Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Umiejętność życia wśród ludzi, tego mi brakuje, jestem typowym samotnikiem, nie wiem jak mi się udało założyć rodzinę i mieć dzieci, to wszystko chyba z Bożą pomocą, bo objawy ChADu rozpoznaję już w dzieciństwie. Zawsze rużniłem się od pozostałych czterech starszych braci, byłem wystraszony, wszystkiego się bałem nawet bajek, byłem lękającym się cienia od lampy dzieckiem. Dzisiaj jest podobnie, tyle że moje lęki wyrastają na innej bazie, problemy życiowe, zdrowotne, finansowe itd. Jestem zagubiony nie wiem co ze mną będzie, czy będzie lepiej? Narazie czuję się źle, nawet moje zainteresowania poszły w odstawkę, a co dopiero mówić o jakieś pracy, a poza tym lekarstwa które zażywam zabużają moje zdolności psychoruchowe, które są potrzebne w każdej pracy nie tylko na maszynach, czy jazdy samochodem, w zeszłym roku miałem stłuczkę z tego powodu. Wydaje mi się, że to ja się muszę czuć pewnie, muszę być przyzwyczajony do leków przez dłuższy czas, muszę czuć że leki mnie nie spowalniają, a narazie tak niejest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszech ogarniająca samotność mnie trzyma, przez nią nie potrafię zmienić swojego myślenia, że moi najbliżsi mnie nie rozumieją i próbują nażucić mi swoją wersję. Wczoraj znowu sprzczka z żoną na mój temat, że nic nie robię, żebym wyszedł na dwór, żebym się wziął w garść itd itp, a ja w ogóle nie mam na to ochoty, nawet się zmusić mam problem, no ale cóż żona tego nie rozumie. Wynikająca z tego samotność powoduje że się wyłączam z otoczenia, przestaję się odzywać i słucham muzyki lub oglądam jakiś film. Żona już nie raz powiedziała mi że jestem leniem, a przecież ja w swoim życiu tyle zrobiłem, ale dla niej się nie liczy to że jestem chory i to że pewnych żeczy nie potrafię. No cóż może się to kiedyś zmieni nie wiem, jakoś w to nie wierzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kazimierz61, to jest chyba ten moment kiedy lepiej by było gdyby tych "bliskich" nie bylo. Jak są to łudzimy się że nas pociesza, czy wespra. To jeszcze gorsze

właśnie tą metodę stosuję kiedy ktoś mnie gdzieś zaprosi.nie narażam sie na odrzucenie.niech inni "uczą się fruwać skacząc oknem"ile razy sie połamią i trafią do szpitala tyle twojej refleksji będzie.nie łażę z wędką po saharze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie wiem jak zacząć. Muszę wyrzucić z siebie ten smutek, który przychodzi ostatnio praktycznie z każdym weekendem. Cały tydzień marzę o weekendowym odpoczynku po pracy, po czym w sobotę (choć czasem już w piątek wieczorem) przypominam sobie jakie te weekendy są straszne; jak trudno jest mi się do czegokolwiek zmobilizować; jak nie widzę w tym sensu. Czasem pomaga książka - czytam, żeby nie myśleć, nie wpadać w w bezsensowne wyobrażanie sobie "co by było, gdyby...", "a jak to było kiedyś z X....". Takie myślenie jest naprawdę wyniszczające i dołujące. Wiem, ze terapia, leki (velafax) i przede wszystkim duża praca nad sobą bardzo mi pomogły, ale przychodzą takie dni (takie jak dzisiaj), gdy mam wrażenie, ze to wszystko co już udało mi się osiągnąć gdzieś uleciało. i co gorsza wiem, ze bierze się to z mojej samotności. Jest sobota wieczór, obdzwoniłam wszystkich znajomych, rodzeństwo (pochodzę z rodziny wielodzietnej) i nie mam z kim się spotkać. Nie mam kogo wysłuchać, komu się zwierzyć. Dodatkowo dobija mnie fakt, że siedzę w domu z rodzicami, którzy widzą jak kolejny weekend spędzam sama.

