Skocz do zawartości
Nerwica.com

podroz samolotem


nockairu

Rekomendowane odpowiedzi

Dałam radę!!!

Nie było tak źle ;) 7 lotów w sumie w ciągu 30 dni to chyba sporo, nie miałam jakiś specjalnych złych przygód, oprócz tego, że w czasie pierwszego lotu jakaś kobieta zasłabła. Poczułam wtedy niepokój, ale minął gdy przestałam o tym myśleć... Poza tym byłam na 2 afobamach, co na pewno mi pomogło nie dostać ataku. Poza tym za rękę trzymał mnie mój ukochany i też bardzo mi przez to pomógł. Teraz wiem, że nie ma się co bać i już nie będę się faszerować. Jedyne co mnie denerwowało to przeciążenia - kręciło się od nich w głowie, ale tylko chwilę. Zrobiłam kolejny krok do przodu, przełamałam się - mówiłam, że nigdy nie polecę :) A jednak potrafię walczyć z panią na N... :)))

Pozdrowienia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!

Ja bardzo boje sie latac samolotem.Dla mnie to ekstremalne przezycie za kazdym razem,niestety.Inni sie delektuja, relaksuja,potrafia miec z tego niezla radoche.Niestety jak ja wchodze na poklad ogarnia mnie paraliz:paniczny lek,jakby byla zamknieta w trumnie.Bez wyjscia.

Na sama mysle poca mi sie rece:D

Przeraza mnie start,ladowanie.O zawrotach glowy nie wspomne hehe

:bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, mam problem poniewaz pojutrze lece do londynu. Mam nerwice lękowa i boje sie ze na pokladzie dopadnie mnie panika. Czy ktos z was mial podobne.doswiadczenie? Zazywam Cital 20 i Chlorprothixen 15 na noc. Mam tez Afobam w razie leku. Jaka dawke Afobamu moge "w razie czego" zarzyc ? Czy na pokladzie samolotu jest bezpiecznie i w razie ataku paniki ktos udzieli mi pomocy. Prosze o porade

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja lubię latać samolotami tylko jedno skutecznie psuje całą przyjemność.kiedy jestem wysoko mam atak paniki i mogę dostać zawału.nawet przy pilocie.kiedy samolot leci na wysokości 10-20 jest przyjemnie.kiedy sie dalej wznosi i jest już setki metrów nad ziemią nagle robi się zle i nawet nie moge dobrze zrobić zdjęcia.już po oderwaniu się od ziemi błędnik wie że niema ziemi pod nogami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tomciono, ja latalam z lękami juz wiele razy, ale ogolnie zawsze najwiekszy problem mam przez pierwsze 15-20min, potem jest lepiej (a mam dodatkowo klaustrofobie). Co prawda do lazienki nie zdarzylo mi sie isc w trakcie lotu (to juz za duzy wyczyn :P) ale juz teraz spokojnie moge sobie leciec i czytac gazete. Zawsze jak sie czuje zle na poczatku (lęki, panika), to po prostu siedze i czekam az to minie...

 

Raz zdarzylo mi sie, ze czulam mega lęk przez caly lot (2h). Doslownie caly czas - z wysokim pulsem, ciagle napietymi miesniami itd.. Myslalam, ze nie dam rady wysiasc z samolotu, taka bylam wykonczona. Ale co... przezylam, wysiadlam (jak wysiadlam to i tak dalej trzymal meni ten lęk), a potem jeszcze poszlam sama z wielka walizka na pociag i dalam rade :) Wiec chyba jedyna opcja to to przeczekac. Jest to naprawde nieprzyjemne, ale ostatecznie zawsze mija...

Jak sie powie stewardessie, ze sie denerwuje, to tez chyba otaczaja Cie wieksza opieka, a to pomaga odwrocic uwage od lęku (chociaz ja nigdy tego nie robilam).

 

A benzo bralam zazwyczaj przed lotem (ale mały kawałek). Zeby się ten lęk nie zdarzył rozwinąc za bardzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rany, moja samolotowa fobia nabrała takich rozmiarów, że aż mnie ściskało w żołądku kiedy czytałam ten wątek. Całe szczęście w najbliższej przyszłości nie zapowiada się u mnie na latanie.

