Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja u bliskiej osoby-kilka przydatnych wskazówek


red_paprika

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, miałam nadzieję, że może ktoś mi tutaj coś pożytecznego poradzi. Mianowicie mój chłopak (23 l.) od 6 lat chodzi do psychologa, bo cierpiał?cierpi? na głęboką depresję. Dwa razy z rzędu rzucił szkołę (6 tygodni przed maturą!) Ponieważ był święcie przekonany, że w krótkim czasie tak czy siak zginie/popełni samobójstwo itd. Teraz jest ponoć o wiele lepiej (nie mogę tego sprawdzić, bo 6 lat temu go jeszcze nie znałam) ale często ma on takie fazy, że zamyka się w sobie, nie odbiera przez 3-4 dni od nikogo telefonów, udaje, że nie istnieje, a gdy się go później pytam co przez ten czas robił odpowiada tylko, że był smutny i cały dzień zazwyczaj spał i nie robił nic. Martwi mnie to bardzo, że nie chce się nigdy wygadać. Uważam że jako jego dziewczyna spędzam z nim najwięcej czasu i jestem mu najbliższą osobą to powinien ze mną rozmawiać, w ogóle z kim kolwiek żeby porozmawiał to byłoby już dobrze, ale on woli uciec, schować się, przeczekać, aż będzie z nim lepiej... Najświeższy przykład jaki mogę podać to że pokłócił się z kolegą - tamten obraził się na mojego chłopaka o jakąś głupotę, nic poważnego, a mój się zaraz tak przejął, że znowu przez kilka dni praktycznie tylko istniał zamiast żyć. To też jest dla mnie bardzo niepokojący sygnał, że byle kto mu coś powie to od razu tak bardzo emocje nad nim biorą górę... Ja rozumiem, każdy człowiek jak się pokłóci z najlepszym przyjacielem to ma dołek, ale chociaż dalej załatwia swoje codzienne sprawy jak choćby ugotowanie obiadu, a on nie, bo nie, bo mu smutno i koniec - nic już nie zrobi. Bardzo chciałabym mu pomóc, proponował mi już kilka razy żebym z nim zamieszkała i coraz bardziej jestem skłonna się zgodzić, bo z doświadczenia wiem, że w moim otoczeniu zawsze czuje się lepiej, z resztą teraz on idzie na studia i chciałabym go zachęcić, żeby wziął się do roboty, bo tylko mnie słucha. Robi już postępy - prosiłam go żeby rzucił palenie - dzisiaj pierwsza próba podjęta, a dla mnie to już duży sukces, że się zdecydował, chociaż jest nałogowym palaczem również od 6-ciu lat. Myślałam też że może dobrze by było gdyby zaczął chodzić na jakieś zajęcia sportowe (sam mówił że chce tylko że jeszcze nie wie co) bo ponoć to wydziela hormony szczęścia i może by miał troche większe poczucie własnej wartości, gdyby miał coś w czym byłby naprawdę dobry? Mnie nie robiłoby wielkiej różnicy jeśli miałabym się przeprowadzić, bo mieszkam teraz bardzo niedaleko od niego, ale ze względu na moją pracę i tak rzadko go widuję, więc byłoby mi to na korzyść.

Dobrze, po przedstawieniu wam ogólnego obrazu sytuacji chciałam się was zapytać: Czy mogę mu jakoś pomóc/ulżyć? Jeśli tak, to co mogę zrobić tak w życiu codziennym, żeby był trochę radośniejszy? Jak go przekonać, że to żaden obciach ze mną rozmawiać o problemach? I jak go przyzwyczaić do normalnego życia?? --> chodzi o to, żeby stał się bardziej aktywny społecznie, żeby żył a nie tylko istniał. Przypomnę tylko, że on ma takie "fazy" raz na 2-3 tygodnie, nie zawsze - bo na codzien jest wesoły i ruchliwy, chodzi mi tylko o te dni kiedy jest prawie jak warzywo... Dziękuję bardzo za odpowiedzi!! :uklon:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepszym pomysłem jest na pewno zamieszkanie razem. Poznasz wtedy jego zwyczaje i rytm dobowy. Wazne jest żeby byc przy nim i przyzwyczajać go do obecności drugiego człowieka (nawet czasem wbrew jego woli) bo w samotności różne rzeczy przychodzą do glowy. Warto jest tez ustalic pewien plan dnia który moglby wyksztalcic w nim inny sposób funkcjonowania, bardziej aktywny i "żywy" :). Zorganizuj wspolne krotkie wypady które będą waszym zwyczajem.

