Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Natręctw - Moja historia, objawy, co zrobić...


madeline20

Rekomendowane odpowiedzi

Przechodzi nie przechodzi. Ja jestem zdania że jeśli przejść nie będzie chciało potrzebna będzie pomoc psychologa. Na psychiatre narazie moim zdaniem to by bylo za wcześnie. Jak możecie pisać że to przejdzie samo, jeśli to np chłopaka męczy i on nie może sobie dać z tym rady ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie masz schizofrenii, masz najwyżej nerwicę natręctw, chociaż w twoim wieku to jeszcze przechodzi samo.

w jego wieku to objawy przechodza same... nie nerwica

 

 

Messi36 idz do psychologa klinicznego on zdiagnozuje chorobe... do psychiatry to nie wiem czy bylby dobry pomysl z tego wzgledu, ze idiotyzmem jest dawac komus leki w tym wieku, lepiej poddac kogos terapii takie jest moje zdanie. Chyba ze do psychiatry tez tylko na zdiagnozowanie choroby a on juz pokieruje do odpowiedniego terapeuty... bo w sumie pojscie do psychiatry nie zawsze rowna sie dostawanie leków... wiem po sobie ;)

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w jego wieku to objawy przechodza same... nie nerwica

To nie jest tak, że bez objawów nie ma nerwicy natręctw?

 

Jako dzieciak miałem podobne objawy - każde wypowiedziane zdanie musiało mieć parzystą liczbę sylab, inne natręctwa też. Ale przeszło z wiekiem (jestem tu z powodu nerwicy lękowej - nie mam natręctw). Wiem że dużo osób w dzieciństwie miewa natręctwa, po których potem śladu nie ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w jego wieku to objawy przechodza same... nie nerwica

To nie jest tak, że bez objawów nie ma nerwicy natręctw?

 

No właśnie też tak kiedyś myślałem ale okazuję się, że nie ;) Można mieć nerwice bez objawów i to wiele lat..... badz tez objawy moga znikac a nerwica dalej jest.... naprawde brak objawow nie wyklucza braku choroby, dlatego na terapii nawet jak pacjent nie ma objawow to i tak powinien ja kontynuowac bo to nie oznacza wcale ze dalej nie choruje na nerwice

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niczym... ale na ogół kiedyś wyjdzie... np. jak objawy znikna w wieku 20 lat to moga wrocic w wieku 30 albo i pozniej... chociaz prawda jest ze nerwice czesto tez same mijaja i rozroznic te ukryte nerwice od tych co same minely... to juz specjalista jest od tego bo to zalezy chyba od tego o jakim podlozu jest choroba

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć. Jestem nowy na forum, dzisiaj się zarejestrowałem, bo poczułem, że muszę tu coś napisać. Od dłuższego czasu czytam posty, które tu zamieszczacie i stwierdzam... że chyba jednak nie jest tak ze mną źle i chyba mam NN. Od jakiegoś czasu mam natręctwa, wręcz nieustanne fantazje o popełnieniu jakiegoś morderstwa; w owych "fantazjach" występuje zazwyczaj poderżnięcie komuś gardła, tudzież zwyczajne dźganie nożem :cry: ... bez przerwy czuje w sobie jakieś napięcie, ciągle o tym myślę, chociaż nie chce, a kiedy już sobie tłumacze, że to bez sensu i to złe to pojawia mi się w główce paranoja, że i tak coś komuś zrobię i nad sobą nie zapanuję.

 

Wmawiam sobie również że jestem opętany przez szatana, że jestem chory psychicznie i będę seryjnym mordercą oraz, że jestem z góry skazany na piekło. Jestem wierzący, mam 18 lat, maturę na karku rzecz jasna a wciąż myślę o takich... sam już nie wiem kim jestem, czuje się jakbym był z innej planety. Bez przerwy mam poczucie, że kłamie i oszukuje wszystkich bez wyjątków... wiem że to bez sensu bo chce być dobrym człowiekiem. Na tym forum wyczytałem, że te myśli to tylko myśli i że tak naprawdę przysłaniają one jakieś wewnętrzne konflikty; dodatkowo powiem, że na jutro umówiony jestem z psychologiem, kocham muzykę, gram na gitarze od dziecka dziewczyny też kocham, i chciałbym się zakochać. :smile::D a myśli wciąż mnie dręczą... pomóżcie, bo wiem że moje wymysły są bez sensu. Bartek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

Ja tez cierpie na NN (natrectwa myslowe). Wszystko trwa juz ponad rok , ale czuje , ze powoli wracam do zdrowia i byc moze znalazlem kilka sposobow na pokonanie tego swinstwa :D

 

Zeby nie rozpisywac sie za duzo, chore mysli pojawily sie u mnie po tkz "bad tripie" marihuanowym. Niestety wszystko udezylo w najwazniejsza dla mnie osobe, czyli moja druga polowke. Zaczelo sie od mysli by zrobic jej krzywde. To spowodowalo paniczny strach , ze juz jej nie kocham co skutkowalo dalej stresem gdy zostawalismy sami.

