Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak dochodzicie do prawdy?


torres

Rekomendowane odpowiedzi

Rozpatrujesz z etapu na którym masz poczucie, że wiara kłóci się z Twoimi wartościami (pragnieniami). Natomiast jeśli wiara się rozwija, to dochodzi do harmonii, uznajesz np. zasady moralne za coś, czym warto się kierować, a nie za coś zewnętrznego

 

Piszesz o momencie, w którym własne pragnienia i myśli zostały zastąpione przez zasady katolickie? Równie dobrze można to samo zrobić w sekcie i dopasować swoje zasady do tych stamtąd. Ja jednak podziękuję za coś takiego. Nie potrzebuję religii do tego żeby kierować się zasadami moralnymi. U mnie raczej wraz z rozwojem następuje odejście od tego typu zasad i przejście na zupełnie inny system moralny, w którym traktuje się siebie, innych i Boga na równi.

 

Zakochanie nie ubezwłasnowolnia. Takie od pierwszego wejrzenia nie jest dla mnie poważne, no ale może dla kogoś to wielka siła. Moim zdaniem nawet w zakochaniu się jest moment wyboru, w którym decydujesz czy chcesz się wkręcać i mieć na coś nadzieję czy nie. Nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi na końcu, ale dla mnie sensem uczucia nie jest bezwarunkowość. Sensem uczucia jest uszczęśliwienie kogoś, a przez to siebie, co czasem nie jest możliwe, mimo, że jest jakieś uczucie.

 

Widocznie mamy inne doświadczenia w tym temacie ;) Gdybym miał wybrać w kim się zakochuję to dla mnie straciłoby to cały sens.

 

Dla mnie zniekształceniem jest odmawianie temu sportowcowi jego sensu życia. Owszem, są rzeczy, które uważamy uniwersalnie za takie, które nadają życiu sens, a inne za mniej nadające sens, robimy gradacje np. "zdrowie przede wszystkim", ale nigdy nie będzie zgody wśród wszystkich ludzi, co nadaje życiu sens, ponieważ sens życia jest kwestią indywidualną. Gdyby był tylko jeden, słuszny dla wszystkich, to nie bylibyśmy wolni.

 

Teraz nie jesteśmy wolni ponieważ żyjemy nie wiedząc jaki jest sens i musimy go sobie wymyślić. Raz, że nie każdy tak potrafi a dwa, że sens niektórych powoduje to, że na świecie jest tak chujowo bo kutasom jednemu z drugim marzy się władza absolutna a innym ludziom hajs i sława. Ludzie zdradzają, zabijają, oszukują, walczą ze sobą. No ale nie powiesz im, że to nie ma sensu bo tak jak w tym pogrubionym zdaniu - nie mamy prawa odmawiać nikomu jego sensu życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozpatrujesz z etapu na którym masz poczucie, że wiara kłóci się z Twoimi wartościami (pragnieniami). Natomiast jeśli wiara się rozwija, to dochodzi do harmonii, uznajesz np. zasady moralne za coś, czym warto się kierować, a nie za coś zewnętrznego

 

Piszesz o momencie, w którym własne pragnienia i myśli zostały zastąpione przez zasady katolickie? Równie dobrze można to samo zrobić w sekcie i dopasować swoje zasady do tych stamtąd. Ja jednak podziękuję za coś takiego. Nie potrzebuję religii do tego żeby kierować się zasadami moralnymi. U mnie raczej wraz z rozwojem następuje odejście od tego typu zasad i przejście na zupełnie inny system moralny, w którym traktuje się siebie, innych i Boga na równi.

Nie bierzesz pod uwagę możliwości, że własne pragnienia, myśli i zasady nie wchodzą w sprzeczność z wiarą. Tymczasem nie tylko nie muszą wchodzić w sprzeczność, ale często wiara je wzbogaca i buduje w sposób nieopresyjny - pokazując dobra, do których chce się dążyć. Człowiek buduje siebie przez dokonywanie wyborów i nie jest możliwe przyjęcie zasad jakiejś "grupy religijnej", jeśli się tego nie chce. Zawsze jest wybór chcę/nie chcę, akceptuję/nieakceptuję. Sam przeżywasz swoje wątpliwości, konflikty, a uważasz, że inni są robotami, nie mają wątpliwości, pragnień, że dorośli ludzie przyjmują coś, bo ktoś im każe? Myślisz, że taki jesteś wyjątkowy, a inni nie myślą samodzielnie? To dość ograniczony punkt widzenia.

 

Zakochanie nie ubezwłasnowolnia. Takie od pierwszego wejrzenia nie jest dla mnie poważne, no ale może dla kogoś to wielka siła. Moim zdaniem nawet w zakochaniu się jest moment wyboru, w którym decydujesz czy chcesz się wkręcać i mieć na coś nadzieję czy nie. Nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi na końcu, ale dla mnie sensem uczucia nie jest bezwarunkowość. Sensem uczucia jest uszczęśliwienie kogoś, a przez to siebie, co czasem nie jest możliwe, mimo, że jest jakieś uczucie.

 

Widocznie mamy inne doświadczenia w tym temacie ;) Gdybym miał wybrać w kim się zakochuję to dla mnie straciłoby to cały sens.

