Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Jeżeli ktoś jest zaburzony i szuka partnera w innym zaburzonym musi być dodatkowo szalony, takie to wyzwanie dla obojga, jednak jakby się udało im to naprawdę szacun.

W moim kręgu są już 2 takie pary i wiedzie im się bardzo dobrze zależy jakiego typu to jest schorzenie bo bywają takie przy ktorych da sie zyc w miare spokojnie a sa i takie gdzie to istne pieklo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Straszne, że bez przyjaciółki nie możesz normalnie kontynuować życia...

 

-- 16 lut 2015, 22:56 --

 

Jeżeli ktoś jest zaburzony i szuka partnera w innym zaburzonym musi być dodatkowo szalony, takie to wyzwanie dla obojga, jednak jakby się udało im to naprawdę szacun.

W moim kręgu są już 2 takie pary i wiedzie im się bardzo dobrze zależy jakiego typu to jest schorzenie bo bywają takie przy ktorych da sie zyc w miare spokojnie a sa i takie gdzie to istne pieklo.

 

jeśli oboje zaburzeni nad sobą pracują to może to się uda..

mi się z zaburzonym nie udało i ciągnie się to za mną jak smród...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ach, bo z jednej strony chciałoby się do ludzi, a z drugiej strony towarzystwo ludzi jest takie męczące. A jak już się chce spędzić z kimś czas, to się okazuje, że ta druga osoba nie chce. :?

Poniekąd bez przyjaciółki kontynuuję życie w miarę normalnie, bo siedzę i się uczę. Ale to jest norma dla mnie, a nie w ogóle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aquila, czy nam się to podoba, czy nie, potrzebujemy towarzystwa innych ludzi. Sęk w tym, żeby znaleźć takie osoby, które są w stanie zrozumieć i zaakceptować naszą potrzebę alienacji. Oczywiście o każdą znajomość trzeba dbać, a to wymaga poświęcenia czasu. Jak nam na kimś zależy to jednak jesteśmy bardziej skłonni do poświęceń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Straszne, że bez przyjaciółki nie możesz normalnie kontynuować życia...

 

-- 16 lut 2015, 22:56 --

 

Jeżeli ktoś jest zaburzony i szuka partnera w innym zaburzonym musi być dodatkowo szalony, takie to wyzwanie dla obojga, jednak jakby się udało im to naprawdę szacun.

W moim kręgu są już 2 takie pary i wiedzie im się bardzo dobrze zależy jakiego typu to jest schorzenie bo bywają takie przy ktorych da sie zyc w miare spokojnie a sa i takie gdzie to istne pieklo.

 

jeśli oboje zaburzeni nad sobą pracują to może to się uda..

mi się z zaburzonym nie udało i ciągnie się to za mną jak smród...

Mi się ani z takimi ani z innymi też nie udaje więc status zdrowotny raczej nie ma dla mnie znaczenia. Głównie to za sprawą tego że unikam zatłoczonych miejsc już mi próbują to wybić z głowy ale jak na razie bezskutecznie. Właściwie tylko laptop,tv i praca:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, właśnie zarejestrowałam się na forum, chciałabym podzielić się moim problemem. Jestem bardzo samotna. Mam 25 lat, niedawno skończyłam studia, których nienawidziłam od samego początku (prawo), jednak nie potrafiłam ich przerwać. Całe życie byłam skupiona na nauce, rodzice (w szczegolności ojciec) potęgowali i wzbudzali we mnie 'ciśnienie' na zdobywanie dobrych ocen itd. Od dziecka miałam problemy na tle kontaktów z innymi dzieciakami, zwykle miałam 1 dość bliską osobę, ale nie radziłam sobie w grupie. Jestem typem introwertyka. Kilka miesięcy temu zaczęłam pracę w kancelarii, gdzie zostałam zwolniona po 2 miesiącach. Nie potrafię odnaleźć się w sytuacjach stresowych. Czuję, że zmarnowałam jakiśtam potencjał na coś, czego tak bardzo żałuję; na coś, w czym nigdy nie poczuję się dobra. Nienawidzę tego uczucia. Nienawidzę swojego wyboru.

