Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja a szkoła/studia


anyway

Rekomendowane odpowiedzi

Ja trzymam się kurczowo studiów, już trzeci rok... Z jednej strony te studia były ucieczką do nowego życia, z drugiej męką. Wakacje po maturze były jednym koszmarem. wtedy wszystko się zaczęło. Bardzo chciałam iść na studia, żeby się z tego wyrwać. Udało się, cudem. Przeniosłam się do dużego miasta, tak się cieszyłam że nikt mnie nie zna. Ale z drugiej strony wszystko było na mojej głowie, musiałam sobie radzić sama, o wzystkim myśleć, choć chciałam tylko odrobiny spokoju. Nie miałam go. W dodatku następne ciosy, bliska osoba w szpitalu, na granicy życia... Myślałam że tego nie wytrzymam. Sama się dziwiłam że funkcjonuję, radzę sobie, tak jakby ktoś inny żył za mnie a ja się tylko przyglądałam. Byłam w okropnym stanie, miałam się z nikim nie zapoznawać, ale nie dało się. Trafiłam na dziewczynę, która przykleiła się jak bluszcz, nic nie robiła beze mnie, w dodatku nie rozumiała, że nie mam siły mówić o sobie czy słuchać jej głupich plotek. Czułam że się duszę w tej znajomości. Zerwałam w drugim semestrze i bałam się do kogokolwiek odezwać. Później kłopoty z nauką, poprawki, ucieczka z egzaminu... Ten cholerny warunek, przez który straciłam zdrowie... Po drodze kolejna osoba którą bardzo zraniłam i nie mogę tego odwrócić. I teraz od sierpnia jest coraz gorzej, z każdym dniem tracę nadzieję i sens tego całego życia... ale na uczelni teraz chyba czuję się najlepiej. Ludzie z roku wydają mi się milsi i zarazem bardziej obojętni, co mi pasuje. Nie uczę się mam dobre wyniki - nie zależy mi - nie stresuję się - cos naściemniam na kolosie - zaliczę. Cud. Ale to niesprawiedliwe. Widzę jak inni nie dają rady i wiem że wiem mniej od nich. A po zajęciach uciekam do siebie i śpię... zero aktywności towarzyskiej, nie mam sił. Staram się nie zrobić sobie krzywdy choć mam na to wielką ochotę. nawet już nie używam ostrego noża żeby mnie nie kusiło. I tak to u mnie wygląda

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, widzę że ja mam trochę inaczej... Do tej pory, w liceum i we wszystkich wcześniejszych szkołach, było tak, że kiedy nie miałam siły się uczyć to właśnie coś naściemniałam, trochę polałam wodę i zaliczałam każdą klasówkę choćby na tą dwóję. Na studiach jest mi o wiele trudniej - przede wszystkim, żeby zaliczyć nie wystarczy już uzyskać 30% punktów, a 50%, do tego nawet jak się uczę i staram to mi nie wychodzi. Jak na razie zaliczyłam tylko 1 kolokwium i to tylko dlatego że mi profesorka naciągnęła ocenę. Zresztą - ostatnio pisałam poprawkę z trudnego kolosa i wiedząc, że mogę znów nie zaliczyć, zrobiłam sobie ściągę w formie nagrania na MP3 - pisałam z słuchawką w uchu i wszystko niemal napisałam korzystając z tej właśnie ściągi. I co? Zabrakło mi 0,5 pkt do progu zaliczenia, na szczęście profesor mi naciągnął i zaliczył... Czasem mam wrażenie, że co bym nie zrobiła to i tak nie dam rady się utrzymać na studiach, czuję że się do tego po prostu nie nadaję i że jestem zbyt głupia. Czuję się gorsza i głupsza od innych, bo nawet osoby, które uważałam za średnio inteligentne bądź wybitnie leniwe, zaliczają bez problemu...

