Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Mialam tak przez lata - cynizm, sarkazm...

Zaczelam byc swiadoma tego co sprawilo ze moje zwiazki byly toksyczne. I od tamtej pory stopniowo moje spojrzenie na takie sytuacje ulegalo zmianie.

W moich przeszlych zwiazkach brakowalo solidnych fundamentow, byly budowane na jakostobedzie.

Mialam wyrazne ostrzezenia, ignorowalam je.

W moich zwiazkach zabraklo oparcia i poczucia bezpieczenstwa. Musialam je w sobie jakos zbudowac ale to bylo jak szalas w porownaniu z domem.

Takie to moje poczucie bezpieczenstwa bylo i chyba nadal jest ale nauczylam sie z nim funkcjonowac.

 

Oczywiscie wiem ze prawdziwa, gleboka wiez to nie motyle w brzuchu i trzymanie sie za raczki, dwa golabki gruchu gruchu - ale to jak bierzemy sie razem za bary z rzeczywistoscia, ktora potrafi czasem niezle dokopac.

Te zlaczone rece to taki symbol. Znaczy tyle ile nasza interpretacja. Nasze intencje, przezycia, uprzedzenia.

 

Mam bardzo czula intuicje ale zawsze dawalam jej po nosie i zamykalam pysk bo mi bruzdzila. Wlaczala sie nie tam gdzie trzeba (moim owczesnym zdaniem) i w niewlasciwym czasie (jak wyzej). Bo ja chcialam, potrzebowalam, balam sie byc sama. Wciaz wierzylam w to co wmawiano mi w dziecinstwie - ze sama nic nie znacze, ze sama zgine, nie poradze sobie z zyciem.

 

A tak naprawde to potrzebowalam byc sama, zeby nabrac dystansu, skonfrontowac z lekami i z tym co mi wmawiano, przekonac sie kim jestem. I wtedy, jako w pelni niezalezna, sprawdzona w praktyce jednostka - myslec o kims podobnym. Kto potrafi zyc sam, byc sam, nie jest zdesperowany ale pragnie "emocjonalnej wymiany" - ma cos do ofiarowania w zamian za cos, czego sam potrzebuje. Tak widze wlasciwy zwiazek dwojga dojrzalych ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

advark,

Mimo, że jestem jeszcze dosyć młoda, 23 lata, to jednak chciałam zbudować solidny związek.

Było dobrze, dopóki on mnie potrzebował, dopóki dawałam mu jakies wsparcie, ale on mi też dawał duże. Nie powiem. Robi cos takiego, że kobiety stają sie zależne od niego w pewnym sensie.

Nagle stwierdził, że nie będzie mnie odwiedzał, bo tyle co sie widzimy mu wystarczy. Ręce opadły. I zdziwił się, że mam ZŁY humor z tego powodu!

Po rozstaniu mi nie pomaga. Wręcz rozdrapuje rany. Obniża samoocene, może robi to nieświadomie, ale wątpie.

Chciałabym sie od niego uwolnić, ale nie mogę. jesteśmy skazani na swoje towarzystwo, chociaż staram sie go widywać najmniej.

Z bólem serca oglądam wszystkie pary, ale nie jestem tak zdesperowana by wchodzic w inny związek.

Samotność jednak nie pomaga.

Chciałoby sie miec oparcie w kimś, i rozwiązywać problemy.

Ja też nie jestem bez winy. Postanowiłam nie kryć sie z uczuciami i jak ktos sie pyta dlaczego mi zle to odpowiadam. Były partner stracił w oczach u wielu ludzi, ale to nie moja wina. Ja nie kłamię, mówie jak było. Uważam, że moze nie powinnam tego robic, ale nie mogę tłumić uczuć w sobie i patrzeć jak zachowuje sie w stosunku do mnie, ze robi wszystko bym poczuła sie gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cyniczna się zrobiłam ale mój związek mnie przeczołagł mocno :roll:

?

Pozwolisz zeby wplywal a Twoje postrzeganie rzeczywistosci?