Leciałam samolotem w sumie 4 razy. Pierwsze dwa były w miarę lajtowe, może kilka razy mnie ścisnęło w żołądku, ale generalnie dałam radę i lot w dużej mierze mnie cieszył. 2 lata później był istny dramat. Przez cały lot byłam spięta i myślałam, że zaraz zwariuję (najgorzej przy wracaniu). Najbardziej oczywiście bałam się, że będzie jakaś awaria i samolot zacznie spadać. Wyobrażałam sobie co będę czuła w takiej chwili. Masakra :hide: W trakcie wakacji nie mogłam się wyluzować, bo gdzieś cieniem kładła mi się myśl, że jeszcze czeka mnie powrót i pewnie nie przeżyję i czy byle wakacje w ciepłych krajach były tego warte?

Ehh, a tak mi się marzy jakaś daleka podróż :( Chociażby do Japonii... Chyba bym musiała jechać pociągiem, a potem promem, byłabym spokojniejsza :roll: No chyba, że właśnie nafaszerowałabym się przed lotem jakimiś uspokajaczami... Są one w stanie tak zamulić, żeby nic nie czuć podczas lotu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam! Właśnie wczoraj wróciłam do domu z mojego wypadu do Polski na shopping , który miał mi również pomóc w przełamaniu strachu przed lataniem. Mam nadzieję , że komuś pomoże mój post. Strasznie bałam się lecieć :/ Bałam się do tego stopnia , że w dzień wylotu płakałam przy śniadaniu , trzęsłam się i mówiłam , że nigdzie nie lecę ... W drodze na lotnisko myślałam , że umrę ... czułam paniczny lęk przed lotem a oczami wyobraźni widziałam katastrofę lotniczą :/ Bałam się, że dostane ataku paniki w samolocie ,że będę miała kołotanie serca i zasłabnę , że zabraknie mi powietrza nie będę mogła oddychać , bałam się dosłownie wszystkiego.Teraz wiem , że wszystko to było zupełnie niepotrzebne :) Latanie jest naprawdę przyjemne a przede wszystkim bezpieczne.Przed wylotem przeczytałam chyba ``wszystkie internety`` na temat latania , wiedziałam naprawdę dużo i uważam , że to mi pomogło :) Dowiedziałam się , że turbulencje są czymś zupełnie normalnym , co 5 sekund na świecie startuje bądź ląduje samolot a w przestrzeni powietrznej jest w każdej chwili są tysiące samolotów :) także ryzyko, że to akurat nasz samolot ulegnie wypadkowi to 1:7000000 czyli prędzej wygrasz w totka ze dwa razy niż zginiesz w katastrofie lotniczej :)Polecam zakupy w sklepie wolnocłowym ... kupcie sobie jakieś dobre perfumy a humor się powinien poprawić ( szczególnie kobietom ) Mnie zakupy wyluzowały. Wsiadając do samolotu popatrzałam na załogę , która była uśmiechnięta i zrelaksowana (tak nie wyglądają ludzie,którzy lecą na pewną śmierć) Możecie przy odprawie powiedzieć , że się boicie i chcecie przy wyjściu ewakuacyjnym siedzieć tam jest trochę więcej przestrzeni :) Nad każdym siedzeniem jest wentylator powietrza , z którego leci przyjemne chłodne powietrze także nie ma mowy o tym , że zabraknie oddechu :) dobrze jest również mieć ze sobą coś na czym możecie posłuchać muzyki , po pierwsze sama muzyka relaksuje a po drugie w samolocie jest dosyć głośno więc muza na słuchawkach bez wątpienia pomoże , nie będziecie się wsłuchiwać w silniki i inne dźwięki dochodzące z samolotu :)

Życzę wszystkim pięknych lotów i miłego podziwiania widoków :) Głowa do góry!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam,

po wielu latach wróciła moja nerwica lękowa i moje ataki paniki (walczę od 20 lat), wszystko się odnowiło ponieważ lecę (już jutro!) samolotem, leciałam kiedyś, było ok, ale boję się strasznie, od kilku miesięcy mam to zaplanowane. psychiatra dał mi xanax tylko w przypadku strachu przed atakiem. w życiu codziennym są sytuacje je prowokujące, ale unikam ich i wszystko jest ok. z resztą przez wiele lat było prawie super.

