Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Witam lękowców :D

Mój pierwszy atak miałem w ubiegłym roku mniej więcej w połowie listopada. Skończyło się to na pomocy doraźnej. Niespałem tej nocy. Od tego dnia do końca miesiąca byłem z niesłychanym stresie (na koniec października zerwałem 6-letni związek i jeszcze mieszkaliśmy razem do końca listopada i jeszcze kilka innch miałem stresowych sytuacji). Ponieważ mieszkam w innym mieście niż w którym studiuję to musiałem się przeprowadzić z powrotem do domu na jakiś czas. Też to było stresujące ze względu na przymus wożenia rzeczy pociągiem. Ostatniego dnia listopada miałem kolejny atak ale już w pociągu. Cały czas ponure, czarne myśli ale jakoś udało mi się dojechać do domu. Wtedy jeszcze myślałem, że nabawiłem się arytmii w jakiś sposób. Grudzień minął bardzo dobrze. Kumple, impresy, relaks. Znalazłem również inny pokój, ale zostałem w swojej miejscowości z zamiarem przeprowadzenia się dopiero w styczniu.

Tak też się stało. 3 stycznia wprowadziłem się do nowego pokoju. Złożyło się tak, że akurat była impreza z okazji urodziń współlokatora (nie wiedziałem, że mogę tyle wypić...). Datę zachorowania na nerwicę uważam właśnie 4 stycznia. Obudziłem się po umprezie i po jakimś czasie zaczołem się źle czuć (jeszcze to nie był kac). Klasyczny atak paniki. Znowu poszedłem na pomoc doraźna. Ekg wyszło dobrze więc dostałem hydroksyzynę w syropie i do domu. I się zaczeło. Zaczeło się:

-kołatanie, bóle, kłucie serca było codziennościa, bóle mosta, "arytmia"

-zawroty i bóle głowy, brak koncentracji

-totalny brak apetytu (każda próba jedzenia kończyła się atakiem ale jadłem)

-złe samopoczucie, uogólniony lęk

-wmawianie sobie udarów i zawałów. Diagnozowałem się za pomocą internetu, mierzyłem co chwila ciśnienie,

-zacząłem myśleć, że wariuje. Nienawidziłem się za swoje zachowanie, potem się tego wstydziłem aż stwierdziłe, że nie dogaduję się ze swoim ciałem (nie wiem jak to inaczej nazwać).

Zrobiłem kilka badań. Holter czysty. Morfologia, tsh, glukoza, trójglicerydy w normie. Rezonans miałem wykonany przed pierwszym atakiem (w celu wykluczenia organicznych zmian mogących powodować bezsenność), mózg zdrowy. Trochę mnie uspokoiły dobre wyniki badań.

Po wizycia u psychiatry dostałem Arketis (paroksetyna). Musiałem odstawić ze względu na skutki uboczne.

Dwa miesiące byłem jak ważywo. Leżałem i nic nie robiłem. Dopiero ostatnio się coś we mnie ruszyło i dostałem dodatkowego kopa energetycznego do walki z nerwicą.

Generalnie nie wiem jak jeszcze mam sobie pomóc. Po arketisie został mi lęk przed tabletkami. Co do terapii psychologicznej to jest trochę utrudnione bo muszę jechać do większego miasta co kosztuje nie tylko finansowo, ale też mocno stresujące. Od początku znajomości z nerwicą schudłem 22 kg, co jest chyba jedyną jak narazie pozytywną jej stroną :D

 

Pozdrawiam wszystkich :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jakbym widział siebie,ten sam schemat.Moi drodzy miałem typowe takie same objawy jak wy ale większość mineła 95% mojej nerwicy mineło ale jeaCze nie jeat to 100% ale jestem na dobrej drodze poniewaŻ męczą mnie sporadycznie pojedyńcze skurcze nadkomorowe ale już nie tak często jak kiedyś .Olewajcie objawy.To tak jak ze znajomością jak ktoś cię olewa to nie masz ochoty na spotkania tak samo jest z nerwicą.Pozdrawiam

 

-- 16 kwi 2015, 07:22 --

 

Jesscze jedno wcinam magnez 2 razy dziennie plus b6 2 razy dziennie ,olej lniany,i tran z wit D.A

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jakbym widział siebie,ten sam schemat.Moi drodzy miałem typowe takie same objawy jak wy ale większość mineła 95% mojej nerwicy mineło ale jeaCze nie jeat to 100% ale jestem na dobrej drodze poniewaŻ męczą mnie sporadycznie pojedyńcze skurcze nadkomorowe ale już nie tak często jak kiedyś .Olewajcie objawy.To tak jak ze znajomością jak ktoś cię olewa to nie masz ochoty na spotkania tak samo jest z nerwicą.Pozdrawiam

 

-- 16 kwi 2015, 07:22 --

 

Jesscze jedno wcinam magnez 2 razy dziennie plus b6 2 razy dziennie ,olej lniany,i tran z wit D.A

 

Przerwanie pętli strachu przed strachem uważam za kluczowe tak samo jak mierzenie się z lękiem panicznym w terapii nerwicy lękowej. Mi to dużo pomogło właśnie i ataki są coraz słabsze :D Nie mniej jednak ignorowanie objawów jest ciężkie ale warte każdego wysiłku.