 

A jeśli chodzi o życie towarzyskie to ja właśnie najchętniej żyłabym tylko spotkaniami i imprezowaniem, bo w ten sposób się odstresowuję i stwarzam sobie przynajmniej pozory tego, że żyję tak jak inni, że żyję normalnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pchło, Na początku też tak miałam, nie mogłam się odnależć, wszystko inaczej funkcjonuje na uczelni. A najgorsze jest to że nauczyciele nie mają sztywnych reguł dotyczących oceniania i właściwie ich ocena zależy od ich widzimisię. To nie jest sprawiedliwe i może dołować, ale naprawdę warto przetrzymać. Ja np. miałam warunek z chemii chociaż na laborkach radziłam sobie b. dobrze i pomagałam wszystkim na kolosach, a potem nagle oni zaliczyli egzamin, a ja nie. Już tyle razy miałam ochotę rzucić to wszystko w pierony, ale zatrzymywalo mnie to, że moi rodzice oddawali mi prawie całą emeryturę (i sama się zastanawiam jak potem zyli cały miesiąc) po to, żebym mogła się uczyć. Nie mogłam zmarnować tego ich poświęcenia i choć czułam, że długo tak nie dam rady, to jednak dawałam, choć psychikę mi to ryło jeszcze bardziej. Mówiłam sobie tylko: przetrzymaj, spróbuj, wysil się jeszcze raz. Tak minęły dwa lata! Teraz muszę powiedzieć że warto było tylko mogłam szukać jakiejś pomocy psychologicznej, a nie męczyć się tak. Teraz właściwie nie mamy wiele nowych przedmiotów, najwięcej roboty jest na seminarium, i chociaż nie wiem jak będzie dalej i ile razy jeszcze mi się jeszcze zawali świat, to mam nadzieję, że może dotrwam do licencjatu chociaż.

Moja izolacja wynika z poczucia winy i wstrętu do siebie, do tego stopnia że chcę oszczędzić ludziom swojego towarzystwa. Ale co dziwne im bardziej się oddalam, tym bardziej ludzie wyciągają do mnie ręce. Nie mam mimo to siły żeby wychodzić gdzieś wieczorem. Zbyt wiele mnie kosztuje przebywanie wśród ludzi na uczelni i zachowywanie się w miarę normalnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja izolacja wynika z poczucia winy i wstrętu do siebie, do tego stopnia że chcę oszczędzić ludziom swojego towarzystwa. Ale co dziwne im bardziej się oddalam, tym bardziej ludzie wyciągają do mnie ręce. Nie mam mimo to siły żeby wychodzić gdzieś wieczorem. Zbyt wiele mnie kosztuje przebywanie wśród ludzi na uczelni i zachowywanie się w miarę normalnie.

Hm, ja też często unikam towarzystwa innych ludzi (a przynajmniej tych z mojej grupy, bo mi się trafiła raczej średnia, ale w innych grupach mam osoby które mnie rozumieją i z którymi się dogaduję), ale to dlatego, że mam bardzo niską samoocenę - wydaje mi się, że ludzie nie chcą ze mną rozmawiać, a nawet jak już rozmawiają, to myślą tylko o tym jaka jestem beznadziejna, nudna, głupia, albo o tym że nie mogą na mnie patrzeć bo jestem brzydka. Dochodzi do tego że nawet wstydzę się uśmiechać, bo mam kompleks na punkcie swoich zębów... To strasznie przykre, bo w sumie nawet nie mam żadnych przesłanek że ktoś rzeczywiście uważa tak jak ja to sobie wyobrażam, to wszystko dzieje się w mojej głowie i nie umiem tego opanować...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pchełka,Tobie wydaje się że ludzie nie mają z Tobą o czym rozmawiać.Pomyśl,może im się wydaje że Ty nie chcesz z nimi rozmawiać i dlatego tak się dzieje jak się dzieje.Ludzie nie bedą Cię oceniać po wygladzie że jak nie jesteś atrakcyjna to nie będą z Tobą gadać.To jest po prostu Twoja urojona myśl.Ważne co masz do powiedzenia a nie jak wyglądasz.Jak tam gdzieś siedzicie sobie w grupce i o czymś tam gadacie to się udzielaj,dorzucaj swoje zdanie i co najgorsze nie stój z boku sama bo wątpie czy ktoś do Ciebie zagada.Naprawdę wygląd w takich rozmowach nie ma znaczenia.Uwierz w to,to takie łatwe.Zobaczysz jaka będzie reakcja z ich z strony,czy ktoś Cię będzie zbywał jak o coś zapytasz.Po prostu podłączaj się do tematu na jaki rozmawiają.Sam narzuć jakiś temat,zapytaj o coś...A w ogóle czy oni wszyscy są piękni,zgrabni i powabni?Mimo to gadają.Więc sama widzisz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie mam problemu z moim wyglądem, choć mam duży nos i krzywe zęby :D Na punkcie wyglądu miałam kompleksy długie lata, ale to teraz przeszłość. Tak naprawdę to ludzie nie patrzą na wygląd, po prostu w to uwierz. Czy ty przy każdej rozmowie z człowiekiem zwracasz uwagę czy jest ładny, czy ma nie wiem - choćby ten nos nie w porządku? Bo ja nie, nawet po jednym spotkaniu mogę później kogoś nie rozpoznać na ulicy. I później się dziwię że obcy mi mówią cześć... A znowu gdy z kimś jesteśmy na codzień to nam ich widok powszednieje i nie zastanawiamy się nad ich wyglądem. Miałabym duże problemy z określeniem atrakcyjności kolegów z roku. Poważnie! To samo z zachowaniem czy rozmową. Zdarzyło Ci się myśleć w rozmowie z kimkolwiek "nie no co za palant, co zdanie powie, to głupsze"? Oczywiście że nie. Prawda jest taka że ludzie są zapatrzeni w siebie i ledwo na nas zwracają uwagę. Może to smutne, ale prawdziwe. I świadomość tego akurat mi pomogła.

