Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

kazia_z8 Wielki respekt, 100% prawdy i racji w tym co napisałaś.

Co do tematu, to nie wiem jaka jest sytuacja autora, ale raczej postaraj się odpuścić, skoro jest już z kimś innym to nie wróży dobrze i moim zdaniem nie warto się mieszać.

Ja miałem kiedyś identyczną sytuację,tyle że nie odpuściłem, i przeżyłem to boleśnie i przez bardzo długi okres.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

ja mam 23, ona 20. ten koleś ma 27 lat.

po tym jak jej powiedziałem co czuje (napisałem jej też list, tak dla pewności..) nie odzywaliśmy się do siebie przez ok miesiąc, ona nadinterpretowała to co jej powiedziałem i uważała, że nie chce już jej więcej widzieć. ale zaczęła szukać kontaktu, w końcu się spotkaliśmy, siedzieliśmy w knajpie 4 godz i gadaliśmy o wszystkim i niczym, nigdy jeszcze tak długo nie siedzieliśmy. potem na wyjściu sama zaczeła coś o "tej" sprawie rozmawiać, nie przypuszczała, że tak długo będziemy rozmawiać i tak dobrze spędzimy ten czas, potem że traktuje mnie jak "kolegę", poza tym to tamten zrobil pierwszy krok, na co jej odp ze sam od dawna szukalem okazji zeby to zrobic. chciala sie spotkac jeszcze kiedys i cos tam ode mnie wyciagac (jak to ujela, zawsze lepiej z kims pogadac niz to trzymac tylko dla siebie), ale tak naprawde to chyba sama nie wie czego chce, bo jak jej zaproponowalem zebysmy sie zobaczyli przed jej wyjazdem do domu, to nastała cisza.

poza tym, to nie było też tak, że byłem jej do końca obojętny. ale jak napisalem rozpoczynając temat, mam ze sobą problem i nie ułatwia mi to działania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na początku latałam jak z piórkiem w tyłku, nie mogłam nawet sie połozyć z nerwów. Teraz padam faktycznie ze zmęczenia, a jutro planuje po pracy walnąć się za cały tydzień, oby mi się w głowie nie zaczęło mieszać po stresie.ZaWSZE PO PRZEZYCIACH ODBIJA MI SIĘ WSZYSTKO PO CZASIE. Wszystko wyjdzie w weekend.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich nerwicowców,przepraszam wszystkich z góry ale cieszę się że macie te same objawy co ja ,wiele lat temu kiedy mnie to dopadło myślałam ze jestem sama bo lekarze dziwnie się na mnie patrzyli a rodzina? szkoda gadać kiedy próbowałam mówić że coś się ze mną dzieje każdy miał w tym momencie coś do roboty,albo zmieniali temat albo zapadała cisza i tak lata mijały.Po drodze lekarze,prywatne wizyty itp.Pozbyłam się nie lęku ale pieniędzy.

Kiedy czytam to forum to płaczę bo wiem jak to jest,lęk przed zawałem bo serce wali,bo zaraz zemdleję,świat wokół jakby oglądany przez szybę,a wyjście do miasta już nierealne marzenia.Bywało i dobrze,a nawet wspaniale ale pamięć o tym panicznym lęku towarzyszy ciągle.Nie potrzebuję rad,wiem już chyba wszystko o nerwicy i co z tego.Cieszę się że jesteście Wy Wszyscy choć wirtualnie ale pomaga mi kiedy czytam wasze posty,jesteście dla mnie najlepszą terapią bo szczerze się wspieracie i pocieszacie.Lekarze najpierw pieniądze potem dopiero ja,mój psychiatra lubi mi opowiadać o sobie ja niestety już nie mam czasu opowiedzieć co mnie boli-czas minął. Powiedział mi jedną mądrą rzecz-od tego się nie umiera i tego się trzymam.Niektórzy z was piszą jak się czują w mieście ja już dawno nie wychodzę,mąż usunął wszystkie przeszkody z mojej drogi ,no to wymyśliłam sobie następny lęk,co będzie jak męża zabraknie? zostanę bez środków do życia,przecież nie pójdę sama nawet do sklepu itp.wiem że to egoizm ale kocham go tak mocno co jeszcze potęguje strach.

