Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja objawy


richi

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Mam 18 lat i od pół roku notoryczną niechęć do życia. Właściwie ataki kilkudniowego przygnębienia miewam od 2005 roku. Początkowo dołowałam się z powodu nieakceptacji przez otoczenie, uważałam, że jestem brzydka, beznadziejna, teraz tez tak jest, ale w mniejszym stopniu, gdyż spotkałam chłopaka i jesteśmy ze sobą półtorej roku. Ale od jakiegoś pół roku praktycznie non stop jestem, zdołowana, nic mnie nie cieszy. Najgorsze z najgorszych jest to, że dla mnie nie istnieje teraźniejszość, dla mnie albo coś było albo będzie. Wszystko kończy się za szybko, nie potrafię tej chwili wyłapać i cieszyć się nią. Czuję się również jak zamknięta w jakieś szklanej kuli, jakbym mogła dookoła wszystko obserwować dokładnie, ale nie mogłabym tego dosięgnąć, dotknąć. Nawet, gdy mój chłopak mnie przytula czuję się jakbym była od niego całe kilometry:/ to jest po prostu straszne. Kiedy o tym myślę (a rozmyślam często, nie potrafię się na niczym skupić, bo ciągle rozmyślam) zaczynam płakać, potrafię przepłakać kilka godzin, po których zazwyczaj jestem wykończona, pieką mnie oczy, boli głowa. Czasem czuję sie tak potwornie, ze nie wiem, co ze sobą zrobić. Bywa ze przygnębienie przeradza się w agresję, wtedy potrafię bić rękami, głową o ścianę, czasem tnę się po wierzchniej stronie nadgarstka. Żeby rozładować emocje. Kiedyś robiłam to częściej teraz mniej ze względu na chłopaka, który o tym wie i czasem prawie płacze jak widzi, że się pocięłam. Staram się, więc nie ciąć właśnie dla niego. Co do rozmyślań... Myślę prawie ciągle, o egzystencji. Nie obchodzą mnie przyziemne sprawy, boję się śmierci. Boję się, że umrę, że zostawię mojego chłopaka albo odwrotnie. Nie chcę się zestarzeć i umrzeć, nie chcę dnia, w którym ostatni raz spojrzę na niebo, na piękno świata. Wiem, że to nieuniknione, ale nie chciałabym odejść sama. Boję się tego panicznie. Czas dla mnie leci tak szybko, ze boję się, że pewnego dnia się obudzę i będę juz stara i będę wiedziała, że mój czas się kończy. Najbardziej jednak martwi mnie to, że jeśli miałabym umrzeć to z moim chłopakiem. Jeśli on były chory i umierający ja byłabym gotowa popełnić samobójstwo by tylko z nim razem odejść. On jednak nie popiera mojego zdania. Jest załamany moim tokiem myślenia. W ogóle kochamy się, ale nie rozumiemy do końca. On myśli 'przyziemnie' o swoich zainteresowaniach, o szkole, pracy, przyszłości, rodzinie. W zasadzie razem marzymy o wspólnym życiu. Ale po chwili uśmiechu przechodzi mnie myśl, ze i tak to sie skończy. Bywa tak, ze potrafię wpatrywać się w jedno miejsce, rzecz, roślinę, zwierzę, zjawisko, ludzi przez długi czas i rozmyślam, dlaczego tak jest. Najgorsze jest to, ze zastanawiam się jak to jest ze ja, właśnie ja potrafię myśleć, ja widzę, ja czuję, ja słyszę. Nie potrafię tego pojąć, cały świat i całe życie jest dla mnie nie do pojęcia. Nie potrafię sobie wmówić ze tak po prostu jest i już. Gdy dostaje 'ataku' przygnębienia zazwyczaj jestem zupełnie sama, (bo wtedy rozmyślam) i bardzo chciałbym by mój chłopak był przy mnie. Rzadko jednak dzwonie do niego czy pisze, ze jest mi źle. Nie lubię się tym chwalić, chcę to przeczekać sama. Właściwie poza moim chłopakiem nikt nie wiem o moich problemach. Kiedy jednak zdecyduję się i on do mnie przyjdzie wszystko przechodzi jak ręką odjął. Nie myślę, zajmujemy się sobą. A jak wychodzi... Wszystko wraca z powrotem:/ Najgorszy okres mam jednak teraz. Jestem w klasie maturalnej. Nie potrafię skupić się nad nauką, jak już się czegoś nauczę za kilka dni zapominam. Płaczę z tego powodu, nie potrafię się skupić. Czuję, że nie zdam matury tak jakbym chciała. Że nie podołam z tym. W dodatku mój chłopak jest w technikum (ten sam rocznik, co ja) on ma teraz luzy, ma na wszystko czas. Jest aktywny, działa w harcerstwie, jeździ na biwaki, gra na gitarze, ma od czasu do czasu próby ze znajomymi. To są jego dwa zajęcia, które uwielbia. Ja nie mam nic. Uważam ze do niczego się nie nadaję, ale to, dlatego ze choćbym chciała nic mi nie wychodzi. W ogóle nie wiem, czym mogłabym się zająć, nic mnie nie cieszy. Niczego nie potrzebuje z rzeczy materialnych. Na niczym mi nie zależy. Zdarza się ze mu zazdroszczę. Tego, ze może się czymś zająć, ze ludzie go lubią (jego drużyna harcerska, ma fajna klasę, kumple z prób), ja mam tylko Jego. Mam znajomych, ale oni maja mnie w dupie, spotykamy sie tylko na imprezach, nawet z nimi specjalnie nie gadam. Miałam przyjaciółkę... Ale odkąd jestem z moim chłopakiem nasze stosunki pogorszyły się, nie zwierzamy sie juz sobie jak kiedyś, jesteśmy jak zwykle koleżanki. Nie lubie o ty myśleć, nie chcę zazdrościć własnemu chłopakowi, ale jednak zazdroszczę:/ Jeśli o mnie chodzi ja lubię fotografię, jednak moje zdjęcia muszą mieć głębie, muszą cos przekazywać. Zazwyczaj są smutne, w szarych kolorach, albo czarno białe, albo przedstawiajże jesień. Odzwierciedlają moją psychikę. Tak samo jest z muzyką, ostatnio ciągle słucham tylko dołujących smętów. Postanowiłam napisać na tym forum, bo czuję się juz bezsilna. Jest ze mna coraz gorzej, coraz mniej siły mam na walkę. Na pewno jednak nie popełnię samobójstwa, bo panicznie boję się śmierci. Dlatego tkwię w beznadziejnej sytuacji bez wyjścia. Nikt nie potrafi mi pomóc, a właściwie jak nie wiem jak ta pomoc musiałaby wyglądać. Mój chłopak mówi, mi ze chciałby mi pomóc, ale nie wie jak, pyta mnie o to. Ja też nie umiem mu na to pytanie odpowiedzieć. Proszę pomóżcie. Bo takie życie jest straszne:( Nie chcę tylko ciągle płakać, chcę cieszyć się z tym co mam. Być szczęśliwa. Na razie wizyta u psychologa odpada, nie chce o tym informować rodziców, a sama nie mam na to pieniędzy. Dlatego z wielką prośba o pomoc zwracam się do was...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