Inna sprawa, że nienawidzę siebie nie za wygląd, bo na to mamy wpływ ograniczony (chyba że operacje plastyczne). Ja gardzę sobą za swoje myśli i czyny które powinnam kontrolować. Zawsze zrobię coś nie tak, zranię kogoś, wyrządzę krzywdę. Oszukam. Obrażę. Poniżę. Nie uwierzycie mi, ale nie wiem w jaki sposób. Gdybym za to poniosła karę w pewnym momencie, może coś by to zmieniło. Ale mi się zawsze udaje. Za to karzę się codziennie sama. Skazuję się na samotność i brak miłości. Jeśli inaczej się nie umie... to lepiej się trzymać od ludzi z daleka. Zeby nikt przeze mnie nie płakał...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak tam gdzieś siedzicie sobie w grupce i o czymś tam gadacie to się udzielaj,dorzucaj swoje zdanie i co najgorsze nie stój z boku sama bo wątpie czy ktoś do Ciebie zagada.

Ale chodzi o to że właśnie staram się udzielać, nie izoluję się specjalnie od grupy, staram się "socjalizować", tylko jest jeden problem... nikt mnie nie słucha. Naprawdę, sprawdzałam - bo z natury mam bardzo cichy głos i wiem że nie mam siły przebicia, bo powiedzenie czegoś głośno sprawia mi problem, ale nawet jak się wysilę i wydrę tak, że z całą pewnością wszyscy mnie słyszą, to często jest tak że nikt nie reaguje na to co powiedziałam - po prostu zachowują się tak jakby mnie nie było i dalej rozmawiają o tym, o czym rozmawiali. Zaznaczam - nie zawsze, ale często tak jest.

 

Ja nie mam problemu z moim wyglądem, choć mam duży nos i krzywe zęby :D Na punkcie wyglądu miałam kompleksy długie lata, ale to teraz przeszłość. Tak naprawdę to ludzie nie patrzą na wygląd, po prostu w to uwierz. Czy ty przy każdej rozmowie z człowiekiem zwracasz uwagę czy jest ładny, czy ma nie wiem - choćby ten nos nie w porządku?

Nie chodzi o to, że jestem brzydka, bo obiektywnie rzecz biorąc - nie jestem. Mam chłopaka od dłuższego czasu, niejedna osoba zresztą mówiła mi że jestem ładna. Problem w tym, że nie wiem jaki mam problem ;) Po prostu sama się sobie nie podobam i już.

 

 

Zdarzyło Ci się myśleć w rozmowie z kimkolwiek "nie no co za palant, co zdanie powie, to głupsze"? Oczywiście że nie.