Ale się rozpisałam,ale proszę piszcie do mnie,mam teraz gorsze chwile a wy przywracacie mi wiarę w człowieka,że są jeszcze ludzie z dobrym sercem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja powoli dochodzę do tego że trzeba się cieszyć z każdej chwili w której spotyka nas chociaz trochę radości... nigdy jakoś tego nie dostrzegałam, ale teraz jak widzę jak okropnie można się czuć, każda normalna chwila jest dla mnie święta... :>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ech wróbelku ... ja również kiedy mam przyjemność chociaż przez chwile sobie spokojnie poleżeć z uśmiechem na ustach ... chociaż przez chwile przypadkiem zapomnieć o nerwicy ... przez chwilę pomyśleć o czymś miłym .... to czuję się jak w raju ... tylko szkoda, że to trak krótko trwa ;)

 

HUUBO ... Ty również spróbuj cieszyć się z tego co jest TERAZ ... wiem, że to takie banalne stwierdzenie - każdy tak Ci pewnie mówi ... ale to niestety prawda ... ja też sobie z tym "cieszeniem się" nie radzę ... ale ciągle próbuję ...

Tak jak napisałaś - nam żadne dobre rady nie pomogą ... sami musimy sobie pomóc ...

Też ratuje mnie tylko myśl, że od tego się NIE umiera :mrgreen:

Ciesz się, że masz męża ... ja póki co nie mam nikogo ... i z niecierpliwością czekam i wierzę, że to się wkrótce zmieni ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za wsparcie.

 

---- EDIT ----

 

Jeszcze żyję, chociaż nerwy mnie ponoszą, muszę w pracy zjadać wcześniej tabletkę niż to zawsze robiłam, bo robi mi sie słabo i dziwnie. Po południu wogóle nie kładę się spać, bo nie mogę. Ale na szczęście jak na razie biegunki przeszły. Zobaczę co bedzie dalej. Dzięki Wam wszystkim za wsparcie! Bo to wsparcie jest bardzo cenne. Dziękuję.
Wyobrażcie sobie, przyzwyczaiłam się po paru tygodniach do pracy , a tu nowy problem mi wyskoczył, moja kierowniczka po 1,5 tygodnia pracy zaczęła po mnie krzyczeć o byle co, a teraz krzyczy już o wszystko i to przy wszystkich pracownikach. Wracam do domu cała w nerwach, nie mogę wypocząć. Mówi, że po 1 miesiącu pracy powinnam już wszystko umieć! Przy wszystkich mi mówi, gdzie Ty dziewczyno żyjesz? Albo jak daję jej pocztę to już od razy z góry na mnie, poza tym krzyczy , że wszystko źle popisałam. Nawet pracownicy wieloletni nie umieją mi pomóc, bo sami nie wiedzą do końca jak to napisać! A ja cierpię na nerwicę lękowo-depresyjną i jeszcze coś może się stać! Co robić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

mam 16 lat i juz od roku coruje na nerwice natrectw i lekową. glownym motywem mojej choroby jest śmierć. boje sie jej panicznie i caly czas o niej mysle. doslownie 24/h. to jest cos strasznego :( do tego dochodzą rozne schizy np. ze nie jestem w swoim ciele itp. na dodatek ma derealizacje/depersolnalizacje. jestem bez zadnej nadzieji. bylem u psychatry. bralem leki, ale juz od 3 miesiecy nie biore. co mi poradzicie oprocz pojscia ponownego do lekarza? czy to minie i bede zyl jak dawniej?? jakie sa sposoby przynajmniej na pozbycie sie tej derealizacji tego zycia za szybą :( ??

 

 

napiszcie cokolwiek.

