Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

Widzę, że stwierdzenie "stabilizatory jakoś pomagają" stało się hitem:)

Wyłamując się z szeregu lemingów mam niestety własne przemyślenia.

Może to znowu będzie śmieszne uogólnienie ale dlaczego w USA 10-20% chorych na ChAD polełnia samobójstwo?

Zakładam, że biorą leki łącznie ze stabilizatorami. Ciekaw jestem wyniku badania na odsetek samobójstw bez stabilizatorów.

Populacja w badaniach skuteczności litu ok. 100 osób (mało, dużo? oceńcie sami)

40%  skuteczna ochrona litu. Założył ktoś, że i bez litu np. połowa z tego odsetka chorych z badania zachowałaby remisję w ciągu dwóch lat? Miałem dłuższe remisje bez stabilizatora.

Załóżmy, że jestem uczestnikiem badania. Stanowię 1% materiału badawczego. Uważam, że znacząco zmieniam statystyki. 

A co z jakością życia? Afektem? Libido?

Marnie, bo marnie ale egzystować?. Jak tłusty eunuch?

Kwestia wyboru i czucia się na siłach.

 

Barsinister. Typowy lub nietypowy przebieg ChAD? Oczywiście istnieje naukowy podział na kilka typów ale moim zdaniem nie znajdzie się dwóch identycznych przypadków.

Do diagnozy mija zazwyczaj kilka lat, jak więc ująć w ramki typowość przypadku. 

 

 Za Hitlerem szły miliony nie wątpiąc w jedynie słuszną rację. Przecież były miarki do nosów i czaszek , wzorniki kolorów oczu i włosów stwierdzające naukowo o wyższości i kryteriach rasy panów. 

Nagroda Nobla za lobotomię stosowaną do lat 60-tych. 

Żaden z ówczesnych psychiatrów nie podważył jej zasadności i skuteczności - była stwierdzona i naukowo uzasadniona.

Tu nie chodzi o malkontenctwo i defetyzm. To jest Goebbelsowska terminologia, której podobnie jak pierdzielenia, pier...., jak i piętnowania swojego zdania nie życzę sobie, aczkolwiek puszczam płazem jako słowa pochodzące od psychicznie chorego. Może w przyszłości sam lepiej natrzodzę.

Pozwolę sobie przytoczyć słowa mojego lekarza: "leczenie nie może być gorsze od choroby", wybieram póki co lepsze życie w celibacie tylko od leków. Wcale nie czuję się "zajebiście", mam to gówno ( aktualnie schyłkową depresję)  z którym ludzie żyli na długo przed "lekami nowej generacji" i czekam na coś w rodzaju antybiotyku na ChAD, bo póki co uważam skuteczność psychiatrii w tej dziedzinie za żałosną.

Ew. manii nie obawiam się. Są skuteczne leki na jej zbicie

Antydepreanty  to samo zło ( subiektywna ocena)

Stabilizatory... jestem minus neutralny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że stwierdzenie "stabilizatory jakoś pomagają" stało się hitem:)

Wyłamując się z szeregu lemingów mam niestety własne przemyślenia.

Może to znowu będzie śmieszne uogólnienie ale dlaczego w USA 10-20% chorych na ChAD polełnia samobójstwo?

Zakładam, że biorą leki łącznie ze stabilizatorami. Ciekaw jestem wyniku badania na odsetek samobójstw bez stabilizatorów.

Populacja w badaniach skuteczności litu ok. 100 osób (mało, dużo? oceńcie sami)

40%  skuteczna ochrona litu. Założył ktoś, że i bez litu np. połowa z tego odsetka chorych z badania zachowałaby remisję w ciągu dwóch lat? Miałem dłuższe remisje bez stabilizatora.

Załóżmy, że jestem uczestnikiem badania. Stanowię 1% materiału badawczego. Uważam, że znacząco zmieniam statystyki. 

A co z jakością życia? Afektem? Libido?

Marnie, bo marnie ale egzystować?. Jak tłusty eunuch?

