Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

mggabijp: Bardzo się cieszę że dałaś rade:) a powiedzmi gdzie pracujesz, jeśli można spytać oczywiście :)

 

W Rossmanie, zlecenie, dwa dni w tygodniu, przy dostawie towarów wyładunek :)

 

Mam spory problem z sennością, ciągle chce mi się spać - normalne przy nerwicy, czy może brak jakichś witamin, magnezu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha, próbowałam normalnie żyć, ale jak widać wróciłam z podkulonym ogonem :? W ogóle to muszę Ci powiedzieć ,że mimo ogromnego stresu i strasznych wyobrażeń , zaczęłam brać Paro ,3 dzień 10 mg, nie jest najgorzej ,no i widzę jakieś światełko w tunelu. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Adriene, skoro zaczęłaś jednak brać to paro, to ja będę mocno trzymała kciuki, żeby wszystko było OK :D Dobrze, że zaczęłaś od takiej małej daweczki, w razie czego organizm nie dozna szoku. Z tymi SSRI to jest zazwyczaj tak, że jak na początku brania nic się nie dzieje, to potem już raczej z górki ( chyba że się gwałtownie podniesie dawkę ). Zdawaj relację, jak się czujesz, bo jestem bardzo ciekawa. Może i ja się kiedyś zdecyduję na leczenie z prawdziwego zdarzenia :?

A Ty miałaś już wcześniej jakieś doświadczenia z lekami psychotropowymi, czy to Twój pierwszy ? Pozdrawiam :D

 

PS Trzymaj się tego "światełka w tunelu" :P

 

mggabijp, nadmierna senność to raczej przy depresji jest niż przy nerwicy, ale to też pewnie sprawa indywidualna. Ja to jestem od 10 lat non-stop zmęczona, a problemy ze snem i tak mam :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha, to jest mój pierwszy raz kiedy zdecydowałam się na leki, dlatego miałam niesamowite opory ,żeby zażyć choćby najmniejszą dawkę. Ale jakoś dałam radę.. chodź przyznam ,że pierwsze parę godzin po zażyciu siedziałam nieruchomo i obawiałam się najgorszego, jak to zwykle. :P nie ma sprawy, będę pisać co tam w mojej głowie huczy. Także będę trzymać również kciuki za Ciebie, wiem jak ciężko podjąć tą decyzję.. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha, no ale ja mam tak, że mogłabym spać całymi dniami. Jak mnie nikt nie obudzi, mogę spać do 11 - 12, gdzie kładę się spać koło 22 - 23. Więc śpię dużo. Może to też dlatego? Nie wiem, ale to uczucie senności połączone z odrealnieniem powoduje, że znowu zaczynam się takim stanem rzeczy denerwować...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mggabijp,

 

a ja mam od tylu lat problemy ze snem :? Śpię tylko na prochach od 10 lat. Nie bądź zołzą i podziel się snam :mrgreen:

 

Myślę, że jednak powinnaś się wybrać do lekarza ... Zobaczysz, co Ci powie. A jak Kot sobie z tym radzi ... ? Z taką śpiącą królewną :angel:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha, no właśnie może w tym tyg pójdę do psycho. Wreszcie.

 

Bierz ile chcesz, mam go w nadmiarze :D

 

On właściwie o tym nie wie, nie zwierzałam mu się z tego jeszcze, i tak za bardzo moim zdaniem mu marudzę. Poza tym, staram się to jakoś zignorować, bo jak się czymś zajmę, zapomnę, to przechodzi trochę. Ale jak tak za dnia usiądę, posiedzę chwilę, to miewam już takie momenty, jak przed snem, że drażni mnie dźwięk i światło. Mam wtedy ochotę położyć się i zasnąć, chociaż jak tak robię, i tak zasnąć nie mogę... A jak się położę, zamknę oczy i tak poleżę, to chociaż nie zasnę, ale potem jest jeszcze gorzej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bierz ile chcesz, mam go w nadmiarze :D

No, to biorę :lol:

 

Mam już do Ciebie od tygodnia napisać, ale najpierw miałam te praktyki, wczoraj zaległy egzamin, a do tego cały czas koresponduję w sprawie tego wesela :D

 

mggabijp A tak się zastanawiam - to jak jesteś w stanie wykładać w nocy te towary w Ross, skoro ciągle chce Ci się spać :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha, w porządku, nie ma pośpiechu :) ja mam ostatnio małe problemy z internetem ale w sobotę będzie dobrze - nowy pakiet :D