Najchętniej wyjechałabym gdzieś bardzo daleko, zostawiłam wszystko i po prostu uciekła.

Na studiach byłam bardzo, bardzo samotna (problemy z niesmiałością, które były mylone z 'zadzieraniem nosa' - wyglądam na osobę pewną siebie i jestem atrakcyjna, co przełożyło się na negatywne uczucia w moim kierunku. Zwyczajnie ludzie mieli mnie za osobę zapatrzoną w siebie, która ma się za kogoś lepszego. Nie potrafiłam tego przełamać, pokazać, że to, że milczę spowodowane jest nieśmiałością, a nie krytyką.) Nie byłam też imprezowa i denerwowała mnie nieszczerość.

Poznałam kilku chłopaków, jeden bardzo mnie skrzywdził bardzo dawno temu(nigdy nie byliśmy nawet razem, stwierdził, że mnie kocha, ale jego znajomi mnie nie lubią więc niestety nie może ze mną, bo co by powiedzieli? Po tym nie mogłam się pozbierać 2 lata). Nigdy jednak nie byłam w prawdziwym związku, gdzie można byłoby wzajemnie się wspierać, nigdy przed nikim się nie otworzyłam, mimo, że próbowałam. Mam w sobie wiele uczuć, które chciałabym przelać na jedną osobę, dbać o nią, po prostu być i dawać komuś szczęście, jednak coś jest nie tak.

Po wydarzeniu z chłopakiem, który mnie skrzywdził utwierdziłam się w przekonaniu o swojej bezwartościowości i beznadziei. Mam wrażenie, że w życiu nie spotka mnie już nic dobrego. Zawsze miałam romantyczną 'duszę', jest mi bardzo ciężko pogodzić się z tym, że jestem samotna i całe życie byłam.

Dnie spędzam przed komputerem lub w łózku spiąc. Nie robię nic wartościowego, bo ciężko mi pozbyć się dołujących myśli. Czasem wyjdę pobiegać, żeby ozbyć się smutnych myśli.

Często mam bóle w klatce piersiowej, utraty oddechu, budzę się w nocy zestresowana, boli mnie odcinek szyjny kręgosłupa, głowa, oczy. Zapominam o jedzeniu. Czasami zapominam, co przed chwilą robiłam. Często łapię się na myślach samobójczych, jednak kocham rodzinę i zawsze to trzymało mnie z daleka od wprowadzenia w życie jakichkolwiek 'planów', jednak ostatnio jest z tym coraz gorzej. Jestem dość obojętna i czasami boję się samej siebie, nie jestem pewna, czy jakieś małe wydarzenie nie popchnie mnie do zrobienia sobie krzywdy. Te myśli niestety nasiliły się po ukończeniu studiów. Nie radzę sobie już.

Od 8 miesięcy pisałam z chłopakiem z innego kraju, poznanym przypadkiem na portalu językowym. Może to zabaene, ale udało mi się przed nim otworzyć (magia internetu, szybkie pocuzcie intymności i więzi, której nigdy nie poznałam z nikim, w szczególności z chłopakiem). Wczoraj po małej, pierwszej sprzeczce postanowił, że powinniśmy od siebie odpocząć.

Czuję, że zzawaliłam swoje życie na każdym polu. Są rzeczy, których już nigdy nie doświadczę, bo jest za późno. Nie chce mi się żyć, jestem przepełniona lękami, samotna i nieszzcęśliwa. Nie potrafię sobie znależć miejsca w życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bebela, wiele z rzeczy, które opisujesz bardzo mi przypomina to, czego ja doświadczam. Też poszłam na "ambitne" studia (medycyna, obecnie 5 rok), które mi się nie podobały i właściwie od początku zastanawiałam się co ja tam robię. Były pojedyncze przedmioty, które mi się podobały. Potem postanowiłam zaryzykować i po 1 roku wzięłam 2 kierunek (biologia) i mimo, że jest ciężko, to okazał się dobrym wyborem. Jeśli chodzi o związki..cóż, nigdy w związku nie byłam. Ani poważnym, ani mniej poważnym. Przyjaciół też mam pojedynczych. Mam wrażenie, że jestem czasem zbyt bezkompromisowa i ciężko mi zaakceptować niektórych ludzi, bo nie są tacy, jakimi bym ich chciała. No i oni widać nie akceptują też mnie. Albo nie uważają za odpowiednie towarzystwo. Za to lubię wieczorami włączyć muzykę i marzyć, zatapiać się w myślach.

