Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kto z was jeszcze wierzy w miłość?


Rekomendowane odpowiedzi

wierze. nie ma w co nie wierzyc. to normalne zjawisko, abstrahujac juz nawet od fizjologii. wszedzie jej pelno. wystarczy sie rozejrzec. to chyba... na pewno najlepsze uczucie na swiecie. zdarza sie wcale nierzadko, choc niektorych, z roznych powodow nie dotyka. mnie dotknela 3 razy, z czego w 2 odbilo mi zupelnie, a 1 z powyzszych byl bardzo dla mnie niezdrowy. wyjatkowo. w jednym rzucilem studia i przeprowadzilem sie na drugi koniec Polski. nie zaluje. a niech wpadne pod tira, byleby poczuc ja jeszcze raz przed przejsciem przez ulice. jestem monogamista, romantykiem (wbrew pozorom taki gatunek wystepuje w przyrodzie) i milosci z wszystkiego co wystepuje na swiecie brakuje mi najbardziej. moja terapeutka mowi, ze jestem w srodku, pod ta cala najezona skorupka, takim malym niedokochanym, opuszczonym chlopcem. poczatkowo sie buntowalem, jezylem kolce, ale miala racje. chlopiec przechodzi ostatnio dosc szybka metamorfoze, wiec moze niedlugo bede duzym lecz wciaz troche niedokochanym mezczyzna. chlopiec sie boi. milosc istnieje. wierze w milosc. i - ze tak sie wyraze - mila by byla milosc. na razie czekam. czekam i wypatruje. moze za miesiac, moze za rok, moze jak juz zaczne siwiec i marszczyc sie, ale wiem, ze w koncu znow mnie odwiedzi. viva l'amour!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po prostu maciek, porównanie miłości do choroby wydaje mi się bardzo trafne. Rzeczywiście ten stan potrafi porażać nasz (a przynajmniej mój) mózg. W chwilach spełnienia, bliskości z tą osobą, odwzajemnienia jest to jak totalny odlot, zalanie mózgu serotoniną. A w przypadku niespełnienia/odstawienia człowiek czuje się na głodzie. Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy moje życie nie byłoby lepsze bez żadnej miłości. Choć może byłoby uboższe. Ale znowu nie poznałabym tego stanu, który jest jak ostateczne szczęście i najgrubszy odlot. Niestety nie trwa on wiecznie i potem przychodzi przyzwyczajenie, rutyna, ale bliskość emocjonalna ciągle pozostaje. Przynajmniej przez jakiś czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po prostu maciek, porównanie miłości do choroby wydaje mi się bardzo trafne. Rzeczywiście ten stan potrafi porażać nasz (a przynajmniej mój) mózg. W chwilach spełnienia, bliskości z tą osobą, odwzajemnienia jest to jak totalny odlot, zalanie mózgu serotoniną. A w przypadku niespełnienia/odstawienia człowiek czuje się na głodzie. Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy moje życie nie byłoby lepsze bez żadnej miłości. Choć może byłoby uboższe. Ale znowu nie poznałabym tego stanu, który jest jak ostateczne szczęście i najgrubszy odlot. Niestety nie trwa on wiecznie i potem przychodzi przyzwyczajenie, rutyna, ale bliskość emocjonalna ciągle pozostaje. Przynajmniej przez jakiś czas.

Dokładnie.

Niektórzy w ten serotoninowy-adrenalinowy nałóg wpadają głęboko stąd zmieniają partnerów dla wiekszej podniety i by etap zakochania dajacy najwiekszego haja trwał jak najdluzej :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po prostu maciek, bo to zalezy co komu pasuje...tyle ze czasami trzeba umiec rozdzielic zauroczenie i euforie szczegolnie na poczatku zakochania od milosci. Ja jestem z moim mezem 5 lat i coraz bardziej go kocham :) i wzajemnie. Ale nie zyje w stanie wiecznej euforii, to jest zupełnie inny poziom :) ale taki ktorego zycze wszystkim ludziom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po prostu maciek, bo to zalezy co komu pasuje...tyle ze czasami trzeba umiec rozdzielic zauroczenie i euforie szczegolnie na poczatku zakochania od milosci. Ja jestem z moim mezem 5 lat i coraz bardziej go kocham :) i wzajemnie. Ale nie zyje w stanie wiecznej euforii, to jest zupełnie inny poziom :) ale taki ktorego zycze wszystkim ludziom.

