Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Od dłuższego czasu cierpię na nerwicę. Mam 27 lat. Nie jestem w stanie kontrolować impulsów. Ostatnio piszę bardzo dużo o sobie i czytam sporo książek psychologicznych. Przytaczam tu fragmenty tego, co napisałem. Może ktoś będzie mi w stanie pomóc:

 

(...)Patologiczne zwlekanie, zaburzenia koncentracji, chroniczny lęk, problemy interpersonalne oraz niezdolność do pracy sprawiły, że moje życie stało się namiastką życia, a ja niedługo stanę się strzępkiem człowieka. Chcę z tego stanu wyjść. (...)

 

(...)Pisząc o sobie, mam wrażenie, że „wychodzę z siebie“, to znaczy patrzę na siebie z zewnątrz, nie przeżywam tego. Jest to mechanizm obronny zwany „intelektualizowaniem“, polegający na tym, że definiując problem w sposób „naukowy“ patrzę na niego okiem „naukowca“, i w ten sposów bronię się przed doświadczaniem go(...)

 

(...)Mam 27 lat, jestem studentem, od około dwudziestego roku życia mam objawy pewnych zaburzeń psychicznych, które może nie nasilają się, ale za to się "utwierdzają", to znaczy im częściej występują, tym mniejsze prawdopodobieństwo wyleczenia. Zaburzenia te są częściowo genetycznie uwarunkowane, gdyż podobne tendencje wykazują moja mama oraz mój dziadek. Genetycznie uwarunkowane są tendencje do kompulsywnych zachowań (słabość charakteru, nieumiejętność kontroli impulsów) oraz neurotyczność (problemy z koncentracją, kłucie w klatce piersiowej, skłonność do wpadania w furie). Zaburzenia te spowodowały, że jako dwudziestosiedmiolatek nie jestem w stanie podjąć żadnej pracy i żyć samodzielnie. Nie mam większych problemów zdrowotnych (nie licząc zdrowia psychicznego). Jestem sprawny fizycznie. (...)

 

(...)kłucie w klatce piersiowej - jest niezależne od stanu umysłu, to znaczy, że pojawia się zarówno przy dobrym, jak i przy złym stanie. Kłucie może jednak wywołać zły stan umysłu (i często tak jest). Nie wiem, czy kłucie ma charakter depresyjny, czy lękowy (chyba to drugie). Objawia się kłuciem w klatce piersiowej w okolicy serca. Jest ono zazwyczaj bardzo niewielkie i chroniczne, jest częścią mojego życia i towarzyszy mi przez większość dnia. Nasila się między innymi w następujących sytuacjach:

 

• Kontakty towarzyskie, gdzie bardzo chcę dobrze wypaść, w szczególności rozmowa z dziewczyną, która jest obiektem mojego zainteresowania(flirt). Kłucie w klatce sprowadza silną blokadę

• Kiedy pracuję i nagle mam wrażenie, że jestem przytłoczony prostymi czynnościami, których nie jestem w stanie wykonać (Atten.Defic.Disord.)

• W poczuciu winy, na przykład gdy pomyślę o dzisiejszej prokrastynacji

• Po nagłych pozytywnych emocjach, lub po rozmowie, która wywołała emocje (także pozytywne)

• Na imprezie/dyskotece gdy pojawia się chęć i potrzeba dobrej zabawy i przynależności

• W sytuacjach lękowych

• Myślę, że kłucie jest wyraźnie silniejsze, gdy jestem niewyspany

 

Nawet bardzo niewielkie w klatce wystarczy, żeby rozpocząć prokrastynację, żeby uciec (reakcja obronna). Napady kłucia często nie mają żadnej silnie zdefiniowanej przyczyny. Przyczyn jest zazwyczaj wiele, to są bardzo różne sytuacje. Kłucie w klatce piersiowej towarzyszy mi przez większość życia, jest jego elementem. (...)

 

(...)Chaotyczność - powoduje zagubienie. Nie potrafię pracować. Chaotyczność pojawia się w pracy (zarówno fizycznej jak i umysłowej). Chodzi o to, że jak pracuję potrafię być wydajny i skupiony na czynnościach dopuki nie zacznie się chaotyczność pomieszana z kłuciem w klatce piersiowej. Wtedy pojawia się blokada i zaczynam popełniać najprostsze błędy, wręcz jak kaleka. (...)

 

(...)Mam cechy osobowości unikającej, a przedmiotem unikania jest szeroko rozumiana walka.

 

Walkę należy tu rozumieć jako dążenie do osiągnięcia celu. Unikam dawania z siebie wszystkiego. Często jak mam okazję być „pierwszy“, „najlepszy“, i wymaga to walki, odczuwam jakiś impuls, osłabienie motywacji, nerwy. Zawsze wtedy daję sobie przyzwolenie do zaniechania walki, podświadomość mi mówi, że „i tak już wygrałeś“, sam fakt, że jestem w tej sytuacji, w której zwycięstwo jest bliskie, odbiera mi motywację do odbioru nagrody. Nie boję się zwycięstwa, ale zbliżenie się do niego odbiera mi radość z tego zwycięstwa.

 

Długa nieudana walka i wiele porażek odebrało mi motywację do walki. Na codzień celem walki, której unikam, jest planowanie dnia i wypełnianie obowiązków.

 

Jestem uzależniony od mechanizmów obronnych, które są jedynym lekiem na bóle w klatce piersiowej. Najgorsze jest to, że one działają bardzo dobrze. Acting out w postaci wielogodzinnego siedzenia przed komputerem sprawia, że przez te kilka godzin problemu nie ma. Jestem zatem uzależniony od mechanizmów obronnych, a prorastynacja, zwlekanie, internet, komputer, gra, itp. to narzędzia, którymi się posługuję, by „się obronić“.

 

Od około roku po otworzeniu oczu rano leżę w łóżku przez 10-60 minut, nie wychodzę z łóżka. To jest jak prokrastynacja, ucieczka. Wyjście z łóżka jest bardzo trudne. Czasem biorę komputer i zamiast wstać, ubrać się, zjeść itd poprostu gram parę godzin. Czasem (trwa to od około roku) obiecuję sobie, że nie wezmę komputera, więc leżę i przez godzinę nie mogę wstać. To nie jest depresja. To ucieczka, wpędzam się w takki stan oczekiwania, w którym nie ma nerwów i nie ma napięcia, a co najważniejsze nie ma walki. (...)