Zauważyłam też, że przed zupełnie nieznanymi osobami czasem jakoś łatwiej się otworzyć. Nic o człowieku nie wiedzą, można zerwać z nimi kontakt kiedy się chce, spalić za sobą mosty, jeśli tylko coś będzie nie tak, więc takie otworzenie się nie ma właściwie wpływu na inne aspekty naszego życia.

Czy jesteś pod opieką psychiatry lub psychologa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

''Mam wrażenie, że jestem czasem zbyt bezkompromisowa i ciężko mi zaakceptować niektórych ludzi, bo nie są tacy, jakimi bym ich chciała. No i oni widać nie akceptują też mnie. Albo nie uważają za odpowiednie towarzystwo.''

 

U mnie jest z tym podobnie.

Mam pojedynczych znajomych i jedną bliską koleżankę, współlokatorkę, z którą mieszkam kilka lat.

Jednak w momentach, kiedy ona wyjeżdża,a ja zostaję sama w mieszkaniu na kilka tygodni, jest mi bardzo ciężko.

 

Nie, nie byłam nigdy u psychologa ani u psychiatry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję, że zzawaliłam swoje życie na każdym polu. Są rzeczy, których już nigdy nie doświadczę, bo jest za późno. Nie chce mi się żyć, jestem przepełniona lękami, samotna i nieszzcęśliwa. Nie potrafię sobie znależć miejsca w życiu.

Nie ma czegoś takiego jak za późno. Każdy w swoim czasie dochodzi do pewnych spraw. Nie można się porównywać.

 

Doradzę Ci ze swojego podwórka, jak ja sobie poradziłam. Może Cię to zainspiruje.

Myślę, że może zmiana "zainteresowań zawodowych" mogłaby wywołać w Tobie pewną pozytywną zmianę nastawienia. Otwieranie się na innych, bo to jest Twoim wiodącym problemem, to długofalowy proces, który zależy od innych aspektów życia. Wymaga on przede wszystkim wzmocnienia poczucia pewności siebie - a będzie to trudne, jeśli w pracy, w której spędzamy jednak większość dnia, będziesz czuła się niedoceniona a wręcz "najgorsza". Może warto obniżyć trochę poprzeczkę. Kompletnie nie znam się na prawie i nie wiem, co można po nim robić, ale z pewnością są jakieś zajęcia, gdzie znajomość prawa pomaga. Skoro nie pracujesz, to może jakieś wolontariaty na początek? Np. na jakieś pół roku? Czasem szukają kogoś ze znajomością prawa, bo muszą się z nim intensywnie stykać. Mnie wolontariat trochę wyciągnął z dołka- poczułam się mocarna;) Poczułam, że jednak coś potrafię robić i że kogoś cieszy, że mu coś prostego pomogę. Wiesz, styczność z nowymi czynnikami pobudzi Cię do myślenia, co chcesz robić. A (mimo wszystko) cenieni są ludzie o interdyscyplinarnych umiejętnościach (w ten sposób szuka się swojej niszy - łączenie paru aspektów; "czysta" branża jest przeważnie już zajęta przez różnych mądrali).

Ogólnie, jeśli wpadamy w taki stan, że "wszystko jest źle", to po prostu - trzeba zmienić cokolwiek. Skoro jest tak "bardzo źle", to... gorzej już nie będzie. Nic nie ryzykujesz, możesz iść na całość, w dowolnym kierunku. Taka myśl jest bardzo silna. Bardzo motywująca. Lecz musi w nas dojrzeć.

