Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

czesctoja, jestem facetem :)

 

Zrobiłem jak mówisz i mi nie przeszło. Wyobraziłem sobie jak lecę, aż poczułem jak mi zapiera dech i nie mogę złapać powietrza plus radość z lotu. Chyba przykurwię sobie na bungee :) No i jeb, spadłem na ziemię, nie ma mnie i zaczyna się pustka czyli to o czym marzę. Ale po drodze ból, który czuć jak przez mgłę bo adrenalina go minimalizuje i ludzie, którzy zbierają się koło mojego truchła. Smród z rozlanych flaków i myśl, koniec - brak myśli. Teraz poczułem smutek, że jednak żyję a nie mam odwagi spierdolić się z mostu ze względu na to, że można przeżyć i stać się kaleką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostateczne poddanie się oznacza, że życie w zasadzie nie ma już sensu żadnego.

Moje życie nauczyło mnie nie oceniać żadnej historii, bo ja jej nie przeżyłem.

 

Za to przeżyłem swoją - akurat myśli samobójczych nie miałem, aczkolwiek gdyby istniało proste rozwiązanie w postaci wyłączenia guzika kończącego moje życie, być może w przeszłości bym ten guzik wyłączył.

 

Ale każde życie ma sens, mimo że czasami prawie niemożliwe jest go znaleźć. Ja przez nieciekawe dzieciństwo i szukanie wrażeń w życiu popadłem w długi i problemy emocjonalne, z którymi jest mi bardzo ciężko, toteż poszedłem na psychoterapię. Cały czas, mimo na maxa ciężkich chwil, wciąż nadzieja się we mnie odzywa.

 

Mimo, że jestem w tym sam jak palec, stawiam małe kroki - psychoterapia od niedawna, trochę sportu, czasami piwo z kolegą, znajomymi, trochę dobrej diety - poczytałem na tym forum i inne.

 

To żadna złota metoda, ale sposób na przetrwanie.

 

Na pewno masz jakichś bliskich, którzy by po Tobie płakali, jakichś znajomych.

Marzenia też na pewno masz jakieś przykryte choćby 30m betonu, ale one tam są.

 

Mi najgorzej w samotności - wtedy siada mi dosłownie moja sfera emocjonalna, ale się nie poddaje.

 

Nigdy nie można się całkiem poddać, być na dnie w sensie dosłownym czy przenośnym, jest to w jakimś sensie ludzkim.

 

Sam do dziś nie rozumiem ani nie umiem się pogodzić pewnymi lekcjami życiowymi.

Moja nadzieja czasami wynosi 0.01 ale nigdy zero.

 

Żadne życie nie jest obojętne, mimo że wiem co czujesz, kiedyś chodziłem po lesie na spacery bo myślałem, że zwariuje i inne rzeczy, jak sam nie widziałem sensu życia, ale 0.01 nadziei nigdy nie umiera, pamiętaj o tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

white Lily,

Gdybys myslał logicznie ,racjonalnie nawet o samobojstwie bys nie pomyslal poniewaz zycie by Cie cieszylo,to co piszesz przeczy jedno drugiemu.

 

ojjjj, wcale niekoniecznie.

logiczne, racjonalne myślenie doprowadza wielu ludzi do wniosku, że dni świąteczne nie są żadnym cudownym zjawiskiem, tylko po prostu przekazywaną z pokolenia na pokolenie umową między ludźmi, konwenansem.

przez co tzw. magia świąt pryska jak bańka mydlana. podobnie jest z życiem, ono również może zostać odczarowane poprzez logiczne, racjonalne myślenie, wszystko zależy od tego jakie przesłanki uznaje się za prawdziwe.

przykładowo jeśli dla kogoś piękno przyrody jest złudzeniem - emocją projektowaną na przyrodę samą w sobie obojętną to jej widoki tracą swój czar, można nadal je podziwiać, ale z przeświadczeniem, że to tylko wrażenie i logiczne myślenie na bazie przesłanek w duchu naturalistycznym może odczarować wiele innych dziedzin życia.

 

mnie się wydaje, że do życia komuś kto patrząc na rzeczywistość widzi ją odczarowaną, potrzebna jest bardziej pasja niż chwile uniesienia, pasja, która w takiej perspektywie daje chęć życia a nie sens życia, który jak dla mnie jest czymś bardzo dyskusyjnym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostateczne poddanie się oznacza, że życie w zasadzie nie ma już sensu żadnego.