najmniejsza, Przedewszystkim musisz sobie odpowiedziec, na to co faktycznie stracilas, sama napisalas "Straciłam wszystko na czym mi zależało." Ja mam podobnie, tzn myslalem ze mialem wszystko, a teraz mam nic.. zwiazek, plany itp. wszystko szlag trafilo, no i ten stan. Nie chce sie nic robic, najlepiej to nie wychodzc z domu, uciec w swiat internetu.Tyle za ja niestetmy nie mam znajomych gdzie wlasnie teraz przebywam, wiec nikt tego nie widzi, (dzieki Bogu) Ale tak sie nieda, mimo ze dociera do mnie to, to nie robie nic w tym kierunku ze bedzie lepiej. Mysle, a raczej wierze w to ze kiedys to minie...tak jak u Ciebie. Musisz tylko odnalesc to co stracilas, na czym Tobie zalezalo. Moze wlasnie Twoja druga polowka. Wiem ze to trudne, dlatego nie musisz nawet odpowiadac, wystarczy ze odpowiesz to swojemu sercu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, to nie chodzi tylko o związek. To prawda, odszedł Ktoś ale przy okazji posypało mi się bardzo zdrowie, niedługo kolejna operacja, przez pobyty w szpitalach zawaliłam dwa kierunki studiów. I naprawdę nie mam nic. Ja jestem w tej mało komfortowej sytuacji że to co się ze mna dzieje widza wszyscy i się dziwią ;) bo mówią że TAKIEJ mnie nie znali. I że mam się zebrać "do kupy". A ja nie umiem. Zaczęłam się bać że coś sobie zrobię. W piątek idę do psychiatry, poprosze go cokolwiek, byle zabiło ten smutek. Śmieszne, zawsze byłam przeciwniczką leków (od 4 lat jestem posiadaczką nerwicy lękowej i daję radę bez prochów) ale to teraz jest o niebo, a raczej o piekło gorsze. Zaczęłam się znowu bać że jednak jestem nienormalna. Tak bardzo nie widzę sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