 

Maciek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, proszę żebyście mi pomogli namierzyć przyczyny mojego (zapewne nadzwyczajnie głupiego) lęku. Czasem mam jakieś tymczasowe zachwiania wyobraźni i sam sobie z nimi radzę, ale teraz to już przesada. Od pewnego czasu spać nie mogę po nocach i najgorsze jest to że w zasadzie NIE MAM POWODU! Pomóżcie

 

Chodzi o lęk przed gwałtem. Najdziwniejsze jest to, że nie boję się zgwałcenia mnie, tylko mojej dziewczyny... Tak, jestem chłopakiem i mam 19 lat. Jeszcze lepsze jest to, że dziewczyny nie mam... Mam za to myśli typu "gdybym miał" albo "jak będę miał" i "jakby jej to zrobili". To jest po prostu głupie, silne i nie do wytrzymania. Nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło. Nigdy się z żadnym gwałtem nie spotkałem w życiu, nie słyszałem o nim, nawet nie oglądałem żadnego filmu który by tak na mnie wpłynął. Po prostu ta myśl wyrosła pewnego dnia tak spod ziemi i od tamtej pory nie mogę się na niczym porządnie skupić. Ciągle mam przed oczami jakieś wyobrażone sceny, ze szczegółami, jej minę, jej cierpienie, jej ślad na całe życie i wiele innych paskudnych spraw.

 

Rozmawiałem o tym z kilkoma bliskimi osobami i nasłuchałem się uspokojeń, twierdzeń że w razie czego nawet po najgorszych tragediach ludzie dochodzą do siebie i znowu cieszą się życiem itp. JA TO WSZYSTKO WIEM. Z natury jestem człowiekiem który działa w oparciu o logiczne myślenie i tym bardziej mnie to wkurza - ten lęk wykracza poza moją granicę rozumienia i jest gdzieś poza moją "osobistą logiką". Ciągle jakieś chore wizje. A w przerwach między wizjami zastanawiam się nad różnymi innymi, powiązanymi z tym, pierdołami. Na przykład "ciekawe jak w takich sytuacjach zniszczyć gnoja, czy policja coś załatwi" albo "po gwałcie pewnie nie ubierałaby się tak samo, nie mówiąc już o seksie" albo "podczas wojny prawie każda kobieta jest na to skazana".

 

Moje pytania brzmią:

- Co to wszystko ma znaczyć?!

- Jak się tego pozbyć?

- Skąd się to mogło wziąć?

 

Odnośnie tego ostatniego pytania dodam, że nigdy nie doświadczyłem żadnej przemocy fizycznej ani psychicznej na tle seksualnym itp. Nie wiadomo mi też, żeby ktoś z moich bliskich czy znajomych jej doświadczył albo był sprawcą.

 

Jeśli potrzebne są jakieś informacje z mojego życia osobistego to pytajcie, a ja napiszę, bo sam nie wiem co w ogóle zaliczyć do podejrzanych przyczyn a co do nieistotnych spraw.

 

Pomóżcie PROSZĘ... I dziękuję że się wam chciało czytać ten elaborat ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pzoa

musisz się leczyć sam nie dasz rady,mogę Cię zapewnić że kiedyś będzie lepiej,mam nerwicę już 13 lat,wiem jak się czujesz ale to minie,będzie lepiej i gorzej,a będzie też tak że wrócisz do normalności niestety nie z dnia na dzień,bo tak naprawdę lęki musimy pokonać sami,ja tak bardzo bałam się śmierci że bałam się zostać sama w domu,aż powiedziałam sobie (może to śmiesznie zabrzmi)no i dobrze niech umrę będę miała święty spokój,pogodziłam się z taką opcją i przyswoiłam ją sobie,dziś już mnie nie prześladuje.Ale przez te wszystkie lata nawkręcałam sobie wiele innych strachów,teraz lekarzom jest ciężko mi pomóc bo ja wiem lepiej,a powinnam szukać pomocy 13lat temu.Jest taka zasada ile czasu chorujesz tyle czasu się leczysz,więc nie zwlekaj znajdź dobrego lekarza i mu zaufaj.