 

Nie wiedzialem wtedy co mi jest wiec jak kolega wyzej, balem sie ze stane sie morderca i wyladuje w wariatkowie,a jako, ze jestem z natury osoba, ktora dzieli sie problemami odrazu gdy sie pojawiaja uderzylem na biegu do psychologa. Stwierdzil nerwice. Bylem niecierpiliwy i zamiast terapi udalem sie odrazu po leki do psychiatry. To byl niestety ogromny blad. Lek, ktory zostal mi przypisany na wstepie spowodwal okurtne skutki uboczne. W skrocie czulem sie jak wazywko :D i do mysli o robieniu krzywdy dolaczyla najbardziej absuradalna i chora mysl - Moja dziewczyna, nie istnieje :)

 

Takiego przypadku jeszcze nie bylo co ? :D Mysl ta niestety stala sie glownym aktorem calego cryku w ktorym sie znalazlem, a moje zycie przez ostatnie 8 miesiecy sprowadzalo sie do rytualnego udowadniania sobie , ze moja dziewczyna rzeczywisice istnieje. Meczarnia potworna. Analiza zdjec , patrzenie jak ludzie reaguja na jej slowa , dyskretne prowokowanie by np powiedziala mi co w tej chwili leci w tv zebym wlaczyl i przekonal sie , ze rzeczywiscie ma racje itd itp Najgorsze, ze mimo iz mialem milard dowodow na to , ze istnieje, moj umysl niestety nie akceptowal tego i kazal mi dalej szukac ukojenia w dalszych dowodach. Ukojenie w koncu nadchodzilo, ale tylko na krotki czas

 

Zapytacie teraz, jak sobie z tym poradzilem.

 

Pomogly mi dwie rzeczy :

1. Optymizm

2. silna wola

 

Zawsze bylem optymista. Nigdy nie mialem depresjii, dołow i w duzym stopniu bardzo mi to pomoglo. Kiedy dowiedzialem sie, ze to choroba zaczalem na spokojnie i bez emocji obserwowac co sie ze mna dzieje. Doszedlem do kilku wnioskow:

- Mysli natretne pojawialy sie wtedy gdy nie bylo zadnego problemu z zewnatrz. Czyli np kiedy klocilem sie z dziewczyna mysl o tym , ze nie istnieje wogle nie przychodzila mi do glowy. Kiedy wszystko wracalo do normy, nagle pojawialo sie natrectwo. Myslalem, ze moj umysl nie pozwala mi na radosc i na sile stwarza mi mysli natretne bym mial sie czym zajmowac. Sporo czasu jednak zajelo mi rozkminienie tego, ze to nie moj umysl mi na to nie pozwala tylko ja sam siebie blokuje.

 

Zaczalem wiec, jak na optymiste przystalo, wesolo patrzec na problem.

 

Nauczylem sie doslowanie SMIAC sie z tego co mam w glowie. Dla niektorych na poczatku moze byc to bardzo trudne, bo jak tu sie smiac kiedy w glowie mamy mysl , zeby zabic nasza ukochana ?. Ja robie to tak:

 

Kiedy np kroje pieczywo , kolo mnie stoi dziewczyna i nagle pojawia sie mysl "dzgnij ja nozem", kiedys wpadalem w panike i balem sie, ze to zrobie. Teraz ? Smieje sie w duszy i specjalnie kroje dalej , a nawet biore wiekszy noz zeby pokazac swoim natrectwom kto nad nimi panuje.

 

Kiedy przychodzi mysl , ze moja dziewczyna nie istnieje. Specjalnie dzwonie do niej i w doskonalym humorze gadam z nia o pierdolach myslac sobie "widzicie rozmawam z nia , bo nie macie na mnie wplywu i nie spowodujecie zebym matrtwil sie czy istnieje, bo istnieje i chocbyscie atakowaly mnie jeszcze milion razy , zawsze przegracie"

 

Oczywiscie wiadomo, ze kiedy sie przed nimi bronimi to bardziej nas mecza, ale niestety trzeba przetrwac ta "niepewnosc" i caly czas smiac sie z tego pokazujac, ze to my mamy kontrole nad nimi, a nie one nad nami. Nie bede klamal jest to bardzo trudne i pomimo sukcesu ktory w jakims stopniu osiagnalem nadal sa chwile slabosci i momenty kiedy mysli przejmuja kontrole. Na szczescie coraz rzadziej :)

 

Rezultaty ?