Moje życie nauczyło mnie nie oceniać żadnej historii, bo ja jej nie przeżyłem.

 

Za to przeżyłem swoją - akurat myśli samobójczych nie miałem, aczkolwiek gdyby istniało proste rozwiązanie w postaci wyłączenia guzika kończącego moje życie, być może w przeszłości bym ten guzik wyłączył.

 

Ale każde życie ma sens, mimo że czasami prawie niemożliwe jest go znaleźć. Ja przez nieciekawe dzieciństwo i szukanie wrażeń w życiu popadłem w długi i problemy emocjonalne, z którymi jest mi bardzo ciężko, toteż poszedłem na psychoterapię. Cały czas, mimo na maxa ciężkich chwil, wciąż nadzieja się we mnie odzywa.

 

Mimo, że jestem w tym sam jak palec, stawiam małe kroki - psychoterapia od niedawna, trochę sportu, czasami piwo z kolegą, znajomymi, trochę dobrej diety - poczytałem na tym forum i inne.

 

To żadna złota metoda, ale sposób na przetrwanie.

 

Na pewno masz jakichś bliskich, którzy by po Tobie płakali, jakichś znajomych.

Marzenia też na pewno masz jakieś przykryte choćby 30m betonu, ale one tam są.

 

Mi najgorzej w samotności - wtedy siada mi dosłownie moja sfera emocjonalna, ale się nie poddaje.

 

Nigdy nie można się całkiem poddać, być na dnie w sensie dosłownym czy przenośnym, jest to w jakimś sensie ludzkim.

 

Sam do dziś nie rozumiem ani nie umiem się pogodzić pewnymi lekcjami życiowymi.

Moja nadzieja czasami wynosi 0.01 ale nigdy zero.

 

Żadne życie nie jest obojętne, mimo że wiem co czujesz, kiedyś chodziłem po lesie na spacery bo myślałem, że zwariuje i inne rzeczy, jak sam nie widziałem sensu życia, ale 0.01 nadziei nigdy nie umiera, pamiętaj o tym.

 

Napisane tak prosto, a jednocześnie pięknie, nie patetycznie, a uroczyście.

Gratuluję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

maverickWAW, też mi się to miło przeczytało.

 

dla mnie w stanie w którym jestem najgorsze jest poczucie bezsensu, pustki i świadomość, że nikt mi nie jest w stanie pomóc. nie wiem jakie pokrętne mechanizmy psychologiczne zawiodły mnie do przekonania (chyba podświadomego), że "opłaca" się w tym tkwić, ale to najdłuższy epizod zwątpienia i rozpaczy jaki pamiętam. jasne, że racjonalizuję ile mam ochronnych elementów wokół np. rodzinę która się martwi (od znajomych się odcięłam, szersze grono społeczne nie istnieje), terapeutkę która dba o moje emocje (ale też cudów nie zdziała)...próbuję też przekonać siebie ile pięknych rzeczy może być wokół i że kiedyś wreszcie znajdę swoje miejsce, pracę, ale to też się rozpada w pustce i roztapia w bezsensie. leżę, śpię i boję się kolejnych dni.

 

ale może jest tak jak napisałeś, i w tym dole gdzieś również czai się nadzieja. po co w innym wypadku bym pisała? po prostu bym milczała i planowała. widać, jednak ufam że to minie, choć na razie sama nie wierzę że to napisałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro tu piszesz, znaczy, że nadzieja jest i żyje. Pisanie na forum to dobra rzecz, tu dużo aktywnych ludzi widzę, więc pomocna dłoń jest i wsparcie.

 

Poczytaj historie innych ludzi, historii ciężkich, ludzie walczą o swoje życie, mimo wielu traum.

 

Podam ci swój przykład, żeby cię pocieszyć. Moje posty brzmią optymistycznie, ale ciężko mi jak każdemu, słowa słowami, a potem przychodzi proza życia i trzeba rano wstać i samemu się z tym zmierzyć. Samemu iść do pracy, na studia, gdziekolwiek i po cokolwiek - to droga każdego z nas.

 

Moje problemy rozmaite ciągną się od 10 lat, 2004- 2014, kupa czasu co?. Jeszcze się nie skończyły, a życie mi dało tyle ciosów, że może w innym wątku napisze, bo w tym o co innego chodzi.

