Skocz do zawartości
Nerwica.com

Fobia społeczna!


Pustka

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Wszystkich

Nie zdawałem sobie sprawy, że ta choroba ma tak olbrzymi zasięg. Tak wiele ludzi i co gorsza młodych ludzi na to cierpi... to sprawia, że czuję się tym przytłoczony i smutniejszy :(

 

Ostatnio myślałem o tym (właściwie to myślę o tym prawie codziennie od wielu lat, może z małymi przerwami) i starałem sobie przypomnieć wydarzenia z mojej przeszłości, w których fobia się objawiała. Doszedłem do tego, że przypomniałem sobie parę wydarzeń z przedszkola, w których występowały jakieś lęki przed otoczeniem.

U mnie występują bardzo podobne objawy do tych, które już wielu z was tutaj na forum opisywało, czyli: obawa przed byciem w jakimś większym towarzystwie, na imprezie, gdzieś gdzie jest wiele nowych osób - spalam się kompletnie. Wrażenie totalnej paniki i chęć ucieczki gdziekolwiek. Nie było tak zawsze oczywiście, ale jest tak przeważnie.

Tak samo z trzęsącymi się rękami, kiedy miałem się podpisać albo wypełnić jakiś urzędowy formularz i na dodatek jeszcze ktoś na mnie patrzył to był koszmar...odczuwałem wtedy silny ból w potylicy - wrażenie jakbym był podłączony do prądu i tak jakby następowało jakieś przepięcie w mózgu. Moje ręce oczywiście "latały" we wszystkie strony.

 

Mam siostrę o 2 lata starszą ode mnie (ja niedawno skończyłem 29 lat), która od dziecka choruje na autyzm. Była normalnym dzieckiem, żwawym, mówiącym, śmiejącym się, aż w wieku 2 latek coś się zaczęło psuć, coraz bardziej zamykała się w sobie, zaczęły u niej występować napady paniki, strachu. Po moich narodzinach jej stan zaczął się stopniowo pogarszać... coraz większe lęki, autoagresja, krzyki - to odcisnęło duże piętno na mnie samym. Być budzonym prawie codziennie o godz. 5-6 tej przez krzyk, który "przewierca" mózg i nie móc od tego uciec. Najczęstszym powodem kłótni moich rodziców była właśnie moja siostra, po prostu wszyscy byli niesamowicie podenerwowani. Oczywiście padła też kwestia tego, żeby siostrę oddać do jakiegoś ośrodka, ale moja mama wogóle nie chciała o tym słyszeć... nie dopuszczała takiej myśli do siebie.

Przez ostatnie 2 lata myślałem, że już się polepszyło... zdecydowałem się wyjechać za granicę. Muszę powiedzieć, że było to na początku przynajmniej bardzo stresujące, ale jakoś sobie radziłem biorąc tabletki (głównie lorafen i clonazepam). Wiedziałem, że tak będzie, że będę zmuszony brać tabletki, które notabene biorę już kilka ładnych lat. Na miejscu jednak było w porządku, fobia pozostała, ale już w znacznie zmniejszonej postaci. Jednak przyszedł taki moment kilka miesięcy temu, że przez kilka dni nie mogłem zasnąć prawie - miałem taki mętlik w głowie, przez myśli i nie pomagało nawet branie kilku tabletek nasennych. W tamtym czasie minęło już kilka miesięcy od momentu zerwania z moją dziewczyną. Spędziłem sam święta i Nowy Rok w domu, bo moi wspólokatorzy wyjechali na 3 tyg. i jeszcze ta doliniarska pogoda w Irlandii ... I pewnego dnia po kolejnej nieprzespanej nocy stwierdziłem, że już dłużej nie wytrzymam, nie miałem sił iść do pracy (zresztą bałem się, że w takim stanie mogę jeszcze spowodować jakiś wypadek). I zrobiłem to co wtedy wydawało mi się po prostu nieoddzowne "uciekłem" tzn. zwolniłem się z pracy i wróciłem do kraju. W sumie najgorsza rzecz jaką mogłem zrobić tak teraz to oceniam, ale wtedy... chyba nie miałem sił.