 

 

cały kłopot w tym że widzę nie tylko swój związek, mam sporo koleżanek, oczywiście rodzinę

i nie znam ani JEDNEJ pary wokół siebie ze stażem 7-8 lat w góre + dzieci który nie jest toksyczno-patologiczny

albo mam pecha albo ślepa jestem

i nie mówię i jedzeniu sobie z dzióbków przez lata, bo nastolatką już nie jestem i w romatyczne związki nie wierzę ale nie widzę żadnego wokół siebie gdzie ludzie się w miarę wspierają i nie krzywdzą siebie wzajemnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faflikowa, fakt wiekszosc ludzi jest zaburzonych i trudno im stworzyc zdrowy zwiazek. Ale nie jest to niemozliwe...ludzie sa swiadomi swoich jazd i nie pozwalaja zeby wplywaly na ich relacje z parterem. Wszystko zalezy od nas i naszych wyborow

 

znasz takie związki? bo ja jak poznaję jakąś parę która się wydaje nawet całkiem ok, to jak zaczynam ją poznawać lepiej to zawsze jakiś syf wypływa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem co zawalilam, co bylo moim bledem i bardzo bym chciala, zeby owa wiedza uchronila mnie przed potencjalnym niepowodzeniem. Albo kolejnym niesatysfakcjonujacym zwiazkiem, albo ucieczka przed czyms, co moze mnie przerosnac emocjonalnie.

Jesli zwiazek nie dziala to odpowiedzialnosc za ten stan rzeczy lezy po obydwu stronach, tylko kwestia rozlozenia procentowego.

Plusem jest (wlasciwe wnioski wyciagnelam) ze wyczuwam toksyczna osobe (plci obojga) na odleglosc. A jesli juz musze z nia jakis czas przebywac to nie ma na mnie wplywu, moge jedynie odczuwac krotkotrwaly dyskomfort i narzucam dystans, nie probuje byc mila na sile. Chlodna uprzejmosc.

 

Wiedzialam od dawna, czego nie chce. A raczej - jakie cechy dyskwalifikuja partnera.

Ale nie wiedzialam, jakie cechy uznalabym za podstawy do budowania wiezi. Niekoniecznie zwiazku na dluzsza mete. Przyjazni, kolezenstwa, "friends with benefits" co by mi chyba najbardziej odpowiadalo :D Mysle ze dokladnie o to mi teraz chodzi.

Jesli ktos pojawia sie w naszym zyciu bez wzgledu na to, jaka role w nim pelni i na jak dlugo - ma na nas wplyw.

I tak sobie teraz analizuje. Na pewno ktos z minimalna dysfunkcja ale o otwartym umysle (nie bedzie podsycal mojej dysfunkcji a ja leczyl swoja postawa jednoczesnie starajac sie zrozumiec moj stan), majacy wlasciwy "backgound" rodzinny (a nie zlepek psycholi).

Ktos kto da mi solidne podstawy do budowania od nowa poczucia bezpieczenstwa, tego wlasciwego a nie jakichs fasad z papier-mache po to, by przetrwac.

Ktos stabilny emocjonalnie. Ze o reszcie nie wspomne.

Ktos z przeszloscia o wiele mniej bogata niz moja (to by bylo za wiele, musi nastapic rownowaga).

 

Po raz pierwszy od lat jestem w stanie wyartykulowac warunki "na tak". I chyba wogole po raz pierwszy.

I tego, prosze panstwa, bedziemy sie trzymac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

Ja, gdy widzę jakąś parę trzymającą się za ręce, to czuję złość, że źle, żenująco się zachowują.

Ja wtedy czuję takie dziwne uczucie w klatce piersiowej, jakby coś się we mnie zapadało czy taki jakby ścisk, smutek, eeee nie potrafię tego opisać. kwasny.gif

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znasz takie związki? bo ja jak poznaję jakąś parę która się wydaje nawet całkiem ok, to jak zaczynam ją poznawać lepiej to zawsze jakiś syf wypływa

Syf jakis zawsze jest - mniejszy czy wiekszy - ale chodzi o umiejetnosc radzenia sobie z syfem.

Jest problem - probujemy go obydwoje rozwiazac. Rozmawiamy. A nie chowamy glowe w piasek udajac, ze problem nie istnieje; nie obwiniamy partnera; nie zostawiamy go samego z tym problemem.

Ludzie nie rozumieja pojecia "partnerstwo", ze to jest wspolodpowiedzialnosc. Ja zawale ale naprawiamy razem. Ale ja wyciagne z tego wniosek odpowiedni - jesli zawale po raz kolejny to bedzie to utrudnienie nie tylko dla mnie ale i dla osoby, ktora jest mi bardzo bliska. Odrobina empatii jeszcze nikomu nie zaszkodzila. I umiejetnosc przewidywania konsekwencji swoich dzialan.

Mimo swoich doswiadczen wierze, ze jesli dwoje ludzi jest wystarczajaco dojrzalych, swiadomych - to stworza cos trwalego.

