Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przemijanie życia


Delvin

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, mam pewien nieprzyjemny problem, mianowicie każdego wieczora przed zaśnięciem mam same przykre myśli niezależne ode mnie, ciągle przewijają mi się dziwne sytuacje przed oczami, że nie znajdę pracy, wyrzucą mnie z uczelni, bo nie będę miał kasy żeby zapłacić za czesne, nie wyleczę się ze swojej choroby... ponoć nerwicy... ciągłe drgawki przed zaśnięciem i paskudne samopoczucie z praktycznie zerową pamięcią...

W sumie mam już 26lat i już 2 lata straciłm na chorobie, ale od jakiegoś czasu ciągle mnie nachodzą myśli o przemijaniu, że człowiek strasznie szybko się starzeje i umiera, tak naprawdę zamiast wywoływania wojen i mordowania się wzajemnie powinniśmy zacząć coś robić aby przedłużyć to ziemskie życie, przecież dziś jesteśmy młodzi a jutro już przyjdzie nam umierać, jak patrzę na tych wszystkich starych ludzi to robi mi się strasznie smutno, życie jest tak krókie że człowiek sobie nawet nie zdaje sprawy jak powoli przychodzi mu się rozstawać z tym światem... Jak się tak nad tym zastanawiam to czasem dochodzę do tragicznego wniosku, że nie jesteśmy niczym specjalnym, jak jakieś kamienie na drodzę które dziś są a jutro nawet śladu po nich nie będzie, bo przyjdzie powódź i wszystko zaleje. Ci ludzie dookoła tak bardzo się oddalają a przecież duchem chcieliby jeszcze tutaj zostać... nie wiem co mam sądzić o tym wszystkim, nie potrafię się uporać a tymi myślami, patrzę na starszych ludzi, słucham jakie mają plany na przyszłość to w głowie widzę ich biedne i wycięczone ciała, które lada moment odejdą ..... i co z tego życia wtedy zostaje ? ? Zanim się urodzimy to już umieramy.

Więc chyba szkoda czasu na nerwicę, naprawdę radzę się dobrze zastanowić, bo za chwilę i my przeminiemy.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jej, jak ja cie rozumiem...

Nawet by mi do glowy nie przyszlo ze inni tez tak maja, ale niestety sama nie wiem jeszcze co z tym zrobic, to znaczy odkad sie lecze (lekami narazie) jest lepiej nie am juz ciagle tych mysli o umieraniu i odchodzeniu, mysle ze wyleczenie nerwicy skutkuje tez lagodniejszym podejsciem do takich spraw, sama nie wiem ale taka mam nadzieje:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lacze sie z wami- odkad nerwica mi uprzykrza zycze coraz czesciej mysle o " bolu istnienia i przemijania" ze to sesnu nie ma ...ale za chwile mysle to tak okropna mysl ,i nic na to nie poradzimy ze lepiej o tym nie myslec tylko cieszyc sie ze jeszcze istniejemy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przecież dziś jesteśmy młodzi a jutro już przyjdzie nam umierać, jak patrzę na tych wszystkich starych ludzi to robi mi się strasznie smutno, życie jest tak krókie że człowiek sobie nawet nie zdaje sprawy jak powoli przychodzi mu się rozstawać z tym światem... Jak się tak nad tym zastanawiam to czasem dochodzę do tragicznego wniosku, że nie jesteśmy niczym specjalnym, jak jakieś kamienie na drodzę które dziś są a jutro nawet śladu po nich nie będzie

Czasem ta świadomość, że moje życie jest tak mało znaczące i nie potrwa już długo bardzo mnie pociesza. Bo czym w porównaniu do wieczności są moje dołki, problemy i popełnione błędy? Jeśli my i to co nam się zdarza nie ma żadnego zdarzenia to po co się czymkolwiek przejmować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasem ta świadomość, że moje życie jest tak mało znaczące i nie potrwa już długo bardzo mnie pociesza. Bo czym w porównaniu do wieczności są moje dołki, problemy i popełnione błędy? Jeśli my i to co nam się zdarza nie ma żadnego zdarzenia to po co się czymkolwiek przejmować.

 

 

mam dokładnie to samo!

