Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Niktiatia skoro ich nie rozumiesz to chyba nie chorujesz na nerwice:) to nie watek o milosci tylko o nerwicy, ktora skupia sie na uczuciach do partnerow:) kazdy z nas tutaj ma zdiagnozowana chorobe i to co piszesz wcale nie pomaga ludziom w wyjsciu z niej. Wiec prosze uszanuj to. Jak masz sie tak wypowiadac to tego nie rob, bo pogarszasz sprawe innych.

Olinek u Ciebie to wynika najprawdopodobniej z traumy z poprzednim chlopakiem.

 

PS. U mnie cuuudownie, znowu kocham, planuje, nie mysle!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, Właśnie niosę pomoc w postaci porady. Jakikolwiek by to nie był związek, to prędzej, czy później będzie tylko coraz gorzej. Chwile zauroczenia owszem - istnieją i jakoś się to zaburzenie określa w medycynie jako stan patologiczny. Uświadamiając ludzi, że miłość nie istnieje, jeśli mnie słuchają - chronię od wielu niepotrzebnych krzywd i cierpień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

khaleesi, jeśli pytanie odnosi się do mnie, że pięknie jest jak się przestanie kochać, kogoś kto Cię wykorzystuje, rani i znęca się nad Tobą psychicznie, jednym słowem Cię niszczy. Bardzo pozytywne jest zwalczenie uzależnienia od bycia z taką osobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a tytuł brzmi "co by było, gdybym przestała go kochać". to pytanie mnie bardzo dotyczy i teraz mogę odpowiedzieć na nie odpowiedzieć.

 

sorry, spadam stąd, skoro popełniłam, ach, tak wielkie faut pas :papa:

 

PS. empatia to taka zupa z Azji podobno.

Korba, z tym, ze to nie było do Ciebie tylko ogółu

konkretnie "aha" bo co innego mogę dodać było do Ciebie bo dla mnie przestac kochać w ogóle jest raczej nie piękne ale ja odpowiadam przez pryzmat własnych doświadczeń. Z kolei nie rozumiem przytyku w moim kierunku z Twojej strony

a do ogółu "ale dobra to jest dział nerwicy natręctw" bo to jedno z natręctw w NN które ludzie mają

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak u Was?

U mnie może trochę lepiej, ale... jak nie urok to sraczka.

Mianowicie mój chłopak zaczął mieć tego dosyć - związku, w którym nie może poczuć pewnego gruntu pod nogami od samego początku, czyli już prawie 1,5 roku.

Zaczął się zastanawiać nie nad tym czy mnie kocha, bo kocha, chce ze mną być, ale czy to to. Czy nie powinno być tak - wszystko na 100%. A my się ciągle kłócimy, bo ja nie umiem rozmawiać, ja się ciągle spinam, boję się bliskości. I powiedział nawet, że to od początku się nie klei :( że może gdybym poznała innego faceta to nie byłoby takich problemów u mnie z rozmową itd. :(

Może ja sobie coś wmówiłam, zmusiłam się do tego związku, a teraz jest jak jest :(

Tylko że ja chcę z Nim być. Bez sensu jest moje myślenie o przeszłości, jak to się zaczęło itd. Patrze na teraz i wiem że chcę, że jest mi bliski, że nie wyobrażam sobie życia bez Niego.

A może się tylko uzależniłam i nie potrafię zerwać? Z kim mam sobie wyobrażać życie jak nie z nim, skoro z Nim to sobie wyobrażam od samego początku.

Zaczął mi też mówić, że dla Niego to jest tak że on wie kiedy czegoś chce albo nie. I zastanawianie się choćby przez minutę znaczy że to nie ma sensu :(

Tylko u mnie to chyba tak nie działa.

Boję się, że go stracę, że on tego nie wytrzyma. Nie dziwię Mu się w sumie.

Ale rozmawialiśmy, 7 listopada idę do kolejnego lekarza. Jeśli Bartek by wiedział, że to faktycznie jest problem do przepracowania, a nie jako taki w nas, to by mi pomógł. A tak to już nawet On się zastanawia czy sobie nie wkręcamy że to wszystko przez chorobę :(

Może powinnam skończyć ten związek, przecierpieć to rozstanie i pozwolić Mu być szczęśliwym. Ściska mnie jak sobie myślę, ze moglby być z kimś innym, ale nie chcę Go na siłę unieszczęśliwiać.

