Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Amandio nie wiem czy stety czy niestety ale raczej masz nerwicę, a przynajmniej problemy z emocjami. Zaczynasz "wariować" bo myślisz, że coś jest nie tak. Wszyscy mamy dokładnie takie same myśli a juz dwóm osobom udało się z tego wyjść. Więc walczmy i wyjdźmy z tego także. Daj znać jak tam u lekarza.

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale jeśli wobec tego nerwica jest znakiem, aby sie z nim nie spotykac? może nie ustąpi dopóki sie nie rozstaniemy?

Sami widzicie że na jedną pozytywną myśl mam kilka-kilkanaście nagatywnych. Ago podziwiam Cię że Ci się udało, ja mimo tego że na logike rozumiem mechanizm nerwicy, to wciąż w to wątpię, wciąż podważam to logiczne myślenie, wciąż szukam tego uczucia, tej miłości do męża w sobie. Tylko po co? jak to przerwać :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

doskonale Was rozumiem, niestety to co mamy jest chyba najgorszym przypadkiem.. bo wiaze sie z drugim czlowiekiem, ktorego nie chcemy ranic. Caly ciezar spoczywa na nas,przytlacza . Nerwica to nie bol zeba, ze wiemy jasno o co chodzi, idziemy do dentysty, lykamy lek przeciwbolowy czy wyrywamy zeba. Ja nawet nie wiem czy to nerwica, a bardzo chcialabym zeby nią byla

chcialabym kochac Andrzeja, byc pewna tej milosci, nie bac sie ze go zostawie, zdradze. Wiem ile ten czlowiek moze dac mi dorbego...

jest źle... niesttey.:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nawet nie wiem czy to nerwica, a bardzo chcialabym zeby nią byla chcialabym kochac Andrzeja, byc pewna tej milosci, nie bac sie ze go zostawie, zdradze. Wiem ile ten czlowiek moze dac mi dorbego... jest źle... niesttey.:(

 

Szczerze mówiąc, nie mam już pojęcia, czy problem leży w nerwicy czy nie umiejętności kochania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem kobitką to raz po drugie czy Cię jakoś uraziłam :?: Być może powinnam dopisać, że znajduję się w tym samym punkcie co Ty konewkaa i to co napisałam dotyczy raczej mnie niż Ciebie. Wiele osób mówi mi, że tego typu dylematy wynikają z problemów, z którymi się borykam ale przestaję w to wierzyć: bardziej trafia do mnie ta druga opcja... Przepraszam, nie wyraziłam się jasno ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, unioslam sie, ale tak latwo teraz mnie zdolowac. Ja bardzo chce kochac tego czlowieka, nie chce ciagle sie zakochiwac, wmawiac sobie milosc. Chce kochac Andrzeja. Na pewno mam zaburzenia neurotyczne, to byla natretna mysl ktora rozbila mi swiat na czynniki pierwsze. ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie! Chciałabym się przyłączyć do dyskusji i opowiedzieć swoją historię.

Jestem w związku już 8 lat, poznałam mojego partnera w wieku 19lat. Bardzo szybko zamieszkaliśmy razem, zaczęliśmy prowadzić wspólne życie. Romantyczną miłość przysłoniła szara rzeczywistość...Oboje mamy trudne charaktery, pochodzimy z rozbitych rodzin. Co tu dużo mówić- nie jest kolorowo i przez większość wspólnych dni nie było.

Przychodziły momenty, gdy myślałam, że jestem z Nim z przyzwyczajenia lub dlatego, że boję się odejść. Wyszukiwałam w Nim różne wady, myślałam, że jest nieatrakcyjny.

Jak ktoś powiedział o Nim złe słowo, natychmiast sądziłam, że ta osoba ma rację i że gorzej już trafić nie mogłam.

Ale wiecie co, życie przyniosło z czasem rozwiązanie.

Przekonałam się, że chcę z Nim być, gdy zaczął wyjeżdżać na dłuższe pobyty za granicę.

Dopiero wtedy odkryłam, jak bardzo mi na Nim zależy, jaki jest dla mnie ważny, jakie to wspaniałe, gdy robi poranną kawę :-)

Obecnie też jest poza domem, a ja oddałabym tak wiele, by był ze mną. Widzę teraz Jego dobre strony i każdego dnia modlę się, aby nic złego Mu się nie przytrafiło.