 

chcę przed lotem (prawie 3h) wziąć xanax 0,5 mg, zrobiłam próbę z połówką tabletki, ale słabo zadziałała. czy ta dawka wystarczy? pomóżcie, bo mam ściśnięty żołądek!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! Na początku się przedstawię, nazywam się Justyna i mam 23 lata i chyba nerwicę. Historia mojej nerwicy jest długa i nie chcę jej opowiadać w tym momencie (a też nie ma po co). Wchodzę na forum dość często, raczej rzadko się udzielam (w zasadzie musiałam przypomnieć sobie hasło i nazwę użytkownika... chociaż podejrzewałam, że pisałam kiedyś jakieś posty a tu niespodzianka - zero postów i wiadomości).

 

Za 3 tygodnie planuję lot samolotem, w związku z czym zaczęłam się już denerwować i szukać w necie info. Oczywiście większość postów i artykułów znam prawie na pamięć, bo od kiedy mam nerwicę często o tym czytałam, szczególnie często przed lotami.

 

Oczywiście jak większość z nas, gdy byłam młodsza nie bałam się niczego. Przed "nerwicą" - używam cudzysłowu, bo diagnozy nigdy takiej nie usłyszałam, ale też nie poszukiwałam za bardzo - latałam 4 razy do USA i z powrotem, czyli 4 loty po ponad 10 godzin. W tym jeden lot całkiem sama, bez nikogo znajomego. Wszystko było fajnie, cieszyłam się itp.

 

Później pojawiły się ataki paniki w codziennych sytuacjach, no więc pierwszy lot od tego czasu (krótki, do Hiszpanii) był dużym stresem, leciałam z chłopakiem i jeszcze jedną znajomą parką, z powrotem również - jakoś to przeżyłam. Generalnie w tym okresie czasu z moimi atakami paniki było już lepiej. Teraz w sumie nie miewam ich wcale :)

Rok później (wakacje 2014) wybrałam się z chłopakiem na Cypr. Lotem stresowałam się dużo wcześniej więc zaopatrzyłam się w Hydro (ogólnie nie biorę leków i raczej nie chcę, zwłaszcza że ataków już nie mam, lęk jakiś czuję ciągle, ale w sumie nie narzekam... jest na prawdę okej, natomiast w okresie apogeum gdy ataki paniki miałam 3 sekundy po wejściu do tramwaju, w domu, na wykładzie, jakieś 100 razy dziennie - nie było mowy w ogóle o samolocie, wtedy pół godziny samochodem ze znajomą osobą wprawiała mnie w przerażenie). Lot na Cypr skończył się tym, że przespałam 2 z 3 godzin, chociaż oczywiście w momencie startu myślałam, że umrę. Obudziłam się, było piękne słońce, wiedziałam że już pozostało mi mniej niż połowa lotu, cieszyłam się że przespałam najgorszy okres, było super. Było mi nawet dobrze. Aha, przypadkiem dostaliśmy miejsce przy skrzydle a więc dość dużo miejsca na nogi itp.

 