 

Kiedy po 8 miesiacach codziennego udowadniania sobie nieprawdziwosci absurdow w mojej glowie, wkoncu sie ogranalem. Mysli zaczely mnie dreczyc coraz rzadziej. Po paru tygodniach praktyk doszedlem do etapu - 2 tygodnie normalnego zycia 2 dni nawrotu, a teraz jestem na eatpie miesiac luzu , pare dni nawrotu. Mysle, ze bedzie jeszcze lepiej, bo naprawde na kazda mysl reaguje smiechem i slowami "oho znowu mysli .. trudno jeszcze raz pokaze im kto tu rzadzi i ze nie maja do mojego zycia wstepu"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! mam 28 lat i od ponad 10 lat borykam się z chorobą jaką jest nerwica natręctw. Odkąd pamiętam od zawsze miałam problemy ze zdrowiem: anoreksja, wrzodziejące zapalenie jelita grubego co skończyło się wyłonieniem ileostomii, depresja i nerwica, która zmieniła się w nerwicę natręctw. Dwa miesiące temu odawżyłam się dopiero powiedziec o tym lekarzowi bo myślałam ze jestem osobą opętaną albo chorą psychicznie. Zastanawiłam się już nad egzorcystą. Ale po wizycie u psychiatry dowiedziłam się że cierpię na nerwicę natręctw i depresji. Uspokoiłam się a jednocześnie przestraszyłam bo dowiedziałam się że potrzeba kilka miesięcy a nawet lat żeby dojśc do siebie. Moje natręctwa są przerażające bo są zupełnie niezgodne z moją osobowością. :cry: jestem wrażliwą i dobrą dziewczyną, mamą i zoną. W mojej głowie pojawiają się obsesje dotyczące moich najbliższych, osób które kocham, obsesje że chce ich skrzywdzic, zabic.Boję się noży i ostrych narzędzi kiedy mam je w ręcę przy wykonywaniu codziennych czynności ogarnia mnie panikę.Myślałam o samobójstwie.Obecnie uczęszczam na psychoterapię i biorę rexetin 2 tabletki, ększą dawkę i mam wrażenie że jest gorzej jestem zmęczona tym wszystkim i proszę o radę i pomoc ludzi którzy cierpią na tego typu okrutne natręctwa. Jak nauczyc sobie z tym radzic bo ja tak naprawdę chcę życ dla męża i synka ale nie wiem jak przebrnąc przez ten bardzo trudny czas kiedy natręctwa się nasilają :( Proszę o pomoc i pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

napisalam to w temacie... "posmiejmy sie z siebie " z racji ze tego duzo wkleje ... to wkleje ;p a nie bede pisac od nowa - jesli cos bedzie nie jasne.. piszcie .. sprobuje.. wytlumaczyc w inny sposob ;) Witam ja tez jak sobie czasem przypominam te rozne "dziwactwa' ktore powtarzalam po parenascie razy sie teraz smieje... smieje bo mi sie udalo :) nie ma juz natrectw w moim zyciu bo jestem zdrowa... i sadze ze kazdemy sie moze to udac, troche wysilku zaparcia wiary ... i jest to do pokonania... ! tak w skrocie poprostu trzeba przerwac bledne kolo natrectw, czyli.. zaprzestac ich robic! np jesli w myslach jest ze 'musze umyc rece " - chociaz dobrze wiadomo ze rece sa czyste bo byly myte 5 min temu bardzo dokladnie - nalezy sobie powiedziec ;NIE! nie ide umyc tych rak ! natrectwa nie beda mna zadzic! to choroba ktora kaze mi wykonywac te wszystkie natrectwa a ja moge ja pokonac tylko w tedy kiedy sie jej sprzeciwie i nie bede wykonywac po 50 tysiecy razy tych samych bezsensownych czynnosci... ! na poczatku jest ciezko.. bo jesli sie uda nie pojsc umyc np rak to zaraz pojawiaja sie obawy: a moze ja zle zrobilam ze nie poszlam umyc rak..? jejku .. i panika a w tedy nalezy sobie powiedziec; WLASNIE ZE DOBRZE ROBIE! TE OBAWY TO TAKZE MYSLI WYNIKAJACE Z NATRECTW! i sie nie przejmowac tymi obawami... tak jak pisalam .. na poczatku jest ciezko i trzeba miec zaparcie.. ale jesli bedziecie sie sprzeciwiac w koncu uda wam sie nie wykonac natrectwa ! pozniej tak z kazdym .. i juz z gorki ! ja tak wlasnie robilam, wiem ze inne osoby tez tak wlasnie robily i sa zdrowe.. sprobujcie, jesli nie chcecie miec natrectw w swoim zyciu... moim zdaniem warto... warto wlozyc troche wysilku w walke ( bo nie bede pisac na poczatku jest ciezko- ale tak jak napisalam jak sie uda pare razy coraz latwiej .. ) i uda sie... ! i brac sie do pracy bo chyba chcecie spedzic te Swieta bez natrectw cieszac sie Swietami... spedzajac ten wspanialy czas w gronie usmiechnietej rodziny a nie zamartwiajacej sie co z wami sie dzieje.. ocb.. wiec wszystkim zycze sily i powodzenia w walce z ignorowaniem natrectw! oraz Wesolych Swiat...

 

---- EDIT ----

 

i krl 22 brawo ;) ignowuj te mysli ;) wlasnie o to chodzi! sam widzisz ze jest lepiej.. odkryles jak z tym walczyc i dokladnie to Ty panujesz nad natrectwami pokazuj im kto nad nimi rzadzi! 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mysle , ze jestem wrazliwa osoba , zachwycam sie pieknem swiata i boleje nad biada i niesparwiedliwoscia.. szkoda tylko , ze to moja postrzeganie swiata kiedys tak swierze i niewinne teraz zostalo przytepione...