Ano właśnie było bardzo ciężko, strasznie spać się chciało, zwłaszcza jak inni już przyzwyczajeni do nocnych zmian byli tacy weseli i wgle a ja ledwo żyłam... Ale potem jakoś przeszło, tak koło 3 nad ranem miałam kryzys, ale go pokonałam :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech ludziska, jest gównianie... :(:(:( Mimo leków, mimo leczenia jest kicha. Lęki, obiady jem na siłę z wielkim bólem i strachem, sraki praktycznie codzienne. Mam dość, dodatkowo mój podopieczny ma zapalenie oskrzeli, teraz z nim lepiej ale podczas odciąganiu kataru zwymiotował albo ma odruchy wymiotne. Oczywiście musiałam to sprzątać. Koszmar. Znów biorę relanium ale dawka 2mg działa jak placebo, dopiero po 5mg jest TROCHĘ lepiej. Ostatnio w busie jak jechałam z gulą w gardle, to myślałam sobie, żeby był wypadek, żeby nikomu nic się nie stało ale żebym ja zdechła. Czuję się ciężarem dla najbliższych, nie daję rady ze sobą. Wmawiam sobie, że skoro tyle lat nie rzygałam, to mój "czas się kończy". Kończy się może teraz, może za godzinę, może jutro? Znów mam kołek w gardle, znów się boję, znów nienawidzę obiadów. Widzę coraz bardziej bezsens swojej egzystencji... :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka`89, nie załamuj się, to najgorsze co możesz zrobić. Pamiętaj, że nie jesteś z tym sama, ja czuję się czasem dokładnie tak samo, walcz ze sobą, niech Twój organizm nie rządzi Twoim życiem, tylko to Ty masz rządzić organizmem!

 

Ja mam też taką jedną opcję, kiedy już tracę panowanie... Mam jednego swojego wybranego przez siebie patrona, moim jest ks. Popiełuszko, w momencie słabości modlę się do Niego o siłę, całą swoją uwagę skupiam na tym. Może to trochę niezrozumiałe, ale ja z tego czerpię siłę. Kiedy się do Niego wymodlę, wybłagam, przechodzi - jeszcze nie zdarzyłoby się, żeby mi nie pomógł i nic dziwnego, wkrótce będzie świętym. Oddaję Bogu cierpienie, bo o to chodzi w naszym życiu. To taka próba na nas, czy damy sobie radę i my MUSIMY dać sobie radę.

 

Ja ostatnio przechodzę swobodniejsze chwile, lęk dał mi na razie spokój i nie wraca póki co, tak ze dwa, trzy dni, byłam nawet poza domem na noc i było dobrze, jak kiedyś.

Musimy sobie radzić. Bo jak nie my, to kto?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mggabijp,

 

wiesz, ja mam podobnie, tylko ja bezpośrednio zwracam się do Jezusa. Dotychczas nie odmówił mi pomocy, a takich sytuacji były setki, chociaż ktoś z zewnątrz mógłby powiedzieć, że przecież i tak nic by mi się nie stało - Ja wiem swoje :D Ratował mnie tyle razy, gdy było już MEGA ciężko i nie umiem sobie tego inaczej wytłumaczyć, jak właśnie Jego ingerencją.

Dlatego jakiś czas temu postanowiłam przestać narzekać na swoje życie i liczne ograniczenie, ale traktować to, co mam jako dar ... Bo cóż z tego, że nie mogę podjechać nawet kawałek samochodem, a dawniej bez problemu jeździłam nad morze z wielką przyjemnością - tłumaczę sobie to tak - najeździłaś się już dziewczyno, wykorzystałaś, teraz czas na coś innego - zamiast żalić się, cieszę się, że mam zdrowe nogi i mogę prawie wszędzie na nich zajść :D i zafundować sobie trochę świeżego powietrza. Wierzę, że jak ma mi być dane jeżdżenie jeszcze autem ( tak nawiasem mam nieużywane od 10 lat prawko :lol: ), to tak się stanie, w najmniej przewidywanym momencie. Tak jak to, że teraz niespodziewanie dla mnie samej poznałam kilku facetów ... Dobra, dwaj to kumple, a dwóch lubię trochę bardziej :105:

 

Pozdrawiam dziewczyny

 

mggabijp, co znaczą te obco brzmiące słowa :shock: ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha, i amen dziewczyno :D

Damy sobie radę moje drogie :D

 

Arasha, są to słowa starej rosyjskiej piosenki - link powyżej tych słów.

Brzmią po polsku mniej-więcej tak: ja będę po drugiej stronie, a jeśli popadniesz w kłopoty, tylko pomyśl o mnie i ja przyjdę z pomocą...