Myślę że powinniśmy też pisać na tym forum jacy lekarze są dobrzy i przestrzegać przed tymi którzy nas zawiedli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmm, chyba był już taki dział... ale jak czytałam niktóre posty, to aż się włos na głowie jeży ;>

 

I dlatego piszmy o tych dobrych i złych,mnie zajęło dużo czasu zanim trafiłam na właściwego lekarza,a niestety często tak jest że chodzimy do prywatnych gabinetów i aspekt finansowy jest tu bardzo ważny,w moim przypadku był taki pan doktor który wyczyścił mi konto zapewniając że na 100% mi pomoże,nie dane mi było się o tym przekonać po pół roku zabrakło mi pieniędzy,a wizyta raz w tygodniu 200zł.

Piękna prywatna klinika w Sampławie koło Lubawy pan Sokołowski,wychwalany swego czasu nawet w prasie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam fobię społeczną i szkolną, a do tego nerwicę. Lata szkolne to był dla mnie prawdziwy koszmar i horror. W zeszłym roku zdałam maturę i odetchnęłam z ulgą. Teraz czas na studia, rok akademicki zaczyna się 30 września a ja odczuwam coraz większy lęk , nie mogę spać w nocy, oddychać. Powiedziałam już najbliższym że rezygnuję z uczelni, na co usłyszałam, że jestem całkowicie oderwana od rzeczywistości, że nie myślę racjonalnie o przyszłości, a chłopak powiedział mi że to kolejny kaprys małej dziewczynki.

 

Boję się, bo to co przeżyłam w gimnazjum i w liceum naprawdę było dla mnie koszmarem, o którym nie chcę pamiętać. A teraz na nowo wszystko ma być tak samo. Nie wyobrażam sobie tego. Nie chcę tego. Boję się, naprawdę strasznie się boję.

 

Irracjonalny jest też we mnie lęk, że znowu ktoś mnie nie zaakceptuje, że się odizoluję. Mam 19 lat i tylko 155 cm wzrostu. Jak się tam odnajdę, jak dam sobie radę. Czuję się beznadziejna, nie wiem co mam robić.

Przepraszam, ze tak tu jęczę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! Nie wiem czy to Cię pocieszy - ale miałam ten sam problem rok temu. Dodatkowo wyprowadziłam się z domu, musiałam znaleźć pracę i odnaleźć się w wielkim mieście. Ale poradziłam sobie jakoś. Studia to nie liceum, jednak tryb życia jest inny i wydaje mi się, że mniej stresujący (jeżeli chodzi o widoczność, można sie schować jakoś w wielkiej grupie osób). A jaki kierunek, jeżeli można wiedzieć? :mrgreen: Ja trafiłam poza tym na super ludzi - wykładowców, egzaminujących (wyjątkowo cierpliwi i wyrozumiali) co mi pomogło na pierwszych egzaminach ustnych.

Przykre jest, że nie masz oparcia w najbliższych :( Ale nie poddawaj się, z tą wstrętną okrutną chorobą trzeba walczyć :twisted: , a jak zrezygnujesz to będzie jeszcze gorzej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam....jestem tu nowa!!! mam 26 lat i do 8 choruje na nerwice lekowa ,,,przechodziłam jej rozne fazy i rozne objawy miłam juz wszystko co jest mozliwe KOSZMAR!!!,,,,leczona juz byłam tez wieloma lekami antydepresyjnymi z roznymi skutkami ..raz było lepiej raz gorzej....oczewiscie fizycznie jestem zdrowa jak byk,,,miłam juz wszystkie badania jakie sa mozliwe....ale od okolo roku doszła mi nowa schiza ktorej nie moge zniesc ,,,,nie moge na siebie patrzec w lustrze!!!! jak patrze czuje ze to nie ja i ze gdzies siebie zgubiłam ...totalnie mnie to wkurza i mam głupie mysli....chciałabym sie dowiedziec czy ktos z was tak miał ????czy tylko mnie tak odwaliło,,...? pozdrawiam wszystkich :D czekam na odpowiedz buzka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od stycznia tego roku rozstałam się z mężem, po 17 latach wspólnego zycia.

