Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica od dziecka


Victorek

Rekomendowane odpowiedzi

ja tam przyznaje że jestem wrażliwy, ale nie płaczliwy :) prosze! nie mylić! :)

 

dobrze jest być wrażliwym, wrażliwość to zaleta, a nie przekleństwo... być może nam nerwicowcom kojarzy się ze słabością i uległością chorobie, ale myślę, że chyba nie o to w tym chodzi :)... nie chciałabym być niewrażliwa, bo wtedy nie mogłabym cieszyć się drobiazgami i w pewien specyficzny, niepowtarzalny sposób doznawać życia ;) być wrażliwym na piękno, na otaczający nas świat - to chyba pozytywne cechy nie? :) oczywiście nie można tego mylić z płaczliwością, jak napisał Victorek, ani ze słabością, bo wrażliwość jest siłą, darem, który posiadają tylko nieliczni i wyjątkowi ;) a z tą artystyczną duszą to też coś jest na rzeczy... :lol:

 

p.s. postanowienie noworoczne (które zaczynam już od jutra!) - mieć w dupie opinie innych!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wróbelku Elemelku, ale musimy wytrwać w tym postanowieniu!! Trzymam za Ciebie i siebie kciuki ;)

 

nie wiem, jakoś tak od dzieciństwa jestem zablokowana jeśli chodzi o uczucia, zawsze sie boje że ktoś to skomentuje...

 

nie wiem, czy się śmiać, czy płakać, ale z wszystkich opinii, komentarzy czy sytuacji od lat dzieciństwa, zawsze zapamiętuję tylko te negatywne :cry: to blokuje mnie przed tym, by wyrazić własne zdanie, by podjąć konwersację w większym gronie, nie mówiąc już o zaprzeczeniu komuś i wysnuciu własnych argumentów, które przecież mogą okazać się właściwe! boję się, a ten strach paraliżuje mnie przed jakimkolwiek działaniem...

macie też tak, że emocje najlepiej wyrażacie na piśmie? ja bym mogła napisać książkę o własnych uczuciach i emocjach, ale nie potrafię tego głośno powiedzieć! Strach przed ludźmi? strach przed kompromitacją i upokorzeniem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam właśnie bardzo podobnie... wiecie nawet jak byłam u psychiatry to opowiadając mu różne rzeczy, niektóre wcale nie takie wesołe, to ja miała szeroki uśmiech na twarzy :/ nawet on mi powiedział że się śmieje, a tak naprawde to chce mi sie płakać, i miał świętą racje... to jest straszne, śmieje się po to żeby ktoś pierwszy nie zaczął się ze mnie śmiać... na początku to mi się wydawało genialne, ale teraz, masakra, nie moge sie od tego uwolnić, to jest taka przykrywka dobrego humoru... poza tym jestem w jakieś takie skorupie obojętności, ktoś mógłby umierać a ja miałabym mine taką jakby mnie to w ogóle nie obchodziło, boje sie okazać jakiekolwiek uczucia... chociaż w środku wcale tak nie jest, ale tak trudno jest się zmienić teraz, jak już wszyscy mnie znają taką jaka jestem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie bardziej zawsze paraliżuje to że boję się wyrazić opini, dlatego że ktoś to skomentuje a ja nie będe się mógł obronić i wyjde na kretyna i już na samą myśl o tym jest mi wstyd a może bardziej niż wstyd po prostu strach mnie ogarnia przed kompromitacją, głupie to ale tak jest.

Tak jeannette też wolę wyrażać emocje na piśmie, wolę pisać niż o tym gadać no chyba że się nakręce:) ale to inna sprawa :)

A co do postanowienia to już dawno takie podjąłem i powiem ze nawet mi to wychodzi :) zobaczymy tylko jak długo! :)

Trzymam kciuki żeby i wam pewne opinie udało się wcisnąć tam gdzie trzeba!