Kwestia wyboru i czucia się na siłach.

 

Barsinister. Typowy lub nietypowy przebieg ChAD? Oczywiście istnieje naukowy podział na kilka typów ale moim zdaniem nie znajdzie się dwóch identycznych przypadków.

Do diagnozy mija zazwyczaj kilka lat, jak więc ująć w ramki typowość przypadku. 

 

 Za Hitlerem szły miliony nie wątpiąc w jedynie słuszną rację. Przecież były miarki do nosów i czaszek , wzorniki kolorów oczu i włosów stwierdzające naukowo o wyższości i kryteriach rasy panów. 

Nagroda Nobla za lobotomię stosowaną do lat 60-tych. 

Żaden z ówczesnych psychiatrów nie podważył jej zasadności i skuteczności - była stwierdzona i naukowo uzasadniona.

Tu nie chodzi o malkontenctwo i defetyzm. To jest Goebbelsowska terminologia, której podobnie jak pierdzielenia, pier...., jak i piętnowania swojego zdania nie życzę sobie, aczkolwiek puszczam płazem jako słowa pochodzące od psychicznie chorego. Może w przyszłości sam lepiej natrzodzę.

Pozwolę sobie przytoczyć słowa mojego lekarza: "leczenie nie może być gorsze od choroby", wybieram póki co lepsze życie w celibacie tylko od leków. Wcale nie czuję się "zajebiście", mam to gówno ( aktualnie schyłkową depresję)  z którym ludzie żyli na długo przed "lekami nowej generacji" i czekam na coś w rodzaju antybiotyku na ChAD, bo póki co uważam skuteczność psychiatrii w tej dziedzinie za żałosną.

Ew. manii nie obawiam się. Są skuteczne leki na jej zbicie

Antydepreanty  to samo zło ( subiektywna ocena)

Stabilizatory... jestem minus neutralny.

Piszesz koleś same pierdoły, moje prawdziwe nazwisko to g......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

coma, No to widzę duże postępy;) Ja kiedyś też lubiłam sobie łyknąć. Ale teraz uważam, że to bez sensu. Rozwiązywało to moje problemy na krótki czas, a potem było jeszcze gorzej:/ A co do niemocy to ja tak miałam przez bardzo długi czas. Miałam okresy, że coś robiłam cokolwiek, ale większość czasu to laptop i jakieś głupie filmy, żeby tyko to wszystko minęło... Nic mnie nie obchodziło, jeść mi się nawet nie chciało. No ja tak średnio się pogodziłam, bo wolałabym być osobą sprzed paru lat, gdzie ciągle się śmiałam i nic więcej. Za to miałam skłonności to ciągłego filozofowania o życiu i może to też było dla mnie nie dobre, bo często się zastanawiałam nad różnymi bzdurami, które psuły mi nastrój. No ale tak jak mówisz trzeba się jakoś ogarnąć i żyć. Chociaż jakoś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak czytam niektóre posty to wydaje mi się że ChAD jest ciężką chorobą psychiczną, na którą ludzie są zamykani w szpitalach... Dlaczego więc psychiatra zdiagnozował mi to na pierwszej wizycie, która trwała może z kilkanaście minut i skończyło się na recepcie na fluoksetyne? W ogóle badanie było żałosne - była to moja pierwsza (i jedyna do tej pory) wizyta u psychiatry, spodziewałem się raczej leżeć na leżance, która co prawda była w gabinecie, ale siedziałem za biurkiem i odpowiadałem na podręcznikowe pytania oschłego konowała. Czułem się bardzo spięty i nie na wszystkie odpowiedziałem szczerze, np. to o myślach samobójczych - bałem się zamknięcia w psychiatryku. Byłem u psychiatry w małym mieście, w jedynej funkcjonującej tam poradni zdrowia psychicznego. To było już ładnych parę lat temu, od tamtej pory się nie leczę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hejka

dawno nie byłam tutaj ... bo w miarę dobrze się czuję. Od ponad 2 miesięcy nie biorę żadnych leków. Jestem na końcówce ciąży i na samym początku odstawiłam leki, przez 1,5 miesiąca brałam aminokwas budujący serotoninę, przez ok 1 miesiąc min dawkę fluo... Czułam się różnie bardzo. Od początku stycznia jest w miarę nieźle poza okresem około 1 tygodnia po 1 dniu wytężonego wysiłku i euforii.

