Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

fobik90, pracę masz, może weź lepiej wynajmij jakiś pokój w mieszkaniu z innymi ludźmi na spółkę. Bliżej pracy z jakimis studentami, przyjezdnymi czy coś. Przynajmniej na pewno współlokatorzy nie będą ci po śmietnikach grzebać, a komfort psychiczny będzie warty, tego, że trochę drożej wychodzi niż mieszkać z rodzicami.

 

Chociaż jak jeździsz do pracy autem to na paliwie trochę oszczędzisz. W każdym razie jak bym jak najszybciej się wyniósł. Szkoda zdrowia, już lepiej lekko głodować od pierwszego to pierwszego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fobik90, pracę masz, może weź lepiej wynajmij jakiś pokój w mieszkaniu z innymi ludźmi na spółkę. Bliżej pracy z jakimis studentami, przyjezdnymi czy coś. Przynajmniej na pewno współlokatorzy nie będą ci po śmietnikach grzebać, a komfort psychiczny będzie warty, tego, że trochę drożej wychodzi niż mieszkać z rodzicami.

 

Chociaż jak jeździsz do pracy autem to na paliwie trochę oszczędzisz. W każdym razie jak bym jak najszybciej się wyniósł. Szkoda zdrowia, już lepiej lekko głodować od pierwszego to pierwszego.

 

Nie mam pracy, nie mam auta, nie mam pieniędzy. Do szkoły(studia) dojeżdżam busem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziwna sprawa.... "Koleguję" się z pewną panią gdy gadamy w cztery oczy jest niby ok a nawet bardziej niż ok. Jest dla mnie bardzo miła aż za bardzo ale przez telefon lub skype już są jakieś zgrzyty. W sensie ona ma jakieś dziwne fazy i robi aferę z byle powodu... Wkurvia już mnie to strasznie. Chora sytuacja :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rodzina mnie gnoi. Matka nie chce mi dać pieniędzy na powrót na studia do Warszawy, bo twierdzi, że sobie nie poradzę. Miałbym niby studiować gdzieś bliżej/w rodzinnym mieście. Super. Tylko po co chodzę do psychiatry i psychologa, skoro i tak sobie nie poradzę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rodzina mnie gnoi. Matka nie chce mi dać pieniędzy na powrót na studia do Warszawy, bo twierdzi, że sobie nie poradzę. Miałbym niby studiować gdzieś bliżej/w rodzinnym mieście. Super. Tylko po co chodzę do psychiatry i psychologa, skoro i tak sobie nie poradzę?

 

Może ona ma na myśli, że nie poradzisz sobie na studiach z dala od domu, za to blisko - tak?

 

-- 05 cze 2014, 19:30 --

 

Poza tym myslę, że warto byłoby podagać z psychoterapeutą, żeby parę minut poświęcił matce i uświadomił jej, że gadaniem: "nie dasz rady" nie pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem tu zupełnie nowa. zaczęły mi się ostatnio pojawiać myśli, że mogę mieć depresję. z drugiej strony boję się wyjść na hipochondyczkę, która wmawia sobie że ma zaburzenia psychiczne, a po prostu powinna wziąć się w garść.

 

Skrótem, moja sytuacja wygląda następująco:

 

Mam 19 lat. Rok temu wyjechałam z domu na studia do Wielkiej Brytanii, które okazały się koszmarem. Ledwo daję radę, każdy egzamin to katorga, do tego nazbierałam już kilka poprawek. Jeśli je obleję, wylatuję. Wtedy czeka mnie powrót do domu i studia w Polsce. Nie wyobrażam sobie takiej porażki, tyle lat ciężkiej pracy żeby wyjechać na studia, a teraz nagle powrót? Nie wyobrażam sobie przyznać się do porażki wśród znajomych, rodziny; zastanawiam się jak będę to tłumaczyć, jaką historię wymyślę...WYliczam znajomych, przed którymi będe musiała się przyznac do porażki. I do tego, brak mi motywacji. Nie potrafię usiąść i się nauczyć porządnie, (kiedy jeszcze rok temu zakuwałam po nocach do matury). Robię zadania przez 20 minut i dopada mnie atak płaczu, gromadzą mi się negatywne myśli o tym jak czarno będzie wyglądać moja przyszłość. Uczę się w bibliotece, ale wracam do domu położyć się, odpocząć, pooddychać. Przez ciągły płacz nie mam szans się efektywnie uczyć. Nawet jeśli zostanę tutaj na studiach, też będzie do niczego- nie podoba mi się tu, jestem nieszczęśliwa. Do tego, mój chłopak wraca do Krakowa, skąd ja też pochodzę, także moje życie tutaj nie wydaje się być zbyt kolorowe.