Brałbym też różne suple ale mam paniczny lęk przed tabletkami... Jakoś muszę się tego pozbyć, ale jeszcze chyba nie jestem gotowy na to...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam strach przed tabletkami ale to normalne jeżeli boisz się skutków ubocznych ja piję mieszanke ziół które bardzo mi pomagają mają działanie przeciwlękowe i antyrytmicznie

 

No właśnie na początku nie bałem się leków, ale po przygodzie z Aretisie (paroksetyna) zaczołem się bać. Jakoś muszę sie zmusić. Jakie zioła mają działanie przeciwlękowe?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Pierwsza praca w wieku 24 lat....?"

Witam.

Moim głównym problemem jest niskie poczucie własnej wartości, brak pewności siebie itd. Ale pomimo tego chcę wyjść z tego marazmu i znaleźć pracę "na stałe".

Do rzeczy, czy znacie moze osoby, ktore rozpoczely swoja pierwsza prace na umowe w tym lub podobnym wieku? I czy dla pracodawcy nie będzie to dziwne,że ktoś dopiero teraz "wchodzi na rynek pracy"? aktualnie kończę studia o ile wszystko dobrze pójdzie.. i wypadałoby zacząć szukać pracy/moje doświadczenie to niecałe 5 miesięcy + praktyki ze szkoły średniej/,a jednym z głównych problemów to porównywanie się do innych np. do znajomych,którzy mają ciekawe i dobrze płatne posady.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siemanko ! To znowu ja :?

Błagam o przeczytanie moich wypocin i pomoc. Błagam ! :pirate:

Pierwszy post napisałem na stronie 384 (jeżeli chcecie mieć lepsze info o mojej nerwicy - zapraszam :D ).

Moje myśli najczęściej dotyczą własnego zdrowia i mojej ułomności. Chodzę do psychologa - jest całkiem dobry. Od kilku tygodni czułem się coraz lepiej. Często chodziłem na spotkanie z psychologiem i nie wiedziałem jaki temat poruszyć - po prostu nic złego się nie działo :tel2: . Jednak wczoraj nastąpiła bomba. Wczorajszy piątek był straszny. Czekałem na niego, chciałem się wyluzować, zagrać w fife ( :mrgreen: ) i się wyczilować. Po przyjściu ze szkoły skoczyłem do łóżka - musiałem troszkę odespać. Mama poszła na działkę pokopać ziemię - lekko zaspany ( lekko zdenerwowany) do niej dołączyłem. Podczas pracy zaczęły pojawiać się różnie myśli - czy mój mózg pracuje odpowiednio, czy nie jest chory, czy nie dostanę raka... Oj ciężko... W dodatku boję się, że moje pasje przestaną dawać mi przyjemność (to jest najgorsze), że ten proces już się zaczął, że samo takie myślenie już to powoduje... Od jakiegoś czasu czuję czasem mrowienie z tyłu głowy, gdy jestem zdenerwowany. Podobno to coś związanego z udarem. UDAR ? PEWNIE TAK, A RAK JUŻ SIĘ ZBLIŻA (dwie osoby z naszej rodziny zmarły na raka) . Leżałem w łóżku pełen frustracji. W tej samej chwili moi kumple, którzy nie mają takich problemów pewnie świetnie się bawili grając w Lola czy inne gówno. Ja zaś męczyłem się z myślą, czy moje pasje się nie kończą. Miałem kiedyś "brzydkie" (niechciane) myśli o Mamie, co poskutkowało lekkim osłabieniem kontaktów. Czy tak samo będzie z pasjami ? Ojciec mówił coś do mnie o dokumentach, które mam wydrukować. Pitu pitu o jakimś zasranym papierku a ja się tłukę z czymś poważniejszym. Poszedłem do łazienki, nalałem gorącej wody do wanny (nie, nie chciałem się pociąć) i... zacząłem płakać nad samym sobą. Bardzo długo nie miałem takiego doła. Nawet nie chciałem wierzyć, że to było "normalne". Jednak nawet wtedy, gdy patrzyłem ze łzami na policzkach w lustro pojawiały się "fajne" myśli : gdy płaczę jestem nawet bardziej przystojny (narcyz) :great: . W mózgu odtworzyłem sobie muzykę, która mnie wzrusza, by ten płacz miał coś pozytywnego. Wchodząc do wanny poczułem się bardzo żałosny i smutny... zupełnie jak Dr. House (uwielbiam go ). Może te myśli to znak, że nie jest tak źle (chociaż nie jest normalnie). Przez chwilę pomyślałem o podcięciu sobie kabelków - rozpłakałem się jeszcze bardziej. Nie zrobiłbym tego nigdy - kocham swoją rodzinę, mam pasje... Ale boję się , że to zniknie. Boję się, że ta nerwica pójdzie dalej i zamieni moje życie w piekło. Psycholog mówił, że te myśli to "zemsta" emocji, które w sobie maskuję - chyba ma rację. Ciekawe jestem, co zrobi, gdy mu powiem o wczorajszym płaczu. Może da mi skierowanko do psychiatry, nie mam pojęcie. Powinienem brać jakieś leki ? Jeżeli to czytasz - dziękuję Ci :yeah: Proszę o radę, cokolwiek. I dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuhaj kolego też tak miałem i niera mam musisz puscić myśli i niech płynoą nie analizuj ich to jest efekt nerwicy.Obecnie analizujesz swoje myśli i się akupiasz na nich olej je i się czymś zajmij. JAK CHCESZ POGADAĆ NA GG LUB SKYP DAJ ZNAĆ.MIESZKAM W UK MAM DARMOWE MINUTKI MOGĘ DO CIEBIE DRYNDNĄĆ JAK BEDZIESZ CHCIAŁ CIĄĆ KABELKI .Pamiętaj robiąc krzywdę aobie robisz większą rodzinie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!

