Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki Bezduszny, już mi lepiej, trochę się pozbierałam...

 

A sposoby to niby mam tylko nie zawsze są dostępne:

- szczera rozmowa i powiedzenie co mi na sercu leży,

- słuchanie dołujących piosenek :shock:,

- papieros(y).

 

Ostatniego nie polecam ;)

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

whisper mi papieros(y) tez pomaga.. kiedy mam natlok mysli i nie mam co ze soba zrobic, ide zapalic. U mnie nie ma juz dnia bez tego nalogu. Whisper, my niestety mamy tak, ze kiedy jest czarno to nie mamy sily sie podniesc.. ale ja ostatnio wmawiam sobie: mam sie przejmowac wszystkimi i wszystkim, a po co? A mna ktos sie przejmuje? Co ma byc to bedzie, zycie jest dla mnie a nie ja dla zycia. I szkoda niestety, ze w tych czarnych dniach o tym zapominamy..

 

Bezduszny dokladnie! Ja sobie znalazlam sposob: kapiel, ubranie sie jakos hmm ladniej, makijaz (nadludzki wysilek :P ) i wyjscie z domu, spacer, mp3 na uszach, i lody czekoladowe z sosem Adwokat mniamm.. Przechadzajac sie alejka, czuje sie jak pani, ktora moze wszystko, tzn tak sobie wmawiam ;) Albo glupkowaty dzien: komedia, fajki, dobre wino, i dobre towarzystwo (choc nie zawsze), i wyglupy, gorzej jak dziecko w przedszkolu. Ale nic nie przebije rysowania, jak zaczne to jestem nieobecna przez kilka godzin ;) Najwazniejsze to zajac sie czyms i NIE MYSLEC! Bo jak nie mam co robic, to dostaje swira..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pina130 and whisper

 

Widzicie zawsze jest cos co moze nam pozwolic zapomniec chodz na chwile.

Ogolnie jednak martwi mnie to ze dzis nie mialem zachamowan w sobie i starasznie wyklinalem nawet w urzedzie pracy masakra wszystko przez to ze znow mam takie swoje odchyly :( i o to sie martwie dlatego ciagle slucham jednej piosenki hehe... wiec jest to Missy Elliott shake your pom pom polecam ;) .

 

Papierosy dajcie spokoj ja juz nawet swoich organow nie oddam przez te wszystkie wypalone papierosy podczas kryzysu i ogolnie codziennie hehe :D

 

whisper milo mi ze moglem chodz jakos tobie pomoc kto wie moze i ty mi pomozesz?? hehe

 

Mam nadzieje ze blizna na dloni szybko mi zejdzie i tak samo szybko sie uspokoje na nowo... chodz czuje ze dzis czeka mnie nie zla jatka ktora doszczednie mnie wyniszczy ale no coz bawmy sie poki mozna ;]

 

Big hug and kiss

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pina130 podoba mi się Twój sposób szczególnie kąpiel i spacer po parku; trzeba w niego sporo wysiłku włożyć, ale skoro efekt jest powołany to warto :) Piszesz o rysowaniu... Mnie niestesty już ono nie sprawia radości... Nie potrafię się zmusić żeby wziąć ołówek i zacząć rysować, a kiedyś było właśnie tak: rysowałam i mnie nie było na tym świecie to była taka moja medytacja... Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że znów zacznę się tym cieszyć.

 

Bezduszny lepiej powyklinać na urzędników niż dusić w sobie agresję i złość albo kaleczyć się samemu. Jeśli tylko będę mogła to chętnie pomogę :)

 

Trzymajcie się ciepło :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dzis troszku juz lepiej jednak okazalo sie ze chyba zasne bez lekow i to mnie cieszy :D

 

whisper wiec zaczni, przezwyciezaj swoja niechec do malowania... a co do urzednikow to nawet nie wspominaj taka kompromitacja ze az sie ludzie wystraszyli :mrgreen: ale przynajmniej pokazalem ze mam swoje wartosci co do samo okaleczen to nie chce mowic bo glupio dzis sie z tym czuje ze mam sznyty na sobie.