Nie napisałam wcale, że można wybrać w kim się zakochać. Mówię, że ma się pewien wybór czy się zakochać, a jeśli się nie ma w tym wyboru, to nadal jest wybór, co z tym zakochaniem zrobić. Nie każde zakochanie musi się kończyć związkiem.

 

Teraz nie jesteśmy wolni ponieważ żyjemy nie wiedząc jaki jest sens i musimy go sobie wymyślić. Raz, że nie każdy tak potrafi a dwa, że sens niektórych powoduje to, że na świecie jest tak chujowo bo kutasom jednemu z drugim marzy się władza absolutna a innym ludziom hajs i sława. Ludzie zdradzają, zabijają, oszukują, walczą ze sobą. No ale nie powiesz im, że to nie ma sensu bo tak jak w tym pogrubionym zdaniu - nie mamy prawa odmawiać nikomu jego sensu życia.

Wymyślanie sensu kojarzy mi się z wolnością. Ja co prawda uważam, że dążenie do dobra, jakim jest Bóg jest sensem życia, ale można dążyć na różne sposoby, więc odkrywam/wybieram swój własny. Jeśli się z tym nie zgadzasz i nie jesteś skrępowany Bogiem czy "zasadami grupy religijnej", to tym bardziej powinieneś czuć się wolny.

Na innych ludzi nie masz wpływu, więc nie możesz uzależniać od ich postępowania swojej wolności.

U mnie raczej wraz z rozwojem następuje odejście od tego typu zasad i przejście na zupełnie inny system moralny, w którym traktuje się siebie, innych i Boga na równi.

Pytanie w jakiego Boga wierzysz. Bo jeśli jest on istotą wyższą od Ciebie, to nie jest logiczne ani słuszne traktować go na równi z sobą. Chyba, że się nie różni od człowieka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bierzesz pod uwagę możliwości, że własne pragnienia, myśli i zasady nie wchodzą w sprzeczność z wiarą. Tymczasem nie tylko nie muszą wchodzić w sprzeczność, ale często wiara je wzbogaca i buduje w sposób nieopresyjny - pokazując dobra, do których chce się dążyć.

 

Biorę pod uwagę, że dojrzały człowiek dochodzi do innych wniosków niż takich, że Bóg stworzył nas tylko po to żeby na podstawie jednego życia pełnego uwarunkowań genetycznych i wzorców oceniać czy pójdziemy na wieczne potępienie czy wieczny raj. Wiem, że dobry Bóg nie pozwoliłby na tyle cierpienia gdyby mógł interweniować. kiedy ktoś interesuje się działaniem ludzkiej psychiki po prostu wie, że niesprawiedliwe byłoby takie ocenianie. Pada więc zdanie, że Bóg wie wszystko więc bierze pod uwagę wszystkie czynniki. Tylko, że gdyby brał je pod uwagę to każdy musiałby trafić do nieba lub dostać na kolejne szanse więc życie ziemskie nie miałoby sensu. Podczas medytacji również dochodzi się do ciekawych wniosków, które obnażają braki logiki w dogmatycznym rozumowaniu opartym na Biblii. Za to nauki Chrystusa to co innego więc jeśli tylko o nich mówisz to przyznaję Ci rację ale wtedy nie piszemy już o religii katolickiej pełnej dogmatów.

 

Człowiek buduje siebie przez dokonywanie wyborów i nie jest możliwe przyjęcie zasad jakiejś "grupy religijnej", jeśli się tego nie chce. Zawsze jest wybór chcę/nie chcę, akceptuję/nieakceptuję. Sam przeżywasz swoje wątpliwości, konflikty, a uważasz, że inni są robotami, nie mają wątpliwości, pragnień, że dorośli ludzie przyjmują coś, bo ktoś im każe? Myślisz, że taki jesteś wyjątkowy, a inni nie myślą samodzielnie? To dość ograniczony punkt widzenia.

 

Oczywiście tak by było gdyby nie chrzest i posyłanie dzieci do komunii i bierzmowania jeszcze zanim osiągną pełną dojrzałość. Te nauki wpływają na to kim dana osoba jest a potem już ciężko pozbyć się takich natłuczonych do głowy wzorców. Dlatego nie uważam nikogo za gorszego ze względu na jego wiarę ale samą religię zawsze uważam za zło niezależnie od tego, o której z nich mówimy. Podzielam tutaj zdanie Osho:

"Osho był przeciwnikiem jakiegokolwiek systemu wiary. Cenił natomiast i zalecał osobistą religijność, a nie bycie wyznawcą religii – wyraźnie te rzeczy rozgraniczał. Podkreślał wartość autentycznego, osobistego doświadczenia religijnego. Ku temu doświadczeniu prowadzą (bez szczególnej kolejności): bycie świadomym, miłość, medytacja, świętowanie, twórcze działanie oraz radość i śmiech. Mówił, że oświecenie jest naturalnym stanem człowieka[6], ale uwaga ludzi jest zbyt rozproszona by to zauważyć – rozproszona zwłaszcza przez nieustanne myślenie i ciągłą aktywność umysłu. Powiedział, że nie ma szczególnej różnicy pomiędzy nim, a innymi ludźmi, bo podobnie jak ci, którzy nie są teraz oświeceni i on kiedyś nie był oświecony, i tak samo jak on jest oświecony dzisiaj, tak inni będą oświeceni kiedyś."