Powoli dociera do mnie myśl, że będę osobą samotną, nie liczę na to, ze kogokolwiek sobie znajdę. Co mnie cieszy - przestaję mieć nadzieję. Nie potrafię się niestety jeszcze pogodzić z emocjami, które temu towarzyszą. Chciałabym, żeby mi to zobojętniało, żeby doszło do tego, ze samotność nie stopuje minie przed jakimkolwiek działaniem i podejmowaniem jakiś działań. Na razie niestety mi to nie wychodzi. Jestem z rodziny wielodzietnej, w której zawsze ktoś obok mnie był, jestem przyzwyczajona do obecności drugiej osoby (ale nie chłopaka czy partnera, z tym wiecznie miałam problem, bo nigdy nie miałam powodzenia). Przeraża mnie brak ten stan, gdy nikogo obok nie ma, naprawdę bardzo bym chciała kogoś poznać. Jest mi naprawdę bardzo smutno i źle. Czuję, że znowu z czymś przegrywam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Różne są sytuacje w których ludzie czują się samotni, ja czuję się samotny ponieważ nie mam nikogo bliskiego z którym mógłbym porozmawiać o moich problemach i tych związanych z chorobą jak i tych związanych z normalnym życiem. Odczuwam że moi bliscy inaczej to wszystko rozumieją niż powinni, nie biorą pod uwagę wszystkich aspektów związanych z moją chorobą, nie mają pojęcia jak bardzo ich zachowanie i relacje ze mną mają mają wpływ na moje samopoczucie. Myślę że gdyby rodzina mnie lepiej rozumiała tym samym przez to mnie pomagając, to i moje okresy depresji byłyby krótsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie...

W przeciągu ostatnich miesięcy było u mnie raz lepiej, raz gorzej. Czasem nawet zdawało mi się, że zwalczyłam samotnosc. Ale jak mówię - zdawało mi się.

Nieważne jak bardzo się zaangażuję, kończę jakby z tą samą sceną - samotnym, pustym weekendem, zalana łzami i z chęcią pochlastania się.

Nie rozumiem czym sobie zasłużyłam na taką samotnosc. Co takiego robię źle, że zawsze kończę sama. Chyba nigdy się nie dowiem.