 

(...)Uzależnienie – jestem osobą skłonną do uzależnień, słabą. Umiejętność kontroli id przez ego zależy od stanu umysłu. Jestem uzależniony od prokrastynacji. Moja mama oraz mój dziadek są uzależnieni od alkoholu.

 

Mogę z pewnością stwierdzić, że jestem uzależniony od komputera (z zastrzeżeniem, że komputer, to tylko narzędzie mechanizmów obronnych, które są sednem problemu). Wczoraj (gdy to pisałem) wstałem o 6 rano, włączyłem komputer i w łóżku, nie ubierając się, trwałem przy nim do godziny 15. Poprostu nie mogłem skończyć. Bardzo często mam poczucie, że wykonuję jakąś czynność, i powinienem skończyć. Na przykład siedzę teraz i piszę, wiem, że najpierw powinienem zjeść śniadanie, ale ta powinność, strach przed tą powinnością, nakręca czynność która staje się wtedy kompulsywna. Później wstałem, ubrałem się, pograłem na gitarze (to też był taki mechanizm obronny, żeby przeciągnąć czas i nie myśleć o poczuciu winy) i wróciłem do komputera. Skończyłem dobrze po północy, poszedłem coś zjeść, męczyły mnie nudności, gdyż tego dnia prawie nic nie jadłem. Nie mogłem zasnąć, miałem bóle głowy.

 

W większości przypadków komputer jest narzędziem prokrastynacji. Można powiedzieć, że jestem od niego uzależniony. Przed przystąpieniem do grania wiem, że nie powinienem, ale daję sobie przyzwolenie. Zazwyczaj przyzwolenie to polega na tym, że „tylko raz“, „mam trochę czasu“, „czemu nie, to jest przyjemne“. Gdy zacznę grać, tracę poczucie czasu, nigdy nie gram zgodnie ze swoim pozwoleniem („tylko 10 minut przeradza się w nieskończone zwlekanie).

 

Podsumowując:

 

• Kompulsywne zastępowanie czynnościami prokrastynacyjnymi czynności które „powinienem“ wykonać.

• Podczas prokrastynacji następuje wyparcie wszelkich myśli, dzięki czemu chwilowo unikam kłucia w klatce piersiowej.

 

(...)

(...)Jak działa prokrastynacja (czyli uzależnienie od mechanizmów obronnych)

 

Działa tak jak uzalenienie od papierosów, czy od alhoholu. Tak jak uzależnienie od internetu czy od komputera. Przebywam w mieszkaniu, mogę włączyć komputer, wiem że jak to zrobię to stracę prawdopodobnie parę godzin, ale za każdym razem zaczyna się to od „tylko raz, tylko na chwilę“, później tracę poczucie czasu. To taki impuls. Podczas prokrastynacji mój umysł skupia się na czynności prokrastynacyjnej, osiągam pewien stan przyjemności który wynika z tego, że nie muszę myśleć o czynnościach wywołujących kłucie w klatce.

 

Najprościej: leżę w łóżku pod kołdrą, jest ciepło. Nie wychodzę bo będzie zimno. Delektuję się stan w którym jestem, poczucie ciepła, bezpieczeństwa i przyjemności, wprowadzam umysł w stan błogiego niemyślenia o tym, co nie przyjemne.

 

Spędzam bardzo dużo czasu pod prysznicem, ciepła woda powoduje stan przyjemności, nie chcę myśleć o jej wyłączeniu, więc ponownie, „wyłączam umysł“ i zwlekam. Potrafię przez 30 minut klęczeć pod prysznicem zwlekająz z wyjściem z niego (wyjście kojarzy się z zimnem, ale też z obowiązkami – ubrać się, posprzątać, itd. Więz cwlekam).

 

Jestem uzależniony od tego zwlekania i od wyłączania umysłu, czyli od wprowadzania się w ten przyjemny stan ucieczki od myśli. Wywołuje to coraz poważniejsze konsekwencje w moim życiu. Osobiste (nie szukam pracy, nie pracuję, nie wykonuję obowiązków, zwlekam i czekam „na śmierć“, zaniedbuję przyjaciół) oraz zdrowotne (potrafię przez dwa dni prawie nic nie jeść, nie ubierać się, nie umyć się. Często nie myję zębów, ponieważ w tym stanie zwlekania dążę do zapomnienia o wszystkich czynnościach, które mają do czynienia z czynem, obowiązkiem lub wymagają jakiegoś zaangażowania.

 

Potrafię wstać z łóżka i usiąść przy komputerze w majtkach, w których spałem i siedzieć tak do wieczora. Później wieczorem myję sie i mówię sobie, „muszę uciec z domu“. I pierwsze co robię to włączam komputer i mówię sobie „jeszcze jedna gra i koniec“ – czasami mi się uda wyjść z domu, posprzątać i przez jakiś czas realizować wszystkie obowiązki. Wtedy jest to ACTING IN czyli kolejny mechanizm obronny polegający na tym, że bronię się przed konsekwencjami moich zachować (czyli przed nerwami, poczuciem porażki, depresją) tym, że próbuję wszystko naprawić.

 

Moje życie jest rozdarte pomiędzy acting in i acting out. Umycie zębów, posprzątanie, wykonanie obowiązków itp, staje się ACTING IN zamiast być czymś naturalnym.

(...)

 

(...)problemy interpersonalne

Potrafię być rozmowny, towarzyski i inteligentny, ale w pewnym momencie pojawia się blokada, kłucie w klatce piersiowej. Gdy występuje kłucie, pojawia się blokada emocjonalna i powoduje, że nie jestem w stanie nawiązać bliższego kontaktu. Gdy tylko pojawia się owo kłucie, przestaję myśleć i zachowywać się naturalnie i inteligentnie. Jakby moje możliwości intelektualne spadały nagle do zera, staję się nagle umysłowym kaleką. Nie jestem w stanie nic powiedzieć. Umiejętność rozmowy z drugim człowiekiem zależy od stanu umysłu.