Nie potrafię sobie sama poradzić z tymi myślami, z tym uciekaniem od bliskości, stresowaniem się tym co czuję, tym jak się nie czuję, tym jak powinnam od początku naszej znajomości i związku. Teraz żyję z Bartkiem na odległość, widujemy się średnio raz na tydzień. I tęsknię, nie odcinam się, chcę jego bliskości itd., ale już myślę o tym jak bedzie jak za parę dni się spotkamy, że czuję ze bedę chciała uciec od bliskości, której jednocześnie potrzebuję jak teraz o niej myślę, że będę zacięta przy Nim i spięta :(

Pomocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, widzę że cisza tutaj to chyba dobrze :) jak u was ? jak minęły święta i sylwester jak zapowiada sie nowy rok ? :)

U mnie raz lepiej raz gorzej ale nie odchodzą myśli na długo, raz są intensywniejsze raz słabsze niby wszystko okey a ja jakbym szukała dziury w całym.. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, kocham mojego przyszłego męża, wiem że trafiłam na 2 połówkę, do ślubu coraz bliżej... chcę z nim spędzic całe życie i chcę byśmy kiedyś zostali rodzicami-nigdy wcześniej tego nie czułam, chcę by to on był ojcem naszego dziecka... do tego jeszcze troszkę, choc lekarz powiedział że w każdej chwili mogę odstawiac leki by przygotowac się na ciążę... codziennie się tulimy i tulimy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Czytam to forum od 4 miesięcy, czyli od momentu, w którym moje problemy się zaczęły. Jestem z chłopakiem ponad 2 lata, zawsze byłam szcześliwa, chciałam by był moim mężem. Pewnego wieczora, podczas nauki, przez moją głowę przeszła myśl " nie kocham go". Zrobiło mi się niedobrze, zimno, zaczęłam się trząść, miałam ochote wymiotować, czułam ze zemdleje. Takie objawy towarzyszyly mi ok. miesiąc ,potem, fizycznie czułam się w miare normalnie. Trwa to niestety do dziś. Czasem jest dobrze, mam "przebłyski" miłosći, kiedy wiem że to ten jedyny i że kocham. Ale większość czasu w głowie siedzą mi rzeczy typu " to nie to"."powinnaś być z kimś innym","może wcale nie chcesz z nim być, nie chcesz go do końca życia", "ktoś inny jest dla Ciebie"," nie oszukuj się że go kochasz". Płaczę bardzo często z bezsilności. On jest cudowny , wpiera mnie i jest cały czas obok, nie powiedział mi nigdy na ten temat złego słowa, rozumie mnie. Czasem mam tak że wiem że nigdzie nie znajde kogoś lepszego, kogoś kto tak mnie pokocha. A innym razem znowu zastanawiam się, że może gdzieś tam jest ktoś lepszy i powinnam zerwać z Moim i czekać na prawdziwe szczescie, na kogoś przy kim bede szczesliwa. To jest straszne, chce by było jak dawniej, kiedy bylam wszystkiego pewna. Przed tym wszystkim mialam natrectwa typu "czy wylaczylam zelazko"- moglam stać 10 min i patrzec sie na kontakt. Kiedy mój chłopak był w nocy poza domem potrafiłam cały czas nie spać, czuć uścisk w żołądku ze strachu ze cos mu sie stanie.

Myśląc racjonalnie, wiem że to nerwica, że to nie jest normalne. Czasem zastanawiam sie czy kiedykolwiek go kochałam, czy kiedykolwiek chcialam być z nim do konca życia.. :( Nie mam juz ochoty na spotkania, boje sie. Coraz bardziej zaczyna mi się On kojarzyć z czymś negatywnym a nie czymś wspaniałym jak dawniej. Wystarczy ze zrobi głupią mine a ja już mam te okropne myśli, że może powinnam miec kogoś ktos sie nie wydurnia itp...Wcześniej mi to nie przeszkadzało.. Przeczytałam każda stronę tego forum a nadal nie moge zrozumieć, że to przecież nie moje prawdziwe uczucia. Kiedy mówie o tym rodzicom (mam prawie 18 lat) czesto sie smieją i mówią żebym zerwała, co jest najgorszym co mogę usłyszeć. Nie rozumieją ze ja się boje tego wszystkiego. Słyszę " po co ci chłopak" itp. Nie reagują na moje prosby zwiazane z lekarzem. Wyobrażacie sobie co sie ze mną dzieje. Czasami czuje taką moc miłości, chęci do bycia z nim... ale tyklko czasem. Kiedy sobie pomyśle, że mogloby go nie być obok to wybucham płaczem. Poranki są najgorsze. Budze sie w okropnym nastroju, najchetniej leżałabym cały dzień w łóżku. Nie mam ochoty napisac mu milego esemesa, wtedy czuje ze to wszystko bez sensu. Czasem jest tez tak że nie czuje ani cierpienia ani szczescia, żadnych emocji... Chciałam się tylko wygadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej afro! :)

Wszyscy mamy ten sam problem... :(

Szkoda, że rodzice mają takie do tego podejście. Ważne zebyś poszła do lekarza. Skoro rodzice mają takie podejscie to pewnie nie będą chcieli zapłącić za wizyty, ale to może poszukaj czegoś na NFZ, popróbuj.

