Skocz do zawartości
Nerwica.com

Odradzam branie wszelkich leków p/depresyjnych.


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Kupiłem Acodin, zażyłem 15 tabletek (225mg) - po godzinie poczułem się 100x lepiej jak po najlepszym miksie antydepresantów.

Sądzę że jak sobie trzaśniesz dobrą faję zielska albo potężną krechę speeda to też poczujesz się 100x lepiej niż po jakichkolwiek antydepresantach :P Nie całkiem rozumiem to podejście, piszesz jakbyś oczekiwał że antydepresanty wystrzelą cię w kosmos i będziesz łaził po ścianach z radochy; a to nie całkiem tak, te leki mają "przywracać do normalności", a normalność jest przecież nudna, szara i do dupy. To właśnie dlatego ludzie bez depresji, nie szamający antydepów, tak bardzo lubią sobie wypić czy coś przyćpać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kupiłem Acodin, zażyłem 15 tabletek (225mg) - po godzinie poczułem się 100x lepiej jak po najlepszym miksie antydepresantów.

 

Właśnie przez takich osobników, jak się powie lekarzowi, że łyka się akodin na kaszel, ten od razu uważa, że się go przedawkowuje i stosuje rekreacyjnie. Ludzie ogarnijcie się, równie dobrze możesz sobie zrobić "kompot"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To samo stało się z tussipectem, jest od jakieś czasu na receptę, bo banda gimnazjalistów łykała tabletki na kaszel, żeby mieć "jazde". Jazda po efedrynie? :brawo: Co najwyżej można się porzygać, bo kładą tam jeszcze jakieś ziołowe paskudztwa. A prawda jest taka, że żaden kurva mać lek antydepresyjny nie pokona depresji NIGDY, bo nie usunie z mózgu źródła zmartwień! Mózg to nie komputer, że wciskamy Delete i info o problemie zostało wymazane. Jeśli są ludzie, którzy uważają, że połkną cud tabletkę i nagle całe życie stanie się jasne, przejrzyste i bezproblemowe to są zwykli bezmyślni debile, którzy jak alkoholicy łykają proszki żeby poczuć się przez chwilę lepiej. I w przypadku takich ludzi nie jest mi ich żal, że mają skutki uboczne, dla mnie to najgorszej klasy ćpuny, którzy myślą że magiczna substancja chemiczna rozwiąże ich problemy tu i teraz, i tu i teraz będą mogli normalnie funkcjonować. A co kurva później? Myślał ktoś z was o tym? Z tego co widzę to nie, bo każdy jak stado owiec w kościele łykaliście te proszki, bo pan doktor kazał. zaczarowana serio ładowałaś w siebie antydepresanty z powodu zaburzeń koncentracji? Poważnie? To co mają powiedzieć ludzie, którzy w ciągu sekundy tracą całą rodzinę w wypadku samochodowym? Co mają łykać zgwałcone kobiety, ofiary wojen i prześladowań? Może od razu hel po kablach, a co tam będą antydepresanty łykać? Poczytaj sobie może jakie tutaj ludzie mają problemy, wtedy zrozumiesz jaką bezmyślnością było twoje faszerowanie się antydepresantami. Może najpierw trzeba było poczytać co się bierze na zaburzenia koncentracji, a dopiero potem uderzać do psychiatry. Najpierw to trzeba było iść do NEUROLOGA, on wiedziałby jaki nootropowy ci przepisać. Kiedy ja już miałam serdecznie dość siebie i swojego samopoczucia, bo widziałam że leki nic nie dają poszłam nawet na hipnozę, byle tylko się ratować. Pomogło na pewnien czas, odstawiłam wszystkie leki, później znowu powrót do prochów i wreszcie los pokierował mnie na terapię, która dopiero otworzyła mi oczy na źródło moich problemów. W najbliższym czasie zamierzam odstawić wszystkie leki i kontynuować terapię "na czysto". Leki mają pomóc pacjentowi "podnieść się z łóżka" i coś zrobić ze sobą, kiedy nie ma na to sił. Terapia, grupa wsparcia, bieganie, seks, cokolwiek co mu pomoże. Leki nie są po to, żeby się faszerować nimi z byle powodu, do końca życia byle do jutra. Możecie więc ładować w siebie antydepresanty, uzytkownik może sobie walić ketaminę po kablach litrami, możecie dziennie wpierd*lać grama MDMA, ale to NICZEGO nie zmieni dopóki nie zabierzecie się za własne życie. Oprócz chęci doraźnej pomocy sobie, żeby zebrać się do kupy trzeba mieć jeszcze minimum rozumu, żeby widzieć, że dzieje się coś niedobrego, że cos szkodzi, żeby to odstawić i szukać pomocy w czym innym. To jest takie trudne do ogarnięcia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tussipectu nie brali gimnazjaliści(a w każdym razie nie przede wszystkim) tylko głównie kulturyści, sportowcy amatorzy w celu zwiększenia wydolności psychofizycznej na treningach oraz studenci podczas sesji w celu podkręcenia sobie szeroko pojętej zdolności uczenia się. Kiedyś przeprowadzono anonimową ankietę na uczelniach i rezultat był taki, że bodaj co 3 student kierunku lekarskiego "jechał" okazjonalnie na efedrynie, żeby ogarnąć nawał materiału, a co któryś tam przyjmował ją regularnie. Chyba jednak bardziej istotne było to, że efedrynę dodawali do wszelkiej maści fat burnerów(nierzadko razem z innymi amfetaminopodobnymi ścierwami) i było ileś tam przypadków zejść śmiertelnych z powodu incydentów sercowo-naczyniowych potencjalnie związanych z efedryną. Po latach się teraz stwierdza, że to już nie jest tak oczywiste i być może efedryna jest mniej groźna niż ją malują.