najmniejsza, Nie widzisz sensu a jednak jestes :) Nie wiem tak naprawde co poradzic, jesli chodzi o studja to przeciez zawsze mozesz zaczac od nowa. Kwestia tego, czy Ty czujesz sie na tyle na silach, aby to zrobic. Mam nadzieje ze jednak krzywdy tym sobie nie zrobisz. Pamietaj, sa ludzie ktorzy takrze Ciebie potrzebuja. Wystarczy ze otworzysz oczy. A smutek moze sam wtedy przejdzie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najmniejsza, jak to czytam to jakbym widział siebie. Jestem chyba od Ciebie starszy więc już przeżyłem pewnie więcej takich cykli "źle-beznadziejnie-lepiej- może być- euforia i radość - beznadzieja - itp". Kiedyś uprawiałem sport i kiedy zostałem zaproszony do kadry Polski, okazało się że czeka mnie operacja. No i wszystko we mnie upadło, bo mimo że ten sport traktowałem amatorko, to on zawsze był i jest ważny bo daje właśnie ogromną satysfakcję i samozadowolenie. Walczysz z sobą, musisz się zmobilizować, a im bardziej nie chciało Ci się pójść na trening, to tymwiększa jest satysfakcja potem kiedy już się tam dowlokło i dało z siebie wszystko. No więc popadłem wtedy pierwszy raz w ten stan kiedy nie chciałem żyć. Coś umarło we mnie ten pierwszy raz. Studiowałm dalej, poznałem moją obecną żonę. Wszystko było znów wspaniałe. No nie do końca bo musiałem dać sobie ze sportem na jakiś czas, ale za to odnalazłem coś innego. Jednak już po 3 latachmałżeństwa zaczęło mnie toczyć od środka coś co opisujesz. Ale los wtedy wysłał nas zagranicę na rok. Był to wspaniały rok, dał mi poczucie wartości i mogłem wrócić i wydawało się że już mnie nic nie ruszy. Ale zaraz po powrocie urodził nam się drugi syn i jednocześnie pojawiły się kłopoty w pracy. I znowu to samo. Poczucie zagrożenia i niemoc. Potem stres w pracy i nieustanne poczucie zagrożenia doprowadziły mnie do tego że musiałem już zażywać lek. Padło wtedy to magiczne słowo "depresja". Najgorsze jest to że żona absolutnie tego nigdy nie rozumiała. Zawsze tylko uważała że przesadzam bez powodu, za bardzo się zamartwiam i powinienem wziąć się w garść. Ona nie chciała zrozumieć i nie rozumie nadal że to jest choroba i jak fatalnie to działa. No i zepsuło się między nami. Jakoś przeżyłem biorąc lek. Ale teraz po 2 latach od zaprzestania zażywania znów jest źle i widzę że sobie nie poradzę. Jest kilka bardzo ważych rzeczy na które nie mam wpływu.