Nie twierdze, ze mnie akurat to spotka choc nie ukrywam, ze bardzo bym chciala.

Metody prob i bledow nie wybiore - macie pojecie ile wtedy roznych ludzi przewija sie przez zycie... I robi bajzel we lbie, kazdy zostawia cos po sobie.

Tutaj stosuje zasade brzytwy Ockhama i nie mnoze niepotrzebnych bytow ;) Czesto od poczatku daje sie wyczuc czy to toksyczna osoba czy nie. Nawet przy zwyklej wymianie mailowej. Jest oczywiscie procent ryzyka ale gdzie go nie ma?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja byłam na tyle głupia i naiwna, że wybaczyłam kolesiowi skok w bok. Nie zdradził mnie, nie. Poprostu wiedziałam, że ma mnie na oku, a jednak polazł za inną. Potem przez miesiąc za mną latał. Przynosił róże, wpadał o 7:30 do mnie, wiecie. musiał wstać po 5 żeby dojechać. Ujął mnie tym. Wybaczyłam. Nie powinnam. Bez słowa zostawił i humor mu wysmienicie dopisuje :)

Pojawi sie problem w wakacje pierwszy- niemalże uciekł. To ja mu musialam tłumaczyć co robi źle, i dlaczego

Pojawił sie drugi problem- umilkł. Zawiesiłam związek. Potem to ja go prosiłam, przepraszałam. Za co? Za jego błąd

Pojawił sie niewielki, trzeci problem- zostawił.

Przez okres między 2 i 3 problemem czułam nieustający strach. Wiedziałam, że znajdzie jakis powód by odejść.

On by wiecznie żartowal, wysyłał głupie obrazki. Oglądał filmy i podniecał sie postaciami.

Jak mu zaproponowali doktorat- zwyczajnie odmówił. Zrobiłby go b. szybko, dostawałby sporą gotówkę.

To ja w tym związku sie starałam. Potem nawiedziły lęki dotyczące przyszłosci. Obwiniałam kierunek studiów. ale problemem był on.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

izaa, lepiej poszukać poważniejszych osób bo inaczej zawsze będziesz strata. Czasem najlepsze co zrobić to nie wchodzić dalej w relację jeśli to nie jest to czego chcesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znasz takie związki? bo ja jak poznaję jakąś parę która się wydaje nawet całkiem ok, to jak zaczynam ją poznawać lepiej to zawsze jakiś syf wypływa

Syf jakis zawsze jest - mniejszy czy wiekszy - ale chodzi o umiejetnosc radzenia sobie z syfem.

 

słuszna uwaga

ja nie znam takich co radzą sobie wspólnie z syfem, wręcz przeciwnie

chyba że jest to para o małym stażu

 

-- 11 sty 2014, 18:41 --

 

aardvark3, tez mysle, ze nie ma zwiazkow gdzie wszystko idzie gladko. Moj mi sie wydaje zdrowy i dobry a bywaja burze z piorunami gdzie musimy dlugo gadac zeby sobie powyjasniac jakies sprawy

 

oczywiście że tak na tym polega zycie że nie jest różowo

ale tak jak patrzę na pary obok mnie to nie widzę par które idą przez życie i problemy razem raczej obok siebie

a im starszy związek tym gorzej

smutne to dla mnie bo ja jednak jestem osobą która potrzebuje ciepła i wsparcia oraz mam wielką potrzebę bycia potrzebną

w związkach tego nie doświadczam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo to by trzeba bylo najpierw dojrzec a potem zakladac sensowny zwiazek. I wychodzi na to, ze stawiamy woz przed koniem ;) zakladajac zwiazki w mlodym wieku.

Logicznie rzecz biorac.

Przez cale lata mialam zal do swojego zyciorysu ze jest za bogaty - teraz jestem wdzieczna ze mnie tak zycie skolatalo. Nabralam doswiadczenia, z czasem nauczylam sie wyciagac wlasciwe wnioski.

I nic sie chyba nie zmarnowalo.

Nie mam monopolu ani na swieta racje, ani na slusznosc pogladow czy postepowania. Obserwujac siebie teraz, mimo wszystko, widze ogromny postep. Samoswiadomosc jest bardzo pomocna.

Emocje sa, jest ich sporo ale sa zdrowe. Nie obsesyjne. Sa czescia zycia a nie wypelniaja je w calosci. Nie zaburzaja wlasciwego spektrum widzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×