 

Nie napisałam wcale, że można wybrać w kim się zakochać. Mówię, że ma się pewien wybór czy się zakochać, a jeśli się nie ma w tym wyboru, to nadal jest wybór, co z tym zakochaniem zrobić. Nie każde zakochanie musi się kończyć związkiem.

 

Taa wybór. Ludzie się zabijają z tego powodu właśnie dlatego, że nie mają wyboru. Niby teoretycznie on jest ale w praktyce to zupełnie inaczej wygląda. Zastanawiam się czy jest możliwość pozbycia się tego zniewolenia i jednocześnie kochanie tej osoby i szczęśliwy związek z nią.

 

Wymyślanie sensu kojarzy mi się z wolnością.

 

A mi ze zniewoleniem. Każdy wymyślony sens powoduje, że jesteśmy przez niego zniewoleni a jednocześnie to nie ma prawdziwego sensu bo ten jest wymyślony ;)

 

Ja co prawda uważam, że dążenie do dobra, jakim jest Bóg jest sensem życia, ale można dążyć na różne sposoby, więc odkrywam/wybieram swój własny. Jeśli się z tym nie zgadzasz i nie jesteś skrępowany Bogiem czy "zasadami grupy religijnej", to tym bardziej powinieneś czuć się wolny.

 

Zasadami grupy religijnej nie jestem skrępowany ale zasadami Boga już tak. Trzeba się pozbyć pragnienia miłości żeby nie była ona zniewoleniem a kiedy pozbędę się pragnienia to nie będzie mi już potrzebna taka miłość, o której teraz marzę. Dlatego uważam, że świat jest bezsensownym miejscem bo dopóki zależy mi na miłości i związku nie będę potrafił zaufać nikomu i cały czas będę żył w napięciu, że to się zepsuje. Kiedy przestanie mi zależeć przestanę się starać, związku i miłości nie będzie. Dlatego ludzie oświeceni kochają wszystkich ludzi i nie wchodzą w związki - z tego powodu nie chcę też być oświecony. Najlepiej by było nie istnieć wcale ale to nie jest możliwe bo świadomość jest nieśmiertelna. Pytanie jest jedynie na temat tego co się z nią dzieje po śmierci ciała fizycznego. Czy mamy indywidualną karmę czy może losowo świadomość przenosi się w inne miejsce. Ja mam nawet dowody na istnienie karmy ale przyjmuję możliwość, że to tylko złudzenie. Wydaje się to zbyt logiczne żeby mogło nie być prawdą ale ludzki umysł jest w stanie zdziałać cuda.

 

Pytanie w jakiego Boga wierzysz. Bo jeśli jest on istotą wyższą od Ciebie, to nie jest logiczne ani słuszne traktować go na równi z sobą. Chyba, że się nie różni od człowieka.

 

Nie możesz stwierdzić co jest słuszne, a logiczne to akurat jest. Bóg nie jest osobą i nie ocenia. Każdy z nas ma dostęp do swojej boskiej cząstki. Jednocześnie Bóg jest wyższy od każdego z nas ale też stworzył człowieka na swoje podobieństwo i w każdym z nas umieścił swoją cząstkę. Ja widzę to tak, że wszyscy jesteśmy jednością z Bogiem jak i ze sobą nawzajem. Tak jest na najwyższym poziomie, na którym jest Bóg. Jednocześnie każdy z nas jest odrębną jednostką ale to tylko iluzja bo to tak jakby nasze komórki w ciele myślały, że są sobą i mają na coś wpływ. Wszystkie komórki współoddziałują na siebie i nie mają wolnej woli. My różnimy się tym, że mamy możliwość używania wolnej woli ale przeważnie jedziemy na autopilocie i u większości ludzi tak schodzi całe życie. Człowiek, który postanawia używać wolnej woli jest uważany przez społeczeństwo za komórkę rakową i wtedy inni starają się taką osobę leczyć lub nawracać na "prawidłowe" myślenie. Tylko, że to jest najczęściej myślenie najbardziej nieprawidłowe bo opierające się na dualizmach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jaki wpływ ma chrzest na czyjąś samodzielność w myśleniu? Tak z ciekawości...

 

-- 23 cze 2014, 03:39 --

 

Twoje wypowiedzi odzwierciedlają mętlik, który musisz mieć w głowie. Osho, prawo karmy - samo to już wystarczy, żeby zryć sobie bańkę, a jeszcze sobie dokładasz pętlę determinizmu, że genetycznie jesteśmy uwarunkowani do jakichś wyborów życiowych, że pragnienie miłości zniewala. To nie pragnienie miłości zniewala, ale uzależnienie od miłości, miłość obsesyjna, która bierze się stąd, że ktoś nie zbudował sensu swojego życia, tkwi w pustce, a zakochanie ma być narkotykiem, który z tej pustki wyrwie czy ją przykryje. Może jesteś po prostu jeszcze młody, co by tłumaczyło Twoje podejście do zakochania się, bo w młodym wieku taki styl kochania jest częsty.