Słowa piękne i piękny artysta :D mój ukochany rosyjski aktor :) Ta piosenka często dodaje mi odwagi :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę, że nie. Całe życie się z tym będziemy borykać, tylko w różnym stopniu nasilenia.

 

To znaczy tak, możemy się z tego wyleczyć, ale w spokojnych sytuacjach. Jeżeli dajmy na to wyleczysz się i będzie dobrze i pojedziesz gdzieś, np wysoko w góry i w samym środku gór nagle może to wrócić.

 

To sprawa naszej psychiki. Jak ktoś jest tak słaby jak ja, będzie się z tym męczył całe życie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Długo się zastanawiałam nad tym, aby tutaj napisać jednak cały czas to odwlekałam. Gdy już się zdecydowałam i napisałam dłuuugiego posta - rozładował mi się laptop i wszystko szlag trafił...z bólem serca, ale napiszę jeszcze raz, bo w końcu muszę to z siebie wyrzucić.

 

Mój problem zaczął się jakoś rok temu w wakacje. Lekko skacowana szłam z koleżanką i nagle poczułam się jakbym miała zwymiotować i jednocześnie zrobiło mi się słabo. Oczywiście nic takiego się nie stało, ale potem chyba przez 3 godziny myślałam tylko o tym. Pomyślałam, że to przez to, że kilka dni pod rząd imprezowałyśmy, więc olałam sprawę. Potem jednak częściej miałam tego typu obawy - że zwymiotuję albo zasłabnę. Doszłam do wniosku, że to nie przez alkohol (ale wiadomo - na kacu lęk był zaostrzony). Wmówiłam sobie, że kofeina powoduje u mnie uczucie mdłości i kołatanie serca i całkowicie odstawiłam kawę i przez jakieś pół roku w ogóle jej nie pijałam. No, ale to nie wpłynęło na moje samopoczucie (dlatego teraz znów pijam po 3 dziennie i nie widzę różnicy).

 

Najgorzej jest na zajęciach. Staram się siadać w takich miejscach żebym bez problemu mogła się ewakuować w razie czego. Zazwyczaj nie myślę o niczym innym tylko o tym żeby nie zwymiotować. Często mam wrażenie, że to już nastąpi...ale zawsze to się kończy tak, że mi się po prostu odbije. Siedzę na krześle i się wiercę...i boję się, że ktoś zauważy, że jakoś dziwnie się zachowuje i spyta się czy np. dobrze się czuję :/ albo boję się, że jak wstanę i będę musiała iść do tablicy rozwiązać jakieś zadanie to zasłabnę...Nie wiem czy tylko mi się wydaje, że dziwnie się zachowuję czy na prawdę to widać (mam nadzieję jednak, że nie). Przez to chodzę tylko na zajęcia, które są obowiązkowe czyli ćwiczenia, projekty, laborki i seminaria. Wykładów staram się unikać żeby zaoszczędzić sobie stresu.

 

W sumie lęk przed zwymiotowaniem albo zasłabnięciem występuje tylko w miejscu publicznym i z wiążącym się poczuciem upokorzenia czy wstydu. Nie chcę żeby ludzie mi współczuli albo reagowali odrazą. Gdy siedzę sama wszystko jest okej. Gorzej jest jak gdzieś wyjdę. A, dodam, że boję się także samej czynności wymiotowania. Jakoś mnie to przeraża. Może dlatego, że już nie za bardzo pamięta jak to jest, bo ostatni raz wymiotowałam jak miałam 9 lat (teraz mam 21). Miało to miejsce na wycieczce szkolnej do jakiegoś muzeum. Wtedy niespecjalnie się tym przejęłam. Mogę nawet powiedzieć, że miałam na to wylane :). A teraz? Sama myśl, że coś takiego może mieć miejsce mnie przeraża.

 

Niedawno zostałam chrzestną. Ci, którzy czytają pewnie już wiedzą do czego dążę :) godzina w kościele była czymś koszmarnym! Cały czas myślałam tylko o tym, żeby nie zwymiotować na środku kościoła. Jak stałam czułam, że jest mi słabo i kręci mi się w głowie. Raz tak mi się zakręciło w głowie, że aż musiałam usiąść. Gdy już ceremonia się skończyła babcia mi powiedziała,że widziała, że aż byłam zielona. A ja tylko na nią się wydarłam, że dobrze się czuję i że wydawało jej się, bo wszystko było okej. Ostatnio mama mi przypomniała, że jak byłam mała i jak mówiła, że trzeba iść do lekarza to się bardzo złościłam, bo przecież wg mnie byłam cały czas zdrowa ;) (oczywiście ona nie wie o moim problemie). Po prostu nie chcę żeby ktoś zauważył, że się źle czuję czy coś...nie chcę żadnego współczucia ani żeby ktokolwiek się o mnie martwił. Dlatego nikt nie wie o tym co czasami przeżywam.