 

-- 03 mar 2014, 13:13 --

 

A co do tematu- są zaburzenia w których w oficjalnych zaleceniach metodą pierwszego rzutu jest psychoterapia- tutaj kłaniają się np. zaburzenia osobowości, niektóre zaburzenia lękowe, zaburzenia adaptacyjne, depresja reaktywna, a farmakoterapia pełni rolę pomocniczą. Są z kolei zaburzenia gdzie jest na odwrót i farmakoterapia gra pierwsze skrzypce, a psychoterapia pełni tylko rolę pomocniczą- schizofrenia paranoidalna, choroba afektywna dwubiegunowa(ChAD), OCD(tutaj farmakoterapia vs. psychoterapia ma skuteczność fifty/fifty), depresja endogenna, niektóre zaburzenia organiczne. Generalnie cała masa zaburzeń z wyraźną komponentą dziedziczną i podłożem neurobiologicznym.

 

Jest podstawowa różnica pomiędzy depresją reaktywną- spowodowaną traumatycznym wydarzeniem czy ekspozycją na przewlekły, nadmierny stres (tutaj można sobie wstawić wojnę, wypadek komunikacyjny, śmierć bliskiej osoby, kryzys finansowy itp. ), a depresję endogenną- wyraźnie związaną z czynnikiem neurobiologicznym jakkolwiek jeszcze ten etiopatomechanizm kulawo potrafimy wyjaśnić.

 

Widziałem w realu ludzi w stanie prawdziwej, ostrej psychozy, manii czy z wyraźną agitacją- jeżeli ktoś nie widział i uważa, że to wymysł i propaganda ze strony narzędzia ucisku(czytaj: psychiatrii zinstytucjonalizowanej) albo nie ma zdania to polecam się przejść do najbliższego psychiatryka albo i nawet czasami na oddział dzienny "popatrzeć" i wyrobić sobie zdanie. Niektórych z tych ludzi niestety nie da się leczyć "słowem".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm, ja sama parę razy zjadłam tussi bynajmniej nie w celach leczniczych, ale ponieważ to goowno daje po co się truć? Alez ja nie zaprzeczam, że również inni idioci faszerowali się tabletkami na kaszel w celu poprawy koncentracji (serio?) albo podniesienia wydolności fizycznej (znowu serio?), w mojej okolicy to głównie jednak gimbaza szpanowała zajebiście mocnym mixem typu browar na 4, tussipect + szlugi :roll: Co do potencjału tej substancji sie nie wypowiadam, na kaszel rewelacja dlatego żałuję, że jest na recepte bo każdy lekarz na wspomnienie o tym patrzy na mnie jakbym co najmniej chciała wyłudzić morfinę :roll: W celach rekreacyjnych, tudzież wszelkich innych oprócz przyjemnego uczucia jakby włosy stawały dęba żadnych innych brak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tussipectu nie brali gimnazjaliści(a w każdym razie nie przede wszystkim) tylko głównie kulturyści, sportowcy amatorzy w celu zwiększenia wydolności psychofizycznej na treningach oraz studenci podczas sesji w celu podkręcenia sobie szeroko pojętej zdolności uczenia się

Dawniej tussi było też środkiem branym przez panienki, które na stronach o zrzucaniu zbędnych kilogramów naczytały się, że to pomoże (mało żreć, a mieć energię).

 

Co do potencjału tej substancji sie nie wypowiadam, na kaszel rewelacja dlatego żałuję, że jest na recepte bo każdy lekarz na wspomnienie o tym patrzy na mnie jakbym co najmniej chciała wyłudzić morfinę

Nie znam chyba nawet aptekarza, który w tamtym okresie nie patrzyłby spode łba na kogoś, kto kupuje tussipect. Nie pamiętam dokładnie, jakie lata, ale w określonych środowiskach było o nim głośno i przeżywał renesans.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alez ja nie zaprzeczam, że również inni idioci faszerowali się tabletkami na kaszel w celu poprawy koncentracji (serio?) albo podniesienia wydolności fizycznej (znowu serio?)