Teraz od kilku miesięcy nie pracuję... byłem u lekarza i poddał mi myśl, żeby odstawić leki całkowicie. Poszedłem na 1,5 tyg. do placówki odwykowej i jak wróciłem to się zaczęło... Leki zastępcze, które brałem powodowały u mnie takie objawy jak: straszne zawroty głowy, czasami brak czucia, tzn. bardzo zmniejszona wrażliwość na ból w ciele, ogólnie porażka. Teraz czuję się jeszcze gorzej, bo lęki i napady paniki (strachu) wróciły... Po prostu muszę się zmuszać, żeby cokolwiek zrobić... najchętniej to bym się położył i spał cały czas.

Czuję jednak, że będę musiał wrócić do tych tabletek, bo wtedy przynajmniej jakoś mogłem żyć, miałem jakąś chęć do życia, cieszyło mnie wiele rzeczy, a teraz prawdę mówiąc nic mnie nie cieszy, świat wydaje się jakby za mgłą, taki "ciemniejszy". Totalny brak koncentracji, zaniki pamięci to sprawia, że czuję się jak zupełnie inny człowiek w bardzo negatywnym odczuciu.

 

ufff... Rozpisałem się niemiłosiernie, może mi wybaczycie ;) ... opowiadałem to kilku lekarzom psychiatrom i psychoterapeutom, ale po wysłuchaniu mnie mieli do powiedzenia tylko jedno: że muszę walczyć no i sam sobie z tym dać radę. Niestety lekarze nigdy nie przechodzili przez to więc niestety nigdy tego nie zrozumieją.

Chyba najbardziej doskwiera mi samotność i brak zrozumienia (co prawda na moich rodziców zawsze mogłem liczyć, ale mam wyrzuty sumienia, że w tym wieku jeszcze jestem dla nich problemem i kolejna myśl nakręcająca mnie negatywnie).

Pozdrawiam Wszystkich walczących i sorka za ten przydługawy tekst :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Walcz, daj sobie radę, ble ble ble... Tak może powiedzieć każdy. Słuchaj, musisz wrócić do tych leków, skoro coś ci dawały... Może się uzależniłeś, może nie, ale jak odstawiać to powoli...

 

Właściwie nie wiem co powiedzieć, powiedziałem tylko co ja bym zrobił... Powodzenia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu masakra :cry:

Chcę się spotykać z ludźmi a nie mogę, zaraz objawy somatyczne ale to pikuś w stosunku do tego że nie mogę nic wyksztusić, zero dialogu, a gadać z milczkiem się nie da :cry:

Wszyscy tutaj mają lęki i doły ale każdy ma jakichś znajomych lub co najmniej jedną osobę z którą może nawiązać dialog, a u mnie dialog to zjawisko nader rzadkie i nie umiem sobie z tym poradzić, czuję się jak osoba opóźniona w rozwoju i jak tępak.

Jestem bezradna nie wiem co robić tak bardzo chciałabym mieć jakichś znajomych a tak życie to jedna wielka pustka i osamotnienie nie do wytrzymania.

Fobia społeczna plus osobowośc unikająca to mieszanka nie do zdarcia. Wizyty u psychologa nie zmienią milczka w gadułę, tu chyba pomoże tylko przeszczep mózgu. Nie chcę byc taka ale osobowości nie da się zmienić. Takich ludzi się nienawidzi :cry: Już dłuzej tego nie wytrzymam!!!!!!

Help...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu masakra :cry:

Chcę się spotykać z ludźmi a nie mogę, zaraz objawy somatyczne ale to pikuś w stosunku do tego że nie mogę nic wyksztusić, zero dialogu, a gadać z milczkiem się nie da :cry:

Wszyscy tutaj mają lęki i doły ale każdy ma jakichś znajomych lub co najmniej jedną osobę z którą może nawiązać dialog, a u mnie dialog to zjawisko nader rzadkie i nie umiem sobie z tym poradzić, czuję się jak osoba opóźniona w rozwoju i jak tępak.

Jestem bezradna nie wiem co robić tak bardzo chciałabym mieć jakichś znajomych a tak życie to jedna wielka pustka i osamotnienie nie do wytrzymania.

Fobia społeczna plus osobowośc unikająca to mieszanka nie do zdarcia. Wizyty u psychologa nie zmienią milczka w gadułę, tu chyba pomoże tylko przeszczep mózgu. Nie chcę byc taka ale osobowości nie da się zmienić. Takich ludzi się nienawidzi :cry: Już dłuzej tego nie wytrzymam!!!!!!

Help...

Mam bardzo podobnie o ile nie tak samo. Naprawdę. Mam cholerną potrzebę spotkania z ludźmi , nawiązania z kimś bliższego kontaktu ale te pie..e lęki całkowicie mi to uniemożliwiają. Co z tego że pcham się na siłe do ludzi , czasami wydaje mi się że dam radę jak jak przyjdzie co do czego zamieniam się w milczka bojącego się odezwać, powiedzieć cokolwiek.