Zauroczenie jest najsłabsze i mija dość szybko. Zakochanie też jakoś tam w końcu się kończy.

Miłość szybko się nie kończy. Stąd powiedzenie "Nawet stara miłość nie rdzewieje". 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po prostu maciek, porównanie miłości do choroby wydaje mi się bardzo trafne. Rzeczywiście ten stan potrafi porażać nasz (a przynajmniej mój) mózg. W chwilach spełnienia, bliskości z tą osobą, odwzajemnienia jest to jak totalny odlot, zalanie mózgu serotoniną. A w przypadku niespełnienia/odstawienia człowiek czuje się na głodzie. Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy moje życie nie byłoby lepsze bez żadnej miłości. Choć może byłoby uboższe. Ale znowu nie poznałabym tego stanu, który jest jak ostateczne szczęście i najgrubszy odlot. Niestety nie trwa on wiecznie i potem przychodzi przyzwyczajenie, rutyna, ale bliskość emocjonalna ciągle pozostaje. Przynajmniej przez jakiś czas.

Dokładnie.

Niektórzy w ten serotoninowy-adrenalinowy nałóg wpadają głęboko stąd zmieniają partnerów dla wiekszej podniety i by etap zakochania dajacy najwiekszego haja trwał jak najdluzej :mrgreen:

Tak a wiesz jak wielu ?aż byś się zdziwił..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłość to wielka sprawa. Ale nie chodzi o uniesienia, zakochanie i pożądanie (chociaż to też jest jakiś tam składnik miłości). Miłość nie jest związana z emocjami. Miłość to decyzja, że się chce z kimś być i ta druga osoba staje się najważniejsza na świecie. Miłość to spokój, poczucie bezpieczeństwa i wsparcie. Myślę, że dla kogoś, kto ma problemy z psyche, miłość jest czymś ważnym.

Powiem, co było dla mnie największym wyznaniem miłości: kiedy miałem bardzo zły czas, zupełna rozsypka, negacja wszystkiego – ona siedziała ze mną całą noc, przytuliła mnie do siebie i mówiła do mnie, opowiadała mi bajki. Może nie rozumiała, co się dzieje tak do końca, ale była. Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie najważniejsze było, że w takim momencie, nie jestem sam, nie czuję się samotny. Może gdyby jej nie było, pomyślałbym, że nie chcę żyć – a dla niej mogę i chcę zawalczyć. A drugi przykład takiego „wyznania miłości” – kiedy ta bliska osoba nie brzydzi się na przykład umyć partnera, który sam nie może tego zrobić, bo jest chory, po wypadku. Dla mnie to właśnie znaczy miłość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli oddaje Ci swoje wnętrze, trzeba to docenić! Najtrudniej jest zdobyć to, co jest w środku... :roll:

To prawda ale coż miłość prawdziwa nie jest łatwa,dlatego też taka cenna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To prawda ale coż miłość prawdziwa nie jest łatwa,dlatego też taka cenna.

 

Heh, to było do my_name i odnosiło się do kota. :D Nie mogłem jednak już edytować, gdyż za późno tu zajrzałem. No ale przekaz, jak widać, jest uniwersalny. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nicholas1981, czasem wystarcza sama obecnosc, nic wiecej. swiadomosc, ze mozesz liczyc na druga osobe. taka swiadomosc sprawia, ze nawet gdy nie ma jej w poblizu, ty czujesz sie bezpieczniej. troche abstrahujac od tematu samej milosc, to - dla mnie - jednym z wyznacznikow bliskosci jest umiejetnosc niczym nieskrepowanego milczenia we wzajemnej obecnosci.

 

my_name, to faktycznie prawdziwa milosc. jakis facet juz Ci rzygal na lozko? :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×