Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co kiedy nie ma już siły?


k123

Rekomendowane odpowiedzi

Mam dystymię w sumie całe życie (mam 22 lata). Leczę się - biorę leki i mam terapię. Leki pomogły mi dotychczas tyle, że nie jestem już taka zmęczona, ale na nastrój nie pomaga.

Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły radziłam sobie tak, że najzwyczajniej w świecie wagarowałam, siedziałam jak się dało u chłopaka. Myślałam wtedy, że to nerwica, ale teraz wiem, że po prostu nie dawałam rady sprostać najprostszym czynnościom.. Kiedy zaczęła się praca, zaczęło się pogarszać, tu nie ma wagarów. Teraz nawet nie mogę wziąć wolnego (nie będę się wgłębiać dlaczego), do tego jestem na studiach zaocznych (ostatni semestr), kupiłam pracę i nic więcej nie robię. Kiedy zaczynałam studia miałam dobry okres w swoim życiu, radziłam sobie, teraz odpuściłam zupełnie. No niestety, skończyły się przyjaźnie, romanse (bo teraz facet na stałe), nie zostało w życiu nic przyjemnego, nawet na wakacje fajne nie ma kasy. Każdy dzień tak samo beznadziejny, ślizgam się w pracy, dom jest zapuszczony, związek też jest zaniedbany, szkoła to duża presja żeby ją skończyć.

Nie mam już siły chodzić codziennie do pracy ani kontynuować szkoły, gdybym nie miała pracy i szkoły może bym się pozbierała, zabrała za siebie, za dom, poukładałabym te właśnie najprostsze sprawy które na dzień dzisiejszy sprawiają, że czuję się okropnie (bo nic nie jest tak jak ma być, nic nie jest zrobione, poukładane, panuje chaos we wszystkim).

Niestety, szkołę muszę dokończyć, pracować trzeba. I co zrobić, kiedy już po prostu jest się na skraju załamania? I tu się pojawia problem dystymii, to uczucie nie dominuje nas na tyle, żeby się zabić. Codziennie sobie myślę, ze po co mam wszystko rzucić dzisiaj, rzucę to jutro (nie mam po prostu odwagi odpuścić, bo wiem że wtedy mogę już tylko się zabić)

Nie chcę już tak żyć, co robić? Nie potrafię ani żyć, ani umrzeć.. A nie mam faceta za którego pensję ja bym mogła sobie wegetować..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj k123!

 

Myślę, że masz iluzoryczne przeświadczenie, że gdybyś "wegetowała za pensję swojego faceta", byłabyś szczęśliwsza. Słusznie napisałaś, że to byłaby wegetacja, bo na pewno nie życie, nie szczęśliwe życie. Wybacz szczerość, ale po Twoim wpisie odnoszę wrażenie jakbyś rozwiązania swoich problemów i panaceum na szczęście szukała poza sobą, np. w możliwości życia na rachunek partnera, w możliwości niepracowania, nieuczenia się. Osobiście myślę, że rezygnacja ze szkoły czy pracy nie byłaby najrozsądniejszym pomysłem. Sądzisz, że bez pracy i szkoły uporządkowałabyś swoje życie, zadbała o mieszkanie, o związek z partnerem? Sądzę, że można pracować, uczyć się i jednocześnie troszczyć się o ludzi, na których nam zależy. Rozwijając się w szkole czy pracując, również można pokazać, że kogoś kochasz. Inwestujesz w siebie, w swój rozwój, by na przyszłość móc pomyśleć o rozwoju związku... Na pewno trudno zauważyć Ci wiele plusów Twojej sytuacji z racji tego, że cierpisz na dystymię. Stąd Twoje malkontenctwo, pesymizm, przygnębienie i tendencje do narzekania. Nie wiem, jak długo się leczysz? Jakie leki bierzesz? Jak długo korzystasz z psychoterapii? k123, naprawdę masz zaplecze, z którego możesz korzystać. Wiele osób może Ci zazdrościć. Uczysz się, masz pracę, jesteś w związku. Doceń to, co masz, zadbaj o to, co uważasz, że jest warte zadbania, zmień to, co wiesz/czujesz, że musisz zmienić... I przede wszystkim uwierz, że to TY musisz o siebie zadbać, a nie dążyć do tego, by wydźwignąć się na kimś. Jeżeli Ty sama o siebie nie zadbasz, nikt inny tego nie zrobi. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×