 

Znow sie zbliza koniec semestru, znow wszystko mi sie wali na glowe ;/. W tym roku może miesiąc był ok, na początku semestru chodziłem na większowść wykladow (na te na które nie chodziłem, moglem sobie pozwolić) nawet robiłem notatki na bierząco wszystkie ewentualne zaległości nadrabiałem.

Ale w pewnym momencie znów sie potknelem i przestałem chodzić praktycznie zupełnie na uczelnie, za godzinę zaczynam zajecia ostatnio mnie nie bylo na kolokwium i juz sie boje isc. Mam obecnie bole w klatce piersiowej, chce mi sie spac, niedobrze mi.

 

Nawet jakbym tego kolokwium tydzien temu nie zaliczyl nic by sie nie stalo, mam poprawke zawsze, a pewnie da sie ugadac jakas wieksza poprawe na koniec semestru .... Ale nie moglem pojsc, nie wiem czemu cos mnie blokuje.

 

Jak chce sie zabrac za nauke tez nie moge. Wszystko mnie rozprasza, nie moge sie przemoc. Jak zaczynam sie uczyc mam wrazenie ze sie nie nadaje na te studia, na zadne sie nie nadaje. Zawsze wszystko ktos mi pomagal robic, a teraz chce byc samodzielny i nie idzie mi. Nie wiem czemu. Poprostu mam wrazenie jakby lepiej bylo wszystkim beze mnie.

 

Mam dodatkowo ogromne wyrzuty sumienia, bo mam wszystko co jest mi potrzebne, a nawet wiecej. Mieszkam z dziewczyną, nie jestem sam jak kiedyś. Ale poprostu mam też tą dziwną blokadę i nie wiem jak to pokonać :(.

 

Bylem u psychiatry, ale tez poszedlem raz i caly misterny plan w pizdu. Nie umiem w niczym wytrwać, z wszystkiego rezygnuje. Cale dnie przesypiam i czuje sie jakbym mial 70 lat, a moze i wiecej mój 75 letni ojciec ma wiecej energi i checi do dzialania ode mnie ;/. Ja to sie nadaje tylko do bezmyslnego patrzenia w komputer.

 

Nie mam sily zyc i mam wrazenie, ze dla takiego kogos jak ja nie ma tutaj miejsca :(.

 

Edit:

Chcialem tylko dodac ze naprawde chce to wszystko zmienic, juz mialem wiele podejsc. Ale nie daje rady. Nie wiem moze jak. Nawet jak bylo gorzej mowilem sobie spokojnie, zmus sie do nauki 3-4h dziennie wliczajac w to cwiki, a jakos to bedzie. Najwazniesze to zaczac, ale dupa nie umiem ostatnio zaczac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć pisze z Radomia, może to nie juest odpowiednie miejsce na przedstawienie się .Ale na chwilę obecną mnie dołuje fakt, iż nie mogę znaleźć pracy, ehhh te trzęsące się ręce zawsze dziwnie sie czułam z tym pracując a raczej będąc na stażu pracujc w biurze stowarzyszenia oraz na świetlicy.na nerwicę lękową leczę się od postawienia diagnozy od 7 lat niestety tak.A najpierw była ta fobia społeczna więc brałam lek xetanor dość długo z jakiś (rok), pozniej paroksetyna dzie ciągle mnie mdliło chodziłam kołowata śpiąca nieprzytomna zupełnie tragedia.A teraz od ponad 1,5 roku fluoksetynę i stanełam na nogi, mialam ogromny problem przed jazdą autobusem mdłosci pocenie biegunka, zawroty wielki chaos totalna masakra.Byłam na 3 pscyhoterapiach najpierw 3 grupowe a pozniej indywidualna.Niewiele mi to dało powiem szczerze.Mimo ,że ten pan mgr ostatni miał b.dobrą opinię wśród ludzi i tez znajomych.Bywały problemy z zachwainiem równowagi, spaniem, zaburzenia jedzenia przejadanie się .I to sie zmieniło definitywnie z tego co zauwazylam to po poznaniu chłopaka ale głownie podjęciu jakiegoś kursu, pracy.teraz na chwile obecną poszukuje, tylko pytanie jaka to praca kiedys bałam sie wejść do supermarketu, teraz 2- 3 razy na tydziedn zajrze zrobie wieksze zakupy i mam satysfakcje.Nie ma tego dziwnego lęku strachu.I pojade na wesele czy tez poggrzeb czyli rozne imprezy okolicznosciowe rodzinne.Nie boję sie tak tego tłumu ludzi kolejek.Ale raz na tydzien zdarzy się ,że jednak coś mnie przygnębia , dużo by pisać moze juro się odezwe.czekam na swoją sympatię fajnie ze ma sie kogoś z kim mozna porozmawiac bo zawsze czułam sie samotna jakoś i zawsze ciągle nieśmiała w kompleksach pomimo zgrabnej szczupłej sylwetki.To teraz wpadłam w manie brania udziału w roznych konkursach ktore daja radość satysfakcje nie do przesady jesli macie pytania pytajcie.Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Czytam forum Ale nadszedł czas żeby o sobie napisać. Nerwice mam od kilku lat Ale zdjagnozowana od roku,a od tygodnia biorę leki. Wcześniej miałam wypisywanie recepty Ale bałam się brać leki. Doraźnie na leki brałam sedam. Był czas ze chodziłam do lekarza i prawie umieralam pod gabinetem,kilka razy wmawialam lekarzowi ze jestem na coś chora lub mam stan przedzawalowy,wymusilam na nim skierowanie do szpitala. Po wizytach na jakiś czas wszystko przechodzili. Mam 5letnia córkę z którą boję się sama wychodzić na spacery,boję się ze zemdleje. To samo jest w sklepach gdy jestem sama. Oblewaja mnie poty,kołatanie serca,uczucie omdlewania,zawroty głowy. W nocy zdarza mi się zerwać w środku nocy bo umieram. W najgorszych chwilach było tak ze cały dzień siedziałam w domu ryczac że to już ten czas,że jak ja zostawię tak małe dziecko,i te myśli w głowie ze za chwilę oszaleje,tak do kresu wytrzymałości. Teraz zaczęłam brać prozak,znaczy się polski odpowiednik. Dopiero tydzień Ale ten tydzień brania jest straszny.czekam kiedy to przejdzie bo mam już dość takiej wegetacji. Pocieszcie jakoś mnie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