Powrotna podróż była straszna. Lecieliśmy wieczorem, było już ciemno. Pani na lotnisku rozdzieliła mnie i chłopaka (zorientowaliśmy się przy wchodzeniu na pokład) i siedziałam za nim - nie mogłam się więc przytulić i zamknąć oczu itp. Moja sąsiadka niestety nie chciała się zamienić miejscem (swoją drogą straszna współpasażerka, ale to nic...). Wzięłam 2x więcej Hydro niż w tamtą stronę i przez 3 godziny nie zasnęłam. Miałam atak paniki przez 3 godziny. 2 litry wody wystarczyły mi na jakieś 15 minut. Tuż przed startem, gdy jeszcze samolot stał na płycie lotniska, a drzwi były otwarte, myślałam że nie wytrzymam, mówiłam chłopakowi, że ja nie dam rady i wysiądę. Problemem było to, że z Cypru nie bardzo dałoby się i tak wrócić nie podróżując samolotem... Gdy podeszłam do drzwi (otwartych, po prostu pooddychać) zobaczyło mnie 2 stewardów, byli zdziwieni, patrzyli to na siebie to na mnie, co wprawiło mnie już w totalne przerażenie... Wyglądali jakby pierwszy raz w życiu widzieli bojącego się człowieka... Gdy na ich pytanie "a co się dzieje?" odpowiedziałam, że po prostu bardzo boję się latać, oni powiedzieli, że spokojnie, mają na pokładzie alkohol. Dla mnie alkohol jest kolejnym stresorem - gdybym się napiła, chyba już całkiem byłabym przekonana że umrę. Oczywiście nie mogli o tym wiedzieć, no ale zestresowali mnie strasznie. Przez cały lot w samolocie było ciemno, ja na zmianę wstawałam, siadałam, chodziłam do łazienki i do stewardów po wodę/herbatę, bo na zmianę było mi gorąco i lodowato. Wtedy uznałam, że nie ma nawet najmniejszej możliwości że kiedykolwiek wsiądę do samolotu. Z samolotu, po 3 godzinach paniki wysiadłam wykończona. Byłam zadowolona, że już po, ale to były najgorsze 3 godziny mojego życia.

 

Minął ponad rok (minęły kolejne wakacje - 2015 i już kolejny miesiąc). Z tamtym chłopakiem, z którym byłam i który pomagał mi się uspokoić w czasie lotu, już nie jestem, a niestety w czasie nerwicy wiele uzależniałam od tego, czy on będzie ze mną - ogólnie wszystko przychodziło mi łatwiej gdy on był ze mną. W ciągu tego roku chyba nie było dnia w którym nie pomyślałabym o locie samolotem. Przeraża mnie to, że może mnie to tak bardzo ograniczać. Chcę zwiedzać świat, a nie bać się bycia w samolocie przez jakiś tam okres czasu. Marzę żeby robić to sama, nie czekać aż ktoś będzie wiecznie trzymał mnie za rękę... Ataków paniki nie mam. Przestałam bać się biegania, pociągiem mogę jechać już chyba wszędzie, samochodem też choć autostrady mnie stresują, ale znoszę je.

 

Teraz mam wspaniałą okazję na fajny wyjazd. Wszystko składa się super - mój brat będzie w Belgii z pracy, przez co mogę tam mieszkać, oczywiście jest to znaczna redukcja kosztów itp itd. Gdy dostałam od brata zaproszenie jakieś 2 miesiące temu powiedziałam od razu że nie ma szans - nie polecę samolotem. Później nawet o tym nie myślałam, ale wiadomo - czułam w sercu żal, że nawet nie biorę tego na poważnie pod uwagę.

Niedawno poznałam wspaniałą osobę z Belgii - chłopaka - z którym bardzo chcę się zobaczyć znowu. Przyleci tutaj na pewno początkiem 2016, jednak przecież ja mogę lecieć tam w listopadzie.

Pojawiła się więc dodatkowa "motywacja" - teraz mam już trzy - odwiedzić brata, zwiedzić piękne miasto jakim jest Bruksela oraz spotkać i spędzić czas z bardzo fajną osobą :)

 

Jednak oczywiście boję się lecieć... Nie mam ataków paniki od ponad roku, w zasadzie w życiu codziennym mogłabym zapomnieć o nerwicy (no dobra, nie dałam się namówić na jakieś szalone karuzele jakiś czas temu, ale mogę bez nich żyć).

