Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

Mnie wystarczyło dwóch psychiatrów, którzy stwierdzili mi ChAD (jeden właściwie stwierdził, a drugi przytaknął), potem robili mi badania neurologiczne, żeby sprawdzić czy to nie jest coś z mózgiem, ale okazało się, że nie, dłuugo potem sprawdzano mi też tarczycę, ale też miałem ją w porządku.

 

dzięki :)

 

wydawało mi się, że ChAD to właśnie problem neurologiczny, że tak powiem, że coś tam w mózgu się dzieje nie tak i to daje takie objawy; ale według tego co piszesz, jak badania neurologiczne będą ok, to też może być ChAD?

 

tarczycę badałam dawno, rozumiem, że jak będzie coś nie tak, to też ChAD można wykluczyć, bo to tarczyca?

 

ok, to już mniej więcej wiem, na jakie badania powinni mnie wysłać ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

INTEL 1, Aaaaa, jest, faktycznie :D Heh, jak ją ostatnim razem pobieżnie przeglądałem (drobne perturbacje na płaszczyźnie socjalnej i dostępu do mediów), akurat przy tym fragmencie przejechałem scroll-em i mi umknęło :P

 

Mmmm, mój debiut na tym "smutnym jak pizda" (copyright by Intel :D) forum :D Już wtedy dobrze się zapowiadałem - pierwszy post i od razu ostrzeżenie :D

 

Przypominam, jakże mi bliski i celny post Nihilisty

Nie aby Relatywisty czasem ? ;)

 

I będąc ścisłym ... w oryginale wyglądał tak :

 

post912799.html#p912799

 

I najgorsza w tym wszystkim jest świadomość zaistniałego faktu. Utrata znajomych, rodziny, planów, marzeń, celów, sensu, radości - wszystksiego co czyni życie "mistycznym".

Popraw, popraw - tak coby potomni nie brali mnie później za tego niedorozwoja :P Obecnie a i owszem, zdarza mi się gubić wyrazy, całe szyki zdania (ehhh, niech żyje tak dobrze znane nam wszystkim niedojebanie intelektualne :P), ale 2,5 roku temu "musk" jeszcze całkiem wyglądał ... , a rzekłbym nawet (wiem, ciężko w to uwierzyć :P) że i pracował ;)

 

 

Heh, dobra, tak tylko Cię podpuszczam :P Przecież jako ten doświadczony policyjny prowokator, dobrze wiem, że przy obecnym poziomie inwigilacji, jakiej nieustannie za sprawą naszej służby jesteś poddawany, z realizacją powyższego planu nie zaszedłbyś dalej niż poza klatkę schodową :P Posty, maile, PMki - mamy wszystko czarno na białym ;)

 

Heh, nie wierzycie ? :P Już niedługo ... ;) Zobaczycie - każden jeden Odklej beknie za współudział xD

 

Także ten, Robert. Gdyby miało się złożyć, że ci z Terrorki dojadą Cię akurat nie na moim dyżurze, już teraz powiadam Ci chlopie: "z Bogiem". Wiesz, po cichu liczę na to, że dzięki Twojemu przypadkowi zasłużę się w oczach przełożonych i ten awans wyhaczę. Może nawet oddelegują mnie do pracy operacyjnej przy kolejnym 11 listopada ? Albo od razu do bezpośredniej infiltracji Ruchu Narodowego ? :D Kto wie, kto wie ... ;)

 

P.S. A tak już całkiem serio - dobrze wiesz co o tym myślę, kiedyś Ci przeca pisałem ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej,

 

mam nadzieję, że wpadam na chwilę :)

 

psychoterapeutka, z którą spotkałam się kilka razy podejrzewa u mnie ChAD i wysyła do psychiatry po diagnozę; jestem już umówiona

 

prawda jest taka, że sama się kiedyś nad tym zastanawiałam, ale nie chciałam sobie wmawiać choroby; teraz jednak znowu zaczęłam się nad tym zastanawiać i analizując minione prawie 8 lat życia to dużo by się zgadzało i diagnoza wiele by wyjaśniła, ale jednak nie chcę być chora psychicznie i nie chcę brać leków, bardzo źle się poczułam ze świadomością, że może tak być

Świadomość takiej a nie innej diagnozy jest zawsze bolesna. Mnie bardzo długo zajęło pogodzenie się z nią. Poza tym leki nie są wcale takie złe bo dają dostęp do tego "środka". Poza tym myślę sobie, że sama terapia w sobie też na pewno Ci dużo daje :)

trochę się boję, że psychiatra będzie interpretował to co powiem "na korzyść" choroby, że mogę zostać źle zdiagnozowana, a może się mieszczę w jakiejś normie i to nie ChAD?