Ale opowiadam Ci to żeby zwrócić uwagę na jedną rzecz. W naszym przypadku jest tak że przez ten stan nie mamy ochoty ani siły żeby sobie pomóc. Ale są takie momenty kiedy czujemy się lepiej i odzyskujemy chęć do działania. I to w tych momentach wiedziałem że mam na krótko szansę zastanowić się realnie co powinienem zrobić żeby znów - kiedy pojawi się ten podły stan, bo wiadomo że się pojawi - zminimalizować jego wpływ na moje samopoczucie. Czyli co wtedy powinienem robić, może gdzie być albo z kim, albo w jakiej pracy - żeby było łatwiej się wyzwolić. Zawsze najbardziej dołowała mnie praca, poczucie zagrożenia wiedząc że mam do utrzymania rodzinę. No więc kiedy umierałem z przygnebienia wiadomo że nie miałem siły niczego tu zmienić. Ale kiedy się wreszcie udało wszelkimi sposobami na chwilę odzyskać optymizm, próbowałem usunąć ten czynnik. No więc tym sposobem byłem kiedyś rok zagranicą, odbiłem się mocno od dna. teraz też jestem zagranicą. Odbiłem się na samym początku, złapałem bardzo mocny wiatr w żagle. Ale pojawiłysię bardzo poważne inne problemy i teraz nie widzę rozwiązania. No więc cierpię, widzę rzeczy na pewno czarniej niż one wyglądają. Staram się walczyć z tym uczuciem. Ale nie starcza sił bo nie widze opcji. Kiedy są opcje to można właśnie wykrzesać trochę zapału i skorzystać z nich. No więc może znowu Lexapro.. Ale walczyć trzeba. Ja akurat muszę, bo mam żonę i dzieci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krissi, mam tak samo jak ty jeśli występują takie chwile że jest lepiej od razu biorę się do działania aby poprawić sobie byt ale co z tego jak to tak szybko mija i wraca do poprzedniego stanu Ciężko jest wrócić do normalności Myślałam że praca poprawi mi samopoczucie ale niestety tak nie jest pracuję bo muszę czasami jest lepiej a czasami gorzej Tylko skąd wziążć tu siły i motywację do dalszej walki jak depresja góruje nad wszystkim :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no jest tak niestety:(.. wiem o tym. i wtedy sobie zadaje to pytanie to po co ja właściwie żyję skoro muszę się przekonywać na siłę do tego że powinienm.. tylko że dla mnie już za późno na takie rozważania, bo mam rodzinę i dla nich muszę to wszystko robić. Kiedyś było lepiej, ale teraz mnie to właśnie dopadło i choć staram się sprzężyć z całej siły, to coś mnie tak jakby zjada od śodka. Ale na pewno żeby walczyć z tymi myślami, to trzeba sobie narzucić na siłę dyscyplinę. Starać się przewidywać i nie dawać się wystawiać na takie sytuacje które wiemy że nas zdołują na maksa. Wiadomo że czasem się to nie udaje, ale często jest to możliwe. No więc kiedy nie mam ochoty na nic i kiedy w tym "niemaniu ochoty" zmuszę się żeby zrobić zaplanowany trening, i zrobię to, to potem czuję ogromną satysfakcję. Z pracą jest podobnie, ale tu jest gorzej bo często nie można obiektywnie ocenić tego czy zrobiliśmy swoją robotę dobrze. No i można się załamać kiedy akurat naszym szefem jest zwykły dupek..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj doskonale Cie rozumiem Mike, ja też nie znosze, gdy mi ktoś przerywa, siedząc w kilka osób. Wtedy zwykle przestaje ich słuchać i zaczynam mamrotać coś w stylu "oj, jak ja lubie z wami rozmawiać, fajnie,że mnie słuchacie,itp" mamrocze tak przez chwile, aż mnie usłyszą i robi im się głupio:) Nie jestem obywatelem 2 kategorii! Rób swoje, to co cie interesuje, nie zważaj na innych. Skoro 3 razy nie udało Ci się zabić, znaczy się, że powinieneś żyć!

Mam też znajomego,powiedzmy Pawła, on właściwie żyje w cieniu swojego kumpla, niby są nierozłączni,razem łażą na imprezy, itd. Jednak kiedy Paweł zaczyna coś mówić, zadowolony, że tamten się już zamknął, niepohamowana jadaczka znowu sie otwiera i zaczyna przekrzykiwać Pawła, który nawet jeśli skończy mówić, to się mota i nic ciekawego nie wychodzi. Może powinieneś znaleźć kogoś, kto zacznie Cie słuchaC? Nie moższ sam zaniżać własnej wartości! Gorąco pozdrawiam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Odrazu mówię, że jeśli umieściłem ten temat w złym dziale to przepraszam i proszę o jego przeniesienie, ponieważ nie znam się "w tym fachu". Mam duży problem. Byłem napastowany przez rówieśnika, z początku mi to nie przeszkadzało, natomiast później wyszedł z tego jakiś dziwny lęk. Wtedy się tym nie sugerowałem, nie myślałem o tym, cieszyłem się. Aż pewnego dnia jakby "coś przekroczyło granice w mojej psychice", i zacząłem się lękać co będzie jutro w szkole. Ale to już raczej minęło, z tym rówieśnikiem nie mam już kontaktu. Ale mam wrażenie, że to co sie ze mną dzieje to następstwa tamtego przypadku. Mianowicie, mam 15 lat, i boję się rówieśników, najbardziej na WF. Boję się w sferze fizycznej, ale jeszcze bardziej psychicznej, a mianowicie że coś o mnie powiedzą, poniżą mnie. W dodatku jestem beznadziejny z WF'u, a dziewczyna która mi się podoba jest świetna. Czasami mam nawet wrażenie, że się ze mnie śmieje. Boję się do niej podejść, bo mam niesamowicie niską samoocenę (co ze mnie za chłopak, boję się nawet mniejszych od siebie, jestem beznadziejny z WF'u), pozatym niepokoje sie co powiedzą inni. Co będą na ten temat mówić. To jest przykład, a przypadków jest wiele. Dajcie jakieś rady :(

 