Bol i strach odbieraja mi sily , netrectwa karza ciagle sie kontrolowac , nie ufam nikomu( poza moim chlopakiem) nie potrafie sie do nikogo zblizyc, a najgorsze jest to , ze ciagle udaje kogos, kim nie jestem:( , juz dawno nalozylam maske i teraz ona mi towarzyszy nieustannie, innym wydaje sie , ze jestem wesloa, usmiedhnieta, pogodna , ale to tylko pozory...niestety..chyba potrfaie sie dobrze maskowac ..nie wiem czy jest to powod do dumy(?)

czy wy tez macie wrazenie , ze zycie ucieka wam przez palce , a swiat zyje gdzies obiok was??

Też kocham życie...

Mam trochę swoich problemów, ale wiem, że w życiu nie zawsze musi być kolorowo.

Cieszę się z drobiazgów, zachwycam się. Codziennie jestem wdzięczna Bogu, że jestem zdrowa, że mam normalną rodzinę, że nie żyję w kraju gdzie jest wojna i nie cierpię głodu...

Jednak nerwica natręctw (cierpię na nią od 13 lat) odbiera mi wszelką radość życia, potrafi wszystko zepsuć i odbiera energię...:(

Żałuję straconych lat i mam świadomość, ze nadal tracę swój czas...:(

Życie jest tak piękne, a ja czasem mam wrażenie, że LIŻĘ CIASTKO PRZEZ SZYBĘ...

 

Życzę nam wszystkim DUŻO SIŁY i może te Święta Bożego Narodzenia dadzą nam nadzieję i zwiększą wolę walki...

 

---- EDIT ----

 

napisalam to w temacie... "posmiejmy sie z siebie " z racji ze tego duzo wkleje ... to wkleje ;p a nie bede pisac od nowa - jesli cos bedzie nie jasne.. piszcie .. sprobuje.. wytlumaczyc w inny sposob ;) Witam ja tez jak sobie czasem przypominam te rozne "dziwactwa' ktore powtarzalam po parenascie razy sie teraz smieje... smieje bo mi sie udalo :) nie ma juz natrectw w moim zyciu bo jestem zdrowa... i sadze ze kazdemy sie moze to udac, troche wysilku zaparcia wiary ... i jest to do pokonania... ! tak w skrocie poprostu trzeba przerwac bledne kolo natrectw, czyli.. zaprzestac ich robic! np jesli w myslach jest ze 'musze umyc rece " - chociaz dobrze wiadomo ze rece sa czyste bo byly myte 5 min temu bardzo dokladnie - nalezy sobie powiedziec ;NIE! nie ide umyc tych rak ! natrectwa nie beda mna zadzic! to choroba ktora kaze mi wykonywac te wszystkie natrectwa a ja moge ja pokonac tylko w tedy kiedy sie jej sprzeciwie i nie bede wykonywac po 50 tysiecy razy tych samych bezsensownych czynnosci... ! na poczatku jest ciezko.. bo jesli sie uda nie pojsc umyc np rak to zaraz pojawiaja sie obawy: a moze ja zle zrobilam ze nie poszlam umyc rak..? jejku .. i panika a w tedy nalezy sobie powiedziec; WLASNIE ZE DOBRZE ROBIE! TE OBAWY TO TAKZE MYSLI WYNIKAJACE Z NATRECTW! i sie nie przejmowac tymi obawami... tak jak pisalam .. na poczatku jest ciezko i trzeba miec zaparcie.. ale jesli bedziecie sie sprzeciwiac w koncu uda wam sie nie wykonac natrectwa ! pozniej tak z kazdym .. i juz z gorki ! ja tak wlasnie robilam, wiem ze inne osoby tez tak wlasnie robily i sa zdrowe.. sprobujcie, jesli nie chcecie miec natrectw w swoim zyciu... moim zdaniem warto... warto wlozyc troche wysilku w walke ( bo nie bede pisac na poczatku jest ciezko- ale tak jak napisalam jak sie uda pare razy coraz latwiej .. ) i uda sie... ! i brac sie do pracy bo chyba chcecie spedzic te Swieta bez natrectw cieszac sie Swietami... spedzajac ten wspanialy czas w gronie usmiechnietej rodziny a nie zamartwiajacej sie co z wami sie dzieje.. ocb.. wiec wszystkim zycze sily i powodzenia w walce z ignorowaniem natrectw! oraz Wesolych Swiat...

 

---- EDIT ----

 

i krl 22 brawo ;) ignowuj te mysli ;) wlasnie o to chodzi! sam widzisz ze jest lepiej.. odkryles jak z tym walczyc i dokladnie to Ty panujesz nad natrectwami pokazuj im kto nad nimi rzadzi! 8)

Zgadzam się z tym, że "ignorancja" jest wielkim wrogiem natręctw.