Mój mąż, od 30go roku życia leczy się na epilepsję,

która jest oporna na wszelkie jak do tej pory stosowane leki. Każdy jego atak powodował u mnie silne stany lękowe (leczę się na

nerwicę lękową i uporczywą bezsenność)przez lata żyłam w poczuciu zagrożenia i lęku o niego, jednak przez myśl by mi nie przeszło

ze moglibyśmy się rozstać, starałam się szukać wszelkiej pomocy także w medycynie alternatywnej, niestety bez skutku.

Mąż stracił pracę, bardzo się tym martwił, ataki się nasiliły, co jeszcze bardziej utrudniało znalezienie pracy, to było błędne koło.

Jakby tego było mało,jego ataki zaczęły stawać się coraz "dziwniejsze" np. upadał i wstawał, chodził po mieszkaniu zupełnie bez kontaktu,

wyjmował wszystko z szafek, i np. brał nóż do ręki i patrzył na mnie szklanym wzrokiem, ja po prostu odchodziłam od zmysłów, nie wiedziałam co za chwilę zrobi (czy chce kroić chleb czy,,,)

i kiedy się to skończy, później nic nie pamiętał. Neurolog rozkładał ręce, mówił, że tak mogą też wyglądać i

ataki padaczki i zaburzenia psychiczne,

diagnoza jest trudna. Ja już wtedy brałam garść leków, żeby zasnąć i nie mogłam spać - lęk był tak silny -żebym mogła funkcjonować, chodzić do pracy,

zdecydowałam, że na noc będę wychodzić spać do rodziców ( mieszkają bardzo blisko)czułam się z tym okropnie, bo wiedziałam, że jest mu przykro i

czuje się odrzucony i zostawiony w chorobie.

Jakby tego było mało, w święta Bożego Narodzenia dostał ataku psychozy, przejawiło się to bardzo gwałtownie, w nocy, to był po prostu koszmar, nawet nie chcę tego opisywać

był miesiąc w szpitalu, objawy dość szybko ustąpiły, ale ja nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie siebie z nim w jednym mieszkaniu tak strasznie się boję,

zdecydowałam, że nie będziemy razem, bo czuję, że niedługo ja tez bym się chyba znalazła na takim oddziale.

Więc jesteśmy osobno, on mieszka u swojej mamy, rozmawialiśmy wiele razy o tym wszystkim, o moich lękach, o tym, że jest mi bardzo bliski, ale nie potrafię

mieszkać razem z nim. Czuję się z tym fatalnie, jakbym zdradziła najbliższą mi osobę, czuję się winna, że teraz kiedy on jest chory i potrzebuje mnie, ja zawiodłam.

I nie pomaga mi tłumaczenie sobie, że musiałam ratować siebie, kiedy to wszystko piszę łzy leją się same, czuję że nie zdałam egzaminu z życia.

Mój mąż jest bardzo dobrym człowiekiem, o dobrym sercu, dostałam od niego wiele miłości, a teraz kiedy jest chory nie potrafię przy nim być.

Chociaż może wyolbrzymiam poczucie zagrożenia, odeszłam od niego, bo czułam że muszę się ratować, ale to nie pomaga uwolnić się

od olbrzymiego poczucia winy, które mnie teraz bardzo męczy.

 

Dodam jeszcze, że mimo wieloletniego leczenia, nie mamy dzieci (przyczyna po jego stronie).

 

Czyli: mam 41 lat, nie mam dzieci, rozpadło się moje małżeństwo, za to mam nerwicę lękową i czuję, że jestem na równi pochyłej(w dół oczywiście)

Jak przetrwać ten trudny czas, biorę leki, chodzę na terapię, próbuję coś z tym zrobić, ale to tak boli, czuję się bardzo samotna, może tutaj znajdę osoby, które mnie zrozumieją...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×