Przyczyny? Może hormony - ale to też może bardzo destabilizować, może że poszłam na zwolnienie, ale to wcześniej mnie nie stabilizowało, może zmiana diety bo uzupełniłam sobie różne minerały, aminokwasy, omega 3 i inne? Odstawiłam prawie całkowicie cukier, gluten, nabiał, chemię w jedzeniu. Może cała wiązka przyczyn?

Fajnie jakby to wszystko było zasługą diety bo wtedy bym miała receptę na siebie...

A i jeszcze zaczęłam pracowac nad swoimi emocjami poprzez wizualizację. Po jednej kiedy wyobrażałam sobie jak depresja mnie pochłania też miałam doła przez 2 dni. Ale w sumie nie tak bardzo głębokiego.

I jeszcze troszke spróbowałam medycyny chińskiej: głównie dieta i przez chwile zioła.

 

Kurcze zaczęłam wierzyć że mozna wpłynąć na swój mózg poprzez dostarczanie mu odpowiednich składników w pożywieniu, eliminację toksycznych (ważne zadbać o jelita żeby przyswajać), higienę emocjonalną...Coś takiego pewnie nie zadziała jak człowiek jest w złym stanie, ale może warto wspomóc farmakoterapię..

 

Tak podrzucam Wam pomysł.. na nóz widelec komuś chociaż troszkę pomoże...

 

Uściski

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sens, trzymam kciuki za dobre rozwiazanie i wspanialego dzidziusia.

Ja ciaze przechodzilam wspaniale i czulam sie jak mlody Bog - do tego moja uwczesna diagnoza - zaburzenia depresyjne nawracajace, ktore towarzyszyly mi od dziecka, byly jakas moja czastka i nie za bardzo nimi sie przejmowalam, tak ze bylo calkiem spoko w tamtym czasie.

 

Od paru dni wskakuje na Topamax, mieli mnie strasznie :evil: ja ogolnie jestem bardzo wystrzymala i byle jakimi pierdolami sie nie zrazam ale akurat ten lek daje mi troche popalic, tak ze pare razy muslamam benzo dorzucic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcę się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami na temat Chad. Od ostatniej depresji minęło już prawie dwa lata a czuję się dobrze ,bez większych skoków nastroju. Biorę leki (lit od 12 lat -( w moim przypadku nie zauważam jakiś przykrych objawów) i dodatkowo ketrel - od ostatniej depresji). Oczywiście mimo brania tych leków miałem wahania nastrojów ale były on łagodniejsze i krótsze. Staram się nie pić alkoholu bo np. u mnie alkohol często powodował agresję lub tylko przymulenie a w depresji jeszcze większy spadek nastroju (kiedyś było inaczej -był luzik ).

Mimo brania leków też wpadam w większe wahania nastroju poczynając od przygnębienia, agresji lub zbyt dużego pobudzenia itp.

ale zauważyłem,że jeżeli zareaguje na nie szybko to nie pozwolę tym stanom się nakręcić, rozpędzić.

Sytuacje są jakie są ale dużo zależy jak na nie zareagujemy. Ja osobiście jak reaguję zbyt emocjonalnie, zbyt agresywnie to po krótkim czasie czuję się szybko wypalony(mimo że na początku mam dużo energii) a potem mam jeszcze wyrzuty jeżeli zareagowałem zbyt ostro. Obecnie staram się wyłapywać szybciej na takie stany i reagować bardziej łagodnie. Kosztuje mnie to mniej nerwów a

w "portfelu" zostaje więcej energii. Kiedy się nakręcam sytuacje ,które normalnie by po mnie spłynęły zaczynają wkurzać .