Jeżeli to jest lekarz, którego Ci poleciła Twoja terapeutka to pewnie mu ufa. Psychiatrzy nie mają na celu dopasowywania do "F-etk". Diagnoza ChAD nie jest prosta ani "lekka" i wiąże się z określonymi konsekwencjami. Myślę, że mądry lekarz nie będzie niczego robił na korzyść choroby, a po prostu porządnie przeanalizuje Twoje życie i zachowanie, aby diagnoza była przede wszystkim celna.

chciałabym mieć pewność 100% trafnej diagnozy - czy psychiatra po jednej wizycie będzie w stanie powiedzieć czy to ponad wszelką wątpliwość ChAD?

Moim zdaniem 50min to zbyt krótko, ale to wszystko zależy od Twojego przypadku. Poza tym diagnoza zawsze jest pewna tylko maksymalnie na 99% ;)

czy będę musiała przejść dodatkowe badania diagnostyczne?

tarczyca na pewno być powinna; poza tym jeśli będzie przymierzał się do wystawienia Ci recepty na leki to przydałoby się zrobić kreatyninę i próby wątrobowe.

Jeśli chodzi o same badani to może dać Ci jakieś testy; zależy od tego z czym przyjdziesz ;)

czy dobrze skonsultować diagnozę z innym psychiatrą, czy jednak zaufać jednemu?

Moim zdaniem to zależy od tego jak się poczujesz potraktowana i jak się poczujesz z jego diagnozą. Jeżeli poczujesz się przekonana to może nie ma potrzeby, ale jeśli będziesz chciała się upewnić? Jak dla mnie super sprawa.

co powinno wzbudzić mój niepokój jeżeli chodzi o psychiatrę, a co może mieć wpływ na trafność diagnozy?

 

psychiatra będzie mnie diagnozował pod kątem ChADu (bo przychodzę z takim podejrzeniem), czy będzie starał się zwrócić uwagę na inne ewentualne zaburzenia?

 

dzięki :)

Powinnaś się poczuć w jego gabinecie dobrze i swobodnie. Może przygotuj sobie informacje, tą "analizę" tego co robiłaś na przestrzeni lat - jak się zachowywałaś? co czułaś? jak zwalałaś lub jak fruwałaś? jakie były tego późniejsze konsekwencje? Etc. Ważne jest też, czy w Twojej rodzinie ktoś choruje lub chorował na różnego rodzaju zaburzenia - ChAD, ChAJ etc.

Na pewno diagnozując Cię podejdzie do Ciebie jako do "całości". Jeśli będzie wychwycał jakieś nieprawidłowości w Twoim funkcjonowaniu to będzie to na pewno z Tobą konfrontował. Będzie zwracał - a przynajmniej powinien - uwagę na wszystko.

 

Życzę powodzenia i odwagi! :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skurwysyński pejsaty bankowy spisek.

7 lat temu brałem kredyt na dom po kursie franka 2.2

Dzisiaj skurwiele kazali płacić po 5.2 (dzień wcześniej było 3,7), potem litoßciwie obniżyli do 4.2

A banda rudzielca emigranta zachwalała, popierała i zapewniała stabilność.

Kopara zamyka kopalnie, 900 000 rodzin grozi bankructwo i eksmisje z powodu kredytów hipotecznych we franku.

Wiesz, imho to nie frank cudownie podrożał - to pozostałe waluty straciły na wartości za sprawą inflacji spowodowanej masowym dodrukiem pieniądza przez Rządy większości krajów. No i stabilność gospodarki szwajcarskiej w przededniu powszechnego kryzysu ekonomicznego "Zachodu" również ma na to duży wpływ. Ludzie w Europie/ świecie, jeżeli nie lokują swoich oszczędności w złocie (które w ostatnich latach drożało jeszcze bardziej), to chcą przynajmniej trzymać je we frankach właśnie - stąd wręcz niebotyczny popyt na ową walutę i zarazem tak spektakularny ostatnimi czasy wzrost jej ceny. Tak to sobie tłumaczę, ale co ja tam wiem, skoro na dzień dzisiejszy nie stać mnie nawet na to symboliczne piwo ... :P No ale ch*j tam. Wracając do franka - przejebane z tymi kredytami, nie zazdroszczę :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzięki Yvonne, za wyczerpujące odpowiedzi :)