P.S. Byłem wiele razy u psychologa w przychodni FALCK w Krakowie, (sam podchodzę z Zielonek), ale przestałem chodzić bo to dużo kosztowalo a straciłem nadzieję, bo wszystkie te wizyty nici pomogły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bym powiedział, jak zaczną się czepiać fizycznie to im dop*erdol, bo masz prawo do samoobrony. I radzę popracować nad samooceną bo to bardzo ważne. Nie można się dać złamać bo raz im pokażesz słabość to będziesz miał przejechane na całej linii. Tak więc samoocena to podstawa, masz powody do niskiej samooceny? Druga sprawa to samoobrona :mrgreen: Ja nauczyłem się przez kilka lat że nawet jeśli mam wpierdol dostać, będę miał połamany nos, szczękę stracę zęby i będzie boleć, no w najgorszym przypadku mnie zabiją ale za to będę mógł powiedzieć że się broniłem. Raz się żyje nie można sobie dać spieprzyć życia szujom. Więc broń się. Dobra bo ja tutaj odbiegam od tematu trochę xD wiesz ze mnie to taki zabijaka trochę wyznaję filozofię, że w każdej chwili mogę umrzeć więc staram się być najlepszy xD anyway nie dziwię się twoim lękom, to po prostu jest paranoja bo nieprzyjemnych przeżyciach. Ja bym ci polecił jakieś kusy samoobrony, tyle że pieprzyć judo, czy aikido, idź na sztuki walki które włączają atak, najlepiej kick-boxing, boks, może zapasy. Ja osobiście łączę kick-boxing z karate styl kyokushinkai. To podnosi pewność siebie i samoocenę. A i chrzanić WF co to w ogóle za stereotyp, że facet w szkole musi być dobry z WFu żeby być kimś. Ja byłem do dupy z WFu i jakoś sobie radziłem xD Nie wiem czy to co napisałem ma sens bo proch mnie z deka otępiają ostatnio to może walnę podsumowanie: Popracuj nad samooceną i pewnością siebie (możesz się zapisać na kursy sztuk walki), i nie daj sobie dokopywać. Pozdrawiam, jak masz pytania to pisz ;) czy na PMa czy tutaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Serdecznie ci dziękuję Tomek, troche mnie podbudowałeś psychicznie. Chodziłem na Aikido, ale to za przeproszeniem gówno daje, więc jutro jadę zobaczyć trening "czegoś mocniejszego", czyli BJJ. Co do tej paranoi, to czy to minie bez pomocy psychologa? Np. Jak wyjdę z gimnazjum do LO? A, a co do bicia, to mam coś jakby "psychiczną blokadę". Zawsze, jak chcę się postawić, to tak skacze mi ciśnienie, odrazu myślę, że się skompromituję itp., pozatym fatalnie się biję, dlatego jutro jadę zobaczyć na BJJ.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tzn. masz obawy przed uderzeniem drugiego człowieka? Gdy dochodzi do jakiegoś starcia, to drżą ręce, uginają się nogi?

 

.Tomek Ci dobrze radzi, wysiłek fizyczny, sztuki walki, siłownia pozytywnie wpływają na różne sprawy. Ja np. wolałem dostać w pysk niż oddać komuś choćby złotówkę na początku LO, bo wiedziałem, że potem będę oddawał pieniądze stale i będę gnębiony, ale różni ludzie mają różne podejście. U mnie po mocnym urazie fizycznym i rozpoczęciu ćwiczenia sztuk walki+siłownia, to trochę za daleko poszło i sprawianie bólu dawało mi radość, co prawda mam to już za sobą, ale od roku depresja ehh ;/

 

Masz 15 lat, wszystko przed Tobą, o ile dobrze pamiętam to Saleta bardzo późno zaczął trenować kick-boxing ;)

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej hej bardzo dobrze leć na BJJ, też miałem tego podstawy i dobra to sprawa, można skutecznie oponenta w kleszcze złapać i połamać parę kości czy stawów. Gwarantuję że jak jeden to zobaczy to raczej mu się odechce, dowiedz się co i jak i wporzo będzie. A ta "blokada" do chyba najstarsza rzecz w świecie. Po prostu załap podstaw trochę na treningach i jak ktoś cię zaczepi to nie myśl tyko rwij na niego od razu. Jak w pier*ol dostaniesz to będzie po prostu nowa lekcja. I pamiętaj nie próbuj podczas walki ulicznej kierować się zasadami z ringu, bo tu nie ma zasad jedziesz w krocze, atakujesz oczy, gardło słabe punkty inaczej mówiąc jeśli jest ich więcej. Jeśli to walka sam na sam to nie przesadzaj żeby kogoś nie zmasakrować. Bierz pod uwagę, że przeciwnik też może coś trenować i ogólnie nie staraj się wykonywać wszystkiego perfekcyjnie, chcesz zadać przeciwnikowi dużo szkód ale chcesz ponieść jak najmniej więc chroń słabe punkty. Taka złota zasada. I nie bój się dostać w twarz parę razy najwyżej pokrwawisz i tyle. Co do paranoi to ja ją miałem od chyba 6 klasy i mam do tej pory więc łatwo się tego nie pozbędziesz raczej. Myślę że jest wskazane być trochę paranoikiem to zawsze cię dodatkowo ubezpiecza jako że jesteś ostrożniejszy poruszając się na ulicy ale co za dużo to nie zdrowo. Jeszcze jedna rada, radzę ci mieszać style walk bo dużo idzie z tego wyciągnąć, więc jak masz okazję to mieszaj. Co do wysiłku fizycznego to na początku możesz mieć problemy jeśli nie masz dobrej kondycji ale szybko załapiesz. U mnie na treningu ludzie którzy trenują po kilka lat czasami z wysiłku wymiotują (włączając mnie xD) ale tu chodzi o ducha. Mimo że rzygasz i nie masz już siły to zawsze staraj się pociągnąć tej jeden kroczek dalej. Pozdrawiam i powodzenia. I ponownie przepraszam jeśli mój post jest napisany trochę chaotycznie ;)