 

Pada więc zdanie, że Bóg wie wszystko więc bierze pod uwagę wszystkie czynniki. Tylko, że gdyby brał je pod uwagę to każdy musiałby trafić do nieba

To znaczy Ty sam jesteś w stanie wziąć pod uwagę wszystkie czynniki, skoro tak to oceniłeś?

 

Podczas medytacji również dochodzi się do ciekawych wniosków, które obnażają braki logiki w dogmatycznym rozumowaniu opartym na Biblii.

Nie wiedziałam, że medytacja jest sposobem rozumowania i dochodzenia do wniosków. Czy to nie jest czasem technika oczyszczenia umysłu ze wszystkich myśli?

Wiara nie jest tylko dogmatyczna, Sobór Watykański I mówi, że do Boga można dojść też drogą rozumową (a kto temu zaprzecza, podlega ekskomunice).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chrzest powoduje, że człowiek od dziecka ma wtłaczane do głowy pewne "prawdy", na podstawie których potem układa sobie świat. Naprawdę ciężko jest się tego pozbyć ludziom wychowanym w religijnych rodzinach. Mi się do dzisiaj nie udało pozbyć strachu przed Bogiem i myśleniem, że jest on zły. Dodatkowo to co myślimy o Bogu myślimy też o swoim ojcu. Kiedy wpaja się nam strach przed Bogiem automatycznie psuje się związki miłosne bo kobieta podświadomie wiąże mężczyzn, którzy jej się podobają z ojcem a mężczyzna bierze z niego przykład.

 

Twoje wypowiedzi odzwierciedlają mętlik, który musisz mieć w głowie. Osho, prawo karmy - samo to już wystarczy, żeby zryć sobie bańkę,

 

Zryć bańkę odkrywając prawdę? Wg mnie zryta bańka to wiara w gadające węże zamiast prawa karmy :)

 

a jeszcze sobie dokładasz pętlę determinizmu, że genetycznie jesteśmy uwarunkowani do jakichś wyborów życiowych

 

Bo jesteśmy, nie wiem na ile genetycznie ale na pewno jesteśmy zniewoleni wychowaniem. Chyba, że uważasz Murzynów za podludzi i dlatego przeważnie w Afryce żyją oni w biedzie? Czy może to wina środowiska i wychowania? Dla mnie odpowiedź jest oczywista. Ktoś kto rodzi się w jakimś środowisku ma wielkie szanse przesiąknąć nim i choć zdarza się, że jest inaczej to jednak dosyć rzadko.

 

że pragnienie miłości zniewala.

 

Mnie zniewala. Bez tego życie nie ma sensu a z tym też nie ma bo skoro to sens życia to nie można dopuścić do straty tego sensu. Podobnie by było gdybym chciał jechać Ferrari po mojej ulicy i zamiast cieszyć się z jazdy denerwowałbym się, że się niszczy od dziur na drodze i bał się, że mogą je ukraść.

 

To nie pragnienie miłości zniewala, ale uzależnienie od miłości, miłość obsesyjna, która bierze się stąd, że ktoś nie zbudował sensu swojego życia, tkwi w pustce, a zakochanie ma być narkotykiem, który z tej pustki wyrwie czy ją przykryje

 

Nie rozumiem. Opisałaś właśnie pragnienie miłości i właśnie to zniewala i jest narkotykiem. Tutaj nie ma rozróżnienia na pragnienie i uzależnienie bo sama miłość jest czymś co powoduje, że jej brak jest automatycznie utratą sensu życia. Chyba, że ktoś jest egoistą i go zadowala gromadzenie pieniędzy i robienie kariery ale dla mnie pieniądze są jedynie środkiem do tego celu jakim jest miłość.

 

Może jesteś po prostu jeszcze młody, co by tłumaczyło Twoje podejście do zakochania się, bo w młodym wieku taki styl kochania jest częsty.

 

Na starość ludzie często dziadzieją i wypierają to pragnienie tłumacząc sobie, że nie da się go spełnić.

 

To znaczy Ty sam jesteś w stanie wziąć pod uwagę wszystkie czynniki, skoro tak to oceniłeś?

 

Oceniłem, że Bóg jest w stanie wziąć wszystkie czynniki a nie, że ja jestem w stanie ;)

 

Nie wiedziałam, że medytacja jest sposobem rozumowania i dochodzenia do wniosków. Czy to nie jest czasem technika oczyszczenia umysłu ze wszystkich myśli?

 

Jest ale kiedy oczyścisz umysł ze wszystkich myśli to stajesz się jednością ze wszystkim co istnieje i znika ego czyli poczucie odrębności. Potem wracasz do normalnego stanu i cały świat widzisz jako logiczny i spójny. Nawet te sprawy, o których wiesz, że ich nie umiesz pojąć rozumem wydają się jasne tylko nie do przetłumaczenia na zwykłe słowa.

 

Wiara nie jest tylko dogmatyczna, Sobór Watykański I mówi, że do Boga można dojść też drogą rozumową (a kto temu zaprzecza, podlega ekskomunice).