 

tą analizę już sobie zrobiłam; pewne rzeczy mam nieźle udokumentowane (maile, wpisy na blogu, archiwum rozmów gg), najwcześniejsze sięgają 2007

 

z jednej strony widzę, jak dużo rzeczy się "zgadza", ale z drugiej strony się zastanawiam, czy aby nie przesadzam i sobie czegoś nie wmawiam; nie chcę być jedną z tych osób, które np. mają zwykłego doła, a twierdzą, że mają poważną depresję, wiecie o co chodzi... może gdybym miała ostrzejsze objawy, byłoby "łatwiej" pod kątem diagnozy i stałoby się to dużo wcześniej

 

z jednej strony to tylko "podejrzenie ChAD", ale z drugiej strony na czymś się ono opiera

 

skoro jednak psychoterapeutka ma takie podejrzenia, to chyba przyszedł czas się dowiedzieć prawdy (jakiejkolwiek, ale prawdy; może ona też się myli?)

 

dowiem się za parę dni, mam nadzieję, że już po pierwszej wizycie, bo ta niepewność jest najgorsza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przypominam, jakże mi bliski i celny post Nihilisty

W obecnej chwili i w obecnym stanie idealnie pasuje do całokształtu.

Dzięki Nihilista Lepiej bym tego nie ujął. Zresztą w calości Twój tekst znalazł się w książce...

 

Nie będzie już „dobrze”. Nie odzyskasz już swojego wspaniałego konstruktu osobowego, jaki posiadałeś przed chorobą. Jak śpiewał Rysiek Riedel „Wspaniali ludzie nie powrócą, nie powrócą już”. Nihilizm, relatywizm, determinizm absolutny będzie zatruwał Cię na płaszczyźnie filozoficzno – światopoglądowej. Lęk, derealizacje, depersonalizacje, natręctwa, anhedonia, niewyobrażalne cierpienie zniszczą Cię do reszty psychicznie. Nie mówiąc już o zdegenerowaniu fizycznym i szeregu objawów somatycznych. Stałeś się wegetującym warzywem, życiowym impotentem. Mimo najszczerszych chęci nie jesteś w stanie zagwarantować swojej rodzinie poczucia bezpieczeństwa, stabilności, szczęścia. Lata upodlenia w chorobie wypaczyły Ci konstrukt osobowy i tego nie naprawi już żadna „pseudoterapia” u psychologa, a leki jedynie będą sprawiać, że będzie mniej lub bardziej znośnie. I najgorsza w tym wszystkim jest świadomość zaistniałego faktu. Utrata znajomych, rodziny, planów, marzeń, celów, sensu, radości – wszystkiego co czyni „mistycznym”.

Można wegetować dalej, można popaść w uzależnienia, zacząć ćpać, chlać itp., można też zakończyć swoje życie mniej lub bardziej spektakularnie.(...) Ludzie ciężko chorzy psychicznie, mający świadomość swojej choroby powinni chyba dla dobra swoich bliskich odizolować się od nich, bo sprawiają im cierpienie całokształtem swojej choroby, a mając tego świadomość i nie mogąc nic na to poradzić sami cierpią jeszcze bardziej.

 

Staram się jeszcze, resztkami sił wierzyć ze może ta choroba w końcu odpuści ewentualnie najgorsze objawy mina i pozwoli mi pozbierać sie na tyle abym mógł jakoś funkcjonować.

Jednak coraz czesciej mam jazdy ze moja wiara i leki to zbyt mało i zacząłem się nawet godzić, że może być tak, że będę sam, biedny , nijaki, ze już się nie podniosę i skończę na wysypisku bylejakości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak to dziś powiedziała moja znajoma: my tylko machamy rękoma, żeby nie utonąć podczas gdy zdrowi pływają na jachtach popijając drinki. Czy nasze życie to tylko nieustanna walka o przetrwanie, o ocalenie? Kurwa, gdyby nie ta nadzieja...