(...)

 

(...)

Samobójstwo – Nie planuję, nie zamierzam, nie chcę. Nie mam ani jeszcze nie miałem prawdziwej „książkowej“ depresji - ale cały czas mam jakiś trocę obniżony nastrój. Myśli pojawiają się jednak i muszę to zaznaczyć. To zmierza w bardzo złym kierunku. Chciałbym żeby ktoś mi pomógł. Muszę przestać powtarzać sobie, że sam muszę się wziąć za siebię. Próbuję od paru lat. Mam dość cierpienia. To jest najgorsze cierpienie - bo cierpię bardzo mało - to taki niewielki ból który zrzera mnie 24godziny na dobę. Wolał bym żeby bolało naprawdę. Jestem bardzo daleki od samobójstwa i nic takiego nie planuję ani nie planowałem, i nigdy nie zamierzam nikogo tym straszyć. Będę sobie dalej żył z tym cierpieniem i będzie mi źle. Z drugiej strony, jak napisałem, myśli się pojawiają – napewno jestem w grupie jakiegoś ryzyka.

(...)

 

Będę wdzięczny za wszelką pomoc i próbę podjęcia rozmowy. Jestem bardzo zdeterminowany, żeby nad sobą pracować, ale nie wiem jak i nie potrafię zacząć. Odbyłem dwuletnią terapię poznawczą - ale to były takie pogaduszki.

 

W przyszłym miesiącu zamierzam zacząć intensywną trzymiesięczną psychoterapię (muszę czekać bo to NFZ). Do tego czasu spędzę 90% czasu zwlekająć (komputer głównie). Czy ktoś mi pomoże?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ok, a zapytam, czy te leki w ogóle faktycznie redukują lęki? Mam sprzeczne opinie co do brania tabsów na lękową. Część mówi, że likwiduje, część że redukuje znacząco, a dla innych po prostu null efektów. Ciekawa jestem, czy jeśli moje lęki są na poziomie znośnym-utrudniającym życie, to czy leki pomogą mi z tych lęków zejść do granicy poczucia komfortu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Historia ta jest dosyc dluga... Jestem mloda osoba lekko powyzej 20tki, mam pasje, rozne zamilowania (czasami nawet widze, ze inni sa pod wrazeniem pewnych rzeczy...). Bardzo latwo nawiazuje kontakty z nowymi ludzmi i ich sympatie, tak mysle.

Staralem sie w zyciu dochodzic do swoich celow, przez problemy finansowe w rodzinie musialem duzo brac na swoje barki kiedy, zeby zarobic troche wiekszych pieniedzy wyjezdzalem sezonowo do pracy za granice jeszcze podczas szkoly sredniej.

Po zakonczeniu szkoly sredniej zdecydowalem sie na staly wyjazd za granice, po paru miesiach pobytu za granica wrocila pewna osoba do mojego zycia z ktora kiedys zerwalismy kontakt (i nie dalo sie juz tego odkrecic - z obydwu strony byl to strzal w stope). Chcialem zmienic swoje zycie bardzo mocno, wrocilem do kraju (bedac za granica bylem bardzo odpowiedzialny, kontrolowalem wydatki, oszczedzalem troche pieniedzy bez problemu itd), po powrocie caly czas mialem poczucie strachu, przede wszystkim o finanse, znalezienie dobrej pracy, troche obowiazkow a z drugiej strony o zwiazek, ze sie znowu to zakonczy i bedzie to samo - tak sie stalo, ale wydaje mi sie ze wlasnie dlatego ze mialem te kompleksy, lek przed gorszymi pieniedzmi, gorsza praca, w pewnym momencie (wlasciwie tuz po powrocie, zabieralem sie do tego tak jakbym nie chcial, jakby to byl urlop, a powinienem przede wszystkim zajac sie obowiazkami - przeciez wracajac do kraju z zalozenia mialo byc wiecej spelnienia, mniej pieniedzy, wiecej pracy i obowiazkow) jakby oblecial mnie strach i mnie zamurowalo, dzialalem robilem cos, mialem do podjecia 1 decyzje z 3 wyborow i wybieralem nie ten najgorszy, ale tez nie ten najlepszy i tak caly czas statycznie, bo wydawalo mi sie to odpowiedzialne.

Po nie ogarnieciu sie przez te pare miesiecy i coraz gorszej sytuacji finansowej zdecydowalem sie na powrot, wrocilem, zwiazek sie rozpadl zalamalem sie i wrocilem po miesiacu do rodzinnego domu, zeby odpoczac. Po czasie odpoczynku znow wyladowalem za granica w nowym miejscu i jestem podczas etapu szukania pracy. Lapie mnie lek przed niepewnoscia jutra, cel jest, wszystko niby jest, ale czegos mi brakuje zeby dzialac.

Kiedys sam do siebie bym powiedzial "nie pier...wez sie w garsc i rusz tylek, bo trzeba dzialac" po tym etapie w zyciu, kiedy na prawde poznalem wszystko co chcialem, robilem wszystko co chcialem, mialem co chcialem. Nie potrafie sobie poradzic z tym lekiem, ze znowu zbuduje cos i moge to stracic - a na dodatek sytuacja jest pod presja, wczesniej wszystko sam zbudowalem od 0, teraz buduje z pozycji minusowej.

Caly czas winie siebie za to ze mi nie wyszlo, ze mialem na to wplyw, ze powinienem zachowac sie zupelnie inaczej (odpowiedzialnie, zdecydowanie). Z zycia zagranica i dobrej pracy, zrezygnowalem sam, kilka miesiecy stracilem wszystko co mialem, a przez pobyt w polsce stracilem swoj silna psychike. Teraz jest ze mna lepiej, ale tak jak opisalem, sa leki...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj samfisher!

