka :) ) ma ciężką nerwice serca co rusz to jakieś pogotowie ale jakoś te nasze stany różnią się od siebie więc tylkow sytuacjach kryzysowych o tym rozmawiam żeby mnie po prostu pocieszyli ale i tak wole to robić tu na forum :) co do mojej połówki to ona nie może do końca pojąć jak to jest się tak czuć ale ja nawet tego ani od niej ani od nikogo nie oczekuję, gdybym nie poznał co to znaczy mieć nerwicę sam pewni dziwił bym się takim stanom. Każdy z nas pewnie ma inne oczekiwania ze strony bliskich, ale na pewno mam często potrzebę nie krytykowania i nie umniejszania tak kompletnie tych stanów w sensie "weź się w garść" i ja tylko tego oczekuję bo mnie to bardzo wnerwia :) A tak to wolę z reguły nie rozmawiania na ten temat kiedy nie czuję "zagrożenia życia badź rozumu " :)

Ale na pewno relacje się zmieniły odkąd zachorowałem, a mianowicie jestem bardziej nie czuły na ich potrzeby, taki jakiś egoistyczny, i w ogóle to zmieniło całe moje życie przyzwyczajenia, więc i relacje też, bo skupiam się na tym gównie :( bardziej niż na tych bliskich memu sercu osobach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lolitka, powiem Ci szczerze, ze zawsze balam sie mowic o swojej chorobie komukolwiek. Wlasciwie mam tak do dzisiaj. Nie mowie o tym i udaje, ze jestem calkiem normalna. Nauczylam sie w trakcie atakow paniki zachowywac mine pokerzysty ( wtedy,kiedy akurat nei moge uciec gdzies w dyskretne miejsce). I faktycznie- niewiele osob pomyslaloby, ze ta wesola dziewczyna ma jakiekolwiek problemy z emocjami... Ja tak to dusze, ze mnie czasem to wyniszcza. Moj byly chlopak wiedzial o mojej chorobie i poczatkowo sie nawet nei wystraszyl. Chcial mnie wspierac. Poczulam sie przy nim tak otwarta,ze potrafilam mu mowic o kazdym zlym odczuciu...i to byl blad. Przeroslo go to w koncu.. Ale nie,nie dlatego sie rozstalismy ;) Pozniej zaczelam sie leczyc i byl luz. W kazdym razie widzialam,ze przestaje mnie rozumiec i kompletnie zalamuje rece. Moja rada jest taka,zeby dac upust swoim emocjom i mowic o chorobie ale w bardzo umiarkowany sposob.Niestety ale trzeba pogodzic sie z tym, ze ludzie, nei cierpiacy na ta przypadlosc jaka jest nerwica nigdy do konca nas nie zrozumieja. Musimy byc silni.

 

[*EDIT*]

 

No i oczywiscie witaj na forum :) tez podlaczylam sie neidawno ale musze przyznac, ze dziala na moja dusze jak balsam. Jak dobrze jest opowiedziec o swoim problemie komus, kto Cie NAPRAWDE zrozumie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!ja tez mam takie uczucie tbletki musującej-db porownanie,ja odczuwam to po lewej stronie.Na lewym ramieniu, ku szyi.....postanowilam sie nie martwic,moze to brak magnezu,albo kolejny wymysl mojej nerwicy,bo jakos inne sprawy sie staram nokautowac,wiec ta cholera mnie atakuje coraz nowszymi rzeczami.....nie dajmy sie!zauwazylam,ze czesto to mam jak siedze zgarbiona przed kompem,ale jak sie wyprostuje to mija....moze po prostu za wiele czasu spedzam przed kompem.Szukam pracy,siedze w domu to sie nudze...masakra.A objawow nerwicy to mam full,ale co tam....na zajecia na studia podyplomowe musze jezdzic,zakupy musze robic,podpisywac sie musze, jesc w restauracji musze........zyc trzeba,choc rece lataja,choc klucha w gardle stoi,ale TO MY MUSIMY BYC PANAMI NASZEGO ZYCIA!glowa do gory NERWICA TO PIKUS!!trzeba stosowac taka afirmacje:):)wyobrazmy sobie,ze to ona siedzi na nocniku!!!!;)pa!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę uwierzyć !!! Lee! Ty też wierz lub nie ale opisujesz idealnie to samo uczucie z głową i nosem ! Takie ciśnienie itd.. Ja jednak mam mniej strach przed atakiem organizmu! Bardziej obawiam się choroby psychicznej i derealizacji , która mnie dobija 24 godziny na dobę.