Dobrym pomysłem byliby po prostu zasiegniecie rady psychologa, on z pewnością doradzi ci jak radzić sobie w takich sytuacjach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

To mój pierwszy post na tym forum ever. Znałam je od lat i poczytywanie go pomogło mi niesamowicie w walce z nerwicą, za co do dzisiaj jestem bardzo wdzięczna.

Teraz okazuje się, że muszę tu wrócić z przyczyn diametralnie innych. Krótko: szukam jakiegoś sposobu na to, żeby pomóc bardzo bliskiej osobie, bo sama już nie wiem, co dalej robić.

Sytuacja przedstawia się w następujący sposób: wydaje mi się, że mój partner cierpi na depresję. Z tego, co udało mi się posklejać z jego opowieści takie stany trwają bez mała od lat już kilkunastu i że jedyne, co odczuwa przez ten cały okres życia to smutek, zniechęcenie, brak poczucia jakiegokolwiek sensu. Do tego zauważyłam, że strasznie "lubi" sam się katować i bez ustanku słucham o tym, jaki jest beznadziejny, jak spaprał sobie życie, jak jest przegrany i za najwyżej kilka lat dołączy do pijaczków pod monopolowym. Te nastroje są chwiejne, raz jest odrobinę lepiej, raz mocno gorzej. Poranki są koszmarne, w ciągu dnia to wszystko jakoś się poprawia, ale chyba w żadnym momencie nie powiedziałabym, że jest dobrze. Ewentualna poprawa następuje tylko po jakichkolwiek środkach odurzających, których - nie ukrywam - jest za dużo w jego życiu. No i clue programu - zaczęłam wychwytywać w jego wypowiedziach jakieś aluzje do tego, że chciałby umrzeć. Nigdy nie był u psychiatry.

Bezskutecznie proszę go o to, żeby wybrał się do lekarza, żeby chociaż porozmawiać o tym, co mu się dzieje - tu napotykam na opór jak ściana. Nigdzie nie pójdzie, bo on nie jest chory, on ma taką osobowość, a nawet jeśli jest chory, to i tak jemu się nie da pomóc. Wczoraj niemalże na mnie nawrzeszczał i cały czas powtarza, że jest skazany na dno, a ja powinnam odejść, bo będę przy nim bardzo nieszczęśliwa, a on mnie tak kocha, że nie chce skazywać na los życia z nim.

Jak mu pomóc? Czy jest cokolwiek co można zrobić? Zaczynam myśleć, że to powoli przemienia się w kwestię życia i śmierci i potwornie się o niego boję. A może ja się mylę i rację ma on, twierdząc, że to nie choroba, tylko taki typ osobowości i nie da się tu pomóc?

Bardzo przepraszam, jeśli ten temat już gdzieś jest, ale nie udało mi się znaleźć.