 

---- EDIT ----

 

Hans, wiem co mówisz, też jak komuś sprawię ból to mnie to sprawia przyjemność, skąd się to wzięło? No cóż...najczęściej ten ktoś się o to prosi :twisted::twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jedno pytanie retoryczne, czy myślicie że dziewczyną podobają się tylko faceci, którzy są dobrzy z WF'u? (Ogólnie jestem lubiany, nie jestem tzw. "chuchrem") :P

 

Co do Hansa, to podczas walki drżą ręce, uginają się nogi i dochodzi jakby lęk w piersiach, splocie słonecznym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michał, przede wszystkim masz fajne imię ;)

 

Nikt nie musi być zaraz kimś ekstra z wf-u żeby zaimponować kobiecie.

Lubimy oczywiście czuć się bezpiecznie obok mężczyzn, ale to jeszcze nie oznacza, że musi być on najlepszym skoczkiem w dal ...

Może zapisz się na jakieś zajęcia poza lekcjami np. karate ? Tego uczysz się od podstaw, nie musisz być na początku alfą i omegą, a może się spodoba ? I może podbudujesz tym swoje myśli o tym, że fizycznie jesteś mało atrakcyjny ?

 

WF to nie wszystko ;) Wiem, że dziewczyny lubią piszczeć jak chłopcy grają na boisku, ale to nie jest wyznacznik 'fajności'.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michal222, te objawy podczas walki to po prostu ogromny zastrzyk adrenaliny xD ale to się da opanować z czasem. Jak już się dowiesz co i jak i będziesz miał pierwszy trening za sobą to opowiedz jak wrażenia. Co do pytania, to ja powiem że jeśli ktoś cię lubi tylko za twoje ciało, to mało o nim świadczy jeśli ktoś lubi cię za charakter znaczy że ma troszkę szersze horyzonty co dobrze o osobie świadczy. A dziewczyny są różne raz się trafi taka a raz inna. Pozdro. :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I ten trzaska.. Tak strasznie mnie to denerwuje... Jednak wydaje mi się, ze jestem przewrażliwiona. Często popadam w histerie, rycze o byle co, z byle powodu.. tak strasznie odczuwam, ze nikt kompletnie mnie tutaj nie rozumie.

Ostatnio pomyślałam, że wariuje. Po prostu. Albo jestem tak przewrażliona.. Naprawdę już tutaj nie wyrzymuje.Mówią,' jestem zmęczony, bo wróciłem z pracy'.. Ja też jestem zmęczona..!! Mam ochotę krzyczeć... I krzyczę, w myśli. NIkt nie słucha. Nikt nie słyszy.. Mam bliską osobę, bratnią duszę, kochanego chłopaka, któremu mogę powiedzieć wszystko, zdaje sobie z tego sprawę... Jednak niepotrafię. I w tym siedzi mój główny błąd. Nie potrafię mówić o rzeczach, które mnie męczą.. Tłumie to w sobie.. I nikt tak naprawdę nie wie co siedzi we mnie, z tej gorszej strony, z tej co mnie niszczy.

A to siedzi.. i nie maleje, lecz wyżera mnie od środka. Trace serce, dusze, a zaniedługo zniknę.

Czemu nie chce mówić? Nie wiem, z pewnością nikt by mi nie powiedział, że jestem taka zamknięta.. Nie chcę mówić, bo wydaje mi się, że jestem żałosna. I tak tego co piszę tutaj nikomu nie pokażę, bo nie widzę takiej potrzeby.

A to boli..

Naprawdę.

Gdy już chcę coś komuś powiedzieć po chwili stwierdzam że to nie ma sensu.

Próbowałam.

Lecz każde zdanie wymaga dokładnych wyjaśnień.. A i tak nikt nie zrozumie.

I tak siedze i pisze, a później wyrzuce do kosza.