 

Z tego, co napisałeś, wynika, że jesteś odpowiedzialnym, pracowitym i rozsądnym człowiekiem. Potrafiłeś w młodym wieku wyjechać za granicę, zarobić pieniądze. Być może w pewnym momencie popełniłeś błąd, nie podjąłeś najlepszej dla siebie decyzji, ale któż nie popełnia błędów? Wszyscy je popełniamy i najważniejsze, by się na nich uczyć! Nie ma sensu nieustannie się dołować, że podjąłeś złą decyzję, że mogłeś inaczej. Być może to była lekcja dla Ciebie. Chodzi teraz o to, by zmotywować się do działania, jak dawniej, by wyznaczyć sobie cel i dążyć do niego małymi krokami. Przestań żyć przeszłością i myśleć o "raju utraconym". A jeśli nie radzisz sobie z lękami, miewasz silne stany lękowe, które uniemożliwiają Ci normalne funkcjonowanie, skonsultuj się z psychologiem albo psychiatrą. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wlasnie o to chodzi ze to nie dziala, zadna motywacja, kiedys tez pokonywalem samego siebie, wtedy doszedlem do etapu tego ze potrafilem sobie z wszystkim radzic, a mam wrazenie ze wrocilem do etapu w ktorym tego w ogole by nie bylo bo jest tak jak te pare lat wstecz. Wlasciwie jest ciezej, bo wiem co bylo, a teraz jest punkt 0, niema to zadnego znaczenia, tak jakby w glowie zostalo cos zbudowane, ale nie wplywa, nie zmienilo to nic w rzeczywistosci w ktorej zyje teraz.

Ostatnio potrafie tylko gadac, robic cos i nie dokanczac...chce cos zrobic, robie to jestem blisko i porzucam to bo sie boje porazki, kolejnej, zjada mnie presja otoczenia i nie potrafie sobie z tym poradzic, bo nie potrafie sobie radzic Sam jak kiedys.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaję mi się, że nie możesz zaakceptować tego, że popełniasz błędy...mam bardzo podobnie, dla mnie popełnienie błędu jest największą katastrofą na świecie i robię wszystko by tego uniknąć i w ten oto sposób nie zauważam podświadomych błędów, które rozwalają mi życie -,- Lęk przed tym, że straci się kontrolę nad swoim życiem...że niczego się już nie naprawi, że straci się to co ważne..wiem co czujesz.

 

Powiem Ci, że ja też żyję w przekonaniu, że muszę sobie sama radzić, bo nikt za mnie tego nie naprawi..aczkolwiek pewna granica się już wyczerpała, nie jestem wielu rzeczy świadoma, które sa przyczynami własnie tych lęków. Skorzystanie z pomocy jest jak najbardziej potrzebne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kolejny miesiąc za nami, a ja mam (znowu... :evil: ) jakiś problem.

Polega on na tym, że w drugim tygodniu ferii złapała mnie niechęć do wszystkiego oraz totalny leń. To się oczywiście odbiło na mojej psychice i postrzeganiu moich uczuć względem do Mojego.

Albo może lepiej od początku. (Prawie) 3 tygodnie temu zaczęły się moje ferie. Pierwszy tydzień całkiem spokojny (pomijając akcję z matką), była tęsknota za Nim, potrzeba by był blisko mnie, przytulił itd., nawet sen o wspólnym zamieszkaniu - po którym obudziłam się ze smutkiem, bo to był tylko sen. Zdarzyło się to 2 razy pod rząd. Nawet to słynne kojarzenie ukochanej osoby z piosenką. Spotkanie (niestety raz na tydzień).

Drugi tydzień również zaczął się spokojnie. W czwartek urodziny znajomego. Nie należymy do par, które mają potrzebę obściskiwać się przy wszystkich - wolimy być dyskretni ;) ale potrzeba jednego całusa, przytulenia, czy nawet trzymania za rękę jednak była i to silna.

W piątek stało się coś, co zachwiało moją równowagę psychiczną. No właśnie - ten leń, niechęć do wszystkiego. A wszystko dzięki temu, że się nudziłam (na nudę właśnie działała ta niechęć).

Ni stąd ni zowąd pojawił się strach przed tym, że zaczynam się nudzić... związkiem i Nim. Strach oczywiście był tak silny, że reagowałam okropnym płaczem. Następnego dnia znowu się zobaczyliśmy. Na początku było ok, tylko później jak oglądaliśmy tv to te myśli wróciły z taką siłą, że się przy nim poryczałam. Przytulał mnie, uspokajał. Jak już było lepiej i zaczął się wygłupiać (co podchwyciłam) to zapomniałam o tym co było wcześniej. Po spotkaniu, jak wróciłam do domu te myśli powróciły. Zaczęłam się zwierzać przyjacielowi, który jednak ma dłuższy staż ze swoją kobietą, tylko nie wiedzieć czemu zaczęłam płakać podczas pisania mu o moim problemie. Ciekawe jest jeszcze to, że mimo tych obaw miewałam takie myśli jak "powinnam Mu coś podarować!", co też uczyniłam. Albo myśl o tym, żeby też coś zaprogramować (chłopak rozszerza informatykę). Po prostu zainteresować się tym.

W niedzielę już było nieco lżej, ale nadal ten problem się pojawiał. W poniedziałek doszedł kolejny objaw: lęk przed tym, że się odkocham. Zniknął lęk przed znudzeniem się. A jak go rano zobaczyłam (umówiłam się z nim żeby się zobaczyć po drodze. Chciałam po prostu sprawdzić moją reakcję na jego widok) to uśmiechnęłam się jak nigdy, a dzień na chwilę się rozpromienił - czyli na tyle, ile się wtedy z nim widziałam. To była raczej niekontrolowana reakcja :smile: Potem jak już się pożegnaliśmy to "szczęśliwa chwila zniknęła" a nastąpił spokój. Przez który, jak na złość, zaczęłam mieć obawy, że moje uczucie zniknęło.

Byłam z tym u psychologa. Wypytał mnie o objawy tego lęku, jaki był silny. Stwierdził, że to może, a nawet jest nerwica lękowa. Tym bardziej, że już wcześniej miałam problemy ze stresem, tylko wcześniej był silnie skupiony na moim zdrowiu. Teraz już mniej. Zdecydowanie mniej.