Pozdrawiam.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A może ja się mylę i rację ma on, twierdząc, że to nie choroba, tylko taki typ osobowości i nie da się tu pomóc?
Prędzej zaburzenie osobowości, a nie typ. Przy decyzji o pójściu do psychiatry czy psychologa praktycznie zawsze jest opór, trzeba tu sporo cierpliwości. Typ osobowości nie zniewala człowieka, zamykając w jakiś chorych rozważaniach. On może z tego wyjść tylko musi się leczyć. Samemu to będzie bardzo trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Dziękuję bardzo za rady. Chciałabym dowiedzieć się od Was jeszcze jednego - czy przy depresji mogą pojawiać się napady furii? Otóż dzisiaj mój chłopak upił się okropnie i zdemolował pół mieszkania. Zaczęłam się bać, że i ja przy okazji oberwę, nie wydawało się to mało prawdopodobne. Co robić, jeśli to wróci? Uciekać? W życiu się tak nie bałam, szczególnie, że przez ostatnie dni było wręcz fantastycznie, był radosny, chętny do życia... I nagle dzisiaj to. Czy to normalne zachowanie przy depresji?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co ja mam zrobić jak chcę porozmawiać o depresji z chłopakiem (od 6 lat chodzi na terapię), a ten nie dość że przez kilka dni mnie ignoruje, od nikogo nie odbiera telefonu bo się pogrąża w tym stanie, to jeszcze jak mu przejdzie to tylko przeprosi i udaje, że nic się nie stało i że "to nic takiego" i "żebym się nie przejmowała" bo to tylko jego problem, a ja chcę mieć udział w jego życiu, pomagać mu w problemach, wspierać go, a ten reaguje mniej więcej tak właśnie, argumentując dodatkowo, że mężczyzna nie rozmawia o problemach bo to niemęskie. O.o Tym o to sposobem sam mnie wpędził w dołek (już kiedyś cierpiałam na dość mocną depresję, ale udało mi się z tego wyciągnąć). Nie wiem teraz, jak go zmotywować, jak się do niego zbliżyć, co ja mam robić?! To jak walenie głową w mur :( Co ja mam poprostu do niego jechać i walić w drzwi aż mnie wpuści i się wygada, czy olać go? Czuje się strasznie winna jak nic nie mogę zrobić, bo to tak jakbym miała gdzieś co się z nim dzieje... A prawda jest taka, że sama niemiłosiernie cierpię i cholernie mi przykro, ale jak tylko jemu poprawi się humor, to ja też udaję, bo boję się, że znowu się sam zapędzi w kozi róg... Po co w ogołe rozkochał mnie w sobie jeśli potem tak mnie traktuje? Jestem rozgoryczona, w tym momencie to ja już naprawdę nie wiem gdzie szukać pomocy i zaczynam poważnie myśleć o rozstaniu. Tyle że obawiam się, że to zamiast polepszyć, to pogorszy całą sytuację...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co ja mam zrobić jak chcę porozmawiać o depresji z chłopakiem (od 6 lat chodzi na terapię), a ten nie dość że przez kilka dni mnie ignoruje, od nikogo nie odbiera telefonu bo się pogrąża w tym stanie, to jeszcze jak mu przejdzie to tylko przeprosi i udaje, że nic się nie stało i że "to nic takiego" i "żebym się nie przejmowała" bo to tylko jego problem, a ja chcę mieć udział w jego życiu, pomagać mu w problemach, wspierać go, a ten reaguje mniej więcej tak właśnie, argumentując dodatkowo, że mężczyzna nie rozmawia o problemach bo to niemęskie. O.o Tym o to sposobem sam mnie wpędził w dołek (już kiedyś cierpiałam na dość mocną depresję, ale udało mi się z tego wyciągnąć). Nie wiem teraz, jak go zmotywować, jak się do niego zbliżyć, co ja mam robić?! To jak walenie głową w mur :( Co ja mam poprostu do niego jechać i walić w drzwi aż mnie wpuści i się wygada, czy olać go? Czuje się strasznie winna jak nic nie mogę zrobić, bo to tak jakbym miała gdzieś co się z nim dzieje... A prawda jest taka, że sama niemiłosiernie cierpię i cholernie mi przykro, ale jak tylko jemu poprawi się humor, to ja też udaję, bo boję się, że znowu się sam zapędzi w kozi róg... Po co w ogołe rozkochał mnie w sobie jeśli potem tak mnie traktuje? Jestem rozgoryczona, w tym momencie to ja już naprawdę nie wiem gdzie szukać pomocy i zaczynam poważnie myśleć o rozstaniu. Tyle że obawiam się, że to zamiast polepszyć, to pogorszy całą sytuację...

 

 

SmutnaMadzia, rozstanie w niczym mu nie pomoże, będzie jeszcze gorzej tak jak sama piszesz, bo Twój chłopak pomyśli, że naprawdę jest tak niewiele wart, że nawet ukochana osoba nie chce z nim być. wiem, że ciężko znaleźć siłę, ale dasz radę, wierzę w Ciebie! ja zmagam się z podobnym problemem, tyle że mój chłopak po raz drugi myślał o samobójstwie, za tamtym razem próbował go popełnić, ale uratowali go przyjaciele, teraz uratowałam go ja razem z jego mamą. pisał do mnie, że nie chce już żyć, że nie widzi w tym żadnego sensu; żegnał się ze mną, mówił, że bez niego będę szczęśliwsza, że przeprasza mnie, że tyle czasu mi zajął, ale że już więcej nie będzie, żebym mu to wybaczyła; że nie ma co tracić czasu na takiego nieudacznika jak on, żebym zapomniała o czasie, który razem spędziliśmy...

nie możesz myśleć kategoriami 'po co mnie w sobie rozkochał skoro potem mnie tak traktuje', bo to tak naprawdę nie jest 'on' w tych momentach, to choroba. nie myśli wtedy sercem, wie, że Cię kocha, że jesteś dla niego ważna, ale choroba przejmuje nad nim kontrolę, a on nie potrafi nad tym zapanować.

powiedz mu, że nie jest niemęski rozmawianie o problemach. powtarzaj mu, że jesteś, że może na Ciebie liczyć w każdej chwili. powtarzaj, że jest dla Ciebie bardzo ważny, że daje Ci szczęście, że sprawia, że masz siłę i chęci do działania. powtarzaj mu, jaki jest wspaniały, ile dobrego robi... nie wiem, mój np. pomaga wszystkim dookoła, jeśli tylko może. jest inteligentny, utrzymuje się sam, niedawno wyprowadził się z domu, ciężko mu jest, ale sobie radzi. kończy studia i pisze pracę magisterską. wymieniłam mu to wszystko i zapytałam: 'i co, to jest mało? myślisz, że to jest mało? to jest bardzo dużo.' musisz pokazać swojemu chłopakowi, że ma w Tobie oparcie, że cokolwiek by się nie działo Ty jesteś. niech tylko da znać i zaraz będziesz u jego boku, gotowa mu pomóc. trzymam kciuki, Madziu, żeby się udało :) będzie dobrze, zobaczysz!!!