Nie potrafię wziąć się do pracy, choć wiem że powinnam. Wizja jeszcze miesiąca ciężkiej pracy i 4 poważnych egzaminów, zamiast mnie motywować, zupełnie mnie rozwala. Do tego, próbuję chodzić tu do psychologa, ale kontakt po angielsku jest bardzo trudny - nie da się wszystkiego wyrazić w obcym języku. Zaczęłam sięgać po alkohol, miewam wieczory kiedy wracam do domu, padam na łóżko i ryczę, szlocham, robię sobie drinka, siedzę 2h, jak już poczuję się senna (przez alkohol) to kładę się spać. Czasem, jak policzę, popijam coś właściwie codziennie. Chłopak o tym nic nie wie, bo wściekłby się gdyby się dowiedział ze piję w samotności. Nie chce mi się imprezować, odrzuca mnie myśl o długiej zabawie wśród znajomych, wolę być sama albo tylko z chłopakiem. Spotkania ze znajomymi raczej odrzucam (choć jak już się zmuszę, jest ok). Ranne wstawanie jest koszmarne, mimo że sypiam po 7-8 godzin ! Jestem bardzo nerwową osobą, miewam ataki wściekłości, wtedy trzaskam drzwiami, rzucam przedmiotami po całym pokoju, rwę włosy z głowy, walę głową o ścianę aż zaczynam mieć zawroty. Gdy byłam młodsza (13-15lat) leczyłam się na stany lękowe. One powracają, oczywiście w innej formie - teraz boję się o przyszłość , o mój związek, miewam zupełnie irracjonalne myśli (że jestem zdradzana , okłamywana, mimo że w życiu nic takiego się nie wydarzyło...). Ale moje niesamowicie niskie poczucie własnej wartości to powoduje, czuję się mała jak ziarnko piasku, wstydzę się czegoś "chcieć od życia" bo mam wrażenie że na to nie zasługuję. Że zasługuję na karę, za to że obleję studia i marnuję pieniądze rodziców, że jestem bezwartościowa. Winię się za wszelkie problemy, konflikty które mnie spotykają. Mam wyrzuty sumienia że obarczam mojego chłopaka problemami i boję się, że on nie będzie chciał być z beksą. Nigdy mi tego nie powiedział, ale lęki są obecne i tak...

Najbardziej boli mnie bezradność i ciągłe poczucie beznadziei, nie widzę nic pozytywnego w mojej przyszłości.

 

Gdyby ktoś zmusił się do przeczytania mojego mega długiego i nudnego postu (brzmię trochę jak rozkapryszona nastolatka....) to będę wdzięczna za odpowiedź, bo już nie wiem gdzie szukać pomocy !!!!!! Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ruda2094, ja powiem Tobie, że raz zawaliłem studia, głupio było mi się przyznać i wstydziłem się tej porażki.

 

Teraz po wielu latach wiem, że wszyscy mają to gdzieś. Większość znajomych z liceum (bardzo ambitnych zresztą) albo zmieniała studia kilka razy albo miała 2-3 repety. Z osób które znam i osiągnęły znaczny życiowy sukces po studiach też jest kilka przypadków co studia zmieniało bo nie dawało rady lub to nie było to. Potencjalnego pracodawcę też to nie obchodzi o ile masz jakąś praktykę zawodową, jego ze studiów obchodzi tylko ukończony kierunek ewentualnie specjalizacja a nie jak długo go kończyłaś. To czy uczelnia była czegokolwiek warta i tak zweryfikuje na rozmowie kwalifikacyjnej.

 

Dorosłą, odważną i rozsądną decyzją jest wiedzieć kiedy szło się w złym kierunku, wrócić do rozdroża i wybrać inną ścieżkę a nie uparcie pędzić tą, która wiadomo, że jest zła*. Człowiek czasem robi błędy, trzeba się do nich przyznać, wyciągnąć wnioski i podjąć na ich podstawie nowe lepsze działania. Brzmi może banalnie ale tak jest.

 

Próbowałaś, to jest najważniejsze. A to, że się nie udało się zdarza. Ważne, że dałaś z siebie wszystko. Lepiej próbować sił gdzie indziej w czym innym, jeżeli wiesz, że to nie to.

 

*jest taki ładny angielski termin "sunk costs fallacy". W skrócie oznacza on mechanizm rozumowania dotyczący zatopionych w czymś kosztów. Ludzie mają tendencję do zatapiani większej ilości pieniędzy czy czasu w czymś w czym już to zatopili, pomimo tego, że po dokonaniu racjonalnej analizy lepszym rozwiązaniem byłoby pozbyć się tego czegoś i sprawić sobie nowe. To może być wieczne naprawianie starego samochodu zamiast zezłomowanie starego i kupno nowego co byłoby tańsze niż suma kosztu napraw dokonanych na starym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może ona ma na myśli, że nie poradzisz sobie na studiach z dala od domu, za to blisko - tak?

 

-- 05 cze 2014, 19:30 --

 

Poza tym myslę, że warto byłoby podagać z psychoterapeutą, żeby parę minut poświęcił matce i uświadomił jej, że gadaniem: "nie dasz rady" nie pomaga.

 

Tak, właśnie o to im chodzi. Bo jak blisko, to bym niby na weekendy przyjeżdżał i jadł pyszną zupkę mamusi, żeby synek nie umarł z głodu (60 kg to mało?!). To brzmi jak "jesteś żałosny" dla mnie.

 

Akurat 11. czerwca idę do psychoterapeutki. I choć to raczej nie ta szkoła na takie gadanie (CBT), to jednak będę mógł się wyżalić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×