Poza tym. Jego zdaniem to trochę dziwne, że wtedy miałam takie odczucia w stosunku do niego, a tu znikąd pojawiają się takie myśli. Powoli (ale bardzo powoli) też zaczynam być przekonana, że to nerwica znowu się udziela. Kiedy patrzę na jego zdjęcie... to niby nic, ale jednak coś przykuwa moją uwagę. "Coś". A przymiotniki typu "piękny", "przystojny" wydaje się, że nie wystarczą. I sama Jego osoba, kiedy Go widzę, wydaje się być inna. Jak patrzę na kolegów, nawet na tych atrakcyjnych to i tak nie widzę w nich niczego, to co w Nim. A dzisiaj jeszcze podczas przeglądania starych wiadomości, jak zobaczyłam datę jednej z wiadomości (czyli nasz "oficjalny" dzień), to po przypomnieniu sobie jednego momentu uśmiechnęłam się od ucha do ucha i.. znowu płakałam :roll: poczułam się naprawdę dobrze. Tylko te myśli...

Nie wiem jak sobie z nimi poradzić. Nie chcę ich mieć. A sam motyw z zerwaniem nie chce mi przejść nawet przez myśl. Tak jakbym miała blokadę przed tym. Przyznam, że podczas pisania tego również ryczałam. :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, dawno mnie tu nie było, ponieważ z moją nerwicą radzę sobie o wiele lepiej. Jednak jak to w moim życiu bywa gdy coś mi dobrze idzie, zaraz coś innego musi się sypać.. Proszę o pomoc bo nie wiem jak mam sobie poradzić. To wszystko mnie przerasta.Tym razem nie chodzi o mnie a o mojego chłopaka, który już od paru miesięcy cierpi na nerwice!! co za ironia losu! ja borykam się ze swoją już 5 lat a tu nagle on też...jednak jego sytuacja jest beznadziejna. W dzień czasami zdarza się, że ma ataki paniki ale najgorzej jest w nocy gdy kładzie się do łóżka. Nie może spać, ma ataki (drętwieją mu kończyny, szybkie bicie serca, uczucie duszenia się) przez to zasypia dopiero o 5,6 czasami 7. Najgorsze jest to, że przez to śpi do późna, czasami nawet budzi się po 16, przez co zawala studia, nie pojawia się na zajęciach, wykładowcy ostatni semestr ledwo mu zaliczyli...co prawda egzaminy pisze bardzo dobrze ale ma pełno nieobecności!. Do psychiatry czy nawet psychologa nie pójdzie bo nawet ja (najbliższa mu osoba) z wielkim trudem wyciągam od niego informacje (wiadomo, to jest facet, a faceci nie lubią gadać o swoich słabościach). Nie mieszkam z moim chłopakiem więc nie mam możliwości budzenia go, jego rodzice wychodzą wcześnie do pracy więc nawet jak go obudzą o 7 to on zaraz znowu zasypia (czasami nawet nie pamięta, że ktoś go budził). Przez to wszystko mój chłopak od jakiegoś czasu zaczyna wycofywać się z życia towarzyskiego, już nie tak chętnie jak kiedyś spotyka się z naszymi znajomymi, a o wyjściu na imprezę w sumie można zapomnieć, bo nawet jak pójdziemy to ani ja ani on nie mamy z tego radości bo on źle się czuje. Próbuję go nauczyć tego samego co mnie moja terapeutka, żeby nie bać się ataków bo nic nam nie mogą zrobić, są po prostu nie przyjemne i tyle, ale moje tłumaczenia na nic się nie przydają.... już nie wiem jak mam mu pomóc, a przecież też sama mam nerwicę i codziennie muszę z nią walczyć, a co dopiero jeszcze pomagać drugiej znerwicowanej osobie... Czy ktoś też miał takie problemy ze wstawaniem, zasypianiem? jeśli tak to co Wam pomaga, a co szkodzi? proszę o pomoc :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie powiedziałabym, że robi bo nie raz widziałam jak miał atak. Widzę jak cierpi i to przeżywa. Jednak jest bardzo uparty i ma trudny charakter więc trudno jest w nim coś zmienić... na dodatek szybko się poddaje i straszny z niego pesymista. Miałam nadzieję, że znajdzie się tu osoba, który ma podobny problem albo taka, która zna osobę z podobnym i coś może mi doradzić :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Komoda2000 w nerwicy lękowej często towarzyszą takie natrętne różne myśli kompletnie niezgodne z nami ja już wiele razy takie miałam... np. " Nie kocham już albo gdy mam do pewnych spraw wielki szacunek np. do współżycia to pojawiały się myśli typu " pieprz mnie ". Nie wyobrażasz sobie jak wielki wstyd czułam, bo nie jestem z tych dziewczyn, które się nie szanują i które z takimi odzywkami wychodzą. Więc reagowałam na to różnymi reakcjami od złości po smutek, lęk, ale wiesz musiałam trochę spasować powiedzieć sobie : ej tak nie jest rzeczywiście to tylko moje myśli i wcale tak nie jest. Było ciężko, ale dopóki nie dasz sobie szansy i nie uświadomisz sobie tego, że to natręctwo jakieś paskudne to to będzie się nasilało....Czym bardziej tego nie chcesz tym będziesz miała tego więcej i częściej, masakra aż mi głupio teraz, no ale chciałam Ci pokazać, że nie jesteś sama, że nie tylko ty masz takie natręctwa :D głowa do góry !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja nie uważam tego za lenistwo, bo widać, że chłopak ma problem ze sobą. Gdyby był leniwy to by chociaż na imprezę poszedł.

