Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak nakłonić chłopaka do zaczęcia terapii?


Szałwia

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Mam problem, chodzi o mojego chłopaka. Jestesmy razem prawie 3 lata. On zawsze byl wrazliwy, ma dosc krucha psychike, bardzo denerwuje sie w stresujacych sytuacjach. Pare miesiecy temu gdy mielismy problemy i bylismy na granicy rozstania, mial przez kilkanascie dni prawie codziennie ataki paniki i typowe objawy nerwicowe: trudnosci z oddychaniem, oslabienie, hiperwentylacja, mdlosci, telepawka, brak apetytu, problemy ze snem, serce mu sie tluklo... raz bylo tak zle ze musialam zawiezc go na pogotowie. Nawet hydroxyzyna pomagala na krotko a zdarzalo sie tez ze prawie wcale... zaczal brac jednak leki, po jakims czasie ulozylo sie miedzy nami i wrocilo do normy, zostalismy ze soba, objawy i ataki ustapily. W tamtym czasie prawie sila go jednak zaciagnelam do psychiatry (on oczywiscie nie chcial i nie wierzyl ze to cokolwiek da). Chcialam by zaczal terapie bo nie moglam patrzec jak sie meczy, probowalam mu pomoc jak potrafie ale uwazalam ze potrzebuje profesjonalnej pomocy.

 

Poszedl. Na wizycie dowiedzial sie ze ma problemy z samoocena, ale ze te ataki paniki i zly nastroj zdarzaja sie sporadycznie a nie trwaja caly czas to nie wystarczy by mogl rozpoczac terapie w owym osrodku na nfz :/ Po wizycie stwierdzil ze nie dowiedzial sie nic nowego czego sie nie spodziewal, no i temat sie urwal. Pani psychiatra powiedziala mu ze rozpoczecie terapii byloby wskazane, ale on nie wierzy ze to mu cos da a zeby mial jeszcze sam szukac i placic - nie.

 

To bylo 2-3 miesiace temu, w miedzyczasie bylo ok. Teraz za pare dni ma sesje (studiuje zaocznie) i niedawno objawy wrocily. Nie sa taki silne jak wtedy, al i tak utrudniaja funkcjonowanie. Ma ciagle silne bole brzucha i glowy, czuje sie bez sil, ciagle by spal. Jestem pewna ze to na tle nerwowym, wszystko zaczelo sie gdy zaczal sie uczyc do egzaminow i dowiedzial sie ze ma az 5 w jeden weekend. Nie wiem jak mu pomoc, probuje go wspierac jak tylko moge. Malo tego, sama cierpie na nerwice i niedawno zakonczylam trzyletnia terapie. Wiem jak nerwica i objawy psychosomatyczne potrafia wykanczac. Bardzo chce by G. rozpoczal terapie ale jak mam go do tego naklonic? On uwaza, cytuje ze "nie wierzy by rozmowa z kims do tego obcym miala pomoc". Ja probuje go wspierac, uspokajac, mowie ze jestem przy nim, moze na mnie liczyc, gdy on sie zle czuje staram sie go wyreczyc w czyms w domu (mieszkamy razem), pomoc, ale co jeszcze moge zrobic? Nie moge patrzec jak on sie meczy. Wychodzi z zalozenia ze to predzej czy pozniej mu minie. Ze jak klopot zniknie (problemy w naszym zwiazku, sesja) to i jemu sie polepszy. A ja uwazam ze to slepa uliczka, jak nie ten problem to inny - nie chce by on tak przezywal za kazdym razem gdy pojawi sie jakas przeszkoda, cos waznego czego on sie bedzie bal. Wierze ze psycholog by mu pomogl. Moze ktos byl w podobnej sytuacji, moze cos doradzic? Bardzo prosze o pomoc

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szałwia, po pierwsze to psychoterapia prywatnie kosztuje ok 100 zł za wizytę i trwa średnio co najmniej rok, więc popatrzcie czy was na to stać.

Jeśli chodzi o chłopaka, to spokojnie dawaj mu argumenty za pójściem, każdy musi się z tym oswoić, przekonać. Chyba nie zaprzeczy że wielu osobom terapia pomaga, a jego postaranie się o zdrowie jest w jego interesie. Nie "przejmuj kierownicy", generalnie powinien sam się na to zdecydować.