Napewno im wcześniej człowiek zacznie się z nich śmiać i "ucinać" myśli to tym szybciej nabierze do nich dystansu i nie będzie od nich zależny. Dlatego tym, którzy u siebie dopiero zauważają te objawy, radzę je ignorować i wyśmiewać (potem jest już trudniej)

 

ZAPANUJCIE NAD NN ZANIM ONA ZAPANUJE NAD WAMI...

 

---- EDIT ----

 

Magda23, ja ze swojego doświadczenia wiem, że księża są różni.

Są tacy, którzy grzmią z ambony i straszą ludzi, że bedą się smażyć w piekle. Są także (na szczęście!) duchowni, którzy mają bardziej życiowe metody "oddziaływania" ,szczególnie ci, którzy pracują z młodymi ludźmi są bardzo otwarci, wyrozumiali i potrafią znaleźć mądre odpowiedzi na różne nawet dziwne pytania.

Ktoś kto cierpi na nn na tle religijnym powinien wspomagać zwykłą terapię rozmowami z jakimś duchownym (lub kimś świeckim, kto ma wiedzę religijną).

Psycholog, jeżeli jest niewierzący, może neiktórych rzeczy najzwyczajneij nie zrozumieć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hehe, nawet nie zdajecie sobie sprawy jak się cieszę z tego, że w końcu trafiłem na to forum :) Wygląda na to, że sam cierpię na tą chorobę (ych) i szczerze mówiąc, czuję że z dnia na dzień jest coraz gorzej. Nie będę może wypisywał tych moich natręctw bo to po prostu głupie, ale z dnia na dzień ten stan się pogłębia. Niedługo kończę 19 lat i jestem bardzo kontaktowym i rozrywkowym facetem ze sporą ilością przyjaciół, także trochę mi to przeszkadza. Wydaje mi się, że zawsze miałem "coś z głową", ale teraz mnie już to po prostu wkurza i tyle. Zaczęło to się już chyba baaardzo dawno temu, na pewien czas ustępowało, potem znowu wracało często z jakimś nieprzyjemnym dla mnie wydarzeniem. Nie były to żadne tragedie, o nie. Po prostu drobne incydenty z którymi każdy normalny człowiek może przejść do porządku dziennego (no, może się trochę powkurzać, ale też raczej bez przesady). Tak czy inaczej, przyjaciół mi zdecydowanie nie brakuje, ale często (zwłaszcza ostatnio) zdarza mi się że np. "słyszę" jak ktoś obraża mnie albo moją rodzinę. Jestem pewien że tak nie jest (bo niby czemu?), po prostu albo nie dosłyszę jakiejś osoby w zwyczajnej rozmowie między ludzkiej albo się przesłyszę dorabiając sobie najgorszy scenariusz. Wtedy myślę sobie, że muszę się zrewanżować i palnę coś osobie, która sobie raczej na to nie zasłużyła. Często jeśli się w taki sposób przesłyszę to pytam tej osoby co właśnie powiedziała i chyba jeszcze się nie zdarzyło, żeby było to właśnie to co sobie pomyślałem. Kilka osób zauważyło że się "zmieniłem". Zawsze byłem trochę cyniczny i bywałem złośliwy (jestem wygadany od zawsze, to przyznam), ale wydaje mi się, że ostatnio zdarza mi się przesadzać z niektórymi tekstami. Często prowadzi to do różnych konfliktów, bo na przykład prawie straciłem jedną z moich zalet - umiejętność śmiania się z samego siebie. Zawsze uważałem, że jeżeli potrafimy sobie robić żarty z innych, powinniśmy też umieć śmiać się ze swoich wad. Do tej pory to umiałem, teraz przychodzi mi to znacznie ciężej. Dodatkowo dochodzą myśli typu "jeśli czegoś nie zrobisz/powiesz/pomyślisz to..." i tutaj zazwyczaj wchodzą jakieś obelgi, głównie na rodzinę. Czasami mam wrażenie, że w mojej głowie siedzą dwie osoby: ja i ktoś inny wmawiający mi te wszystkie pierdoły. Wiecie co jest najdziwniejsze? To, że jestem osobą niezwykle otwartą, mam zdolności przywódcze, lubię być w centrum uwagi, jestem niezwykle dowcipny i w swoim gronie potrafię rozkręcić każdą imprezę. Lubię się trochę powydurniać, ale potrafię też postawić na swoim, dziką satysfakcję daje mi wygranie jakiegoś konfliktu. Wydaje mi się, że jestem osobą silną i na pewno poradzę sobie w życiu, więc nie wiem skąd ta nerwica...