NaturalWonder ja na Twoim miejscu nie proponowałabym mu gotowych " pomocniczych metod " ponieważ na każdego działa coś innego. Rozmawiaj z nim dużo, daj mu poczucie wsparcia, próbuj delikatnie go namawiać do terapii, myślę że on sam jeśli poczuje, że go to przerasta zastanowi się nad tym i zda sprawę z tego, że to nie żaden wstyd. WIesz takim namawianiem człowiek odczuwa presję a wtedy dostajesz przeciwne rezultaty. Trzymaj się mocno

 

Ja mam ogromny problem ze wstawaniem. Wstawanie po spaniu jest dla mnie lada wyzwaniem. Muszę od nowa zawsze budować swoje myślenie. Zawsze z rana towarzyszy mi przytłoczenie negatywnymi myślami...brakiem chęci na cokolwiek, nie mam w oógle energii przez nerwicę. Co mogę polecić...no ja muszę się zmusić do wstawania jak już pójdę gdzieś i tam jestem to jest spoko, ale zanim dotrę, zanim wstanę, umyję się, ogarnę KOSMOS!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pocieszające, naprawdę :D

Próbuję się nastawić, że to tylko natręctwa i jakoś mi wychodzi. Już sporadycznie się pojawiają. Dzisiaj nie wiedzieć czemu jak patrzyłam na jego zdjęcie (dostałam od niego do portfela ;) ) to po chwili zrobiło mi się naprawdę smutno i łzy same mi ciekły, a do Niego napisałam, że mi Go brakuje.

Druga rzecz, która nadal odrobinę mnie niepokoi to ta, że czuję jakiś dziwny spokój. Może i przesadzam, ale jednak trochę to na mnie działa :shock: Możliwe, że to przez to, że często słyszę "bo to się po prostu czuje", a ja mogę to źle interpretować - jako że cały czas :roll:

Nie wiem, może miłość jednak w taki sposób się u mnie objawia. Wcześniej chodziłam smutna, z żałobną miną i, jak to niektórzy określali, wyrazem twarzy człowieka, który zaraz kogoś zabije :shock: A teraz często czuję spokój, zdarzyło się nawet uczucie szczęścia :D nie radość, ale szczęście, kiedy idę przez miasto/wieś to zdecydowanie częściej patrzę przed siebie (gdzie wcześniej praktycznie patrzyłam na ziemię i tylko sporadycznie spoglądałam przed siebie, żeby sprawdzić "sytuację" przede mną - mogłam na kogoś wpaść itd), bardziej dbam o siebie (wcześniej niechętnie przykładałam się do pielęgnacji skóry, twarzy - depresja nie pozwalała mi na to), a nawet zaczęłam siebie postrzegać jako osobę atrakcyjną. Znaczy, nie zaraz "o rany, jaka ja piękna" tylko raczej "w sumie to nie jest tak źle, nawet jestem ładna".

Może interpretuję to źle, może dobrze. Jak widać dopiero uczę się tego uczucia. ;)

 

-- 05 mar 2015, 21:24 --

 

Powiem szczerze, że czuję się nieco zagubiona :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi dał też dużo ten fakt, że zdałam sobie sprawę z tego, dojrzałam do miłości, że miłość to nie motyle i emocje tylko raczej stabilizacja, chęci, zaufanie, budowanie dzień po dniu. Dlatego przestałam się kompletnie przejmować i przestałam analizować " o myślę racjonalnie to na pewno już nie kocham " a to nie na tym polega przecież miłość ;)

 

Każdy wdłg mnie uczy się tego każdego dnia. Ja przez moją sytuację z dzieciństwa ( te nieszczęsne przyciąganie złego ) nauczyłam się tego, że miłość to tak naprawdę wybór. Ciesze się, że jesteś spokojniejsza :) tylko uważaj z tym, bo np. w moim przypadku ( kiedy będąc z osobą którą kocham mogłam zrobić wiele, robić wszelkie aktywności które lubię a niestety kiedy wszystko się skończyło ja stałam się znów tym ponurym człowiekiem, któremu nie chce się wstawać, któremu nie chce się wyjść na spacer, do siłowni, w relacjach nie bałam się ludzi, miałam więcej otwartości w sobie, wszystko niestety się zmieniło ) Mam nadzieję, że u Ciebie jest inaczej, że po 1wsze uda Ci się związek a po 2gie wszystko jest na porządku dziennym

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak już się radziłam znajomego i mi powiedział, że moja miłość prawdopodobnie dojrzewa to na początku to rozumiałam i się tym nie przejmowałam, aż tu nagle pojawił się strach i ryk bo "a co jeśli jednak moje uczucie powoli wygasa?". Tylko że... związek trwa 8 miesięcy. Nie chciałam czytać niczego w internecie, bo jak zawsze pewne informacje mogą się ze sobą nie łączyć i potem jest jeszcze większy stres ("a bo w tym artykule było tak, a w drugim inaczej i nie wiem co już jest prawdą"). I to trochę dziwne, że dopiero teraz zwracam na to uwagę, bo: na początku związku miewałam wątpliwości, czy to jest to czego chcę, a co jeśli nie wyjdzie itd; po miesiącu się uspokoiło i początkowo było tak, że nie miałam aż takiej dużej potrzeby, żeby cały czas z nim gadać, a jednak odpisywał od razu, no a kiedy pisał, że musi na jakąś chwilę zniknąć bo coś musi w domu zrobić czy coś to wtedy po prostu czekałam aż sam napisze, myślałam o nim, ale nie jakoś obsesyjnie, ale jednak często pojawiał się w mojej głowie. I nadal tak jest. Miewałam momenty, w których miałam ochotę mu coś podarować bez okazji, a jak szukałam czegoś na imieniny czy na święta to oczywiście szukałam czegoś naprawdę dobrego. Potem zaczęły się imprezy urodzinowe, z czym idzie moja zazdrość o niego, bo nie mogłam z nim jechać. Częściej z nim pisałam, znacznie częściej, jakbym się bała, że jeśli wtedy dałabym mu więcej przestrzeni, to znajdzie sobie inną. Towarzyszyły mi obawy, że pozna kogoś innego a mnie zostawi, albo byłam zazdrosna o to, że jakaś dziewczyna z nim tańczyła. Miałam prawo być zazdrosna, bo on jednak jest lubiany i ma świetny kontakt ze wszystkimi. A szlag mnie trafiał, gdy widziałam, jak mu się dobrze z innymi dziewczynami rozmawia :? potem zaczęły się obawy, że jak nie odpisywał przez dłuższy czas to zaraz oznaczało dla mnie "pewnie pisze z inną", "czy on się w tej chwili z kimś spotyka...?", "a co jeśli tak...?". W końcu wszystko przeszło i znowu zaczęłam odczuwać spokój. Znowu nie miałam aż takiej potrzeby, żeby go "pilnować", pisać z nim co minutę. Chociaż przyznam, że często się niecierpliwiłam, jak nie odpisywał. Jednak to przeszło. A teraz nagle znowu mam jakieś obawy "a co jeśli nie dojrzewam, tylko rzeczywiście przestaję kochać?". Wcześniej też odczuwałam spokój, ale nie miałam z tym problemu. I nie wiem co mam robić. Miłość niby piękna, a jednak przerażająca dla nowicjusza.

