Skocz do zawartości
Nerwica.com

Początki depresji? Terapia?


JohnyB

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

już za długo zwlekałem aby coś ze sobą zrobić, może ten post będzie dobrym początkiem i zmotywuje mnie do dalszego działania.

Trochę o sobie. Jestem prawie że typowym introwertykiem. Przynajmniej wg testu Junga, lecz nie wszystko do końca się zgadza z definicją. Lubię pracować samodzielnie, przez większość czasu preferuję odosobnienie. Jestem bardzo uczuciowy i wrażliwy, emocje są dla mnie bardzo ważne i bardzo łatwo się wzruszam. Jestem nieśmiały, dość zamknięty w sobie, ciężko przychodzi mi otwarcie się i porozmawianie o swoich uczuciach. Nie czuję się wtedy pewnie i tak naprawdę nie mam z kim o tym porozmawiać. Nawet z najbliższymi czy rodziną, boję się że jak zacznę rozmawiać o swoich problemach, rozkleję się totalnie i rozpłaczę... Nawet pisząc ten post łapię już lekkiego doła... Facet, 29 lat... Mam parę dobrych znajomych z którymi mogę porozmawiać na prawie każdy temat, ale uczucia i to jak się obecnie czuję to zupełnie inna bajka... Przybieram po prostu maskę że wszystko jest ok mimo że tak nie jest. Mam jednak też coś z ekstrowertyka, lubię spotkać się ze znajomymi, pójść na imprezę czy też do kina. Warunek jest jednak jeden, muszę kogoś znać, samemu nie ma opcji żebym gdzieś poszedł. Rozmowa z nieznajomymi sprawia mi trudności, nawet idąc do sklepu po konkretną rzecz ustalam sobie w głowie to co powiem jak zapytam o dany towar, parokrotnie sobie to powtarzam. To kolejna cecha mojej osobowości, bardzo dużo rzeczy wizualizuję sobie w głowie. Pół biedy jakby chodziło o takie niuanse jak przyszła rozmowa ze sprzedawcą, najgorszy jest powrót do starych sytuacji które miały na mnie zły wpływ i ciągłe ich rozpamiętywanie co można by zrobić inaczej. Przez to tkwię w błędnym kole, zamiast odciąć się od negatywnych emocji, wałkuję je cały czas w kółko zamiast iść dalej.

Teraz do konkretów. Prowadzę swoją małą firmę, lecz od pewnego czasu zamiast do przodu, idzie to w drugą stronę. To co robię sprawiało mi kiedyś frajdę, lecz teraz jest to ciężarem z którym nie mogę sobie poradzić. Nie mogę też z tego zrezygnować, za coś trzeba żyć, lecz w obecnej sytuacji niedługo może nawet nie starczyć na podatki. Może to troszkę przyziemna sprawa, ale ma bardzo duży wpływ na mnie. Mówią że pieniądze szczęścia nie dają, lecz ich brak mnie dołuje. Drugą rzeczą, i chyba najbardziej istotną jest ta z początku roku. Typowy cliche, czyli rozstanie z dziewczyną. Chociaż to troszkę za dużo powiedziane, nie byliśmy ze sobą, lecz spotykaliśmy się przez pewien czas. W pewnym momencie musieliśmy się rozstać. Była to dość skomplikowana sytuacja, nie będę się wdawał w szczegóły. Nie muszę chyba pisać że żywiłem do niej uczucia (które nadal są), było widać że ona też, lecz poprostu skopałem sprawę na całości i wróciła do swojego ex. Nie potrafiłem się przyznać że coś do niej czuję (znaliśmy się już prawie rok, ale widywaliśmy tylko okazjonalnie) i tego najbardziej żałuję. Obawiałem się jej reakcji, a nie chciałem stracić z nią kontaktu. Który i tak straciłem... To już ponad pół roku, a ja nie mogę sobie z tym poradzić, cały czas to do mnie wraca, nie ma dnia abym nie pomyślał o niej. Próbowałem znaleźć kogoś innego, lecz sam sabotowałem ten związek. Kolejny też... Jestem bardzo nieśmiały, i nie jest mi łatwo nawiązywać nowe znajomości, a jak już się uda to zawsze coś skopię, ehh... Obecnie zrezygnowałem z szukania drugiej połówki, trzeba zająć się sobą. Wiecie co jednak jest najsmutniejsze? Że jedyną właściwą osobą do porozmawiania o moich uczuciach wydaje mi się właśnie ona... Nie mam na myśli uczuć do niej, ale o całej reszcie. Wiem że by mnie zrozumiała i być może doradziła. Ale jest to chyba najgorszy z możliwych pomysłów...