Mam takie uczucie "dziwnego patrzenia". W dodatku masę innych objawów, że szkoda gadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wielkie za te słowa, jeżeli ktokolwiek chciałby się jeszcze podzielić swoimi relacjami z bliskimi będę wdzięczna.

Moim chyba największym problemem w tej chorobie jest strach przed strata, kogoś kogo kocham. Paraliżuje mnie myśl, że któregoś dnia może się ode mnie odsunąć. Po prostu nie wytrzyma napięcia, ciągłych stresów, przeżywania ze mną mojej choroby, zapragnie poczuć się wreszcie wolnym...

 

Racjonalnie potrafię sobie wytłumaczyć i zrozumieć sytuację. Zrozumieć jego samego, jego zmęczenie, znużenie, ale co z sercem, które ciągnie do bliskości, kochania, bycia bardzo kochanym???

Jak nauczyć się walczenia o siebie i o tą miłość? Jak być cierpliwym, kiedy wszystko tak bardzo boli?? Jak być silnym, kiedy coś się cały czas załamuję? Skąd brać nadzieję na przyszłość, miłość, bliskość i bycie w końcu razem szczęśliwym??

 

Jak sobie z tym sami radzicie??

 

 

Another_memory, jak to ujęłaś: że pisanie na forum działa na Ciebie, jak balsam... muszę przyznać, że cosik w tym jest. Kiedy piszę i czytam o was nie czuje się już tak całkiem sama z ta chorobą i swoimi problemami.

 

 

:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Racjonalnie potrafię sobie wytłumaczyć i zrozumieć sytuację. Zrozumieć jego samego, jego zmęczenie, znużenie, ale co z sercem, które ciągnie do bliskości, kochania, bycia bardzo kochanym???

Jak nauczyć się walczenia o siebie i o tą miłość? Jak być cierpliwym, kiedy wszystko tak bardzo boli?? Jak być silnym, kiedy coś się cały czas załamuję? Skąd brać nadzieję na przyszłość, miłość, bliskość i bycie w końcu razem szczęśliwym??

 

Mysle lolitko, ze wielu z nas chcialoby znac odpowiedzi na te pozornie proste pytania. Zalezy to od osobowosci, od zaawansowania choroby i od indywidualnie dobranych krokow leczenia. Czy zastanawialas sie nad wizyta u lekarza? Ja bardzo dlugo cierpialam na nerwice, ktora z roku na rok dokuczala mi coraz bardziej. W momencie kulminacyjnym, kiedy totalnie stracilam nad nia kontrole i wszystko zaczelo sie sypac postanowilam pojsc do psychiatry-bylam zrozpaczona.

I coz, dostalam tablety. Pomogly.Tez bylam wtedy z ukochana osoba, ktora byla juz zmeczona moim zachowaniem. Zaczelam normalnie funkcjonowac. Ale oczywiscie nei jest powiedziane , ze Ty rowniez musisz brac leki. Mysle, ze wizyta w poradni leczenia nerwic i rozmowa z dobrym lekarzem moze wyznaczyc Ci droge dzialania. Bo przede wszystkim zacznij walczyc,zacznij sobie pomagac i uwierz w sukces. Relacje z bliskimi osobami rowniez sie polepsza kiedy sama zaczniesz sobie pomagac. Nie mozna do konca obarczac ciezarem nerwicy bliskich osob. Trzeba chciec zaczac walczyc na wlasna reke. Z calego serca zycze Ci powodzenia! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!