 

Zapomnialem o jeszcze jednym sposobie na "dolki" polecam rabanie drzewa ale mozna sie wyzyc ;p

 

Dziekuje i big hug and kiss ;* dla was

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Urzędnikami się nie przejmuj :)

Eh... Samookleczenia, ja póki co muszę długie spodnie nosić póki się nie zagoi najnowszy mój wytwór... A co do rąbania drzewa to wolę nie próbować :P, jeszcze bym komuś (albo sobie) krzywdę zrobiła :P

 

Pozdrawiam :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nom nagrodą bedzie praca ktorej się boje :cry:

Najgorsze jest to że w pewnym sensie bede musiał kontaktować duzo z ludżmi,a przecież nie za bardzo jestem komunikatywny jak wiecie.

 

 

dasz radę!!!!!! wiem doskonale jak to jest się zmierzać z codziennością, z pracą i ludźmi w niej - ale przede wszystkimi ze swoimi słabościami. Przeszłam to! Też jestem nieśmiała, też mam problemy z komunikacją z innymi, niskie poczucie własnej wartości ciągle i niezmiennie (muszę coś z tym zrobić :? ) ale wiesz co - inni ludzie nie widzą tego. Więc jesli zaprzesz się i powiesz sobie, ze będzie wszystko ok - że zaczynasz coś nowego więc nie będziesz się bał bo nowe nie znaczy, ze złe i że nie uda się. I wiesz co: nie musisz wcale udawać niewiadomo kogo, wystarczy często, że się uśmiechasz (często to działa cuda-przetestowałam!!!), nie oceniasz nikogo z góry, nie podejrzewasz, ze wszyscy są przeciwko Tobie. Nawet z pozoru zimnych ludzi (a może nie tylko z pozoru) uśmiechem mozesz sobie zjednać. Zobaczysz, że inni wcale nie będą Cię tak krytycznie oceniać jak Ty siebie samego!!! Więc :mrgreen: i wszystko będzie OK!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Źle się czuję, jestem przygnębiony, czuję okropny lęk i na dodatek mam rozwolnienie :cry: .

Wszystko się sypie, moja mama nie ma pracy, skończyły się pieniądze :cry: ...

Niech ktoś się do mnie odezwie :cry: ...

 

 

.........odzywam sie ale nie wiem co napisać: może taki banał: nie smutaj się - jutro będzie lepiej mam nadzieję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tak egoistycznie - bo ostatnio egoistką jestem straszną - nie nawiązując do innych (wybaczcie) napiszę o sobie.

 

Źle mi jest niesamowicie - choć powinno być inaczej... tydzień temu wyżyłam się na swojej dłoni - już się prawie zagoiła, ale chłopak wciąż się teraz boi jak się przed nim w łazience zamykam, że znów sobie coś zrobię... podchodzę do tego nijak - ani żle ani dobrze się stało - szkoda mi tylko że chłopak się zamartwia... opracowałam też sobie co po kolei bym zrobiła, chcąc się zabić - nawet zaczęłam układać sobie w myślach mały testament... Nie widzę sensu w tym życiu - nawet w tym, że coś można w nim osiągnąć, do czegoś dojść, podziwiać świat, śmiać się - nie widzę wartości tego wszystkiego - po co to? na co? ...pytania retoryczne. Nie wiem, czemy partnerowi zależy na mnie, czemu to życie niby takie ważne... choć na dłuższą metę, on mnie przy tym życiu trzyma - trzyma też myśl o tym, jak rodzice cierpieliby gdyby się o mojej decyzji dowiedzieli - to że życie jest dla mnie cierpieniem - nie musi być dla nich...