Ale pewne jest że wrażliwości nie zmienimy, np ja odkąd gorzej choruje, to stworzyłem taką zewnętrzną powłokę, tzn. faktycznie mam zdanie innych gdzieś, ale wszystkim dookoła wydaje się że jestem zwykłym egoistą, że wszystkich olewam itp. Ja temu nie zaprzeczam, bo albo się tym nie przejmuje albo nie mam na takie rzeczy po prostu siły, tyle że prawda jest taka że w środku pamiętam i myślę o wszystkich, w środku jestem tym samym wrażliwcem :) co kiedyś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od dziecka miałem najrozmaitsze lęki. Ostatnio zrobiłem podsumowanie swojego życia [a mam już 30 lat] i widzę, że to co teraz mnie trapi, było już w dzieciństwie. Tylko wtedy okropnie się męczyłem myśląc, że to normalne. Teraz nerwica w pełnej okazałości grozi stabilności mojego życia [groźba zawalenia studiów z powodu depresji, problemy w pracy z powodu konfliktów z ludźmi spowodowanych nieopanowanym zachowaniem], dlatego muszę się faszerować chemią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wrażliwości nie zmienimy, ale jak ktoś jest wrażliwy jak cholera, a boi sie to pokazać - to wtedy jest chyba problem.. to tak jak nie wypowiedziane emocje, myśli, problemy, jak staramy sie je zdusić w sobie jest tylko gorzej, dopiero jak to wszystko wyrzuci się z siebie jest lżej... chciałabym kiedyś dojśc do takiego stanu że jestem sobą, i mam gdzieś opinie innych... może nie gdzieś, bo opini ludzi też trzeba słuchać, ale się im nie podporządkowywać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mefiboszet to przynajmniej miałeś odwagę zrobić takie podsumowanie, ja jak ostatnio próbowałem to zaniechałem tego, bo narastała we mnie panika :) U mnie ostatnio też zaczyna dochodzić do konflików w pracy bo nie bardzo mogę pohamować swoją złość, choż może nie chcę tego zmieniać :) tylko żeby nie przesadzić...

Elemelku tak jest to problem, ja nawet jak wszystko z siebie wyrzucę to lżej jest tylko na jakiś czas a potem znowu rośnie w środku pocisk, dobrze by było takie wyrzucanie wszystkiego mieć cały czas, zawsze kiedy tylko zaczyna narastać i są powody do gniewu złości - obojętnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, powłoka ochronna to dosyć typowe - też tak mam. Ale mam też w pracy gościa znerwicowanego bardziej ode mnie i przyznaję uczciwie, że jest wkurzający - nikt nie traktuje go poważnie. Nie chcę się upodabniać zachowaniem do takiego modelu a nowoczesna farmacja mi pomaga ;) Oczywiście wolałbym żyć bez piguł - może podczas kolejnego urlopu znowu rzucę, ale pewnie przy pierwszych perturbacjach powrócę do pastylek ;) Jak się na coś cierpi od dziecka, trudno to w parę miesięcy zlikwidować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobry temat, ja również mam tak, że w dzieciństwie teraz to dostrzegam miałem lęki, ale charakteryzowały się w inny lagodniejszy sposób. Dajmy na to w sytuacjach stresowych typu egzaminy wystąpienia, wizyty u lekarza(moja fobia nr.1) lub sytuacje stresowe zawsze objawiały się odruchem wymiotnym, pomimo, iż nigdy sie nie zbełciłem, zawsze było mi tak niedobrze niby, ale ten odruch był najgorszy, jak już wchodziłem, przechodziło. Pamietam również, że kiedys w 2 klasie podstawówki nie chodziłem 2 tyg do szkoły, bo jak tylko tam wszedłem pojawiał się ten odruch i nie mogłem usiedziec, coś w rodzaju paniki to było. Po jakimś czasie przeszło, ale kiedy podrosłem i zaczęły się imprezy wyjazdy, a było tego dość dużo, wtedy również ten odruch, np jak miałem wypić alkohol, jakoś mnie to przerażało. Później zupełnie przeszło, był okres ciszy kilka lat - mogłem robić wszystko pić jeździć, nic mnie nie przerażało, od prawie 3 lat wróciło w innej formie- mianowicie pojawiły się duszności, drętwienie rąk, zawroty głowy i otumanienie, derealizacja i potworny lęk przed wejściem do marketu, koscioła, choć cały czas tam chodzę i wyjeżdzam daleko, bo muszę, czasami umęczę się co nie miara. Ostatnio wracając z egzaminów w drodze tak mnie dopadło, że 2 godziny spędziłem na parkingach po drodze, myślałem, że wykituję, od tego czasu nie jeżdzę nigdzie dalej, mam straszny lęk przed tym! Dusznosci mnie poprostu dobijają! Kiedy mam atak, myśle o dzieciństwie i chciałbym w glębi duszy do niego wrócić, tesknię za nim, dlatego, że było wspaniałe, beztroskie i takie ciepłe, mimo, że wychowywałem się w jednej z najgorszych dzielnic miasta, było pięknie! Czasami powtarzam sobie, że kocham to życie pomimo tego zła i tego smutku, ale sa momenty kiedy, to nic nie pomaga, bo mam ochote zamknąć oczy - ale wy wiecie o co chodzi ;) Pozdrowienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobry temat, ja również mam tak, że w dzieciństwie teraz to dostrzegam miałem lęki, ale charakteryzowały się w inny lagodniejszy sposób. Dajmy na to w sytuacjach stresowych typu egzaminy wystąpienia, wizyty u lekarza(moja fobia nr.1) lub sytuacje stresowe zawsze objawiały się odruchem wymiotnym, pomimo, iż nigdy sie nie zbełciłem, zawsze było mi tak niedobrze niby, ale ten odruch był najgorszy, jak już wchodziłem, przechodziło. Pamietam również, że kiedys w 2 klasie podstawówki nie chodziłem 2 tyg do szkoły, bo jak tylko tam wszedłem pojawiał się ten odruch i nie mogłem usiedziec, coś w rodzaju paniki to było. Po jakimś czasie przeszło, ale kiedy podrosłem i zaczęły się imprezy wyjazdy, a było tego dość dużo, wtedy również ten odruch, np jak miałem wypić alkohol, jakoś mnie to przerażało. Później zupełnie przeszło, był okres ciszy kilka lat - mogłem robić wszystko pić jeździć, nic mnie nie przerażało, od prawie 3 lat wróciło w innej formie- mianowicie pojawiły się duszności, drętwienie rąk, zawroty głowy i otumanienie, derealizacja i potworny lęk przed wejściem do marketu, koscioła, choć cały czas tam chodzę i wyjeżdzam daleko, bo muszę, czasami umęczę się co nie miara. Ostatnio wracając z egzaminów w drodze tak mnie dopadło, że 2 godziny spędziłem na parkingach po drodze, myślałem, że wykituję, od tego czasu nie jeżdzę nigdzie dalej, mam straszny lęk przed tym! Dusznosci mnie poprostu dobijają! Kiedy mam atak, myśle o dzieciństwie i chciałbym w glębi duszy do niego wrócić, tesknię za nim, dlatego, że było wspaniałe, beztroskie i takie ciepłe, mimo, że wychowywałem się w jednej z najgorszych dzielnic miasta, było pięknie! Czasami powtarzam sobie, że kocham to życie pomimo tego zła i tego smutku, ale sa momenty kiedy, to nic nie pomaga, bo mam ochote zamknąć oczy - ale wy wiecie o co chodzi ;) Pozdrowienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