 

Do Boga można ale trzeba wykluczyć w tym celu dogmaty. Wiara w Boga nie jest jednoznaczna z religią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nikt z nas nie dojdzie do prawdy i celu życia. Dlatego celem życia może być jedynie osiąganie własnej przyjemności (hedonizm) dbając o to żeby nie wchodzić w interes innych.

Też myślę, że do obiektywnej prawdy nikt z nas raczej nie dojdzie, ale może włąsnie chodzi oto aby nie złapać króliczka, ale by gonić go, czyli poszukiwać, wiecznie poszukiwać, po co? nie wiem. :bezradny: może takie poszukiwanie ma za zadanie nas rozwijać?

 

patrzysz na wszystko przez pryzmat własnych przekonań. Z zepsutym jedzeniem też tak jest. Patrzę na kogoś i uciekam bo intuicyjnie czuję, że to zły człowiek a ktoś inny lgnie do niego i zostaje skrzywdzony. W rzeczywistości to tylko ułuda i iluzja, że mamy jakąś intuicję. To podświadome programy, które zakodowało nam w głowie społeczeństwo, geny, rodzice i szufladkujemy świat do etykietek, których się nauczyliśmy. Można sobie zdać sprawę, że zakochujesz się w nieodpowiednich osobach a i tak do nich podświadomie lgniesz

Może celem naszego życia, jest pozbycie się tych nieświadomych programów po to , aby lepiej poznać siebie i świat i stać się szczęśliwym :bezradny:

 

Wg moich obserwacji najszczęśliwsi są ludzie, którzy wierzą w Boga ale nie w dogmaty. Takie poczucie, że Bóg ich wspiera w życiu i kocha, a po śmierci i tak jest reinkarnacja to najzdrowszy pogląd jeśli chodzi o szczęście ludzi, którzy to wyznają
.

Nie wiem, czy to najzdrowszy pogląd, bo ktoś kto wierzy w reinkarnację może na przykład ,jeśli cos jest dla niego za trudne, zamiast się z tym zmierzyć, to odwlekać to w nieskończoność bo myśli, że ma czas na wszytko (następne wcielenia). Może faktycznie najszczęśliwśi są ludzie którzy wierzą w Boga, który ich kocha, wspiera, nie za dużo wymaga, nigdy nie ukarze, bo w takiego Boga najłatwiej wierzyć, najprościej kochać.

 

Twoje wypowiedzi odzwierciedlają mętlik, który musisz mieć w głowie. Osho, prawo karmy - samo to już wystarczy, żeby zryć sobie bańkę,

Też mam taki mętlik w głowie, Osho dla mnie jest zbyt kontrowersyjny (np. http://blog.krolartur.com/anty-guru-osho/ ),nie wierzę w reinkarnację, ale prawo karmy wiele wyjaśnia, np. dlaczego jedna osoba rodzi się w rodzinie, gdzie jest miłość, poczucie bezpieczeństwa, pieniądze, a druga odwrotnie , wiara katolicka takiej niesprawiedliwości nie wyjaśnia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obrażają Osho bo czują się dotknięci jego słowami. Zawsze jak ktoś jest na górze to jacyś ludzie ściągają go w dół i oczerniają.

 

Co do reinkarnacji to ja właśnie mam odwrotnie. Wiem, że trzeba przerobić wszystko żeby nie mieć złej karmy ale to też wynika z błędnego myślenia, które muszę wywalić. Problem jest w tym, że nie ufam sobie bo wiem, że mogę nie mieć racji.

 

Może celem naszego życia, jest pozbycie się tych nieświadomych programów po to , aby lepiej poznać siebie i świat i stać się szczęśliwym :bezradny:

 

No właśnie ale to są programy, których nie umiem się pozbyć bo uważam je za dobre a jednocześnie boję się, że są złe bo inni tak mówią :P I to jest właśnie źródłem mojego rozkminiania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli ktoś ma wątpliwości czy prawda istnieje bądź nie istnieje to mówiąc "prawda nie istnieje" musi założyć że samo to stwierdzenie jest prawdziwe a zatem prawda istnieje .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli ktoś ma wątpliwości że prawda nie istnieje to mówiąc "prawda nie istnieje" musi założyć że samo to stwierdzenie jest prawdziwe a zatem prawda istnieje .

 

ten problem rozpatrywano jak dobrze pamiętam u Nietzschego...można też nie stawiać twierdzenia, że prawda istnieje, tylko po prostu nie wierzyć w istnienie żadnej prawdy, wtedy postawa "prawda nie istnieje", nie będzie wiarą, czy założeniem tego twierdzenia, a raczej brakiem twierdzenia: "prawda istnieje".

 

poziom tematu jednak jest słaby, do filozoficznych rozważań potrzebne jest wyraźne nakreślenie problemu, wyjście od pewnych definicji, inaczej każdy pisze o czymś innym i tak też jest tutaj, jedni piszą o prawdzie w ujęciu Arystotelesa inni o pragmatycznej wersji prawdy, jeszcze inni o prawdziwości swoich poglądów, ja piernicze :time:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli ktoś ma wątpliwości czy prawda istnieje bądź nie istnieje to mówiąc "prawda nie istnieje" musi założyć że samo to stwierdzenie jest prawdziwe a zatem prawda istnieje .