poziom intelektualny ,możliwości,chciałbym wogóle nie mieć w sobie boga,chociaż jestem teraz ateistą nie moge wyplenić tego boga,on tam dalej we mnie jest ,religia to naprawdę zaraźliwa choroba.

Mam takie coś że bardzo dużo od siebie wymagam ,i boję sie że jak coś zrobie gorszego to mi się coś stanie z moją jakością.

po prostu mam taką budowe teraz psychiki że jak cos złego zrobie gorszego niż dobrego wypracowałem to obwiniam się ,boję się że to mi zniknie,boję się że jakąś energia duch sądzą mnie.To naprawde nie wygodne ,przez to mam lęki o własny poziom i walcze dużo.bóg mi spaprał życie ,wiem że wiara w nego jest zła ,zresztą nie wierze że coś jest.

poza tym mam w sobie.Wszystko przeżywam w środku ,mam natręctwo które obawia się że nie podołam w"wyścigu szczurów".nie wiem jak ten strach przed bogiem ,gdyż nie mam dowodów że go nie ma zniszczyć,paliłem już obrazki święte itp ,ale ciągle w głowie mam boga ,po prostu nie wykluczam że go nie ma ,a chciałbym wiedzieć że go nie ma.Jak przyjdzie mi coś do głowy to jeszcze napisze

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 4:25 pm ]

najgorsze u was to tylko to że sie boicie czegoś np że się udusicie ,a ja mam tak że jak sobie coś wmówię np że cos źle zrobiłem to się taki robie

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 4:28 pm ]

wy macie tak że boicie sie tylko że np udusicie się ,ja mam tak że jak coś sobie wmówię że np coś złego zrobiłem to taki sie staje ,wy tylko boicie się a ja taki się staje ,co pomyślę,że np pomyslę że jestem chory i jestem chory od razu psychicznie ,czuję się nie sobą

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 4:32 pm ]

mam tak że jak sobie coś wmówię ,to nie mogę sobie tego wymówić ,czym to jest spowodowane że nie moge sobie teraz odmówić,byłem fanatykiem boga teraz go nienawidze

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 4:35 pm ]

po prostu może mam za dobre serce ,próbowałem mieć gorsze ale to wiązało sie z tym że stawałem się gorszy ,mniej kontaktowy ,rozmownynie otwarty strachliwy,dlatego lepiej doceniać wszystko .Czy takie są objawy zła że sie taki stajesz czy po prostu tak myślisz że się tak stanie i dlatego sie to staje ,czy mozna nakrecić wobec siebie spirale wmówienia

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 4:45 pm ]

Jak skończyć z bogiem na dobre ?Całkowicie nie wierzyć

Mam jeszcze takie coś że powstrzymuje się od całkowitego odrzucenia wiary

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 4:51 pm ]

wszystko przez to że mam przeszłość zasraną i nie wierze w siebie teraz

 

wiara w Boga nie jest zla. wiara jest kwestia indywidualna. nie ma czegos takiego ze nie mozesz wyplenic Boga. on nie siedzi w tobie wbrew twojej woli choc ci sie tak wydaje. samo to ze twierdzisz ze w tobie siedzi to znaczy ze w niego wierzysz. czesto rozne sytuacje i wydarzenia sprawiaja ze ludzie traca lub zyskuja wiare. ja sama nie wierze ale szanuje tych ktorzy wierza. z wiara latwiej zyc. ludzie od starozytnosci pod postacia mitow i bogow probowali sobie wszystko objasniac i tlumaczyc otaczajace ich zjawiska. wiadomo ze swiadomosc ze czeka na nas cudowne miejsce po smierci ulatwia nam zycie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

]: Dzisiaj o godz. 4:45 pm[/i] ][/size]