Mi bardzo pomaga akceptacja samego siebie (po prostu polubienie siebie - taki osobisty darmowy przyjaciel 24/dobę) Kiedy jest się w zgodzie z sobą , ma się więcej energii, jest się bardziej odporny na niesprawiedliwą krytykę,jest się bardziej twórczym itd.

W depresji mamy bardzo zaniżoną samoocenę a w manii bardzo zawyżoną , remisją to mniej więcej taki środeczek.

Gdzieś usłyszałem takie zdanie "Lubienie Świata trzeba zacząć od siebie" ,mamy wtedy dużo energii aby się nią podzielić z innymi,

nie mając energii w sobie nie mamy się czym dzielić.

Tak jak Depakiniarz ,jak byłem w depresji czym bardziej się starałem tym bardziej się przejmowałem i miałem więcej wyrzutów,bo idealnie nie istnieje(chyba :D ). Teraz staram się zrobić jak najlepiej i olewam złośliwą krytykę i staram się nie marnować siły na przekonywaniu innych.

Czy mimo tego co napisałem mam wpadki ... OCZYWIŚCIE. Jak napisałem mimo brania leków mam krótkie stany pod depresyjne, ale coraz szybciej na nie reaguje. Dla mnie kluczem do remisji jest pozytywne nastawianie i akceptacja samego siebie ale trzeba to cały czas ćwiczyć (tak jak kulturysta swoje mięśnie). Może słyszeliście o takiej metodzie ,że staje się przed lustrem i mówi się "JESTEM OK". Jeżeli zaczynamy krytykować sami siebie to jest już źle- niema ludzi idealnych. Jeżeli polubimy wreszcie siebie pojawi się energia, motywacja do działania. U mnie to działa i mam nadzieję ,że Komuś też pomoże. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej. Jestem tu nowa :) Próbuję nadrobić wątek, ale pozostało mi paręset stron. Coś o mnie. Leczę się od 17-ego roku życia (w tym roku stuknie mi 31). Wszystko zaczęło się od zaburzeń lękowych - strach przed wyjściem z domu, przebywaniem wśród ludzi, obawy, że zostanę porwana, zgwałcona etc. Nie pamiętam jaką diagnozę mi z początku postawiono w każdym bądź razie w związku z brakiem poprawy zmieniałam lekarzy i leki, aż w końcu zostałam uleczona :) Tak mi się przynajmniej wydawało do momentu, gdy wpadłam w pierwszą ciężką depresję. Wyciągnął mnie z niej effectin a nawet dostałam coś w gratisie - pełnoobjawową, ciężką manię. Skutki były opłakane. Zaciągnięte kredyty, prace na kilka etatów ponad możliwości, zdrada i rozpad związku, zawalone studia, wypadek samochodowy po brawurowej jeździe, konflikty z otoczeniem. Kiedy już zeszłam na ziemię i dodatkowo przygniotły mnie konsekwencje maniakalnych wyczynów - wpadłam w głęboki dół. Wtedy po raz pierwszy trafiłam do szpitala - diagnoza CHAD. Od tamtego momentu miałam kilka hipomanii (tak mi się wydaje) i prawdopodobnie jedną, choć już bardziej kontrolowaną manię. No i oczywiście kilka ciężkich depresji - tego to już jestem pewna :) Ostatnia depresja półtora roku temu z pobytem w szpitalu. Dodam jeszcze, że za każdym razem (oprócz ostatniego) po wyjściu z depresji odstawiałam leki. Byłam przekonana, że jestem zdrowa i nie chciałam się truć tą chemią. Teraz już zmądrzałam i leków nie odstawiam. I teraz pytanie do Was. Jak radzicie sobie z odstawieniem alkoholu? U mnie szczerze mówiąc jest ciężko. Nie potrafię sobie odmówić tej odrobiny szaleństwa i zapomnienia chociaż raz na jakiś czas. Czy bardzo tym ryzykuje? Druga