 

Skąd założenie, że musi założyć? Mówiąc, że prawda istnieje albo, że nie istnieje dalej nie wiemy czy nasze stwierdzenie jest prawdą. Zresztą jeśli prawda nie istnieje to może samo stwierdzenie jest prawdziwe ale poza nim prawda by nie istniała. A na dobrą sprawę to nie powinniśmy rozważać tego zdania bo jest debilne. Przecież to klasyczny paradoks i sofizmat. Jeśli prawda nie istnieje to znaczy, że nie można powiedzieć, że to zdanie jest prawdziwe bo jeśli tak zrobimy to tworzymy sprzeczność i wtedy prawda by istniała ale przecież twierdzimy, że nie istnieje :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli ktoś ma wątpliwości czy prawda istnieje bądź nie istnieje to mówiąc "prawda nie istnieje" musi założyć że samo to stwierdzenie jest prawdziwe a zatem prawda istnieje .

 

Skąd założenie, że musi założyć? Mówiąc, że prawda istnieje albo, że nie istnieje dalej nie wiemy czy nasze stwierdzenie jest prawdą. Zresztą jeśli prawda nie istnieje to może samo stwierdzenie jest prawdziwe ale poza nim prawda by nie istniała. A na dobrą sprawę to nie powinniśmy rozważać tego zdania bo jest debilne. Przecież to klasyczny paradoks i sofizmat. Jeśli prawda nie istnieje to znaczy, że nie można powiedzieć, że to zdanie jest prawdziwe bo jeśli tak zrobimy to tworzymy sprzeczność i wtedy prawda by istniała ale przecież twierdzimy, że nie istnieje :)

 

Zabierasz sie za komentarze używając słów uczonych których nie pojmujesz i jeszcze nie umiesz czytac ze zrozumieniem.

Jeśli ktos jest przekonany "że prawda nie istnieje" to tym samym sam sobie zaprzecza ,bowiem za prawdziwe musi uznać conajmniej to zdanie "że prawda nie istnieje"-tak trudno to pojąć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dochodzę do prawdy poprzez odkrywanie na psychoterapii prawdy o sobie, o przyczynach dlaczego taka jestem, o wpływie otoczenia na to jaka jestem, o tym jaki jest i był stosunek ludzi do mnie i jak to na mnie wpłynęło.

Przez to wszystko oraz przez czytanie wartościowych książek coraz bardziej poznaję prawdę o rzeczywistości. I z każdymi nowymi odkryciami wydaje mi się że już znam prawdę, a okazuje się że to była tylko kolejna warstwa a pod nią kryje się kolejna prawda i ja znów muszę zmieniać swoje poglądy i przekonania.

To jaką prawdę się widzi zależy od stopnia świadomośći.

 

W tej chwili uświadamam sobie prawdę o tym jak bardzo kościół mi zrył bańkę w dzieciństwie i jak jeszcze długo będę się musiała pozbywać tych wszystkich wierzeń, bo one tkwią głeboko we mnie chociaż to nie są moje prawdziwe wierzenia tylko wepchnięte mi na siłę.

Głebokie poczucie winy za moje grzechy, za to że to ja ukrzyżowałam Jezusa moimi grzechami jako małe dziecko:

Czy taka jest prawda że Jezus cierpiał na krzyżu za to że ja nie kochałam mamusi i tatusia? A mamusia i tatuś najbardziej by chcieli żebym umarła bo wtedy mieliby święty spokój.

Cytat z książeczki do modlitwy dla 8 letniego dziecka

" A gdy w końcu przyprowadzili Cię na górę, wtedy położyli krzyż na ziemię a Ciebie przybili do nieo gwoździami i podniesli do góry. I tak męczyłeś się przybity 3 godziny, mówiąc- Boże przebacz grzech ludziom.

I umarłeś, głowka Ci zwisła, biedna, martwa. A wszystko to za moje grzechy i żebym nie poszła do piekła. To za grzechy ludzi niedobrych i dzieci niedobrych. A ja grzeszę Jezu dalej i nic o to nie dbam."

 

I dalej kilka stron tego samego.

Czy to jest prawda? Czy mam wierzyć w taką prawdę? Czy dalej mam się czuć winna i zła za to że grzeszyłam i Jezus przeze mnie musiał przeżywac najgorsze cierpienia? Jak mam się uwolnić od tamego poczucia winy i lęku że pójdę do piekła?

 

-- 24 cze 2014, 08:50 --

 

Prawda ma uzdrawiające działanie i po tym najlepiej poznawać czy coś jest prawdziwe.

 

-- 24 cze 2014, 08:58 --

 

Na dzisiejszej terapii mam zamiar uwalniać się od tych prawd wprowadzonych mi przez kościół. Czuję się grzesznym dzieckiem, niegodnym miłośći Boga i niegodnym niczego dobrego.

Bo Jezus tak bardzo przeze mnie cierpiał a ja nic nie robiłam aby mu pomóc, nadal grzeszyłam.

 

-- 24 cze 2014, 11:18 --

 

Jak dziecko ma uwierzyć że Jezus je kocha, jeżeli wielokrotnie się mu powtarza że ono ukrzyżowało Jezusa swoimi grzechami. Jak mogę uwierzyć że kocha mnie ten którego zabiłam i wobec którego czuję się tak winna?