 

Tak czy inaczej, pewnie zdecydowałbym się na jakieś tabsy, natomiast rodzinie nie zamierzam mówić absolutnie nic. Pewnie, poszedłbym do tego psychologa i pogadał z nim, ale bez wiedzy rodziców nie da rady. Mama na pewno by zrozumiała, ale po prostu nie mam ochoty przedstawiać jej takiego problemu. Chcę sobie sam z tym poradzić i mam wrażenie, że to forum mi w tym pomoże :) Od razu poczułem się lepiej jak tutaj wszedłem i trochę poszperałem. Na razie wszystko jest OK, zobaczymy jak będzie jutro :) Sorki za trochę chaotyczną budowę tego posta, ale widzicie która jest godzina :) Aha, chętnie poznam bliżej inne osoby (najchętniej w moim przedziale wiekowym i przeciwnej płci, hehe :P wiem wiem, to nie fotka ani żaden inny bananowy portal :P) z podobnym problemem, pomóżmy sobie razem :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

 

To mój pierwszy post na tym forum więc przedstawię się pokrótce: mam na imię Mateusz, mam 20 lat i jestem uczniem technikum uzupełniającego w Warszawie.

 

Nerwicę natręctw podejrzewałem u siebie dopiero od kilku miesięcy i do wczoraj traktowałem ją z mocnym przymrużeniem oka. Kojarzyła mi się głównie z ciągłym myciem rąk i strachem przed zarazkami. Bawiła mnie myśl o tym, że mógłbym na nią "cierpieć". Sądziłem, że manię porządku i układania rzeczy w odpowiedni sposób odziedziczyłem po ojcu - pedancie, ale właśnie wczoraj postanowiłem bliżej zainteresować się nerwicą natręctw. Gdy przeczytałem o jej objawach zdałem sobie sprawę, że jestem na nią chory od zawsze. Od kiedy tylko pamiętam chodziłem po niezniszczonych płytach chodnika czy liczyłem pasy na przejściach dla pieszych. Jednak w przeciągu ostatnich dwóch jest coraz gorzej - wciąż wymyślam sobie nowe "rytuały", które każdego dnia *MUSZĘ* "odprawić": mycie wszystkiego czego dotknę w swoim pokoju oraz jego częste sprzątanie, mycie swoich rzeczy, których używam na co dzień, pranie ciuchów, które miałem na sobie chociaż przez kilka godzin (co do ubrań to jest to też osobna historia)... Najgorsze są jednak wspomnienia błędów sprzed lat czy nawet aktualnego dnia, których nie mogę sobie wybaczyć choć innym wydają się zupełnie błahe. Gdy tylko przypomnę sobie coś co zrobiłem źle - klnę na głos, lecz niemal mimowolnie. Nie lubię tego, ale koliduje to z moimi przekonaniami. Nie umiem z tym walczyć choć próbuję codziennie i sam już nie wiem czy to też nie jest objawem naszej wspólnej przypadłości.

 

Te wszystkie "dziwactwa" osobiście mi nie przeszkadzają, gdyż nie widzę nic złego w życiu w czytelności - nawet skrajnej, ale nie akceptuje tego moja mama, zaś dla znajomych to powód do uśmieszków. Najbardziej przeraża mnie myśl, że być może nigdy nie znajdę sobie bliskiej osoby, która by mnie takiego zaakceptowała - zwłaszcza, że nie jestem zbyt atrakcyjny i zdolny... Cieszę się natomiast, że nie jestem sam w swoim "znerwicowanym świecie", lecz wolałbym, aby inni nie musieli żyć z taką przypadłością. Mam nadzieję, że dzięki temu miejscu w sieci znów będę mógł uśmiechnąć się na myśl o ZOK.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Mateusz :D .To o czym piszesz moim zdaniem nie jest niczym złym,poprostu masz opsesje na punkcie czystosci,ale jesli ci to przeszkadza to walcz z tym wkoncu to ty kierujesz twoją psychiką a nie ona tobą.Mycie rąk ok ale czyszczenie innych rzeczy kilka razy NIE,raz w tygodniu starczy a gdy cie korci idz na spacer,poprostu rób cos innego. :D powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za powitanie i rady, ale niestety trudno jest mi myśleć o czymś innym niż sprzątanie. Jeżeli nie zrobię tego wieczorem ciężko jest mi zasnąć. Pocieszam się, że przynajmniej wśród niektórych ludzi porządek wśród mężczyzn budzi pozytywne emocje.

 

W poprzednim poście miało być oczywiście "nie widzę nic złego w życiu w czystości". ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do Distro - o ile jeszcze się tu pojawia.

Wydaje się, że śmieszny młodziak z Ciebie 8) - ale mimo wszystko jeszcze młodziak (to nie jest oczywiście zarzut;))

Po pierwsze nie wmawiaj sobie, że masz nerwicę natręctw czy jakiekolwiek inne schorzenie. Byc może masz jakiś problem, który może pomóc rozwiązać psycholog lub zwyczajnie ktoś bliski z Twojego otoczenia. Wiesz życie polega też na tym że ludzie mają smutki i problemy ale nie oznacza to że trzeba odrazu walić do psychiatry i tym bardziej brać leki!!!!!!

