Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co robić?


AnneBlack

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Jestem tutaj nowa, piszę, bo potrzebuję pomocy od osób, które być może mają/miały podobny problem.

Mam 17 lat, chodzę do liceum. Nie mam żadnych powodów, by czuć się tak, jak się czuję. Więc dlaczego tak jest?

 

Powinnam być szczęśliwą, otwartą nastolatką, niestety jest zupełnie inaczej. Od 3 lat czuję się źle, praktycznie ciągle jestem smutna, już nawet samo śmianie się jest dla mnie męczące. Kompletnie nie mam zainteresowań - kiedyś miałam. Ciągle myślę o śmierci (po co żyć, wszyscy i tak umrzemy, czas mija, itd), nie mam siły wstawać z łóżka, wszystko mnie męczy, ciągle jestem zmęczona, żyję od snu do snu, mam masę natręctw psychicznych (np. sprawdzanie kilkanaście razy czegoś, co już dawno sprawdziłam, np. czy zabrałam portfel), ale też tych fizycznych (gryzienie warg, drapanie ran, itp). Jem za dużo, ostatnio same słodycze. Ale nie tyję raczej, na szczęście.

Mam potworne wahania nastroju. Nie zdarza mi się czuć się... normalnie. Raz jestem bardzo smutna, zła, rozdrażniona, agresywna wobec domowników (to często), a czasami czuję euforię bez powodu, mam tyle planów, potem wpadam w okropny "dół" (to zdarza się rzadko, ale jednak)

Kiedyś byłam wyśmiewana przez rówieśników, bo byłam nieśmiała. W domu nie miałam patologii, aczkolwiek zdarzało mi się oberwać. Niby nie byłam bita, ale klapsy były na porządku dziennym. Moi rodzice też byli tak wychowani - dla mnie to nic dobrego. Chyba przez to mam tak złe stosunki z rodzicami, nie potrafię im tego wybaczyć do dzisiaj.

Ciągle się awanturuję i mam niekontrolowane ataki agresji. Zdarza mi się okaleczać, bardzo często myślę o samobójstwie, ale chyba nie mogłabym tego zrobić.

Wśród ludzi czuję się... źle, jak powietrze. Niby każdy ze mną rozmawia, ale często czuję się, jakbym do nich nie pasowała. Mam wrażenie, że oni mnie nie lubią. Nienawidzą.

Co do szkoły... ciągle się uczę, tylko to pozwala zapomnieć mi o wszystkim. Jestem przesadną perfekcjonistką, moi rodzice wymagają ode mnie dużo jeśli chodzi o szkołę.

 

Co ja mam zrobić, żeby być szczęśliwa, otwarta, szalona? Nie chcę tak żyć. Nie chcę mieć żadnej depresji, żadnego innego gówna, nie obchodzi mnie to, chcę żyć normalnie.

Chodzę do psychoterapeuty (byłam 3 razy), ale jak na razie efektów brak.

 

Nie wiem, czy to ma jakikolwiek związek, ale mam niedoczynność tarczycy. Podobno ona może być przyczyną takich zaburzeń, nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej. Po 3 wizytach to trudno od razu efektów oczekiwać. Nadczynność tarczycy może wpływać na nerwowość. Czuć u Ciebie dużą presję i może przez to, że trudno Ci temu sprostać są te problemy. Nie masz jaką wstępną diagnozę postawioną?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Anne, to co piszesz, bardzo mi przypomina mnie jak miałam też 17 lat (nie zrozum mnie źle, to nie "w Twoim wieku...", bo sama jestem starsza tyle co nic). Poza terapią oczywiście widzę tu jedną rzecz, nad którą się zastanawiam.

 

To parcie na to, żebyś była otwarta, szalona - ja nadal mam podobny problem, że chciałabym zmienić pewne cechy swojego charakteru. Oczywiście, rozumiem, że problemy mogą Cię w jakiś sposób blokować, ale ja np. jestem takim typem osoby, dość zamkniętej, wyciszonej, niezależnie od mojej nerwicy. Powoli staram się akceptować to, jaka jestem, zastanawiam się jak to u Ciebie dokładniej wygląda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niete, niedoczynność, nie nadczynność. W sumie mój psychoterapeuta powiedział mi, że może mieć to dość spory związek z tym wszystkim, ale szczerze mówiąc, nie rozumiem tego, bo nawet jeśli biorę leki i mam dobre wyniki to nic poza wartością TSH się nie zmienia.