sprawa to zauważyłam, że u większości z Was następują dość częste zmiany nastroju. Ja jak miałam depresję albo manię to trwały one miesiącami. Teraz rzekomo jestem stabilna. Tylko czy aby na pewno? Po wyjściu ze szpitala byłam wesoła i energiczna (ale bez robienia żadnych głupstw) i trwało to około 8 miesięcy. Od kilku miesięcy poczułam spadek formy, stałam się bardziej leniwa, przestały mnie interesować kontakty z płcią przeciwną, spadł popęd seksualny. Depresji nie mam. Chce mi się żyć, pracuję, udzielam się towarzysko. Tylko to wszystko jest jakieś takie wymuszone... No i mam problem bo w zasadzie to ja już nie wiem kiedy jestem sobą. I co mnie jeszcze przeraża? Po pierwsze brak pamięci a po drugie wydaje mi się, że jestem coraz głupsza. Co się stało z moją inteligencją? Dla jasności tej inteligencji nie wymyśliłam sobie w maniakalnym stanie tylko taką opinię mieli o mnie inni co zresztą potwierdzało się w sukcesach zawodowych. A teraz? Teraz to mam wrażenie, że nie potrafię się nawet ładnie i składnie wypowiedzieć. Zapominam czasami podstawowych słów! Ta choroba mnie blokuje, nie pozwala mi się rozwijać, a ambicje niestety mam. I co u dalej robić? Jakieś rady?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alkohol odstawiłem 2,5 roku temu i jestem całkowitym abstynentem.Nie tylko z powodu choroby ,ale także moralności życiowej. Prawda jest taka ,że przy chorobie psychicznej najlepiej pożegnać się z tą używką. Nadużywanie alkoholu może obniżać efektywność leczenia i powodować interakcje z lekami tak, więc szkoda tracić czas na leczenie jak ma się pić duże ilości alko. Depresja obniża poziom intelektualny najbardziej. Spada koncentracja i zdolności poznawcze, ale wraz z pełną remisją wszystko powinno wrócić do normy. U mnie to jest właśnie podstawowy objaw depresji i kiedy jest poprawa to i umysł staje się jaśniejszy :). Swoją drogą to miałaś na prawdę ostry stan maniakalny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_Jack_ dzięki za odpowiedź :) Wiesz ja się tylko zastanawiam, czy kolejne rzuty choroby nie powodują u nas jakiś trwałych zmian w mózgu? Nie mam teraz depresji, jestem tego pewna bo doświadczyłam tego piekła już nie raz. A mimo wszystko czuję się o wiele mniej sprawna umysłowo niż kiedyś. No i ten cholerny brak pamięci. Katastrofa. Niektórzy potrafią mi coś powtarzać po trzy razy a ja i tak zapominam. Zresztą ostatnio się broniłam (mimo przeszkód po 10 latach udało mi się w końcu dokończyć studia) i powiem Ci, że obrona poszła mi bardzo kiepsko. Ledwo udało mi się wyciągnąć na 3 mimo, że sporo się uczyłam. Dla porównania maturę napisałam jako trzecia w całej szkole. Może to wina leków? A co do alkoholu, wiem, że nie powinnam. Na początku leczenia potrafiłam z niego całkowicie zrezygnować. Ale po tym pierwszym ataku manii i równie ciężkiej depresji byłam taka zła na to, że mi się to przytrafiło, że zaczęłam uciekać w świat używek. I nie był to niestety tylko alkohol (choć wcześniej byłam tego największym przeciwnikiem). Teraz już staram się być trochę mądrzejsza, ale kiepsko mi to wychodzi, szczególnie z alkoholem. Nie wiem, być może to jest jakaś moja ucieczka od tego wszystkiego...

