Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich!Jak dawno mnie tutaj nie było.Dlaczego znowu jestem?Coś pewnie zaczyna się ze mną dziać.Jakieś bóle,kłócia,lęki?

I ciągle te uczucie że się nie wyrobię,że mam mało czasu itd

Zaczynam biegać po specjalistach.Pewnie coś poważnego.Może już mam zejść z tego świata?Cholera,chyba trochę za wcześnie.

Co za uczucie...wizyta u psychiatry by mi się przydała...ale zwlekam bo leków nie chcę brać.Lepiej pobiegać po specjalistach i wykluczyć

zawał,raka czy guza.Cholerna nerwica!

Moja siostra która już to przeszła powiedziała by ,,błogosławiona nerwica,, a ja na to powiedziała bym:,,idiotka,,Co ona gada?

Ale zagłębiając się bardziej w mój stan myśle...ona ma chyba rację.Coś w porę kazało mi się zatrzymać,pomyśleć,przeanalizować moje życie.I co?

Muszę zmienić moje pojmowanie rzeczywistości,nauczyć się chodzić nową ścieżką,wyznaczać nowe cele.Kurcze,tylko ja nie potrafię.Jak wprowadzam zmiany. to na chwilę.

Czas uświadomić sobie że muszę nauczyć się żyć z tą cholerną nerwicą,że z tego się nie wychodzi.To praca nad sobą do końca życia.Wiadomo,można się wspomóc lekami ale czy to rozwiązanie?Jeśli nie ma innego rozwiązania to trzeba ale przy tym równolegle z terapią.

A skąd wziąć dobrego terapeutę?Takiego który nas zrozumie,pomoże,wyznaczy nowy punkt widzenia?Szukać,szukać i szukać.Może ktoś poleci.Do tego najlepiej wprowadzić metody relaksacji.Każdy wg siebie,bo każdy inny przecież jest.

To chyba tyle na dzisiaj w telegraficznym skrócie. :uklon::uklon::uklon: 3majcie się

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

patryk_22 co prawda niektóre choroby psychiczne są dziedziczne ( w dużej mierze) ale nerwica to nie choroba psychiczna więc nie dziedziczna. Przede wszytkim psycholog, który pomoże Tobie uwierzyc w siebie, własne sily, to ze jestes wartą i ważną osobą. Jakbys nie był nie było by Ciebie na świecie. Masz żal do matki, ale musisz jej świadomie i bez żalu wybaczyc. Trudne to ale bez tego nie ruszysz dalej, bedzie Tobie to caly czas uwierało, gdzies gnieździlo i wyjdzie wczesniej czy później.

 

Psychiatra jest tylko od tabsów, a pomaga psycholog ;) Oczywiście czasami znajdzie sie taki co pomoże uwierzyc w siebie, wytlumaczy dlaczego jest tak a nie inaczej.

 

Wydaje mi się że masz niskie poczucie wlasnej wartości. Uwierz w siebie i walcz o siebie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. u mnie zaczęło się od serca 3 lata temu potem wmawiałem sobie raka płuc, mózgu, SM, niewydolność serca, HIV itd. w moim szpitalu mnie znają wszyscy lekarze ... ;-) przez kilka msc. codziennie chodziłem że coś się dzieje ... w końcu się ktoś wkurzył i skierował mnie do szpitala psychiatrycznego gdzie diagnozę potwierdzono... ostatnio miałem częstoskurcz nadkomorowy i w końcu mnie przyjęli na oddział chorób wew. i co znów nic.. badania zrobione EKG w ostatnich 3 latach miałem chyba z 50 razy zrobione, badania krwi, moczu, błędne koło mam już dość od 3 lat nic z moim życiem nie daje się zrobić mam czasem wrażenie że mam całe ciało sparaliżowane i nie mogę się ruszyć ale jednak mogę wymaga to większego wysiłku co prawda ale daje radę najlepsze jest to że człowiek jest tego świadomy że jeśli byłby chory somatycznie to przez taki czas choroba by albo zabiła nas albo tak wyłożyła że nie było by wątpliwości że człowiek jednak umiera ... ale nie kaszelek jest to zaraz szukanie raka itd. dodatkowo miałem robione w zeszlym roku EEG itp. w sumie leki przyjmowałem i lęki się uspokoiły ale odstawiliśmy z moją Panią doktor ... po 6-7 msc od odstawienia choroba powróciła... co mam robić?... cały czas mam wrażenie że lekarze niestety popełniają jakiś błąd... w sumie nawet miałem atak w Warszawie a jestem ze śląska ... i tam też badania i nic nie wykazali żadnych argumentów że coś się może dziać ... proszę was pomóżcie mi bo nie wiem jak mam żyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj riko1989!