Ludzie chyba nie doceniają swoich własnych mozliwości - spróbuj sam omyśleć dlaczego zachowujesz się tak a nie inaczej. Z własnego doświadczenia powiem, że dobrym sposobem jest rozmowa z kims kto Cię zna i komu na tobie zależy (jakiś przyjaciel czy może ktoś z rodziny). Dodatkowo pamiętaj, że każdy NORMALNY człowiek ma swoje dziwactwa, nawyki itp. Problem zaczyna się kiedy zaczynamy tracić nad tym kontrole a nasze problemy zaczynają znacząco dezorganizować codzienne funkcjonowanie.

 

Powodzenia!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

nie wiem, czy to odpowiedni wątek, ale chyba tak, by powiedzieć coś o sobie, tzn o swoich zachowaniach...Niestety moje natręctwa myślowe nie pozwalają mi czytać tego wątku, bo zaraz muszę odejść od kompa i tak bym w sumie niczego nie zrozumiała...

dzisiaj sobie uświadomiłam, że mogę mieć nerwicę natręctw. Uporczywe, natrętne myśli, przeszkadzają mi w codziennym funkcjonowaniu, nauce...także wyrzuty sumienia, że zrobiłam coś źle.

Mam kilka swoich tzw. rytuałów, jak pisali w necie. Ale to o czym pisali, w ogóle nie przypomina tego, co ja robię: obgryzanie paznokci, machanie nogą, obgryzanie policzków, drapanie skórek przy paznokciach, seks, papierosy, bawienie się kolczykiem, jedzenie bądź żucie czegoś, zajmowanie czymś rąk, tylko czasami mi się zdarza, przestawić jakąś rzecz, bo moim zdaniem leży nieprawidłowo.

I tak będę miała wyrzuty sumienia, czy aby na pewno napisałam adekwatnie do tematu. Chyba każdy miał powiedzieć o sobie, a nie o swoich zaburzeniach...trochę się wygłupiłam...chyba.

Wybaczcie mi to, ale chciałabym potwierdzić czy to jest aby na pewno nerwica natręctw.

pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:shock: witam wszytskich, czytam wasze posty i uświadamiam sobie że mam lub miałam na szczęście część objawów nn takich jak wy. Widzę że płytki chodnikowe to numer jeden forum, z tym że to mam juz za sobą, jedynie zostało mi nie nadeptywanie na pęknięcia np. asfaltu. Kostki brukowej juz sie nie boję. Jakies cztery lata męczyło mnie robienie kitki, czesałam sie po 20 razy, bo uwazałam ze wciąz cos nie tak, gumke na włosy zakładałam wg ubzduranego schematu.To naszczescie tez mam za sobą. :D

Mycie rąk po kilkanascie razy bo może dalej sa brudne, ma juz mneiejsze natęzenie, zamykanie nogą drzwi jeszcze czasem się zdarza.

Najgorsze zaczęlo si ena studiach, kiedy na moim roku spotkałam obrzydliwych ludzi, którzy potrafili o seksie rozmawiac tak że mozna było rzygać przez kilka godzin. Nie lubie gadac na temat studiów, źle do tego wracam. Ten rodzaj nerwicy męczył mnie najbardziej, mianowicie jadąc do szkoły musiałąm jechac, isc ta sama drogą, ważne było nawet z której strony drzewa przechodzę , jeśli w zapomnieniu sie pomyliłam musiałam się wrócic i przejść dobrze.

Na uczelni była tragedia, strasznei brzydiłam sie tych ludzi dlaetgo nigdy nie pożyxczałam żadnych notatek, do szkoły miałam specjalny zestaw ubrań, przyjeżdżając do domu musiałam sie zaraz całą kąpać, a ciuchy szczelnie zamknąć w specjalnei przeznaczonym do tego miejscu. Idąc to łazeinki nie mogłam niczego dotknąc, jeśli zrobiłam to niechcacy musiałąm dokładnei po kilk arazy umyc ta rzecz. Ciesze się ze studia mam juz za soba ze nei widze tych ludzi, ale zostało mi cos jescze z tych objawów. brzydze sie isc na mój strych w miejsce gdzxie własnei zostawiałm moej ubrania, mam wrazenie ze sa tam zarazki tych ludzi, ze bede brudna, dlatego od roku nie chodze na strych. Byłam tym starsznei umeczona. Nawet składanie szkolnych ciuchów miało schemta dokładnei co najpoierw rekawy itd, połozoe rzeczy w okreśłona strone.

 

Nei chciałam po prostu przywozic zarazków do domu, jest meijsce na forum pośmiejmy się , wiec ja poniewaz miałam tyklko jeden telefon komórkowy który musiałąm używac tu i tu, na uczelnie wkładałam w mały woreczek foliowy, zawiazywałam go szczelnie to dawało mi spokój ze telefon jest czysty, ale pomimo to po powrocie do domu go myłam, az w koncu utopiłam. Ludzie na uczelni (pomimio ze starałam sie go ukryc) patrzyli jak na wariatke i kiedy pytali mówiłam, z enei chce zeby zamókł:P mozecie wyobrazic sobie ich miny kiedy na dworze był 30stopni ciepła?!

