Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kumulacja


sol_morska

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć wszystkim :)

Głupio mi prosić o poradę w tak błahej sprawie... ale opiszę może moją historię, może akurat jakaś dobra dusza znajdzie chwilę na przeczytanie.

Zawsze miałam zmienne nastroje, dużo myślę, analizuję, często łapię popularne "doły". Nauczyłam sobie z tym jakoś radzić, ale ostatnimi czasy sytuacja mnie już przerasta.

Zacznę od tego, że studiuję wymarzony kierunek, ale niestety wieczorowo (na dzienne było cholernie trudno się dostać, niestety mi się nie udało). Jest opcja, by przenieść się na dzienne, wystarczy mieć wysoką średnią. Pochodzę z mojego miasta studenckiego, więc póki co mieszkam z rodzicami; jednak staram się ich jak najmniej obciążać finansowo. Za studia płacę sobie sama (6 tys. za rok), wszystko czego potrzebuję (jedzenie, leki, ubrania) też staram się fundować sobie sama. Wiem, że rodzice, mimo że niezbyt zamożni, to zawsze służą mi pomocą, ale głupio mi od nich brać jakiekolwiek pieniądze. Pracuję i usiłuję być w miarę najmniejszym obciążeniem dla nich. Pracuję na zmiany poranne, zajęcia mam popołudniami (generalnie wymiar godzin na studiach wieczorowych jest taki, jak na dziennych- tyle, że zajęcia od 15), więc często wychodzę z domu o 7, wracam po 20, i kolejny dzień od nowa. Przez I rok studiów ogarniałam, chociaż było ciężko; teraz jestem na II roku i czuję się po prostu zmęczona. Ja wiem, że pewnie przesadzam, bo większość ludzi pracuje więcej, ale jak wrócę do domu po całym dniu to jedyne o czym marzę, to odpoczynek... nie mam siły się uczyć. Przyszła sesja, niby mój ukochany kierunek, nauka powinna być dla mnie przyjemnością... ale nie jest. Nie mogłam się totalnie zebrać do książek. Walczyłam z sobą nieustannie... siadałam do nauki i po godzinie zasypiałam. Ciągle jestem senna; mam problemy ze snem w nocy, ale nawet jak wyjątkowo zdarzy mi się wyspać- to i tak w ciągu dnia znów jestem śpiąca. Nie mam siły na nic, wszystko wiecznie przekładam... moi przyjaciele również mają egzaminy, więc cieżko nam sie spotkać, ale ja i tak nie mam nawet motywacji, by się do nich odezwać, czy odpisać im na wiadomości. Jak już się zbiorę- potem nie chce mi się odpisywać, rozmawiać. Najchętniej położyłabym się do łóżka, zwinęła w kłębek i spała. Nic mnie nie cieszy, nie mam żadnych perspektyw. Pozdawałam egzaminy na czwórki, czwórki z plusem, nawet piątka się trafiła, ale przyszedł najcięższy egzamin i... uwaliłam go. To moja pierwsza poprawka od początku studiów... czuję się głupia, beznadziejna. Myślę, czy by tego nie rzucić w cholerę, studiow i pracy, żebym mogła tylko spać i spać...

Mam chłopaka, jest wspaniały, ale ciągle zamęczam go podejrzeniami. Wkręcam sobie, że nudzi się ze mną, że mnie zdradza i okłamuje za plecami. Gdy siedzę z nim i jego znajomymi- ciągle mam wrażenie, że oni wszyscy wiedzą, że on coś przede mną ukrywa- a ja jestem głupia i daję się oszukiwać. Nie robię scen, raczej duszę to w sobie, ewentualnie zaczynam rozmowę z chłopakiem. Ale potem leżę w łóżku, zaczynam analizować każde słowo, każdą sytuację, wkręcam coś sobie i wpadam w panikę. Później płaczę w poduszkę i wymyślam sobie od histeryczek. (Chłopak nie dał mi dotąd powodu do zazdrości, jesteśmy razem od roku, znamy się od ponad dwóch lat, i zawsze był wobec mnie równie czuły i opiekuńczy. Natomiast ja jeszcze w liceum byłam w toksycznym związku, facet łgał mi w żywe oczy, szantażował samobójstwem i poniżał mnie; później okazało się, że mnie zdradzał. To przeżycie mocno na mnie wpłynęło i myślę, że przenoszę tamte doświadczenia na obecny związek).