 

Jeżeli cierpisz na nerwicę, to leczenie farmakologiczne pomaga tylko na trochę, na jakiś czas. Potem istnieje duże ryzyko, że choroba powróci, co miało miejsce w Twoim przypadku. Co robić? Idź do lekarza psychiatry, do którego dotychczas chodziłeś i wspólnie rozważcie możliwość skorzystania z psychoterapii, która zapewnia leczenie przyczynowe. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam chciałbym zapytać jak długo może u mnie trwać nerwica po dopalaczach? Chciałbym dodać, że moje samopoczucie się polepsza.

Na tą chwilę pozostały mi tylko nocne kołotanie serca.Miałem nerwicę dość pogłębioną gdy nie wiedziałem co mi jest.W tej chwili wiem, że moje serce jest zdrowę i stwierdzona nerwica.Nie mam lęków już takich jak miałem bezpośrednio po zażyciu, w tej chwili tylko doskwiera mi kołotanie serca podczas zasypiania i czasami mam duszności.Lecz w tej chwili leczę się antybiotykiem na zapalenie gardła i zatok i lekarz swierdził, że duszności spowodowane są chorobą a nie nerwicą.Naprawdę moje samopoczucie jest dużo lepsze teraz bo wiem, że to nerwica.Najgorsze objawy jakie teraz mam to właśnie kołotanie serca i kucie w klatce czasem.Po prostu chce się dowiedzieć czy mi to kiedyś minie? Da się z tym żyć w tej chwili bo moje objawy już nie są takie drastyczne jak na początku, ale chciałbym całkowicie pozbyć się nerwobóli.Zażywam magnezb6 2x dziennie i piję melisę na uspokojenie.Popełniłem ogromny błąd, że

zapaliłem to dziadostwo i zrujnowałem sobie układ nerwowy w ten sposób.Chce dodać, że było to dwa miesiące temu i bezpośrednio po tym zachorowałem na zapalenie ucha środkowego i do tego czasu choruję.Brałem tonę antybiotyków, dość mocnych.Także one mi trochę rozregulowany układ nerwowy bo źle je tolerowałem, w tej chwili także biorę antybiotyk ale czuję się dobrze.Chciałbym dodać, że stany lękowe miałem największe 2 dni po zażyciu dopalacze, a później się pogłębiły przy antybiotykoterapi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgodzę się z panem całkowicie, po zapaleniu miałem ogromne lęki bo miałem wysokie tętno i dziwne szumy.

Nie palę tego, to był jednorazowy wypad.Do dziś żałuje, byłem u psychologa polecił mi psychoterapie.Dodam, że nie mam już jakiś ataków paniki, po prostu nerwobóle i kołotanie serca.Ataki miałem jak nie wiedziałem co mi jest, teraz wiem że to nerwica i powiem, że poprawa jest zdecydowana.

Nie mam żadnych lęków, że coś mi jest itd (nie wkręcam sobie chorób) jak coś zaboli mnie to wiem, że to nerwoból.Najlepsze lekarstwo to nie myśleć o tym i czymś się zająć, zauważyłem po sobie.Jeszcze chce dodać, że na początku wpadłem w paranoje.Mierzyłem ciśnienie sobie po 4x dziennie, czasami spoglądałem na puls.Było to przed wizytą w szpitalu, teraz nie mierzę ciśnienia ani nie wsłuchuję się w swój puls.Zdecydowana duża poprawa mojego stanu jest, ale nie mogę pozbyć się tego kołotania serca w nocy.W dzień nie mam prawie żadnych problemów, podczas zasypiania pozostał jeszcze lekki problem mianowicie właśnie te kołotanie serca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znów miałem atak... czemu tak trudno sobie to uświadomić że moje ciało jest zdrowe natomiast psychika cierpi .. i że mi nic nie grozi?... atak wrócił ale był łatwiejszy do opanowania - zażywam od kilku dni velafax... czuję poprawę związaną z atakiem ... bardzo szybko udało mi się go oswoić... i w sumie kolejny lekarz który powiedział "ja jednak myślę że to na tle nerwowym panu się dzieję, proszę pilnie skontaktować się z lekarzem psychiatrą"

