Skocz do zawartości
Nerwica.com

Benzodiazepiny - Moja walka z uzależnieniem i odstawieniem


gosia hd

Rekomendowane odpowiedzi

Ryfka, wielkie gratulacje. zazdroszczę jak cholera. ze mną gorzej. problemy osobiste nasiliły sie okropnie,zaczynam odczuwać potrzebę brania coraz większych dawek. wpadam coraz bardziej,czuję to. nic nie idzie ku lepszemu a ja nie maminnej alternatywy jak tylko wziąść klona...a najgorsze jest to,że nigdy nie wiem po jakiej dawce mi się poprawi a po jakiej wpadnę w mega dół. poj...ebane to wszystko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

scarlett33, Dzięki! Jesteś uzależniona i zawsze będziesz wynajdywać jakiś powód żeby wziąść to cudo jakim jest clonazepam. Szkoda mi Cię dziewczyno ale dotąd dokąd nieodstawisz tego gówna to będziesz nieszczęśliwa. Spróbuj to odstawić po ćwiartce co 2 tygodnie i później już wcale niebrać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przemek_44, A nie uważasz, że benzodiazepiny to takie same gówno jak SSRI? Znasz te strone? :arrow:http://toxicantidepressants.fr/polish/wprowadzenie/wprowadzenie.php

Nie miales uzaleznienia od tego drugiego? Bo ja tak. Nie wiem, może to zależy od wrażliwości danego organizmu i od tego jak traktuje leki. U mnie pełnią rolę (podobno) bardziej "towarzysza zycia", czegos, co daje poczucie bezpieczeństwa i nie ważne jaka to będzie grupa lekow. Coś zawsze musi mnie trzymać. Wystarczy minimalna dawka.

Może dlatego nie ma dla mnie znaczenia czy to benzo czy antydepry. W obydwu przypadkach uzaleznienie psychiczne.. a moze chodzi tez o cos innego

 

ala1983 Nie, nie znałem do tej pory, ale dzięki, dodałem sobie stronkę do swoich zakładek i poczytam w wolnej chwili! :) Póki co powiem szczerze,że na ten moment nie mam jakiejś wielkiej wiedzy na temat antydepresantów i ich toksyczności na organizm i jego narządy, poza tym, że łykałem je już chyba wszystkie z grupy SSRI (nietylko) + 1 inhibitor MAO..Lecz w temacie uzależnienia i związanych z nim typowych konsekwencji nie uważam, przynajmniej na ten moment, że SSRI to TAKIE SAMO gówno jak benzo-, choć jakiś rodzaj "gówienka" na pewno, albo inaczej..., ten rodzaj gówna nie śmierdzi aż tak, jak benzodiazepiny! :)..ale o tym zaraz napiszę.

 

Ty natomiast poruszyłaś moim zdaniem tutaj bardzo ważną rzecz!! wg mnie może nawet najistotniejszą w tym całym uzależnieniu od leków! Rzecz, która składa się na tą część uzależnienia, którą nazywa się "uzależnieniem psychicznym", a które ja ,biorąc pod uwagę swoje własne doświadczenia i to co teraz wiem uważam za najtrudniejszą rzecz do "ogarnięcia"

 

Wiadomo, że uzależnienie fizyczne, przeżycie objawów odstawiennych, szczególnie w przypadku wysokich dawek branych latami stanowi wielki problem, ale jest to do przeżycia jak grypa, czy zapalenie płuc, z wysoką gorączką, potami, dreszczami, itp każdy był kiedyś chory, każdy jakoś przemęczył (w przyp. benzo wszystko zależy moim zd. od tempa "odstawki"), ale nauka samodzielnego życia, w dodatku w miarę szczęśliwego i spokojnego życia, zwłaszcza wtedy,gdy czegoś nas nie nauczono, albo źle nas nauczono, w głowie mamy np pełno "śmieci", czyli dziwnych toksycznych przekonań na własny temat, i innych ludzi, zaniżoną samoocene i niskie poczucie wartości, to stanowi prawdziwy problem..

 

Wg mojej teorii, oczywiście bardzo upraszczając problem:) całe te benzodiazepiny działają na człowieka w ten sposób,że jakby przerywają "obwód"..Człowiek składa się powiedzmy z psychiki (przekonania kluczowe, myśli, wyobrażenia), z emocji i uczuć, ciała (odczucia cielesne)..i np tak

 

negatywna myśl (np przerażająca) ======== lęk, strach ======przykry cielesny objaw (przyspieszony puls i bicie serca, napięcie, skurcze mięśniowe, pocenie się, czasem potrzeba oddania moczu, mdłości, ucisk w gardle) ..

 

Wszystko to oczywiście nie jest takie czytelne jak na tym schemaciku, bo często występuje natłok, gonitwa myśl, wszystko się miesza i często ma się wrażenie że to bolesne objawy są najpierw, a nie myśli, ciężko to zatrzymać (przynajmniej ja tak miałem), aż tu nagle Clonazepam dawka 2 mg przed południem, drugie 2 mg po obiedzie, stary znany silny lek antypadaczkowy, do przerywania ataków padaczki i zapobiegania przed nimi, benzodiazepina o najsilniejszym działaniu miorelaksacyjnym ze wszystkich benzo, czyli zwiotczającym mięśnie..