 

Nie wiem po co zajżałam znów na to forum i tu o tym pisze, napełniając tę stronę pesymizmem i złym nastrojem... Nie zwracajcie na mnie uwagi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tornado, my jako ludzie z depresją(wnikam po twojej wypowiedzi, że ją masz) jesteśmy egoistami to normalnie.

 

 

Nie wiem po co zajżałam znów na to forum i tu o tym pisze, napełniając tę stronę pesymizmem i złym nastrojem... Nie zwracajcie na mnie uwagi.

 

bo szukasz pomocy, ale nie wiesz jak o nią poprosić? bo masz potrzebę porozmawiania o tym? Każdy tu wylewa swoje smutki ja zazwyczaj czuję się po tym lepiej, nie trzymam tego w sobie mogę komus o tym napisać i wiem, że inni to przeczytają...

 

Co do chłopaka: jak bym kogoś kochał to też by mi na tej osobie zależało i bym się o nią troszczył(tzn kocham kogoś ale to nie w tym temacie).

 

Nie widzę sensu w tym życiu - nawet w tym, że coś można w nim osiągnąć, do czegoś dojść, podziwiać świat, śmiać się - nie widzę wartości tego wszystkiego - po co to? na co? .

 

Też nie wiem na co skoro jest takie krótkie przeplatane chorobami i nieszczęściami i się skończy(choć dla mnie na razie się ciągnie długo i monotonnie).

 

Już nie raz myślałem żeby skończyć z tym wszystkim, ale myśl co by było jakby moja matka się dowiedziała, co by o mojej rodzinie zaraz ludzie zaczęli gadać(moja dzielnica jest praktycznie jak wioska, ludzie są prymitywni i okropnie obgadują) itp mnie od tego odpycha.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jak zwykle miałem nudny dzień, czyli TV, komputer, spanie. Do tego można się przyzwyczaić, ale teraz nagle moi kumple przypomnieli sobie o moim istnieniu i ciągle próbują mnie gdzieś wyciągnąć. Niedługo chyba będę musiał powiedzieć im wprost, że mam ich gdzieś. Jak kiedyś byli potrzebni, to ich nie było, a jak teraz wogóle mi na nich nie zależy, to nagle wielkie kolectwo. Oczywiście oni nie mają pojęcia co to jest załamanie nerwowe, więc tylko by mnie wyśmiali, jakbym im o tym powiedział.

Jedyne co mnie w życiu cieszy to dni, w których mogę się schlać, wtedy czuje się szczęśliwy, ale to krótkotrwała przyjemność, bo szybko trzeźwieję, a jak wypiję za dużo, to wszystko zwracam.

Coraz bardziej żałuję, że te kilka miesięcy temu, gdy wyszedłem z planem zabicia się(skok pod pociąg), wróciłem do domu. Nie zrobiłem tego z dwóch powodów. Jednym z nich było to, że nie chciałem narażać rodziców na cierpienia, ale teraz wydaje mi się, że oni długo by po mnie nie płakali, bo wisi im to, że ciągle jestem przybity, ciągle siędzę w domu. Pogodzili się z tym, że jestem nieudacznikiem, pechowcem i że nic już ze mnie nie będzie. Mają mi za złe, że utopiłem niemałą sumę pieniędzy, które mi kiedyś dali. Drugim powodem było to, że bałem się kalectwa.

Teraz wolę unikać tego miejsca, bo te powody które mnie kiedyś powstrzymały, teraz już właściwie się nie liczą. Rodzice mają mnie gdzieś, więc mam się tylko dla nich męczyć? A co by się stało, jakbym został kaleką? Przecież i tak ciągle w domu siedzę i gapię się czy to w ekran telewizora, czy monitora, więc nawet jakby mi nogi urwało, to co z tego?

 

Mimo wszystko trzeba dalej wegetować i liczyć na jakiś cud. Mam bezsensowne życie, ale przynajmniej póki co mam spokój, żadnych większych zmartwień, więc jakoś tą bezsensowność życia mogę znieść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie można się poddawać!