Nie przejmuj się introwertyzmem. Da się z tym szczęśliwie żyć;) Introwertycy (nawet zamknięci w sobie) wbrew temu co im się wydaje, są lubiani, szanowani, czasem mogą być postrzegane jako mądre osoby, z którymi "nie wypada gadać o głupotach" (nie jest to specjalnie fajne, ale cóż. Po prostu szukajmy "swoich" ludzi, a na resztę nie patrzmy). Zresztą jako prawnik nie musisz być gwiazdą tefałenu;) Introwertyzm pomaga Ci w twym zawodzie. Jako ekstrawertyk męczyłabyś się, nie potrafiła skupić, nudziła, szukała kontaktu z innymi, zamiast zająć się pracą. Dlatego myślę, że dla introwertyka praca lub pasja - ogólnie jakieś zajęcie, któremu może się oddać, są dość ważnym aspektem życia.

Warto zrobić sobie swoisty "rachunek sumienia" - zastanowić nad swoimi priorytetami. Da to pewną wskazówkę, na czym możemy się skupić w pierwszej kolejności? Podałam przykład pracy, bo u mnie ona jest aktualnie na pierwszym miejscu (oczywiście lista ta zmienia się w trakcie życia).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z góry przepraszam że nie będę ciągnął tematu waszych wypowiedzi, czytam te forum cały tydzień, żmudnie mi to idzie ale jestem już na 85 stronie, strasznie mnie wciągnął bo dotyczy to mnie osobiście i niestety cieszę się że są ludzie z podobnymi problemami co ja. Nie chce mi się i szkoda chyba na to czasu żeby opowiadać całą moją historie, powiem tylko że rok temu przeszedłem szeroko pojęte załamanie nerwowe, wydawało mi się że to już koniec ze mną ale po leczeniu farmakologicznym i psychoterapii(które cały czas trwają) stałem się strasznie otwartym i popularnym człowiekiem, samotność mnie nie dotyczyła. No i stało się coś czego nie chciałem, zadurzyłem się w pewnej dziewczynie, spędzaliśmy mase czasu, pisaliśmy ze sobą, co było dla mnie czymś nowym, mimo tego że mam już 22 lata. Męczyłem się strasznie, miotałem się czy jej powiedzieć czy nie, no i się przełamałem zmotywowany tym co mówiła mi psychoterapeutka. No i stało się to czego się bałem, stwierdziła że ona tak tego nie widzi i że przyjaźń i ogólnie sraty, taty.... wiecie o co chodzi. I od tego czasu nie mogę się podnieść, nie widziałem się z nią i nie pisałem już miesiąc. Strasznie mi jej brakuje ale do rzeczy. Najbardziej przeraża mnie to co chodzi mi po głowie. Budzę się rano z ogromnym ciężarem w piersi, potem gdy idę na uczelnie jest ok, zapominam o wszytskim ale tylko gdy jest wieczór to zwijam się w kłębek, puszczam smętne filmy lub muzykę i nie mogę przstać myśleć w kategoriach: "nikt mnie nie kocha", " nie jestem ważny dla nikogo", no i sakramentalne "nikt za mna nie tęskni" co sprowadza się do czegoś co mnie przeraża czyli myśleniu o śmierci, nie w kategoriach samobójstwa, tylko chciałbym, czasami wręcz pragnę raka albo innej śmiertelnej choroby(obecnie wszystko co zbudowałem poprzez psychoterapie się rozpadło, tyle walczyłem o chociaż szczątkowe poczucie własnej wartości, żeby wam przybliżyć, czuję się teraz jak śmieć, nikomu nie potrzebny, przerzucany z kąta w kąt, nie atrakcyjny dla nikogo) . Szczerze siebie za to nienawidzę, jeżeli by szło oddałbym swoje ciało komuś naprawdę choremu, który pragnie żyć. Co z tego że jestem lubiany, przynajmniej tak myślę, wśród kolegów, że dostaje propozycje wyjścia na piwo czy inne rozrywki, że organizuje domówki i sam jestem na nie zapraszany, jak w ich otoczeniu, chociaż bardzo ich lubie, nie czuję się w cale lepiej, chciałbym żeby ona była ze mną, jestem żałosny, pewnie ma mnie gdzieś, a ja wciąż sprawdzam czy ma jakiegoś chłopaka, co robiła wtedy i wtedy. Jeżeli chociaż jedna osoba to przeczyta, a jeszcze lepiej, odpowie mi na ten post będę super mega wdzięczny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bebela, Ja ukończyłem mechanikę samochodową ale teraz nie mogę wykonywać tego zawodu i wylądowałem na jakimś zadupiu. Moim jedynym przyjacielem jest na chwilę obecną laptop. No i nie miałem właściwie żadnego powodzenia w kręgach towarzyskich nawet w necie robię się nieśmiały wygląd adekwatny do powodzenia no i mam wredną pracę(nie znoszę natłoku ludzi a pracuję w najbardziej zatłoczonym centrum handlowym w Łodzi). Staram się cokolwiek zmienić w życiu ale jak na razie wszystko na nic mimo to dalej próbuję:). I Ty się nie poddawaj prędzej czy później doczekasz się zmiany:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Całkowicie zgadzam się z Cognac, jeśli chodzi o wolontariat. bebela, nie wiem na ile realne jest to w Twoim wypadku, ale czy myślałaś o założeniu własnej działalności, firmy, czegoś, co od początku i od podstaw byłoby Twoje? Poza tym stwierdzam, że siedzenie i marzenie ma czasem swoje plusy. Bo czasem przyjdzie jakiś dobry pomysł do głowy. Ale warto czasem o jakiś nowy bodziec, żeby nie kręcić się w kółko. Poza tym polecam kontakt z psychiatrą lub psychologiem. Mi osobiście bardzo pomogli.