Jak skończyć z bogiem na dobre ?Całkowicie nie wierzyć

 

przeszlosci nie zmienisz ale przyszlosc mozesz jak najbardziej uksztaltowac tak jak chcesz. przestan sie obwiniac bo to do niczego nie prowadzi. obwinianie sie o wszystko prowadzi do depresji i mysli samobojczych. sama przez to przechodzilam. skoncz siedziec i sie przejmowac. trzeba sie zresetowac i nie myslec. wyjdz do ludzi. rozmawiaj poznaj nowych ludzi. pomysl o tym co cie interesuje i kreci. zglebiaj wiedze na rozne tematy. odnajdz w sobie jakies hobby i zajmij sie nim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 22 lata. "Jakieś" zaburzenia mam od lat. Najlepsze lata życia spędziłem bez znajomych przed komputerem, mając olbrzymie kompleksy odnośnie swojego wyglądu. Kilka miesięcy temu zdiagnozowałem u siebie nerwicę, do tego agorafobia, myśli samobójcze, i może depresja. Za miesiąc zaczynam kolejny semestr studiów, a tak boję się przebywania w tłumie i publicznych wystąpień. Każdy problem urasta do rozmiarów Everestu. Nie mam bliskiej relacji z rodziną, chociaż wiem, że jestem dla nich ważny. Winię ich za to, że przez tyle lat nikt nie wyciągnął do mnie ręki. Nie potrafię poprosić ich o pomoc. Mam w głowie blokadę na otwarcie się przed innymi ludźmi. Spotykałem się z kilkoma dziewczynami w życiu, ale perspektywa "otworzenia" się przed kobietą(a nawet poinformowanie o związku rodziny) były powyżej moich możliwości. Wszystkie silniejsze emocje przeżywane w towarzystwie innych ludzi, np strach, podniecenie, wywołują u mnie drżenie rąk. Kilka miesięcy temu podjąłem nadludzki, dla mnie, wysiłek. Poprosiłem o pomoc wujka(nie jest to prawdziwy wujek, ale taki "przyszywany" członek rodziny, który jest z nami bardzo blisko). I przeżyłem ogromne rozczarowanie, chyba największe w życiu. Po KILKU TYGODNIACH otrzymałem namiar na psychologa. Koszt: 80zł. Jako, że jestem studentem, nie stać mnie na jakąkolwiek płatną pomoc - wujek na pewno o tym wie. Po około dwóch miesiącach: zdawkowe pytanie o to jak się trzymam i... tyle.

Nie widzę wyjścia ze swojej sytuacji. Konsekwencją tego są nasilające się myśli samobójcze, które aktualnie towarzyszą mi bez przerwy. W desperacji podjąłem próbę odebrania sobie życia, na szczęście instynkt i wola życia zwyciężyły.

Cholera, boję się iść spać, bo wiem, że po przebudzeniu będę miał przed sobą kolejny dzień udręki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim nerwuskom. Chciałbym podzielić się swoją historią, być może ktoś miał podobnie i wspomoże mnie swoimi doświadczeniami. Moja prawdopodobnie nerwica zaczęła się w styczniu b.r. Otóż podczas remontu u mnie w pracy bardzo się kurzyło a mnie to strasznie denerwowało, pragnę nadmienić że nie tylko mnie. Pojawiły się objawy gorzkiego smaku na języku i bardzo zatkanego suchego nosa. Oczywiście poszedłem z tym do lekarza, stwierdził że to uczulenie przepisał jakieś proszki i dzięki Bogu po 2 tyg przeszło, tylko w tej chwili ciężko jest mi stwierdzić czy to po tabletkach czy tylko dlatego że remont się skończył. Suma sumarum mi przeszło. Ale niestety objawy wróciły gdzieś w maju nie wiedzieć czemu, miałem zatkany nos, gorzki smak na języku, przestało mi wszystko smakować i tak trwa to do dziś, wspomnę jeszcze o kłuciach w żołądku pod lewym to prawym żebrem. Odwiedziłem już czterech laryngologów, miałem TK zatok, morfologię, wymaz z gardła na grzyby ( wyszła candida dość liczna ale na to dostałem leki które oczywiście nie pomogły ). Udało mi się pozbyć zatkanego nosa płucząc zatoki ale piekący język pozostał, czuję tak jakby cały czas był poparzony. Dodatkowo doszła gula w gardle. Laryngolodzy nic nie widzą, rodzinny mówi że to nerwica. Byłem u psychiatry dostałem Symestical 5 mg , chodzę na terapię ale dopiero od miesiąca. Oczywiście nie muszę wspominać że cały czas mam myśli że to jakaś straszna choroba, ale jak 4 laryngologów nic nie widzi to chyba tak nie jest. Może odezwie się ktoś kto miał podobnie i mnie wspomoże radą jak wygrać z tym cholerstwem. Za wszystkie wskazówki będę wdzięczny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim!

 

Nie wiem czy to do końca odpowiednie miejsce, lecz widzę, że wiele osób opisuje tutaj swoje zaburzenia, więc też zdecydowałem się poprosić o radę, a tak właściwie - to o ratunek.