Co do diagnozy, coś wspomniał o osobowości paranoicznej, ale nie wiem, czy to diagnoza czy przypuszczenia.

 

kotta, ja też zawsze byłam takim typem osoby, bardzo skrajny introwertyk, co zawsze wychodziło mi w testach na osobowość, kiedy robiliśmy je na lekcji dotyczącej predyspozycji do wykonywania jakiegoś zawodu w szkole. Nie akceptuję tego, jaka jestem, bo wiem, że ludzie tego nie akceptują. Wiele razy usłyszałam już od innych "jesteś fajną osobą, ale zbyt spokojną, bądź czasem szalona", krew mnie zalewa jak to słyszę i obniża to jeszcze bardziej moją samoocenę, która już i tak jest równa... zero. Czuję po prostu, że ludzie tego nie akceptują i dlatego ja sama próbuję za wszelką cenę bardziej się otwierać i nawet jeśli mi się to udaje to i tak czuję się jakbym nie była sobą.

Nie wiem, dlaczego taka jestem. Myślę, że przyczyniło się do tego moje dzieciństwo, a raczej podstawówka, bo byłam raczej kozłem ofiarnym, ciągle byłam wyśmiewana z powodu tego, że jestem nieśmiała, tak samo było z wf'em, kilka lat śmiali się ze mnie, że mnie umiem w nic grać, bo nie umiałam, słyszałam tylko jak beznadziejna jestem. Chociaż z lekkoatletyki w sumie byłam niezła. Z tymi ludźmi chodziłam do 3 gimnazjum.

 

Nienawidzę swojego nudnego charakteru i tej flegmatyczności, melancholii, chciałabym być otwarta, szczęśliwa, wygadana, ale nie potrafię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja pamiętam jak na jednej wywiadówce wychowawczyni poskarżyła się mamie, że jestem "za mało przebojowa".

 

Sama dostrzegam, że ludzie lepiej czują się w towarzystwie osób otwartych, ale to pewnie dlatego, że na swój sposób boją się introwertyków (trudno nas wyczuć). Od tych paru lat pracuję nad tym, żeby zaakceptować swój charakter i zauważyłam dużo jego zalet. Chociażby uczuciowość i wrażliwość; melancholia, o której mówisz - o ile kontrolowana - też okazała się być dla mnie budująca, bo przyczynia się do takiego indywidualnego i kreatywnego podejścia do niektórych spraw. Do tego fakt, że nie jestem gadułą sprawia, że wiele ludzi mnie postrzega za mądrą osobę (bo mówię tylko jak mam wrażenie, że to jest potrzebne, przemyślane). Wiadomo - zawsze coś kosztem czegoś, skoro tak się kontroluję, to nie ma miejsca na spontaniczność. W każdym razie myślę, że warto spojrzeć na to z różnych perspektyw, może wtedy w swoich oczach nie będziesz już tak beznadziejna.

 

(btw, znam sporo osób, które właśnie wolą towarzystwo introwertyków i wśród takich się obracam, nadajemy na tych samych lub podobnych falach)

 

chętnie pogadałabym z Tobą też poza forum. chciałabym Ci pomóc i myślę, że jestem w stanie choć troszkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witamy na forum,od siebie dodam raczej coś oczywistego,co w sumie zostało tu ujęte - Próbuj skupić się na ackeptacji swojego charakteru i szlifowania jego dobrych stron,nie walką z nim i próbą zmienienia się - Na dłuższą metę zamęczysz się i zaharujesz psychicznie i fizycznie,a efekty nie będą adekwatne do wysiłku...

Nie każdy też musi być ultra wulkanem energii z ADHD srającym srebrnikami i rzygającym tęczą i optymizmem,niestety jednak społeczeństwo ma inne zdanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@AnneBlack