Ale pamiętam lot z Cypru, pamiętam jak było i jak się czułam. Wiem też, że poleciałabym do Belgii sama. Nie wiem czy dam radę. Fakt, że już zapomniałam jak to jest mieć atak sprawia, że moje uczucia co do wyjazdu fluktuują z godziny na godzinę... Wczoraj kładłam się spać szczęśliwa, z podjętą decyzją, że dziś bukuję bilet i po prostu polecę. Obudziłam się rano, pomyślałam o tym jako o pierwszej rzeczy po przebudzeniu i w momencie poczułam ścisk w żołądku i szybki puls. Mam za sobą cały dzień rozmyślań i wyobrażeń... już wyobrażam sobie tę puszkę do której wsiadam i panikuję, wyobrażam sobie, że tuż przed zamknięciem drzwi ja po prostu spanikowana wybiegam. A nawet jeśli nie wybiegnę, to wyobrażam sobie jak startujemy a ja zaczynam coś odwalać na pokładzie, biegać i krzyczeć, że chcę wysiąść :/

 

Ale dzisiaj miałam tez chwile gdy wyobrażałam sobie siebie zrelaksowaną itp itd. Zaczytaną w książce, ze świadomością, że za 1.5h będę w mieście, którego nigdy wcześniej nie widziałam, że spędzę wspaniałe 6 dni zwiedzania i spędzania miło czasu z ludźmi. Wiem że to tak strasznie krótko. Jednak dzisiaj cały dzień jestem zestresowana. Gdy rozmawiałam z koleżankami na uczelni i opowiadałam im co czuję, dosłownie zasychało mi w ustach, serce szalało, brzuch bolał. Nie wiem... Gdy tak patrzę na wszystkich którzy nie rozumieją co czuję, myślę że muszę to zrobić i tyle.

Zastanawiam się czy może ten lot pomoże mi przezwyciężyć taką fobię... Bo to jest fobia na 100% (paradoksalnie - studiuję psychologię i na prawdę dużo wiem z teorii nt. ataków paniki, fobii, lęków...).

Nie chcę wiecznie uciekać i wybierać "bezpieczniejszego" dla mnie samochodu, którym jedzie się ponad 10 godzin...

 

Czytałam dziś wiele art., również w j. angielskim i pomyślałam, że wydrukuję je sobie i wezmę na pokład. Nie ma w tych art. nic odkrywczego... wszystko to wiem, ale może czytanie tego w tym dokładnie momencie coś pomoże?

 

Najbardziej boję się momentu 10 min przed startem, startu i 10 min po starcie. Myślę, że dalej będzie dobrze - będę kontrolować oddech, zagadam do kogoś, będę zerkać na zegarek i patrzeć jak mija szybko czas i jak mało mi zostało.

 

Powiedzcie mi, o czym myśleć siedząc w tym samolocie i czekając aż zamkną się drzwi i nastanie ta chwila od której nie będę mogła wyjść? Bo oczywiście o to chodzi... że będę uwięziona w samolocie. Uwięziona to głupie słowo... w rzeczywistości samolot i w ogóle powstanie takiej techniki daje człowiekowi wolność - może łatwo przemieszczać się z jednego końca świata na drugi. A dla mnie to uwięzienie na jakiś czas w miejscu bez wyjścia.

 

Może ktoś z Was podpowie mi, co myśleć wtedy? Żeby nie wysiąść po prostu w ostatniej chwili. W czasie startu (podczas ostatnich lotów) czułam się dosłownie jakbym z każdym metrem wyżej umierała coraz bardziej :P To głupie. Po prostu jakby świat miał się zawalić, miałabym dostać zawału, udaru, wszystkiego tego najgorszego. Wtedy pojawia się właśnie ta myśl że muszę zaraz zacząć krzyczeć itp.

Jak najłatwiej to przetrwać? Wziąć tablet, podłączyć słuchawki i oglądać film, czytać książkę, a może nic nie robić i stanąć twarzą w twarz ze strachem?

 

Wiem, że nikt nie da mi tu rady jak pokonać fobię... Ale może jakaś praktyczna wskazówka na czym skupić myśli.

 

Pomyślałam jeszcze, że porozmawiam z kimś z mojej uczelni (jakimś prowadzącym) o tej fobii.

Nie chcę również brać hydro, bo mam z nią złe wspomnienia. Nie dość że nie zasnęłam, to chyba sprawiła że serce biło mi bardzo nierówno - możecie sobie wyobrazić jak spotęgowało to mój strach.