Wiem po sobie! Wmawiałam sobie, że walczę mimo, że sama w to nie wierzyłam! Wiem też, że takie rady przelatują koło uszu i myślicie tak jak ja kiedyś...może inni, mnie to nie dotyczy, będzie tylko gorzej, wszystko jest do d... , jestem nieudacznikiem, życiową pomyłką, lepiej jak mnie nie będzie ... tak, ja też tak myślałam i widziałam wszystko w czarnych barwach!

Ale powoli się to zmienia! Zmieniłam lekarza, leki i zaczynam wychodzić z ciemności. Raz jest lepiej raz gorzej ale teraz z przewagą na lepiej. Czeka mnie jeszcze psychoterapia, żeby zrozumieć siebie i swoje reakcje.

 

Dlatego trzeba szukać pomocy u lekarzy, psychoterapeutów, na forum, w poradnikach, ćwiczyć, chodzić na basen, jeździć na rowerze - zmuszać się do zrobienia czegokolwiek! Tak małymi krokami!

Byle nie siedzieć z samym sobą i nie skupiać uwagi na sobie!

To ciężka choroba, trudna do pokonania! Ale DA SIĘ ją przytłumić i gnębić żeby się nie odnawiała!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

basen, jeździć na rowerze - zmuszać się do zrobienia czegokolwiek! Tak małymi krokami!

Byle nie siedzieć z samym sobą i nie skupiać uwagi na sobie!

 

Święta prawda, uwielbiam mieć coś do roboty, ale jak mam trochę wolnego czasu nawet na odpoczynek włącza mi się automatyczny krytyk i mam wszystkiego dość, a siebie najbardziej :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ile razy już tu byłam, zeby w koncu napisac. nigdy nawet nie nacisnęłam na 'odpowiedz', za kazdym razem zdążyłam się zniechęcić i dojść do wniosku ze to nie ma sensu. bo nic nie ma sensu.wszystko psuję.szkołę zawalam.nie umiem wziąć się w garść, zaliczenie kolejnego roku wydaje mi się niemożliwe.zresztą, po co. po co mają mnie tak przepychać co roku,aż do chholernej matury,którą od biedy jakoś pewnie bym zdała, po co.nic mnie nie interesuje, nie jestem w niczym dobra. nie mam swoich zainteresowań,czegoś,co mi dobrze idzie i co lubię.nie widze siebie na zadnych studiach,po co do kolejnego piekła się pakować. chyba jestem w ogóle niezdatna do czegokolwiek.siada mi zdrowie,co może, po kolei.moze zaczynam warzywieć..

rodzice sie martwią i nie wiedza co robic.pewnie bardzo by chcieli mi pomóc,ale oni nie mają pojęcia.bo nie umiem z nimi rozmawiac,tyle lat bez rozmawiania,teraz nagle jak to niby zrobic.i nie ufam im.

kiedys bylam taka najlepsza, w szkole,we wszystkim.bystra,oczytana,sratatata.a potem nadszedł komputer ktory chyba caly mózg mi wyssał.albo nie wiem.ciagle mam tylko ochote palnąć se w łeb i miec swięty spokoj. ciągle mi niedobrze,z nerwow,z ogolnego samopoczucia.nienawidze siebie, nienawidze ludzi,wszystkich,a musze z nimi przebywac.lato idzie a ja wiosny nie zauważyłam,kiedys tak lubiłam słonce.teraz nawet nie chce mi się zasłon odsłaniac.nie wychodzę z domu nigdzie poza szkołę,bo po co i z kim.czuje sie staro.co gorsza zaczynam widziec w sobie wszystkie znienawidzone u rodzicow cechy, pewnie bede taka jak oni, samolubną,zgorzkniałą ignorantką.tylko rodziny nie chcę miec,po co komuś jeszcze zycie zatruwać.załuje ze sie w ogóle urodzilam.chcialabym powiedziec,ze chcialabym byc zdrowa i normalna,ale na tym tez mi juz nie zalezy.sama sobie nie poradze,a na pomoc juz nie licze.nie wierze w nią.przestalam ukrywac,ze jest zle,jestem sklonna niemal powiedziec to kazdemu.kazdemu,kto z gory nie zacznie prawic mi morałów,powtarzac tych wsystkich banałów.gdybym sie umiala za cos wziąć to bym się wzięła.no więc niczego nie ukrywam,i nic.nikt nie wie jak się za mnie zabrac.