ehh mam już dość takiego życia każdy fragment mego ciała mnie denerwuje ... uczucie bicia serca również cały czas wrażenie że coś jest nie tak... to mnie masakrycznie wykańcza :/ potrzebuję dowiedzieć się dlaczego... co mi w tej psychice siadło booże ;( i cały czas wrażenie że lekarze się mylą ... proszę was forumowicze POMÓŻCIE MI!! BŁAGAM!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

.Jakieś bóle,kłócia,lęki?

I ciągle te uczucie że się nie wyrobię,że mam mało czasu itd

Zaczynam biegać po specjalistach.Pewnie coś poważnego.Może już mam zejść z tego świata?Cholera,chyba trochę za wcześnie.

Co za uczucie...wizyta u psychiatry by mi się przydała...ale zwlekam bo leków nie chcę brać.Lepiej pobiegać po specjalistach i wykluczyć zawał,raka czy guza.Cholerna nerwica!

 

o, jakżeż mi to znane... ja polecam psychoterapię... zwłaszcza grupową... bardzo mi pomaga, co jakiś czas do niej wracam, bo zmienia się coś wokół mnie, we mnie i znów jest nad czym pracować... na leki nie reaguję dobrze... :(

 

dziś mam słabszy dzień... lęki... dużo lęków, niepokój, napięcie... bóle zębów, głowy, takie wewnętrzne rozedrganie... coś bym zrobiła, coś bym zjadła (mam tez zaburzenia odżywiania)... boję się nadchodzącej nocy, zwłaszcza, ze mąż idzie do pracy i będę sama... właściwie trudno mi określić, czego się boję i o co mi chodzi, czego potrzebuję... swędzi mnie skóra... nie pomaga mi tez fakt, ze jestem krótko przed okresem, więc PMS... puchnę, objadam się, dramatyzuję... mam tunelowe myślenie, czarnowidztwo, boję się o przyszłość, wyszukuję tematów do zmartwień - praca, mój związek (całkiem niezły, ale zawsze można coś schrzanić, prawda?), nieokreślone nieszczęścia... najchętniej bym zasnęła na wieki i jednocześnie odkładam moment położenia do łóżka z lęku przed atakiem paniki...

pisze, żeby nie zostać z tym sama... wiem, ze to irracjonalne, ze to "tylko" objawy zaburzenia, ze to minie... że mogę zrobić sobie relaksację, pooddychać, pomodlić się, pomedytować... zapominam jednak o tym, gdy jest to wszystko silne, tak jak teraz... ogarnia mnie histeria i poddaje się użalaniu nad sobą... skupiam się na sobie, chociaż wiem, że pomaga wyjście z siebie i zobaczenie innych...

cieszę się, ze znalazłam to forum... że jesteście tu z podobnymi myślami i emocjami, ze nie wyśmiejecie i nie zlekceważycie...

dziś zdałam sobie sprawę, ze już dawno nie mam przyjaciółki, ani nie jestem niczyja przyjaciółka... nie licząc męża i korespondencyjnego kolegi... ot, lęk przed bliskością, odrzuceniem i zranieniem...

dzięki, ze mogłam to wam napisać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj nebraskas!