 

Kiedyś instruktor sztuk walki opowiadał, że kiedyś na siłowni to był hit- butelka Tussipectu przed treningiem, mocna kawa i można koksować na okrągło. Przecież jest taki mix- ECA. Akronim powstały z pierwszych liter substancji- Ephedrine, Caffeine, Acetylsalicylic Acid- środek dość silnie termogeniczny działający poprzez synergizm farmakodynamiczny tych 3 substancji powodujący utratę tkanki tłuszczowej.

 

Efedryna jest dość silnym sympatykomimetykiem. Pobudza receptory postsynaptyczne alfa i beta w układzie współczulnym, zwiększa uwalnianie noradrenaliny i adrenaliny, pobudza konwersję hormonów tarczycowych. To wszystko skutkuje w pobudzeniu ośrodkowego układu nerwowego, przyspieszeniu pracy serca, zwiększeniu przepływu krwi przez mózg. Podstawowy skutek to bezsenność albo jak kto woli zniesienie uczucia zmęczenia/senności. Dla studenta, który musi siedzieć kolejną zarwaną nockę z rzędu i zakuwać opasłe woluminy to już same w sobie jest na plus. Drugi skutek to zniesienie apetytu- też dość przydatne dla studenta. :P Do tego dochodzi krótkotrwałe zwiększenie zdolności zapamiętywania, polepszenie koncentracji. Idealne do metody Zakuj-Zdaj-Zapomnij. Cały materiał można ogarnąć w kilka godzin i napisać koło wybitnie, a kilka godzin po egzaminie w głowie nie zostaje już nic z "przyswojonych" informacji. Dlatego po regularnym braniu efedryny rośnie tolerka(tachyfilaksja), w głowie robią się "dziury", a normalna nauka(bez efki) nie przynosi żadnych rezultatów albo wydaje się mało atrakcyjna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widziałem w realu ludzi w stanie prawdziwej, ostrej psychozy, manii czy z wyraźną agitacją- jeżeli ktoś nie widział i uważa, że to wymysł i propaganda ze strony narzędzia ucisku(czytaj: psychiatrii zinstytucjonalizowanej) albo nie ma zdania to polecam się przejść do najbliższego psychiatryka albo i nawet czasami na oddział dzienny "popatrzeć" i wyrobić sobie zdanie. Niektórych z tych ludzi niestety nie da się leczyć "słowem".

 

Miałem i ostrą psychozę i ostrą manię.

Manię przebiegałem pół roku bez leków (żałuję, że nie poddałem się leczeniu)

Psychozę (zaburzenia psychotyczne podobne do schizofrenii) zbito po trzykrotnej zmianie leków w psychiatryku.

O ile w takich przypadkach leczenie jest skuteczne i nieodzowne, to w przypadku depresji jest nieskuteczne (widziałem ludzi gnijących w psychiatryku na oddz. ch. afektywnych miesiącami bez efektów). Efekt leczniczy widziałem tylko u trzech osób po elektrowstrząsach.

Ok. antydepresanty pomogą spać (lub odwrotnie;)), zlikwidują lęk lub niepokój, zobojętnią, wykoszą uczucia zapobiegając samobójstwu ale nie przywrócą normalnego samopoczucia w depresji. (z wieloletniej wiwisekcji)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

że również inni idioci faszerowali się tabletkami na kaszel w celu (...)

 

Poza tym ja bym nie stawiał sprawy w ten sposób. To że efedryna to składnik akurat leków "na kaszel" to wynik przede wszystkim jej skuteczności w leczeniu kaszlu i decyzji "urzędników" z odpowiedniego organu legislacyjnego, u nas to jest Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Ale to nie znaczy, że te "tabletki na kaszel" nie mają innych zastosowań. Efedryna jako substancja sama w sobie ma szerokie spektrum działania- poprzez stymulowanie postsynaptycznych rec. alfa i beta, stymulowanie uwalnianie noradrenaliny z zakończeń neuronalnych wywiera szereg działań farmakologicznych. Np. podnosi ciśnienie tętnicze krwi(stosowana w leczeniu nadciśnienia), zwiększa siłę skurczu mięśnia sercowego, przyspiesza akcję serca(zastosowanie w bradykardii?), rozszerza oskrzela, pobudza oun, zmniejsza apetyt, nasila termogenezę i spalanie tkanki tłuszczowej, nasila konwersję hormonu T4 do T3, poprawia koncentrację i uwagę, znosi uczucie zmęczenia i senności. Tak jak mówiłem, był okres kiedy efedryna była zupełnie legalna czy w niektórych krajach na OTC i nikt na kogoś kto brał efkę w celu utraty paru kilogramów nie patrzył jak na "ćpuna". O tym czy dany środek jest narkotykiem czy nie decyduje tylko prawo, bo z punktu widzenia farmakologii nikotyna, alkohol etylowy czy kofeina są narkotykami(mają wpływ psychoaktywny), ale w świetle prawa narkotykami nie są. Nikt palacza, konesera kawy czy kogoś kto wychylił lampkę wina nie nazwie ćpunem. Oczywiście można powiedzieć, że pewne substancje są "gorsze" od innych, ale wystarczy popatrzeć na szkody społeczne spowodowane nadużywaniem alkoholu czy potencjał uzależniający nikotyny, który wcale nie ustępuje niektórym "narkotykom".