Najwidoczniej jestem jakims wybrakowanym egzemplarzem człowieka. Ale nie umiem, po prostu nie umiem się z tym pogodzić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Abbey, ja mam tak samo. Dopóki cały tydzień pracuję - widuję się z ludźmi. Marzę wtedy o weekendzie. Kiedy nadchodzi weekend, dociera do mnie, że tak naprawdę jestem sam. Nikt z przyjaciół mnie nie odwiedza. Na większość imprez nikt mnie nie zaprasza, a dowiaduję się o nich później z rozmów między moimi znajomymi. Czuję wtedy przeszywający ból, który niczym lodowaty szpikulec, rozcina serce na pół i przebija się do mózgu. Pieprzona samotność. Owszem, jestem wybrakowanym człowiekiem, nieprzystosowanym społecznie, ale "przyjaciele" są od tego by pomóc człowiekowi kiedy jest taka potrzeba. Łatwiej jest jednak wypiąć d...ę na przyjaciela, udawać że jest ważny, a tak naprawdę wykorzystywać go kiedy jest potrzebny. Czasem zaprasza się takiego nieprzystosowanego społecznie inwalidę na jakąś posiadówę przy kawie, albo jakiegoś grilla raz do roku, żeby stwarzać pozory przyjaźni, a kiedy jest potrzebny, wzywa się go do naprawy komputera, tak jak mnie dzisiaj. Społeczny inwalida, zgadza się bo i tak nie ma lepszego wyboru. Siedzieć samotnie w domu, czy zostać wyfrajerowanym do naprawy laptopa za darmo? Wybór jest prosty - pakujesz się i jedziesz odwalić robotę za darmo, a przy tym posiedzisz przynajmniej w towarzystwie innych ludzi. Najgorsze są długie weekendy, urlopy, kiedy inni zbierają się w paczkę i jadą gdzieś razem na jakiś biwak, koncert, czy cokolwiek, a ty zostajesz wśród czterech ścian i nie masz do kogo pogadać. Siedzisz i gapisz się w ścianę tępym wzrokiem. Myślisz sobie: "zrobiłbym coś, może jakieś pranie, sprzątanie, poczytałbym książkę", ale te paraliżujące uczucie samotności nie pozwala ci oderwać wzroku od ściany. Tak mijają godziny. Zaglądam na fejsa, patrzę, nikt do mnie nie napisał, mimo że wielu ludzi jest online. Gadają między sobą, pomijając mnie całkowicie. Później zaglądam na nerwicę i tutaj też 0 wiadomości. Następnie znowu fejs i tak w kółko przez kilka godzin. Kiedy wybija północ, zdaję sobie sprawę że trzeba iść spać bo rano muszę wstać do pracy. Wtedy odechciewa mi się żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Abbey, ja mam tak samo. Dopóki cały tydzień pracuję - widuję się z ludźmi. Marzę wtedy o weekendzie. Kiedy nadchodzi weekend, dociera do mnie, że tak naprawdę jestem sam. Nikt z przyjaciół mnie nie odwiedza. Na większość imprez nikt mnie nie zaprasza, a dowiaduję się o nich później z rozmów między moimi znajomymi. Czuję wtedy przeszywający ból, który niczym lodowaty szpikulec, rozcina serce na pół i przebija się do mózgu. Pieprzona samotność. Owszem, jestem wybrakowanym człowiekiem, nieprzystosowanym społecznie, ale "przyjaciele" są od tego by pomóc człowiekowi kiedy jest taka potrzeba. Łatwiej jest jednak wypiąć d...ę na przyjaciela, udawać że jest ważny, a tak naprawdę wykorzystywać go kiedy jest potrzebny. Czasem zaprasza się takiego nieprzystosowanego społecznie inwalidę na jakąś posiadówę przy kawie, albo jakiegoś grilla raz do roku, żeby stwarzać pozory przyjaźni, a kiedy jest potrzebny, wzywa się go do naprawy komputera, tak jak mnie dzisiaj. Społeczny inwalida, zgadza się bo i tak nie ma lepszego wyboru. Siedzieć samotnie w domu, czy zostać wyfrajerowanym do naprawy laptopa za darmo? Wybór jest prosty - pakujesz się i jedziesz odwalić robotę za darmo, a przy tym posiedzisz przynajmniej w towarzystwie innych ludzi. Najgorsze są długie weekendy, urlopy, kiedy inni zbierają się w paczkę i jadą gdzieś razem na jakiś biwak, koncert, czy cokolwiek, a ty zostajesz wśród czterech ścian i nie masz do kogo pogadać. Siedzisz i gapisz się w ścianę tępym wzrokiem. Myślisz sobie: "zrobiłbym coś, może jakieś pranie, sprzątanie, poczytałbym książkę", ale te paraliżujące uczucie samotności nie pozwala ci oderwać wzroku od ściany. Tak mijają godziny. Zaglądam na fejsa, patrzę, nikt do mnie nie napisał, mimo że wielu ludzi jest online. Gadają między sobą, pomijając mnie całkowicie. Później zaglądam na nerwicę i tutaj też 0 wiadomości. Następnie znowu fejs i tak w kółko przez kilka godzin. Kiedy wybija północ, zdaję sobie sprawę że trzeba iść spać bo rano muszę wstać do pracy. Wtedy odechciewa mi się żyć.