Szczerze...? Tak, zdarzyło mi się tak myśleć ;) Niestety znam kilku kretynów, którzy nie potrafią poprawnie sklecić zdania, ale przy tym mają o sobie baaardzo wysokie mniemanie, a oprócz tego świetnie wychodzi im mówienie przykrych rzeczy innym - i dlatego nie mam do nich szacunku. Ale fakt faktem, że ja sama ani nie jestem idiotką, ani nie mam o sobie przesadnego mniemania, a i staram się nie sprawiać przykrości innym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się że masz podobny problem do koleżanki chlorchlor. Nie rozumiem - jeśli nie widzicie w sobie poważnych niedoskonałości wyglądu i charakteru to nie powinnyście mieć problemu z poczuciem własnej wartości. Siła przebicia niekoniecznie zależy od skali głosu moim zdaniem. Bardziej od przekonania, że to co mówisz jest ważne/ mądre/ naprawdę zabawne itp. To się wyczuwa i wtedy się człowieka słucha. Albo może za bardzo chcesz być w centrum uwagi, a nie można być w centrum uwagi cały czas choćby dlatego, że byłoby to uciążliwe dla Ciebie. Ja cieszyłabym się na twoim miejscu z grona znajomych jakich masz teraz, jeśli zasługujesz na uwagę większości, to prędzej czy później się jej doczekasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jak ktoś się czuje w szkole na studiach zależy od osobowości. Mam nerwicę lękową i depresję. W lutym tego roku skończyłam studia. Musze powiedzieć, że to był najwspanialszy okres w moim życiu, pomimo że ogromnie stresujący...być może po części teraz mam i tą nerwicę. Ale wiem, że tam byłam w swoim świecie, w tym co kochałam, spotykałam się ze świetnymi ludźmi, czerpałam wiedzę, wychodziłam do ludzi. Teraz? Weekendy spędzam w domu w czterech ścianach i rozmyślam na róźnymi dziwnymi rzeczami owładnięta panicznym strachem. Więc ludzie kiedy możecie uczcie się, kiedy możecie łamcie swój strach i wychodźcice do ludzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochani nie wiem gdzie umieścić mój temat więc może tu przycupnę. Mój problem dotyczy studiów. Studiuję, studiuje i końca nie ma. Już tyle lat. Teraz jestem na ostatnim roku tyle, że mam do zrobienie sporo różnic programowych. I to mnie właśnie przeraża. Po prostu nie moge zdobyc sie by iśc do wykładowców i porozmawiać z nimi w tej sprawie. Tym bardziej, że jest połowa maja..... Trzęsę się jak galareta ale po prostu nie daję rady. Żyć mi się nie chce. Jestem takim tchórzem. Mam depresje a do tego okropną nerwicę lękową. Przeciez ci ludzie mnie nie zjedzą ale ja na samą myśl o uczleni jestem nieprzytomna za strachu. Nie wiem co robić. Czy juz jest za późno na skończenie tych studiów, czy mnie wyśmieją , że dopiero teraz zgłaszam się by zrobic te różnice programowe. Całymi dniami i nocami trzęsę się ze strachu, serce wali jak szalone. Nie umiem sobie z tym poradzić....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Capria...ja jestem na 4tym roku i nie chodze od 3ech tygodni na zajecia...Zrobilam licencjat wiec jesli teraz zawale studia to chociaz bede miala licencjat...

Tez boje sie na sama mysl o szkole...Przez miesiac chodzilam tam jeszcze i stresowalam sie strasznie, nie moglam sie skupic i czulam sie zagubiona i zdekoncentrowana...

Mysle nawet o szpitalu psychiatrycznym...mam ogolne lęki przed zyciem, przed wszystkim...

Mysle ze juz nie skoncze studiow...

To moj 3ci nawrot depresji w zyciu. Zaczelo sie na pierwszym rokustudiow. Kazdy epizod depresji trwal pol roku i pozniej jak gdyby nigdy nic wychodzilam z niej - bez brania lekow...

Dziwne to wszystko...dzisiaj przeczytalam ze byc moze to deperesja endogenna - depresja bez jakiegos waznego powodu, zwiazana z genetycznym obciazeniem. Chociaz w mojej rodzinie nikt nie cierpial na jakas depresje...