heisenberg45, wiem jak potrafią boleć sprawy sercowe. Dla mnie ucieczką była nauka. Ale staram się wyznawać zasadę "bierz co dają". Spróbuj cieszyć się tą przyjaźnią. To również nie jest byle co. Czasem, gdy do głowy przychodzą mi myśli w stylu "nikt mnie nie kocha", zaczynam powtarzać sobie, że jestem wartościową osobą, że mam swoje plusy, że jestem jeszcze młoda i że jeszcze przyjdzie dla mnie dobry czas. A jeśli nie przyjdzie w sensownym czasie, to wtedy będę się martwić. Odraczam sobie załamanie się samotnością. Ludzie mimo wszystko nie zmieniają się od razu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja po prostu staram się myśleć pozytywnie i racjonalnie podchodzić do relacji damsko-męskich. Udało mi się wybić z głowy myślenie, że powinienem mieć osobę która mnie kocha, chce ze mną być itd... Bardziej chcę przyjaźni niż związku, zajebistych relacji nie opartych tylko na pustych hasłach itp. Obserwuję relacje między moimi znajomymi, koleżankami i staram się nie wpierdalać w niby hura super miłości od pierwszego wejrzenia...

Spokój a emocje na bok...

Czasami czuję się samotnie ale tylko sporadycznie. Już mnie to aż tak nie wku.. jedynie bardziej niepokoi z powodu pewnych schematów życia tj. powinno się być z kimś... :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tam się muszę trochę pogodzić z byciem samotnikiem i outsiderem, nie mam ciśnienia aktualnie na poznawanie

masy nowych ludzi, utrzymuję głównie wirtualny kontakt ze starymi znajomymi, rzadko się spotykam, ehh,

a powinienem, mam nadzieję, że niebawem się zmuszę, bo im dłużej się nie spotykam tym większy lęk.

Ale jest w tym tesz perseweracja, czyli jak mam się spotkać dziś, to sobie mówię, a po co dziś, bez sensu,

może jutro albo pojutrze jak będę się czuć lepiej, a nigdy nie jest lepiej i tak bez sensu odwlekam.

A przecież każde takie spotkanie to przecież częściowo terapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność przy kimś, kto ma Ciebie "w dupie".

Tak bywa,więc fajnie jest czuć się samemu ze sobą na tyle dobrze aby pomimo wszystko nie odczywać samotności tak bardzo.Świat jest pełen fajnych ludzi ;) nie bazujmy na jednym człowieku .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rebelia, lepiej powiedzieć komuś, co się czuje do tej osoby, bo bojąc się konsekwencji utrwalamy jedynie owe uczucia w sobie i żyjemy jakąś nadzieją czy wyobrażeniami. A czas leci, nie zauważamy wówczas ludzi, którzy są obok nas itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×