Ja też odniosłam wrażenie, ze pomimo że masz pewnie jakis rodzaj depresji to ogrmną rolę odgrywa tu brak akceptacji. To nie z Twojej winy, po prostu pewnie słyszysz opinie, ze mogła byś być inna, bardziej taka... bardziej owaka... A Ty jesteś właśnie taka jaką Cię Bóg stworzył. Popieram wypowiedzi @kotta i czuję podobnie. Nie zamykaj się w domu, korzystaj z życia i poszukuj osób z którymi będziesz się dobrze czuła i nie będziesz musiała DLA NICH być taka jaką oni chcą. Ja już jestem dorosła i kiedyś też cierpiałam, ze jestem za spokojna. Nie byłam duszą towarzystwa, ale zauważyłam, że koleżanki chętnie mi sie zwierzały, a z chłopakami byłam po kumplowsku, bo nie szczebiotałam jak inne dziewczyny, tylko grałam z nimi w piłkę. Nawet teraz, miesiąc temu ''życzliwa'' koleżanka podczas wyjazdu na turnus rehabilitacyjny zarzuciła mi, kiedy siedziałyśmy nad morzem, że jestem nieobecna, zamyślona. Przyznaję tak szum morza na mnie zadziałał, zapatrzyłam się w dal. Taką mam konstrukcję, jestem spokojna. A dlaczego na tym samym turnusie, kiedy mieliśmy terapię grupową z psychologiem, to opowiadałam o sobie i z chęcią odpowiadałam na pytania, byłam otwarta, uśmiechnieta, a ''życzliwa'' dukała... naprawdę dukała i nie umiała zdania skleić. Potem już przestała przychodzić na tą terapię. I co? mam jej słowa brać na poważnie i przejmować się? Nie akceptowała mnie taką jaką jestem, trudno. Zabolało, ale nie będę DLA NIEJ popadać w depresję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę mieć żadnej depresji...

 

Tylko to nie jest tak, że ja nie próbuję. Cały czas staram się z kimś spotkać, wyjść, pogadać, mieszkam w bardzo małej miejscowości, więc mam ograniczone możliwości, ale bardzo często spotykam się z odmową, nawet ze strony przyjaciółek. Dlaczego? Bo nie ma czasu, bo coś tam, nieważne.

Nie mam siły już dłużej starać się o relacje z innymi. Im bardziej jestem miła, tym bardziej mnie olewają.

A swoją drogą przebywanie z większością ludzi w szkole strasznie mnie irytuje. Ja widzę w nich milion wad, tak jak w sobie, bo też myślę, że oni widzą je we mnie i myślą o mnie dziwne rzeczy, spędzanie czasu z nimi z jednej strony jest dla mnie udręką, bo tak strasznie czasem ich nienawidzę za nic i chcę, żeby dali mi po prostu spokój, a czasem chcę z nimi rozmawiać, spędzać czas.

Nie rozumiem tych skrajnych uczuć i tej nienawiści, przecież nikt z nich nigdy nic mi nie zrobił.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam bardzo podobnie. Do tej pory jestem w stanie hiperbolizować, jeśli chodzi o zachowania innych w stosunku do mnie. Bardzo też "przeżywam", jeśli ktoś nadepnie na nieodpowiednią strunę.

Drażni mnie ciągłe wyciąganie ręki o chwilę atencji. Robię się agresywna i automatycznie odcinam się od danej osoby, co powoduje ogólną niechęć i brak jakichkolwiek chęci na odbudowę kontaktu jak przychodzi odzew z drugiej strony.

Widzę w sobie masę wad, ale mówię o nich głośno. Ludzie lecą do mnie jak muchy do lepu, bo jestem towarzyska, otwarta i mówię to, co myślę. Z tym, że do przesady. Jeśli nie powiem człowiekowi nawet najgorszej prawdy (będąc pytaną, czy też nie), dotyka mnie uczucie, że jestem nieszczerą, kłamliwą ścierą i ciężko mi spojrzeć sobie w oczy. Dlatego momentami, swoimi bezlitosnymi opiniami, krzywdzę innych, żeby czuć się w porządku w stosunku do samej siebie i bardzo rzadko odczuwam z tego powodu wyrzuty sumienia. Praktycznie wcale.

Ale koloryzacja niektórych zachowań, wyolbrzymianie, są naturalne dla ludzi borykających się z depresją czy zaburzeniami osobowości. Większość rzeczy ulega przeobrażeniom, drobne potknięcia zamieniają się w potężne przewinienia, nie zauważa się rzeczy oczywistych i myśli się zupełnie innymi kategoriami.

Rozumiem więc Twoją niechęć i do siebie, i do innych; szukasz odpowiedzi na pewne pytania, a jeśli dochodzisz do wniosku, że z pozostałymi ludźmi jest wszystko w porządku, to w takim razie "coś nie halo" musi być z tobą. Rodzi się apatia, człowiek się odcina i zostaje sam z chaosem, który dziesiątkuje głowę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×