 

Jest sporo substancji które są zarejestrowane do leczenia kilku, różnych schorzeń czy zaburzeń(nierzadko niemających wiele wspólnego ze sobą). A jeszcze inne leki stosuje się off-label- pozarejestracyjnie jeżeli wiadomo z doświadczeń klinicznych, że mogą przynosić pewne benefity w danym schorzeniu. Prosty przykład to selegilina- jak w Polsce powiesz lekarzowi, że chcesz to na depresję to uzna Cię za ćpuna, bo to przecież "lek na Parkinsona". Jeśli jest bardziej ogarnięty to będzie wiedział, że w USA selegilina jest oficjalnie zarejestrowana w formie systemu transdermalnego do leczenia depresji. Bliższy przykład- benzydamina. W formie żelów jest stosowana na bóle mięśniowe, w formie pastylek do ssania na stany zapalne jamy ustnej i gardła(np. Tantum Verde), a w formie płynu do pielęgnacji kobiecych narządów intymnych, a gimnazjaliści stosują to jako halucynogen. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dark Passenger dystymia też ma PODOBNO podłoże neurobiologiczne, PODOBNO może być dziedziczna i PODOBNO działa na nią głównie farmakoterapia. Tylko za dużo tych podobno, bo nikt tego nie zbadał i prawdopodobnie nigdy do końca nie zbada. Faszerowałam się lekami, problem natychmiast "zniknął" aż do chwili pojawienia się go ponownie. Ładne mi podłoże biologiczne, zwłaszcza, że "mój stan" trwał odkąd tylko sięgam pamięcią w dzieciństwie. Dłuuugo zatem wierzyłam i jednocześnie katowałam się myślą, że mam zryty mózg. I tak jak za pierwszym razem leki faktycznie zadziałały, tak za drugim KICHA, tylko same uboki, żadnej poprawy. Więc co miałam sobie łykac te proszki do smierci, bo jakis madrala z tytułem prof przed nazwiskiem powiedział, że to choroba biologiczna i z tym się rodzimy? No to cieszę się, że jednak mam swój rozum i próbowałam różnych metod. Co do dziedziczności schorzenia również zaczynam w to głęboko wątpić, bo jakos nie zauważyłam żeby ktokolwiek w mojej rodzinie miał problemy podobne do moich.

 

Co do pacjentów ze schizofrenią i pochodnymi się nie wypowiadam. Nie wierzę jednak, że neuroleptyki są jedynym słusznym sposobem na leczenie tych chorób. To, ze przypadkiem odkryto działanie leku i dopasowano sobie do niego teorię to już zupełnie inna kwestia. Dla mnie jest śmieszne, że ludzi nauki satysfakcjonuje stwierdzenie, że skoro lek działa to nasza teoria, którą sobie dorobiliśmy jest słuszna. Dowody jeśli są, to mizerne i czy u każdego powtarzalne? Nie mnie jednak oceniać taki sposób myślenia. Chcę tylko zauważyć, że w pewnych kwestiach psychiatria spoczęła na laurach, wymyśla się "nowe" leki o identycznym profilu działania, byle miały lżejsze skutki uboczne. To ma być realna pomoc chorym ludziom?

 

-- 03 mar 2014, 14:19 --

 

Idealne do metody Zakuj-Zdaj-Zapomnij. Cały materiał można ogarnąć w kilka godzin i napisać koło wybitnie, a kilka godzin po egzaminie w głowie nie zostaje już nic z "przyswojonych" informacji.
Nie no jeżeli uważasz, że taki sposób załatwiania sprawy jest ok to ja nie mam więcej pytań. Nic dziwnego, że jest dzisiaj tyle błędów w sztuce lekarskiej, skoro ludzie społecznie akceptują takie zachowania. Strach iść do lekarza czy budować dom. Dlatego uważam, że jak ktoś jest głąbem nie powinien iść na studiach, za mały jest jednak przesiew na pierwszym roku skoro barany uciekają się do takich metod. Do kopania rowów i grabienia liści też są potrzebni pracownicy, nie wszyscy powinni mieć mgr przed nazwiskiem, nie daj boże inż. Żenada.