Ostatnio sie zastanawialam w inną strone, gdy juz nas nie bedzie, gdy umrzemy za dajmy na to kilkadziesiat lat, to po wielu latach slad po nas zaginie, nikt nie bedzie wiedzial juz kim bylismy, ani nawet nikt sie nie zastanowi co nas dreczylo i czemu sie tak spalaliśmy...

taki maly bez sens... ;) tzn sens jest gdzies ale ogolnie czasem mnie tez to pociesza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja placze jak sobie pomysle, ze ludzie ktorzy teraz sa ze mna, sie smieja,bawia, ze kiedys ich nie bedzie, ze wszystko co pozostanie to kupka kosci

czy po to zyjemy by tylko tyle z nas pozostalo???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja placze jak sobie pomysle, ze ludzie ktorzy teraz sa ze mna, sie smieja,bawia, ze kiedys ich nie bedzie, ze wszystko co pozostanie to kupka kosci

czy po to zyjemy by tylko tyle z nas pozostalo???

 

też miewam takie dekadenckie myśli-w tym świecie kupka kości, dzieci, rodzina, spuścizna naukowa/kulturalna to największy pomnik jaki możemy po sobie pozostawić...a co z duchem>?< cholera wie co z tą świadomością, dopóki nie "przeżyjemy"(jak to optymistycznie brzmi:) śmierci nic się nie dowiemy :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to fakt, nic pewniejszego niż niepewność :cry:

na tym żeruje wiara, wszelkie ideologie i wszystkie autorytety;

ale jeśli nie przyjmiemy jakiejś ideologii, jakiejś wiary (nieważne jakiej) to zwyczajnie zwariujemy i tyle będzie po nas...np ja-> wierzyłam całe życie w wiedzę, naukę tak że przysłoniłam sobie nią życie i gdy zaczęłam się zastanawiać nad Bogiem, sensem to stwierdziłam, że go nie ma, (bynajniej moje życie) i co? zaczęłam "wariować"...za dużo pytań bez odpowidzi :shock:

myślę, że trzeba się pogodzić z przemijaniem życia, a póki co starać się żyć pełną piersią i nie krzywdzić innych a w miarę możliwiści im pomagać ;) choć przyznaję, że owa niepewność powoduje, że czuję się jak mindless sheep prowadzona na rzeź :shock::shock::shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

julie tez przykro mi to stwoerdzac ale mysle ze po smierci nie ma nic .... jak sie zyje dziwnie czuje sie bezsens zycia....

 

 

ale latwiej sie zyje mowiac wierze;) wiec mowie ze jestem wierzaca:) bo chcialabym poprostu wierzyc:) moze jakas czatska mala wierzy ... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz, ja do niedawna tez nie wierzylem, ale pewne wydarzenia w moim zyciu, pokazaly, ze niektore zbiegi okolicznosci sa co najmniej dziwne, a to kogos spotkalem w pracy po latach, a to moj los sie z kims przecial, a moze ja chce wierzyc bo po prostu sie boje???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

julie tez przykro mi to stwoerdzac ale mysle ze po smierci nie ma nic .... jak sie zyje dziwnie czuje sie bezsens zycia....

 

 

u mnie w rodzinie panują podzielone opinie-brat kleryk oczywiście jest wierzący, podobnie jak mama, z kolei my z tatą jesteśmy sceptyczni (bynajmniej co do Boga odmalowywanego przez Chrześcijaństwo); niemniej jednak wierzę w jakiegoś Boga-Siłę, która cały ten burdel nakręciła a największy ból to właśnie czucie się taką sheep :shock: , która nic nie wie i tyle...bo na dobrą sprawę nie wiadomo jak naprawdę żyć...że nie wspomnę już o psudo wolnej-woli...

->wierzycie w wolną wolę? Jakby dobrze wyłożyć temat to okaże się, że guzik-wcale jej nie mamy...choć przyznam się, że lepiej wierzyć, że ją mamy ;) , bo inaczej to już psychiatryk forever :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej tragikomiczne w tym wszystkim jest to, że człowiek buntuje się, buntuje i buntuje a i tak ostatecznie musi się ze wszystkim pogodzić, bo chyba nic gorszego niż umieranie w nienawiści do świata, Boga, samego siebie...