Czuję się, jak ryba na haczyku sadystycznego wędkarza, który zwija żyłkę po czym ją popuszcza, ale skurwiel ani mnie nie wyciągnie ani nie puści wolno

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asmo, witaj z powrotem. Dawno Cię tu nie było, Asmo. A może to ja jestem trochę do tyłu. Czujesz jakieś przeciwdepresyjne działanie litu?

 

macieywwa, też będę próbował litu. Nie wiem jak to jest, że wszelkie SSRI przestają działać po 2 miesiącach. Stawiam więc na stabilizatory.

 

Coś w tym jest, że my tylko wegetujemy, Tańczący. Jak pamiętam siebie z czasów, gdy chodziłem ze znajomymi na piwo w piątki, organizowałem ogniska, na których dobrze się bawiłem, zagłębiałem się w swoje hobby... To żal mi dupę ściska. Nic z tego nie zostało. Czasami, niechętnie, wyjdę z kimś, wypiję jakąś jebaną colę i tyle. Czuję napięcie i nie wiem o czym rozmawiać. A na benzo nie da się cały czas jechać. O ile przed chorobą byłem w stanie przewidzieć, co będę robił następnego dnia, tak dzisiaj nie mogę nawet przypuszczać, jak poczuję się jutro. Nie muszę bawić się jak dawniej, spotykać z kobietami, chodzić na piwo, podróżować. Chcę po prostu normalnie funkcjonować. Nie mieć problemów z wstaniem z łóżka i pójściem do sklepu po bułki. Obecnie to mam problemy ze snem, nawet duża ilość karbamazepiny (nie ta z podpisu) nie pozwala mi zasnąć, a jeśli już, to na 2 godziny. Jeżeli dowalę inne leki na spanie - owszem, śpię - góra 4-5 godz i przebudzam się co 15 minut i chce mi się beczeć. Nawet przy braku potrzeby snu w końcu staję się zmęczony i potykam się o własne nogi. I ch*j z tym, skoro w trakcie próby zasypiania czuję lęk. Niedawno wziąłem 3mg klona, 400 karby i 50 chlorprotiksenu i mimo to nie mogłem zasnąć. Ścięło mnie, ale nie spałem. Nie wiem, jak mam nazwać swój obecny stan. Zejście z SSRI trochę mnie "odwarzywiło", ale przez stabilizatory moja koncentracja spada poniżej zera. Mimo to jakoś kombinuję, żeby nie wylecieć ze studiów (na każdym egzaminie w rękawie mam ściągę długości niczym rolka papieru toaletowego. Inaczej nie dałbym rady. 5 lat temu w średniej szkole nauczyłem się ściągać. To jedyna przydatna umiejętność nabyta w czasach szkoły. Od jutra zaczynam wpierdalać metylofenidat, bez niego do końca sesji nie dotrwam. Wieczorny zjazd na tym leku jest bolesny, walnę od razu karbę i jakoś powinno to pójść. Swoją drogą, niedawno po codziennym braniu benzo karba pomogła mi ładnie zejść z klona szybko i bezboleśnie. Ale z kolei odstawka karby z tego co pamiętam też nie należała do przyjemnych. Zejście o 200mg powodowało w nocy 2-3 sekundowe drgania ciała. Za miesiąc idę po lit. Co mi szkodzi, najwyżej zryje mi wątrobę i nerki. Wolę mieć zryte narządy, a może chociaż z psychiką będzie lepiej.

Ktoś pisał o szoku po usłyszeniu diagnozy ChAD. Sam fakt wpisania F31 w papiery wpędził mnie w niezłego doła ponad rok temu. Ciężko było się z tym pogodzić. Chociaż nie - nie da się pogodzić, ale po jakimś czasie nie rusza to człowieka aż tak jak na początku, szczególnie przy dobrze dobranych lekach. Sam fakt noszenia dożywotniej plakietki "chadowiec" jest "lekko" niekomfortowe.

Tyle moje żalenia się. Może ktoś to przeczyta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... po czym wbiegasz z już naładowanymi Remkami na pełnym wkurwie do Sądu i odstrzeliwujesz jakąś z namaszczenia bezpieczniaków kurwę-sędziego, czy tam inkszego prokuratora :P Albo inaczej - robisz im wjazd na chatę :D

 

http://boungler.pl/forum/showthread.php?tid=3469 - tu przeczytasz, jak przygotować patrony - wiesz, gdybyś zamierzał się dłużej ostrzeliwać ... :D

 

Stary, pomyśl - w Wolnej Polsce może nawet kiedyś nazwą Twoim imieniem jakąś ulicę :D

 

Korzystając z okazji, w imieniu Forum pozdrawiam policję. (Nie ma zdrowych, są tylko niezdiagnozowani.)