 

Postaram się mój problem dosyć skutecznie streścić. Nie mogę do końca stwierdzić kiedy wszystko się zaczęło, bo problemy natury nerwicy natręctw mam od kiedy pamiętam (obgryzanie paznokci, trzepotanie nogą, kompulsywne gryzienie lub niszczenie przedmiotów), zawsze też byłem osobą nerwową i reagowałem nerwowo na sytuacje dla większości nie stwarzające problemu. Myślałem jednak, że to normalne, gdyż wychowywałem się wśród osób równie nerwowych i nie rozpoznałem tego jako odmienności.

 

Kiedy miałem 18 lat wyprowadziłem się z domu i zacząłem palić trawę. No i ten specyfik, a konkretniej - marihuana - pozwoliła mi ujarzmić w stu procentach moje nerwowości. Paliłem coraz więcej i coraz częściej (towarzystwo i "działka" w której siedzę, czyli muzyka), w wyniku czego ostatecznie codziennie, przez 2 lata wieczorem odpalałem skręta i wypalałem albo wszystko co miałem, albo aż czułem że zaraz zasnę na siedząco. Przy tym też świetnie się bawiłem, aczkolwiek najczęściej paliłem samemu w domu - tylko ja i muzyka. Nie miałem wtedy też żadnych problemów. Do czasu.

 

Obudziłem się po sylwestrze 14/15, i tak samo jak zawsze, rutynowo zapaliłem sobie wieczorem - na przypieczętowanie wejścia w nowy rok. Miałem więc pierwszą nerwicową schizę, jeszcze jednak nie nazywałbym tego atakiem paniki. Przez chwilę wydawało mi się, że źle oddycham, a moje serce bije za mocno. Spanikowałem trochę, pooddychałem chwilę aż… zapomniałem o całej schizie, zajmując myśli czymś innym. Trzeba zaznaczyć, że znacząco pomagał mi w tym stan w którym się znajdowałem. Takie schizy pojawiały się codziennie przez okres niemal 4 miesięcy, powiedzmy, że co 4 dzień jej nie miałem. Zawsze występowały kiedy byłem zjarany, więc doszedłem do wniosku, że to zwykłe schizy palacza marihuany i nie zaprzątałem sobie tym myśli. W końcu byłem też uzależniony, i żadne argumenty przekonujące o tym, że palenie mi szkodzi nie docierały do mnie.

 

Z końcem kwietnia na stałe przestałem palić, a po tygodniu zaczęła się prawdziwa sieczka w moim życiu. Pierwszy atak paniki był najintensywniejszy. Dzień wcześniej intensywnie popiłem. Rano napiłem się kawy, czego nie robię nigdy, a 1,5 godziny później zaczął się atak. Typowe objawy. Jakaś arytmia, uczucie duszności, tachykardia, niepokój, ucisk w klatce piersiowej i wyostrzenie kolorów otaczającego świata. Na pogotownie trafiłem z ciężką hiperwentylacją (do takiego stopnia, że nie czułem swojego ciała a moje kończyny wyginały się w niekontrolowanych spazmach). EKG w normie, badania ciśnienia też ok, w badaniu krwi wyszły braki potasu. Uzupełniałem go później Kalipozem. Wtedy też pierwszy raz zarzucili hasłem: nerwica.

 

Następny czas był w miarę unormowany, aczkolwiek w obawie przed ciężką chorobą zrobiłem większość badań (tu już maj/czerwiec 2015). A więc: echo serca super ok, holter EKG i ciśnieniowy też mega ok. Przez chwilę było spokojnie, lecz ataki paniki nawróciły, a wraz z nimi lęk przed każdą prostą czynnością. Stały, niezmienny już od jakiegoś czasu. Następne ataki były mniej intensywne, aczkolwiek czasem trafiałem jeszcze na pogotowie (ostatnio dwa tygodnie temu) przy dużych skokach ciśnienia.

 

Tutaj warto dodać pewien czynnik lękowy, który zaburza mi stale funkcjonowanie. W czerwcu rutynowo badałem ciśnienie w domu, wyniki jak najbardziej prawidłowe, czyli 120/80 a nawet mniej (utrzymywały się takie przez dwa/trzy tygodnie. Po wizycie na pogotowiu dwa tygodnie temu panicznie boje się badań ciśnienia. Trafiłem tam właśnie w wyniku wyrywkowego badania: 160/100, co wprowadziło mnie w panikę. Teraz najprawdopodobniej działa to na zasadzie błędnego koła - sam dźwięk pulsu z ciśnieniomierza powoduje u mnie wchodzenie w atak paniki, a kiedy zobaczę wynik - zawyżony przez stres - dostaję ogromnej paniki. W związku z tym, nie wiem jakie mam spoczynkowe ciśnienie, bo zawsze ogromny wpływ na nie ma stres. Najwyższa wartość jaką zarejestrowałem to 190/100. W takim stresie średnio wynosi 140-150/90-100. Od około tygodnia nie mierzę już ciśnienia, bo po prostu boje się wyniku.

 

Nie wydaje mi się abym miał nadciśnienie wynikające z czegokolwiek innego niż stres. Lecz dlatego właśnie bardzo przed tym panikuję. Sama myśl o nadciśnieniu powoduje skok ciśnienia no i zapętlamy się, jak wiadomo. Boje się więc panicznie zawału, udaru, albo innych powikłań wynikających ze skoków ciśnienia (nie wiem też do końca czy to możliwe, lekarze nie mówią przejrzyście). Totalnie deorganizuje to moje życie codzienne. Do tego stopnia, że czasem boje się wstać, a o poranku czuję się najgorzej, bo gdzieś wyczytałem, że rankiem ciśnienie jest najwyższe.

