Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Aurora92, no i co z tego ze znasz? Dla mnie znowu wymyslasz . No ale jakbys sie z kims zakumplowala to odpadlby Ci pretekst do wiecznego narzekania ze nie masz znajmych i co bys robila na forum. Uzaleznilas sie od uzalania nad soba bo zyskujesz wtedy uwage "nowek" ktore jeszcze Cie nie znaja i nie maja tego po kokardki. Rusz w koncu dupe i zacznij cos ze soba robic. I mam gdzies Twoje wyzwiska ktorymi mne zaraz obrzucisz :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

Candy14, z tą osobą nie mogłabym się kumplować, bo dzieli nas pewien dystans, którego nie można przekroczyć. Zresztą nie będę więcej zdradzać, nie muszę się wam tłumaczyć.

 

Zakończcie już ten temat, bo mnie wkurza. Co bym nie napisała, to od razu ktoś się wpieprzy ze swoimi radami nie na temat.

I gdybyś czytała wszystkie moje posty, a nie tylko te, w których się użalam, wiedziałabyś, że mam umówionych już kilka wizyt u lekarzy, zatem żądam przeprosin.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

Pozwolę sobie zacytować wypowiedź Mushrooma z innego wątku:

nie każdy chce żeby jego znajomi wiedzieli że ma jakieś problemy psychiczne. (jakie by nie były)

A to dlatego, że mogłabym teraz powiedzieć to samo. Oczywiście zakładając, że osoba, do której mam dystans, jest moją "znajomą". ;) Po prostu nie chcę, by ktoś "znajomy" wiedział, że coś ze mną nie tak.

Edytowane przez SmutnaTęcza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

Candy14, nie, ale byłam po skierowanie do laryngologa (bo ten szum w uchu nie daje mi żyć i chyba jestem trochę przygłucha przez to), a także na USG i kilka innych badań. Dzięki nim będę wiedziała, czy powinnam się wybrać do endokrynologa. Niestety do dermatologa skierowanie potrzebne nie jest, a dodatkowo będę go musiała znaleźć w innym mieście (bo u mnie już nie ma).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

Candy14, na chwilę obecną wolałabym iść do dermatologa, bo o ile nogi czy brzuch zakryję, to dłoni nie mogę (a to naprawdę obrzydliwie wygląda, i nie chodzi o obgryzione paznokcie czy skórki). Problem w tym, że nie jestem jeszcze gotowa, by powiedzieć mu o wszystkim, a chyba rozsądniej byłoby załatwić kilka spraw na raz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O zaburzeniach można powiedzieć,ale nie od razu,prędzej jakby już,to bardziej zaufanym osobom,albo tym które nijak nie mogą nam zaszkodzić.

Choć w moim otoczeniu i tak mają mnie za normalsa (leniwego) ale normalsa,chyba dopiero musiałbym otworzyć gardziel brzytwą,wtedy może by uwierzyli,a tak - mogę grać normalsa.

A przekraczać styksu też mi sie nie pali póki co :pirate:

Choć wszystko zależy od zaburzeń,ludzi wokoło...każdy przypadek inny,u mnie to tak wygląda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Choć w moim otoczeniu i tak mają mnie za normalsa (leniwego) ale normalsa,chyba dopiero musiałbym otworzyć gardziel brzytwą,wtedy może by uwierzyli,a tak - mogę grać normalsa.

Haha dobre... Wszyscy moi znajomi mają mnie za wariata, wystarczy poobcować ze mną kilka dni żeby mnie rozgryźć... Ale żadnemu "normalsowi" nawet nie śniło się jak mroczny jest mój umysł, gdyby ktoś do niego wniknął to raczej by tego nie wytrzymał psychicznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Angielski, wypracowanie maturalne: 'dałeś prezent swojemu przyjacielowi, bla bla bla', dziewczyna obok, wielka lansiara, harcerka, zawsze wokół wianuszek znajomych, dusza towarzystwa sapie do nauczycielki 'jak mam to napisać, skoro nie mam koleżanek'. Wg jej skali to któreś pokolenie mojej rodziny nie ma znajomych, a ja nie mam zycia :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WITAM

Czasem mam wrażenie że nigdy w życiu niczego nie udało się mi osiągnąć. Całe moje życie to wielki pasmo porażek. i gdy znów na horyzoncie będą kolejne zmiany w moim życiu ogarnia mnie smutek. Bo tak na prawdę wiem jak to się skończy.