Przy terapii potrzeba zaufania, a zaciągnięcie kogoś na siłę raczej temu nie sprzyja.

Może niech zobaczy czy rzeczywiście miną mu te problemy po sesji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie terapeutka jakieś 2 miesiące przekonywała do brania leków. Generalnie co jakiś czas wracała do tematu, jakoś rozwadniała te moje lęki przed nimi, mówiła że mogą mi pomóc, przekonywała że interesuje się moją (trudną wtedy) sytuacją i bez nich mogę tego nie unieść. I taką metodą znam: cierpliwość, rozmowa i konkretne argumenty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiedz mu, że ma iść po pomoc do specjalisty, bo inaczej koniec z wami, gdyż nie dajesz rady. Nie jesteś matką Teresą.

Dobrze, że ma taką dziewczynę jak ty. Jeżeli pieniądze są problemem (a na pewno są) to niech pójdzie z NFZ publicznie. Choćby po jakieś benzo czy cokolwiek (bo raczej terapii mu z NFZ nie zrefundują)

 

Jak dalej będzie oporował, a jego stan nie będzie się polepszał to proponuję poszukać nowego chłopaka. Czasami niektórzy nerwicowcy są w stanie znaleźć swój sposób na przetrwanie i dają sobie jakoś radę. Może jemu też się uda, ale jak nie to powtarzam - lepiej znajdź sobie nowego chłopaka.

Wiem, że brzmię brutalnie, ale nade mną nigdy nikt się nie rozczulał i w niczym nie pomagał. Ze wszystkim musiałem sobie radzić sam i jakoś żyję.

Stąd ta szorstkość i "niepierdolowatość" ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja takie ultimatum postawilam wlasnie pare miesiecy temu. Mielismy wtedy kryzys i problemy, te silne ataki paniki zaczely sie u niego wlasnie z tego powodu. I dlatego ze chcialam od niego odejsc. Powiedzialam wtedy ze tak czy tak musi isc do lekarza, nie ze wzgledu na mnie i problemy miedzy nami tylko po prostu dla siebie. Najpierw sie tlumaczyl ze to nie ma nic do rzeczy, ze jak miedzy nami sie wyjasni to mu przejdzie, ale przynajmniej wtedy posluchal i poszedl.

Kasa nie jest az takim problemem, on ma stala niezle platna prace, wspieraja go jeszcze finansowo rodzice. Gdyby zechcial to by te pieniadze na terapie znalazl. Nie chodzi chyba tez o wstyd skoro jest z dziewczyna ktora sama trzy lata sie leczyla (i leczy sie dalej), nigdy zreszta nie robil na ten temat zadnych uwag, zlosliwosci, nic z tych rzeczy. Zawsze mnie wysluchiwal i wspieral. Po prostu uwaza ze moze i niektorym pomaga, ale "wie" ze jemu na pewno nie :hide:

Do tego jeszcze jego mama ma dosc dziwne podejscie, przynajmniej do psychiatrow: ze nic nie pomoga, co najwyzej odurza lekami. Co jest o tyle dziwne, ze jest ratownikiem medycznym wiec jako pracownik sluzby zdrowia powinna miec chyba jakies pojecie w temacie? A niestety G. jest pod dosc silnym wplywem matki. Tzn nie jest tak ze nie pojdzie bo mama jest przeciwna (wtedy tez byla a poszedl, tylko przyznal sie juz po fakcie), ale mysle ze byloby duzo latwiej gdyby go namawiala.

 

Ja mialam duze szczescie ze przez 3 lata chodzilam na terapie za darmo (raz w tygodniu, nurt psychodynamiczny). Porzadny osrodek, dobrzy ludzie tam pracuja. Byla nadzieja by G. mogl zaczac tam chodzic, rozmawialam tez o tym z moja terapeutka (oczywiscie mialby chodzic do kogos innego). Ale jak pisalam skonczylo sie na jednej wizyty u psychiatry. Co do lekow, lekarka powiedziala mu wtdy ze przy jego problemach wskazana jest raczej psychoterapia, a leki doraznie na uspokojenie w momentach ataku. No i hydroxyzyne ma, jak sie bardzo zle poczuje to wezmie. Ale ile tak mozna? Zostaje terapia. No i jestesmy w punkcie wyjscia :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To z czego on taką nerwicę ma? Rodzice go wspierają finansowo, dodatkowo dorabia w niezłej pracy, ma kobietę (czyli ciebie), robi studia...