Może ktoś z was mi coś poradzi?Pokrótce opiszę wam moją historię.W 2006 roku zaczęłam brać psychotropy po śmierci dziadka z którym mieszkałam.Objawy były takie że się dusiłam, nie jadłam i nie wychodziłam z łóżka.W tym roku stwierdziłam że przestanę się faszerować tą całą chemią i pod kontrolą lekarza odstawiłam tabletki. I dopiero się zaczęło...Odkąd odstawiłam tabletki 10 grudnia zaczęłam łapać infekcję, która trzyma mi się do tej pory.Od tego czasu wzięłam 5 różnych antybiotyków i nic katar, gorączka i objawy jak przy infekcji.Lekarz rodzinny w końcu skierował mnie do laryngologa a laryngolog do szpitala rozkładając ręce i nie wiedząc co mi jest. W szpitalu potraktowano mnie dość przedmiotowo po kilku dniach wypuścili mnie do domu każąc szukać przyczyny gdzie indziej.Ja przez ten cały czas zauważyłam że z powrotem się załamałam nic nie chcę jeść, jestem jakaś skołowaciała nic do mnie nie dociera, jestem bardzo słaba i się pocę leżę w łóżku cały czas płaczę-bojąc się żeby ten stan nie wrócił.Wiem że to jest błędne koło i nakręcam się sama ale jak mam z tym walczyć?Czy faktycznie poprzez odstawienie leków tak mógł zareagować mój organizm?Napiszę wam jeszcze jak wyszły wyniki:

WBC 11,6 (lekarz stwierdził, że lekko podwyższone)

RBC 5,13

HGB 14,4

HCT 43,6

MCV 85,0

MCH 28,1

MCHC 33,0

PLT 286

OB-10

Seromukoid 166mg/dl (powyżej normy 50-120)

Jeszcze dodam,że podczas pobytu w szpitalu straciłam przytomność-łamiąc sobie jedynkę:)ale lekarze nawet się tym nie przejeli.Napiszcie proszę czy to wszystko może być spowodowane nerwicą i odstawieniem tabletek?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!

Może ktoś z was mi coś poradzi?Pokrótce opiszę wam moją historię.W 2006 roku zaczęłam brać psychotropy po śmierci dziadka z którym mieszkałam.Objawy były takie że się dusiłam, nie jadłam i nie wychodziłam z łóżka.W tym roku stwierdziłam że przestanę się faszerować tą całą chemią i pod kontrolą lekarza odstawiłam tabletki. I dopiero się zaczęło...Odkąd odstawiłam tabletki 10 grudnia zaczęłam łapać infekcję, która trzyma mi się do tej pory.Od tego czasu wzięłam 5 różnych antybiotyków i nic katar, gorączka i objawy jak przy infekcji.Lekarz rodzinny w końcu skierował mnie do laryngologa a laryngolog do szpitala rozkładając ręce i nie wiedząc co mi jest. W szpitalu potraktowano mnie dość przedmiotowo po kilku dniach wypuścili mnie do domu każąc szukać przyczyny gdzie indziej.Ja przez ten cały czas zauważyłam że z powrotem się załamałam nic nie chcę jeść, jestem jakaś skołowaciała nic do mnie nie dociera, jestem bardzo słaba i się pocę leżę w łóżku cały czas płaczę-bojąc się żeby ten stan nie wrócił.Wiem że to jest błędne koło i nakręcam się sama ale jak mam z tym walczyć?Czy faktycznie poprzez odstawienie leków tak mógł zareagować mój organizm?Napiszę wam jeszcze jak wyszły wyniki:

WBC 11,6 (lekarz stwierdził, że lekko podwyższone)

RBC 5,13

HGB 14,4

HCT 43,6

MCV 85,0

MCH 28,1

MCHC 33,0

PLT 286

OB-10

Seromukoid 166mg/dl (powyżej normy 50-120)

Jeszcze dodam,że podczas pobytu w szpitalu straciłam przytomność-łamiąc sobie jedynkę:)ale lekarze nawet się tym nie przejeli.Napiszcie proszę czy to wszystko może być spowodowane nerwicą i odstawieniem tabletek?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam :smile:

U mnie stwierdzono nerwicę lękową ale z podłożem nerwicy wegetatywnej,wszystko zaczęło się na studiach,od nagłych omdleń które nie miały podłoża somatycznego,lekarze rozkładali ręce i nie wiedzieli gdzie jeszcze szukać przyczyny...omdlenia były w autobusach,w kościele,w supermarkecie,czułam napływające gorąco , ciemność przed oczami i mdlałam lub wychodziłam czym prędzej na powietrze jeśli czułam nadchodzące "omdlenie" , nadmierna potliwość niestety moje wielkie utrapienie:( drżenie rąk(straszne jest kiedy ludzie patrzą Ci na ręce które trzęsą się jak galareta(zrezygnowałam z tego powodu z pracy-pracowałam jako kelnerka i w kuchni,jak już trudno było mi donieść kawę do stolika musiałam zrezygnować),do tego doszło kołatanie serca i lęki aby gdziekolwiek wyjść,najczęściej siedziałam w domu przed tv lub spałam.wyjście na studia,czy na spotkanie powodowało przyśpieszone bicie serca,pocenie się,drętwiały mi nogi jakby buntowały się do wyjścia...