P.S. Wesołych, Kochani! :* :papa:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej jestem tu nowy i dość mało wiem o depresji,nigdy ona mnie nie interesowała aż do pewnego momentu...poznałem w tym roku cudowną dziewczynę wiedziałem ze ma problemy ale jakoś udawało się łagodzić....myślałem że razem wszystko pokonamy aż w końcu to co myślałem że to tylko problemy narosło i mnie odrzuciła twierdząc że nie chce abym cierpiał przez ją.Dwa tygodnie milczała nie chciała mnie znać,w ta sobotę po raz pierwszy rozmawialiśmy,poprosiła też mnie byśmy byli przyjaciółmi...kocham ją i martwię się o nią,nie poznaję jej i nie wiem co i jak mam jej pomóc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z racji tego,że na forum często pojawiają się wątki dotyczące tego,w jaki sposób można pomóc bliskiej osobie,która cierpi na depresję,zamieszczam poniżej kilka wskazówek,które mogą okazać się przydatne:

 

Czego się wystrzegać:

- mówienia: życie jest piękne - denerwuje i mija się z celem;

- unikaj stwierdzeń: wszystko zaczyna się w Twojej głowie;

- wykrzykiwań: weź się w garść - depresja to choroba, a nie oznaka słabości;

- nie zachowuj się jakbyś zjadł/a wszystkie rozumy: nie pouczaj na każdym kroku;

- nie staraj się poprawić choremu humoru za wszelką cenę, przez takie zachowanie poczuje się jeszcze gorzej;

- nie oskarżaj o chęć zwrócenia na siebie uwagi;

- nie wymuszaj na siłę rzeczy, na które nie ma ochoty;

- nie tłumacz jego zachowania każdemu, kto tylko chce Cię wysłuchać - to prowadzi do przejmowania odpowiedzialności;

-chory ma w dużej mierze zniekształcony obraz samego siebie,nie potrafi w sposób obiektywny ocenić sytuacji i siebie-pamiętaj o tym,kiedy usłyszysz"jestem dnem,nic mi nie pomoże,na pewno się ode mnie odwrócisz"-nie trać wtedy nerwów;

 

Przyznam, że do tej pory parę rzeczy z tej listy robiłam.. Skąd mogłam wiedzieć..

 

Ale mimo, że proszę swojego chłopaka o pójście do lekarza, ten zapisał się do psychiatry. Nie wiem, czy to dobry pomysł, według mnie to przesada, ale nie chcę go męczyć. Może to pomoże..

 

Jednak nie do końca wiem co robić :zonk:

 

-- 05 mar 2014, 22:57 --

 

Hej jestem tu nowy i dość mało wiem o depresji,nigdy ona mnie nie interesowała aż do pewnego momentu...poznałem w tym roku cudowną dziewczynę wiedziałem ze ma problemy ale jakoś udawało się łagodzić....myślałem że razem wszystko pokonamy aż w końcu to co myślałem że to tylko problemy narosło i mnie odrzuciła twierdząc że nie chce abym cierpiał przez ją.Dwa tygodnie milczała nie chciała mnie znać,w ta sobotę po raz pierwszy rozmawialiśmy,poprosiła też mnie byśmy byli przyjaciółmi...kocham ją i martwię się o nią,nie poznaję jej i nie wiem co i jak mam jej pomóc

 

U mnie jest w pewnym sensie podobnie. Swojego chłopaka poznałam ponad pół roku temu, od razu między nami zaiskrzyło. Na pierwszy rzut oka nie powiedziałabym, że od dłuższego czasu zmaga się z depresją. Z czasem mi opowiedział większość swojej historii. Stracił ojca jak był mały, świat zawalił mu się na głowę, potem przeprowadzka daleko od miejsca, które znał. Poznał dziewczynę, zakochali się, pobrali po paru latach, kupili mieszkanie na kredyt, niedługo potem ona zaczęła przyprawiać mu rogi, gdy się o tym dowiedział to zostawiła go dla tamtego, dalej walczą o podział majątku. Chce zabrać mu mieszkanie. W akcie desperacji wdał się w bójkę, pobity podał go do sądu, sprawę przegrał, musi zapłacić niezłą sumkę. Leczył się już raz na depresję półroku zanim mnie poznał i trochę przeszło. Jednak teraz zaczęło wracać, kiedy dwa procesy na głowie i groźba utraty dachu nad głową.