Tu patrzę na jego zdjęcie, dziwię się, bo tylko zdjęcie, a jednak przyciąga wzrok i wydaje się, że coś w sobie ma, a żadne pozytywne przymiotniki nie wystarczą, żeby opisać jego urodę, albo też zaraz czuję się gorzej. Jak powie, że spotkanie nie wypali to po chwili robi mi się smutno, nadal mówię o nim z przejęciem, czy uśmiechem, albo "chwalę" się tym, jak to się stało, że się zeszliśmy. Jak słyszę, bądź czytam wypowiedzi, gdzie zawarte są słowa typu "zależy nam na tej osobie", "kochamy ją" itd itp to zaczynam płakać. Praktycznie zachowuję się tak, jakbym była świeżo po zerwaniu. Ale w sensie on ze mną.

 

-- 05 mar 2015, 23:28 --

 

Co ciekawe, w środę jak mnie przytulił, to nawet nie zauważyłam kiedy wszystkie myśli zniknęły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale początkowe wątpliwości są naturalne. Poznajemy siebie i zdajemy sobie sprawę z tego czy faktycznie ta osoba spełnia nasze, że tak powiem oczekiwania. To wychodzi dopiero z czasem. Wiesz nie możesz być zzdrosna, bo to Ciebie wybrał spośród całego świata i to Ty jesteś z nim a więc musisz być wyjątkowa :) Popracuj może trochę nad swoim poczuciem własnej wartości?

Ale właściwie czemu miałabyś przestać kochać, bo co? Bo nie myślisz o nim nadmiernie? Bo nie masz motyli w brzuchu? To nie jest wyznacznikiem miłości! Wydaję mi się, że po prostu nakręcasz sama siebie i masz te natręctwa myślowe, które nie dają Ci spokoju. Myślę, że to że go kochasz świadczy już o tym że jesteś z nim, że pragniesz jego przytulenia, obcowania z nim, chcesz mu sprawiać prezenty. Czyż to nie jest piękne?:) Ciesz się tym! Ja niestety nie zdążyłam...i też miałam kupę obaw a jak przyszło co do czego to był płacz i ryk, że nie wykorzystałam tego tak jak powinnam, że skupiałam się na stworzeniu sobie swoich własnych problemów, których nie było zamiast cieszyć się tym, że jest.... :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, mam dość nietypowy problem. Będę bardzo wdzięczna za pomoc, bo wierzę już tylko w internet.

 

Moja "przygoda" z nerwica i depresja trwa już 4 lata. Do tego mam wkrętkę, że umieram na różnego rodzaju groźne choroby (przechodziłam już ziarnicę złośliwą, teraz chyba znów wróciła; do tego ostatnio mam nieuleczalne choroby układu trawiennego i stwardnienie rozsiane, rzadką chorobę neurologiczną i różności). Uczęszczam na terapię (jeśli to można nazwać terapią - widzę się z psychologiem średnio raz na miesiąc, nie ma miejsc na NFZ), swego czasu brałam leki, ale niestety wątroba zaczęła szwankować i musiałam przestać [fluoksetyna]. Przestałam brać lekarstwa mniej więcej w listopadzie, od tamtej pory było wszystko ze mną w porządku aż do teraz. Znów wracają okropne myśli o śmierci, ogarnia mnie niemoc, w każdej chwili mogę się rozpłakać i nawet nie potrafię nad tym zapanować. Dziś, dla przykładu, rozpłakałam się w szkole na przerwie po tym jak kolega powiedział mi "cześć", dosłownie nie wiem dlaczego. Poszłam się wypłakać do toalety i mi przeszło. Ciągle czuję narastający lęk, jakby siekiera wisiała mi nad głową i niczym nie mogę pozbyć się tych myśli. Źle sypiam, źle się czuję i wyglądam, ciągle jestem zła i smutna na zmianę, no same skrajności.

Wraz z psychiatrą, psychologiem wydedukowaliśmy, że za bardzo wpływa na mnie otoczenie. W domu mam bałagan, 6 osób i nikt się do siebie nie odzywa od kilku lat (wiecie jakie to straszne, jak najukochańsze osoby dla mnie się nawzajem nienawidzą?), matka mojego chłopaka jest mega hermetyczna, nie chce tak jakby wpuścić mnie do rodziny (mimo, że leci piąty rok jak jesteśmy razem), ciągle pokazuje mi swoją wyższość a ja zwyczajnie czuje się przy niej gorsza. Kilka lat temu zaczęło mi się sypać zdrowie, bo ze strachu przed samotnością w nowej szkole schudłam 20kg w 3 miesiące (ważyłam 45 kg przy wzroście 170 cm), co było tylko równia pochyłą aby dalej psuć sobie organizm. No i mogłabym wymieniać w nieskończoność moje lęki i obawy, ale to nie ma najmniejszego sensu.

 

Dostałam jednak szansę od losu, aby się ustatkować i odciąć od zgniłego towarzystwa - trafiła mi się dobra praca.. za granicą.