Zmagamy się z rozłąkami już od ponad roku ( oczywiście z przerwami ).

Z racji tego, że dopadła mnie depresja i od dawna mam nerwicę, wycofałam się z wielu aspektów życia...To, że jest jeszcze ktoś, kto pomimo odległości pamięta o mnie, troszczy się, wspiera choćby smsem- daje wiele!!!

Wiem, że muszę się pozbierać dla nas, dla Niego. To mnie mobilizuje, pomaga przetrwać chwile paniki, pozbierać rano z łóżka. Inaczej nie widziałabym już sensu.

 

Może ktoś z Was będzie w stanie na podstawie mojej wypowiedzi dojść do wniosku, że naprawdę kocha swojego partnera i że bez niego byłoby znacznie smutniej i trudniej. A to, że myślimy, że nie kochamy, to pewnie jest wynik różnych życiowych okoliczności, a może właśnie tej podstępnej nerwicy :roll:

 

Pozdrawiam i trzymajcie się ciepło

Mag27

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

konewko ja zauważam u siebie taką prawidłowość, że przychodzą coraz to nowe myśli na kolejne tematy. Jak kończy mi się temat pt. Czy go kocham czy nie, czy podoba mi się facet w tramwaju, czy też nie itd..., to przychodzi kolejna myśl która działa w ten sam sposób, a więc np: czy jestem lesbijką czy nie? a może jestem lesbijką, ale chce to ukryć, nie moge sie z tym poodzić i zmuszam się do bycia z facetem, a marzę o kobiecie, albo wogóle może jeszcze o tym nie wiem?.... Tak więc zauważając u siebie anologiczny tok myślenia w coraz to kolejnych sprawach (oczywiście te różne sprawy w kółko powracaą), zaczynam upewniać się że to nerwica. A skoro to nerwica, to może moje obawy i lęki są bezpodstawne, może te wszystkie myśli to tylko reakcja na lęki, nieumiejętność radzenia sobie z emocjami. Może jestem zupełnie normalną osobą, tylko bardziej wrażliwą niż inni, może wystarczy pójść do lekarza który wskaże mi drogę i będę umiała poradzić sobie z NN. Jeden z lekarzy powiedział mi że neurotycy to bardzo inteligentni ludzie, mamy wysoko rozwiniętą wyobraźnię, niektóre bodźce odbieramy inaczej (bardziej intensywnie) niż inne osoby. Myślę, że coś w tym jest, myślę że to także z tych powodów zaczynamy myśleć i analizować różne zdarzenia, zamiast skupiać się na teraźniejszości. Ja 'uwielbiam' wyszukiwać swoje 'dziwne/podejrzane' zachowania z przeszłości, a potem podpisuję je pod różne skłonności (np. homoseksualizm), analizuję i zastanawiam się w jakim stopniu mogą świadczyć o tym że jestem np. lesbijką, albo kocham mojego błego faceta, a nie obecnego. Często zapominam o fakcie, że nerwicę mam od około 2 lat, wcześniej miewałam lęki, ale nie myślałam i nie bałam się rzeczy których zaczęłam bać się nagle w ciągu tych ostatnich 2 lat. Tak więc jak znaleźć sposób na to by przestać myśleć o tym wszystkim, by nie zagłębiać się w to co było, albo nie zastanawiać się co by było gdyby i nie obwiniać się o to?

 

Mag27 dziękujemy ci za twój post, nam tu bardzo takie wsparcie potrzebne:)

Większość z nas zdaje sobie sprawę, że mimo tych myśli (ten nerwicy) nie opuści swoich partnerów, ale cóż tak to już z nami jest, lubimy sobie coś na 'zapas' wymyśleć.