No ale pisze. Najgorszą rzeczą we mnie jest moją nienawiść do samej siebie. Nienawidze siebie, brzydze się siebie i wstydze. Wszystkim i przed wzystkimi. Nie jestem osobą nieśmiałą, nie zwacam uwagi na to, co myślą, czy mówią inni ludzie, jednak przez tą nienawiść w ogóle nie jestem pewna siebie, nawet nie zatańczę przy nikim, bo się wstydze, nawet przy chłopaku. Czy to nie chore? I co najgorsze za to siebie najbardziej nienawidzę, za tą właśnie nienawiść.

I ten ból głowy. Codziennie, lub prawie codziennie.. nie do wytrzymania.

Wstaje rano z myślą, że chce umrzeć, kładę się z bardzo podobną. Nie wiem z zasadzie co jest gorsze... Poranki czy wieczory.

Czasami mam ochotę pozabijać ich wszystkich.

 

Nie wiem dlaczego to tutaj wysłałam.. Chyba mam nadzieje otrzymać anonimowe zrozumienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam sie czy ktoś tu zagladnie i w ogole odpowie na moj post ale mam nadzje ze tak chociaz tej nadziei mi ostatnio co raz bardziej brak.

 

Zaczne od poczatku ostatnio nie czuje sie najlepiej przychodzily mi mysli ze to moze byc depresja ale odganialam to bo tak naprawde to mis ei zdawalo ze depresja to cos powaznego ze mnie nie moze spotkac ze ja mam poprostu tylko jakiegos doła...i tak bylo dopoku nie przeczytalam akrtykulu o dziewczynie w depresji - pisala ze pomaly tracila do wszsytkiego checi przestala wychodzic z domu na poczatku rodzice wiedzieli ze opuszcza szkole bo sie zle czuje ale potem zostawala bez ich wiedzy az pewnego razy rodzice zabrali ja do szpitala okazalo sie ze to depresja. od momentu przeczytania tego artukuly zaczelam szukac cos wiecej informacji na ten temat i znalazlam i boje sie ze mnie tez meczy depresja ale boje sie o tym powiedziec komus ze mnie wysmieje ze szukam obie z igly widly...szukalam nawet jakiegos psychologa online ale wszyscy sa odplatni a ja nie mam jak zaplacic - sama nie mam konta bo mam dopiero niespelna 17 lat a nie chce nikogo wlaczac w moje kontakty.

no ale opowiem cos o tym co mi sie dzieje ....a wiec juz jakis czas temu czulam sie oslabiona krtew z nosa puszczala mi sie dosc czesto nawet po 2 3 razy dziennie bylam nawet u lekarza zrobilam badania krwi okazalo sie ze mam nie dobor zelaza ale ze to nie anemia.... przez ostatni czas ogole tez dosc czetsto lapie rozne choroby - preeziebienie itp...jestem tez oslabiona nie mam na nic sily, najchetniej bym spala caly czs .....rozpoczelam teraz nauke w noej szkole i na poaczatku bylo okej potrafilam sie mobilizowac do nauki i w ogole ale ostatnio juz nie moge wracam ze skzoly nie mam ochoty na anuke w suemie przeplączesie potem siedalam do nauki nie moge sie skoncentrowac mysle caly czs o czyms innymklade sie spac okolo 22 i obiecuje sobie za rano wstane wczesnij i sie pucze - zawsze mi to wychodzilo wolalam sie wczesnij polozyc i rtano jeszcze obudzic niz siedziec do 2 czy 3 w nocybo taka nauka mi nic nie dawala a teraz nie moge sie uczyc rano alebo zaspie albo bede przestawiac budzik az bedzie taka godzina ze ledwo zdarze do skzoly.... wczenij zawsze bylam wzorowa uczeninica a teraz nie widze sensu w nauce nie mam zadnych motywacji....nie mam zadnych zainteresowac , hobby ...zawsze lubilam plywac czy grac w siatke etraz najchetniej bym siedziala w lozku.....np dzis wstalam ubralam sie poszlam do kociola wrocilam pzrebralam sie w pizame i nawet nie wyszlam z opokoju tyle co do lazienki...do tego jeszcze ostatnio caly czas kluce sie z rodzicami czy bratem...przed wszystkimi gram ze niby wszsttko jest okej choc nie ejst....sa momenty kiedy jest niby dobrze nawet swietnie lecz coraz czescniej powraca smutek....prosze pomozcie powiedzcie co mam zrobic....boje sie porozmawiac z rodzicami bo zdaje mi sie ze wysmieja mnie i powiedza ze za duzo siedze przed komuterem zebym sie brala do nauki a nie gledze i szukam wymowek....