Mylisz sie jednak co do tego że osobowości nie da się zmienić. Od tego jest właśnie terapia. Jasne że nie staniesz się nagle duszą towarzystwa, ale zmiany można poczynić na odpowiednim poziomie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mylisz sie jednak co do tego że osobowości nie da się zmienić

 

Niedawno lekarz się wypowiadał w tv że osobowości nie da się zmienić. Sama nie wiem co o tym myśleć :(

najlepiej wogóle nie myśleć to mi jeszcze jako tako wychodzi :P

Przez to cholerstwo nie mogę znaleźć żadnej pracy ani znajomych. Ehh żyć się nie chce...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie jak wy. Czemu nie potrafimy sobie z tym poradzić? Przecież to tylko inni ludzie, jak ja jak ty. Ostatnio zaczęłam się spotykać z przyjaciółką i chodzimy na spacery. Przy niej czuję się bezpiecznie, staram się traktować innych jak powietrze, niech będziemy tylko my, ja i ona. Ostatnio najbardziej mnie denerwuje taka sytuacja: Idziesz do sklepu i oglądasz ubrania. Podchodzi do ciebie pani i pyta czy w czymś pomóc. Jak ja nie cierpię tego momentu! Nie wiem dlaczego, może to dziwne, ale, jak sprzedawca podchodzi i pyta, to zaraz tracę ochotę na oglądanie, zaczynam odczuwać lęk i niepewność oraz mam ochotę wyjść już ze sklepu (oczywiście sama nie chodzę, dlatego nie uciekam ze sklepu, bo mnie osoba towarzysząca zatrzyma, że tak powiem). Może to innych śmieszy, że taka duża dziewczyna chodzi z mamusią, ale jeśli mam iść sama, to wolę z nią. Po prostu jak idę z kimś, czuję się pewniej, zawsze mogę coś powiedzieć. Natomiast idąc sama, nie wiem co ze sobą zrobić (w sensie, że nie wiem co zrobić z rekami, czy machać, czy unieść, czy drapać się po głowie :smile: ), wydaje mi się, że każdy się na mnie patrzy, ale złowrogo. Czasem myślę, czemu wszędzie jest tak dużo ludzi? Dzisiaj np. musiałam iść do Auchanu (marketu). Ile ludzi tam było :evil: . Po pewnym czasie zaczęłam się denerwować, chciałam wreszcie wyjść! Zrobiłam się nerwowa i myślałam tylko o tym, aby się stamtąd wydostać. Staram się, ale ile trzeba się namęczyć. Robię już postępy, potrafię załatwić niektóre sprawy, np. złożyć reklamację (kiedyś byłoby to niemożliwe, ktoś inny musiałby za mnie mówić).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotniczka - wiele osób by dużo dało za to by spędzać czas razem z kimś kto nie kłapie bez przerwy buzią :)

 

Ja też nie mam bardzo z kim pogadać. Może poprostu spotkaj się z kimś i tak sobie razem pomilczcie. Nie czuj się zobowiązana do prowadzenia dialogu. Ja akurat niestety z tych bardziej gadatliwych. Ale chętnie bym z kimś kto nie za bardzo chce mówić posiedział razem. Może znajdziesz kogoś ze swoich okolic na forum?

 

Przecież nie musisz trajkotać z koleżankami jak na parodiujących to filmach?

 

samotniczka, anonimowa - jesteście ze Śląska. Może jeszcze gdzieś niedaleko siebie mieszkacie? Może się spotkacie? Ja też bym chętnie się spotkał - ale jestem daleko, daleko...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gadać z milczkiem się nie da :cry:

Nie zakładaj tak, dopóki nie spróbujesz. Ja lubię słuchać, ale jak mi się załączy monolog, to mogę i pół godziny gadać przechodząc z tematu na temat :) Dużo jest ludzi, którzy czasami lubią się wygadać, fajnie jest jak jest ktoś kto z chęcią posłucha.