 

To jak podanie narkozy, napięcie mięśniowe niema szans, całe ciało, układ mięśni szkieletowych od mięśni palców u stóp, przez nogi, uda, brzuch, przez szczęki i na powiekach kończąc zostaje "odłączone" jak wtyczka z gniazdka, a to właśnie przecież po przez napięcie mięśniowe odczuwamy najwięcej przykrych objawów podczas nerwicy, skurcz mięśni żołądka, przełyku, a jak objawy, odczucia cielesne zostają odłączone, to pozostałe ogniwa "obwodu" przestają działać, emocje ulegają ukojeniu, myśli rozmyciu i jest dobrze..

 

Cudowny lek, cudownie działa, ciężka nerwica praktycznie znika bez śladu (przynajmniej na jakiś czas), człowiek czuje się jakby powstał z martwych, problem w tym, że po jakimś czasie efektywność działania leku zwykle słabnie, ale i tak człowiek kurczowo się go trzyma jak tonący tratwy i czuje się w miarę bezpiecznie, jedni dokładają samowolnie kolejne tabletki, zwiększają dawkę, aby uzyskać taki sam efekt, inni biorą taką samą dawkę, "jadąc" być może na zakodowanym, zapamiętanym pierwszym wrażeniu silnego działania leku z początkowego okresu jego przyjmowania lub właśnie na poczuciu bezpieczeństwa, pochodzącego z świadomości posiadania przy sobie tabletki, następnie z świadomości jej zażycia, poczuciu, że po jej połknięciu jest się w jakimś stopniu "zabezpieczonym", no bo skoro przyjmuje się lek o działaniu uspokajającym, antylękowym, przepisany przez psychiatrę, to jest bezpiecznie, prawda?..

 

Tylko,że pozory mylą powiedział jeż schodząc z drucianej szczotki :)..i ten lek staje się później nieodłącznym, jak to świetnie określiła ala1983 "towarzyszem życia", często na miesiące lub lata, życiową podpórką, która dodaje odwagi, pewności siebie, staje się częścią naszej osobowości, lub np "zakleja" jakąś dziurę z dzieciństwa, która ujawnia się w dorosłym życiu pod postacią różnych lęków..

 

Uważam,że benzodiazepiny brane przez jakąś osobą regularnie, w sposób niekontrolowany przez lekarza, są niebezpieczniejsze od antydepresantów SSRI , z tego względu, że zaburzaja poważnie zdolności psychomotoryczne człowieka, takie jak refleks, zdolność koncentracji, pamięć, obniżają współczynnik inteligencji, osłabiają wydajność w pracy, powodują niekiedy senność, mogą być przyczyną wypadków samochodowych, utraty zdrowia, nie tylko swojego, ale cudzego, a przez to kłopotów z prawem, kłopotów natury moralnej..Jazda po benzo jest ponoć w Polsce (nie tylko w Polsce) karalna, inne wypadki w ruchu ulicznym lub podczas pracy na wysokości, lub przy maszynach będących w ruchu..Jest wiele innych nie korzystnych czynników, negatywne zachowania związane z rozwojem uzależnienia, koncentracja w okół zdobycia tabletek, nawet gdy bierze się niskie dawki (regularnie) to czasem może zdarzyć się sytuacja,że ich zabraknie np jakieś zaniedbanie..czytałem gdzieś kiedyś,że kobieta, wykształcona, wpadła w panikę, gdy odkryła,że niema już leków i zostawiła na parę godzin swoje kilkumiesięczne dziecko w domu, aby pobiec do lekarza, bezpieczeństwo jej dziecka spadło na ten moment na dalszy plan, niż zdobycie leków, a przecież wystarczyłby moment,aby wydarzyło się nieszczęści..Benzodiazepiny brane regularne zmieniają negatywnie osobowość, człowiek się zmienia ..Fakt,zależy jeszcze jaki lek się bierze, w jakich dawkach, ale to też być może trochę jak z marihuaną (tak podejrzewam,bo nigdy nie paliłem) niby nic, a później wymyka się z pod kontroli i szuka się mocniejszych środków..

 

Większość SSRI nie zaburza takich zdolności, można po nich jeździć samochodem, jest się też po nich sobą, moim zdaniem to nie to samo leczyć się tymi antydepresantami ,a łykać kilka Clonazepamów lub Lorafenów na dzień, kiedy chodzisz stale przyćpany i można powiedzieć, że jesteś sobą w takim samym stopniu jak nieśmiały, cichy, na codzień chłopak, który po wypiciu 0.7 l wódki chodzi po mieście pijany,drze ryja i rzuca kamieniami po oknach (celowe przerysowanie)..