 

-- 24 cze 2014, 11:26 --

 

Prawda psychologiczna jest taka że nie można jednocześnie czuć się winnym i kochanym.

Więc jaki jest cel kościoła aby wpędzać w poczucie winy swoich wyznawców?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chrzest powoduje, że człowiek od dziecka ma wtłaczane do głowy pewne "prawdy", na podstawie których potem układa sobie świat.

Chrzest tego nie powoduje. Jest tylko polaniem dziecka wodą, chyba że się wierzy, że jest czymś więcej - ale wtedy też oczywista się staje jego konieczność, więc zakładam, że nie wierzysz. Chrzest nie jest wtłoczeniem do głowy niemowlaka żadnej prawdy. Wychowanie katolickie bierze się stąd, że rodzice chcą tak wychować, a nie z faktu chrztu. Zarówno chrzest jak i wychowanie katolickie jest wynikiem wiary rodziców. Chrzest nie jest żadną przyczyną. Można (niestety) ochrzcić dziecko i nie wychowywać po katolicku.

 

że pragnienie miłości zniewala.

 

Mnie zniewala. Bez tego życie nie ma sensu a z tym też nie ma bo skoro to sens życia to nie można dopuścić do straty tego sensu.

Dobrze, że napisałeś "mnie". Pragnienie, żeby z kimś być, nie powinno być jedynym sensem życia, a według mnie w ogóle nie powinno być sensem życia, bo to jest właśnie pragnienie, chęć, pożądanie - u źródła jest egocentryczne.Jeśli zniewala, to coś jest nie tak.

 

Nie rozumiem. Opisałaś właśnie pragnienie miłości

Opisałam uzależnienie od kogoś.

 

Pada więc zdanie, że Bóg wie wszystko więc bierze pod uwagę wszystkie czynniki. Tylko, że gdyby brał je pod uwagę to każdy musiałby trafić do nieba lub dostać na kolejne szanse więc życie ziemskie nie miałoby sensu.

To znaczy Ty sam jesteś w stanie wziąć pod uwagę wszystkie czynniki, skoro tak to oceniłeś?

 

Oceniłem, że Bóg jest w stanie wziąć wszystkie czynniki a nie, że ja jestem w stanie ;)

Ale piszesz, że gdyby Bóg wziął pod uwagę wszystkie czynniki, to wszyscy poszliby do nieba, więc wiesz z góry co by Bóg uczynił, ale przecież sam nie jesteś w stanie ocenić tych wszystkich czynników, czyż nie?

 

Mi się do dzisiaj nie udało pozbyć strachu przed Bogiem i myśleniem, że jest on zły.

Strach nie rozjaśnia umysłu, kiedy się szuka prawdy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do prawdy nie trzeba dochodzić czy szukać jej potwierdzenia. W prawdę się wierzy bezwzględnie.

 

Inga_beta, Weź przykład z Jezusa i uznaj to w co na prawdę wierzysz jako jedyną prawdę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Inga_beta,

 

Prawda psychologiczna jest taka że nie można jednocześnie czuć się winnym i kochanym.

Więc jaki jest cel kościoła aby wpędzać w poczucie winy swoich wyznawców?

 

No ale to nie jest prawda tylko "prawda" bo ja się czuję winny i kochany bo miłość jest bezwarunkowa a winny jest każdy bo każdy popełnia błędy.

 

Nie ma nawet dowodu na to, że istnieją inni ludzie poza mną (ze swojego pkt widzenia kazdy może stwierdzić jedynie to). Może umarłem dawno temu i teraz mi się to wszystko tylko wydaje bo świadomość jest nieśmiertelna? Skąd się pojawiają myśli w naszej głowie? Wszystko jest automatyzmem i nie mamy na nic wpływu mimo posiadania wolnej woli. Mogę podjąć dowolną decyzję ale jest ona uwarunkowana tym, że jakas myśl automatycznie pojawiła mi się w głowie i ja automatycznie poczułem, że powinienem tak zrobić a nie inaczej. Potem ktoś widzi moje zachowanie i ono automatycznie kojarzy mu się z podobnym zachowaniem w przeszłości kogoś innego i na tej podstawie ktoś mnie polubił albo poczuł niechęć. I tak wszystko można tłumaczyć.

 

Może świadomość we wszechświecie jest tylko jedna? A inni ludzie to ta sama świadomość z innego czasu i wszystko przecina się w punkcie, który nazywamy tu i teraz. Czy prawdą jest reinkarnacja i karma a może co innego? Na jakiej zasadzie działają wróżki i tarot? Dlaczego mam jakieś upodobania, na które nie mam wpływu i mogą być one dobre lub złe, prawidłowe lub nie i u mnie zawsze są złe i zjebane przez co żyjąc jak lubię będę postępował źle a żyjąc przymusowo tak żeby było dobrze również będzie to złe. Tak można w nieskończoność i o wszystkim. To, że coś widzimy to nie znaczy, że obserwujemy to prawidłowo. Może przyjdzie taki Kopernik i powie, że Ziemia nie jest płaska i krąży wokół Słońca a może nie i rzeczywiście podstawowe odruchowe myślenie często jest prawidłowe? Ale jak to teraz ocenić i na jakiej podstawie podejmować decyzje?