Miło że człowiek nie jest sam.Jeśli chodzi o terapię grupową to mówisz że pomaga?Gdzie bierzesz w nich udział?

już nie wiem co mam ze sobą robić.Jeżdzę do psychologa ale to za mało.Tabletek wolałabym nie brać ale jak będzie trzeba to trudno.Był czas że brałam i byłam jakby odseparowana od tego co się dzieje wokół mnie,dlatego nie trzęsło aż tak,ale czy to dobry kierunek?Pozdrawiam Ciebie i wszystkich forumowiczów :papa::papa::papa:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oleander, dzięki za odzew :)

w tej chwil nie jestem na terapii, ale wcześniej to zahaczałam się, gdzie nfz pozwolił ;) pierwsza na oddziale psychiatrycznym w krakowie - terapia 3miesięczna, byłam dochodząca, na oddziale zaburzeń łaknienia... potem jako DDDR przy ośrodku leczenia uzależnień... a potem jako uzależniona behawioralnie... uczestniczyłam tez indywidualnie, ale grupowe ruszyły mnie z kopyta... brałam tez czasem leki - jak już było bardzo źle i depresyjnie (z myślami samobójczymi), ale prochy to dla mnie ostateczna ostateczność - mam za dużo nieprzyjemnych efektów ubocznych :/ terapie pozwoliły mi na zmianę sposobu myślenia, przepracowania kilka bolączek... po 40 latach byłam w końcu w stanie komuś na tyle zaufać i wejść w bliski, małżeński związek... sam związek to dla mnie "terapia"... ;) teraz zamieram jeszcze popracować z psychoterapeutą indywidualnie... sama widzę i spece twierdzą, ze mam dać sobie czas i cierpliwość... akceptować tez niezmienialne... coraz lepiej funkcjonuję, nie tracę nadziei na całkowite uleczenie, czyli cud ;D być może będę jednak musiała pracować nad sobą do końca mych dni i nieraz mierzyć się z gorszymi dniami...

próbuje spostrzegać moje zaburzenie jako dar - co innego zmusiłoby mnie do pracy nad sobą, do trudnych zmian...? najważniejsze, to się nie poddawać... :) :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w tej chwil nie jestem na terapii, ale wcześniej to zahaczałam się, gdzie nfz pozwolił ;) pierwsza na oddziale psychiatrycznym w krakowie - terapia 3miesięczna, byłam dochodząca, na oddziale zaburzeń łaknienia... potem jako DDDR przy ośrodku leczenia uzależnień... a potem jako uzależniona behawioralnie... uczestniczyłam tez indywidualnie, ale grupowe ruszyły mnie z kopyta..

 

 

hej nebraskas!

Widzę,że sporą drogę już przeszłaś :uklon: Na pewno masz duże doświadczenie co do terapii i metod.Wiadomo,każdy próbuje tu i tam

ale nie wszystko przynosi rezultaty.Tobie chyba się udało w dużej mierze?

Tak jak piszesz,to że terapię zakończyłaś nie oznacza wyzdrowienia,to ciągła praca nad sobą,metoda prób i błędów,ale coż nam pozostało?

Każdy bagaż za sobą ciągnie ale podobno taki,który zdoła udźwignąć.Miejmy nadzieję,że tak jest...

Pozdro :papa::papa::papa:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam :-|

wczoraj było lepiej, dziś się obudziłam - gorzej... ciągle swędzi mnie skóra, dokuczam sobie, że przez objadanie się (objadam się kompulsywnie) i szybkie tycie (rozstępy)... zazwyczaj mam tak, że gdy coś przeczytam z dziedziny szeroko rozumianej psychologii (nawet artykuł w byle gazecie), to przykładając treści do mojego życia, a zwłaszcza w związku zaczynam się bać... że nasz z mężem związek nie jest może dobry, że może coś się w nim niedobrego, nienormalnego dzieje, a ja tego nie zauważam... :( próbuję wtedy w zamieci emocji popatrzeć na fakty, jakie są fakty... ale lęk i tak zostaje... lęk, napięcie, a jak tego dużo to gniew, depresja...

inne moje dyżurne tematy, oparte na wydarzeniach rzeczywistych:

- lęk przed bólem zębów... to największy mój koszmar... w dzieciństwie miałam zapalenie nerwu, spotkanie ze "szkolnym" dentystą, który najpierw - bez znieczulenia, nieumiejętnie, pozatruwał mi zęby, a potem - po wielkim bólu je wyrywał... niektóre również na żywca... od tego czasu (minęło 30 lat) mam obsesję na tym punkcie... pedantycznie dbam o zęby, jak tylko coś tam poczuję (realnie lub wyimaginowane) od razu lecę do dentysty... :( czuje się zawstydzona, a jednocześnie ta fobia nie odpuszcza... :(

- lęk przed pluskwami... to akurat dość świeże... :/ w wakacje sąsiad z 4. piętra przywlókł ze śmietnika tapczan i załatwił cały blok (3 klatki) - wszyscy mamy pluskwy... walka z tym, to prawdziwy horror... zanim się kapnęliśmy, ze mamy gości - ja przez dwa miesiące leczyłam się u drogiego dermatologa sterydami, bo na skórze miałam paskudne bąble i rany, które mocno swędziały... potem wybuchła sąsiedzka afera, próby zatruwania robali, które nic nie dały... w mieszkaniu kilka miesięcy żyliśmy na workach foliowych, musieliśmy wyrzucić dwa tapicerowane łózka, kupić takie paskudne (również dla pluskwie) i regularnie traktować wszystko wysoką temperaturą... założyliśmy też siatki na pyłki do każdego okna, ponieważ niektórzy sąsiedzi nadal hodują te robactwo,a to przełazi :( w tej chwili nie mamy tego w mieszkaniu, ale sąsiedzi mają i żyjemy w ciągłym lęku i napięciu, że do nas robactwo przelezie i horror zacznie się na nowo... histerii dostaję, gdy coś mnie zaswędzi i pojawia się krostka :(

 

dziękuje, ze mogłam wam to napisać... :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisałem już wcześniej, tutaj znajduje się mój temat :

 

czy-to-mo-e-by-nerwica-t53172.html

 

Wydaje mi się, że jest coraz gorzej.

 

Na pogotowiu zaczęli się już powoli ze mnie śmiać.

 

Od dłuższego czasu całe dnie mam objawy takie jak :

 

Uciski / uczucie pustki w klatce piersiowej, od czasu do czasu uczucie w bebechach takie jak tuż przed beknięciem ( ciężko mi to opisać ). Całe dnie otępienie i ucisk w klatce oraz gardle. Dziennie biorę koło 100 hydroksyzyny i 0,50 mg afobamu. Najgorsze to, że przestaje to powoli pomagać i dawać mi cokolwiek.

Nie wiem już jak mam się za to wziąć i co z tym zrobić. Najgorsze jest to, że te ataki ( wyglądają bardziej na ataki paniki ) pojawiają się nagle, bez specjalnego powodu. Ostatni atak miałem podczas wigilii gdy byłem w bardzo dobrym humorze usiadłem przy stole zacząłem jeść. Nagle poczułem to takie uczucie takie jak tuż przed beknięciem albo uczucie pustki w środku, jest to mocne uczucie, gdy to się pojawi to kwestia paru sekund serce zaczyna mi walić jak opętane, pojawia się strach przed śmiercią, mdłości, wręcz panika. Ciśnienie skacze mi do 180-200 / 80 - 110.

Czy to typowe dla nerwicy, że takie ataki zaczynają się nagle, nawet gdy jesteśmy w dobrym humorze i nie myślimy o tym ? U mnie zawsze się zaczyna od dziwnego uczucia pustki w środku lub uczucia jak przed beknięciem. Po czym czuje się otępiony przez chwile, a po paru sekundach zaczyna się atak paniki, czyli tachykardia nudności i inne rzeczy.

 

Czy to do cholery może brać człowieka tak nagle ??

 

EKG mam już w teczce chyba z 7, badania krwi robione 2 razy w tym jedno w szpitalu wraz z enzymami sercowymi.

 

Nie wiem już jak mam z tym walczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siemka. A więc tak atak nerwicy może nastąpić w każdej chwili. Mam tak samo np byłem w kościele niczym się nie stresowalem, a tu nagle atak. Tak bez powodu. Nie chodź do szpitala tylko idź do psychiatry lub psychologa. W nerwicy pomogą Ci tylko oni bo to siedzi w twojej głowie. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, jestem na forum nowy i chciałbym podzielić się moją historią.