 

Wiadomo jednak,że SSRI to również leki i posiadają jakieś uboczne działanie i moim zdaniem nie powinny być przepisywane na całe życie, tylko na tyle ile trzeba, jako wsparcie farmakologiczne, na okres trwania psychoterapii, jako zalecanej, głównej metody leczenia zaburzeń nerwicowych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedź. Według mojej teorii i na podstawie moich własnych przeżyć i doświadczeń nie widzę większych różnic pomiędzy SSRI a benzodiazepinami. Do tego obserwując doświadczenia innych jak również czytając różne publikacje medyczne, mogę stwierdzić jedynie, że benzo może są o "ciut" gorsze, ale niewiele.

 

Różnica najczęściej jest taka, że przy benzo zwiększa się dawkę, natomiast przy SSRI zmienia się substancje.

Porównaj chociażby stronę www.benzo.org.uk/polman/bzcha01.htm z tą, którą podałam w poście powyżej.

Można też porównać ten wątek z wątkiem "odradzam branie wszelkich leków p/depresyjnych" lub "SSRI to nieporozumienie" i jeszcze kilka innych...

 

Węcej napiszę później, bo zbieram się teraz na terapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakie to szczęście że kolejna odstawka benzo to będzie samobójstwo,

skoro jestem i tak już nie uleczalny, po tylu latach terapii i farmakoterapii

mam dosyć, mam dosyć babrania się pośród psychiatrii która tak

na prawdę jest fikcją, wszystko jest jedynie hipotezą i suchą teorią,

spotkałem w życiu około 30 lekarzy, jedynie może 5 z nich nadawało

się do współpracy, reszta jedynie mi zaszkodziła, na tyle że

kolejni psychiatrzy byli zaszokowani lub drwili z tego co robił ich

poprzednik.

 

SSRI zjebały mi życie o czym pisałem już nie raz, owszem pozwoliły

podjąć się niektórych zajęć/działań ale zabrały bezpowrotnie szczęście.

Odstawienie ich u mnie jest już niemożliwe, za późno, choć próbowałem wiele razy

i z różnymi lekarzami, lekarze stwierdzili że odstawianie tego nie ma już sensu,

różnie to argumentując.

 

Skoro ktoś jest chory to automatycznie jest uzależniony od leków,

to tak jak inwalida jest uzależniony od wózka inwalidzkiego.

Oczywiście można mu wmówić że może się czołgać, ale

to wyrządzi mu jeszcze większą krzywdę pod każdym względem.

 

Spójrzcie na ten problem bardziej po ludzku,

mój psychiatra (wicedyr. szpitala na Nowowiejskiej), każe mi się dystansować

od swoich uzależnień i zakazuje mi wchodzić na fora w takie tematy jak ten,

więc z drugiej strony robimy sobie tutaj wzajemną krzywdę, jedynie strasząc

się konsekwencjami, a co jeśli jutra nie będzie ?

 

także żryjmy SSRI i stabilizatory i bądźmy od nich uzależnieni, bo branie benzo, jest nie fair w stosunku do innych,

skoro inni nie mogą to my też nie możemy.

abstynencja od benzo gwarantuje nam przecież życie wieczne w niebie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedź. Według mojej teorii i na podstawie moich własnych przeżyć i doświadczeń nie widzę większych różnic pomiędzy SSRI a benzodiazepinami. Do tego obserwując doświadczenia innych jak również czytając różne publikacje medyczne, mogę stwierdzić jedynie, że benzo może są o "ciut" gorsze, ale niewiele.

 

Różnica najczęściej jest taka, że przy benzo zwiększa się dawkę, natomiast przy SSRI zmienia się substancje.

 

ala1983 Tutaj niestety nie mogę sie z Tobą zgodzić, choć to oczywiście moja prywatna opinia:)..Zapomniałaś o najistotniejszej różnicy, człowiek pod wpływem benzodiazepin jest po prostu nietrzeźwy! (nie mówię tu o okresie kiedy tolerancja wzrośnie i leki tracą efektywność i moc), to leki które z swojej natury mają działanie otumaniające działając, podobnie jak alkohol ,depresyjnie na CUN, człowiek na benzodiazepinach jest jak na rauszu, traci zdolność trzeźwej oceny sytuacji..SSRI działają jednak inaczej, człowiek jest po nich trzeźwy, choć rzeczywiście ich skuteczność w mojej ocenie pozostawia wiele do życzenia..

 

 

devnull Mnie się wydaję,że to trochę nie tak jest jak piszesz, choć poniekąd rozumiem twój tok rozumowania..

Generalnie to co ja napisałem od siebie powyżej odnosi się do osób, które nadużywają benzodiazepin, same sobie zwiększają

dawkę, chodzą po kilku lekarzach (doctor shopping) ukrywając ten fakt przed nimi, albo zaopatrują się na czarnym rynku..

 

Ty pisałeś, że bierzesz możliwie najmniejszą, skuteczną dawkę i jak rozumiem bierzesz ten lek wg zalecań lekarza i pod jego kontrolą, tak?..

Jeśli tak, to wszystko jest w porządku, przynajmniej na ten moment, to po 1 -sze..