:papa:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie lekko pod kreską. W pracy dostałem warunek odnośnie jednego projektu i do końca miesiąca prawdopodobnie wylecę jak tego nie ogarnę.Już szukają nowych pracowników. Niestety wszystko się kiedyś kończy, najgorsze ,że w naszym przypadku tak szybko. W razie czego pójdę na operację wyjęcia śrubek, bo i tak w tym roku muszę ją zrobić. Ogólnie odczuwam coraz większy stres w tej pracy. Nawet jak z niej wrócę to o niej w kółko myślę. Czuje ,że teraz cała krytyka uderza we mnie. Przełożona odnosi się do mnie w pogardliwym tonie i zawsze ma jakieś pretensje. Ja dodatkowo jej złość przekierowuje do siebie. Trochę ich rozumiem z drugiej strony. Taki los i weź się tu człowieku nie zabij :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj o mało nie zwariowałem do reszty. Tak przerażającej depresji dawno nie miałem ( mimo że stale zdycham i powinienem być przyzwyczajony ). Lecz ona narastała, narastała jak niechciana, nachalna zagrzybiala kurva. Mógłbym się zabić bez mrugnięcia okiem.

Ta cholerna rodzina, żona i syn, przez których ciągle nie mogę się zapierdolić.

Muszę chyba pomalutku od nich zacząć się odsuwać. Robić tak, aby mnie znienawidzili. Aby cieszyli się, że się w na początek gdzieś wyprowadzę. Muszę stać się wobec nich skurwielem. Znaleźć sobie prymitywną kochankę ( bo chyba tylko juz na taką mnie stać :D ) i się z tym nie kryć. Nich mnie żona znienawidzi. Na synka może zacząc wrzeszczeć o byle gówno. Niech mnie znielubi i niech się cieszy jak będę coraz rzadziej w domu .

Metoda małych kroczków. Może kilka pijackich awantur?

Wszystko dla ich dobra. Aby moje skuteczne zapierdolenie się nie było aż taką tragedią i mogło być rozpatrywane nawet w kategoriach ulgi

Wczoraj obmyśliłem nowy plan :D

Nachlać się i wypłynąc w zimne sztormowe morze. Na taki wzburzony akwen nie ma mocnych.

Wystarczy wypłynąć i nie ma odwrotu. Nawet jak się człowiek rozmyśli to jest już za późno.

Wieszanie się, wjeżdżanie pod samochod - to wszystko wymaga strasznie trudnego zgwałcenia swojego zwierzęcego instynktu samozachowawczego, polegającego na niezrozumialym dla mnie dążeniu do przeżycia za wszelką cenę.

Natomiast wypłynięcie w morze pozwoli w jakimś stopniu ten instynkt oszukać. Gdzieś tam będzie się tlić nadzieja że może uda się wrócić i nie powinno być większych oporów ( zwłaszcza z "flaszką" w głowie). Takie skuteczne oszukanie się.

Ale jak zwykle pojawia się niedogodnośc. Zapewne nie znajdą ciała. A mam świadomość , że pogrzeb bez ciała w trumnie lub nawet spopielonego w urnie nie spełnia wszystkich wymogów pogrzebu i pozostawi żałobnikom dozgonną niepewnośc co do śmierci. Taka glupia nadzieja, że skoro nie ma trupa, to delikwent może gdzieś żyje ( w Szwecji na przykład po przepłynięciu na pełnej kurwie Bałtyku) i w końcu wróci...

Brak możliwości pełnowymiarowego pożegnania się z doczesnymi szczątkami, co powinno owocować pewnością zakończenia pewnego rozdziału w życiu, może wiązać się dozgonnym cierpieniem wynikającym z niepewności i uniemożliwić dalsze ułożenie sobie życia przez głównych zainteresowanych :D

Dziś jest już lepiej. Czyli tylko srodze chujovo :D

...uwielbiam ten swój kpiarski, autoironiczny ton wynikający z ogromnego dystansu wobec samego siebie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:roll: Trochę Cię basałyku poznałem.

Dobrze mieć pewność, że większej części planowanych czynów nie zrealizujesz (no może z wyjątkiem kraula na Bornholm).