To w czym problem?.. :bezradny:

 

W tym co siedzi w jego głowie... Według Ciebie nerwice mają tylko te osoby, którym się nie wiedzie, mają biedę itp? Tak wnioskuję z Twojego postu... Bardzo błędne myślenie. Sporo osób z nerwicami jest z tej wyższej klasy społecznej, której nic nie brakuje, nie brakuje materialnie... Jest ich dużo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niska samoocena, boi sie niepowodzen, jakiejs porazki. Tak to widze. Jego reakcja na to gdy chcialam od niego odejsc byla straszna, bylam przerazona ze on tak reaguje, ze jest tak emocjonalnie zalezny, boi sie zostac sam. A z tymi studiami, to jest presja bo to jego drugie podejscie do studiow. Poprzednia uczelnie musil rzucic bo bylo mu za ciezko, wczesniej powtarzal rok ale jak kolejny raz nie zdal egzaminu dal spokoj. Poszedl na inna lzejsza uczelnie (ten sam kierunek). Jest z tymi studiami do tylu w czasie, zaczelismy w tym samym czasie, ja robie teraz magistra on dopiero licencjat. Pare lat w plecy. Tym bardziej ze ten kierunek nie jest jakims jego wymarzonym, wybral go pierwotnie tylko po to by skonczyc jakiekolwiek przystepne studia i miec mgr, bo chcial isc pozniej do szkoly wojskowej.

 

On moze wprost o tym nie mowi ale czuje ze boi sie ze znowu zawali studia, zostanie z niczym. Rozmawialismy o tym z 2 miesiace temu, wyrzucil z siebie wszystko: ze nie wie co ze soba robic w zyciu, czuje sie jak nieudacznik, jest na studiach troche z przypadku, inni w jego wieku maja juz pokonczone studia, lepiej platna prace, ze wiedza co chca w zyciu robic, ze jak on utrzyma kiedys rodzine. W zyciu nicxzego takiego mu nie wypominalam, to wszystko to jego wlasne mysli... nie spodziewalam sie wtedy w ogole ze on tak o sobie zle mysli... na ogol to ja z nas dwojga uwazalam sie za ta bardziej znerwicowana, ktora sie wszystkim przejmuje, ma kiepska samoocene. To jest naprawde swietny facet, tylko nadwrazliwy. Nosz im wiecej o tym mysle, tym bardziej mnie nosi ze on nie chce zaczac sie leczyc :silence:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sporo osób z nerwicami jest z tej wyższej klasy społecznej, której nic nie brakuje, nie brakuje materialnie... Jest ich dużo.

 

Bo jednym się p**rdoli w głowach z nadmiaru kasy, uczuć i emocji, z którymi sobie nie mogą poradzić, a innym z przerażenia swoim niedostatkiem i beznadzieją w jakiej tkwią. Dla tych pierwszych nie mam żadnej sympatii i empatii - żadnej :smile: I co najlepsze, wcale nie muszę nawet udawać, że mam do nich cokolwiek pozytywnego. :smile:

 

To jakieś dobre studia chociaż? Bo jak mi powiesz, że on socjologię rozpracowuje, któryś tam raz to... Coś ścisłego chociaż studiuje? A może medycynę? Prawo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sporo osób z nerwicami jest z tej wyższej klasy społecznej, której nic nie brakuje, nie brakuje materialnie... Jest ich dużo.

 

Bo jednym się p**rdoli w głowach z nadmiaru kasy, uczuć i emocji, z którymi sobie nie mogą poradzić, a innym z przerażenia swoim niedostatkiem i beznadzieją w jakiej tkwią. Dla tych pierwszych nie mam żadnej sympatii i empatii - żadnej :smile: I co najlepsze, wcale nie muszę nawet udawać, że mam do nich cokolwiek pozytywnego. :smile:

 

A czym Ci zawinili? Tym, że w pewnym stopniu im się udało coś osiągnąc ciężką pracą? Ciekawy masz tok rozumowania. I proszę nie mów mi, że biedny ma źle bo taki los... Jakby chciał to by go odmienił na lepsze. Ale panuje przekonanie, że bez znajomości i pleców się nie da, no z takim myśleniem na pewno się nie da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co to ma do rzeczy? Nic scislego, anglistyka. W jego przypadku to byl wybor 'bo cos trzeba', ani nie jest humanista ani zamierza pracowac w tym zawodzie. Studia byly wybrane glownie po to by miec papier do szkoly wojskowej (no i by dobrze opanowac jezyk).