 

po 2-gie myślę,że najważniejsze jest to,czego Ty chcesz i jaki rodzaj leczenia wybierasz, czy psychiatryczny, czy psychologiczno - psychoterapeutyczny, bo ja akurat uważam (chyba podobnie jak Ty) że leczenie psychiatryczne to nie jest najlepsze rozwiązanie w przypadku nerwic, fobii, no chyba,że benzodiazepiny, no ale one są chyba jak ten wózek inwalidzki, przynoszą ulgę, ale niczego nie rozwiązują (przynajmniej tak mi się wydaję)..

 

Różnica między osobą na wózku, a kimś kto cierpi na ciężką nerwicę lękową jest moim zdaniem duża, bo w tym pierwszym przyp.zwykle brak rokowań na wyzdrowienie, tzn jak ktoś widzi jakieś możliwości to próbuje różnych rzeczy, aby tylko móc chodzić, rehabilitacja i tak dalej, w momencie jak już nie ma żadnych szans na powrót do sprawności, to wtedy pozostaję wózek..

 

Człowiek, który cierpi na nerwice moim zdaniem ma szanse powrotu do zdrowia, ale potrzebna jest do tego dobra terapia..

 

devnull rozumiem,że Tobie psychoterapia nie pomogła , tak(?) (nie mówię o leczeniu psychiatrycznym) a może następna pomoże (?) MOże trafiłeś na kiepskiego fachowca ? może nie umiałeś się otworzyć (?) może osobowość psychoterapeuty / psychoterapeutki Ci nie odpowiadała (?) czasem się zaskakuje dopiero za którymś razem (?) Nie zrozum mnie źle, nie mam zamiaru Cię na coś agitować lub namawiać, Ty decydujesz jaki rodzaj leczenia wybierasz, możesz też nie mieć siły, możesz być zmęczony, zawiedziony, ja też przeszedłem wiele różnych etapów i psychiatrów, nie zawsze się od razu uda, są też ludzie którzy biorą benzo w stałych dawkach do końca życia, tylko,że taki stan nie nie sprzyja żadnemu rozwojowi, zmianie sytuacji..

 

Poza tym, nie wiem,czy masz prawo jazdy, czy jeździsz samochodem (?) jeśli tak, to narażasz się nawet będąc na małej dawce benzo, bo w razie kontroli drogowej, test może Ci wykryć (z tego co wiem,to nie wykrywa ilościowo, tylko samą obecność)..No chyba,że świadomie rezygnujesz z tego aspektu życia

 

No bo bierzesz benzo i jakoś tam jest, nie ma paniki, ani strasznych lęków, ale twoja sytuacja życiowa też jakoś diametralnie się nie zmienia, jak mogła by się zmienić, gdybyś rozpoczął dobrą psychoterapię, która pomogła by Ci rozwiązać twoje problemy..

 

Psychologowie, psychoterapeuci nie są od leków, są właśnie od tego, by wskazać dobry kierunek, pomóc w życiowych problemach, lub problemach wewnętrznych, a wtedy tak jak LATEK1962 i scarlett33 piszą benzo przestaną być potrzebne, bo znikną lęki..

 

Antydepresanty też nie będą potrzebne..A ile Ty masz lat (tak mniej więcej),że taka deprecha życiowa u Ciebie??:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przemek_44, dzięki za zainteresowanie.

 

Widzisz, sprawa wygląda tak, że faktycznie rano czuję się kiepsko, a na wieczór można powiedzieć "lepiej".

 

Dlaczego w cudzysłowie? Dlatego, że w sumie czuję się cały czas tak samo, w każdej sytuacji i o każdej porze dnia - to jest główny powód mojego zastanawiania. Można powiedzieć, że obce mi są takie pojęcia jak jakieś zmęczenie, nadchodzące o różnych porach dnia. Czuję się jednolicie, każdego dnia, nawet jak nie prześpię nocy, w dzień nie odczuwam zmęczenia psychicznego i nie jestem w stanie usnąć za dnia.

 

Nie mam lęków żadnych typu społecznego, itd. - normalnie rozmawiam z ludźmi, prowadzę normalne życie, codziennie muszę konfrontować się z sytuacjami społecznymi na trzeźwo(tj. bez benzo) i jakoś mi to wychodzi.

 

Jestem osobą nerwową i wcześniej przed benzo, też byłem, ale po prostu przyjmowałem to za oczywistość, a teraz nagle zacząłem rozmyślać nad czymś, co w sumie nie komplikuje mi życia, bo idealnie mam je poukładane(jestem swego rodzaju perfekcjonistą) i urządzone, tylko w mojej głowie są jakieś dziwne pytania egzystencjonalne, które wcześniej również występowały, gdyż każdy człowiek zastanawia się nad tym, ale kto na przystanku autobusowym myśli o tym, czy podczas robienia obiadu?