No i tak się zastanawiam, jak ja mam sobie tam poradzić zupełnie SAMA, w obcym kraju, obcym środowisku z obcymi ludźmi tymbardziej, że mam problem porozumiewać się ze znajomymi.. Lęk jaki mnie ogarnia myśląc, że musze tam jechać jest nie do opisania, ale nie mam wyjścia - muszę zawalczyć. Ktoś może poradzić co zrobić aby dać sobie radę z niezłym bagażem emocjonalnym w całkiem nowym miejscu? Boję się, że mnie wyśmieją tam, nie będą lubić. Boję się, że dostanę ataku paniki w środku nocy i nikt nie przyjdzie, żeby przejść to ze mną (a mam te ataki dość często i nadal nie umiem ich opanować, co drugi atak kończy się na pogotowiu, bo boję się umrzeć). Rozłąka z moim chłopakiem to już w ogóle jest dla mnie coś kosmicznego, jestem od niego uzależniona a najgorsze jest to, że zdaje sobie z tego sprawę to nie mam ochoty z tym walczyć. Ktoś mógłby doradzić, pomóc choć troszeczkę jak sobie pomóc, jak się przygotować?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich użytkowników,którzy odwiedzili mój "nowy wątek" być może z czystej ciekawości lub z chęci pomocy pomimo tego,że się nie znamy.Od czego zacząć pewnie najłatwiej byłoby od początku.Po pierwsze przepraszam za ewentualne błędy stylistyczne,które czasami popełniam.

-5 na oko lewe i prawe i dosyć często się ze mnie naśmiewano chociaż to nie moja wina,że mam "kreci wzrok" :smile: .Nie posiadam również zbyt wielu znajomych.Zawsze gdy np.na studiach szliśmy duża grupą do pubu czułem się dziwnie. Praktycznie nie potrafię rozmawiać z obcymi ludźmi z obawy,że powiem coś głupiego i wyjdę na idiotę chociaż z reguły i tak jestem przez resztę ignorowany.Czasami odnoszę wrażenie,że gdyby mnie zabrakło to nikt poza moją najbliższą rodziną nie zauważyłby tego.

 

PS> po prostu musiałem się gdzieś "wyżalić" :smile: .Dziękuję za ewentualne wsparcie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobny wiek, skonczylam studia ale pracy w zawodzie nie moge znalezc. Mialam kilka rozmow, ale tak samo, wydaje mi sie ze sa inni, lepsi i ze nie zasluguje na dana posade. Znajomych tak samo raczej brak, zawsze bylam gdzies na doczepke. Moze i wiem, ze jakis znajomych moglabym znalezc jakbym sie postarala, ale czasem juz mi sie nie chce udawac weselszej, bardziej interesujacej wersji siebie. Tez czuje sie przegrana jakby nic dobrego nie mialo juz nastapic, jakby konczyla mi sie sila na czekanie. Rowniez boje sie zycia i... nie wiem co dalej. Musimy chyba jednak sie wspierac i probowac dalej COS robic, cokolwiek. Trzymam za Ciebie kciuki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sleepwalker :

Dlatego też zarejestrowałem się na tym forum,bo wiedziałem,że otrzymam jakieś wsparcie,poradę po to by powoli wychodzić "z dołka" z tej stagnacji żeby wrócić tak naprawdę do normalności. Jednak jak na razie dla mnie moje życie to jedno wielkie "deja-vu". Jednak cały czas mam nadzieję,że coś się zmieni. Również trzymam za Ciebie kciuki i mam nadzieję,że wyjdziesz na "prostą" i zaczniesz cieszyć się życiem :smile:

 

kotek em

 

Mam wrażenie,że powoli się do niego zbliżam.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NeverSurrender, Hej,

To nie Twoja wina ze nie mozesz znalesc pracy w PL, nie wmawiaj sobie jaki to jestes slaby. To BZDURA. Dam rade- jak najszybciej sie spakuj i wyjedz do pracy zagranice. Szkoda Twoich nerwow na ten kraj. W PL pracowalem za 462 zl !!!! miesiecznie na stacji paliw u jakiegos prywaciarza, do tego studiowalem. Rzucilem to wszystko ,spakowalem sie a tydzien pozniej juz bylem w UK. Moze zycie nie jest tutaj kolorowe ale problem pieniedzy a raczej ich brak nie powinien Tobie juz doskwierac, reszte rzeczy ogarniesz pozniej. Nie daj sie gnoic, ludzie zawsze znajda sobie ofiary. Mala rada- zacznij gnoic ludzi, a mamie powiedz ze za dobrze Ciebie wychowala. Dobre wychowanie to udreka takich jak my, w realnym swiecie nie mamy szans ze skurwysynstwem. Walcz , glowa do gory, naucz sie jezyka, pakuj i zapomnij o PL. To nie kraj do zycia.pzdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z przedmówcą :great: Jednak dla osoby która ma zaniżoną samoocenę wyjazd za granicę także stanowi wielką trudność. Ja na przykład skończyłem studia informatyczne a mam wrażenie że nadaję się tylko do kamieniołomów a i to niekoniecznie bo jestem raczej z tych szczupłych. NeverSurrender twoja historia jest dość podobna do mojej z tym, że ja mam 30 lat i ergofobie to dopiero kanał, w tym wieku to już powinienem coś osiągnąć a tu co.... nic...... strach.... strach i strach przed nowym miejscem, nowymi ludźmi nowymi obowiązkami będę się tak trząsł ze strachu jeszcze przez 40 lat później mnie pochowają takiego trzęsącego sie...... :? rewelacja.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nikomu źle nie życzę, ale czasami świadomość tego, że nie jest się samemu z tą przeklętą nerwicą na świecie trochę pomaga! Choruje od liceum, teraz jestem na 4 roku studiów. W liceum bałam się, że coś mnie opęta. Przez 3 lata był spokój i powróciło, tylko w postaci hipochondrii a potem też doszedł lęk przed opętaniem.. Straszne męczarnie. Bałam się wstawać z łóżka bo nie opuszczała mnie myśl, że na pewno stracę przytomność. Od 3 miesięcy biorę antydepresanty (setaloft) i chodzę na terapię raz w tygodniu. Dzisiaj mam kryzys. Wypilam wczoraj dwa piwa, fatalnie się czuję, ciągle się boję, że coś mi się stanie. Czy ma ktoś podobne kacowe doświadczenia z antydepresantami? Nie wiem już czy to kac czy hipochondryczna wkręta... Nigdy więcej alkoholu do leków!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×