Tak naprawdę to nic nie wiemy i tyle-taki nasz los na tym ziemskim padole...Co do mnie to nie boję się śmierci (byle nie umierać latami w męczarniach), chcę tylko odnaleźć swoje zagubione ja i znaleźć swoje miesjce na Ziemi i i żyć z pasją, uśmiechać sie mimo przemijania time'u

:arrow: nie chcę stać się samotnym,zgorzkniałym człowiekiem, nic smutniejszego :cry::cry::cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie chcę stać się samotnym

ja chyba tego najbardziej się boje w przemijaniu... nie chciałbym, żeby moje życie tak się potoczyło, że na starość zostanę samotny... już teraz samotność jest przyczyną lęku. Niestety czasami trudno mi uwierzyć, że mamy wpływ na nasze życie... wolna wola? Dla mnie to mit i jakieś nieporozumienie... przecież tak mało zależy od nas... przypadek, geny. A gdzie celowość życia? Co jest ważne, jak osiągnąć szczęście i czym ono jest?... i gdzie w tym wszystkim miejsce dla Boga?... pytania, pytania i smutek, bo nic się nie zmienia na lepsze, życie przemija, a nerwica wciąż trwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie, w większości to tak naprawdę cała ta nerwica nas tak wypala, gdyby nie ona inaczej byśmy to wszystko postrzegali.... nigdy wcześniej się nad przemijanie nie zastaniawiałem, kiedy mnie nerwica dopadła to już praktycznie o niczym innym nie myślę, zatem wnioskuję że większość z nas tak naprawdę to traci najpiękniejsze chwile życia na tak głupie mędrkowanie... no ale cóż nie jest łatwe będąc w tym stanie od tak poprostu nie myśleć o czymś....

Postarajmy się też zrozumieć że tutaj i teraz jest nas czas i nie trzeb ago marnować na przykre myśli, które tylko wykradają nam cenne życie.

Spróbujmy jeszcze raz złapać się za klapy z tym naszym życiem codziennym i udowodnijmy sobie że jednak mamy jeszcze trochę czasu tutaj żeby zrobić coś dobrego, myślę że wtedy nasze poglądy troszeczkę się zmienią.

 

Pozdro i 3majcie się ciepło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytanie o sens istnienia... stare jak swiat. Nie wiem, czuje pustke. Codziennie uciekam przed tym pytaniem koncentrujac sie na bierzacych sprawach i "nie mysle o glupotach". Takie pytania zazwyczaj mecza nas w sytuacjach kryzysowych. Takie pytania nie dawaly mi spokoju kiedy bylem w depresji. Dopadlo mnie to takze teraz kiedy moj ojciec walczy o zycie w szpitalu. Zaczynam watpic w sens milosci, bliskosci. Skoro kazde odejscie bliskiej osoby lub nieczescie ja spotykajace tak boli to moze lepiej byc sam jak palec? Zerwac kontakty z rodzina, nie miec dzieci ani stalego partnera, nie miec prawdziwych przyjaciol? Nie wiem... nie znajduje odpowiedzi... watpliwosci tez troche nie na miejscu zwlaszcza ze niedlugo bede ojcem. A teraz zwatpilem w sens wszystkiego... Po cholere plodzilem syna skoro czeka go tyle cierpienia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dokładnie to samo...

Z resztą od dawna.

 

Życie człowieka faktycznie jest kompletną groteską. Tyle histerycznego krzyku o to by zostań na powierzchni jak najgłośniej a potem wypaść i udowodnić marność swego losu...

 

Z pewnego punktu widzenia życie ludzkie sprowadza się do zwyczajnego cyklu... Gdzie kazdy z nas jest jednostką nic nie znaczącą która wbija sie po prostu w system...

 

Mozna próbować sobie albo nadawać sens, albo usilować racjonalizować Boga i zycie po śmierci... Od jakiegoś czasu usiłuję się wpisac w jakąś kategorię odnośnie wiary Uznałam że chyba agnostyczką. Mimo wszystko temat wiary jest dla mnie niesamowicie wyczerpujący, bo chodź wiem że nie znajde odpowiedzi, nie mogę przestac zadawać sobie pytań... Jako dziecko płakałam stale przed snem wyobrazając sobie ze mnie niema... Bałam się nicości, braku i pustki.