 

Moje problemy to jest tachykardia, co wiąże z odstawieniem benzo oraz derealizacja(chociaż nie wiem czy to rzeczywiście derealizacja - po prostu zastanawiam się też czy nie zrobiłem sobie krzywdy czytając to forum, różne tematy, po lekturze których w zasadzie każdy nawet zdrowy człowiek jest w stanie się zastanowić i powiedzieć: "tak, ja też to mam")

 

Derealizacja, co przez to rozumiem: głupie myśli i odczucia, typu jak to jest, że jestem człowiekiem, czy ja faktycznie egzystuję.

 

Wszystko w około jest realne jak najbardziej, a wydaje się jakieś bajkowe. Nie mam problemów z pamięcią, koncentracją, wszystko idealnie pamiętam, wiem gdzie, co i jak, odnajduję się w tej rzeczywistości i umiem się tu bardzo dobrze poruszać, ale mam wrażenie jakby ktoś mnie "wsadził" w ciało człowieka i kazał sobie tu żyć. Pokonuję odległość kilkuset kilometrów przez Polskę i nie czuję się, tak jak gdybym zmienił miejsce pobytu. Nie mam problemów z fizyczną wydolnością, poruszam się sprawnie.

 

Przez to, wszystko wydaje mi się trywialne na tym świecie, a człowiek jawi mi się jako jakiś rodzaj zwierzęcia takiego czy innego. Konsumpcjonizm wszechobecny, itp.

 

Jedynie jak coś człowieka zacznie boleć, to te "filozoficzne" myśli schodzą na dalszy plan i zaczyna się odczuwanie bardziej rzeczywiste tego świata :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przemek_44,

Tutaj niestety nie mogę sie z Tobą zgodzić, choć to oczywiście moja prywatna opinia:)..Zapomniałaś o najistotniejszej różnicy, człowiek pod wpływem benzodiazepin jest po prostu nietrzeźwy! (nie mówię tu o okresie kiedy tolerancja wzrośnie i leki tracą efektywność i moc), to leki które z swojej natury mają działanie otumaniające działając, podobnie jak alkohol ,depresyjnie na CUN, człowiek na benzodiazepinach jest jak na rauszu, traci zdolność trzeźwej oceny sytuacji..SSRI działają jednak inaczej, człowiek jest po nich trzeźwy, choć rzeczywiście ich skuteczność w mojej ocenie pozostawia wiele do życzenia..

Pozwolę sobie nie zgodzić z tym co napisałeś. Zależy co rozumiemy pod pojęciem "nietrzeźwy". SSRI tłumią emocje, zobojętniają, dla mnie trzeźwość więc to nie jest. BZD bardziej otłumaniają, jednak kiedy wzrośnie tolerancja to już nie tak bardzo, więc człowiek czuje się podobnie jak na SSRI.. choć fakt, mechanizm działania jest inny.

Jednak w obu przypadkach przy odstawce, objawy są prawie identyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Przemek

 

Korzystałem już z wszelkich możliwości, 4 terapie grupowe (w różnych nurtach psych.),

do tego 8 terapii indywidualnych - na przestrzeni 10 lat.

 

Mnie już nie chcą wszędzie przyjmować na terapię, podejrzewam że nie jestem

dla nich "wygodny". Parę razy nie dopuszczali mnie na grupowe/ośrodkowe

nie podając przyczyny.

Nie stać mnie by iść prywatnie.

Jedynie mogę wrócić do swojej psycholog/psychoterapeutki na konsultacje

co 2 tygodnie. Ale ona tego nie traktuje jako "terapii", z nieznanych przyczyn

nie godzi się na terapię.

Psychiatra też już mnie nie namawia na to, bo wie że niewiele to u mnie dało,

poza samą socjalizacją.

 

Wiesz, ja znam osobiscie ludzi w wieku 50-70 lat którzy całe życie się leczą

i jakoś nic nie pomaga. W pewnym sensie mnie to załamało, bo oni podśmiewają

się ze mnie że się "leczę", bo twierdzą że to nieuleczalne, że z tym trzeba żyć

i żadna terapia w tym nie pomoże, bo jak twierdzą, to było budowane przez całe życie

i trzeba by się na nowo urodzić by uwolnić się od silnie wykształconyh zachowań/reakcji.

 

Mam prawo jazdy ale nie jezdze samochodem bo sie po prostu boje,

zdałem prawo jazdy tylko dlatego że łyknąłem 30min przed jazdą Xanax, serio,

jechałem wyluzowany, spokojny i raczej pewny siebie a egzaminator

tego dnia już kończył pracę i szybko mnie zawrócił spowrotem gdzie

oznajmił mi że zdałem.

Dzięki owemu Xanaxowi zdałem też maturę i egzamin zawodowy.

Ale to tylko taka wzmianka, bez sensu.

Bo ani prawo jazdy ani wykształcenie nie ma dla mnie znaczenia.

 

Moich problemów nie da się rozwiązać, skoro rodzice sami są niezbyt normalni,

a ja najsłabszy z nich, więc wszystko od dziecka odbija się na mnie,

ich nienormalne i zaburzone relacje odbijały i odbijają się na mnie od zawsze.