 

Mam nadzieję, że ktoś przeczyta mój przydługi post. Mam wrażenie, że im więcej osób będzie jakoś trzymać za mnie kciuki tym lepiej to wszystko przeżyję.

 

Buziaki :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.10.2015 o 20:29, cwhfy napisał(a):

Hej! Na początku się przedstawię, nazywam się Justyna i mam 23 lata i chyba nerwicę. Historia mojej nerwicy jest długa i nie chcę jej opowiadać w tym momencie (a też nie ma po co). Wchodzę na forum dość często, raczej rzadko się udzielam (w zasadzie musiałam przypomnieć sobie hasło i nazwę użytkownika... chociaż podejrzewałam, że pisałam kiedyś jakieś posty a tu niespodzianka - zero postów i wiadomości).

 

Za 3 tygodnie planuję lot samolotem, w związku z czym zaczęłam się już denerwować i szukać w necie info. Oczywiście większość postów i artykułów znam prawie na pamięć, bo od kiedy mam nerwicę często o tym czytałam, szczególnie często przed lotami.

 

Oczywiście jak większość z nas, gdy byłam młodsza nie bałam się niczego. Przed "nerwicą" - używam cudzysłowu, bo diagnozy nigdy takiej nie usłyszałam, ale też nie poszukiwałam za bardzo - latałam 4 razy do USA i z powrotem, czyli 4 loty po ponad 10 godzin. W tym jeden lot całkiem sama, bez nikogo znajomego. Wszystko było fajnie, cieszyłam się itp.

 

Później pojawiły się ataki paniki w codziennych sytuacjach, no więc pierwszy lot od tego czasu (krótki, do Hiszpanii) był dużym stresem, leciałam z chłopakiem i jeszcze jedną znajomą parką, z powrotem również - jakoś to przeżyłam. Generalnie w tym okresie czasu z moimi atakami paniki było już lepiej. Teraz w sumie nie miewam ich wcale :)

Rok później (wakacje 2014) wybrałam się z chłopakiem na Cypr. Lotem stresowałam się dużo wcześniej więc zaopatrzyłam się w Hydro (ogólnie nie biorę leków i raczej nie chcę, zwłaszcza że ataków już nie mam, lęk jakiś czuję ciągle, ale w sumie nie narzekam... jest na prawdę okej, natomiast w okresie apogeum gdy ataki paniki miałam 3 sekundy po wejściu do tramwaju, w domu, na wykładzie, jakieś 100 razy dziennie - nie było mowy w ogóle o samolocie, wtedy pół godziny samochodem ze znajomą osobą wprawiała mnie w przerażenie). Lot na Cypr skończył się tym, że przespałam 2 z 3 godzin, chociaż oczywiście w momencie startu myślałam, że umrę. Obudziłam się, było piękne słońce, wiedziałam że już pozostało mi mniej niż połowa lotu, cieszyłam się że przespałam najgorszy okres, było super. Było mi nawet dobrze. Aha, przypadkiem dostaliśmy miejsce przy skrzydle a więc dość dużo miejsca na nogi itp.

 

Powrotna podróż była straszna. Lecieliśmy wieczorem, było już ciemno. Pani na lotnisku rozdzieliła mnie i chłopaka (zorientowaliśmy się przy wchodzeniu na pokład) i siedziałam za nim - nie mogłam się więc przytulić i zamknąć oczu itp. Moja sąsiadka niestety nie chciała się zamienić miejscem (swoją drogą straszna współpasażerka, ale to nic...). Wzięłam 2x więcej Hydro niż w tamtą stronę i przez 3 godziny nie zasnęłam. Miałam atak paniki przez 3 godziny. 2 litry wody wystarczyły mi na jakieś 15 minut. Tuż przed startem, gdy jeszcze samolot stał na płycie lotniska, a drzwi były otwarte, myślałam że nie wytrzymam, mówiłam chłopakowi, że ja nie dam rady i wysiądę. Problemem było to, że z Cypru nie bardzo dałoby się i tak wrócić nie podróżując samolotem... Gdy podeszłam do drzwi (otwartych, po prostu pooddychać) zobaczyło mnie 2 stewardów, byli zdziwieni, patrzyli to na siebie to na mnie, co wprawiło mnie już w totalne przerażenie... Wyglądali jakby pierwszy raz w życiu widzieli bojącego się człowieka... Gdy na ich pytanie "a co się dzieje?" odpowiedziałam, że po prostu bardzo boję się latać, oni powiedzieli, że spokojnie, mają na pokładzie alkohol. Dla mnie alkohol jest kolejnym stresorem - gdybym się napiła, chyba już całkiem byłabym przekonana że umrę. Oczywiście nie mogli o tym wiedzieć, no ale zestresowali mnie strasznie. Przez cały lot w samolocie było ciemno, ja na zmianę wstawałam, siadałam, chodziłam do łazienki i do stewardów po wodę/herbatę, bo na zmianę było mi gorąco i lodowato. Wtedy uznałam, że nie ma nawet najmniejszej możliwości że kiedykolwiek wsiądę do samolotu. Z samolotu, po 3 godzinach paniki wysiadłam wykończona. Byłam zadowolona, że już po, ale to były najgorsze 3 godziny mojego życia.