 

Poza tym ja bym nie stawiał sprawy w ten sposób. To że efedryna to składnik akurat leków "na kaszel" to wynik przede wszystkim jej skuteczności w leczeniu kaszlu i decyzji "urzędników" z odpowiedniego organu legislacyjnego, u nas to jest Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Ale to nie znaczy, że te "tabletki na kaszel" nie mają innych zastosowań. Efedryna jako substancja sama w sobie ma szerokie spektrum działania- poprzez stymulowanie postsynaptycznych rec. alfa i beta, stymulowanie uwalnianie noradrenaliny z zakończeń neuronalnych wywiera szereg działań farmakologicznych. Np. podnosi ciśnienie tętnicze krwi(stosowana w leczeniu nadciśnienia), zwiększa siłę skurczu mięśnia sercowego, przyspiesza akcję serca(zastosowanie w bradykardii?), rozszerza oskrzela, pobudza oun, zmniejsza apetyt, nasila termogenezę i spalanie tkanki tłuszczowej, nasila konwersję hormonu T4 do T3, poprawia koncentrację i uwagę, znosi uczucie zmęczenia i senności.

Świetnie, no idealna substancja, nic tylko do śniadania i obiadu po pigułce. WSZYSTKO co tutaj wymieniłeś da się w taki czy inny sposób osiągnąć innymi metodami, np na odchudzanie polecam MŻ czyli Mniej Żreć, prosto, naturalnie, bez chemii, no ale trzeba dupę ruszyć sprzed tv czy kompa i trochę sie poruszać, a to już wyrzeczenie, łatwiej połknąć tabletkę. Ja nie odczułam ani jednego z wymienionych przez ciebie efektów. Ot jakbym łykała sobie cukierki. A już na pewno nie odczułam żadnego działania na noradrenalinę, już prędzej reboksetyna, której działanie kiedyś skutecznie podważano stawia mnie na nogi niż garść prochów z efedryną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MalaMi1001, A kto powiedział, że popieram taki sposób załatwiania spraw? Nie popieram. Dawno skonczylem z kinderćpunstwem. Nie wciskaj mi w usta nie moje słowa. Nie pisałem, że efedryna jest zaje.bista na to czy tamto tylko to były suche fakty z jej profilu farmakologicznego, prawdziwe zresztą. W ramach ciekawostki. Efedryna JEST nieselektywnym alfa i beta-adrenomimetykiem i zwiększa release noradrenaliny z tego powodu stosuje się ją w kaszlu, nieżycie nosa, w niedociśnieniu tętniczym, w ograniczonym stopniu w bradykardii.

 

Nie wiem czy pisałem o tym kiedyś na forum, ale to prawdziwa historia człowieka, który znienacka zachorował na schizofrenię paranoidalną z bardzo rozbudowanym systemem urojeń i omamami wzrokowymi co się rzadko zdarza. Facet był generalnie dobrze usytuowany, zamożny, miał żonę, dzieci, był szczęśliwy. Pewnego dnia wrócił do domu, chciał powiesić marynarkę do szafy i spostrzegł w szafie zawieszone na hakach zwłoki/skóry zdarte ze swojej żony i dzieci. Tymczasem w domu w kuchni czekała... żona i dzieci. Facet uznał, że to klony stworzone przez rząd i za wszystkim stoją "ONI"(często Ci tajemniczy oni pojawiają się w urojeniach różnych osób) i ogólnie zaczął strasznie traktować "klona" swojej żony i dzieci, były tam nawet jakieś akty agresji. W ostrej psychozie cechą charakterystyczną jest brak wglądu i krytycyzmu, więc żaden nawet najwspanialszy psychoterapeuta nie przemówiłby temu człowieku do rozsądku, że to tylko wytwór jego chorego umysłu. Bo on za każdym razem jak otwierał szafę to widział te prawdziwe zwłoki. Gdyby nie neuroleptyki to ten człowiek zaliczyłby samobója albo zakończyłoby się to tragedią. Czy neuroleptyki są jedynym słusznym sposobem leczenia takich ludzi? Pewnie nie. Ale są w tej chwili jedynym dostepnym/najlepszym jaki ma obecnie człowiek. Kiedyś takiemu pacjentowi zrobiloby się lobotmię, wprowadzono w śpiączkę insulinową albo zafundowano serię EW. Neuroleptyki nie są idealne, ale dzieki nim przynajmniej ten człowiek żyje, odzyskał w miare trzezwy umysł i nie sprawa więcej bólu swojej rodzinie. Czy skoro leki antydopaminowe przynoszą poprawę to przyczyna leży w nadmiarze dopaminy? Być może. Hipoteza dopaminowa schizofrenii(oprócz glutaminowej) jest w tej chwili najbardziej bliska prawdy. Choćby stąd, że osoby, które przyjmują amfetaminę, kokainę czy inne substancje, które bombardują mózg katecholaminami(w tym dopaminą) doświadczają potem ostrych psychoz po ćpaniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś jest na rzeczy z dopamina i psychozą.

Kilka miesięcy po psychozie byłem leczony na depresję sertralina, escilatopramem i mirtazapiną. Czułem się coraz gorzej i wyżebrałem za którymś z kolei razem Wellbutrin.

