Skocz do zawartości
Nerwica.com

Chyba nawrót depresji.


Zupapomidorowa

Rekomendowane odpowiedzi

Cóż, uciekłam od toksycznych rodziców. Z wielką pieczołowitością zaczęłam układać sobie życie na nowo w innym mieście, przy wsparciu bliskich osób. Były zmiany pracy. Niestety czuję jak powoli tracę siły... przez to porzuciłam wymagająca intelektualnie pracę (wykładowca) na rzecz praktycznie obsługo-sprzątaczki. Oczywiście sprawia mi to wiele bólu, moje ego chciałoby czegoś więcej od życia ale nerwy związane z przygotowywaniem materiału na wykłady, które prowadziłam 10 godz. ciurkiem mnie zeżarły... ego cierpi, mówi mi że jestem beznadziejna i tylko do latania ze ścierą się nadaje... Problemy z koncentracją, seks i zainteresowanie partnerem poszły w odstawkę. Najchętniej bym tylko jadła, paliła i czytała o zaburzeniach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy się modlisz, czy jestes wierząca ale spróbuj. Na twoim miejscu tak bym zrobil, znaczy się robie. :-D

Może poszukaj jeszcze innej pracy. Wiem że to wydaje się proste ale zastanów się co lubisz robić i probuj iść w tym kierunku. Trzymam kciuki. Jeśli nie będziesz widziała innego wyjścia udaj się do specjalisty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A orientujecie się może co może stać za moim niezdecydowaniem? Na studiach było to samo - niby marzyłam o malarstwie, ale robiłam inne rzeczy jak video, instalacje. Nie potrafię się skupić dłużej na jednej rzeczy, boję się zaangażować w coś na prawdę i do końca. Zmieniałam facetów, prace, pasję. Zwykle kończyło się słomianym zapałem, ktoś może orientuje się z jakim zaburzeniem się to wiąże?

 

-- 26 lis 2014, 13:13 --

 

Z czytaniem książek jest tak samo - czytam kilka na raz rzadko którą kończe. W życiu albo pucuje, trzymam pedantyczny porządek albo spuszczam powietrze i potrafię zasyfić mieszkanie okropnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobną przypadłość. Tzn. z facetami się nie zadaję, ale jeśli chodzi o słomiany zapał, to też tak mam. Niektóre rzeczy zawalam bo się boję, że jeśli coś na czym mi bardzo zależy nie wyjdzie, okaże się, że się do tego nie daję, to będzie mi tak przykro, że tego nie wytrzymam :bezradny: Do końca nie wiem, skąd się bierze to cholerstwo. Już chyba nie wierzę, że cokolwiek może mnie uszczęśliwić na dłużej niż chwilę, więc po co się męczyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na razie nic nie postanowiłam. Tkwię w zawieszeniu i zastanawiam się, co ze mną nie tak. Powinnam wrócić na terapię, którą przerwałam, bo jeszcze mam nadzieję, że to może pomóc. A u Ciebie jak stoi sprawa z terapią? Tak całkiem nie chcę rezygnować, z tego o czym kiedyś marzyłam. Wracam to tego, potem rezygnuję, ale całkiem jeszcze sprawy nie zawaliłam. Próbuję się uczyć, bo to jedyny sposób, żeby to osiągnąć, ale idzie mi jak krew z nosa i jak sobie czegoś nie poprzestawiam w moim durnym łbie, to nic z tego nie będzie :( Też szukam jakiegoś sposobu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam terapię prawie rok grupową i indywidualną. Tam powoli poznawałam siebie. Ale to zostało przerwane, ponieważ indywidualna na NFZ z tą terapeutką mogła trwać tylko rok, zaproponowała mi spotkania indywidualne za 60 zł - to niedużo, ale ja chciałam uciec czym prędzej z domu do innego miasta. Bo w domu jednocześnie przechodziłam piekło, założyłam ojcu niebieską kartę. Teraz jestem w innym mieście, próbuje ustawić się w nowym życiu ale czuję że oddalam się od siebie, że nie mam takiego kontaktu ze sobą jak na terapii, co sprawia, że chyba jeszcze bardziej się gubię. Muszę udawać silną, czułą, uśmiechnięta choć i to przestaje mi wychodzić. Terapeutka na ostatniej wizycie powiedziała mi, że powinnam być w terapii jeszcze przynajmniej przez rok, wie że uciekłam. Od nowego roku najprawdopodobniej będzie leczyć w moim - nowym mieście, więc do niej wrócę, nawet jeśli to będzie słono kosztować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To w sumie dobrą robotę odwaliłaś. Wydawałoby się, że powinno być lepiej po tych wszystkich zmianach, ale niestety sposób myślenia strasznie ciężko jest zmienić. Jakiś czas temu też zaczęło mi jakość iść na terapii, bo ogólnie oporna jestem, ale zrezygnowałam jak znalazłam pracę i zaczęła mi kolidować z godzinami możliwymi na nfz. Też miałam propozycję przejścia na prywatną taniej, bo za 50 zł i w sumie przez własną głupotę z tego nie skorzystałam. Czułam się lepiej, miałam inne zajęcia i byłam naiwna myśląc, że deprecha nie wróci. Może zadzwonię do tej terapeutki i się dowiem jakie są możliwości... Muszę się w końcu zmusić do jakiegoś działania, bo od siedzenia w domu i łykania leków, cud się nie stanie. Też słyszałam, że przy takich problemach, terapia powinna co najmniej 2 lata trwać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Czułam się lepiej, miałam inne zajęcia i byłam naiwna myśląc, że deprecha nie wróci." No widzisz obie poczułyśmy się zbyt pewnie. A może w terapii zaczęłyśmy być już głęboko i możliwość ucieczki, nieodsłonienia na prawdę tego co się gotuje w podświadomości było silniejsze. Jakie leki łykasz? Ja kiedyś przez dwa lata Seronil i pochodne, ale rzuciłam na własną rękę, być może niepotrzebnie. Choć miałam wrażenie że przestały na mnie działać. A na Ciebie działają?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zupapomidorowa, strach przed terapią na pewno też się do tego przyczynił. Mi przez długi czas wenlafaksyna dobrze robiła, ale też postanowiłam sobie radzić bez leków i chyba mi to na dobre nie wyszło. Od niedawna biorę fluoksetynę. Na razie mnie jej działanie nie zachwyca, ale poczekam jeszcze trochę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sspacja, bardzo mi miło :D jak sobie radzisz?

U mnie to się na związku odbija już. Staram się pracować nad sobą, jednak zauważam, że robię projekcję ojca na partnera. Taki strach przed krzywdą. Każda krytyczna uwaga z jego strony wzbudza we mnie lęk i agresję. No może nie trzepie drzwiami, nie walę talerzami o ścianę, nie wyzywam ale sama potrafię nadepnąć na jego słabą strunę, on zresztą też.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×