A co do mojej manii. To co tu napisałam to jest nic, gdybym Ci opowiedziała co ja wyprawiałam to byś nie uwierzył...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Geminus alkohol u mnie akurat nie jest tematem. Bardzo dlugo prawie wcale nie pilam, pozniej dla przyjemnosci - na zasadzie, lampka wina do obiadu. No ale ja "sezonowa" jestem i czujac lizniecie slonca po moim spragnionym i umeczonym zimowa depresja ciele - musze pilnowac sie przeokropnie wiosenno-letnia pora a zimowa pora uzywki mi wisza, bo zabawy i tak nie ma :evil:

Braki w inteligencji zauwazam juz w subdepresji u siebie :why: zaczynam robic wrazenie snietego karpia a niby tylko lekka melacholia mnie bierze wrrr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tracę kontrolę nad wszystkim. Jestem jak trup z pustymi oczodołami, bez wyrazu, zamyślony w pośmiertnym bezruchu. Serce mnie boli. Ręce mi się trzęsą. Boże, niech ktoś sprawi abym nie myślał o tym aby odebrać sobie życie...

 

Jakby ci to napisać, marsz do szpitala?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Geminus - witaj w naszym zacnym gronie...

Co do alkoholu, jeśli o mnie chodzi to ograniczam, ale nie jestem abstynentką. Zdarza mi się wypić 2-3 piwa podczas sobotniego wyjścia, ale nie jest to cotygodniową regułą. Od wielkiego święta lampka lub 2 wina. Wódkę odstawiłam bez problemu, bo nie lubię, a poza tym przy lekach niemiłosiernie zdycham potem przez kilka godzin,a nawet dobę po spożyciu, więc "nie warta skórka za wyprawkę". Nie znaczy to jednak, że namawiam do spożywania jakiegokolwiek alkoholu przy ChAD i lekach, to niezbyt dobre zestawienie...

Depakiniarz - smutno jest czytać Twoje ostatnie posty :? Na odległość czuć, że wciągnęła Cię potworna depra, ale PAMIĘTAJ, ŻE KAŻDY EPIZOD KIEDYŚ SIĘ KOŃCZY- wiem, to mało pocieszające... Jedyne co mogę dodać, to ZMYKAJ CZYM PRĘDZEJ DO DOBREGO LEKARZA LUB SZPITALA, NIE CZEKAJ ANI JEDNEGO DNIA DŁUŻEJ W TAKIM STANIE!!! TRZYMAM ZA CIEBIE KCIUKI...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

maargooo, INTEL i Weiss - dzięki za ciepłe powitanie :)

Weiss - ja też byłam sezonowa, jesień/zima - totalne deprechy, wiosna/lato - mania lub hipo. Jakież było moje zdziwienie jak ostatnim razem pociągnęło mnie w dół w maju... Całe lato, na które tak co roku czekam, spędziłam w szpitalu :(

maargooo, pójdę w Twoje ślady i postaram się maksymalnie ograniczyć alkohol. W to, że zostanę całkowitą abstynentką po prostu nie wierzę :) Może dlatego, że on mnie wprowadza w stan na miarę hipo. Jestem duszą towarzystwa, wszędzie mnie pełno, nastrój mam wyśmienity. Boję się tylko, że kiedyś będę musiała zapłacić za te chwile beztroskiego szaleństwa dlatego postanowiłam to ukrócić.

INTEL 1, cały czas nadrabiam wątek w związku z tym mam pytanie, udało Ci się już dokończyć książkę? Szczerze mówiąc czekam na nią z niecierpliwością, mam nadzieję, że będzie mnie na nią stać hehe