 

Na ten moment mam 20 lat. Nie palę trawy od 5 miesięcy (w międzyczasie 2/3 razy zapaliłem okazyjnie, bardzo niewiele, reagowałem za każdym razem przyśpieszeniem pulsu i skokiem ciśnienia). Zmieniam swoją dietę, bo była tragiczna (mięso i "zapychacz", zero warzyw, zero owoców, napoje słodzone + palę papierosy). Zaczynam chodzić regularnie na basen, co pomaga mi przynajmniej na płaszczyźnie totalnego powodnego wykończenia i wyluzowania. Chodzę na psychoterapię od 3 miesięcy, z nerwicą nie pomaga za bardzo, ale z samopoczuciem owszem. Nie jestem bowiem smutny, na ogół mam dobry, może nawet świetny humor. Nie mam więc powikłań depresyjnych. Jednak boje się, i to czasem całymi dniami (a czasem na kilka dni wyjadę i prawie zapomnę o problemie).

 

Do psychiatry poszedłem po ostatnim ataku. Przepisał mi najpierw końską dawkę assentry, co mnie totalnie rozwaliło (bałem się też leku) wynikiem tego były ostatnie w moim życiu badania ciśnienia. Wyniki - dosyć wysokie (160/85, 150/100). U lekarza dostałem receptę na propranolol na skoki ciśnienia. Od tamtego czasu nie badam ciśnienia. Dwa dni później dostałem inny lek, jako że na ten zareagowałem strasznie, mianowicie Seronil (fluoksetyna - prozac) w dawce 10mg. Biorę już 11 dzień i czuję lekką zmianę, a przynajmniej zanik objawów somatycznych. Czasem na napady biorę też propranolol (tylko 5 mg) i/lub hydroksyzynę (10mg)

 

W międzyczasie miałem przeprowadzany szereg innych badań - FT4, FT3 (te tarczycowe) i TSH - w normie. Borelioza - brak. Ogólne moczu - podwyższona ilość bakterii w moczu, reszta w normie. Morfologia - w normie. Podczas ostatniej wizyty na pogotowiu była morfologia z badaniem np. potasu, też wszystko ok. No i ponownie, zalecenie, że nerwica i się ogarnąć.

 

Lekarze mówią, że z moim zdrowiem wszystko ok i do psychologa/psychiatry. No ok. Ale ja czuję, że nie mogę z tej choroby wyjść, a właściwie się w nią pogłębiam, chociaż siły psychiczne do walki z nią mam i nie wydaje mi się bym nie potrafił panować nad swoimi emocjami. Od początku psychoterapii do teraz jest tylko gorzej, nie widzę poprawy.

 

Trochę w życiu medytowałem, w ogóle jestem bardzo zainteresowany psychologią, psychiatrią, psychoanalizą, samoświadomością, jogą itd. itp. Stąd nigdy takiej choroby się nie spodziewałem - a tu nagle, coś, co totalnie mnie rozwala.

 

Dzisiaj miałem kolejny atak. Do szybkiego bicia serca doszły teraz bóle w klatce piersiowej. Wziąłem ten propranolol no i cóż, ustało. Cholernie się boję, że moja przypadłość to jednak nie nerwica, a jakaś choroba. Z drugiej strony wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że nie, że jestem zdrowy, tylko w głowie mam niepoukładane. Pomóżcie, błagam. Nie wiem już co robić. Leki, mimo że je zażywam jeszcze nie pomagają, a ja z dnia na dzień czuje się coraz gorzej. Boje się nawet jutrzejszego poranka, wyjścia z łóżka, jakiejkolwiek czynności w obawie przed zawałem albo udarem. Ostatnie kilka dni nie ruszam się praktycznie z domu (a jeśli wyjdę to napełnione jest to lękiem). Tracę już totalnie siły, a zajęcia na uczelni zaczynają się już pojutrze…

 

EDIT: Dodam tylko, że moje objawy przy atakach to bardzo długa lista: duszność, panika, lęk, szumy i piski w uszach, wyostrzenie widzianych kolorów, utrata czucia w kończynach (takie 'z waty'), szybkie lub bardzo silne bicie serca, skoki ciśnienia, mrowienie, czasem nawet utrata czucia, omdlenia, zaburzenia równowagi, uczucie spadania. Ostatnio tak jak już pisałem, zdarzyły się bóle w klatce piersiowej.

 