Nie wiem co o tym wszystkim myslec...wiem tylko ze nie chce mi sie zyc i codziennie mysle o smierci...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stokrotko ile bym dała aby być na twoim miejscu. Masz chociaż licencjat czyli normalne wykształcenie a ja wiecznie robie te magisterkę a w tym roku zamykają już studia 5-letnie. jak ich nie zrobię to mam tylko średnie ogólne wykształcenie. To mnie dobija. Bo niby juz tyle lat studiowania a tu wielkie G. U mnie depresja, nerwica, fobia zaczęły się właśnie dzięki studiom. One mnie kiedyś zabiją. Gdybym wiedziała, że mam drugie życie to bym to pierwsze zakończyła no ale przecież nie mam takiej szansy. Stokrotko ciesz się prosze swoim licencjatem i może odpocznij od studiów jeśli one tak cię wykańczają. Może zrobisz je gdy poczujesz sie na siłach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Capria...ja jestem na 4tym roku i nie chodze od 3ech tygodni na zajecia...Zrobilam licencjat wiec jesli teraz zawale studia to chociaz bede miala licencjat...

Tez boje sie na sama mysl o szkole...Przez miesiac chodzilam tam jeszcze i stresowalam sie strasznie, nie moglam sie skupic i czulam sie zagubiona i zdekoncentrowana...

Mysle nawet o szpitalu psychiatrycznym...mam ogolne lęki przed zyciem, przed wszystkim...

Mysle ze juz nie skoncze studiow...

To moj 3ci nawrot depresji w zyciu. Zaczelo sie na pierwszym rokustudiow. Kazdy epizod depresji trwal pol roku i pozniej jak gdyby nigdy nic wychodzilam z niej - bez brania lekow...

Dziwne to wszystko...dzisiaj przeczytalam ze byc moze to deperesja endogenna - depresja bez jakiegos waznego powodu, zwiazana z genetycznym obciazeniem. Chociaz w mojej rodzinie nikt nie cierpial na jakas depresje...

Nie wiem co o tym wszystkim myslec...wiem tylko ze nie chce mi sie zyc i codziennie mysle o smierci...

 

 

Ja też jestem na 4 roku ale od 2 miesiecy nie bylam na uczelni ;/

Niestety licencjatu nie mam poniewaz nic nie wskazywalo w zeszlym roku ze zaatakuje mnie takie paskudztwo ..

Zdaje sobie sprawe ze zawale ten rok ... Ale przeciez studia to nie zajac nie uciekna. Wyzdrowiejemy i zdamy wszytsko! Więc glowa do gory!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Capria, Donkey....

Czy Wam tez jest tak wstyd przed rodzicami? Mi jest glupio ze siedze teraz jak truten w domu, nigdzie nie wychodze, caly dzien przed kompem spedzam...co za wstyd

Jak wygladaja Wasze dni?Wychodzicie gdzies?Ja nie mam na nic sily...

Czy to Wasze pierwsze epizody depresji? Wziely sie z konkretnego powodu czy tak jak u mnie wlasciwie bez powodu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stokrotna, obawiam się, że żadna depresja nie dopada nas bez powodu.....właśnie po to jest psychoterapia żeby ten powód poznać i go unicestwiać.

 

 

Co do moich studów, idzie sesja, co prawda w tym semestrze łatwa - ale wiadomo......napewno będę się stresować, miałam juz odstawiać leki ale chyba poczekam do lipca ....

Najgorsze jest to, ze przede mną ciężki wybór...kto w ogóle wymyślił wybieranie promotopra pracy mgr na koniec II roku??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stoktorna to jest mój trzeci epizod ale najbardziej silny, taki co powalił mnie z nóg.

Jest mi głupio przed rodzicami ,pewnie- mam prawie 23 lata i pomału tpo ja powinnam być podporą dla nich a nie jeszcze dokladac im zmartwien,absorbowac swoja osoba.

Moi rodzice sa kochani ,dzieki nim pomalu jest lepiej- gdyby nie oni nie wiem co by bylo teraz ze mna :(

 

Moj dzien wyglada tak ze wtsanje kolo 8 , zanim sie ogarne jest 10 , ide na pacerek -wracam okolo 12 i siedze w domu, ogladam tv, siedze na necie badz patrze w sufit. A sa dni ze leze w lozku i mam kompletnego dola.

