Skocz do zawartości
Nerwica.com

Stopniowe wycofywanie się z kontaktów


Rekomendowane odpowiedzi

Od dłuższego czasu mam problem w kontaktach z ludźmi. Po raz kolejny zacząłem studiować i po raz kolejny pogorszyły się moje kontakty z ludźmi. Zaczyna się zawsze tak samo. Na początku aktywnie uczestniczę w życiu studenckim, wkładam w to całą swoją energię - chodzę na spotkania, rozmawiam z różnymi ludźmi, uśmiecham się, a potem mimo wszystko zaczynam się wycofywać. Na zajęciach siedzę sam, nie staram się nikogo prosić o pomoc, po zajęciach szybko uciekam, jakbym się czegoś bał. Czego? Nie wiem. Mimo wszystko, nie jestem mocno lękliwy. Ostatnio robiłem prezentację i chociaż trochę się stresowałem byłem wniebowzięty. Czułem się jak w amoku, mówiłem z dużym zaangażowaniem, dodawałem przykłady i dygresje, używałem trudnych słów. Wszyscy byli zdziwieni, ale mówili że im się podobało.

 

Moje zachowanie jest też niestabilne. Czasem przychodzę spóźniony i profesor pyta się 'jak się czuję'. Zwykle odpowiadam, że 'dobrze' i siadam. Ostatnio przyszedłem i wszyscy jak zwykle podśmiewali się z mojego spóźnienia, a ja zamiast jak zwykle uśmiechnąć się, zmierzyłem ich chłodnym wzrokiem i nie odpowiedziałem nic profesor. Na ćwiczeniach kiedy pyta mnie profesor ja często wyszukuje dziwne przykłady, aby ją zadziwić i przez to teraz trochę omija mnie przy pytaniu.

Nie umiem też kłamać. Ostatnio pewna profesor zapytała czemu nie chodzę na pewne zajęcia i powiedziałem, że po prostu nie mogłem wstać, czym pokomplikowałem sobie trochę sytuację, ale nie przejmuję się już tym zbytnio.

 

Myślałem, że tak już mam, że wolę samotność i całkiem dobrze sobie radziłem, ale ostatnio jest mi przykro i zaczyna brakować mi ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, chyba muszę znowu się skonsultować z jakimś lekarzem. Najgorsze jest to, że nie potrafię nigdy utrzymać terapii. Zwykle urywam je w połowie, albo kiedy nic ona nie daje, albo jak czuję się lepiej i już nie potrzebuję nikogo i czuję że sam dam sobie radę i nie mam zamiaru wydawać już dalej kasy. Później kończy się to tym, że nawet nie umiem się zmobilizować, żeby gdziekolwiek zadzwonić po pomoc i wolę leżeć całymi dniami w łóżku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja mam gorzej. Moje wycofanie z kontaktów społecznych, spowodowane tym jak postrzegają mnie inni zabrnęło tak daleko, że nie mam już ochoty inaczej żyć. I dziwi mnie, że innych dziwi, że mnie to nie dziwi :P Taki przykład. Skrobałam sobie farbę z futryny w mieszkaniu i wujek, który szedł z psem na spacer zobaczył zapalone światło i postanowił wdepnąć. Gada, gada, że ładnie się robi w mieszkaniu itp. i nagle wypalił, że on to wyjść z podziwu nie może, że tak sama się za to zabieram, że sama sobie siedzę i tak dłubię, że może raźniej by mi było z jakimś kolegą... WTF? Zawsze sobie musiałam radzić sama, nikt mnie nigdy za rączkę nie prowadził, co najwyżej zj*bał, że zrobiłam źle, więc dla mnie to naturalne, że coś robię sama. I zupełnie mi nie przeszkadza, że na szkoleniu siedziałam sobie sama, że na papierosa chodziłam sama i to ludzie wręcz podchodzili do mnie porozmawiać niż jak to było kiedyś, gdy to ja zabiegałam o kontakt, żeby nie stać jak ten sobek. To jest dopiero dziwne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MalaMi1001, widocznie tak już masz. Mnie brakuje tylko jednej osoby, z którą mógłbym po zajęciach pokpić z innych, porozmyślać, pomarudzić. Tak jak to było u mnie w ostatniej klasie liceum, teraz nie ma takiej osoby, kwesta szczęścia. Właściwie po napisaniu tego posta już czuję się lepiej, widocznie tego potrzebowałem. Dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie podobnie jest, nowych kontaktow nie podtrzymuje, nie staram sie. Chyba, ze ktos chce wyraznie ten kontakt utrzymac to jakos sie mobilizuje ale takich przypadkow to ze swieca szukac. Moze dwa, trzy w przeciagu kilku lat.

Zmienilam srodowisko i zrobilo sie pusto bo w nowym miejscu (juz wspominalam) spora rotacja mieszkancow a kto ze starego bedzie jechal 30 km zeby mnie odwiedzic? Az tak bliskich znajomycj nie mialam a zreszta to wiekszosc znajomych eksia.

Jedna dawna sasiadka, sporo starsza ode mnie, czasami mnie odwiedza jak jest w moim miasteczku u fryzjerki. Albo spotykamy sie na kawie. Czasami do siebie dzwonimy. Kiedys bardzo mi pomogla, nawet pewnie nie zdaje sobie sprawy jak bardzi i wciaz o tym pamietam.

Z nowosci to sasiedzi - Polacy, sporo mlodsi ale sympatyczni. Zaczynamy sie kontaktowac czesciej.

Inna sprawa - kobiety "niezrzeszone" (wiek czy wyglad nie ma znaczenia) nie sa zbyt mile widziane - ogolnie - w towarzystwie par.

A narzucac sie nikomu nie bede bo mam swoja ambicje.

I tez jest tak - na pcozatku fajnie, interesujaco tylko z czasem jakos sie odechciewa. Moze to nie ci wlasciwi ludzie? Bo gdyby byli wlasnie tacy to cos by do nich przyciagalo, nieprawdaz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×