Teraz już nic nie ma sensu, bo musiałbym zamieszkać sam, a to mnie przeraża,

z drugiej strony z nikim też bym nie zamieszkał bo od razu zacząłbym przenosić

nabyte chore zachowania na drugą osobę - już za późno na zmiany.

Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo ograniczony jestem, ja udaje że żyję

i zdaję sobie z tego sprawę, co jest dodatkowo deprymujące.

 

Mam 30 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przemek_44, Więc może nie chodzi tu o żadne uszkodzenia neurologiczne, a po prostu o fakt przyzwyczajenia się do leków? Bo przecież swiadomość, że nie ma leku uruchamia spirale różnych objawów.

 

Tak, ja właśnie myślę,że jest tak jak napisałaś powyżej i to jest właśnie uzależnienie psychiczne, choć jakichś uszkodzeń neurologicznych nie można przecież wykluczyć..Ludzie często nie zdają sobie sprawy, jak bardzo psychika ludzka potrafi być skomplikowana i sprawiać różne psikusy i nie mam tu na myśli wcale chorób psychicznych, myślą sobie tak, problem jest tylko wtedy gdy choruje ciało, serce, ustrój, materia to trzeba leczyć, a nerwica, fobia (?) tu wystarczy wziąć się w garść, tylko że psyche jest bardzo mocno sprzężona z ciałem i na odwrót..Jedna przerażająca myśl może doprowadzić nas do sraczki (sorry), wymiotów, omdlenia, tachykardii i jak to mówią zatrzymać nawet serce i na odwrót, poważna choroba, kalectwo może wtrącić nas w ciężką depresję

 

Pozwolę sobie nie zgodzić z tym co napisałeś. Zależy co rozumiemy pod pojęciem "nietrzeźwy". SSRI tłumią emocje, zobojętniają, dla mnie trzeźwość więc to nie jest. BZD bardziej otłumaniają, jednak kiedy wzrośnie tolerancja to już nie tak bardzo, więc człowiek czuje się podobnie jak na SSRI.. choć fakt, mechanizm działania jest inny.

Jednak w obu przypadkach przy odstawce, objawy są prawie identyczne.

 

ala1983 Ale dlaczego uważasz, że SSRI tłumią emocje, zobojętniają?? Na Ciebie tak działają?..Ja tam czuję strach, gdy mam powód, czuję lęk, a jak się wkurzę, to czuję złość i bluzgam, a jak jestem przygnębiony, to i płakać się czasem chce (choć jakoś tak "na sucho", bo fizycznie nie mogę..

 

Ja rozumiem mechanizm działania SSRI i stabilizatorów nastroju w ten sposób, że go stabilizują, czyli niwelują nadmierne jego wychylenia tzw "górki i dolinki", powiedzmy nadmierną płaczliwość, nadwrażliwość lub lękliwość spowodowaną niskim stężeniem serotoniny, czy innych związków w mózgu..Niskiem z różnych powodów (uwarunkowań genetycznych, przewlekłego stresu lub depresji) doprowadzając go mniej więcej do stanu takiego, jak ma zwykły człowiek, który tylko czasem się złości, czuje lęk, lub płacze, a generalnie na co dzień jest zrównoważony..

 

Za nietrzeźwość uznaję stan, jakiegoś nienaturalnego odhamowania, w trakcie którego człowiek mówi lub robi rzeczy, które nie koniecznie miałby odwagę, albo uznał by za rozsądne robić nie będąc pod wpływem środka..To dla mnie stan,taki w którym zaburzone są , opóźnione reakcje psychomotoryczne..Zresztą reguluje to prawo, bo benzo nie można jeździć, po SSRI raczej tak..

 

Jednakże uważam,że uzależnić się można od wszystkiego, to sprawa indywidualne i rzeczywiście to zależy od tego jak traktujemy leki, w końcu lekomania, to lekomania, czytałem kiedyś post osoby (na innym forum) która była uzależniona była od leków jakich bądź, aby były to po prostu leki, nie ważne jakie, łykała garść i robiło się jej lepiej..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czytałem kiedyś post osoby (na innym forum) która była uzależniona była od leków jakich bądź, aby były to po prostu leki, nie ważne jakie, łykała garść i robiło się jej lepiej..

 

to się nazywa dla odmiany "toksykomania" - czyli irracjonalne proby odurzenia się czymkolwiek, często próby nieudane, czasem udane, często też jedynie pogarszające stan np. stupor, utrata przytomności itp.

 

a prawdziwa lekomania występuje wtedy kiedy stosuje się różne leki na wiele dolegliwości, u podstawy tkwi hipochondria

i człowiek bierze te leki w sposób lekkomyślny podczepiając swoje objawy pod jakiś zespół chorobowy, na który niekoniecznie cierpi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

devnull No tak, to prawda, choć osoba o której wspomniałem zażywała leki zupełnie nie z grupy odurzających, ani jakimkolwiek stopniu o działaniu psychoaktywnym, takie zwykle leki, kompletnie "od czapy" , antybiotyki, witaminy, itp ..Nie umiała tego jakoś wytłumaczyć, po prostu jak miała złe samopoczucie psychiczne,czy fizyczne (nie wiem,co miała na myśli) to łykała leki i sama świadomość, że łyka JAKIEŚ leki (fakt,że leki były na co innego nie miało znaczenia:)..) poprawiał jej samopoczucie..Pewnie przyczyny tego trzeba by szukać w jej przeszłości..