 

Każdy człowiek ma jakieś marzenie, nawet jeśli teraz tego nie wie, Jakieś cele, mimo że ich dziś nie dostrzega.

 

Nikogo nie pouczam, bo sam byłbym w swych oczach śmieszny. Sam miałem chwile, gdy kładłem się na kanapie i byłem tak otępiony emocjonalnie, że nie czułem nic.

 

Do dziś mnie napędza moje marzenie, a jest nim odnalezienie kobiety mojego życia. Nie chodzi o żadne romantyczne idealizowanie tej sfery, takie mam marzenie z wielu względów i koniec.

 

 

I na pocieszenie dla mnie i wszystkich zmagającymi się z rozmaitymi problemami. Jeśli kiedyś moje marzenie się spełni i poznam tą kobietę, to sobie postanowiłem już dawno, że jak nadejdzie odpowiednia chwila ciszy i spokoju, sam na sam, opowiem jej historie swojego życia nie po to by się żalić do życia czy jej, ale po to by jej powiedzieć 100 procent szczerze, że przetrwałem to wszystko po to, by ją spotkać.

 

I wtedy ta historia, te wszystkie lata złych stanów emocjonalnych, nieprzespanych nocy, alkoholu, zagubienia, wyczerpania w jakimś sensie STRACĄ NA ZNACZENIU. Nie znikną, nie przemienią się w chwilę radosną, ale pokażą, że było warto.

 

Mimo, że moje marzenie się nie spełniło, a ja dopiero zacząłem 2 miesiące temu psychoterapię, jestem na starcie do swojego życia lepszego, przez te 10 lat to sobie właśnie powtarzałem ,walcz nawet jak nie masz sił, bo jak się spełni twoje marzenie to zobaczysz, że ta droga pozostanie wspomnieniem.

 

Życzę wszystkim w najgorszych chwilach niech każdy pamięta o swoich marzeniach, nawet jeśli tym marzeniem będzie podróż za granicę, bo każde marzenie jest piękne, pozwala wstawać po upadku.

 

Nie wiem ile razy upadłem, jakbym powiedział tysiąc to bym nie skłamał, ale zawsze wstałem.

Nieraz ciało fizyczne dało sobie spokój, to zmusiła je psychika, jak wysiadła psychika, wstałem z łózka na siłę ciałem fizycznym.

 

Trzeba dawać radę, mimo że czasami ciężko jak nie wiem, wszystko to przeżyłem, wiem co mówię

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja wolę się nie zastanawiać jeszcze dodatkowo nad tym czy znajdę kogoś z kim będę, bo zwykle jak zaczynam myśleć nad tym tematem to mi się pogarsza. większość (byłych) znajomych już zaręczonych albo po ślubie albo homoseksualnych.

do własnych marzeń nie umiem dotrzeć, chyba ich nie mam. niedawno znajoma mnie spytała co lubię robić i też nie potrafiłam odpowiedzieć. obecnie chyba tylko spać, ale to obronne a nie z własnej woli i dla przyjemności.

 

jasne, że trzeba dawać radę. próbować jak długo się da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie martw się, ja mam 33 lata i wszyscy znajomi i mam ich masę, mają już parterów i dzieci, też mnie nachodzą myśli z tym związane, ale co zrobię?

 

Teraz się skupiam na naprawie swojej sfery emocjonalnej, będzie to jak baza do dalszego życia a Ty chodzisz na psychoterapię?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja wolę się nie zastanawiać jeszcze dodatkowo nad tym czy znajdę kogoś z kim będę, bo zwykle jak zaczynam myśleć nad tym tematem to mi się pogarsza. większość (byłych) znajomych już zaręczonych albo po ślubie albo homoseksualnych.

do własnych marzeń nie umiem dotrzeć, chyba ich nie mam. niedawno znajoma mnie spytała co lubię robić i też nie potrafiłam odpowiedzieć. obecnie chyba tylko spać, ale to obronne a nie z własnej woli i dla przyjemności.

 

jasne, że trzeba dawać radę. próbować jak długo się da.

 

Ja chciałabym kogo znaleźć, ale tracę już na to nadzieje. Wszyscy kogoś mają, a jak nie mają, to chociaż mają gdzie poznać, a ja jestem w czarnej dupie.