 

Minął ponad rok (minęły kolejne wakacje - 2015 i już kolejny miesiąc). Z tamtym chłopakiem, z którym byłam i który pomagał mi się uspokoić w czasie lotu, już nie jestem, a niestety w czasie nerwicy wiele uzależniałam od tego, czy on będzie ze mną - ogólnie wszystko przychodziło mi łatwiej gdy on był ze mną. W ciągu tego roku chyba nie było dnia w którym nie pomyślałabym o locie samolotem. Przeraża mnie to, że może mnie to tak bardzo ograniczać. Chcę zwiedzać świat, a nie bać się bycia w samolocie przez jakiś tam okres czasu. Marzę żeby robić to sama, nie czekać aż ktoś będzie wiecznie trzymał mnie za rękę... Ataków paniki nie mam. Przestałam bać się biegania, pociągiem mogę jechać już chyba wszędzie, samochodem też choć autostrady mnie stresują, ale znoszę je.

 

Teraz mam wspaniałą okazję na fajny wyjazd. Wszystko składa się super - mój brat będzie w Belgii z pracy, przez co mogę tam mieszkać, oczywiście jest to znaczna redukcja kosztów itp itd. Gdy dostałam od brata zaproszenie jakieś 2 miesiące temu powiedziałam od razu że nie ma szans - nie polecę samolotem. Później nawet o tym nie myślałam, ale wiadomo - czułam w sercu żal, że nawet nie biorę tego na poważnie pod uwagę.

Niedawno poznałam wspaniałą osobę z Belgii - chłopaka - z którym bardzo chcę się zobaczyć znowu. Przyleci tutaj na pewno początkiem 2016, jednak przecież ja mogę lecieć tam w listopadzie.

Pojawiła się więc dodatkowa "motywacja" - teraz mam już trzy - odwiedzić brata, zwiedzić piękne miasto jakim jest Bruksela oraz spotkać i spędzić czas z bardzo fajną osobą :)

 

Jednak oczywiście boję się lecieć... Nie mam ataków paniki od ponad roku, w zasadzie w życiu codziennym mogłabym zapomnieć o nerwicy (no dobra, nie dałam się namówić na jakieś szalone karuzele jakiś czas temu, ale mogę bez nich żyć).

Ale pamiętam lot z Cypru, pamiętam jak było i jak się czułam. Wiem też, że poleciałabym do Belgii sama. Nie wiem czy dam radę. Fakt, że już zapomniałam jak to jest mieć atak sprawia, że moje uczucia co do wyjazdu fluktuują z godziny na godzinę... Wczoraj kładłam się spać szczęśliwa, z podjętą decyzją, że dziś bukuję bilet i po prostu polecę. Obudziłam się rano, pomyślałam o tym jako o pierwszej rzeczy po przebudzeniu i w momencie poczułam ścisk w żołądku i szybki puls. Mam za sobą cały dzień rozmyślań i wyobrażeń... już wyobrażam sobie tę puszkę do której wsiadam i panikuję, wyobrażam sobie, że tuż przed zamknięciem drzwi ja po prostu spanikowana wybiegam. A nawet jeśli nie wybiegnę, to wyobrażam sobie jak startujemy a ja zaczynam coś odwalać na pokładzie, biegać i krzyczeć, że chcę wysiąść :/