 

Z tym, że on się ode mnie nie odsuwa, bo jestem też jego najlepszą przyjaciółką i zawsze może przyjść do mnie po radę czy żeby się przytulić. Jednak to za mało, depresja się pogłębia, dochodzą nowe objawy. Do lekarza ma za tydzień, ale zawsze jak rozmawiamy to prosi mnie o pomoc, mówi, że się boi. Nie wiem, co mam robić, często mu mówię, że go nie opuszczę, ale to nie wystarcza :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trafiłam tutaj, bo u nas nastąpił nawrót depresji. Jesteśmy z moim partnerem prawie 2 lata, on chorował na depresję długo wcześniej zanim mnie poznał. Powoli mozolną pracą wyszedł na prostą. Tak się przynajmniej wydawało. Jednak ostatnio sytuacja znowu się pogorszyła i czuję, że to z mojej winy. Nie słuchałam Jego potrzeb i zapomniałam, że potrzeba Mu więcej czasu i cierpliwości z mojej strony. To poczucie, że zaszkodziłam osobie, którą kocham i która jest dla mnie najważniejsza jest po prostu nie do opisania. Jak mogłam coś takiego zrobić, jak mogłam przestać być uważna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dengo, jestem w bardzo podobnej sytuacji...

jesteśmy razem od 2 lat, opowiedział mi o swojej depresji połączonej z nerwicą już na samym początku (kiedy to był na terapii i brał leki)... i było dobrze, wręcz bardzo dobrze, aż do tego stopnia iż leki zostały odstawione i teoretyczne, 'normalne' życie płynęło bardzo miło... na tyle, że gdzieś zatraciłam wrażliwość/uwagę na możliwość nawrotu choroby. jako że pojawiły mi się problemy kobiece i mogę mieć problem z zajściem w ciążę ( a oboje mamy po 29 lat) zaczęłam naciskać, abyśmy zamieszkali razem i dążyli ku "czemuś" - docelowo do założenia rodziny (bez założenia jakichkolwiek terminów na śluby/dzieci itp, sam fakt dążenia się dla mnie liczył). No i chyba przesadziłam i też właśnie jak dango pisze, zaszkodziłam... doszło do tego że się zamknął w sobie, zaczął mi mówić, że nie wie, czy chce ze mną być, że - jako że jest muzykiem - musi się poświęcić i być samemu aby się spełniać w kwestii tworzenia muzyki. Na początku się zdystansowałam, łącznie z rozważaniem rozstania, ale teraz wiem, że jakkolwiek będzie ciężko, to też wiem, jak było dobrze, i chcę o to walczyć. Problem polega na tym, że czuję teraz taką barierę u niego... nie dopuszcza mnie do siebie, twierdzi, że nie chce mnie w to angażować, podczas gdy oczywiście jestem zaangażowana i chcę być, wspierać, pomóc...

 

czy poza cierpliwością i utwierdzeniem Go w przekonaniu, że jestem i nie chcę nigdzie odchodzić, mozna jeszcze coś zrobić? i jakie macie "techniki", sposoby, aby pomóc sobie - żeby właśnie pamiętać o sobie (jak pisaliście w poprzednich postach)?

 

PS. Baaaardzo jestem wdzięczna, że takie forum i taki wątek założyliście - kimkolwiek jesteście :) Już mi wręcz niezręcznie moim przyjaciółkom opowiadać o tej sytuacji, gdyż zarówno ja jak i one nie mamy doświadczenia w tej kwestii i wiele nie jesteśmy w stanie powiedzieć na ten temat. Zawsze to dobrze poczytać/popisać z osobami, które mają podobne doświadczenia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witan serdecznie obecnie żyje z muzyczna który jest chory na depresje i powiem szczerze jest mi bardzo ciężko bo jednego dnia mówi ze kocha ze mu zależy a drugiego dnia potrafi wyzwać obwinia mnie za wszystko ja nie potrafię żyć juz z nim podjelam decyzje ze rozstane się z nim bo nie mogę juz dluzej znosić tego co on wyprawia z moim i swoim życiem .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochani,

 

Mam nadzieję, że nie łamię regulaminu, pytając o problem innej osoby.