 

refren,

to po co ten chrzest skoro nic nie zmienia? Wg okultystycznych teorii ma to duże znaczenie więc na wszelki wypadek lepiej unikać chrztu. A jeśli te teorie to nieprawda to wiara również więc zdrowo jest być ateistą :P

 

Dobrze, że napisałeś "mnie". Pragnienie, żeby z kimś być, nie powinno być jedynym sensem życia, a według mnie w ogóle nie powinno być sensem życia, bo to jest właśnie pragnienie, chęć, pożądanie - u źródła jest egocentryczne.Jeśli zniewala, to coś jest nie tak.

 

Brniesz w jakiś ślepy zaułek logiki. Nie ma czegoś takiego jak powinno lub nie powinno, po prostu tak jest. U źródła egocentryczne - znajdź mi coś co takie nie jest. Jak już to właśnie pragnienie miłości jest najmniej egocentrycznym ze wszystkich podobnie jak wolontariat i ogólnie pomoc innym. Te opierają się na tym, że chce się coś komuś dawać więc nie są egocentryczne ale oczywiście KAŻDE działanie ma w sobie coś z egocentryzmu bo chcemy żebyśmy to właśnie my pomagali albo kochali. Inaczej się NIE DA więc mogą to być jakieś religijne mrzonki. Jezus jak umierał za ludzi to też miał w tym swój interes bo fatalnie by się czuł na sumieniu gdyby zamiast tego poszedł na melanż i zrezygnował ze śmierci na krzyżu dla własnego komfortu. Bóg też pomagając ludziom robi to w swoim interesie. Nie da się zlikwidować swojego interesu a jeśli ktoś to zrobi to doprowadzi tym samym do depersonalizacji więc nic dobrego z tego nie wyniknie. Wierzyłem w takie pierdoły ale to jest logicznie sprzeczne - eliminując swoje pragnienia i swój interes umrzesz duchowo.

Opisałam uzależnienie od kogoś.

Zawsze uzależniamy się od ludzi, których kochamy. Nie da się inaczej bo wtedy nie można mówić o miłości. Miłość składa się między innymi z pożądania i przywiązania a poza tym sama w sobie jest bezwarunkowa.

 

Ale piszesz, że gdyby Bóg wziął pod uwagę wszystkie czynniki, to wszyscy poszliby do nieba, więc wiesz z góry co by Bóg uczynił, ale przecież sam nie jesteś w stanie ocenić tych wszystkich czynników, czyż nie?

 

To jest oczywiste, że by tak uczynił bo skoro ja to widzę, że każdy zły uczynek bierze się z nieświadomości i złego wychowania to Bóg tym bardziej widzi jeszcze więcej i nie może oceniać "wybaczcie im bo nie wiedzą co czynią" - i wszystko jasne, więcej analizować tego zdania nie trzeba.

 

Strach nie rozjaśnia umysłu, kiedy się szuka prawdy...

 

Szukanie prawdy przez pryzmat patrzenia na to co jest pozytywne to też nie szukanie prawdy tylko optymistycznej wersji, a przez strach patrzymy na pesymistyczną. A gdzie w tym prawda? beladin,

Do prawdy nie trzeba dochodzić czy szukać jej potwierdzenia. W prawdę się wierzy bezwzględnie.

Wierzy? Jak wierzysz to nie wiesz więc nie mówisz o prawdzie tylko o wierze. Do prawdy nie da się dojść :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Życie nie ma żadnego celu, nie istnieje "po coś". W wyjątkowym przypadku wszechświat może zrozumieć sam siebie ale to nie będzie jego celem, po prostu tak się stanie a może już się stało, może tylko z mojego ludzkiego punktu widzenia to jest takie trudne, może ogólne zrozumienie jest rzeczą normalną tylko my tego nie pojmujemy. Jeżeli ludzkość byłaby pierwszym tworem wszechświata dzięki któremu zrozumiał sam siebie byłoby to niesamowite.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to, że już nie potrafię mieć swojego zdania na żaden temat. Na wszystko zawsze można znaleźć kontrargumenty i niczego nie można być pewnym. Sensu nie ma a jednak tu jesteśmy pomimo, że wiele osób pewnie wolałaby nigdy się nie urodzić i nie mieć tej świadomości. A bez niej człowiek stara się do niej dochodzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taa albo dali sobie wmówić chorobę jakiemuś zdebilałemu psychiatrze :) Pewnych rzeczy nikt nie wytłumaczy a wmówienie choroby psychicznej to lenistwo umysłowe. Psychiatra to zdrowemu znajdzie 10 chorób a jak ktoś naprawdę ma problem to chuja pomoże. I jeszcze zapisze trujące leki, które rozpierdalają mózg i organizm - dla "dobra" pacjenta, żeby "wyleczyć" :) Pewnie każdy filozof i geniusz z definicji ma schizofrenię albo paranoje i mówi niezrozumiałe rzeczy (z pkt widzenia kretyna psychiatry, który wybrał taki zawód bo sam jest debilem) :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×