arturk, a ty zażywasz jakieś leki?? ja też mam coraz więcej lęków, kościół autobus, to było na początku, teraz kolejki w sklepach, dłuższe podróże... nie zapomne jak wracałąm z wyjazdu 6 godzin, przez 6 godzin miałam wrażenie że sie udusze, totalny koszmar... od tej pory nie wyobrazam sobie gdzieś jechać :( ale i tak najgorsze w tym wszystkim jest to że każdy człowiek ma obowiązki od których nie ucieknie... jak tylko o tym pomyśle od razu mi sie słabo robi ... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja np do Kościółka zawsze miałem problem chodzić, dostawałem właśnie tam duszności a szczególnie jak było sporo ludzi, i tak samo w hipermarketach, a nawet na poczcie Z podróżami teraz mi się tak porobiło, jak np. jadę z kimś samochodem to od razu panika rośnie maksymalnie, bo niby jak ucieknę, jak to bedzie wyglądało, jak będe umierał to kto mi pomoże itd itd

Że też nie można tego korzenia nerwicy jakoś tak wyrwać po prostu, zniszczyć raz na zawsze żeby nie wracało

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no wlasnie WROBELKU ELEMELKU masz racje ze kazdy ma obowiazki- isc do pracy, rozmawiac z ludzmi, spotkac sie z rodzina swojego chlopaka/ dziewczyny. swiat i tak jest za szybki i nerwowy a co dopiero jak ktos ma nerwice to juz wogole. normalny czlowiek jest zmeczony i nie nadaza nad dzikim pedem za pieniedzmi, praca, nie wiem czym jeszcze, byciem robotem chyba. a co dopiero nerwicowiec... ja sie strasznie boje kompromitcji, bo jak mnie zlapie atak w domu to pochodze w kolko, pooddycham gleboko, pogadam do siebie i mi przejdzie predzej czy pozniej, ale w pracy, przy stole ze znajomymi, rodzina, ilez razy mozna wychodzic do lazienki... ja dzisisaj mialam totalnego dola, juz dawno tak zel sie nie czulam. poryczalam sie, wykrzyczalam wszystkie moje problemy ktore dusze w sobie (a mam ich troche i to takich realnych, niestety powaznych), wybeczalam sie i teraz jakos sie uspokoilam i to bez pomocy alkoholu ktory zazwyczaj mi pomaga zrelaksowac sie. mam nadzieje ze jutro bedzie lepiej. eeehhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh. :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj tak te wychodzenia do łazienki....:) ja czasem jak już nie mogę wysiedzieć bo czuje że zbliża się wybuch to nawet kłamię że ktoś do mnie dzwonił i musze wyjść.... chore że w ogóle się do tego przyznaję :)