 

Zastanawiam się tylko czy to emetofobia czy nerwica jakaś...Bo z tego co zauważyłam większość z was pisało, że nie spożywają alkoholu w większych ilościach, bo wiadomo - stan upicia wiąże się z wymiotowanie. Mnie to jakoś kompletnie nie rusza i jak idę na imprezę to zazwyczaj piję dużo, bo nigdy nie wymiotowałam po alkoholu. W sumie pomaga mi to trochę, bo zapominam o swoim upierdliwym problemie...no, ale kace są straszne czasami. Cały dzień leżę w lóżku i wychodzenia z domu unikam, bo boję się, że zasłabnę albo zwymiotuję. A jak już zdarzyło się,że poszłam na zajęcia na kacu to przeżywałam katusze. Wtedy moje lęki się zaostrzają i już w ogóle wychodzę z siebie siedząc w tej ławce. Serce mi wali, ręce mi się pocą, myślę tylko czy już ewakuować się do łazienki czy jeszcze nie ;)...oczywiście nigdy nie wychodzę, bo nigdy nic się nie dzieje, ale to uczucie strachu jest okropne. Kiedyś potrafiłam imprezować w środku tygodnia i bez problemu iść na zajęcia na następny dzień i nie miałam takich jazd.

 

Tak samo nie dbam o to co jem. Nie boję się zjeść pomidora ze skórką. Robię często dziwne mieszanki jedzeniowe. Nawet ostatnio zjadłam przeterminowane o 3 miesiące prażynki :D bez żadnego strachu. Oczywiście nic mi później nie było. Często potrafię dużo zjeść bez obaw, że będę się później źle czuła.

 

Cholera, sama już nie wiem co mi jest. Zgłupiałam. Dlaczego od pewnego czasu mam te natrętne myśli? I co uruchomiło tą lawinę... Chciałabym żeby było tak jak kiedyś. Co prawda mój przypadek jest chyba dość łagodny. Ale i tak jest to uciążliwe. Wstydzę się komukolwiek o tym powiedzieć. Nawet mamie mimo tego, ze mamy bardzo dobry kontakt. Nie chcę żeby ktoś się zamartwiał albo uważał mnie za wariatkę...

 

No, trochę mi lepiej, bo chociaż tutaj mogłam to z siebie wyrzucić. Przepraszam,że tak chaotycznie napisane!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

steppenwolf93

Cóż Ci można napisać ? Przypadek rzeczywiście mozna by uznać za w miarę "łagodny", chociaż rozumiem, że się męczysz :? Tym bardziej wyobraź sobie, jak niektóre z nas, co mają to od dzieciństwa lub wczesnej młodości, się z tym męcza :roll: Ja niestety w ostatnim czasie całe życie mam podporządkowane pod fobię - prawie nigdzie nie jeżdżę, wszędzie zapycham na piechotę, najczęściej jakimiś odludziami, na zajęciach siadam podobnie jak Ty z boku ( ale wykładów nie opuszczam, bo jestem kujonem i to jedna z niewielu moich przyjemności, a że się męczę i ściskam nerwowo w jednej ręce długopis, a w drugiej butelkę z kroplami miętowymi, to już inna sprawa ), całe szczęście, że nigdy nie imprezowałam ( to nawet nie wiem, czy coś tracę ), alko raczej nie piję, wpakowałam się w uzależnienie od benzo, żeby trochę ten strach okiełznać itd.

 

Z moich własnych doświadczeń to jest tak, że dużo osób wie o mojej fobii, bo ja w przypadku ataku naprawdę dziwnie sie zachowuję i ciężko byłoby to ukryć, poza tym nie widzę takiego sensu. Ale boję się trochę nowych kontaktów ( chociaż jestem otwarta na ludzi aż za bardzo ), poza tymi internetowymi, bo cholera jak tu powiedzieć komuś, że mi się prawdopodobnie wydaje, że mi jest niedobrze, a jak człowiekowi jest niedobrze to ... Mnie tu nie chodzi o żadną litość, dla mnie sama ta czynność jest najbardziej upokarzającą i krępującą sprawą na świecie. Co nie znaczy, że w domu się nie boję. Też się boję, ale rzadziej.