 

Przez długi czas, co najmniej kilkanaście lat, miałem od czasu do czasu problemy z sercem, głównie po paleniu zielonego, albo po mocniejszej imprezie, ale ignorowałem je, bo wiadomo, jak człowiek jest młody, to myśli że jest nieśmiertelny i wszystko bagatelizuje.

Około 10 lat temu po imprezie serce odezwało się znów, tym razem poszedłem do przychodni, skąd karetką pojechałem do szpitala, tam dali mi prochy i puścili do domu. Potem zaczęło się chodzenie po lekarzach, badania, po drodze jeszcze kilka sercowych epizodów, aż w końcu raz musiałem przenocować na kardiologii, gdzie oczywiście nie zmróżyłem oka, przekonany, że na pewno zaraz umrę.

 

Zacząłem brać leki, próbowałem różnych, w końcu dobrano mi takie, które działają świetnie, problemów z sercem nie miałem, takich jak wcześniej, nie miałem od ponad 7 lat. Niestety przez cały czas żyję z totalnym lękiem przed śmiercią, oczywiście na serce.

 

Odżywiam się w miarę zdrowo, ćwiczę regularnie, żeby nie przytyć (efekty uboczne lekarstw). Niestety na domiar złego jestem strasznym cholerykiem, łatwo się denerwuję, żyję w stresie z byle powodu i tak dalej.

 

Moje problemy to przede wszystkim absolutna niewiara w lekarzy, od kilku niezależnie usłyszałem, że to nic wielkiego, że jak chcę to mogę skakać ze spadochronem i robić inne głupstwa, ale zawsze uważałem, że pewnie coś przeoczyli. U lekarza nie byłem od 6 lat w celu innym niż tylko recepta, plus osłuchanie.

 

Kiedy dopada mnie lęk, zwykle natychmiast mam myśli o śmierci, zaczyna mi się robić zimno, bardzo zimno, drży mi całe ciało, jestem psychicznie rozwalony i na niczym nie potrafię się skupić. Przeszkadza mi wtedy wszystko dookoła, z rodziną na czele, każdy chałas itp. Do tego dochodzi natręctwo sprawdzania sobie pulsu.

 

Najlepsze jest to, że wiem, że denerwując się powoduję nasilenie objawów i że to błedne koło, ale podcczas ataków nie umiem myśleć racjonalnie.

 

To tak pokrótce, postaram się dokładniej opisać moje problemy, kiedy nie będę pod ich wpływem, tak jak dzisiaj.

 

 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Verde Claro!

Z tego co opisujesz to wygląda mi to na nerwicę.Może nerwicę serca?Chociaż mówią że nie ma nerwicy jednego narządu tylko cały organizm choruje.Czy masz stwierdzoną chorobę serca?

Masz lęki,tylko nie wiadomo dlaczego?Czy to objaw nerwicy czy strach z powodu chorego serca że coś Ci się stanie i zostawisz tyle spraw i pewnie ludzi których kochasz.Masz świadomość że serce choruje więc może to normalne że boisz się o swoje zdrowie?

Trudni mi powiedzieć.Bardzo chciałabym Ci pomóc ale nie chcę pisać niczego,co miałoby pogorszyć Twoje samopoczucie.Tyle ode mnie.

Może ktoś inny z forum pomoże bardziej?Trzymam kciuki.Pozdrawiam :papa::papa::papa:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, chyba nawet nie chodzi mi o jakąś konkretną pomoc, a bardziej o możliwość wygadania się przed ludźmi, którzy doskonale wiedzą w czym jest problem.

 

Moja wada serca powodowała arytmię- "podwójne" i "brakujące" uderzenia serca, szczególnie podczas stresu, a do tego od czasu do czasu napady tachykardii, czyli bardzo szybkie bicie serca. Miałem różnego rodzaju badania: Holtera, kilka razy usg, niezliczone razy ekg i kardiolodzy mówili mi, że mam taką "urodę serca" i że nie powinienem obawiać się poważnych komplikacji z tego powodu. Lekarstwa które biorę od lat spowodowały, że nie mam już tych objawów, a przynajmniej ich nie odczuwam, ani samych z siebie (a kiedyś potrafiłem np. siedząc w pracy poczuć bardzo wyraźnie), nie mam też napadów częstoskurczu.