Odnośnie jeszcze systemu... niesamowicie dołuje mnie fakt że jako ludzie mamy dażność do zachowań tendencyjnych...schematycznych, gatunkowych. Jak przypadki które zawsze znajdą opis w psychologii etc. To napawa mnie lękiem że jesteśmy tylko zlepkiem genów, a dusza ( nie mówię tu o duszy w znaczeniu religijnym ) tak na prawde nie ma racji bytu. Że ,,bycie sobą" ze względu na empiryczne krztałtowanie charakteru też nie ma racji bytu...

Nawet to czy cieszymy się zyciem , czy raczej ,,widzimy problemy" zależy często od budowy układu limbicznego...

Usiłuję znaleźć człon ludzkiej osobowości, jakiś rdzeń porównywalny z duszą... ale póki co przepełnia mnie takie poczucie bezsensu...

 

Stwierdziłam że nad sensem zycia nie mam co się zastanawiać bo nawet znaczenia słowa ,,istnienie" nie jestem wstanie pojąć. Nie wiem ile jest płaszczyzn rzeczywistości.

Przede wszystkim mam takie poczucie że jedyne co moge robić to rozwijać się duchowo. Usiłować zrozumieć kim jestem bez brania na wzgląd doświadczeń zyciowych które mnie zbudowały.

 

Mam nadzieję że śmierć nie jest ostatecznym końcem. W końcu Nicość jest niczym to zdanie sugerujące że nicość też jest czymś , przed wielkim wybuchem też coś musiało być... Fakt że nie rozumiem istoty nicości napawa mnie nadzieją że Bog istnieje

Ale nie wierzę w piekło ani sąd ostateczny.

 

Za to uważam że mamy wolną wolę w tym sensie, że posiadamy umysły których możliwości sa nieograniczone.

 

Ech, troche się za bardzo rozpisałam , ale po prostu temat mnie strasznie prześladuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Autodestrukcja

Fajnie przedstawiłaś swój punkt widzenia ;)

Od czasu gdy zapytałam się poważnie o sens tego całego kieratu przechodzę podobną drogę...co mogę powiedzieć to to, że udało mi się wyjść z poczucia zupełnego bezsensu na rzecz poszukiwań "prawdy"; Wiem, wiem-że taka prawda absoltna jest nie do poznania, ale szczera chęć zrozumienia siebie i all around napędza mi krew do działania; :arrow: co do umysłu to także uważam go za nasz jedyny stały ląd ( więc wolność lub zniewolenie) na tym oceanie złudy jaką jest ta "rzeczywistość"; mam hope, że kiedyś (gdy na dobre uwolnimy się z materii) zrozumiemy all...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oby ;) obyśmy uwolnili się z materii jako My.

 

Najzabawniejsze jest to że jesli już decydujemy się na życie ( jeśli te stany doła i bezsensu sa na prawdę dryfem między życią a dosłownie niebytem ) , to chyba po to żeby żyć w pełni, pokochać je. A to jak na złość jeszcze bardziej uprzykrza myśl o śmierci.

: )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po to żeby żyć w pełni, pokochać je. A to jak na złość jeszcze bardziej uprzykrza myśl o śmierci.

: )

 

Ponoć nigdy nie będziemy żyć pełnią życia jeśli nie pogodzmy się ze śmiercią w tym sensie, że nie będzie wzbudzała w nas lęku, czy jakiegokolwiek uprzykrzenia; ot śmierć-naturalny element życia i tyle... osobiście się jej nie lękam ile raczej samego życia, tzn żeby je dobrze, godnie i jak najbadziej świadomie przeżyć, tak by w chwili odejścia nie mieć w sobie jakiejś nienawiści, złości, etc...w tym cały sęk :shock:

co ciekawe, ostatnio nawet doszłam do takiego stanu (nirwany) i stwierdziłam, że gdybym miała dziś umrzeć, to zeszłabym z tego świata uśmiechnięta i zadowolona, honestly; najgorsze, że nie można o tym nikomu za bardzo powiedzieć, bo all pukają się w czółko -> "w tym wieku ???-całe życie przed tobą"; ehhh, a więc pewnie ugrzęznę na dłużej w tej materii, no chyba że jakimś cudem uwolnię się we śnie czy jakoś samoistnie...bo żadnego suicide nie zamierzam commit;