Sama zmagałam się przez jakiś czas z depresją, ale o tym napisze na spokojnie, bo teraz mam bardzo poważny problem.

 

Mój mężczyzna, 37 lat, aktywny fizycznie (siłownia) i zawodowo - własny warsztat (ostatnio przynosi trochę mniej zysków, ale nie jest najgorzej), zostawiony sam z kolegami upił się na smutno. Nie, alkohol nie jest problemem. Kiedy wróciłam, to najpierw spokojnie, jakby planował kolejne wakacje zaczął opowiadać, że musi pozamykać wszystkie sprawy i wtedy ze sobą skończy. Wzięłabym to za "pijackie brednie", ale mówił tak spokojnie i klarownie, że bardzo mnie przestraszył. Potem przyszła kolej na stwierdzenie, że się wypalił, nie widzi w życiu sensu, ma dość swojej pracy, dość siłowni, dość wszystkiego. Starałam się jak mogłam, żeby wyjaśnić mu, że tak czasem jest, ale bezskutecznie. Coś we mnie pękło, kiedy wyznał mi, że jak zasypiam, to on czasem wstaje, pokręci się, coś zje, siada w fotelu a łzy same płyną mu z oczu.

 

Trochę backgroudnu: Przez całe otoczenie uważany jest za typowego twardziela, jest bardzo opiekuńczy, dba o to, żeby niczego nam nie brakowało (ja też pracuję, ale ja jestem od rachunków, on od kosztowniejszych przyjemności). Ma syna z poprzedniego związku (16,5 roku, odesłany przez matkę do Polski z UK, bo skończył się zasiłek), z którym jak to z nastolatkiem są problemy. Pól roku temu potrącony przez samochód zginął nasz ukochany kot, mój mężczyzna bardzo to przeżył. Ok dwóch tygodni temu z kolei w wieku 45 lat zmarł jego znajomy (nie jakiś bliski, ale jednak). Mój mężczyzna bardziej przeżył fakt, że ex żona na 4 godziny po jego śmierci była już w mieszkaniu konkubiny szarpać się o swoje (tu pewnie do głosu doszły doświadczenia z moją "poprzedniczką").

 

Tyle gwoli opisu.

Jak wspomniałam, sama borykałam się z depresją, więc obawiam się, że mogła dopaść i jego. Niestety do psychologa wołami nie zaciągnę. Wiem, jak oprócz środków farmakologicznych walczyć z depresją będąc chorym, co jednak mogę zrobić, aby wspomóc osobę która prawdopodobnie może na nią cierpieć? Wspierać czy traktować normalnie? Drążyć temat czy go unikać?

Poproszę o Wasze wsparcie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem ciekawy czym różni się depresja zwykła od depresji w chorobie dwubiegunowej. Moje wahania nastrojów w młodości zawsze potrafiłem sobie głupio wytłumaczyć (młody silny organizm).

Nie drąż tematu, jeżeli popada w depresję zauważysz to po braku apetytu, trudnością z zaśnięciem, drażliwością itp.

Mężczyżni rzadko popadają w zwykłą depresję, większość to niestety nierozpoznany Chad, który niekoniecznie musi mieć fazę mani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mojej dobrej znajomej stwierdzono depresję i czy to źle o mnie świadczy, że zaczęłam jej unikać? Nie ma wielu powodów do zmartwień w swoim życiu, mam wrażenie, że chodzi jej o zwrócenie na siebie uwagi a dołujący nastrój naszych kontaktów sprawił, że zaczęłam się od niej izolować. To czyni mnie socjopatą czy coś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na własnym przykładzie:

Jeżeli od bliskiej osoby słyszycie krytykę, obelgi, mówienie o śmierci, to NIE bierzcie tego do siebie! Pamiętajcie ze naprawde wina leży po stronie choroby a nie chorego!!!

Co można zrobić?

Nie przerywać. Nie komentować, nie krytykować. Naprawdę lepiej jest łagodnie przeprosić nawet jeśli nic takiego nie zrobiliście, zapewniać o pomocy, bliskości, uśmiechnąć się (ale nie robić z siebie pajaca na siłę!), przytulić, poklepac po ramieniu. Jesli nie macie ochoty słuchać powiedzieć delikatnie: naprawdę nic nie musisz mówić; Będzie dobrze; Nie mów nic, naprawdę cię nie zostawię. Po prostu warto okazac czulosc i nie zostawiać.