 

---- EDIT ----

 

chciałam jeszcze dodać:

 

Mag27 dziękujemy ci za twój post, nam tu bardzo takie wsparcie potrzebne:)

Większość z nas zdaje sobie sprawę, że mimo tych myśli (ten nerwicy) nie opuści swoich partnerów, nie zmieni orientacji, czy nie zachoruje nagle na jakąś straszną chorobę ale cóż tak to już z nami jest, lubimy sobie coś na 'zapas' wymyśleć. Chyba najważniejsze to zdawać sobie z tego sprawę i podjąć jakieś kroki by z tym walczyć. A może lepiej zaakceptować NN, na zasadzie nerwica sobie, a my sobie, ona mówi jedno, a my i tak żyjemy własnym życiem i robimy co chcemy. Tylko czemu to takie trudne, jeszcze żeby to były same myśli, ale do tego dochodzą nierzadko duszności, panika, niepokój itd :((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj serdecznie amandia!

Trudno tak na sucho poradzić coś na te natręctwa, trzeba wierzyć, że znikną z upływem czasu, że przyjdzie poprawa.

Czasem zmagam się z różnego rodzaju natrętnymi myślami, w stylu: "co by było, gdyby?".

A one zawodzą mnie na różne manowce...Jestem właśnie typem osoby, która wszystko analizuje, wszystkim się zadręcza.

Ale bardzo wiele próbuję sobie wytłumaczyć na zasadzie autosugestii. Gdy doświadczam paniki, to np powtarzam w myślach: TO NIE JA, TO NERWY, ZARAZ SOBIE Z TYM PORADZĘ! Gdy bardzo źle się czuję fizycznie, to też już tak bardzo nie zwracam na to uwagi, bo wiem, że nie umrę i że to podświadomość płata figle.

Czasami jest to pomocne i pozwala zdobyć odrobinę dystansu do siebie i do sytuacji.

Właśnie tak jak pisałaś- nerwica sobie, a my sobie. No bo naprawdę nie ma innej opcji, jak walczyć z tym cholerstwem i wierzyć, że będzie lepiej :)

Pozdrawiam i miłego wieczoru

Mag27

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Mag27. Jestem pełna podziwu dla tych, którzy z tego wychodzą.

Tylko wiece co... Grunt to wiedzieć - mam nerwicę i walczę z nią. A ja nie mogę podjąć nawet walki, skoro nie wiem.

Obecnie jestem na etapie wyszukiwania w sobie błędów z przeszłości. To wieczne zabieganie o podobanie sie wszytskim facetom, to ja mialam byc naj pod kazdym wzgledem, mieli sie bic o mnie. a jeszcze smutniejsze jest to ze uznalawalam ze wielu kocham, co tydzien. Moglam chociaz napisac ze podobają mi się. Dopiero w zwiazku z Andrzejem stanelam z tą swoją chorą czescia twarzą w twarz. To co mnie przeraza to to ze do Andrzeja tez sobie moglam wmowic uczucie, przeciez zabiegal o mnie. Jak ja mam to z siebie wyplenic, co?

Musze pokochac siebie, watpie ze oducze sie tych chorych nawyków.

No i Andrzej nie podoba sie wszystkim, aja bym wolala zeby wszystkei sie wnim kcohaly. Nie doceniam zupelnie jego milosc, wrazliwosci, troski. Ciagle mysle co inni pomyslą i powiedzą.

 