Moja historie od chwili gdy moja depresja się rozpoczęła sięga wręcz dzieciństwa. Kiedy byłam mała nie podobało mi się podejście ojca do naszej rodziny. Wszystko robił od niechcenia i przelewał swoje rozczarowania i stres w pracy na nas. W domu nie było dnia bez kłótni. W pewnym momencie kłóciliśmy się rano, wieczorem o jakieś bzdety. Ale w weekendy było najgorzej. W tedy nienawiść ojca do rodziny osiągała swój szczyt. Dochodziło niekiedy do rękoczynów.

Po wielu latach udało się jedynie mojej siostrze od tego uciec ja pozrastałam. Oczywiście gdy o tym opowiedziałam przyjaciółkom nie chciały uwierzyć. Nie mogły uwierzyć że ojciec może traktować swoje dzieci. Nie wiem czemu nie mogą w to uwierzyć?

Do mojej depresji dołączył fakt, chyba to wyłącznie przeze mnie, że chyba nie umiem utrzymywać stałych relacji z ludźmi. Niby od czasu do czasu pojawiają się przyjaciele i znajomi, ale porostu nie potrafię spotkać się z nimi chociażby na piwo. Mam przez to wrażenie że się od nich odsuwam a przecież tego nie chce.

Poza tym moje relacje w rodzinie, krótko mówiąc, są porąbane. Każdy do każdego pałą nienawiścią, każdy obgaduje za plecami, nikomu nie możesz zaufać, nigdy nie wiesz czy nie wykorzystają twoich słabości do poniżenia ciebie przed szerszą publiką. Staram się nie mówić o tym co tak na prawdę myślę w rodzinie. Dodatkowo zawsze jak gdzieś wychodziłam z rodzicami i byliśmy w większym gronie a ja nie zgadzałam się w pewnym momencie z ich zdaniem i głośno to komentowałam, to po powrocie do domu zawsze miałam bardzo ostrą kłótnie.

Ale to tylko ułamek.

Ostatnio przez dwa lata tyle się wydarzyło. Miałam wypadek złamanie dwóch kręgów, mogłam przestać chodzić. Byłam i jestem wciąż tego świadoma. Dodatkowo uparłam się na napisanie pracy dyplomowej w terminie pomimo tego że pisałam ja w kuchni przy wszystkich gdy każdy tamtędy chodził i przeszkadzał. Nie zapomnę tego strachu przed kalectwem. Nikt w mojej rodzinie tego nie rozumiał. Ale szybko okazało się że nie to było najgorsze. Po tym jak zdjęto mi gips ojciec prześladował mnie i kłócił się każdego dnia, aż w końcu znów pobił. Bo nie chciałam się ubiegać o odszkodowanie od mojej uczelni. Jak zawsze jemu chodzi tylko o pieniądze. Zamieszkałam na jakiś czas u babci. Nie był to również trafiony pomysł. Po pewnym czasie wróciłam do domu i niby coś się zmieniło ale nie do końca.

Teraz jestem prześladowana we własnym domu pod kątem poszukiwania pracy. Wciąż studiuje, ogarnięcie wszystkiego na raz jest trudne. Tylko nikogo to nie obchodzi. Ojciec wie że i tak się go nie będę słuchać w życiowych poradach. Zawsze były one nietrafione i błędne. To próbuje inaczej zastrasza mnie moją własną przyszłością. Twierdzi że jestem głupia i nie poradzę sobie w życiu. Według niego przyjaciel to tylko nieodkryty wróg i tylko jemu (mojemu ojcu) powinnam ufać.