Chociaż ja NFZem jestem już wykończona. Poszłam w listopadzie do drugiego lekarza już i dopiero w połowie lutego będę po testach i z wystawioną diagnozą :(

Ale ważne dlatego jest żeby jak najszybciej się zapisać, bo potem musisz czekać.

I nie daj się, dużo rzeczy wskazuje na to, że to głupie choróbsko ;)

Heh, mówię Ci coś takiego, a sama już nie daję rady i czasem myślę, że najnormalniej w świecie wykituję, że nikt mi nigdy nie pomoże, a ja sama nie wiem jak sobie pomóc. Boję się że sobie coś wmówię. Boję się, boję, wszystkiego się boję :/

Miałam bardzo podobne myśli do Twoich w trakcie związku, tylko u mnie zaczęło się to po drugim (!) spotkaniu z moim chłopakiem, kiedy jeszcze nie byliśmy dosłownie razem.

A na prywatne wizyty średnio rodzice chcą się zgodzić, bo i tak utrzymują mnie studiującą w innym mieście.

Mój chłopak ze mną zerwał przez to wszystko, bo już nie wytyrzymał plus doszły jeszcze inne rzeczy, ale mniejsza o to, a mój problem nie zniknął. Tzn. w pewnym sensie zniknął, ale przez to, że czasem już ze sobą piszemy, planujemy się spotkać i być może kiedyś jeszcze być razem, ja już się martwię wszystkim od początku. Może to nie ten, moze nie jesteśmy dopasowani biologicznie/genetycznie stąd to moje uciekanie przed bliskością czy to, że nie zawsze lubiłam jego pocałunki (mimo ze czasem byłam tak szczęśliwa i uwielbiałam to). A mój kierunek - kognitywistyka mi z jednej strony pomaga, a z drugiej przez niego jeszcze bardziej analizuję, bo mamy psychologie ewolucyjną i strategie doboru partnera itd. I mimo że to tylko hipotezy to ja wszystko biorę do siebie :/ Może ja sie powinnam zakochać, bo to jest jakaś reakcja organizmu, która mogłaby oznaczać "to jest to". Nawet nie wiem czy kiedykolwiek byłam w Nim zakochana. Po coś to zakochanie w końcu jest. Może sie nie zgadzamy genetycznie czy coś. Może powinnam trafić na inną, właśćiwszą osobę... No już mam tragiczne myśli. Mimo że widzę tu szansę na fajny związek nadal, bo przez to rozstanie i pewien dystans oboje dużo zrozumieliśmy. A to że nie jesteśmy akurat razem dobrze nam zrobiło, bo już sie za bardzo szarpaliśmy i nieco przepaliliśmy. Ale ja tu mówię o nas. Żebyściie sobie nie pomyśleli, że wy też powinniście się porozstawać wszyscy ;) bo ja bym na bank tak pomyślała gdybym była z kimś i ktoś by mi coś takiego powiedział.

Do lekarza marsz. To podstawa :)

A, i polecam ruch. Jakikolwiek. Taniec, basen (najlepiej też jakieś hydromasaże, bo ja przez lęki mam spięte całe ciało), fitness, siłka, bieganie. Środek tylko doraźny, ale pozwala zająć myśli i jest przyjemnie być fajnie zmęczonym ;) i zawsze trochę endorfin się uwalnia. Nie siedzieć i nie myśleć tylko się zająć czymś. Nauka, sport, hobby, zajmować myśli, nie siłować się z nimi, tylko rpzechodzić do innych, albo do czynności jakichś.

Mówię, a sama się tego dopiero uczę i nie zawsze wychodzi.

Pozdrawiam Was wszystkich ciepło!

Odzywajcie się tu więcej, nawet jak Was się poprawiło :) a moze zwłaszcza wtedy.

 

-- 12 sty 2014, 22:58 --

 

mains ja oczywiście myślę, że może my nie szukamy dziury w całym, ale rzeczywiście coś nie gra...

Jak tu ocenić co jest wmawianiem sobie, czy wmawiamy sobie brak miłości czy właśnie miłość chcemy sobie wmówić podczas gdy coś jest nie w porządku.

Trudne to cholerstwo.