Jestem w sytuacji - moim zdanem - bez wyjscia. I zaluje ze tak dlugo sie z tym mecze, moglam cholera juz dawno byc u lekarza. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amandia mam podobnie jak z Ty z tematami myśli. Kiedy się uporam z jednym, pojawia się następny. Albo tak jak wczoraj - byliśmy na cmentarzu, świadomie nie przejęłam się tym psychicznie, ale nieświadomie coś musiało zaskoczyć, bo nie mogłam wieczorem zasnąć i myślałam cały czas o śmierci. Dzisiaj rano wstałam i chciałam coś sobie zrobić. Ale mój facet mnie uspokoił, zajęłam się czymś i przeszło. To znowu wróciły myśli, że nie mamy jak razem spędzać czasu. I tak w kółko :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Andrzej był u mnie. No cóż... Naszła mnie mysl, ze skoro zawsze bylam chora, to musialam byc rowniez zakoch.ując sie w Andrzeju. Czyli stan zakochania byl wmówiony. Do tego dochodzi analizowanie jego wyglądu i patrzenie na niego przez pryzmat "co ludzie powiedzą o jego wygladzie", mimo ze mi sie podoba. Przeciez jak bylam jeszcze 'normalna' to mi sie bardzo podobał. Jest mi tak cięzko... Tak bardzo... A on jest kochany, troskliwy, uwielbiam go. Mimo ze dzisaij mialam mysli ze moze wcale nie pasujemy do siebie, nie umiemy spedzac razem czasu i nie mamy o czym rozmawiac. [chyba zaczynam rozumiec, Droga Lucy o co Ci chodzi...]. i wiecie co. tak naprawde to co mnie w nim drazni, cech.uje rowniez mnie - np bezpośredniość. Nie wiem, nie wiem. Oddalam od siebie mysl o rozstaniu i pewnie nigdy sie na to nie odważe. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Konewko nie zawsze byłaś chora. Ja mam swoje myśli od około 2 lat, wcześniej nad wieloma rzeczami się nie zastanawiałam, nawet bym nie pomyślała że kiedyś mogłabym coś takiego wymyślić. Owszem jako dziecko miałam lęki (głównie przed śmiercią oraz utratą rodziny), od kiedy pamiętam bałam się chorób, ale nigdy nie miałam takich rozważań jak teraz. Wiem że to nerwica, choć czasem sama podważam swoje zdanie, zaczynam zastanawiać się co jest wytworem NN a co prawdą i czasem sama się w tym gubię. No ale to też objaw nerwicy. Ja oprócz zaburzeń emocjonalnych, mam niską samoocene, nie ufam sobie, nie wierze w siebie, trudno mi dokonywać wyborów, nawet jeśli chodzi o zakup bluzki, nie mówiąc już o życiowych decyzjach.

A co do miłości, to ja kiedyś rozmawiałam o tym z księdzem, że mam takie dylematy. Zapytał mnie czy chciałabym mieć dziecko z narzeczonym, powiedziałam że tak, potem dodałam 'niewiem'. Pierwsza odpowiedź jest spontaniczna, udzieliłam jej zanim zaczęłam swoje analizy. Ksiądz powiedział wtedy z uśmiechem że wszystko jasne. To mi pomaga, nadal mam jak widzisz nerwice, wcale nie odzrowiałam od tego, a myśli nie minęły, ale czasem przypominam sobie to zdarzenie i jakoś mi lżej, choćby na chwilkę :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam moi Drodzy!

 

Dawno mnie tu nie było, ale przeczytałam nowe posty i jedną rzecz chciałam napisać:

konewka miałam dokładnie tak jak ty z tymi facetami: zawsze musiałam być naj i każdy musiał o mnie zabiegać itp itd.

Takie próżniactwo okropne, ale tego do końca chyba się nie da wyzbyć - jest to wynik braku wiary w siebie i dowartościowywania się poprzez uwagi i sugestie innych... Ale to co było przełomowym momentem w moich zmaganiach ze sobą to, pomimo tego, że nie wiedziałam czy to nerwica czy nie, powiedziałam sobie pewnego dnia, że to nerwica na 100% (jeśli nie to i tak się tego nie dowiem, bo moje założenie jest że mam NN!) i dopiero to, pozwoliło mi walczyć! I jestem dumna z tego założenia, bo dzięki temu, że przyznałam się sama przed sobą, ze jestem chora - czy też wmówiłam sobie chorobę - zaczęłam nad sobą pracować i nie ważne było dla mnie czy to założenie jest słuszne czy nie... ważne było, że daje efekt. Powiem Ci szczerze, że dopóki sama sobie tego nie uświadomisz, to nawet jeśli lekarz Ci to potwierdzi to i tak znajdziesz setki możliwości, że "a może jednak nie jestem chora..." - tak było ze mną - jednego dnia moja psychiatra mowi ze to NN, a drugiego zaczęłam wymyślać, ze na pewno ja jej źle przedstawiłam całą sytuację... tak już z nami bywa...

 

I popieram to, co mówiła amandia - gdy czułam że nadchodzi kolejny "atak" myśli, w momencie, gdy już wiedziałam, że mam NN, to bardzo pomagały mi słowa: "to tylko choroba, ja jestem inna".