Dotąd byłam spokojną osobą, mało co było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi- a teraz denerwuję się o byle głupotę. Nie krzyczę i nie robię awantur, bo to nie w moim stylu, ale gotuję się w głębi ducha. Z durnych powodów- ktoś w tramwaju mnie popchnął, ktoś rzucił kąśliwym żartem (wszystko biorę bardzo serio i bardzo do siebie), ciasto mi nie wyszło, dostałam nietrafiony prezent.

Kiedyś popalałam sporadycznie, ale teraz to już jak lokomotywa. Wypalam, na chwilę jest lepiej, ale potem znów czuję się źle.

Poszłam do psychologa, niestety źle trafiłam (byłam na NFZ, niestety nie stać mnie prywatnie) i usłyszałam właściwie niewiele; że przemęczenie, że zimowe przesilenie. Ale sama już nie wiem, czuję się tragicznie. Nie mam apetytu- a jak już poczuję głód, to i tak jedzenie mnie obrzydza, nic mi nie smakuje. Zresztą, nawet nie chciałoby mi się pójść zrobić sobie głupiej kanapki.

Dzisiaj mam egzamin, i co robię zamiast się uczyć? Nic. Jestem wściekła na siebie, że nie mogę się zebrać. Próbowałam poczytać, ale momentalnie zasypiałam (a spałam dziś 8 godzin, obudziłam się o 10). Boję się, że znowu uwalę egzamin... wstydzę się, że nie zdałam tamtego przedmiotu. Teraz mam wrażenie, że jestem głupia i na pewno niczego już nie zaliczę.

Moja mama twierdzi, że nie uda mi się przenieść na studia dzienne (potrzebuję średniej 4,5, póki co mam 4,3). Jestem zła, że we mnie nie wierzy, ale jednocześnie czuję, że ma rację.

Oparcie mam teraz głównie w chłopaku, jest mi najbliższą osobą ale i tak się na nim wyżywam... głupio mi.

 

Dziękuję za przeczytanie, właściwie dobrze że się wygadałam, jeśli ktoś będzie chciał coś mi napisac, to bedzie mi bardzo miło :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

doskonale rozumiem jak się czujesz. Przeżywałam podobne stany od ponad pół roku ( od zakończenia terapii), ale ostatni epizod, w którym teraz jestem, jest najgorszy ze wszystkich. Dosłownie opadłam z sił, każda najmniejsza czynność urasta do rangi niemal nierozwiązywalnego problemu. Wściekam się o byle co i płaczę z bezsilności. Wróciłam na terapię, terapeutka stwierdziła klasyczny stan depresyjny, jestem teraz trochę spokojniejsza, bo wiem co mi jest i dostałam wsparcie. Dlatego myślę, że nie powinnaś bagatelizować problemu, poszukaj pomocy u kogoś innego, kto podejdzie do sprawy poważnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sol_morska, witaj :P

Przeczytałam uważnie Twoją opowieść i myślę, że wiele osób, które ją przeczyta, będzie miało podobne odczucia. Moim zdaniem jesteś wypalona nauką, pracą, życiem, zadręczaniem się, czy Twój chłopak jest wobec Ciebie uczciwy, dodatkowo presją zaliczenia wszystkiego jak najlepiej, żeby móc się przenieść na studia dzienne. Trochę dużo

jak na raz i na jedną osobę. Nie masz czasu dla siebie, na prawdziwy wypoczynek. Zdaję sobie sprawę, że w takiej sytuacji trudno o takie luksusy. Ale będziesz musiała w końcu pomyśleć o sobie, bo sama widzisz, że jest coraz gorzej :? Objawy, które opisujesz sugerują coś więcej niż tylko zimowe przesilenie, ale właściwą diagnozę postawi Ci dopiero lekarz. Świadomość powagi sytuacji już masz, o czym świadczy tytuł posta ;)

 