 

Przesypiasz cały wolny czas, żeby nie myśleć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam 31, chodzę na terapię od kilku lat i jak widać mam pogorszenie.

 

dobrze robisz, przyszła partnerka będzie mogła docenić zmiany na lepsze, choć pewnie Ci to trochę zajmie skoro problemy ciągnęły się od dawna. zresztą, wiele trudności wymaga długoterminowej pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Makabra, przesypiam bo mój organizm się wyłącza. nie mam stałej pracy, ale mam kilka zleceń do skończenia w ciągu tygodnia i nie jestem w stanie ich wykonać. nie umawiam się z nikim żeby popracować po czym biorę do ręki książki i usypiam. teraz jak widać - jestem na forum - więc powinnam wziąć się do pracy. ale oczywiście jak siadam to zaczyna się z kolei jazda w myślach. albo zalewają mnie te myśli albo odrętwienie i sen. i tak jest codziennie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli jest karma a ja zacząłbym realizować to co uważałem za marzenia to w przyszłym wcieleniu dostane jeszcze gorsze warunki, może urodzę się w Afryce i będę głodował? Wolę już dowegetować to życie albo się zabić i liczyć na to, że nie ma nic albo, że dzięki temu, że nie uległem tym pokusom będę miał lepiej. Nie każde życie ma sens, raczej żadne go nie ma albo mają go tylko nieliczne.

 

jetodik opisał świetnie to jak logiczne i racjonalne myślenie zabija radość. Ja po prostu miałem za dużo czasu żeby myśleć i za dużą inteligencję żeby nie dojść do tych wniosków (nie żebym się chwalił, dużo jest takich osób jak ja pod tym względem).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

proszę was o pomoc. co robicie kiedy napadają was skojarzenia z samobójstwem. rzeczy typu: to Twój ostatni wieczór ze znajomą, było miło, wrócisz więc do domu i... (tu następuje uruchomienie planu co zrobię). czy pozwalacie im po prostu płynąć i zachowujecie się jak gdyby nigdy nic i wracacie do domu (siedzę właśnie sama i mam głowę pełną niedobrych fantazji) i traktujecie to jako stan przejściowy czy..co właściwie robić w takich momentach żeby to od siebie odsunąć. czy w ogóle się da?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no i co z tym syfem robić? rozumiem że ten wątek jest po to, żeby się wyżalić że jest źle/bardzo źle/gorzej/beznadziejnie.

a ja bym chciała wiedzieć czy są jakieś strategie działania. jak to ma minąć? przeczekujecie aż samo przejdzie, ignorujecie?

 

-- 08 paź 2014, 22:03 --

 

(cóż. no ja na razie je po prostu przesypiam.)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, jestem tu nowa, ale nie z nowym problemem, ponad 10 lat tkwię w szponach depresji i nerwicy lękowej. Pierwszy napad lęku i wylądowałam z własnej woli u psychiatry, zapisał mi coaxil. Brałam dwa razy dziennie, jako było przez trzy lata. Potem mimo ciągłego przyjmowania pogorszenie stanu. Pojawiły się myśli samobójcze. Znalazłam psychologa, ale po kilku spotkaniach zrezygnowałam, bo gorzej czułam się opowiadając o sobie. Nie chciałam brać silniejszych leków, w otoczeniu miałam koleżankę, która bardzo źle tolerowała silniejsze. W necie również czytałam o skutkach. Kupiłam kilka mądrych książek, wyszłam na prostą, cały czas biorąc coaxil, ale już tylko raz dziennie. Było dobrze. Rok temu powiesił się kolega. Moje myśli o całkowitej autodestrukcji wróciły, ale miałam resztkę woli walki o siebie. Zwiększyłam coaxil do trzech tabletek, wróciłam do książek. Zmniejszyłam dawkę do dwóch tabletek. Dobrze było do niedawna. Tydzień temu myśli znów wróciły, silniejsze niż wcześniej. Biorę coaxil trzy razy dziennie, ale na tę siłę już nie działa skutecznie. W ostatni czwartek napisałam list pożegnalny, smsa do najbliższej mi osoby, wyłączyłam telefon i poszłam na przejazd kolejowy. Stałam tam i czekałam na pociąg. Nadjeżdżał, a ja odstawiłam torebkę obok i weszłam na torowisko. Zaczął trąbić, nie wiem czy mnie widział czy trąbił dlatego, że przejazd będzie mijał. Nie przestawał trąbić i zbliżał się coraz bardziej i wtedy zeszłam z torów.