 

 

Z jakiej jesteś części Polski??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

Napisałam pod jakimś innym tematem, że rozmawiam najwyżej z chłopakiem, mamą i paroma znajomymi ze studiów. Zawsze tak było, a jak nie miałam chłopaka, to jeszcze gorzej. Jednak dobrze byłoby mieć jakąś przyjaciółkę, nie mogę polegać tylko na towarzystwie chłopaka, z którym widuję się nie tak często jak "normalne" pary.

Nigdy nie wiem o żadnych imprezach, nikt mnie nigdy nie zaprasza. Zresztą może bym i mogła wprosić się na jakieś studenckie grupowe "integracje", ale mieszkam poza miastem, w którym się uczę (kilkadziesiąt kilometrów) i nie miałabym nawet jak wrócić do domu. Wszystkie inne fajne eventy tak samo. Mogłabym fajnie spędzać czas,może ze znajomymi ze studiów "wpraszając się", a może kogoś poznać. Ale wszystko dzieje się w dużych miastach. :(

Jedyna impreza, na jakiej byłam, to urodziny znajomej, bodajże w 2 klasie gimnazjum. Nawet nieźle się tam czułam, ale potem już nikt mnie nigdy nie zaprosił.

Koleżanki też zawsze były miłe tylko wtedy, gdy czegoś chciały - spisać zadanie domowe albo lekcje po chorobie. Jak w ostatniej klasie gimnazjum zaczęłam lepiej sobie radzić z siatkówką, to nagle wszyscy chcieli mnie mieć w swojej drużynie. Wcześniej zawsze "wybierano" mnie na końcu - w cudzysłowie, bo nikt mnie nie wybierał, skoro zostałam ostatnia. Bo przecież wg nich powinno być oczywiste, do której grupy trafiłam. Ale ja chciałam usłyszeć swoje imię, jak cała reszta: "Tęczo, no to ty jesteś z nami".

W sąsiedztwie mieszka jeden chłopak, którego rodzina nie lubi mojej, no i niestety jego mamusia nauczyła go też nienawiści do mnie. Na nieszczęście trafilismy do jednej klasy w gimnazjum. Oczywiście nagadał na mnie wszystkim. Miałam tylko małą grupkę znajomych, podobnych wyrzutków, czyli osób nie dość dobrych, fajnych, śmiałych, ładnych, popularnych i bogatych.

Potem do liceum trafiłam do klasy z jedną dziewczyną z klasy gimnazjalnej, która trzymała się z paczką tamtego chłopaka. Oczywiście też musiała innym o mnie nagadać, bo tamten ją przekabacił. Bo niby skąd by wiedział, jaką miałam w liceum średnią, skoro nie utrzymuję z nim kontaktów, a on nie znał nikogo innego z mojej klasy?

Na studia trafiłam z jeszcze inną dziewczyną z liceum, która z kolei tu coś nagadała, nigdy mnie nie lubiła i pewnie tamta coś jej powiedziała.

Dziś nikt nawet nie złoży życzeń urodzinowych. Bo tak trudno nawet skopiować tysięczny raz głupie "100 lat". Jedni udają na ulicy, że nie znają, jedna znajoma z gimnazjum nie chce nawet utrzymywać kontaktu wirtualnego, choć nigdy jej złego słowa nie powiedziałam, więc nie ma o co się gniewać. Lubiłam ją. Pewnie ten chłopak i jej coś nagadał, że może np., że się z niej śmiałam, bo jest trochę niepełnosprawna.