Bierzesz leki? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

owocowymuss, jak pomyśle ze coś rzeczywiscie nie gra to aż drgawek dostaje.. Ta ja już sama nie wiem co sobie wmawiam a co jest prawdą chodz nie chciałabym żeby to czego sie obawiam jest prawdą.. Leki biorę ale tylko cwiartkę lekarz stwierdził że będziemy schodzic z nich bo sobie dobrze radze. Napewno już nie mam takich ataków płaczu jak kiedyś bo umiem sobie przetlumaczyc ze to nie prawda, ale czasami juz wydaje mi się ze to prawda kiedy ja tego nie chce ! :/

 

Dawno temu się rozstaliście? ulżyło ci gdy było już po wszystkim ? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hm, będzie jakieś 1,5 miesiąca. Czy mi ulżyło?

Byłam wściekłą, bo mój chłopak chyba już z przepalenia zaczął sie zachowywać głupio, jak gówniarz, podawać głupie powody. To wszystko bardzo bolało.

Czy mi ulżyło?

Nie wiem. Zaczęłam sobie myśleć, zę może dobrze, że może poznam kogoś innego z kim tego nie będę miała, że może faktycznie było do dupy.

Ostatnimi czasy to było do dupy, w ogóle już nie byliśmy w stanie się dogadać, każde zacięte, walczące...

Ale nie chciałam się od razu wiązać z kimś innym.

Ale oczywiście problemy we mnie nie zniknęły.

Odluzowałam bo już nie było o co się spinać.

Ale wieczorami ryczałam, wyłam wręcz przez to rozstanie.

Starałam sie być silna, zająć się czymś.

Odnalazłam w sobie siłę po prostu.

Tą siłę, której nie miałam gdy byłam w związku, troszkę niezależności, gdybym miała to wtedy i większą dozę pewności siebie nasz związek też wyglądałby inaczej :)

Ja w sumie po zerwaniu cały czas czekałam aż on wróci. Różne były hity. Raniące dla mnie...

Teraz już się w miarę uspokoiło i Bartek chyba przestał tak się ciskać, zszedł z niego żal, ze mnie już trochę też. Zwracamy sobie uwagę, żeby się nie przerzucać argumentami, żalem, nie kłócić, bo to nic nie daje i w naszym związku świetnie tego doświadczyliśmy :/

Nie jestem w stanie się normalnie związać z Nim.

To wszystko wróci.

A może nawet bym chciała.

Czuję się w miarę dobrze bez deklaracji, kiedy jeszcze nic nie jest pewne do konca, kiedy wiem, ze mamy się ku sobie, a przed zaangażowaniem uciekam. I bawienie się w kotka i myszkę mogłabym przeciągać w nieskonczoność, choć z drugiej strony nie umiem. Ale wtedy czuję się w miarę bezpiecznie, jak już mam sie zaangażować, a ktoś bardziej ingerować w moje życie, to panikuję.

Mam duża potrzebę niezależności. Nie umiem sobie z tym poradzić.

W związku ją tłamsiłam i przez to pewnie część moich problemów.

U nas było trochę nie tak w związku.

W sumie rozstaliśmy się trochę przez sprzeczność poglądów na temat wiary i czystości przedmałżeńskiej.

Bolałooo. cholernie.

No ale stwierdziłam, ze widocznie to nie to. Oczywiście we łzach. Oczywiście w niepogodzeniu.

No ale co miałam zrobić.

Musiałam się trzymać.

I jakoś się trzymam.

Ale czasem mam ochotę się zabić, nie mogę z sobą wytrzymać. Z moimi myślami, lękiem, splątaniem. Boję się, że Bartek to generuje, że przez to że o nim myślę i jakoś się z nim trochę kontaktuję, to to generuje moje lęki na temat wszystkiego, np. "jakiej muzyki posłuchać, zeby nie wywołała we mnie uczucia lęku". Takie irracjonalne sprawy...

Zwyczajnie sobie nie.ra.dzę. :)

A jednocześnie jakoś daję radę bo muszę.

Także trudno powiedzieć czy poczułam ulgę (w pewnym sensie na pewno tak, bo już nie musiałam tak kminić ciągle), bo rozstaliśmy się ze względów innych. Przynajmniej wtedy on podał taki powód. A w rzeczywistości złożyło się na to wiele rzeczy.

Mamy się spotkać za jakieś dwa tygodnie.