Do tego dochodzi jeszcze to że mimo prawie 30 lat ciągle mieszkam z rodzicami, nie jestem w stanie się wyprowadzić. Źle podjęte decyzje w przeszłości które cały czas się za mną ciągną i nie potrafię sobie z tym poradzić.

I tak cały czas tkwię w tym błędnym kole, rozpamiętuje wszystko w sobie, zamiast ruszyć dalej. Nie potrafię zostawić tego za sobą. Doszedłem do wniosku że muszę nauczyć się być szczęśliwym ze samym sobą i następnie próbować sił w związku, ale nie potrafię tego. Mało jest rzeczy które sprawiają mi radość. Jedyną odskocznią jest sport, lecz to za mało, potrzebuję czegoś więcej. Są też dni że wszystko mam gdzieś, odwalę pracę i leżę resztę dnia na kanapie przed TV lub czytając książkę. Zero chęci do życia mimo że wiem że trzeba się ruszyć i coś w nim zmienić. Ale co i jak, nie mam pojęcia. Najchętniej wcisnąłbym restart i zaczął życie od nowa. Tylko nie zrozumcie mnie źle, nie mam myśli samobójczych.

Troszkę się rozpisałem, ale musiałem niektóre rzeczy wyrzucić z siebie. To i tak jest zapewne wierzchołek góry lodowej tego co we mnie siedzi, ale od czegoś trzeba zacząć... Tak na dobrą sprawę też nie wiem czego od Was oczekuję... Myślałem parę razy od terapii, co o tym myślicie? Jest to już czas na to czy może próbować samemu w jakiś sposób? Wiem ze muszę coś ze sobą zrobić bo inaczej cały czas będę tkwił w tym błędnym kole i nigdy nie ruszę na przód...

 

Pozdrawiam

JB

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedź. Zgadzam się w 100% z tym co piszesz. Muszę się nauczyć jak zostawić przeszłość i to w końcu zrobić. Mój styl myślenia też można uznać za masochistyczny, ale zawsze miałem bujną wyobraźnię co uważałem za plus, lecz stało się to moją wielką wadą. Pójścia do psychologa nie uważam za słabość. Obawiam się tego że jest to nieznajomy, przed którym będę musiał obnażyć część siebie i to mnie najbardziej hamuje. Co do słabości, to za taki uważam swój charakter, nie zawsze potrafię postawić na swoim, wolę zrobić mały kroczek i zobaczyć co będzie dalej...

 