 

Mam koleżankę z terapii, której w domu rodzinnym wmówiono, że jedzenie "leczy" no i ciągle ma sporą nadwagę i jest korpulentna ..Zle się czujesz (?) zjedz coś..Jesteś smutna (?) zjedz coś..Jesteś wkurzona (?) zjedz coś, a na pewno poczujesz się lepiej :(..

 

Ojjj, lekomania to chyba szerszy problem,niż nam się zdaje, no bo barbiturany, benzodiazepiny, nasenne stare, nowe (niebenzodiazepinowe), przeciwbólowe narkotyczne, nienarkotyczne, sporo ludzi uzależnionych jest od tramalu, tramadolu itp, a sterydy ?! młode chłopaki pakują na siłowni, w parę miesięcy mają mega przyrosty, a później jak przestają brać, bo przecież to kosztuje i ze względu na uboczne efekty, to wszystko im zjeżdża, spadają z wagi i jest rozpacz, deprecha i kombinują znowu..A dziewczyny cierpiące na zaburzenia żywienia uzależnione od środków przeczyszczających?..Jest jeszcze acodin w syropach na kaszel, to też nie wiadomo,czy to lekomania, czy narkomania? nawet suplementy bez recepty, tak bardzo reklamowane w telewizji, praktycznie już na wszystko, na każdą część ciała, ludzie wg szacunków co raz więcej kupują leków.. Słyszałem,że ponoć w Polsce w ciągu 10 ostatnich lat sprzedaż samych leków bez recepty wzrosła 5- krotnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

devnull No tak, to prawda, choć osoba o której wspomniałem zażywała leki zupełnie nie z grupy odurzających, ani jakimkolwiek stopniu o działaniu psychoaktywnym, takie zwykle leki, kompletnie "od czapy" , antybiotyki, witaminy, itp ..Nie umiała tego jakoś wytłumaczyć, po prostu jak miała złe samopoczucie psychiczne,czy fizyczne (nie wiem,co miała na myśli) to łykała leki i sama świadomość, że łyka JAKIEŚ leki (fakt,że leki były na co innego nie miało znaczenia:)..) poprawiał jej samopoczucie..Pewnie przyczyny tego trzeba by szukać w jej przeszłości..

 

Ojjj, lekomania to chyba szerszy problem,niż nam się zdaje, no bo barbiturany, benzodiazepiny, nasenne stare, nowe (niebenzodiazepinowe), przeciwbólowe narkotyczne, nienarkotyczne, sporo ludzi uzależnionych jest od tramalu, tramadolu itp, a sterydy ?! młode chłopaki pakują na siłowni, w parę miesięcy mają mega przyrosty, a później jak przestają brać, bo przecież to kosztuje i ze względu na uboczne efekty, to wszystko im zjeżdża, spadają z wagi i jest rozpacz, deprecha i kombinują znowu..A dziewczyny cierpiące na zaburzenia żywienia uzależnione od środków przeczyszczających?..Jest jeszcze acodin w syropach na kaszel, to też nie wiadomo,czy to lekomania, czy narkomania? nawet suplementy bez recepty, tak bardzo reklamowane w telewizji, praktycznie już na wszystko, na każdą część ciała, ludzie wg szacunków co raz więcej kupują leków.. Słyszałem,że ponoć w Polsce w ciągu 10 ostatnich lat sprzedaż samych leków bez recepty wzrosła 5- krotnie

 

Pierwszy przypadek to akurat zwykła głupota i nic więcej, klasyczny debilizm. Wielka podatność na działanie placebo występuje u takich osób.

 

To akurat narkomania, piszesz o depresantach, delirykach, stymulantach, a sprawy dopingu to zupełnie inna bajka.

Po prostu ludzie nie radzą sobie z nowoczesnym światem, który nakazuje im być idealnymi i takie są efekty,

po prostu taki trend społeczny, którego nikt nie zatrzyma bo wymusza go kapitalizm, pseudodemokracja, uciekanie od kultury i wartości i tysiące

innych czynników, które za naszego życia nie miną, a więc uzależnienie jest wymuszone poprzez społeczeństwo,

taka jest smutna prawda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przemek_44,

Ale dlaczego uważasz, że SSRI tłumią emocje, zobojętniają?? Na Ciebie tak działają?

Ja rozumiem mechanizm działania SSRI i stabilizatorów nastroju w ten sposób, że go stabilizują, czyli niwelują nadmierne jego wychylenia tzw "górki i dolinki", powiedzmy nadmierną płaczliwość, nadwrażliwość lub lękliwość spowodowaną niskim stężeniem serotoniny, czy innych związków w mózgu..