 

Nie wiem, czy jakąkolwiek fobię można traktować jako samodzielnie istniejące zaburzenie. To zazwyczaj idzie w parze z jakimiś innymi nerwicowymi objawami, już samo nakręcanie się jest typowe dla nerwicy. Poza tym to myślenie uruchamia przeważnie lawinę przeróżnych odczuć płynących z ciała, a jak wiadomo objawy somatyczne to w nerwicy klasyk.

 

Jeżeli chodzisz jeszcze na imprezy, poijasz sobie alko bez ograniczeń i generalnie piszesz, że właściwie to boisz sie od roku, no to nie jest źle, pod warunkiem, że nie będzie się to pogłębiać. Myślę, że jak nic z tym nie zrobisz ( lekarz, jakaś terapia ) to raczej samo nie minie. Ja przynajmniej nie słyszałam o takim przypadku :bezradny: Może któraś z nas tutaj będzie pierwsza ... Ale szczerze, to wątpię :?

 

Pozdrawiam ;) Pisz w razie jakichś wątpliwości, jak chcesz się wygadać, poradzić, mamy wszyscy niby to samo, ale każdy jednak swoje przemyślenia i trochę inne przeżycia, a ten wątek jest po to, żeby nie czuć się jak jakieś dziwadło z taaaakim problemem, co dla większości zdrowych nic nie znaczy :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha, trochę, ogółem kilka języków znam: angielski, niemiecki, rosyjski, czeski i japoński :D Oczywiście nie w jakichś wielkich ilościach, takie podstawy podstaw :D

steppenwolf93, dziewczyno, jak czytałam twoje opisy, aż się przeraziłam, jak bardzo są one podobne do moich... Praktycznie takie same... może oprócz tego, że po alkoholu ci przechodzi - ja mam gorzej, nie mogę napić się nawet kieliszka, bo świruję od tego straszliwie. Siedzę i myślę, że zaraz coś się ze mną stanie, w końcu alkohol to samo zło :D

 

Moim zdaniem... bez psychologa się nie obędzie - tak, wiem, trąci hipokryzją, w końcu ja po tylu latach męczenia się z tym nadal nie byłam u psycho. Ale kiedyś się zmuszę.

 

Wczoraj z Kotem byliśmy u mojej znajomej. Podjechaliśmy tam koło 17, z początku było dobrze, gadaliśmy, śmialiśmy się... Potem wystarczyła jedna myśl... Za nią kolejna i kolejna... W końcu emetofobia zaatakowała znanym mi atakiem - gorąco, nudności, strach, ból brzucha. Zaczynałam wariować. Koło 20 powiedziałam, że musimy się zwijać, bo cośtam cośtam... Gdy wróciliśmy do domu, zaraz mi przeszło. Napięcie ze mnie uszło jak powietrze z Zeppelina... Usiadłam, wzięłam się za jakąś robotę i... zaczęłam płakać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rany, dziewczyny... nie sądziłam, że jeszcze tu zawitam. Co prawda teraz jest zupełnie inna bajka niż kiedyś, ale czy Wam też się pogorszyło? Nie wiem czy to sprawka tego, że nadchodzi jesień, ale po prostu znowu źle się czuję, wszystko zaczyna mnie irytować, znowu łapią mnie lęki związane z emetofobią. Boję się, że za niedługo znowu będzie to samo- to, co było rok temu.

Z tego wszystko zrezygnowałam z prawa jazdy (byłam na 1 spotkaniu i stwierdziłam, że nie dam rady. Za dużo tego wszystkiego: matura, zajęcia dodatkowe i jeszcze prawo jazdy...). Co więcej, zaczęłam mieć typowy lęk przed lękiem. Ja nie wiem, myślałam, że już udało mi się to pokonać, a teraz widzę, że zabawa zaczyna się od nowa... :x

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha, nom, w Czechach mam koleżankę - czeski jest banalny, kolegowałam się kiedyś z Japończykiem i ogółem kocham Japonię i nauka tego pięknego języka jest samą przyjemnością :D Uwielbiam uczyć się języków obcych, tak po prostu :D

Tak i bez niego zaczynam wariować, bo nikt jak on nie potrafi mnie tak zrozumieć... A Ty jak tam z chłopakiem? :D

cheval, bo to takie nawroty są i jeśli nie będziesz się leczyć, będą do końca życia... Moim zdaniem.

 

Wczpraj na nocce w robocie byłam. Ogółem nie było źle, ale w pewnym momencie koleżanka opowiadała że u niej w domu dzieci wymiotują i ty chyba jakiś wirus... Ja mówię, SPOKO, żebym się jeszcze zaraziła, porzygała i... moje życie by się skończyło... Ale okazało się, że nie żaden wirus, po prostu dzieci rzygają, bo to... dzieci... :P Trochę mi się wtedy poprawiło, ale miałam chwile zwątpienia, oj miałam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po co piszę zapytacie?