Ewa125 będzie lepiej jutro, zobaczysz sama, najgorsze jest to że właśnie w takim życiu ja teraźniejsze weź i się nie stresuj, kiedyś tak doktorek powiedział do mnie i czym pan się teraz denerwuje, przecież za dwa dni już pan nawet nie bedzie pamiętał o co sie pan teraz dołował i wkurzał. Niby to mądre słowa i taka prawda, tyle że z tym jest tak jak z teorią ona sobie a życie sobie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj tak te wychodzenia do łazienki....:) ja czasem jak już nie mogę wysiedzieć bo czuje że zbliża się wybuch to nawet kłamię że ktoś do mnie dzwonił i musze wyjść.... chore że w ogóle się do tego przyznaję :)

ja też tak robie :lol: też mi jest głupio sie przyznać do tego, ale ja jestem niezłą aktorką jeśli o to chodzi... w zasadzie większość moich znajomych nawet by nie przypuszczała że moge mieć takie problemy... dlatego teraz tak mi się ciężko do tego przyznać, nawet przed samym sobą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

motyw z lazienka jest mi bardzo dobrze znany...jak czuje, ze mam skumulowane napiecie czy lek w sobie, musze do lazienki... a jak jestem w centrum handlowym to juz obowiazkowo jak mi np. mysl przyjdzie, ze mam raka to lece do lazienki sie obmacywac. Jak wchodze i sie zamykam to czuje taka ulge....jakby kamien spadl mi z serca... ale tak glupio mi nieraz przed ludzmi, ze ciagle "musze do toalety"...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałem kiedyś parę lat temu, taki okres że zrobił mi się jakiś guzek w okolicy podbrzusza, byłem pewien ze to jakiś rak, męczyło mnie to strasznie, nawet nie mogłem spać, chodziłem smutny ze to koniec itd, i właśnie jak tylko miałem możliwość chodziłem do łazienki co jakiś czas sprawdzać czy to nie rośnie, i po sprawdzeniu odczuwałem ulgę taki dziwny spokój:)

Guzek zniknął oczywiście :) ale byłem wtedy happy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja sie bałam wszystkiego. Dziadek ciągle mi powtarzał, że przez to nabawie sie nerwicy. I stało się.

Najbardziej bałam sie zwierząt, szczególnie psów, kur, kotów. Może to sie wydać śmieszne, bo w sumie takie jest. Nie mam nic do tych zwierząt, mogę je nawet potrzymać na ręce. Ale dostaje szału, gdy coś sie koło mnie kręci.

Raz mi sie zdarzyło, że musiałam iść do ogrodu zbierać jeżyny. Nie mamy kotów, ale od sąsiada przyszedł jeden. Mały, słodki kotek. Miał jedną wade - koło krzaka wypatrzył sobie chyba jakąś myszkę. Leżał spokojnie cały czas, nagle zaczął sie skradać, stał, dziwnie sie patrzył. Już wtedy czułam, że zaraz wyskoczy. I tak sie stało, rzucił sie prosto między moje nogi. Myślałam, że umrę na miejscu. Siostra miała powodu do radości co nie miara, ale to nie było śmieszne. Denerwuje mnie takie zachowanie innych. Nie rozumieją tego co sie dzieje z drugim człowiekiem. Potem powtarza, że boję sie małych słodkich kotków. A ja po prostu mam straszną nerwicę na punkcie nieoczekiwanych wydarzeń.

 

Inna sprawa dotyczyła częstych wyjazdów moich rodziców. Za każdym razem wydawało mi sie, że zginął gdzieś w wypadku, a ja zostanę sama ze swoim rodzeństwem. Miałam przed oczami cały scenariusz - wypadek, pogrzeb, dom dziecka, dalsze życie, wszystko! Później katowałam sie modlitwą. Np. o 2 w nocy wpadałam na genialny pomysł, że jak nie zmówię całego różańca to stanie sie coś strasznego. To było okropne. Jestem wierząca i wiem, że modlitwa dużo daje, ale na pewno nie taka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nienormalna wiem o co chodzi z tymi modlitwami, ja długi czas zanim się porządnie nabawiłem tej całej nerwicy, to tez miałem takie lęki i strachy dotyczących śmierci mamy brata, i miałem już scenariusz w głowie a nawet zastanawiałem się czy będe płakał na ich pogrzebie, chore wiem! ale niestety prawdziwe....

też potrafiłem w środku nocy się modlić bo miałem wrażenie że jak tego nie zrobię to stanie się coś strasznego, takie coś mi pachnie nerwica natręctw, jakoś przeszło po czasie ale długim...

A co do zwierzątek to co prawda nie obawiam się takich akurat rzeczy ale kazdy ma swoją osobowość i swoje odmiany nerwicowe :) ja boję się wielu innych rzeczy od zawsze, od małego już myślącego :) gnojka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×