 

 

Drugi miesiac jestem na zwolnieniu i do konca maja mam je jeszcze.

 

A ty jestes na zwolnieniu?

Dlugo uz meczysz sie z choroba?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ależ oczywiście, że jest mi wstyd! nawet przed znajomymi. Z nikim właściwie nie utrzymuje juz kontaktu bo nie chce nikomu opowiadać o tym jak długo studiuję i że siedzę w domu i zbijam bąki. Ale takie lęki mnie dopadają na samą myśl o szkole, że ja po prostu nie daję rady. Pod koniec miesiąca ide do psychitary i mam nadzieję, że on coś zaradzi. Jak wygląda mój dzień? potrafię spać 20 godzin na dobę chyba. Uciekam w sen przed całym światem. Ale tylko mąż to rozumie. Mama uważa że to wstyd, że wymyślam choroby, że jestem leń i mam się zabrać do roboty. Ale to właściwie dzięki niej tak zachorowałam. Bo gdyby nie jej "musisz skończyć studia" to bym miala do tego zupełnie inny stosunek. Wydaje mi się, że w chorobe tak naprawdę wpędzają nas inni- przynajmniej u mnie tak jest. Gdyby nie Mama funkcjonowałabym zupełnie inaczej, z innym nastawieniem. Ale Mamy nie zmienię... I takie to życie. Ale nie załamuję się. Teraz gdy mam męża czuję sie bezpieczniej, nie obawiam się tak bardzo ataków ( fizycznych też ) z jej strony. Zacznę wkrótce pracę w maleńkiej firmie męża i będzie lepiej. Najgorzej to zaszyć się w domu. Ani człowiek się nie umaluje, ani ubierze czy uczesze. No przynajmniej u mnie tak jest. Ale idzie lato wiec głowa do góry dziewczynki :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie spotykam sie ze znajomymi, nie jetsem w stanie odpowiadać na pytanie co mi dolega, jak sie czuje.

Wiecie jak okropnie przykro mi jest kiedy ktoś pyta mi się jak się czuje a ja znow musze odpowiedziec ZLE. Okropnie sie czuje.

 

Ja wiem że najgorzej sie zaszyc w domu ale na razie nie potrafie z tym nic zrobic. Kazda czynnosc stanowi dla mnie problem. Ja czuje niechęć do wszystkiego, rzeczy które kiedyś sprawiały mi przyjemność teraz robię bo robię.

Wsyztsko jest nijakie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widze ze jastesmy w podobnej sytuacji...Ja rowniez wstydze sie przed znajomymi, ze nie chodze na studia. Ot tak nagle przestalam bywac w szkole. Jeden kolega mnie rozumie bo tez mial depresje, kolezanka juz mniej rozumie...Dziwi sie jak mozna tak olac, wg niej, szkole...

Macie tez tak ze nie wiecie co ze soba zrobic? Kazda minuta jest dreczaca? Czujecie ze czas przeplywa Wam miedzy palcami i co najwazniejsze - ze to uczucie bezsesnu nigdy sie nei skonczy?

Ja mam takie wrazenie ze ten stan bedzie juz trwal wiecznie...

Mysl o smierci codziennie mi towarzyszy...

Bierzecie jakies leki?Ja bralam Rispolept(na poczatku epizodu mialam psychozy, natlok mysli, panike). Pomogl mi na te objawy ale pozostala depresja...Teraz biore Zolafren...Na razie nie ma efektow. Wszystkie te leki sa bardziej na psychozy, schizofrenie niz na dapresje. Oczywiscie maja rowniez jakies dzialanie antydepresyjne-mam nadzieje ze psychiatra wie co robi...zastanawiam sie czy mam dobrze dopasowane leki...

Najgorsze jest to uczucie ze niewiadomo co ze soba zrobic - nie umiem Wam tego opisac ale byc moze wiecie o czym mowie.

Kazda chwila jest niekomfotowa, czuje potrzebe czegos, mysle ze potrzebe bezpieczenstwa i spokoju...tak chyba to to...