Nie zapomnij pływaczków na ramiona, wtedy Cię znajdą ;).

To pogorszenie złego u Ciebie od lat stanu. Czyli nie gorzej, tylko najgorzej. Znam

nie tylko ja ten stan rozpaczliwy. Całokształt jest wtedy wypaczony. Wszystko. Jest tylko chęć zakończenia męki.

To z czasem złagodnieje. Może niedługo będziesz znowu tylko wspaniale wkurwiony.

Sam obiektywnie wiesz, że występują zmiany samopoczucia w czasie.

Wytrzymaj, najedz się nowego smakołyku, a nuż...

 

Przeczytam, to co napisałem teraz, gdy zacznę zdychać, a to u nas pewne jak w banku szwajcarskim.

Trzymaj się Kolego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomimo iz mam skierowanie do szpitala, po tym jak dowiedzialem sie ze przyjma mnie najwczesniej za miesiac...poszedłem dzisiaj do nowego psych, do ktorego byłem zapisany juz w grudniu.Bardzo rzeczowa, fajna kobietka zupelne przeciwienstwo tej ostatniej zołzy u ktorej kazda wizyta konczyla sie wymiana nieprzyjemnych zdan i czesto słyszałem ze znowu mnie pan zdenerwował :D . Nowa lekarz powiedziala ze nie wizdzi mnie na licie i jest jeszcze wiele mozliwosci leczenia chad a lit to ostatecznosc i abym wstrzymał sie ze szpitalem i pobytem u pana S na oddziałe u którego ulubionym lekiem jest wlasnie lit i depakina. Dostałem lamo 200/tak jak było/kwetiapina 200/ i kolejny raz flupksetyne/prozak/, prosila mnie zebym tym razem dał rade wytrzymac pierwsze dwa tygodnie na tym leku i dal mu szanse, nie zrobil sobie kuku i obstawiła mnie chydroksyzyna,diferganem i lorafenem.Za trzy tygodnie nastepna wizyta a ja boje sie jak sam skurwysy..n tej flu, ostatnio wytrzymalem 5 dni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

macieywwa, żeby lek odpalił to zawsze trzeba trochę poczekać. Minimum te 6 tygodni. Trzeba uzbroić się w cierpliwość a nóż coś załapie.

U mnie chujówka. Czuje się zwarzywiony, Moje dni w firmie są policzone do końca miesiąca. Ostatnio się dowiedziałem ,że taki jeden znajomy z mojego rodzinnego miasta się powiesił. Miał bogatą kartotekę kryminalną. Siedział w kicu za kradzieże. Gimnazjum nawet nie skończył. Nie wiem co go do tego skłoniło. Czy jakaś choroba psychiczna czy może po prostu skończyły mu się pomysły na życie. W sumie mu zazdroszczę. Ma ten cały syf już za sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

macieywwa, żeby lek odpalił to zawsze trzeba trochę poczekać. Minimum te 6 tygodni. Trzeba uzbroić się w cierpliwość a nóż coś załapie.

Racja ale tylko w niektórych przypadkach. Mianowicie w takich, kiedy przez te pierwsze tygodnie nic się nie dzieje. Ani lepiej , ani gorzej. Wtedy się czeka. W innych przypadkach nie ma mowy o jakimkolwiek mitycznym odpaleniu leku. Stan wywołany nietrafionym lekiem z pewnością nikogo nie predysponuje do czekania az lek odpali. Prędzej delikwent odpali....ale siebie.

Znam z autopsji. Tylko te leki, ktore początkowo niczego nie wnosiły w końcu w jakiś tam sposób "odpaliły" . Pozostałe, czyli te ktore rozpierdalały mnie do reszty w końcu okazywały się gównem, a każde "zaciskanie zębów" i "wytrzymywanie" kończyło się najczęściej z linką w lesie lub w szpitalu

W sumie mu zazdroszczę. Ma ten cały syf już za sobą.

...no właśnie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nowa lekarz powiedziala ze nie wizdzi mnie na licie i jest jeszcze wiele mozliwosci leczenia chad a lit to ostatecznosc i abym wstrzymał sie ze szpitalem i pobytem u pana S na oddziałe u którego ulubionym lekiem jest wlasnie lit i depakina. Dostałem lamo 200/tak jak było/kwetiapina 200/ i kolejny raz flupksetyne/prozak/, prosila mnie zebym tym razem dał rade wytrzymac pierwsze dwa tygodnie na tym leku i dal mu szanse, nie zrobil sobie kuku i obstawiła mnie chydroksyzyna,diferganem i lorafenem.Za trzy tygodnie nastepna wizyta a ja boje sie jak sam skurwysy..n tej flu, ostatnio wytrzymalem 5 dni.