Najgorsze jest teraz...bo nerwica wegetatywna osiągnęła swoje maksimum...teraz już prawie wogóle nie wychodzę z domu,mam silne lęki które objawiają się drżeniem wszystkich mięśni zaczynam się trzęść jak galareta,jedynym sposobem to leżenie pod kołdrą i czekanie na poprawę,do tego doszły objawy żołądkowo - jelitowe...wygląda to jak grypa rota(wiem to śmiesznie brzmi)ale trzęsiesz się jak galareta,wymiotujesz,masz biegunke,nic jesz przez 2-3 dni i mija.coraz częściej zdarzają mi się takie napady trwają od paru godzin do 3dni.nie mogę normalnie spać,tylko leżę...jak już pisałam boje się wychodzić do Kościoła,sklepu,na studia...ostatnio jechałam z koleżanką autobusem wszystko było ok i nagle poczułam napływającę gorąco,duszność,poty i chęć wymiotowania i musiałam wrócić do domu... ;( często dochodzi też góla w gardle,jakbym miała kołek i napady złości...negatywnych myśli...

To wszystko ma swoje podłoże gdyż mam ciężka sytuację rodzinną...i stąd ta nerwica...ale ona przybiera coraz większych "kształtów"...postanowiłam coś z tym zrobić i zapisałam się do psychologa...byłam też u psychiatry stwierdził że potrzebuję terapii grupowej,na pewno będę chodzić,lekarka przepisała mi lek po którym miałam silne skutki uboczne(gorsze niż nerwica) musiałam odstawić,teraz idę po inny lek...

jak z tym walczyć bo o tym jest to forum ja biorę Magnez,syrop Melissed(można powiedzieć,że trochę działa ale oczywiście tymczasowo póki nie skończy się jego działanie)ja już próbowałam funkcjonować bez niczego...kończyło się na leżeniu w łóżku i nie wychodzeniu z domu,dużo osób mówi że warto zająć się czymś(basen,joga,jakieś hobby)ale dla mnie mało w tym prawdy bo taki atak przychodzi niespodziewanie...nawet w Kościele czy na egzaminie kiedy skupiasz się na pisaniu...i nie myślisz o tym.dlatego ja szukam pomocy u psychologa i farmakologicznie.Mam nadzieję,że przyniesie efekty...ale na to trzeba pracować latami...

pozdrawiam serdecznie:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Droga kejt!t

Na pewno leki przyniosą jakieś zadawalające efekty, ale na to trzeba czasu ok. 3 tygodni,należy jednak pamiętać że to tylko farmakologia, która podtrzymuje nas sztucznie i trzeba wspomagać się terapią i mocno w to wierzyć że będzie dobrze.Ja też leczyłam się 2 lata farmakologicznie i myślałam że wszystko minęło, a po odstawieniu leków wróciło ponownie-jutro muszę iść do pracy i sama nie wiem jak to będzie.Ale sobie wmawiam na siłę że będzie dobrze i muszę dać radę przecież nie może nas ta choroba całkowicie ubezwłasnowolnić.

Trzymaj się

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Emilko!dziękuje za te ciepłe słowa:)wiem że na to trzeba czasu i oczywiście chęci!pociesza mnie to że nie jestem sama i że innym się udało z tego wyjść!tylko boję się że już na mnie jest za późno,skoro zaczęło się od omdleń...a teraz boję się wyjść z domu,dochodzą czasem myśli żeby sobie coś zrobić że tak będzie lepiej...ale to nie jest wyjście...umuwiłam się z psychologiem po feriach.to tak naprawdę po co brać te tabletki to mogę brać placebo i tak samo zadziała skoro to kwestia umysłu:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×