Trąbił jeszcze gdy już minął mnie ostatni wagon.

Do tej pory najbliżsi ze mną nie rozmawiali o tym. Znają mój stan od dawna, wiedzą o poprawach i pogorszeniach, że jakoś dawałam sobie radę przez tyle lat, ale wcześniej nie mówiłam im, że takie myśli siedzą mi w głowie.

Może myślą, że chciałam ich nastraszyć tylko, a ja naprawdę zamierzałam to zrobić.

 

Teraz już nie chcę sobie dawać rady.

Umysł mnie boli... i już nie chcę, czuć tego bólu.

 

ps: od wczoraj czytam ten temat i zastanawiałam się czy się tu zapisać i napisać o sobie, jestem na 238 stronie, i zastawiam się jeszcze co się stało z osobami, które pisał na samym jego początku, tak jak Zahar, depresyjny, robert, dziewczyny chyba bardziej wytrwałe w obecności w tym temacie, to chyba świadczy, że lepiej sobie radzą z tą chorobą.

Ale może się mylę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ika40, też kiedyś weszłam pod pociąg i też bardzo trąbił, myślę że one jednak trąbią jak widzą przed sobą potencjalnego samobójcę... również zeszłam z torowiska w ostatnim momencie, przyznam, że to silne przeżycie. Miałam wtedy chyba 16 lat...

 

Generalnie ja nie planuję śmierci, nie planuję popełnienia samobójstwa, i zamiast kolekcjonować rzeczy które by mi je ułatwiły, to się ich pozbywam. Ale myśli samobójcze mam przez cały czas, nie pojawiają się i nie znikają, tylko są - permanentnie, nieprzerwanie. Ciągła i nieustępliwa chęć śmierci, która od dawna mnie nie opuszcza. Ciężko jest to wytrzymać i ciężko znieść ciągłe napięcie, które temu towarzyszy, i ciągły silny lęk, że za którymś razem popełnię samobójstwo. Jestem bardzo impulsywna i działam pod wpływem chwili - każde okaleczenie, które sobie zrobiłam, było nagłe. Nigdy nie myślałam nad nim i nie planowałam go, to jak popęd, którego nie udało mi się w porę skontrolować. Czasem czuję silną potrzebę żeby natychmiast wyskoczyć przez balkon albo skoczyć z mostu. Czasami nagle przed oczami pojawia mi się obraz siebie podcinającej sobie żyły i czuję wtedy, że po prostu muszę natychmiast to zrobić, bo inaczej ból rozsadzi moje ciało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A teraz są stałe. Codziennie, podczas normalnych sytuacji jak krojenie chleba - bo nóż, powrotu do domu - bo rzeką, czy też przez pasy.

Dzisiaj śniło mi się, że pisałam list pożegnalny. Był żałosny. W życiu bym czegoś takiego nie napisała - przynajmniej nie w takiej formie.

Dzisiaj mieliśmy też spotkanie z psychologiem. Gadał jakieś frazesy o stresie przedmaturalnym, o tym co może nam się pojawić za jakiś czas... Hah, większość symptomów to moje drugie imię. I jeszcze to gadanie, że mamy sobie szukać w każdych kryzysowych sytuacjach dodatkowych rozwiązań - takich po prostu nie ma.

Nie kryję się z tym, że chcę umrzeć. Powiedziałam to nawet matce, ale uznała za gadanie bez sensu.

Nie zostawię listu, bo po co? Przecież ostrzegałam. Ewentualnie jedynie wspomnę o osobach, które mnie do tego czynu ostatecznie popchnęły.

Czuję się jak odwleczony granat. Wystarczy moment.

I wiem, że kiedyś to zrobię. Pytanie tylko: kiedy.

 

-- 16 paź 2014, 19:47 --

 

Gadanie w stylu: czeka was więcej porażek w waszym życiu, więcej stresów, dorośniecie, to dopiero będziecie mieć problem chyba zadziałało odwrotnie niż ta kobieta zamierzała.

Straszenie mnie nie jest dobrą formą motywacji. Całe dzieciństwo byłam zastraszana, a tutaj takie teksty od 'specjalisty'. No ja dziękuję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×