Przepisany niechętnie, gdyż "może odkopać psychozę" (wychwyt dopaminy).

Psychozy nie odkopał ale miałem po nim dziwne jazdy śmierdzące paranoją. Przestałem brać Wellbutrin i jazdy odeszły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcę tylko zauważyć, że w pewnych kwestiach psychiatria spoczęła na laurach, wymyśla się "nowe" leki o identycznym profilu działania, byle miały lżejsze skutki uboczne. To ma być realna pomoc chorym ludziom?

Nie bardzo rozumiem czego się czepiasz. To źle że produkuje się leki z mniejszą ilością uboków? Generalnie argument jakiś z kosmosu, na mnie działa bardzo dobrze fluoksetyna która jest na rynku od dziesięcioleci - mam tym udowadniać że psychiatria nie musi dalej się rozwijać, bo ten jeden lek na mnie dobrze działa..?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No cóż, piszesz ta temat efedryny i jej rekreacyjnym zażywaniu tak lekko, że nie sposób pomyśleć, że cię to nie bawi. Mnie nie obchodzi jej profil działania, w PL jest zarejestrowania do leczenia kaszlu i w tej roli spisuje się faktycznie bez zarzutu. A gdyby była zarejestrowana do czego innego? No nie ma sprawy, każdy niech sobie je co chce, jego zdrowie. Przypominam tylko, że swego czasu w naszym pieknym kraju można było na receptę kupic coś takiego jak Zelixa, lek zarejestrowany do leczenia otyłości, na sibutraminie. Brała go nawet moja siostra, która po rzuceniu palenia niemiłosiernie przytyła. Nie jadła prawie nic, czyli lek spisywał sie rewelacyjnie. Schudła dużo, ale to nic dziwnego. Przepisywała jej go internistka, co miesiąc wręczając nową receptę i zapisując z uśmiechem na ustach wagę w karcie. I co jak siostra zakończyła "leczenie"? No oczywiście, wilczy apetyt wrócił i przytyła 2 razy tyle. Więc warto było? Byłoby warto gdyby takiego człowieka zaprowadzić do dietetyka, który ustaliłby odpowiednią dietę na czas odchudzania i przede wszystkim kompetentny lekarz, który dawkowanie ustali tak, żeby człowiek jednak coś jadł w ciągu dnia, a nie zapier*alał na podwyższonym poziomie neuroprzekaźników. Więc czy człowiek wcina efedrynę, sibutraminę czy nawet fetę nie ma żadnego znaczenia, dopóki nie zmieni stylu życia może sobie żreć to kilogramami.

 

To samo tyczy się chorób psychicznych. Ja nie uważam, że należy posadzić schizofrenika w fotelu u terapeuty, bo nie ważne czy to schizofrenia czy depresja taki człowiek najmniejszą ochotę będzie miał własnie na rozmowę. Pisałam już wyżej zresztą, leki mają służyć postawieniu człowieka na nogi, a nie faszerowaniem go coraz to nowymi prochami żeby jakoś funkcjonował. Po lekach ma mu wrócić chęć do robienia czegokolwiek, do jakiegoś zawalczenia o siebie. Co z tego skoro w psychiatrii można głownie liczyć na przepisywanie coraz to nowych medykamentów, miksowanie leków ze wszystkich grup wzdłuż i wszerz, manipulację dawkami i cuda na kiju? Czy coś to zmienia? Moje pół roku na fluoksetynie wspominam jako mieszankę senności i maksyamlnego wk*rwienia bez najmniejszego powodu. Mówiłam konowałowi, że tak być nie powinno, a on tylko zwiększał dawkę i dodawał inne SSRI albo co lepsze IMAO. I to miało niby co na celu? Eksperyment jakiś? Całe szczęście, że zmieniłam przychodnię, bo pewnie nadal chodziłabym struta załamując się jeszcze bardziej, że po prostu się taka urodziłam. Jak się ma sprawa ze schizofrenią nie mam pojęcia, nie wypowiadam się w kwestiach w których nie mam kompetencji. Ale od lat nikt nie wpadł na inny pomysł co to może powodować, bo lekarzom i koncernom farmaceutycznym jest to na rękę. Piguły schodzą, lekarze mają pracę a pacjenci "jakoś" funkcjonują. Swego czasu ogladałam w necie dokument o babce, psychiatrze swoją drogą, która również chorowała na schizofrenię. Podejrzewam, że gdyby nie mąż, również psychiatra skończyłaby jak inni pacjenci, tzn faszerowała się lekami do śmierci wciąż zaprzeczając, że jest na coś chora. A tak w chwili remisji doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest chora, nie łyka proszków kiedy nie ma psychozy, a mąż dba o to żeby te leki podać w chwili gdy coś zaczyna się dziać. Można? Można. Ale nie, prościej uzależnić człowieka od wizyt w szpitalach, w przychodniach, mówiąc mu że musi już do śmierci łykać tabletki. Nie jestem wrogiem farmakologii, sama zjadam dziennie 3 tabletki, ale poprawa mojego nastroju to tylko i wyłącznie zasługa dotarcia do sedna problemu, pigułki nie zmieniają sposobu myślenia. Zamierzam w najbliższym czasie odstawić i dalej chodzić na terapię. Gdyby nie inne podejście do pacjenta nadal bym testowała coraz to nowe leki. Pewnie skończyłabym na neuroleptykach z diagnozą atypowe zaburzenia depresyjne. Można inaczej? No można.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bardzo rozumiem czego się czepiasz. To źle że produkuje się leki z mniejszą ilością uboków? Generalnie argument jakiś z kosmosu, na mnie działa bardzo dobrze fluoksetyna która jest na rynku od dziesięcioleci - mam tym udowadniać że psychiatria nie musi dalej się rozwijać, bo ten jeden lek na mnie dobrze działa..?