Gdy osoba z depresja widzi łzy, złość czy drwiny na twarzy bliskiej osoby, traci grunt pod nogami :( A gdy osoby nie ma w ogóle... :hide: Chory tłumaczy sobie jaką krzywdę wyrządza innym, poczuwa się do odpowiedzialności za swe słowa, przez co czuje się pod jeszcze większą presją :( Dlatego warto nauczyć się pomagać. Ta osoba naprawde wam to odwzajemni :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@kliku: łatwo powiedzieć,trochę trudniej wykonać. Moja żona od prawie dwóch lat zmaga się z problemami o których tutaj piszecie. Depresja połączona z nerwicą lękową natomiast nie jest to ciężka forma bo normalnie pracuje. Ponad rok temu wyprowadziła się z domu twierdząc że najlepiej czuje się sama ze sobą , że nie lubi ludzi. Twierdzi że wpadła w jakąś dziurę emocjonalną, odrzuca wszelkie propozycje pomocy, mówi że musi sobie z tym poradzić sama. Na wszystkie pytania co dalej odpowiada "nie wiem" , "nie myślę o tym" , "nie wiem co będzie". Nie potrafi podjąć najprostszych decyzji.Chodzi na terapię, bierze leki (od lat) - Elicea + Xanax. Bardzo ją kocham i ogromną przykrość mi sprawia jej traktowanie mnie, wszystkie próby rozmowy kończą się agresją z jej strony, rzucaniem słuchawką. Brakuje mi już sił, rozumiem z tego co piszecie że to nie jest prawdziwa ona, ale skąd brać siły na te wszystkie teksty które ranią bardzo głęboko. Ile można udawać że to cię nie rusza, miesiąc, pół roku, rok? Ostatnio stwierdziła że ona nie potrzebuje czułości, że dojrzała że nie jest już małą dziewczynką i po prostu taka już będzie. Z drugiej strony jednak są momenty kiedy dzwoni i płacze i prosi żebym dał jej jeszcze trochę czasu, że wiele dla niej znaczę.

Skąd brać siłę na to wszystko, od ponad roku mieszkam sam, dookoła same szczęśliwe rodziny a ja czekam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich. Też jestem osobą, która zmaga się z depresją bliskiej mi osoby, chodzi o mojego chłopaka, mamy 22 lata, poznaliśmy się rok temu, pomimo wielu różnic między nami, zakochaliśmy się w sobie bez miary, czułam jak rozpiera mnie szczęście i widziałam to też w jego oczach i zachowaniu. Dodam, że jest on właściwie moją pierwszą i jedyną miłością, z kolei on miał już kilka nieudanych związków za sobą. Od pewnego czasu w wyniku zbliżających się studiów, z których zrezygnował z powodu nerwicy, o której dowiedziałam się po kilku miesiącach znajomości, zmienił swoje zachowanie, jakby uleciało z niego życie, znowu zmaga się z lękami, ciągle śpi, mówi jaki jest beznadziejny, mówi, że chce się zabić, że życie straciło dla niego sens. Ostatnio nawet postanowił zerwać, mimo że w tym samym dniu mieliśmy wyjść wieczorem razem (miała być to niespodzianka dla mnie), by wynagrodzić mi te wszystkie trudne chwile, w związku z jego stanem. Powiedział mi wtedy, że on nie potrafi kochać, że nie da mi miłości, że nie akceptuje siebie, że zniszczy mi życie, że zasługuję na kogoś lepszego, że nigdy nie da mi szczęścia, że nasze uczucie się wypaliło przez kłótnie, ale że całą winę bierze na siebie.Powiedział, że postanowił ze sobą skończyć, że nie wie kiedy, ale chce mnie od tego uchronić, żebyśmy zostali znajomymi, że ja i tak go kiedyś zostawię. Ja wówczas wpadłam w furię, bo już niejednokrotnie powtarzałam mu jaki jest dla mnie ważny, że może odjeść, bo nie chcę być z kimś kto mnie nie kocha i tylko boi się jak zareaguję na rozstanie,powiedziałam, że ja sobie życia nie odbiorę, że będę nadal go kochać, ale nie zgodzę się nigdy na żadną przyjaźń, że usunę wszystko, co będzie mi go przypominać, że nigdy mu nie wybaczę. Ostro mu wygarnęłam, po czym powiedziałam, by wyszedł, bo ja też wychodzę, że chce pójść do kina, że nie będę się użalać nad sobą. Wyszedł po czym wrócił za moment, zapytał czy może u mnie zanocować, oczywiście pozwoliłam, bo po chwili namysłu zdałam sobie sprawę, że groźby o samobójstwie nie były próbą zastraszenia mnie, on autentycznie chciał się zabić. Po kilku godzinach zdał sobie sprawę z tego co powiedział, nad ranem przepraszał, mówił ,że jestem sensem jego życia, że się boi.Ciągle mówię mu , że go kocham, że z nim planuję przyszłość, że nie musi być kimś, kim nie jest, bo świat tego wymaga, by facet był twardzielem, że leki niedługo zaczną działać, że nie jest sam. Ale poza tym czuję też, że czasem pogłębiam jego stan, przez obrażanie się, czasem krytykę, czuję się z tym wszystkim sama, boję się , że słowa, które w tej kłótni mi powiedział są prawdą, że się wszystko wypaliło. Sama myślę ostatnio o sobie, że jestem beznadziejna, że nie potrafię mu dać szczęścia, że pogłębiam jeszcze jego stany swoimi chimerami, domagając się z jego strony teraz zaangażowania w moje problemy, zarzucam mu, że się nie martwi o mnie.Zaczęłam myśleć, że może on próbuje mnie do siebie zniechęcić, bo nie chce być ze mną, żebym sama zerwała, by mi zaoszczędzić bólu, bo wie ile dla mnie znaczy. Czuję się niedoceniona, niepotrzebna, nachodzą mnie myśli o rozstaniu. A potem znów uświadamiam sobie jak bardzo go kocham, przypominam sobie chwile, gdy choroba się nie odzywała, chcę walczyć choć jednocześnie sama jestem słaba