 

sorki za literowki ale nie mam sily tego poprawiac a pisze szubko.....prosze odpiszcie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Od dłuższego czasu chodzę bardzo późno spać w ciągu tyg. a w weekendy praktycznie nie śpię po nocach gdyż prowadzę bujne życie towarzyskie. Do niedawna dochodziły do tego używki jednak ostatnio postanowiłem całkowicie odstawić alkohol i marihuanę. Po 2 zarwanych nocach w pt i sob nawet gdy teoretycznie wysypiam się w ciągu tyg. mam fatalne samopoczucie psychiczne od samego rana zaraz po przebudzeniu. Odczuwam bardzo silne lęki. Wszystko wydaje się bez sensu. Boję się iść do pracy. Gdy już jestem w pracy jak teraz po jakiejś godzinie-dwóch samopoczucie się polepsza. Nieraz bardzo znacznie - pozostają jednakże straszne wahania nastroju od skrajnie pesymistycznej wizji przyszłości do okresów podwyższonego nastroju co jest bardzo męczące. W chwilach obniżenia nastroju pojawiają się myśli samobójcze i ogromne lęki, z kolei w podwyższonym nastroju jakoś wszystko wydaje się normalne choć czuję że gdzieś tam cały czas czai się lęk, który może zaatakować w każdym momencie. Mam tak od dłuższego czasu. Nie mogę sobie z tym poradzić. Bywa to straszne męczące. W tym tyg. idę zapisać się do psychiatry. zastanawia mnie czy jest to objaw depresji czy może jakieś dłużej trwające stany lękowe. Czy poprosić psychiatrę o jakieś leki antydepresyjne czy co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

anciax, tu ciężko jest pomóc. Psycholog to jest konieczność, i pewnie na jednej wizycie się nie skończy. Całkiem możliwe że to depresja, ale może tylko przemęczenie. Tak czy inaczej, warto z kimś o tym porozmawiać, tylko nie wiem jak pokonać "element rodzinny"- tzn, skąd masz wziąć kasę.

 

Nie masz możliwości poprosić o pomoc kogoś z dalszej rodziny, jakiejś cioci czy kuzynki? Możesz też isć państwowo, ale jest niebezpieczeństwo że będziesz czekać 3 miesiące na 15 minut swojej wizyty.

Może zadzwoń na jakiś telefon zaufania, wiem że tam mają kontakty do różnych fundacji pomagającym nastolatkom, na pewno współpracują one z psychologami. Najważniejsze to nie czekać - jeśli zawalisz szkołę, będzie jeszcze gorzej.

 

3maj się

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej...przywitałam się, i tam opisałam mniej więcej moje samopoczucie,ale tu zagląda więcej osób. pozwolę sobie więc przekopiować kilka fragmentów, jeśli ktoś by chciał przeczytać całość to wie gdzie szukać.

 

witam-wszystkich-t14858.html

 

"Wszystko zaczęło się jakieś 2, może 2 i pół roku temu. Zawsze najlepsza we wszystkim, spełniająca oczekiwania rodziców i nauczycieli. Nie pamiętam już dlaczego, zaczęłam sobie robić krzywdę. Nie, o pokoleniu emo nikt jeszcze wtedy nie słyszał, i nie chciałam żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. (...) Kilka miesięcy później znalazłam sobie kogoś. Miłość jak z bajki. Przez pierwsze dwa miesiące. I mimo, że związek trwał rok, to przez 10 miesięcy próbowałam się jakoś wyrwać z tego zamkniętego kręgu. W poczuciu winy, że krzywdzę ukochaną osobę, nie potrafiąc dać jej wystarczająco wiele miłości, przestałam jeść. 179 cm wzrostu, 60 kilo. 3 miesiące później, 49 kilo. Chciałam ważyć mniej i mniej... Bywało różnie - niejedzenie, kompulsywne ataki obżarstwa, bulimia. Gdy rodzice zauważyli, że coś jest nie tak, zaczęli mnie siłą dokarmiać, a ja nie miałam siły z tym walczyć... Wróciłam do poprzedniej wagi, nienawidząc każdego kolejnego grama, płacząc przy każdym wejściu na wagę, nie mogąc oglądać się w lustrze. Brałam garściami tabletki, mając nadzieję, że któregoś razu zasnę i się nie obudzę. (...) Objawy, takie jak: zniechęcenie, ciągłe zmęczenie, spanie po kilkanaście godzin dziennie, brak motywacji, zaniedbanie nauki, stosunków towarzyskich, koszmary, wciąż się pogłębiają. W tym roku zdaję maturę, i ciągle czuję, że zawodzę.

Płaczę co wieczór... w szkole jest jeszcze okej, ale wracam do domu i resztę dnia spędzam zupełnie bezczynnie. Wychodzę do łazienki spokojnie popłakać tak, by nikt nie widział."

 

Przepraszam, że takie długie, ale i tak skróciłam w stosunku do posta w linku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×