Ja się absolutnie niczego nie czepiam. Chodzi mi tylko o to, że grupa baranów uczepiła się jednej nie wiadomo czy słusznej teorii i wali leki w ten sam deseń, byle złagodzić skutki uboczne. Jakoś w innych obszarach medycyny ciągle pojawia się jakiś postęp, nowe technologie, widać nadzieje dla całej masy chorób, a psychiatria stoi w miejscu. Nie widzisz różnicy? Jednemu choremu na tą samą chorobę serca wystarczą tabletki a inny musi przejść operację, w psychiatrii nie ma żadnej alternatywy.

 

-- 03 mar 2014, 15:34 --

 

No cóż, piszesz ta temat efedryny i jej rekreacyjnym zażywaniu

koń by sie uśmiał :lol: .

to chyba drag dla gimbusów .

No podobno "dorośli" ludzie też ją zażywają. Nie wiedziałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

deader, Zazdroszczę szczerze.

A jak libidko?

A dziękuję, znakomicie, prawie w ogóle o tych rzeczach nie myślę :D

 

Ja się absolutnie niczego nie czepiam. Chodzi mi tylko o to, że grupa baranów uczepiła się jednej nie wiadomo czy słusznej teorii i wali leki w ten sam deseń, byle złagodzić skutki uboczne. Jakoś w innych obszarach medycyny ciągle pojawia się jakiś postęp, nowe technologie, widać nadzieje dla całej masy chorób, a psychiatria stoi w miejscu. Nie widzisz różnicy? Jednemu choremu na tą samą chorobę serca wystarczą tabletki a inny musi przejść operację, w psychiatrii nie ma żadnej alternatywy.

Mindfuck :shock: Jak nie ma żadnej alternatywy to o co się rozchodzi..? :roll: Z tego co widzę jednym pomagają antydepresanty, inni sobie terapię chwalą, jeszcze innym najlepiej i z lekami i z terapią... A leków całe spektrum...

 

Nie wypróbowałaś zdaje się jeszcze wszystkich dostępnych lekarstw, więc trochę na wyrost ten najazd na psychiatrię. Rozumiem frustrację, bo innym działa a tobie nie, ale nie pozwalajmy minusom przesłonić plusów...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaczarowana serio ładowałaś w siebie antydepresanty z powodu zaburzeń koncentracji? Poważnie? To co mają powiedzieć ludzie, którzy w ciągu sekundy tracą całą rodzinę w wypadku samochodowym? Co mają łykać zgwałcone kobiety, ofiary wojen i prześladowań?

 

Jeszcze z powodu kaszlu męczącego fizycznie, budzącego w nocy, niestety konowały lekarze po raz kolejny nie potrafili mnie w porę zdiagnozować, więc wcisnęli mi, że to pewnie zaburzenie psychiczne. Diagnozę tego kaszlu dostałam dopiero po jakimś czasie brania antydeprów i tylko dlatego, że szukałam pulmonologa, który się tym zabierze (gdy antydepry nie działały), gdyby nie to, że sama szukałam kolejnego lekarza, to bym pewnie z tym kaszlem chodziła do dziś. Dopiero jak pulmonolog zaczął mnie leczyć w końcu uwolniłam się od kaszlu.

 

 

To co mają powiedzieć ludzie, którzy w ciągu sekundy tracą całą rodzinę w wypadku samochodowym? Co mają łykać zgwałcone kobiety, ofiary wojen i prześladowań?

 

Czemu oceniasz, skoro nie wiem, czy mi się coś takiego nie zdarzyło? Zdarzyło i to nie jedno ale z tego powodu za antydepry się nie wzięłam.