 

Życzę Wam wytrwałości - wierzcie, że da się z tego wyjść! Ja już odczuwam ulgę od bardzo dawna :)

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanówmy się nad jednym. Dopóki nasze myśli będą sugerowały, że to nasz partner jest naszym problemem - tak będzie. To w naszym umyśle siedzi, że nie będziemy szczęśliwi dopóty się nie rozstaniemy. Pomyślcie dobrze i wsłuchajcie się w siebie. Jeśli tego nie zmienimy to będzie to walka z wiatrakami - z samym sobą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi terapeutka powiedziała, że żebym zaczęła być szczęśliwa w tym związku, muszę zmienić najpierw SIEBIE. Bo to we mnie tkwi problem, to ja wymyślam setki dylematów, to ja znajduję wszędzie jakieś wątpliwości i doszukuję się czegoś, czego nie ma. No tak, tylko że świadomość tego mnie nie zmieni...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jejku, jak to dobrze że odwiedziłaś nas Apsik.:) często jak jest mi bardzo źle, to czytam Twoje posty... Zamatwiam się że sobie wmówiłam na to forum, ale wiecie co... nie każdy tutaj trafia. Skoro tu jestem, skoro już prawie pół roku wstaję z tą samą myślą, a ciągle jestem z Andrzejem i ciągle wierzę w to że poczuje do niego miłośc pozbawioną lęków. Kurcze, nawet jeśli wmawiam sobie nerwice... On na to zasługuje, to dowód na to, że naprawde mi na nim zależy. Mój umysł wyczerpał już chyba wszystkei argumenty by złamac mnie i doprowadzic do rozstania, a ja w ostatniej chwili krzyczałam "Nie! nie pozwole sobie rozstac sie z Andrzejem". Apsik, masz racje. Musze przestac zastanawiac sie czy to nerwica czy nie. Nie wyobrazam sobie rozstania z Andrzejem, tzn moze i wyobrazam ale od razu łapie mnie pania, ja po prostu nie chce sie z nim rozstawac.

Bibusia2. to co Ci moge doradzic to natychmiastowe pojscie do psychologa, ja zwlekalam bardzo dlugo, ide dopiero jutro [mam nadzieje ze wreszcie nic nie stanie na przeszkodzie!] i wiem ze gdybym poszla wczesniej, nie byloby az tak zle... ! a mi sie wydawalo ze sama dam rade, ze moze to nie nerwica a ja bede psychologowi glowe zawracać. Po prostu idź, skoro tutaj jestes - masz to samo co my. a im dluzej bedziesz zwlekąc, tym wiecej durnych mysli zacznei podsuwac Ci glowa. A wtedy pogubić się i załamać bardzo łatwo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak jak mówisz konewko. Nie liczy się czy i w jakim stopniu to jest nerwica, liczy się tylko to co Ty chcesz. Pomimo, że jesteśmy pewni tego że chcemy być z naszymi połówkami to gdzieś muszą istnieć jakieś wątpliwości. Trzeba je znaleźć i "zrozumieć" jako zwykłe wątpliwości, które zawsze towarzyszą człowiekowi przy bardzo wielu wyborach ( tylko większość ludzi ich nie rozkłada na czynniki pierwsze ) albo wyplenić. Wierzę, że jest to do zrobienia. Powodzonka wam i sobie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i własnie o to chodzi moi drodzy!

Przyjmijcie jako aksjomat (czyli coś czego się nie podważa!!) to, że macie nerwice. To pierwszy krok.

Ważne jest to, czego chcecie. A skoro przez tyle czasu krzyczycie w sobie, że chcecie być z waszymi połówkami to musi coś znaczyć...