 

Dwoje milczków się nie dogada, tak samo jak dwie gaduły. Po prostu trzeba się zgrać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mi się wydaje że bycie 'milczkiem' to kwestia podejścia. Zawsze coś człowiek zaobserwuje, wysnuje opinię, o czymś myśli w taki czy inny sposób, wystarczy chcieć się otworzyć i nie myśleć, że jest się zbyt mało interesującą osobą dla kogoś albo mówi się na mało interesujący temat (takie myślenie u mnie kiedyś kończyło się tym, że w dużej grupie towarzystwa siedziałem i słuchałem i nic więcej). Grunt to znaleźć chociaż jedną osobę, z którą znajdzie się wspólny temat, to niewielka trudność a bardzo wiele da, bo potem większość z was się nie obejrzy a problemy znikną (nie skupiajcie się na problemie, tylko na rozmowie). A i ktoś mądrze powiedział, że pomilczeć też chwilę można, nikt za to nie zabije, ponoć mowa srebrem, a milczenie złotem, to wszystko ludzkie i normalne. Tak samo jak i to że czasami nie chcecie nic do nikogo mówić, oby tylko to nie trwało wieczność ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Nie wiem czy piszę w dobrym dziale, ale co tam. Często mam takie uczucie że jeśli ktoś chce się ze mną spotkać czy zaprasza na imprezę to ja zaraz robie się podejżliwy. Chodzi o to że mam takie wrażenie jakby ci ludzie chcieli się ze mną spotkać tylko po to żeby się troche ze mnie ponabijać. Mam też wrażenie że oni wiedzą że jestem troche słabszy psychicznie od nich i będą chcieli to wykożystać... Ludzie których znam są dość rozrywkowi, wszyscy są wygadani, jest troche imprezowiczy ja jestem chyba najspokojnieszy;) Mimo tego że znam ich od kilku lat to ciągle mam takie odczcucia. Za swoimi dawnymi znajomymi straciłem troche kontakt, każdy mieszka teraz w innym mieście i nie ma jak sie spotkać. Z nimi chyba czułem się lepiej ale już wtedy też miałem czasami takie uczucie. Odczuwacie też takie coś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja mam coś takiego, ze jak z kimś rozmawiam, to od razu myślę, ze on na pewno nie chce ze mną rozmawiać i tylko z uprzejmości ze mną gada:( a ludzi już nawet wkurza ze tak myślę i mówię, ale ja nie dam rady tak nie myśleć;> strasznie to upierdliwe... ;>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wczoraj o mały włos nie pokłuciłam się z mężem chodziło mu żebyśy spędzili weekend z jego kolegom którego tylko raz widziałam i jego żonom,ale oczywiście ja dzikus totalny wole unikać takich spotkań i się nie zgodziłam na to on że ja jestem odlódkiem i dziwna jakaś,mąż wie o mojej nerwicy ale on nie rozumie co to jest fobia społeczna nie potrafie mu tego jakoś wytłumaczyć niewiem czuje się żeczywiście jak bym była chora psychicznie przecież tak się nie da żyć unikając wszystkich chce mi się po prostu ryczeć,jeszcze mam to cholerne poczucie winy jak mi ktoś coś powie na mój temat to nie moge przestać o tym myśleć nie potrafie już tak żyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Mam dość nietypowy problem. tzn. wydaje mi się że jest dość nietypowy.

Może zacznę od początku. już od kilku lat leczę się na nerwice, biorę psychotropy mam terapie ale to mi chyba nie pomaga, boje się wychodzić z domu(po prawdzie to już w ogóle nie wychodzę)- ale na tym forum chyba dość częste, no ale chodzi mi o coś innego. mam problemy z .. myśleniem chyba tzn. z przekładaniem myśli na papier(nieźle się namęczyłem choćby z pisaniem tego posta).czuje jakieś wewnętrzne blokady, chociaż jeszcze chwile wcześniej wszystko co chciałem napisać mam w głowie - pewnie mógłbym to nawet wyrecytować ale... no właśnie, kiedy przychodzi już ten moment kiedy muszę coś napisać zatykam się po prostu, zwalniam. tyle myśli skojarzeń wije się w mojej głowie, zamiast zastanawiać się nad treścią myślę o tym żeby nie napisać czegoś głupiego:/

jak już mówiłem nawet z napisaniem tego posta był problem. Mam już 17 lat ale czuje się jak jakiś analfabeta. Już nawet postanowiłem coś z tym zrobić, codziennie przez godzinę czytam książki, ale nie czuje specjalnej poprawy. Myśląc wcześniej o tym co napisze wszystko wydaje się okey, ale kiedy zaczynam pisać coś mi zwalnia... nie mam problemów z nauką, raczej z koncentracją,nigdy nie byłem jakimś osłem ale teraz przez ten mój"analfabetyzm" tak właśnie się czuje:/

 

nie wiem. może mam to wrodzone albo to przez tą samotność, brak kontaktu z ludźmi itd.:/

 

macie może... jakieś rady?