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co powiecie na to, jak dwie osoby w związku są chore na depresje.... W moim przypadku mąż (leczy się od kilkunastu lat) postanowił wykorzystać moją depresję (leczę się od kilkunastu lat) przeciwko mnie. Dlaczego do dzisiaj nie wiem, próbowałam to wyjaśnić już daleko po tych wydarzeniach, jakoś nie ma ochoty o tym ze mną rozmawiać. Nie muszę dodawać, że nie jesteśmy dziś małżeństwem. Cieszę się, że zmagam się z tą chorobą sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam z moim chłopakiem ponad 2 lata, jeszcze do niedawna mieliśmy plany wspólnego zamieszkania, ślubu, dzieci, rodzina za kilka lat ...

Po pierwszym roku bycia razem pojawił się problem ze szkołą ( chodzimy do Technikum, w 3 klasie wpadł na pomysł, że nie da rady, że jest beznadziejny, że nie znajdzie pracy i w życiu do niczego nie dojdzie, a ja będę musiała przez niego cierpieć) wysłałam go do psychologa szkolnego, bo nie wiedziałam jak z nim rozmawiać i oczywiście co było? - depresja. Gdy się dowiedziałam, to jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody, ale mój chłopak jakoś dał się z tego wyciągnąć (przynajmniej tak mi się wydawało), pozbierał się, zmotywował, widząc wsparcie ze strony szkoły, mnie i swojej mamy, jakoś dał radę... nie udało mi się go wtedy wysłać do psychiatry po jakieś leki, czy coś (niestety).

A w tym roku... zaczęła się jesień i oczywiście nawrót depresji.. nie wiem co mam robić... przez miesiąc był taki strasznie obojętny, ignorował mnie po prostu, ale wiedząc co się szykuje, wysyłałam go do psychologa, na rozmowy, z kolegami na piwko, wyciągałam go z domu, nawet grałam z nim w gry, gdy tylko chciał.! teraz, tydzień przed moimi urodzinami przestał się odzywać... później przyznał się że był gdzieś i pił całe 3 dni... bez spania... nie wiem, czy czegoś wtedy nie brał dodatkowo...

Po tym wszystkim doszedł do wniosku, że ja tylko cierpię przez niego, że zasługuję na kogoś lepszego, że nie jest mnie wart, że skończy niedługo swoje życie, a gdy na to odpowiadałam, że nie ma racji, że przecież jestem szczęśliwa zaczął atak, że związek go nudzi, że za dużo czasu razem, że on tak nie chce... oczywiście nie powiedział mi tego nawet prosto w oczy tylko napisał... W rozmowie prosto w oczy stwierdził tylko, że nie dorósł do związku.

kolejnego dnia ruszyłam zmotywowana i zapłakana od rana do psychologa, pytałam co mam robić, jak się zachowywać... Powiedziałam nawet jego mamie, która niczego się nie domyślała.. Kazałam jej go pilnować.. umówiłam go do psychiatry, dostał leki, porozmawiałam z nim, powiedziałam, że może na mnie liczyć, mimo że zostawił mnie w moje urodziny i to pisząc do mnie, to nadal go bardzo kocham...

O rozstaniu tak już na zawsze ma pomyśleć jak już trochę uporządkuje to, co się teraz dzieje w jego życiu.

Czy jest jeszcze coś, co mogłabym zrobić? Nie chcę na niego naciskać..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×