Kiedy ja bralam SSRI nie płakałam prawie wogóle, jakoś nie mogłam, byłam jakby zablokowana. A może dlatego, że jestem zbyt rozchwiana emocjonalnie ( w stronę depresyjności), miałam po lekach wrażenie stłumienia emocji. :bezradny:

 

-- 03 cze 2014, 11:01 --

 

Tak na prawdę nie wiadomo, co z czego wynika a psychiatria jest bezradna.. lekarze opierają się jedynie na hipotezach.. najczęściej właśnie na teorii serotoninowej. Dlaczego medycyna jest tak nieudolna? Dlaczego przy innych chorobach wszystko, (albo prawie wszystko) da się wykryć a tutaj nie?

Każdy, kto przychodzi do psychiatry powinien zostać najpierw poddany jakiemuś badaniu mózgu. I wtedy widać by było jak te neuroprzekaźniki tam działają i w czym jest problem, jak również co jest nabyte a co wrodzone i jak leczyć każdego pacjenta z osobna.

A tak wszyscy pakowani są do jednego worka, co wyrządza jeszcze większe szkody.

 

Najbardziej mnie denerwują właśnie te przypuszczenia lekarzy, dla mnie to sa zwykłe kłamstwa. Lekarz nie jest pewien, ale wmawia, że pewnie tak jest, no bo co innego ma powiedzieć?

A najgorsze jak powie bezczelnie "u pani jest tak i tak..., dlatego musimy zrobić tak i tak.." A SKAD PAN/PANI TO WIE jak jest u mnie, pytam sie?

Oczywiscie jakiekolwiek badania to tylko w moich marzeniach, więc możemy się tak ganiać dalej..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak na prawdę nie wiadomo, co z czego wynika a psychiatria jest bezradna.. lekarze opierają się jedynie na hipotezach.. najczęściej właśnie na teorii serotoninowej. Dlaczego medycyna jest tak nieudolna? Dlaczego przy innych chorobach wszystko, (albo prawie wszystko) da się wykryć a tutaj nie?

 

ala1983 Zgadzam się w zupełności z tym co napisałaś.., W przypadku nerwic, fobii psychiatria moim zdaniem nie wiele ma do zaoferowania..Tzn SSRI, stabilizatory, pewnie mają jakieś działanie pozytywne ..niektóre neuroleptyki w mały dawkach, ale moim zdaniem ten dział medycyny jest przeznaczony do leczenia chorych psychicznie, paranoja, obłęd, psychozy itp..

 

Mnie akurat wkurza fakt, że przychodzą ludzie do tych lekarzy z zaburzeniami nerwicowymi, a Ci zamiast powiedzieć, "przepiszę Pani/Panu jakieś leki stabilizujące, jako wsparcie farmakologiczne lub antydepresyjne, ale powinna / powinien iść Pan/Pani do psychologa psychoterapeuty, bo nerwica, fobia, zaburzenie osobowości to nie moja działka.." Wszędzie w literaturze naukowej jest od dawna napisane,że zaburzenia lękowe, nerwicowe leczy się głównie psychoterapią..

 

Oczywiście są psychiatrzy, którzy mają skończone dodatkowe kursy lub studia i są w jednej osobie psychiatrami i psychoterapeutami (na zachodzie tak bywa), ale jest ich jeszcze chyba nie wiele..

 

Mnie najbardziej wkurza, że taki lekarz leczy miesiącami, latami pacjentów testując masę leków i nie zasugeruje innych rozwiązań, nie wiem z czego to wynika, z poczucia dumy (?) czy z czego innego (?) może też z tego,że jeszcze psychoterapia nie jest jeszcze dla wszystkich dostępna (?)

 

Wg mojego wyobrażenia psychiatra to lekarz, który przez 5 lat studiuje normalną medycynę, czyli ciało, organizm, leki, a dopiero po skończeniu studiów robi specjalizację z psychiatrii, i tu też może nauka głównie o chorobach psychicznych (nerwicach pewnie też), lekach psychiatrycznych,itp praktyki w różnych szpitalach psychiatrycznych..Ja nie wiem ile podczas robienia specjalizacji ma zajęć z psychologi, psychoterapii i czy w ogóle ma (?)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście są psychiatrzy, którzy mają skończone dodatkowe kursy lub studia i są w jednej osobie psychiatrami i psychoterapeutami (na zachodzie tak bywa), ale jest ich jeszcze chyba nie wiele..

No ja po latach trafiłam na taką. Dokładnie w 2010 roku. W 2001, kiedy zaczynałam praktycznie się minęłyśmy (przyjmowała w gabinecie obok), a ja chodziłam do konowała.. pech, co nie?

Nie znałam jej, myślałam, że to psychiatra jak i mój.

 

-- 03 cze 2014, 13:27 --

 

No i tak od 2001 trwa moja niekończąca się opowieść.. gdybym wtedy na nią trafiła, moje życie zapewne nie wyglądałoby tak jak teraz. No ale staram się nie szukać winnych, mimo że z bólu jaki przeżywam do dzisiaj inaczej wychodzi i często wraca ten temat na terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×