 

Co do Twojego pytania Donkey:

U mnie wygladalo to tak ze w marcu zerwal ze mna chlopak, bylam wtedy przez miesiac po prostu smutna. Natomiast na poczatku kwietnia zaczely sie ataki paniki, lęk przed ludzmi...wtedy poszlam do psychiatry. Po lekach minely najgorsze objawy ale juz reszte kwietnia i teraz maj jest depresyjny...no i jakbym poszla do skzoly to pewnei znowu nei moglabym sie skupic i trzeslabym sie...

A u Was jak to sie zaczelo i jak dlugo trwa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie to juz tyle lat że nie pamiętam dokładnie. na 3 roku studiów czyli wieki temu. Po prostu najpierw mi sie nie chciało iśc na jakieś zajęcia, potem drugi raz nie poszłam. Nazbieralam sporo nieobecności i wypadało zgłosić się na dyżur i wyjaśnić dlaczego mnie było. No ale jak się usprawiedliwić skoro nie mialam żadnych zwolnień lekarskich. No i odwlekałam to bardzo. Aż ze strachu przestałam chodzic na inne zajęcia. Zaległości narastały, strach też. Aż dziś takie małe bagienko z tego wyszło, że nie dam rady iść na dyżury i zapytać czy moge te cholerne różnice programowe zrobić. Tchórz jestem i tyle. Mąż za mnie dzwoni do dziekanatu, lata po wykładowcach, coś tam załatwia a ja siedzę w domu pod pierzyną. No dosłownie. Szkoda gadać.... Dziewczyny podziwiam was że od razu do lekarza poszłyście. Ja tyle lat się z tym męczę. Kiedyś - chyba dwa lata temu poszłam do psychiatry- przepisał Cital. Nie pomogło bo chyba za krótko brałam. Teraz spróbuję do innego psychiatry

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja teraz wierze ze pomoze mi Zolafren...ostatnio kiedy bylam u psycholog w ogole rozmowa mi nie pomogla...czulam ze wszystko jest bez sensu...Nie ma czego podziwiac, przynajmniej jesli chodzi o mnie - nie chodze do szkoly bo mam lęki wiec dumna z siebei nei jestem...

Wiecie co Wam powiem? Ze zalosne jest to ze psychika tak nam rujnuje normalne zycie - niedobrze mi sie robi kiedy pomysle ze moge sobei spieprzyc zycie przez to wszystko. A jak pomysle ze wyzdrowieje a za jakis czas po raz 4ty mnie wezmie to normlanie nic tlyko sie zabic...

Chociaz w obecnym stanie nie wierze ze dam rade z tego wyjsc...jakas iskierka nadziei jednak sie tli bo inaczej bym sie zabila...chociaz zabic sie tez nie jest tak latwo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Donkey jeśli to lekarz-kobieta to podaj prosze namiar.

Stokrotna jakoś musimy dać radę- no nie mamy innego wyjścia. Bo kto za nas przeżyje życie ? :-) Trzeba skupiać się na pozytywnych dobrych myslach i wierzyć, że będzie lepiej. U mnie momentami było tak beznadziejnie ale teraz jest lepiej i wiem, że bedzie jeszcze lepiej aż w końcu wszystko się wyprostuje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szkoła to chyba najgorsze miejsce na ziemi. jestem kolejnym ,, młodocianym przypadkiem ".

Irytuje mnie ten hałas, gwar ten tłum mnie przeraża. Nie da się przejść żeby ktoś nie szturchnął, nie dotknął nie krzyknął do ucha. Nienawidzę tego. Jestem wiecznie posiniaczona.

Hm. z moją nerwicą przeplataną jakimiś epizodami depresyjnymi jest całkiem śmiesznie. Mam ją od roku. Zdiagnozowałam się sama, potrafieniu do szpitala, przeprowadzeniu badań nie stwierdzono nic, więc poczytałam i dopasowałam elementy układanki. Nie leczona. Zaczyna mnie coraz bardziej to gnębić. Mam ochotę każdej osobie z mojej klasy urżnąć łeb...

Często wyobrażam sobie potworne tortury które bym większości zaserwowała. Zaczynam podejrzewać, że moje wyobrażenia niedługo mogą zaowocować czymś nieprzyjemnym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×