Co do walczenia o swoją miłość... Zabierałem się do napisania tego zdania parę razy, ale bez przybliżenia chociaż trochę tej sytuacji nie potrafię na to sensownie odpowiedzieć. A więc jest w związku już blisko 6 lat. My poznaliśmy się trochę ponad rok temu przez wspólnych znajomych. Od początku coś zaskoczyło, lecz przez moją nieśmiałość nie mogłem się przemóc, do tego dochodził jej chłopak, a nie chciałem się pakować w czyjś związek. Wiedziałem jednak że jest nieszczęśliwa. Wszystko zmieniło się pół roku temu, ona wykonała pierwszy krok. Dzień później zerwała ze swoim chłopakiem. Zaczęliśmy się spotykać, lecz było to bardziej na zasadzie koleżeńskiej, niż "romantycznej". Było jej ciężko, gdyż mimo że nie była z nim szczęśliwa, ciągle go kochała, a 6 lat od tak nie odejdzie. Oczywiście nie poruszaliśmy tego tematu, chcieliśmy się bardziej poznać. Ja też chciałem ją pocieszyć, czymś zająć aby o nim nie myślała. I to był mój błąd, za bardzo starałem się być przyjacielem niż kimś więcej. Dużo ze sobą rozmawialiśmy, pisaliśmy, aż pewnego dnia podjęła decyzję że coraz częściej o mnie myśli i musimy przestać się spotykać. Nie chciała mnie wykorzystać a potem zostawić, a wie jaki jestem i to by mnie totalnie zniszczyło (i w sumie miała rację). I jak taki głupi potulny baranek się zgodziłem. I tak miała już mętlik w głowie którego nie chciałem powiększać (to moja kolejna "wada", za bardzo myślę o innych, a nie o sobie). Kontakt się urwał, jakiś czas potem dowiedziałem się że wróciła do swojego ex. Niedawno spotkaliśmy się na chwilę porozmawiać co tam słychać i przyznała się że u niej jest bez zmian, czyli nadal jest nieszczęśliwa. I jak mam teraz zawalczyć, nie wiem...

Spotkać się z nią, postawić wszystko na jedną kartę i powiedzieć co czuję? Po tak długim czasie nie wiem jakby to odebrała. Spóźniłem się, mogłem zrobić to wcześniej. Z drugiej strony, z ostatniej rozmowy wynikło że nadal coś do mnie czuje (nie dosłownie, ale z kontekstu jestem tego pewien), tak więc może faktycznie warto. Chociażby po to aby uzyskać jakieś zakończenie...

 

ps. wybaczcie że trochę chaotycznie piszę, ale ciężko ująć myśli w słowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spoko, rozumiem :) Mi też się wydaje że wtedy był odpowiedni moment, tym bardziej że pożegnaliśmy się pocałunkiem w usta, zainicjowanym przez nią. I nic więcej nie zrobiłem, poszliśmy w swoją stronę. Potem parę dni przygnębienia i następnie rozmyślanie co zrobiłem nie tak.

Wypisanie tego wszystkiego oraz Twoje odpowiedzi powoli pozwalają dostrzec mi gdzie leży problem, i to właśnie chyba chodzi o miłość. Wcześniej przed tym "epizodem" też miałem problemy, ale potrafiłem sobie z nimi radzić i nie były dla mnie jakoś specjalnie dołujące. To że nie byłem w związku przez dłuższy czas też nie stanowiło dla mnie problemu, na pewien sposób byłem szczęśliwy. Ale podczas spotkań z nią udało mi się otworzyć, porozmawiać o sobie, o tym jaki jestem. I chyba tego mi najbardziej brakuje. Poczułem się z kimś naprawdę blisko i potem zostało mi to odebrane. Próbowałem sobie znaleźć zastępstwo, robić coś dla siebie, aby zająć czas, ale to pomagało tylko w małym stopniu. Jak w końcu zdecydowałem się poznać kogoś nowego, to już nie czułem tego co wcześniej. Co prawda fajnie nam się rozmawiało, mieliśmy wspólne tematy, ale przez jej brak czasu nie udało się nawiązać czegoś więcej. Może gdyby się udało to nie było by tego tematu.