Moja mądra odpowiedź... Nie wiem.

Chcę przelać gdzieś swoją gorycz, złość, żal i zmęczenie.

Leczę się psychiatrycznie. Intensywnie. Od roku. Chodzę na psychoterapię od ponad pół roku. Wpier..., wybaczcie, ZAŻYWAM leki z zaleceniami. Staram się dobrze odżywiać. Olałam szczupłą sylwetkę - w końcu zdrowie ważniejsze niż zwisający, obrzydliwy, wylewający się ze spodni bebech.

Powinno być dobrze, albo przynajmniej lepiej. A jak jest?

Otóż moi mili jest CH..., przepraszam najmocniej, ŹLE!

 

Co mi się dzieje, może ktoś zechce wiedzieć?

Oto lista rzeczy, z którymi borykam się na co dzień, kilka razy dziennie, lub kilkadziesiąt razy dziennie:

- gdy rano wstaję jem śniadanie, taka ciekawostka: wypłukiwanie pasty do zębów ZAWSZE do 3 razy - 3 "splunięć"; jadę do pracy, jest względnie o.k. (nie licząc wypatrywania plam wymiocin na chodnikach, skwerkach, przystankach; nie licząc badawczych obserwacji, czy osoba stojąca obok mnie dziwnie się nie zachowuje, bo jeśli tak, to według mojego mózgu ma ona grypę żołądkową i oto zaczyna się okres intubacji wirusa w moim organizmu; nie muszę chyba dodawać, że 3 dni mam wtedy z głowy, czekając na objawy; P.S. dość często napotykam się na "podejrzanych")

-gdy dojeżdżam do pracy biorę pierwszą tabletkę; popijam ją, ale nie... nie zwyczajnie! Najpierw 3 łyki, później do 5 i docelowo do 7 łyków. Nie mniej, nie więcej;

-później zazwyczaj pojawia się narastający ścisk w gardle, gula, uczucie nudności, głównie w miejscu "guli", minimum 2-3 razy w tygodniu mam biegunkę;

-pora obiadowa = koszmar; świeże? nie skisło? dziwnie smakuje...; zaszkodzi mi; lepiej nie ryzykować, itd. kończy się na coraz częstszym wylewaniu i wywalaniu jedzenia;

-robi się coraz gorzej, ścisk w gardle okropny... wracam do domu, moment oczekiwania na busa jest najgorszy. Niedobrze, niedobrze, niedobrze. Co jeśli zwrócę? Co jeśli ktoś mnie zarazi? Co jeśli... Chcę umrzeć...

-wracam do domu, łykam mirtagen, po dłuższej chwili robi się lepiej, wtedy zazwyczaj obżeram się na noc;

-myję się; wciąż ten sam schemat: moczę gąbkę, do 7 razy, namydlam każdą stronę i boki gąbki, leje żel pod prysznic, szoruję, spłukuję, wyciskam gąbkę do 7, zęby: patrz punkt pierwszy;

-kładę się spać... jak dobrze... zażywam lek i popijam wedle schematu: 3-5-7.

Skąd te rytuały, wyliczanki? Od dziecka wierzę, że one przynoszą mi "szczęście" w nierzyganiu. Boję się przestać, bo wtedy "szczęście" mnie opuści. I koło zatacza krąg.

 

To jest namiastka, minimum, które czeka na mnie co dzień. Wczoraj bałam się wejść do centrum handlowego... Co jak zwrócę?

Mam w głowie zegar, który m towarzyszy w każdej minucie. Zegar odmierza czas do mojej osobistej tragedii: wymiotów. Zegar śmieje się: twój czas się kończy, długo ci się udawało ale już niedługo, złudne szczęście się skończy, nie znasz dnia, ani godziny. Właśnie, nie znam. Dlatego boję się ciągle.

Jest źle, rezygnuję z psychoterapii, szkoda mi czasu, którego i tak mam mało, kasy, na której nadmiar też nie cierpię, nic nie wnoszące, czcze gadanie. Psychiatrę mam na 15. października.

Mam już tego dość. Odechciewa mi się żyć. Ileż można żyć w lęku, łykać coraz to nowe leki, które gówno dają?! Męczę się od lat... Od wczesnego dzieciństwa. Chciałabym zniknąć, umrzeć, ale nie raniąc nikogo swoim odejściem. A wiem, że z tym byłoby trudno, pomimo iż jestem zje...bem. Jednocześnie też jestem tchórzem i boję się samobójstwa, boję się bólu, tego że ktoś mnie odratuję.