Ciężko to znoszę wszystko.

Poza tym mam wrażenie ze już nawet rodzina próbuje o mnie zapomnieć. Moja kuzynka z którą lubiłam spędzać czas w dzieciństwie rozmawia ze mną tylko w towarzystwie siostry. Siostra za to rzadko kiedy ma czas na spotkanie, zawsze jest coś do roboty albo spotyka się z innymi znajomymi. Przyjaciele i koledzy są tylko w tedy kiedy na mówię ich na spotkanie. Rodzice pamiętają o mnie tylko przy kolejnych wydatkach.

Nie rozumiem tego co się dzieje i chciałabym to zmienić, ale jak gdy nie wiedzę już szansy na to. Czasem wydaje się mi że została zaszufladkowana i nie wiem już dokąd mam pójść.

Proszę o radę. Co mam zrobić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie sprawa wyglda tak: ze względu na to, że byłam kiedyś osobą zdolną do poświęcania wiele dla innych, byłam wykorzystywana przez wszystkie osoby, które uznałam za bliskie (poza rodziną na szczęście). I teraz mam z tego powodu blokadę na ludzi i od około 10 lat nie miałam osoby, którą nazwałabym kimś innym niż kolegą. Zaczęłampo prostu uciekać od ludzi poprzez niemyślenie o tym, co się dzieje dookoła. I teraz z tego powodu nie rozumiem, na czym polegają głębsze relacje międzyludzkie. Gdzie w nich jest granica pomiędzy cenieniem relacji a matrializmem i różne inne rzeczy. Dla kogo można się poświęcać i na ile, a dla kogo nie. Generalnie nie znam zasad współżycia w bliższych relacjach. Mogłbym się nauczyć po prostu tych zsad, ale ponieważ nie jestem czyjąś przyjaciółką, albo jestem dziwakiem, albo jeszcze coś innego - nie jestem dopuszczana do poznania tych zsad, bo nie jestem dopuszczana do relacji. Dzisiaj z tego powodu wyszłam rano do pracy prawie z płaczem. I żyję tak sama sobie, w swoim świecie (chyba, że jadę do domu). Mieliście tak samo? Jak sobie radzicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Choć w moim otoczeniu i tak mają mnie za normalsa (leniwego) ale normalsa,chyba dopiero musiałbym otworzyć gardziel brzytwą,wtedy może by uwierzyli,a tak - mogę grać normalsa.

Haha dobre... Wszyscy moi znajomi mają mnie za wariata, wystarczy poobcować ze mną kilka dni żeby mnie rozgryźć... Ale żadnemu "normalsowi" nawet nie śniło się jak mroczny jest mój umysł, gdyby ktoś do niego wniknął to raczej by tego nie wytrzymał psychicznie.

DOKŁADNIE, mogę się starać coś ukrywać i udawać, działać normalnie, ale prędko każdy się orientuje, i tak, nikt nie ma pojęcia co jest naprawdę, jak wygląda moja rzeczywistość, a ja ciekawa jestem sposobu odczuwania i myślenia innych, głównie tego odczuwania...