Tak cały czas schodzę na temat bliskości, więc może to tu leży problem. Brakuje mi kogoś bliskiego, kto mnie pozna i zrozumie. Nawet jak jakiś czas temu spotkaliśmy się na imprezie u znajomych to nie odezwały się żadne uczucia. Co prawda przed spotkaniem byłem cały w nerwach, ale jak ją już zobaczyłem to luz. Nawet pomyślałem że ok, przeszło mi. Podczas ostatniego spotkania sam na sam było podobnie, typowo na płaszczyźnie koleżeńskiej. I też przez parę dni po spotkaniu czułem się lepiej. Tak więc może brakuje mi bliskości, a że ona mi ją dała, jest to bezpośrednio z nią powiązane. Chyba za bardzo samemu staram się zdiagnozować problem ;)

Najpierw chciałem nauczyć się być szczęśliwym samemu ze sobą, ale możliwe że potrzebuję drugiej połówki która mi pomoże w trudnych chwilach. Albo faktycznie psychoterapeuty przed którym będę mógł się wygadać i nie będzie mnie osądzał. Bo chyba też to mnie hamuje przed otwarciem przed najbliższymi, to że będę osądzany i mnie nie zrozumieją.

 

Ehh, i zamotałem, jeden akapit o potrzebie miłości a drugi o bliskości, chociaż jakby nie patrzeć jest to ze sobą bardzo powiązane...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy Twój post bardziej nakłania mnie do terapii. Tym razem tłumienie gniewu, z tym też mam problem. Znajomi kiedyś się śmiali i jednocześnie pytali jak to robię że nigdy się nie złoszczę. I tak jest, jak coś mnie denerwuje to odpuszczam ten temat lub zmieniam, lecz to cały czas gdzieś tam jest we mnie. I następnie myślę o tym, wizualizuje itp. Tak więc chyba mój problem będzie bardziej złożony i sporo rzeczy może wyjść na jaw. A tego mimo najlepszych chęci nie uda się uzyskać online. Konieczna jest rozmowa ze specjalistą... Myślę że sporo może dać, nawet pisząc tutaj na forum trochę lepiej się poczułem że mogłem co nieco wyrzucić :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może i warto, tak jak Sspacja pisze, zawalczyć i mieć czyste sumienie że spróbowało się wszystkiego. A nawet jak nie wszystkiego, to chociaż powiedzieć co się do niej czuje. A tak będę się zadręczał całe życie że nie zrobiłem czegoś co wymagało tylko paru zdań. Kto wie, może ona też czeka na to. Nie wspomniałem jeszcze o jednym. Napisałem co prawda że znamy się przez znajomych, lecz to trochę mało powiedziane. Jest to siostra żony mojego najlepszego przyjaciela, tak więc cały czas będzie gdzieś w moim życiu. I to też był hamulec dla mnie, bałem się tego (i nadal boję), że po takim wyznaniu zrobi się strasznie niezręcznie i wszelkie imprezy itp to będzie katorga i będzie mnie unikać. Na dobrą sprawę już trochę tak się stało, w zeszłym roku o wiele razy częściej się widzieliśmy "przez przypadek". Mieliśmy też zaplanowany od długiego czasu wspólny wakacyjny wypad (w gronie 6 znajomych) lecz zrezygnowała, ostatnio na spotkaniu przyznała się że myślała o tym, ale nie chciała mieć po tym wyjeździe jeszcze większego mętliku w głowie.

Jak tak sobie czytam co piszę to chyba nie mogłem dostać więcej sygnałów do działania. Poza pocałunkiem, który też był. Eh, beznadzieja, czemu nie wykorzystałem okazji... W sumie wiem dlaczego. Powtarzała że po zerwaniu chce być sama, tak więc chciałem być blisko niej, pocieszyć, a do uczuć przyznać się kiedy jej "przejdzie" ex. No i wyszło jak wyszło, powrót do ex i kontakt urwany, czyli najgorszy z możliwych scenariuszy :(

 

-- 24 lis 2014, 11:53 --

 

Ok, podjąłem decyzję i zdecydowałem się na spotkanie z psychoterapeutą. W tym lub następnym tygodniu umówię się na wizytę i zobaczymy co dalej. Za dużo tego się we mnie zebrało i muszę z kimś o tym pogadać. Mam już taki mętlik w głowie że sam sobie z tym nie poradzę :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×