Wybaczcie to moje dzisiejsze pieprzenie ale już się we mnie przelewa czara goryczy. Nie wiem co będzie jak całkiem je...bnie o ziemię, a jest coraz bliżej tego momentu...

Chcę nie istnieć, nie czuć nic. A przede wszystkim nie czuć strachu. Nawet jeśli "tam" nie ma nic, to wolę to nic od tego strachu...

Jestem na granicy...

 

Amen.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

psychotropka'89,

 

włączę się do dyskusji, bo

- po pierwsze od wczoraj jestem w Kraku ( i zapewne przez najbliższe miesiące się stąd nie ruszę, przez moją "mobilność komunikacyjną" :mrgreen: ), wieć jakby bliżej Ciebie ;) , a myślami to całkiem bliziutko, kochana

 

- po drugie u mnie ostatnio constans, tzn. jak dobrze idzie to sobie, co 2 dni benzo zapodaję, gdy czuję zejście poprzedniej dawki ( wiem, wiem, że się uzależniłąm, wiem, wiem, że mnie lekarka ostrzegałą, ale co z tego, skoro ja sie tylko bezno i mirty nie boję brać :bezradny: )

 

- po trzecie, ja to wszystko na własnej skórze przerabiałam 3 lata temu, jak już było masakrycznie - kolejny I rok studiów ( w wieku 26 lat ), non - stop mdłości, nakręcanie się, niejedzenie, a raczej żywienie dla emetofobika he he - na śniadanko - kaszka ryżowa od 6 miesiąca życia, na obiadek - zupka od mamusi, na kolację ... jak juz mirta zaczęła działać ( czytaj o 23 ) obżarstwo na maxa, bo mi akurat przestało być niedobrze :shock: Moje funkcjonowanie, a raczej niefunkcjonowanie na co dzień ... proszę bardzo - służę opisem. Wykłady ... siedzę sobie z samego brzegu, żeby w razie czego móc zwiać, w jednej łapie długopis, w drugiej butelka z kroplami miętowymi ( raz sobie włałam bezpośrednio do paszczy mentowal i akurat nie miałam przy sobie wody do popicia, to myslałam, że wyzionę ducha :lol: , ale dałam radę tzn. wysiedziałam do końca wykładu ), a ja tak KOCHAM WYKŁADY ! Ćwiczenia laboratoryjne ... kieszenie fartucha wypchane na maxa butelkami z tymiż kroplami - panaceum na wszystko ( czytaj na głowę :mrgreen: ), nerwowe spoglądanie na zegarek, ciągłe zastanawianie się, ile jeszcze wytrzymam :bezradny: Oczywiście jedno i drugie ... na czczo ... wiadomo 8) Ja to i tak mam szczęście, bo uczelnia położona praktycznie na obrzeżach miasta, wkoło pełno krzaków, całkiem niedaleko tory :lol: Ile ja się już godzin w tych krzakach wikliny nastałam, po torach nachodziłam ( bo jakoś tam czuję się w miarę bezpiecznie pod wiadomymi względami ) :roll: Ale przecież kiedyś z tych krzaków / torów trzeba wyjść / zejść i co wtedy ... I co wtedy ??? Nie ma lekko ... trzeba przejść przez ulicę, prawie całe wielkie osiedle, wszędzie ludzie z pieskami lub bez, całkiem prawdopodobne, że się na mnie gapią ( jasne, wytwór wyobraźni każdego fobika ) i potem jeszcze dotrzeć do ... siódmej klatki w bloku :? Mycie zębów ... oddzielnie żuchwa ... porządne płukanie ( żeby przyapdkiem odrobina piany nie dostała się do żołądka ) ... chwila zastanowienia, czy dam radę i szczękę ... może dam, a może lepiej poczekać z pół godziny :bezradny: no, dobra, ale przez te pół godziny mogą mi się przecież zęby popsuć :? Mycie włosów / prysznic ... czy aby na pewno zdążę ??? ... butelka z kroplami na miejscu mydła ... próbuję się zrelaksować, bo przecież prysznic powinien być relaksem, a nie katorgą jakąś :? ... oddycham szybko, dobra juz dobra, tylko się spłuczę ... o nareszcie ręcznik mój kochany ... Dałam radę :D Order Odrodzenia mi się należy :lol: Jedziemy dalej ... Wyjście ze śmieciami ... to już większe wyzwanie, bo ja segreguję ( po co mi to, matka uważa, że skoro i tak nie funkcjonuję jak normalni ludzie, to po cholerę zajmuję się dbaniem o środowisko, skoro więszość i tak ma to w dupie ), ale ja lubię i mam poczucie, że robię coś pożytecznego w tym moim mało pożytecznym życiu. Ale do rzeczy ... pojemniki na odpady segregowane są trochę dalej niż najbliższa altanka śmieciowa :lol: Cóż ... wyzwania są po to, żeby je podejmować, nie ? No, więc wyłażę ze stosem papierzysk ( moje przepisane na brudno wykłady, poskładane pudełka po herbacie, chusteczkach, opakowania po mircie itd. ), wymytymi słoiczkami po żarciu dla nimowląt ( niektóre były nawet całkiem niezłe :P ) i innymi pierdołami ... jestem już w połowie drogi do owych kontenerów i ... nagle niespodziewanie łapie mnie atak paniki ... i cóż tu teraz zrobić ... wracam jednak i to ile sił w nogach, resztkami tchu biegnę do klatki, pokonuję te kilkanaście schodów, otwieram drzwi, rzucam te wszystkie posegregowane śmieci na ziemię i dzwonię do matki, żeby mi jak zwykle powiedziała, że nic mi nie będzie ! I po co się było bawić w działączkę Greenpeace'u :bezradny: Bo ja wiem. Ale nadal segreguję :lol: Zakupy ... nie biorę nawet koszyka, bo przecież wypakowanie z niego zajmuje trochę czasu, a poza tym, w tych koszach czai się masa wszelakiej maści mikrobów :shock: Lepiej w ręce, co nie ? Zazwyczaj biorę mało rzeczy, żeby szybko zapłaciś, wrzucić do torby i adiu fruziu - już mnie nia ma. O staniu w kolejce nie ma mowy ... więc zazwyczaj przepuszczam ludzi :? Ale nie raz już się zdarzyło, że krążyłam koło kas przez 40 minut ( tylko cud, że mnie ochrona nie zgarnęła ) konferując z matką lub jej znajomą przez telefon i zastanawiając się, czy dam radę podejść. Skąd te obawy ? Ano stąd, że parę razy się zdarzyło, że nie czułam się zbyt pewnie, a jednak zdecydowałam się podejśc i przy płaceniu ręcę mi się tak trzęsły, że ledno forsę wyciągałam z portfela. Na szczęście teraz pod tym względem jest dużo lepiej.