 

A i jeszce cos miałam w swoim czasie manie dotykania czegos wg okreslonego schematu przewaznie 4X4, czyli 16 razy klepałam jakąs bramke, drzewo tragediaaaaa, tak samo jesli zjadac zobaczyłam jakis samochód a chciałam widziec czytsa przestrzen musiałam szybko mrigac oczami 16 razy az do zoabczenia wolnej przestzreni. Tak było z budynkami ale wtedy miałam mrugac na nie 16 razy i wiecej nie patrzec. To tez minęło. Częśc tych objawów zwalczyłam sama tłumaczaxc sobei ze ejsli czegoś nie zrobie to nic złego sie nie stanie, było trudno i nie zawsze wychodziło, ale teraz czuje sie wolna, moze nie wpełni bo zostało mi jakies resztki , ale zawsze łatwiej żyć, teraz jeszce walcze z zarazkami na strychu:(mam nadziej eze sie uda!

 

 

 

I całkeim fajnie ze bez zadnego stresu moge tutaj napisac o swojej NN

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

ja rowniez staram sie przezwyciezac te zle mysli dobrymi i jesli mysle sobie, ze jesli nie odpukam zlej mysli trzy razy w niemalowane (najczesciej jest to moja reka) to cos zlego sie stanie to chcialabym myslec na odwrot, ze jesli wlasnie te zle mysli odpukam to wtedy sie cos moze stac, a mianowicie, ze juz do konca oszaleje.

Wprawdzie nie mam jeszcze postawionej zadnej diagnozy, ale chyba nie trzeba wielu specjalistow, zeby zrozumiec, ze to co wyprawiam nie ulatwia mi zycia...

Najwiecej problemow stwarza mi wychodzenie z domu. Musze sie po trzy razy wracac i sprawdzac, czy oby na pewno wylaczylam wszystkie sprzety z gniazdek, czy drzwi na pewno sa zamkniete, czy to, ze je zamknelam nie bylo przypadkiem tylko moim zludzeniem.

Jednak chyba najbardziej mecza mnie te zle mysli, ktore mnie ciagle nawiedzaja i to glupie i idiotyczne przeczucie, ze jesli czegos nie zrobie, czy nie powiem, to komus na kim mi zalezy stanie sie cos zlego. Potrafie obudzic sie po koszmarze, w srodku nocy i odpukiwac wszystko, co mi sie zlego przysnilo, a nad ranem mysle sobie, ze jesli opowiem ten sen (lub zachowam go tylko dla siebie / nie wiem od czego jest to zalezne) to cos zlego sie przydazy.

Mecza mnie takze tak zwane krzyzyki, ze w danym momencie nie moge miec np. skrzyzowanych stop.

Poza tymi wszytskimi dolegliwosciami obciazaja mnie cielesne dolegliwosci. Jednak te pojawiaja sie dopiero w sytuacjach mocno stresujacych, na wiekszej rozciaglosci czasowej. Sa to przede wszystkim bole zoladka i zebow. Mialam juz z tego powodu ogromne problemy, zwlaszcza, ze pochodze z niewielkiej miejscowosci, gdzie bol zoladka kojazy sie tylko z ciaza, a zebow - z nadmierna iloscia slodyczy (choc ich czesto nie jadam) czy niedbalym szczotkowaniem (co robie naprawde dokladnie)

Pocieszajace w pewnym stopniu jest to, ze doskonale zdaje sobie sprawe z niedorzecznosci tych wszystkich glupot, zwlaszcze, ze nie naleze do osob smutnych, majacych duzo problemow, czy stwarzajacych je sobie na wlasne zyczenie. Nie lezy mi rowniez przejmowanie sie egzaminami, waznymi spotkaniami, bo wiem, ze jestem mloda i wszystko jeszcze przede mna, a danych chwil bedzie w zyciu jeszcze mnustwo.

A jednak...

a jednak przesladuja mnie te okropne mysli, to odpukiwanie, sprawdzanie po milion razy czy wszytsko dobrze zrobilam...

Ciesze sie rowniez, ze znalazlam to forum i mam nadzieje, ze w koncu bede mogla z wami o tym porozmawiac.

pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i do uslyszenia (napisania) :o

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

jestem nowa i nie wiem od czego zacząć żeby napisać coś o sobie. Jestem 0mamą i za kilka dni mam nią zostać ponownie. Mam stwierdzoną nerwicę natręctw z którą borykam się ładnych kilka lat. Przez okres ciąży nie brałam leków i mam nadzieję wytrwać w tym do końca ale od kilku tygodni jestem w rozsypce, boję się wszystkiego, a właściwie to wszystkim się denerwuję. Jest mi bardzo ciężko przeżyć kolejny dzień nic nie jest w stanie mnie cieszyć i nie potrafię sobie pomóc. Nie liczę na to ,że po porodzie będzie lepiej ale myślę,że po prostu odwiedzę wtedy swojego psychiatrę i pewnie wezmę leki, to jednak porażka bo nie będę mogła karmić własnego dziecka czuję się z tym żle. Czy i wy macie uczucie ciągle wzrastającego zagrożenia ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×