Poza tym on w ogole w siebie nie wierzy, wszyscy mowia mu ze swietnie rysuje, ja mu to tluke od lat, to mnie zbywa ze gdzie tam.

 

-- 08 sty 2014, 02:43 --

 

I czemu tym ludziom nie nalezy sie empatia? Ja teoretycznie tez nie musialam miec nerwicy. Zdrowa, cale zycie zadnych powaznych chorob, pelna rodzina, w szkole swietne oceny, pozniej niezle wyniki na studiach, i dorabiac mi sie na nich udalo praktycznie od poczatku. Ale pewne doswiadczenia z domu, dziecinstwa, rowiesnikami tak na mnie wplynely ze po latach zaczelam odreagowywac nerwica i stanami depresyjnymi. Na terapii mialam duzo o ocenianiu, a raczej nieocenianiu uczuc i reakcji... ale mniejsza o to, nie o tym watek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Werty, każdy ma swoje racje i będzie się ich trzymał, zrozumiałe to w końcu. Ważne jest tylko aby dyskutować, a nie się kłocić i wciskać swoje racje na chama.

 

Pozdrawiam i zdrówka życzę :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co to ma do rzeczy? Nic scislego, anglistyka. W jego przypadku to byl wybor 'bo cos trzeba', ani nie jest humanista ani zamierza pracowac w tym zawodzie. Studia byly wybrane glownie po to by miec papier do szkoly wojskowej (no i by dobrze opanowac jezyk).

 

Ale z taką nerwicą jaką on ma to on się do woja nie nadaje. Może gdzieś do sztabu, albo na WAT. Przecież taki wrażliwiec sobie w wojsku rady po prostu nie da. Ani jako podoficer ani jako zawodowy szeregowy - w każdym z tych dwóch przypadków trzeba codziennie zderzać się z agresją.

 

Powiesz mi, że on jeszcze chce do monu na jakiś szwejowski etat iść? Wtedy wyśmieję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wojskowy czy to szeregowy czy dowódca to musi być lekko cwaniaczkowaty skurwysynek. Może być to człowiek, który zderzył się z nerwicą czy depresją, ale to musi być człowiek, który z takiego starcia wyszedł ostatecznie zwycięsko. Ale na pewno nie koleś, który nie może oddychać, bo go rzuca dziewczyna.

Na pewno do wojska nie nadaje się ktoś o obniżonej samoocenie, bo jako dowódca będzie musiał wywierać wpływ na innych, a jako szeregowy będzie musiał dostawać opr. na każdym kroku - czyli trzeba umieć przyjmować na klatę.

Do wojska się nie nadaje, ale na nauczyciela (studiuje anglistykę) też raczej nie. Dlatego właśnie mamy tyle patologii w szkołach, bo za nauczanie biorą się słabi ludzie, którzy nie potrafią opanować grupy 15-latków. Albo przynajmniej zdobyć ich szacunku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak nakłonić chłopaka do zaczęcia terapii?

Szałwia, niestety jest taka prawda że jeśli ktoś sam nie chce to choć byś go wzięła za szmaty i zaciągnęła to nic nie da. Czasem tak jest że człowiek musi się znaleźć na dnie, nikogo nie mieć przy sobie żeby pójść na terapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomaga... nawet nie chce myslec jak by sobie radzil, gdyby byl sam. Ale masz racje, to nie wystarcza. Poza tym nie chce zeby byl uzalezniony ode mnie czy kogokolwiek innego. Co jesli gdzies wyjade i mnie nie bedzie, poklocimy sie albo bede miec wlasne problemy? Nie mozna w 100% uzalezniac swojego samopoczucia od drugiej osoby ani przejmowac tak odpowiedzialnosci za czyjas psychike. Dla mnie to tez duze obciazenie, zwlaszcza wtedy pare miesiecy temu gdy naprawde rozwazalam czy nie bedzie lepiej jak sie rozejdziemy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×