Zobaczymy co będzie, staram się na nic nie nastawiać, ale tęsknię też za nim i oczywiście już mam milion scenariuszy w głowie czego nienawidzę :P

No i raczej się nie możemy związać już. Ja muszę ogarnąć trochę siebie. I muszę przestać o nim tyle myśleć, żebym właśnie paradoksalnie mogła być z NIm kiedyś szczesliwsza. Bo w związku z NIm ja nonstop myślałam o Nim, wszystko wokół Niego, ja gdzieś ginęłam dla siebie. Pomyślcie też o tym :) Może czasem warto skupić się na sobie, postawić warunki, robić to co się kocha i nie ograniczać życia tylko do związku. Ja to zrobiłam, zawalałam szkołę, naukę, rodzinę. Nie było dobrze...

 

-- 12 sty 2014, 23:50 --

 

Wiem że dzięki inwestwaniu w siebie mój stan by się poprawił nawet w związku.

Ale wiem też, że to gówno nie zniknie.

Lęk przed lękiem.

Nic dodać, nic ująć.

Na razie czekam i daję temu czas, zobaczymy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem Cię ;)

Nie przejmuj się moją historią. Moja jest taka, ale to moja i tylko moja.

Twoja nie musi być taka sama, macie inny związek, oboje jesteście inni, uszy do góry :)

NIe sugeruj się tak! :)

Ja wiem, że zareagowałabym identycznie w Twojej sytuacji, także... po prostu Cię rozumiem.

Uważam że czasem warto przemyśleć czy wszystko jest ok w związku, ale... no ale my nie potrafimy o tym normalnie pomyśleć, bo zaraz jest strach, lęk, panika, paraliż. Znam to...

Serio mains, Twoje życie, to Twoje życie i nikogo innego :) możesz być szczęśliwa ze swoim chłopakiem, nie musicie się rozstawać ;)

my nie jesteśmy w stanie nawet rzeczowo ocenić sytuacji w związku. Ja nie potrafiłam, byłam porozdzierana, wszystko mi się mieszało. Nie wiedziałam gdzie ja, gdzie my, gdzie jest źle, a gdzie moja nerwica i tragedie która ona powoduje :( bo u nas po prostu wiele się pieprzyło przez to.

Głowa do góry, będzie dobrze ;)

Pomysl o tym w ten sposób, że mimo że rozstalismy sie, to ja myślę o powrocie i On też, także... ;)

 

-- 13 sty 2014, 02:22 --

 

Plątam się tak samo jak i Ty, serio ;)

I wczoraj coś usłyszałam od przyjaciółki i od razu sie zasugerowałam, ze nie powinnam być już nigdy z Bartkiem....

Jedziemy na tym samym wózku.

Ja także nie jestem w stanie ocenić co czuję itd. Jedyne co, to jestem w tej komfortowej sytuacji, że "nic nie muszę czuć" bo jestem sama. I przez to że nie mam zobowiązań czuję się lepiej... no ale to standard, bo po prostu w pewnym stopniu zniknął przedmiot moich spin. :/

Będę nad tym pracować ;)

Jutro dzwonię do lekarza umówić się na prywatną wizytę, bo dzisiaj to już chciałam zejść z tego świata.

Wyję po nocach, że nikt mi nie może pomóc.

A ja sama nie wiem jak i w którą stronę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam okres (w czasie tej nerwicy), że myślałam że jestem lesbijką. Bałam się spojrzeć na jakąkolwiek dziewczyne, bo bałam się że mi sie spodoba... Minęło mi po 2 tygodniach. No bo skoro nie kocham TAKIEGO chłopaka to muszę być lesbijką... Nie daj Boże widze na ulicy przystojnego chłopaka, od razu mam obsesyjne myśli , że to z nim powinnam być, a to bez sensu, nawet go nie znam. Czasem siedze i czuje ze nigdy mi to nie minie. Czasem juz mi wszystko jedno ale biorę sie w garsc i dalej walcze. Biore tabletki na uspokojenie i magnez. Staram się. Czasem rzucę sie mojemu chłopakowi na szyje i poczuję sie najszcześliwsza na świecie.. U mnie jest właśnie róznie, bo czasem jak się czymś bardzo zajmę to nie myśle o nim ani o nerwicy, o tym wszystkim i jak się zorientuję ze nie myśle o nim, to znaczy że go nie kocham :( Widze zakochane pary i sie zastanawiam "jak oni mogą być tak pewni wszystkiego?". Przyjaciólka raz mi powiedziała " zerwij z nim. Będzie bolało, ale bedzie Ci lepiej"-myślałam że oszaleję. Ja nie mogę uwierzyć w to, że tak nagle przestałam go kochać, czuc to wszystko. Nie jest to dla mnie możliwe...On mnie namawia do pójścia do psychologa, ale jakoś nie chce. Nie wiem dlaczego. Może chciałabym wsparcia ze strony mamy? nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×