Nie palcie trawy, jeśli wiecie, że to sposób na ukojenie nerwów, bo to srogo kosztuje!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich.na nerwice lecze sie od 7 lat.uczęszczałam na różne terapie,bralam leki juz chyba wszystkie możliwe.od 2.5 lat uczęszczam na terapię psychodynamiczna.4 miesiące temu razem z terapeuta postanowiłam odstawić leki,oczywiście stopniowo,byl to efevelon Sr.no i udało sie.czułam się jak wolny ptak,samopoczucie znakomite.jednak trwalo to tylko 1.5miesiaca.nerwica wróciła z podwójną sila.znowu powrót do efevelonu Sr,obecna dawka 75 i dodatkowo xsanax 0.5sr.jednak dalej jest beznadziejne,do tego stopnia,ze terapeutka powiedziała że jak nie zmienię swojego myślenia to dalsza terapia nie ma sensu.poczułam sie tak jakby dla mnie nie bylo juz ratunku.mam 2 dzieci i męża który mnie wspiera,jednak nie mogę sobie z nerwica poradzić.ciągle plącz,niska samoocena,ze jestem zla matką i żoną,ze jestem dla nich ciężarem.dodatkowo kołatanie serca,drżenie całego ciała,budzenie sie 5 rano i juz nie śpię,te zle natrętne myśli,przez które staczam sie na dno.nie wiem co mam dalej robic?zrezygnowałam z pracy,bo objawy tak mi dają popalić,ze nie moge normalnie funkcjonować.szkoda mi moich dzieci,które muszą patrzeć na wciąż zapłakaną matkę.mlodszu syn nie chce chodzić do szkoły,bo boi się,ze jak zostane sama w domu to sobie cos zrobię.jestem taka bezradna,wszyscy przez zemnie cierpią.dlaczego bylo tak dobrze a nagle taki skok w tyl.chce wyzdrowieć,ale ta gorsza część mnie ciągnienie mnie w dol.poradźcie co robić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Większość z was piszę o atakach paniki, albo somatycznych objawach nerwicy.

Moim ogromnym problemem jest lęk wolnopłynący w lęku uogólnionym. Najgorsze jest to, że ten lek potrafi być intensywny a druga rzecz, że występuje bez powodu. Po prostu nagle przychodzi i trzyma mnie 6 godzin. NIe mogę wtedy funkcjonować, myśleć ani działać jestem sparaliżowany, derealizacja, depersonalizacja itp. Czasami w ogóle nie daje objawów somatycznych a czasami czuje silny ścisk w klatce, gardle, i brzuchu.

Ciężko się z tym cholerstwem walczy. Podobno jest to bardziej lekooporne niż ataki paniki.

Dotychczas brałem: Paroksetyne + mirtazepnie - poprawa duża, ale skutki uboczne nie do wytrzymanaia - 6 miesięcy

Escitalopram - bez poprawy - 3 miesiące

Wenafleksyne- tylko gorzej - 6 mieesięcy

Brintellix - żart a nie lek - 2 miesiące

Także tylko paroksetyna była skuteczna. W związku z tym, że na antydepresanty reagowałem dość słabo to teraz biorę kwetapine 150 mg. Zobaczymy jak to będzie.

Jest tu ktoś z lękiem uogólnionym jakieś doświadczenia co pomaga?

Z tego co słyszałem to na ten rodzaj lęku dobrze działają stabilizatory

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam jestem tu nowa i nie wiem od czego zczc jestem chora na depresje lekowa .zaczęło się to jakies 2 lata temu chodze do psychologa .lekarz swierdził ze teraz w listopadzie mam ostatnie spotkanie i kończymy terapie w czerwcu kazał mizeby przerwac leki brałam xanax 2 razy dziennie przez pierwsze 2 miesiące było wmiare ok.ale napady paniki pojawiły się znowu na początku września nie radze sobie z tm boje się ze to znowu wraca .

 

:cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam ponownie.zdecydowałam sie po 4 miesiącach przerwy ,podjąć pracę.przestraszyłam sie,ze moja terapeutka zakończy ze mną terapie przez moje zle nastawienie do wszystkiego.wspomne ,ze byla to jedyna osoba ,ktora mi powiedziała,ze nerwice można całkowicie wyleczyć.od 10 lat pracowałam w domu,natomiast teraz do pracy dojeżdżam autobusem.wstając rano jestem tak przerażona,ze nie mogą sie na niczym skupić,drżenie całego ciała,zaczynam popłakiwać,serce mi wali jak oszalałe i ogólne rozdrażnienie.nerwica lecze juz od prawie 7 lat,obecnie przyjmuje efevelon Sr 75 i xsanax Sr 0.5 rano i wieczorem.teraz psychiatra kazała mi zmniejszyć powoli xsanax Sr ,nie wiem czy mozna go wogule dzielić.do tego dochodzi powrót do pracy i nie wiem czy sobie poradzę.przychodząc z pracy czuje takie napięcie mięśni kręgosłupa szyjnego,bola mnie mięśnie rąk i nóg.nie wiem czy to od wysiłku w pracy,bo od 4 miesięcy bylam zaszyta w domu ze wszystkimi objawami nerwicy,czy to nerwica poprostu się buntuje ,ze sie jej przeciwstawilam i wyszłam z domu do pracy.ciesze ,sie ze zrobilam krok w przód,ale obawiam się ze zaraz nastąpi jakiś kryzys jak to u mnie zawsze bywa.ciagle męczą mnie tez natrętne myśli ze nigdy sie nie wyleczę,a mam dla kogo.mam 2 dzieci i męża,który mnie wspiera.kiedy to moje cierpienie sie skończy i jak dlugo zdolam popracować,nieuwięziona we własnym domu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strumyku,

wiem, co przeżywasz. Najgorsze jest to poczucie, że to się nigdy nie skończy. Poszłam na terapię, może się wydobędę.

Nie wiem, czy wenlafaksyna jest dla Ciebie akurat dobra. raczej coś powinno Cię wyciszać, a wenla chyba mocno aktywizuje? Może Cię jeszcze bardziej pobudza? Ile i jak długo bierzesz xanax?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×