Naprawdę jedynym sensownym rozwiązaniem wydaje się wizyta u psychiatry, który dobierze Ci indywidualnie leki, na których pomału staniesz na nogi. Mieszkasz w mieście akademickim, więc na pewno możliwości pod tym względem ( także na NFZ ) masz spore. Musisz tylko zrobić rozeznanie i zapisać się na wizytę. Jeżeli lekarz, na którego trafisz nie wzbudzi Twojego zaufania albo z jakichś innych powodów wyda Ci się mało kompetentny, zawsze możesz go zmienić i spróbować u kogoś innego. Piszę Ci to tylko dlatego, że chcę Cię przestrzec, żebyś zbyt szybko nie rezygnowała, jeżeli na początku dostrzeżesz jakieś przeszkody. Tak samo jest z samymi lekami, nie zawsze pierwszy okazuje się trafiony, ale to nie znaczy, że nic Ci nie pomoże :!: Jeżeli dotychczas nie leczyłaś się psychiatrycznie, to są duże szanse, że leki powinny Cię w miarę szybko postawić na nogi, ale oczywiście zwł. na początku leczenia cierpliwość to podstawa :!: Psychoterapia też by Ci się przydała ( chociażby uporać z niefajnymi doświadczeniami z poprzedniego związku, które nadal w Tobie gdzieś siedzą ), ale domyślam się, że niełatwo będzie Ci wykroić czas w dziennym, wypełnionym po brzegu zajęciami grafiku ... poza tym na NFZ-wską zazwyczaj "trochę" się czeka. Tym bardziej warto byłoby się chociaż zapisać w kolejce oczekujących ... nic nie tracisz, a może się okazać, że terapia spadnie Ci "z nieba" w najbardziej właściwym momencie. Życzę Ci trafnych decyzji, zadbania o siebie i jak najszybszego poradzenia sobie z obecnym stanem. Serdecznie pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi :)

Dolores_Haze, bardzo współczuję... ale dobrze, że znalazłaś wsparcie, oby to była dobra droga do poprawy :)

Arasho, dziękuję za mądry i merytoryczny post. Myślę, że z pewnością wybiorę się ponownie do psychologa, popytam o opinie i może tym razem uda mi się trafić na kogoś, z kim złapię nić porozumienia. Piszesz o psychiatrze, o lekach... ale ja się panicznie boję leków. Chciałabym, o ile to możliwe, uniknąć farmakoterapii. Ale jeśli o to chodzi, to już pewnie specjalista do którego trafię, pomoże mi podjąć decyzję. Wolałabym "wyjść" z tego bez leków...

Zobaczymy, jak będzie. Pozdrawiam i Wam również życzę wszystkiego dobrego ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sol_morska, widzisz, tak się składa, że ja z lekami mam ten sam problem. Po prostu boję się ich brać ... u mnie to jest podyktowane fobią i lękiem przed skutkami ubocznymi, które mogą pojawić się na początku leczenia :zonk: ( ale nawet ja znalazłam dla siebie leki, których się nie boję i dobrze toleruję, a brać muszę choćby ze względu na problemy ze snem :bezradny: ). Nie wiem, jaki powód jest u Ciebie. Czy jest to obawa przed uzależnieniem się od substancji czynnych, czy po prostu jesteś osobą, która woli mieć sama nad wszystkim kontrolę :bezradny: A może masz jakieś nieciekawe doświadczenia z przeszłości z innymi lekami ? Ty to sama wiesz najlepiej. Mimo wszystko warto byłoby się udać na wizytę do psychiatry, nie musisz przecież brać leków, które Ci zapisze, a zorientujesz się, jak widzi Twoją sytuację. Może być też tak, że u Ciebie wystarczyłyby niewielkie dawki, żeby wyciągnąć Cię z obecnego stanu :? Tak sobie myślę, że jeżeli miałabyś się decydować na leczenie psychiatryczne, to chyba teraz nie jest najgorszy moment, jak będziesz miała sesję za sobą i tym samym trochę więcej oddechu ;) Zobaczysz, co Ci lekarz zaproponuje, a tu na forum będziesz się mogła poradzić osób, które już to biorą ( mamy działy tematyczne po kilkaset stron o każdym leku ).

 

Na razie, dopóki się nie zdecydujesz na leczenie chemią, spróbuj może doraźnie jakieś preparaty z żeń-szeniem lub z różeńcem górskim ( Rhodiola ), ułatwiają koncentrację, pomagają w lepszej adaptacji do zmieniających się warunków, a na wieczór coś uspokajającego ( jeżeli czujesz się podenerwowana i masz kłopoty z zaśnięciem ). Nie gwarantuję, że Ci to pomoże, bo nie mam pojęcia, na ile poważny jest Twój obecny stan, ale raczej nie powinny zaszkodzić, bo to preparaty całkowicie naturalne.

 

Bardzo Cię proszę, nie znikaj z forum :nono: Daj znać, co postanowisz i jak Ci egzamin pójdzie. Będę czekać niecierpliwie i dopingować do działania :great:

 

-- 11 lut 2015, 16:31 --

 

Dolores_Haze, oczywiście Ciebie również serdecznie witam na forum :papa: ( bo widzę, że też nowa duszyczka ).

W ogóle ostatnio mamy bardzo dużo nowych osób ... coś nam aura nie sprzyja :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×