Miałam tak samo - codziennie kłóciłam sie z tymi myślami i jakby wbrew sobie mówiłam, że wolę zwariować przy Nim niż żyć bez Niego... jakby paradoksalnie, ale tego zdania się trzymałam przez całą chorobę. Prawdopodobnie, gdybym wtedy odeszła od mojego ukochanego, w pierwszym momencie odczułabym ogromną ulgę. Ale myślę, że nie na długo... Teraz jestem szczęśliwa i bardzo dumna z wcześniejszych moich decyzji, a nerwice traktuję, jak ścieżkę mojego dojrzewania do miłości... Nie uważam, że juz jestem w pełni dojrzała ;) ale na pewno wiele zrozumiałam i teraz dalszy etap jest już mniej emocjonalno-wykańczający - jest po prostu normalnie :)

 

Wiem, że wam się uda! Trzymajcie się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy od razu mozna sobie to wmowic? bo mi sie nie udaje. taka jestem spraralizowana myslami, ze nie umiem. wydaje mi sie ze Andrzej to obca osoba... Nawet wspomnienia czasow kiedy nie bylo tych glupich mysli, mi nie pomagają. Wczoraj byl u mnie a ja pomyslalam sobie ze on mi sie juz wcale z wygladu nie podoba, bo wiele mu brakuje do ideału. I ze przeciez nie byl moim wymarzonym mezczyzna, bo nie zakochalam sie od razu i nie byl w moim typie od pierwszego wejrzenia. I ciagle zamartwiam sie ze wmowilam sobie zakochanie. :( i co jesli tak jest?

macie podobne mysli?

 

ale wiecie co. nie obchodzi mnie to i tak... nie zostawie go, bo on mnie bardzo kocha i zasluguje na milosc. a ja i tak nie daję po sobie poznac ze nadal choruje. kiedys jak sie to zaczynalo to mialam wybuchy płaczu i paniki przy nim. a teraz juz to jest dla mnie normalne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Konewko pewnie, że "mamy tak". Pamiętaj, że tak naprawdę to nie jesteśmy z nimi bo oni zasługują na miłość czy są fajni czy jeszcze coś innego. Jesteśmy z nimi bo tego chcemy i robimy to głównie dla siebie, choć czasem z wycieńczenia przerzucamy "odpowiedzialność" na tę drugą osobę.

aspik jesteśmy z Ciebie dumni:). jesteś wielka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

konewkaa dzięki bardzo za radę.. byłam wczoraj u psychologa i troche mi ta wizyta pomogła.. z tym że moja psycholog twierdzi że zmarnuje sobie życie z moim chłopakiem, ja tak nie uważam.. on ma problem z narkotykami;/ i cały czas mi mówi że mogłabym mieć każdego i takie tam.. w końcu powiedziałam jej że nie chcę już tego słuchać.. mówiła mi też że jestem dla niego nie ważna, a to ja to wiem najlepiej bo wiem że on mnie bardzo kocha i mu na mnie zależy. dlatego go nie zostawie z powodu jej gadania.. nigdy w życiu on jest sensem mojego życia!! w końcu psycholog mi powiedziała że jesli go kocham to dla jego dobra mam mu pomóc wyjść z nałogu, bo do tej pory to akceptowałam i taki mam zamiar..

 

konewkaa ja też tak miałam że nie zakochałam sie od razu tylko dopiero po jakimś czasie znajomości stwierdziłam że go kocham, potem byłam zakochana masakrycznie mocno.. nie umiałam sie nie spotykać z moim chłopakiem przez dwa dni, normalnie byłam cała załamana, a ja jak wyjeżdżał na 5 dni do pracy leżałam cały czas w łóżku i płakałam.. nigdy nie sądziłam że zakocham sie akurat w nim skoro podobali mi sie zupełnie inni faceci, a tu jednak.. no i własnie od jakiegoś czasu przez gadanie mojej psycholog zaczęłam sie zastanawiać cz aby na pewno go kocham i to było straszne.. jak mogłabym go przestać kochać!! nie rozumiem... aż w końcu gdy przeczytałam to forum to sie troche uspokoiłam, że nie tylko ja mam takie głupie mysli.. wczoraj gdy spędziłam pół dnia z moim chłopakiem to rozwiało w jakimś stopniu moje wątpliwości co do moich uczuć..

ja sie juz zaczełam zastanawiać w jaki sposób z nim zerwać a jednocześnie wiedziałam że nie dałabym rady tego zrobić bo za bardzo go kocham..

czasami sama nie wiem co czuje, co mysle, po prostu sie w tym gubie.. ale jakoś sobie staram z tym radzić..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×