 

Biorę taki sam zestaw leków, ale chyba przejdę na sertalinę. Niedawno nawet brałam takie same dawki.

Fluoksetyna była dla mnie bardzo ciężka na początku, pierwszy tydzień albo dwa (nie pamiętam ile:/) miałam akatyzje, niepokój psychiczny i napięcie w ciele. Chciałam zrezygnować, ale mnie lekarze nakłonili do czekania i przeszło. Potem przy zwiększaniu z 15 na 20 miałam silny napad niepokoju i też przeszło, a pakowałam się już do szpitala. Miałam wrażenie, że ta fluoksetyna się bardzo wolno rozkręca, z jakieś dwa miesiące. U mnie nie dała rady (była wyraźna poprawa, ale chwilowa) i chyba przejdę na sertalinę, na razie dostałam ją na doczepkę jako czwarty lek- na sprawdzenie. Ketrel zwiększyłam z 200 na 300 i podziałało wyraźnie antydepresyjnie, niestety i ten efekt siadł.

Mimo wszystko uważam, że to bardzo mocny zestaw leków. I zwiększają nawzajem siłę swojego działania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś w tym jest, że my tylko wegetujemy, Tańczący. Jak pamiętam siebie z czasów, gdy chodziłem ze znajomymi na piwo w piątki, organizowałem ogniska, na których dobrze się bawiłem, zagłębiałem się w swoje hobby... To żal mi dupę ściska. Nic z tego nie zostało. Czasami, niechętnie, wyjdę z kimś, wypiję jakąś jebaną colę i tyle. Czuję napięcie i nie wiem o czym rozmawiać (...)

Obecnie to mam problemy ze snem, nawet duża ilość karbamazepiny (nie ta z podpisu) nie pozwala mi zasnąć, a jeśli już, to na 2 godziny. Jeżeli dowalę inne leki na spanie - owszem, śpię - góra 4-5 godz i przebudzam się co 15 minut i chce mi się beczeć. Nawet przy braku potrzeby snu w końcu staję się zmęczony i potykam się o własne nogi. I ch*j z tym, skoro w trakcie próby zasypiania czuję lęk.

no właśnie, najgorzej gdy w głowie obijają się wspomnienia, kiedy człowiek chodził do knajp, bawił się, odczuwał satysfakcję z życia(!), miał motywację i energię do działania. Obecnie czuję jakby tamto życie sprzed lat było tylko taśmą w mojej głowie, jakby to było życie innego człowieka

Na sen polecam Ci mirtę, jedyny lek, który mnie osobiście dobrze usypia, ale powoduje wkurwy w dzień więc biorę max 7,5mg. Pisałeś kiedyś, że trazodon dobrze Cię usypiał, może wróć do niego. Na mnie niestety w ogóle nie działał. Współczuję Ci szczerze takiej ilości zaburzeń, bo leczenie przypomina gaszenie pożarów. Wiem coś o tym. Trzeba kombinować z kilkoma lekami, żeby jakoś przetrwać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fluoksetyna była dla mnie bardzo ciężka na początku, pierwszy tydzień albo dwa (nie pamiętam ile:/) miałam akatyzje, niepokój psychiczny i napięcie w ciele. Chciałam zrezygnować, ale mnie lekarze nakłonili do czekania i przeszło. Potem przy zwiększaniu z 15 na 20 miałam silny napad niepokoju i też przeszło, a pakowałam się już do szpitala

 

Przy Pierwszej ciężkiej depresji, kolega sprezntował mi w dobrej wierze listek fluo po swojej siostrze.

Dostałem po kilku dniach takich lęków i niepokoju, że o mało nie zszedłem.

Nie wiem, co byłoby dalej, bo szybko trafiłem 1 raz do psychiatry, a ten uraczył mnie anafranilem.