bardzo bym chciała grać normalsa, teraz mam wrażenie, że każdy ma broń przeciwko mnie a bo i tak właściwie przecież chyba jest...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam na terapii. Nawet na 3. Chociaż nie wykorzystałam całkowicie tego czasu. A teraz pracuję od poniedziałku do piątku i zwyczajnie nie jestem w stanie iść na terapię, bo wszystkie są w godzinach pracy. I nadal często zwyczajnie nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ludzie się zchowują tak, jak się zachowują, a tymbardziej jak się z nimi wchodzi w bliższe relacje i na czym one polegają. Na co sobie mogę w nich pozwolić, a na co nie. A efekt tego jest taki, że od 12 lat nie nazwałam nikogo swoim przyjacielem, a wszyscy ci, których miałam wcześniej (i to nie jest wyolbrzymianie bo wtedy nie miałam do tego tendencji) mnie wykorzystywali. I teraz jestem trochę taką desperatką, mam świadomość tego, że to jest męczące dla innych - widać to po nich. No ale w takiej sytuacji na prawdę ciężko desperatem nie być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aguskaguska, Prawda jest taka, że nauka tworzenia relacji z innym człowiekiem, to bardzo długi i skomplikowany proces, ALE nie możesz wychodzić z założenia, że będziesz ją tworzyć tylko po to aby się czegoś nauczyć, bo to wyjdzie samo z siebie - doświadczenie nabywamy automatycznie. Właściwie co stoi na przeszkodzie, abyś nawiązała jakiś kontakt? Twoja nieśmiałość? Emocje jakie temu towarzyszą? Czy może coś kompletnie innego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aguskaguska, Właściwie co stoi na przeszkodzie, abyś nawiązała jakiś kontakt?

 

Kontakt potrafię nawiązać, nie potrafię nawiązać głębszych relacji. Nie znam i nie rozumiem zasad, jakie w nich obowiązują, bo nie byłam w nich przez 12 lat, poczwszy od podstawówki, czyli przez sporą część okresu, w którym właśnie uczy się je nawiązywać. I zamknęłam się na ludzi z powodu wykorzystywania mnie (dalej mam przekonanie, że każdy, komu dam z siebie tyle, ile bym chciała, będzie mnie wykorzystywał, i to jest druga rztecz, która mi przeszkadza). Często uciekałam od nich, co polegało na tym, że nie myślałam o tym, co się dzieje dookoła mnie, tylko gdzieś tam byłam w swoim świecie. Jak się ma coś takiego w etapie rozwoju, to ja zostaję w relacjach z tyłu, a inni idą do przodu i przestaję ich rozumieć. I z drugiej strony jest pewna granica, po której przekroczeniu jesteś albo uznawany za dziwaka, albo w każdym razie za "nie tą osobę, z którą się o swoich relacjach rozmawia". I Ty się blokujesz na świat, i świat się blokuje na Ciebie. I wtedy ciężko poznać te zasady nawiązywania bliższych relacji, skoro nikt Cię do nich nie dopuszcza.

 

-- 14 mar 2014, 21:20 --

 

A efekt tego jest taki, że od 12 lat nie nazwałam nikogo swoim przyjacielem,

Nie ma obowiazku posiadania przyjaciol tym bardziej ze czesto nazywamy tak osoby ktore a to nie zasluguja. Ale znajomych masz?

 

Pewnie, że nie, ale znajomi po prostu nie wystarczą. Bliższe relacje są potrzebne. Ja tego nie traktuję jako obowiązek, tylko potrzebę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A efekt tego jest taki, że od 12 lat nie nazwałam nikogo swoim przyjacielem,

Nie ma obowiazku posiadania przyjaciol tym bardziej ze czesto nazywamy tak osoby ktore a to nie zasluguja. Ale znajomych masz?

ja mam 2 ale chowalem sie z nimi polowe zycia ta cala terapia poznawczo behawioralna to tez pewnie tylko slowo w teczkach lekarzy ja poszedłem na wolontariat i stalo sie cos czego sie wógóle po tym miejscu nie spodziewałem. po upływie 1,5 miesiąca opiekowałem się chorymi dziećmi(akcja Dr.clown) i zapominałem o całych problemach a do tego jeszcze poznałem kogoś. Kobietę z Bydgoszczy nie mniej sympatyczną jak te dzieciaki smiejące się do rozpuku. Z dziećmi dalej bardzo chce pracować a co do kobiet mamy zgodną sytuację ona jest po rozwodzie z facetem który chlał i był zagrożeniem a ja nadal mam w sobie pokłady nieufności dlatego zamiast bawić się w słówka z lekarzem zachęcam chociażby do w/w wolontariatu bo najlepszym lekarstwem na niesmialosc jest potencjalne miejsce pelne ludzi:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×