 

greets

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ponoć nigdy nie będziemy żyć pełnią życia jeśli nie pogodzmy się ze śmiercią w tym sensie, że nie będzie wzbudzała w nas lęku, czy jakiegokolwiek uprzykrzenia; ot śmierć-naturalny element życia i tyle... osobiście się jej nie lękam ile raczej samego życia, tzn żeby je dobrze, godnie i jak najbadziej świadomie przeżyć, tak by w chwili odejścia nie mieć w sobie jakiejś nienawiści, złości, etc...w tym cały sęk :shock:

 

Znam ludzi którzy na prawde nie myslą o smierci , wiedzą że umrą i mówią o tym bez większych emocji... To prawda że takie uporczywe szukanie odpowiedzi na to co po śmierci , zwyczajnie zniewala i nie pozwala tak swobodnie zyc... i w w tym problem.

Zastanawiałam się ostatnio czy to moje szukanie sensu swojego istnienia nie jest w pewnym sęsie odzwierciedleniem mojego egoizmu i egocentryzmu. BO w pewnym momencie otoczenie zaczęło byc dla mnie praktycznie nieistotne wobec tego że jestem niczym wobec swiata etc....

 

 

co ciekawe, ostatnio nawet doszłam do takiego stanu (nirwany) i stwierdziłam, że gdybym miała dziś umrzeć, to zeszłabym z tego świata uśmiechnięta i zadowolona, honestly; najgorsze, że nie można o tym nikomu za bardzo powiedzieć, bo all pukają się w czółko -> "w tym wieku ???-całe życie przed tobą";

 

dokładnie :) Czasem martwi mnie że ludzie widzą jedną droge zycia... w tym wieku trzeba robić to w innym tamto... kazde ujście od normy wzbudza bulwers... A co do umierania z usmiechem... nie wyobrazam sobie śmierci, moze w tym tkwi mój problem. Choć przewijały się momenty kiedy myslałam całkiem serio o tym ze może powinnam nie żyć... ae to nie wtedy kiedy byłam jakimś swietnym stanie ducha, tylko przeciwnie. Kiedy zaczynałam czuć że mnie nie ma ^^ Z tendencją o samobójstwa ponoć trzeba się urodzić... :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co do umierania z usmiechem... nie wyobrazam sobie śmierci, moze w tym tkwi mój problem. Choć przewijały się momenty kiedy myslałam całkiem serio o tym ze może powinnam nie żyć... Z tendencją o samobójstwa ponoć trzeba się urodzić... :)

 

Chyba większość żyjących nie wyobraża sobie śmierci, w końcu jesteśmy nastawieni na życie, inaczej byśmy powariowali :shock: szczerze to ja też nie wyobrażam sobie własnej death, wiem że nadejdzie i jestem pogodzona-mam tylko taką myśl, że jak będę umierała, to mam hope, że w umyśle pojawi mi sie thought typu : "ach, więc tak wygląda ta opiewana i znienawidzona at the same time śmierć, nie taki diabeł straszny jak go malują" a później będzie "już po mnie" ;)

sama śmierć nie jest taka straszna I guess, gorsza ta niedołężność, cierpienie i samotność (przed czym broń nas all Boże) na stare lata;

Z tą wyobraźnią to ta płata nam trochę figle...hmm, czy wyobrażasz sobie siebie jako matkę? Bo ja nie :shock: Jest wiele dziewczyn, które mają podobnie, tzn, nie wyobrażają sobie, że mogły by być z kimś fajnym i urodzić dzieci, to takie abstrakcyjne. A potem często udaje im się spotkać wartościowych facetów i zakładają zdrowe rodziny i eventually ta abstrakcja staje sie normalnością, szczęściem ;) Może tak samo jest ze śmiercią? All uważamy ją za abstrakcję, nielogiczność, a potem gdy nadchodzi jest normalnością i...szczęściem (?)

 

greets

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×