 

Do lekarza nie chodzę po pierwsze dlatego, że jestem do tego stopnia normalny, że wiem, że nie ma za bardzo z czym, a poza tym jednak boję się i to panicznie, że jak pójdę, to na pewno usłyszę, że coś jest nie tak i potrzebny jest zabieg/operacja/wszczepienie rozrusznika i tak dalej. Jakkolwiek ten lęk jest nieracjonalny, to po prostu jest i nic nie potrafię z nim zrobić...

 

Natomiast moja domniemana nerwica, to jest problem na całego... :cry:

 

Czasem wystarczy tylko, że zacznę myśleć o sercu, że przeczytam coś na ten temat, usłyszę w mediach i już zaczyna się wsłuchiwanie się w organizm, czy na pewno wszystko jest w porządku, sprawdzanie pulsu, liczenie uderzeń serca i tak dalej. Potem już leci totalna panika, lęk przed śmiercią, totalne rozbicie, co przeszkadza i w pracy i w normalnym życiu z rodziną, nie potrafię się wtedy nawet logicznie wysłowić, trzęsę się jak w febrze. Do tego dochodzą częste problemy z zasypianiem, z którymi walczę czytając książki tak długo, aż nad nimi padnę, a także budzenie się w nocy z uczuciem paniki, wyraźną i dość szybką akcją serca (tak do 100 bpm) oraz "łazikiem" spowodowanym zapewne uderzeniem adrenaliny, po którym ciężko mi usiedzieć w miejscu dłużej niż kilka sekund.

 

Wczoraj miałem dzień ataku paniki, bo kiedy jak zwykle ćwiczyłem (daję sobie nieźle popalić, tak że pot się ze mnie dosłownie leje, a tętno mam 150-160 bpm), wydawało mi się, że poczułem jakiś lekki ucisk obok mostka. Nie do tego stopnia, żebym przerwał ćwiczenia, ale wystarczyło, żebym się zdenerwował i kiedy skończyłem, to już byłem cały "rozedrgany" z nerwów i dalej samo poszło, tak że w nocy ledwie spałem...

 

To wszystko i tak nie jest złe w porównaniu z tym, że kilka lat temu potrafiłem nie kłaść się spać ze strachu przed śmiercią we śnie, bo widziałem na jakimś kanale typu Discovery program o koronerach i była sprawa faceta, który umarł na serce we śnie.

 

Do tego wszystkiego trzeba dołożyć fakt, że jestem tzw. osobowością typu A, czyli mówiąc najprościej: człowiekiem wiecznie w nerwach. Bardzo łatwo mnie zdenerwować, chociaż staram się jak mogę, żeby trzymać się na wodzy, ale to niestety nie jest takie proste, choć i tak widzę u siebie niesamowity postęp w porównaniu do tego, co działo się ze mną lata temu. Jest trochę lepiej odkąd przeprowadziłem się na południe Europy, bo znacznie większa ilość słońca i możliwość przejścia się na plażę która jest 5 minut od mojego domu i posłuchania fal, jednak robi swoje :D

 

Tak w sumie, jak myślę nad sobą, nad tym co się działo ze mną przez długie lata, to widzę kilka objawów, które miałem od małego dziecka, np. natręctwa typu schodzenie/wchodzenie po schodach w określony sposób i podobne, miałem też często problemy z zapętlającymi się w myślach zdaniami/wyrazami które same powtarzały mi się z bardzo dużą szybkością i miałem problemy żeby to przerwać. Z lat późniejszych pamiętam niezłą hipochondrię, wydawało mi się, że jestem HIV+ bo poszedłem z dziewczyną do łóżka, potem wydawało mi się, że mam raka, gruźlicę, żółtaczkę i jeszcze kilka innych poważnych chorób.

 

No tak generalnie to zdrowy do końca nie jestem. Ale staram się jakoś dawać radę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Verde Claro tak się zastanawiam? Pierwsza była nerwica czy choroba serca.Ktoś w rodzinie choruje na serce?