wyslecie mnie do lekarza, no i co z tego?za lekarza się płaci,za leczenie się płaci.i niby rodzice by to mieli zrobic?bo ja z czego..a oni dlaczego mają płacic za takiego darmozjada,czulabym sie jeszcze gorzej,tylko biorąc od wszystkich od siebie nie dając nic. poza tym,kazda moja proba porozmawiania z kims o tym konczy sie tylko płaczem i szlochem ktoregon ie potrafie uspokoic przez cały dzien pozniej.nawet slowa nie umiem z siebie wydusic.

ktory to juz rok takeigo piekła ze samą soba...ktory raz mam wrazenie ze zaraz wybuchnę,albo wręcz zniknę z szalenstwa...a jednak potem wzsystko idzie dalej,ja tępo w tym uczestnicze,wszystko dzieje sie gdzies obok mnie.ile lat tak jeszcze minie?cale zycie?nie chcę tak,na prawdę nie chcę.

i doszlam do tego co zwykle.jestem w takiej czarnej dupie z kazdej strony i nigdy sie nie wygrzebię z tego.bo i po co i jak.

to moja pierwsza od dawna jakakolwiek spojna wypowiedz,zazwyczaj nie potrafię nawet ubrac w slowa tego co mnie męczy.a teraz nawet szybko poszlo.jeszcze tylko pol nocy zastanawiania się,czy to w ogole wysłac.

no.to sie wyjęczałam.i nie jest mi lepiej,tylko żałośniej się czuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...dlaczego ja musze zawsze wszystko spieprzyc , czego sie nie tkne to wszystko sie sypie ...wolam o pomoc a potem kasam reke wyciagnieta w moja strone , nienawidze mojego zycia a mimo to uparcie niczego nie zmieniam ...marze o czyms innym a jednak gdy na dchodzi szansa, niszcze ja tak szybko jak to tylko mozliwe ...otoczylam sie tak szczelnym murem ze nic do mnie nie dociera ,wykanczam sama siebie , a przy okazji wszystkich dookola tego muru , ktorzy chca mi pomoc ... mozna by powiedziec ze mi sie podoba takie zycie , ze to mi pasuje , bo tak jest wygodniej ,ale to nie prawda , ja sie chyba poprostu pogodzilam z tym ,zaakceptowalam to i dlatego tak trudno jest mi cos zmienic , unikajac wszystkiego (bo przecierz to nie pasuje do mojego dotychczasowego zycia) poglebiam sie bardziej i bardziej w przekonaniu ze tak musi byc :?

stworzylam sobie 2 swiaty , jeden rzeczywisty pelen atakow ,lekow, strachu i paniki ,w ktorym jestem tylko ja zmagajaca sie z sama soba i czekajaca na "cud"...i drugi swiat ,ktory obrazuje ten "cud" ...problem w tym ze sama zatrzasnelam drzwi do tego drugiego ,malo tego zamurowalam je ...

olka , glowa muru nie przebijesz ...ale sercem ,kto wie ...

 

dobra pomajaczylam troche ,najlepiej do kosza z tym ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zmęczony życiem... Ciągle słyszę jakieś plany na przyszłość to trenera to matki, a ja nie wiem jak to powiedzieć, że mi się już nic nie chce i mam dość i chce to wszystko skończyć. Jedyne co mam to mój komputer i treningi, większość dnia spędzam w domu i zaczyna mi odpier*alać :/ Po co jest to wszystko, nie chce mi się nic. Na hugo mam się męczyć i użerać, aż do starości, nie jestem żadną mrówką.