Jeśli już decydujecie się brać ten szit, to jak przeczytałem wyżej:

Pod osłoną innych leków pierwsze tygodnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(...) Nowa lekarz powiedziala ze nie wizdzi mnie na licie i jest jeszcze wiele mozliwosci leczenia chad a lit to ostatecznosc i abym wstrzymał sie ze szpitalem i pobytem u pana S na oddziałe u którego ulubionym lekiem jest wlasnie lit i depakina. (...)

Wiem, nie jestem obiektywny poniewaz lit byl moim pierwszym lekiem i od razu pomogl.

Ale teksty typu: lit to ostatecznosc, ze cos jest ulubionym lekiem itp. zle swiadcza i o wypowiadajacym te slowa i o lekarzu ktorego dotycza.

Z litem jest jak z innym lekami 1/3 to doskonali biorcy excellent lithium responders

1/3 wyraznie pomaga a 1/3 nie pomaga lub ma zbyt duze skutki uboczne.

Ktos kiedys zabawnie napisal, ze co za roznica czy bede mial zrabane nerki po licie czy watrobe po innych lekach ;)

Nie ma idealnego neurotymika dla wszystkich ale tez nie jest tak, ze lit to ostatecznosc i najwieksze zlo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lit ma obrzydliwy smak, zapach, nazwę, uwala libido i jest toksyczny .

 

Powoduje szczerbatość, drżenie rąk oraz sraczkę.

Lek z epoki renesansu - wczesne rokokoko.

 

-- 21 sty 2015, 10:02 --

 

Haha, to"ulubiony lek" pana Łukasza Ś. z IPIN

 

Widmo, krytykujesz guru polskiego autorytetu ch. afektywnych :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widmo, krytykujesz guru polskiego autorytetu ch. afektywnych :)

Nie. Krytykuje podejscie lekarzy do innych lekarzy i teksty krytyczne typu "jego ulubiony lek".

(ale zestaw dla macieywwa wyglada slusznie :) )

Rownie dobrze o Rybakowskim mozna powiedziec, ze lit to jego ulubiony lek.

W zasadzie przy garstce normotymikow ciezko nie miec ulubionego leku :D

Obecnie np. kwetiapina wydaje sie ulubionym lekiem.

A jakis czas temu lamotrygina jako przeciwaga do tego ohydnego litu.

Pewnie swego czasu byly ochy i achy na jej temat.

Faktem jest, ze lit nadal jest lekiem skutecznym (jesli nie najskuteczniejszym - jak dziala ;) ), szeroko badanym i stosowanym.

http://bipolarnews.org/?tag=lithium

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i koorwa jego mac zaczeła sie jazda juz od pierwszej tabletki fluo. Mineło 3h od zjedzenia a ja juz czuje jak narasta mi pjerdolec w głowie, umysł zachodzi mgla, jakbym wychlał ze trzy browary w 10 minut, zimne i spocone dłonie, serce chodzi z podwojna predkoscia i jak ja mam wytrwac 14 dni ?...boziu jak dobrze ze mam te difergany i inne pacyfikujace smakolyki :D

 

-- 21 sty 2015, 11:52 --

 

Widmo, moja psych absolutnie nie krytykowała sposobow leczenia dr.S...powiedzenie słow ze lit jest czyims ulubionym lekiem nie ma zadych przeslanek co do krytyki sposobu jego leczenia...a swoja droga, mam kontakt z trzema osobami z ktorymi lezałem na oddziale i własnie oni sa uraczeni litem i powiem Ci ze absolutnie nie sa zachwyceni, byc moze naleza własnie do tej 1/3 osobników ktorym nie słuzy .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

macieywwa,

Chodzi mi wlasnie o takie lekarzy (kazdej specjalnosci) pitolenie ale nie wprost. Jakies sugestie, niedopowiedzenia.

Krytykowac innych? Oj nie...oni sobie na to nie pozwalaja :/

 

A co do litu jeszcze pare lat temu bylo malo informacji o nim na forach a jak byly to wlasnie w stylu jaki to on jest straszny.

Obecnie mam wrazenie, ze stosowany jest czesciej i wraca on do lask.

 

Na marginesie, caly czas twierdze, ze forumowe rozwazanie na temat lekow sa w duzym stopniu bez sensu.

Ostatecznie dla kazdego leku wyniki roznego rodzaju glosowan i ankiet forumowych ukladaja sie wedlug schematu:

2/3 pomoglo

1/3 nie pomoglo/zaszkodzilo

Polecam to sprawdzic tutaj i na innych np. anglojezycznych stronach

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×