Nerwusek z Ciebie konkretny a więc o chorobę u Ciebie nie trudno ;)

Podziwiam że tak wyciskasz z siebie soki intensywnie ćwicząc.

Ja to ze strachu to nawet sobie ciśnienia nie zmierzę ani pulsu, bo na samą myśl to się nakręcam...że umrę itd.

:papa::papa::papa:

 

-- 31 gru 2014, 20:10 --

 

Serdeczne życzenia z okazji Nowego Roku dla wszystkich forumowiczów :great::great::great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moi drodzy nerwicowcy, czy miewacie takie dziwne pieczenia w różnych częściach czaszki chwilowe sekundowe lub kilkusekundowe,

ciągle wkręcam sbie że to rychłe wylewy, tętniaki, guzy,glejaki itp. Czy miewacie tak w ciągu dnia i prze snem jak często, jak sobie z tym radzicie ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No 2 dzien nie mialem ataku, swieto normalnie. Za to cale dnie mam ucisk w klatce i gardle. Biore juz 100mg hydroksyzyny dziennie i 0.25 Afobamu. Nie pomaga mi to na te uciski. Do tego czesto dochodza mi lekkie zawroty glowy.

 

Zawsze jest tak, ze jak spie czy leze rano to czuje sie ok. Potem jak wstane to jakies 20-30 minut i przychodza mi te uciski na caly dzien, trzymaja non-stop az do zasniecia.

 

Moze naprawde mam cos z sercem ? Mialem EKG robione z 7 razy + 3 razy badanie krwi w tym 2 razy rowniez z elektrolitami i enzymami sercowymi.

 

Raz tylko lekarz na pogotowiu powiedzial mi, ze widzi na EKG niedokrwienie serca. Lecz byl to dziadek, ktory mial problem nawet zalozyc rekaw do zmierzenia cisnienia. Padla decyzja o zawiezieniu mnie karetka do szpitala.

 

W karetce zrobiono mi 2 EKG poniewaz ci sanitariusze tez nie uwazali tego dziadka za wiarygodnego. Powiedzieli ze EKG wyglada srednio po prostu dziwnie i nie umia okreslic o co konkretnie chodzi.

 

W szpitalu lekarz obejrzal to EKG z karetki i powiedzial, ze jest ok. Zrobiono mi jeszcze 2 razy EKG w szpitalu wtedy i ten sam lekarz mowil ze jest ok.

 

Niewiem w co mam wierzyc ? Moze faktycznie mam cos z pikawa, chociaz to chyba objawilo by mi sie wczesniej przy wysilkach itp.

 

Co mi doradzacie, co zrobic, bo te ciagle uciski juz bardzo mnie mecza. Ostatnio w nocy mialem tez straszne pieczenie w klacie. Zjadlem prawie 2 listki Manti na zgage, ale to nie pomoglo.

 

Jak sadzicie w ktorym kierunku bardziej powinienem patrzec psychika czy choroba jakiegos narzadu?

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak Ci 6 lekarzy mowi, ze jest OK, to raczej wiekszosc ma racje i my, tym bardziej nie widzac wynikow, nie dodamy niczego odkrywczego.

 

Gdzie mniej wiecej ten bol jest umiejscowiony? Centralnie na srodku?

O przyczynie piszesz, ze pracowales dlugo oraz miales duzo stresow. To jest jedna z glownych przyczyn naszych problemow[stres], zastanow sie, czy dales po takim wysilku swojemu organizmowi czas na regeneracje, a swojej psychice na odpoczynek i zabawe.

 

Dodatkowo Twoje cisnienie jest podwyzszone, a wiec czesc objawow moze lezec po tej stronie. A problem z nieprawidlowym cisnieniem moze byc powiazany z otyloscia, o ktorej piszesz.

I skonsultuj tez sie z psychiatra, byc mozliwe potrzeba innych lekow/wiekszej dawki.

Zapisz sie tez na terapie do psychoterapeuty.

 

I nie mysl, ze jestes za twardy, by miec problemy z psychika, bo tak nie jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×