Depakiniarz, nie poddawaj się. Zapewne większość osób z tego wątku doskonale wie co przeżywasz. Ja wiem i wiem też, że nie ma słów które mogłyby Cię w tym momencie pocieszyć. Pewnie nawet wygrana w totka w takim stanie nie zrobiłaby na Tobie większego wrażenia. Ale wiem też, że odpowiednio dobrane leki potrafią zdziałać cuda. No może nie przesadzajmy z tymi cudami, po prostu umożliwiają jakiekolwiek funkcjonowanie. Na Ciebie też musi w końcu coś zadziałać. Prędzej czy później. I dobra rada na przyszłość. Jak już uda Ci się wrócić do świata żywych koniecznie zrób coś ze swoimi długami. Być może uda Ci się znaleźć jakąkolwiek pracę i powoli zaczniesz jakoś z tego wychodzić. Wiem co mówię bo ja po manii miałam do spłacenia co najmniej 100 000,00 zł (jak sobie pomyślę, że to jedna trzecia jakiegoś małego mieszkanka to mnie szlag trafia!). Część spłacają do tej pory moi Rodzice, a większą część musiałam spłacić ja sama. Ciągnęło to się latami i za każdym razem jak byłam w dole to te długi doprowadzały mnie na skraj samobójstwa. Zajęło mi to parę lat, ale przycisnęłam się, wielu rzeczy sobie odmawiałam i jakoś wyszłam na prostą. Co prawda mam 31 lat, oprócz samochodu (też zresztą na kredyt) niczego się nie dorobiłam i nadal mieszkam z Rodzicami ale już przynajmniej jestem na czysto i uwierz, że kamień spadł mi z serca. Modlę się tylko, żeby znów nie narozrabiać bo kolejny raz bym się już chyba z tego nie podniosła. Pocieszam się tylko tym, że chyba już jestem na czarnej liście w BIK-u i raczej kredytu już mi nie dadzą :D Trzymaj się!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie już jest trochę lepiej, ale niestety zdałem sobie sprawę ,że ta poprawa nie jest jeszcze taka na 100%. Zmniejszyły się objawy depresji, ale mimo wszystko wciąż istnieją. Zmieniły się z umiarkowanych na łagodne. Do psychiatry idę za tydzień. Byłem za to wczoraj u ortopedy. Mogę już chodzić bez kul i dał mi skierowanie na rehabilitacje na która będę musiał czekać około 3 tygodni. Tylko prawdopodobnie wtedy już tak rozchodzę nogę ,że nie będzie mi to jego skierowanie już do niczego potrzebne.

 

Depakiniarz trzymaj się. Smutno się trochę robi czytając twojego bloga podobnie jak historie Roberta. Ciężko dawać jakieś oklepane formułki typu będzie dobrze czy głowa do góry, bo sam wiem co to jest depresja i ,że to wszystko nie jest takie proste. Twoja historia pokazuje jak choroba może zniszczyć człowieka w dodatku zostaje się na pastwę urzędników z ZUS-u którzy są ignorantami i nie kwapią się do pomocy. Szczerze mówiąc ja jakbym miał jeszcze jakieś długi i komorników na karku to już chyba ręce by mi opadły. Warto jednak walczyć i żyć nawet w tych ciężkich momentach, leki może w końcu zadziałają i zaczniesz stawać na nogi..

 

-- 12 mar 2014, 00:09 --

 

Dodatkowo powiem ,że trochę się z wami wszystkimi tutaj zżyłem:). Jesteście dla mnie jak druga rodzina. Forum jest fajnie moderowane. Nie ma tutaj niepotrzebnych kłótni i hejterów. Nawet jak wyjdę z choroby i wrócę do pracy to będę tutaj zaglądał i zdawał relacje z tego co u mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jack co ci się stało w noge ??? ja skręciłem staw skokowy 2 tyg jutro będzie i powoli kule odrzucam jestem w trakcie

fizykoterapii wirówka i magnetronic robię prywatnie bo na nfz to miesiącami

nogę moczę w pralce typu Frania :) tylko nastraszyli mnie z przepięciem jak będzie to po mnie :)(:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jack co ci się stało w noge ??? ja skręciłem staw skokowy 2 tyg jutro będzie i powoli kule odrzucam jestem w trakcie

fizykoterapii wirówka i magnetronic robię prywatnie bo na nfz to miesiącami

nogę moczę w pralce typu Frania :) tylko nastraszyli mnie z przepięciem jak będzie to po mnie :)(:

To samo co Tobie tylko złamanie z przemieszczeniem i była potrzebna operacja. Pieprze się z tym już od grudnia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brak pracy to również mój problem. Jest coraz lepiej i staram się nastawiać bardzo pozytywnie. Natomiast oszukać rzeczywistości nie można, za coś trzeba żyć i opłacać rachunki. Chcę tego czy nie chcę, smutna prawda o moich finansach dobija mnie co jakiś czas.