Ale żeby nie było tak różowo, to nadal mam te kłopoty komunikacyjne ...

 

-- 01 paź 2014, 23:35 --

 

Znowu mi posta usunęło :time:

 

... ( ciąg dalszy wywodów ) z jazdy pociągami i autobusami póki co zrezygnowałam, gdzieś dalej jak muszę się przemieścić to biorę benzo ( avio nie działa, bo to w główce siedzi ). Trochę poruszam się tramwajami, najczęściej po kilka przystank,ó, z przesiadkami, z telefonem przy uchu, a jak czuję, że mam dość ... to dalej daję z buta :shock: Dzisiaj miałam jakieś święto normalnie, bo przejechałam 10 przystanków zatłoczoną "4" bez wysiadki. Sama byłam w szoku :D Ale właśnie przez to, że mam tyle ograniczeń, to mnie takie pierdoły cieszą i to jest w tym wszystkim fajne.

 

Po co to wszystko piszę ? Ano po to, żeby wam powiedzieć, że mimo iż jesteśmy popieprzone na maxa ( dobra, mówię za siebie ), to takie juz jesteśmy i cóż możemy na to poradzić :bezradny: Ja już przestałam narzekać i staram się cieszyć każdą ociupinką normalności :D Wychodzę z założenia, że Ktoś mi dawno temu napisał scenariusz na życie, a ja mogę najwyżej tańczyć, jak mi zagrają. Aguś, wiem doskonale, co teraz przeżywasz, jak masz tego wszystkiego dosyć ... ale sama wiesz, że to nie trwa wiecznie. Miałaś już dużo lepsze okresy, nawet namawiałaś mnie na branie leków. Teraz też tak będzie. Ściskam Cię Słońce najmocniej jak potrafię :D Ja też mam to od dziecka, też miałam przez wiele lat spokój, również mam problemy z NN ( chociaż może troszkę inne ) i doskonale Cię rozumiem.

 

Miłej nocki wszystkim życzę :D Arasha się kłania. Jakby co, nie jestem jakimś zjawiskiem nadprzyrodzonym ( chyba :? ) i można mnie sobie nawet pooglądać za darmo na "Ludziach z forum". Chociaż niekoniecznie przed snem :lol:

 

Adieu :zzz:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×