 

Ale dzisiaj miałam tez chwile gdy wyobrażałam sobie siebie zrelaksowaną itp itd. Zaczytaną w książce, ze świadomością, że za 1.5h będę w mieście, którego nigdy wcześniej nie widziałam, że spędzę wspaniałe 6 dni zwiedzania i spędzania miło czasu z ludźmi. Wiem że to tak strasznie krótko. Jednak dzisiaj cały dzień jestem zestresowana. Gdy rozmawiałam z koleżankami na uczelni i opowiadałam im co czuję, dosłownie zasychało mi w ustach, serce szalało, brzuch bolał. Nie wiem... Gdy tak patrzę na wszystkich którzy nie rozumieją co czuję, myślę że muszę to zrobić i tyle.

Zastanawiam się czy może ten lot pomoże mi przezwyciężyć taką fobię... Bo to jest fobia na 100% (paradoksalnie - studiuję psychologię i na prawdę dużo wiem z teorii nt. ataków paniki, fobii, lęków...).

Nie chcę wiecznie uciekać i wybierać "bezpieczniejszego" dla mnie samochodu, którym jedzie się ponad 10 godzin...

 

Czytałam dziś wiele art., również w j. angielskim i pomyślałam, że wydrukuję je sobie i wezmę na pokład. Nie ma w tych art. nic odkrywczego... wszystko to wiem, ale może czytanie tego w tym dokładnie momencie coś pomoże?

 

Najbardziej boję się momentu 10 min przed startem, startu i 10 min po starcie. Myślę, że dalej będzie dobrze - będę kontrolować oddech, zagadam do kogoś, będę zerkać na zegarek i patrzeć jak mija szybko czas i jak mało mi zostało.

 

Powiedzcie mi, o czym myśleć siedząc w tym samolocie i czekając aż zamkną się drzwi i nastanie ta chwila od której nie będę mogła wyjść? Bo oczywiście o to chodzi... że będę uwięziona w samolocie. Uwięziona to głupie słowo... w rzeczywistości samolot i w ogóle powstanie takiej techniki daje człowiekowi wolność - może łatwo przemieszczać się z jednego końca świata na drugi. A dla mnie to uwięzienie na jakiś czas w miejscu bez wyjścia.

 

Może ktoś z Was podpowie mi, co myśleć wtedy? Żeby nie wysiąść po prostu w ostatniej chwili. W czasie startu (podczas ostatnich lotów) czułam się dosłownie jakbym z każdym metrem wyżej umierała coraz bardziej :P To głupie. Po prostu jakby świat miał się zawalić, miałabym dostać zawału, udaru, wszystkiego tego najgorszego. Wtedy pojawia się właśnie ta myśl że muszę zaraz zacząć krzyczeć itp.

Jak najłatwiej to przetrwać? Wziąć tablet, podłączyć słuchawki i oglądać film, czytać książkę, a może nic nie robić i stanąć twarzą w twarz ze strachem?

 

Wiem, że nikt nie da mi tu rady jak pokonać fobię... Ale może jakaś praktyczna wskazówka na czym skupić myśli.

 

Pomyślałam jeszcze, że porozmawiam z kimś z mojej uczelni (jakimś prowadzącym) o tej fobii.

Nie chcę również brać hydro, bo mam z nią złe wspomnienia. Nie dość że nie zasnęłam, to chyba sprawiła że serce biło mi bardzo nierówno - możecie sobie wyobrazić jak spotęgowało to mój strach.

 

Mam nadzieję, że ktoś przeczyta mój przydługi post. Mam wrażenie, że im więcej osób będzie jakoś trzymać za mnie kciuki tym lepiej to wszystko przeżyję.

 

Buziaki :)

Hey, mam tak samo jak ty 🙂 jak wyglada twoja sytuacja teraz? Cos sie poprawilo? Cos pomagalo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×