 

Wieczorami mój stan jest bardzo dobry, natomiast w dzień różnie. To element do wypracowania, czy działanie leków?

 

Zastanawiam się czy nie nabawiłem się klaustrofobii albo czy w zasadzie od zawsze jej nie miałem, a teraz się nasiliła. Wystarczy, że wyjdę na zewnątrz i momentalnie czuję się lepiej. Wewnątrz pomieszczeń potrafię być bardzo drażliwy, a np. w parku totalnie wyluzowany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

INTEL jak terapia zaczyna wywolywac w Tobie takie emocje, to odpusc - moze kiedys do niej wrocisz, jak poczujesz potrzebe. Nie ma sensu, sobie dodatkowo struny nerwowej szarpac :lol:

Ja terapie zaczynalam pare razy ale jakos nie czuje tego i przestalam probowac. Ale przez wiele lat chodzilam z synem (porazenie mozgowe) na grupowa terapie relaksacyjna, bo urzadzal nam male wojenki i wewnetrznego wojownika trzeba bylo troche spacyfikowac i akurat te terapie bardzo mi sie przydaly do osobistego wykorzystania.

Geminus , to ze sezonowych powala w niby gornym sezonie, to nie nowosc. Dlatego trzeba sie pilnowac i rozkladac sily na caly sezon ;) Pamietam z 8 lat temu, mialam dosc intensywny sezon i wisienke na torcie - wyjazd w cieple kraje przy koncowce i co ... i jak dojechalismy na miejsce, to taka dearelizacja mnie zlapala, ze duzo rzeczy z wyjazdu nie pamietam.

 

Widze, ze tu wiecej nas poszkodowanych fizycznie ... mnie w pazdzielniku zablokowalo odcinek szyjny kregoslupa a co za tym idzie unieruchomilo mi bark. Wdalo mi sie zapalenie obreczy barkowej :why: antybiotyki, trzy razy przeciwzapalne az mi zoladek odmowil wspolpracy. Ortopedzi, neurolodzy, 3 razy po 2 tygodnie rehabilitacje a i tak dobrze nie jest.

 

guernone wydaje mi sie ze z tym tym dobrym samopoczuciem w nocy i wstawaniem rano, to moze byc tez cecha osobnicza. Ja naprzyklad tak mam i od dziecka ciezko bylo mnie do spania zagonic a rano mialam zawsze klopoty ze wstaniem. I chociaz wstaje jak trzeba bez jeczenia, bo jestem bardzo obowiazkowa osoba ale mam to do tej pory i nic sie nie zmienilo - jestem poprostu sowa i moj M. wie ze rano ze mna nie pogada, bo gryze :twisted:

Depakiniarz trzymasz sie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bede mowic, ze bedzie dobrze i klepac po plecakach, bo kurna jak.... przeszlam to 3 lata temu, tylko Mam miala anaplastycznego tarczycy - otworzyli, zamkneli, powiedzieli gora cztery miesiace i tak bylo. Na moich oczach z silnej, smialej kobiety zrobila sie wiednaca roslina, towarzyszylam jej do konca i pozegnalam.

Tyle ze ja, pomimo tego ze po mamie jestem w grupie zagrozenia, bo to anaplastyczne bydle jest genetyczne i lykam hormony, bo mam juz zmiany tarczycowe a ojciec uraczyl mnie chad-em ale ja nie odkrecam gazu jak on .... bo kurna ja chcialam i chce ZYC. To moje zycie, jest podle, kurewskie, niesprawiedliwe, szalone, zwariowane, zakrecone, kolorowe, popaprane, do porzygania nieraz, pelne milosci, wojenek i rozrob ale jest MOJE.

I dopoki nie minie moj czas, to bede sie go zebami i pazurami - ktorych nie mam, bo wyzarlam ostatnio do krwi, trzymac i nie puszcze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×