 

pozdrowienia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja wcześniej jak pisałam jakieś wypowiedzi na forum, albo na internecie, to sprawdzałam tysiac razy czy nie napisałam czegos głupiego, i czy może napisać inaczej (chociaż ty masz chyba inny problem) w każdym razie rozwiazałam to tak, ze mówiłam sobie półgłosem powoli to co chce powiedzieć i od razu to pisałam;) moze dobrze by ci zrobiło pisać sobie jakieś wypracowania na komputerze, albo coś takiego?? trening czyni mistrza;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no to według mnie rada na to jest taka - musisz po prostu poćwiczyć;) spróbuj sobie mówić na głos i równocześnie pisać, moze podziała ;) tylko bez zastanawiania ;>

 

swoją drogą, to bardzo źle ze cały czas siedzisz w domu... wiem zę jest ciężko się przełamać, ale spróbuj chociaż czasami gdzieś wyjśc do ludzi...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

emo, miałem coś takiego albo co najmniej podobnego, pamiętam jeszcze sytuację kiedy zostałem wyciągnięty w gimnazjum do odpowiedzi na matmie, nauczycielka mi zadała banalne pytania, mnie coś zatkało i nie mogłem pozbierać myśli. Dostałem 2. Potem na koniec roku w dzienniku 12 piątek i jedna dwója :lol: (na szczęście przy odpowiedzi byłem tylko raz). Pomogło wychodzenie do ludzi, kontakt na forum, ogólnie coraz więcej pisania i gadania. Człowiek nabiera pewności siebie. To bardzo pomaga.

BTW. przeniosłem cię do fobii społecznej - myślę że tu jest więcej wypowiedzi na podobne kwestie więc warto poczytać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam czasem problem z pisaniem, nie wiem co napisać, zastanawiam się długo, potem sprawdzam czy dobrze napisałam (błędy ort. składnia, styl). Poza tym wydaje mi się, że piszę mało inteligentnie. Czytając różne wypowiedzi wnioskuję, że dana osoba jest wykształcona i ma bogaty zasób słownictwa. O sobie zaś myślę, że piszę bezsensownie... Drugim problemem, który mnie martwi, to taki, że zapominam różne słowa, co może wnioskować o moim ubogim zasobie słownictwa. Np. koleżanka napisała, że nie jest elokwentna, a ja zapomniałam co to znaczy, dlatego szybko wpisałam słowo w wyszukiwarce. Jakiś czas temu nagle przyszło mi do głowy słowo "pruderyjny". Znowu sięgnęłam do Internetu. Tracę rozum. Ogólnie uważam się za mało inteligentną osobę. Uważam innych za mądrzejszych ode mnie. Od czwartej klasy miałam świadectwo z paskiem i jak na razie (a właśnie będę już w II klasie LO) nadal przynoszę ten świstek z czerwonym paseczkiem. Mimo tego jestem nieusatysfakcjonowana moimi wynikami, uważam, że na to nie zasługuję. Jestem samokrytyczna, ale nie krytykuję innych ludzi, tylko siebie, wciąż i wciąż o wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tamten post pisałam z 10 minut, tak na marginesie, ale chciałam jeszcze o czym innym napisać. Otóż, od jakiegoś czasu (przez miesiąc wychodziłam tylko po zakupy) zaczęłam wychodzić z koleżanką na spacer. Wychodzimy wieczorem, a wieczorem, gdy sobie tak spacerujemy te myśli mnie dopadają. Ale jakie myśli? Gdy tak idziemy, w mojej głowie zaczyna się tworzyć scenariusz: Idziemy sobie spokojnie chodnikiem. Rozmawiamy. Nagle podjeżdża do nas samochód. Wychodzą z niego mężczyźni i nas atakują. Koleżance udaje się uciec, ale mnie niestety nie. Porywają mnie do samochodu, nie mogę sie wydostać...

Takie idiotyczne myśli przychodzą mi do głowy, że ktoś mnie zaatakuje, porwie, poderżnie mi gardło etc.

Czasem nawet, jak siedzę sobie spokojnie, to nagle takie myśli przychodzą... Skąd to się bierze? Jakbym za dużo kryminałów oglądała/czytała. Czy ktoś ma podobne myśli?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×