Miałem tu już napisanego dość długiego posta, ale po co go publikować, skoro i tak nikomu nie będzie się chciało czytać. Siedzę z nożem w ręce i przyciskam go, pozostają czerwone ślady- na długo, nawet na drugi dzień bywają widoczne- nóż jest tępy, nie mam odwagi, żeby pociągnąć, a z drugiej strony bardzo tego pragnę- skończyć i mieć spokój. Dość już.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mozna by powiedziec ze mi sie podoba takie zycie , ze to mi pasuje , bo tak jest wygodniej ,ale to nie prawda , ja sie chyba poprostu pogodzilam z tym ,zaakceptowalam to i dlatego tak trudno jest mi cos zmienic , unikajac wszystkiego (bo przecierz to nie pasuje do mojego dotychczasowego zycia) poglebiam sie bardziej i bardziej w przekonaniu ze tak musi byc

stworzylam sobie 2 swiaty , jeden rzeczywisty pelen atakow ,lekow, strachu i paniki ,w ktorym jestem tylko ja zmagajaca sie z sama soba i czekajaca na "cud"...i drugi swiat ,ktory obrazuje ten "cud" ...

Kurcze...mam dokładnie tak samo...taki podział na 2 życia:jedno przerąbane z którym się tak jakby pogodziłem choć chce żyć inaczej....ale nie potrafie tego życia zmienic....ciężko mi jest strasznie..

 

 

A ja tak bardzo nienawidze tego świata....wszystko jest takie niesprawiedliwe...wszystko jest takie.......nie osiągalne dla mnie...

jestem przegrany/////dlaczego ludzie od ktorych doświadczyłem złych rzeczy są szczęsliwi dlaczego to ja cierpie a nie oni???dlaczego ja nie mam prawa do śzczescia i normalnego zycia a oni tak? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj pomyślałam,że może faktycznie niektórzy ludzie są skazani na wieczne niepowodzenia.U mnie najpierw pijący ojciec,potem partner alkoholik,a teraz chory mąż.Z nim wszystko było ok dopóki mnie nie znał,a teraz cierpi już ponad rok czasu.Może ja mam faktycznie jakąś złą energię,która udziela się otoczeniu.Taki przyciągacz pecha...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

szatz wcale tak nie jest, że przyciągasz pecha. Wiesz, ja też mam ojca alkoholika - nie pije już prawie pół roku, ale nie o tym. Czytałaś coś o DDA? Chodziłaś na terapię dla współuzależnionych? Jeśli tak o napewno wiesz, że podświadomość dokonuje wyborów za nas i tak jak w Twoim przypadku najpierw ojciec alkoholik, a potem mąż. Na zasadzie to co jest znane jest bezpieczne. Wcale nie jesteś skazana na niepowodzenia tylko trzeba w to uwierzyć i sobie uświadomić. Ty napewno o tym wiesz Dobry Duchu Tego Forum ;)

 

No to ja też sobie pojęcze, a co!

Ja teraz zmieniam kierunek na zupełnie przeciwny, jak mi się wydaje - zaczynam zwiewać przed samą sobą. Ze skrajności w skrajność!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie nie przesadzajcie z tym pechem!!! Wiadomo,że nie zawsze się wszystko układa i są okresy w życiu, kiedy nic nie idzie...też tak mam, ale to jest życie i nie jest idealne, nie wszystkim się zawsze układa!!! whisperzgadzam się z Tobą w pełni, że wybieramy podświadomie to co znane, moj ojciec też był alkoholikiem, niestabilnym emocjonalnie i ja się dziwię, że wszyscy moi faceci, z ktorymi byłam byli tacy sami, obecny też jest :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×