Powinnam się już dawno przyzwyczaić, że jestem zawsze wszędzie pomijana i olewana. W realu, tu na forum, wszędzie. Zawsze tylko ktoś gorszy, brzydszy, nieśmiały czyli nieciekawy. Zwykłe popychadło. Nigdy nie byłam dla nikogo wystarczająco dobrą znajomą. Nikt nigdy nawet nie spytał, dlaczego jestem smutna i czy można mi jakoś poprawić humor. A wystarczyłoby tak niewiele...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

milena.ana, jestem z Podlasia :)

 

LUDZIE! JEST TERAZ COŚ WAŻNIEJSZEGO NIŻ NASZA SAMOTNOŚĆ! JEST CEL! KUKIZ MA 20% POPARCIA! JEST DUCH W NARODZIE :) ! NARÓD NIE UMARŁ :) ! JAK BARDZO SIĘ CIESZĘ :) ! LUDZIE ZACZĘLI SIĘ BUDZIĆ :) . PIEPRZYĆ SAMOTNOŚĆ! JEST POLSKA DO ODZYSKANIA :) !

 

JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA! :) :) :)

[videoyoutube=AJsWz9SlpfA][/videoyoutube]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA! :) :) :)

Owszem,ona powoli i boleśnie dogorewa wpjerdalana przez gangrene i 3 różne nowotwory :pirate:

 

a co do tematu - zamiłowanie do egoizmu,mam wyjebanizmu na innych i izolatki - wzrasta,choć powód do "dumy" to żaden,ale niepokoju też równocześnie nie odczuwam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arhol, do wczoraj myślałem podobnie jak Ty, ale dzisiaj widzę, że ten naród ma jeszcze nadzieję na powstanie z kolan :) . Radochę mam wielką, ale dobra już nie spamuję :) .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj długo. Przede wszystkim bardzo długo nienawidziłam siebie i to się odbijało na moich wszelakich relacjach. Między innymi dlatego nie mam teraz znajomych ani przyjaciół. No i przede wszystkim panicznie potrzebowałam mieć wokół siebie ludzi, dużo ludzi, i to ludzi, którzy mnie musieli koniecznie lubić i akceptować, bo inaczej biczowałam samą siebie nienawidząc się jeszcze bardziej. No i oczywiście rezygnowałam z całego mnóstwa rzeczy i części siebie żeby tylko ci ludzie chcieli ze mną przebywać i mnie akceptowali. Dzisiaj się z tego śmieje, ale taką drogę musiałam przejść, żeby mieć gdzieś, że mnie ktoś nie akceptuje. Nikt mnie nie musi lubić, ważne, że ja lubię siebie. Progressive, terapia. Tylko to może Ci pomóc zrozumieć i polubić siebie :)

Hej, bardzo madrze mowisz. Popieram Ciebie w 100%, tez to zrozumialem, tylko szkoda ze po czasie. pzdr, milego dnia Wam zycze !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arhol, do wczoraj myślałem podobnie jak Ty, ale dzisiaj widzę, że ten naród ma jeszcze nadzieję na powstanie z kolan :) . Radochę mam wielką, ale dobra już nie spamuję :) .

 

oj, do tego daleko, sukces Kukiza na razie nie ma wielkiego znaczenia,

w wyborach samorządowych musi jeszcze wygrać lub chociaż ugrać 2-3 miesjce, a to będzie 100x trudniejsze

niż w wyborach prezydenckich.

 

ja tam nie wierzę, że w tym kraju może się coś zmienić, Kukiza prędzej czy później ktoś omami i zepchnie z polityki,

sam Kukiz nic nie zmieni, może jak będzie coś wspólnie kombinował z Korwinem i resztą prawicy, to jest cień szansy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Codziennie czuję się samotny, poprostu to samotność robi ze mnie dziwaka, najgorsze jest to, że nie mogę tego zmienić. Odpadają mnie chwile w których czuję się tak źle że niesamowicie pragnę się komuś wyżalić, ale nie mam komu, przed żoną jak coś powiem to od razu wlepia, mi że ubolewam nad sobą. I to mnie w ludziach irytuje, ten brak zrozumienia, a nawet więcej, brak chęci do zrozumienia, albo z premedytacją jeden, czy drugi będzie pieprzył, weź się w garść, nie bądź taki miękki, takie coś mnie od razu rozwala i odchodzę. Wydaje mi się że już nigdy nie będzie inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×