 

 

 

 

 

Co do schizofreników, uważam, że co najmniej część z nich jest zdiagnozowana na wyrost, bo jak już taka diagnoza się w psychiatrii przyczepi to nigdy nie jest weryfikowana, bo niby jak? Jedyną metodą diagnozy jest bezpośrednie pytanie + obserwacja. No, dobra obserwacja niby coś tam da, ale czy zawsze, moim zdaniem nie. Sama, czytałam w badaniach i oficjalnych czasopismach (nie na forach ;) ) o przypadkach, gdy pacjent np. powiedział tylko, że ma wrażenie, że jest obserwowany i od razu dostał neurolepty i diagnozę schizofrenia, temu jednemu się udało po kilku latach, ktoś zauważył, że jest zbyt logiczny ale ile takich przypadki nie wychodzi na światło dzienne? Pewnie, co najmniej wiele. Zresztą sama mam obecnie złą diagnozę właśnie u psychiatry, która nie jest już weryfikowana im jest po prostu wszystko jedno, mi już teraz właściwie też ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie nie obchodzi jej profil działania, w PL jest zarejestrowania do leczenia kaszlu i w tej roli spisuje się faktycznie bez zarzutu. A gdyby była zarejestrowana do czego innego? No nie ma sprawy, każdy niech sobie je co chce, jego zdrowie.

 

Nie jest to prawdą, bo w zamkniętym lecznictwie szpitalnym efedrynę dożylnie podaje się w hipotonii, dlatego że podnosi ciśnienie tętnicze. Polfa produkuje efedrynę w ampułkach do iniekcji. Efedryna jest nieselektywnym sympatykomimetykiem- czyli pobudza wszystkie receptory alfa i beta jak leci. Receptory alfa1 znajdują się w mięśniach gładkich naczyń krwionośnych, a ich pobudzenie(podobnie jak rec. alfa2) powoduje skurcz mięśni gładkich tychże naczyń krwionośnych- to zamyka światło naczynia i wymusza wzmożony przepływ krwi dlatego wzrasta ciśnienie tętnicze- stąd jej zastosowanie w hipotonii. Receptory alfa znajdują się jeszcze w zwieraczach układu pokarmowego i moczowego, a ich pobudzenie powoduje skurcz tychże zwieraczy- dlatego po przyjęciu efki czy pseudoefki występują problemy z oddawaniem moczu. Dlatego myślano nad przydatnością tego leku w moczeniu nocnym. Receptory alfa znajdują się też w rozwieraczu źrenicy- dlatego człeka można poznać po rozszerzonej źrenicy. Potencjalne zastosowanie- w okulistyce w celu rozszerzenia źrenicy. Pobudzenie receptorów alfa w wątrobie nasila glikogenolizę, a receptorów alfa2 zmniejsza uwalnianie insuliny przez trzustkę. Pobudzenie receptorów beta1, które znajdują się w sercu skutkuje przyspieszeniem czynności serca oraz zwiększeniem przewodnictwa, kurczliwości i pobudliwości mięśnia sercowego- mi.n wzrost ciśnienia. Pobudzenie receptorów beta2 skutkuje paradoksalnie rozkurczem naczyń krwionośnych i zwiększeniem uwalniania insuliny w przeciwieństwie do receptorów alfa2. Powoduje także rozkurcz jelit, rozkurcz mięśnia rzęskowego, macicy, nasilenie procesu glikogenolizy i glukoneogenezy. Receptory beta2 znajdują się także w oskrzelach i tu dochodzimy wreszcie do sedna sprawy= pobudzenie receptorów beta2 powoduje rozkurcz oskrzeli, dlatego efka ma przydatność w stanach skurczowych dróg oddechowych, czytaj: w kaszlu. Do tego efedryna zwiększa wyrzut noradrenaliny, która też jest nieselektywnym agonistą wszystkich wyżej wymienionych receptorów.

 

Efedrynę zrobiono z otc na receptę nie dlatego, że gimbaza popijała sobie tussipect pod blokiem tylko dlatego, że było parę realnych zgonów wśród kulturystów spowodowanych incydentami sercowo-naczyniowymi, bo efedryna realnie zwiększa ryzyko zawału serca czy udaru krwotocznego mózgu, bo realnie podnosi ciśnienie tętnicze krwi. To że Ty po tych "cuksach" nie doświadczyłaś żadnych efektów opisanych wyżej nie ma znaczenia. Ludzie to brali- fazowali, co po niektórzy zezgonowali i lek z otc zniknął. A na ulotce w skutkach ubocznych pozostało, że może powodować nadciśnienie, nienaturalne pobudzenie psychoruchowe, euforię itp.

 

Co do sibutraminy to lek bardziej bliższy naszemu "podwórku", bo to tripple reuptake inhibitor(serotoniny, noradrenaliny i dopaminy). Wycofano go w 2011 z tego samego powodu= zwiększanie ryzyka incydentów sercowo-naczyniowych. Meridia w dniu premiery kosztowała koło 400zł za pudełko, więc nie dość, że brali ją idioci, to do tego brali ją bogaci idioci. No ale jak to mój wykładowca kiedys powiedział- kto bogatemu zabroni? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×