Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zmiany w związku


daw_sam

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, trochę odkopię temat.

Zerwaliśmy jakoś kilka dni po moim ostatnim poście. Chciała się ze mną spotykać, czasami pisać, wiem, że mnie lubi. Nie mieliśmy kontakty przez miesiąc, 2 tygodnie przechodziłem tragicznie, później było troszkę lepiej, po miesiącu do mnie napisała. "Co tam? jak tam studia" inne duperele, chciała sie spotkać, pogadać, nie zgodziłem się- za bardzo sie bałem. znowu krótki urwanie kontaktu. "Wesołych świąt, co tam?". Trochę pisaliśmy, teraz pisze do mnie prawie codziennie, robi mi głupią nadzieję. Wiem o tym, że w jej życiu jest inny chłopak, chłopak który z każdą dziewczyną się liże, miesza jej w głowie, ale nie chce żadnego związku, nie wiem, ja na takich mówię frajer ;). Zaprosiła mnie na obiad, mówi do mnie, że "chciałaby żebyśmy się poznali na nowo" i inne tego typu wiadomości, które robią mi wielką nadzieję. Nie wiem, czy ona jest kompletnie nieświadoma tego, że może mi znowu wbić nóż w serce czy po prostu ma to gdzieś i dla niej liczy się tylko jej szczęście i boi się, że w końcu nikt jej nie zostanie i gram tutaj rolę deski ratunkowej. Lubię ją, lubię spędzać z nią czas, możliwe, że nadal ją kocham, choć wiem, że nie powinienem, ale cóż... Każde moje działanie które planuję zrobić wiąże się z podświadomą nadzieją "może zrozumie co straciła i jak głupie teraz postępuje". Chciałbym ruszyć jakoś na przód, może przestać mieć złudną nadzieję. Chcę z nią porozmawiać, powiedzieć jej, żeby przestała robić mi z mózgu galaretkę dała sobie ze mną spokój raz na zawsze i skonczyła te swoje głupie gierki. Ale tu znowu rodzi sie nadzieja "wymięknie, powie, że mnie kocha i będzie jak kiedyś""po jakimś czasie zrozumie i wróci".

 

Każdy mi mówi "olej ją". Nawet jej najlepsza przyjaciółka, która pomagała mi przez to wszystko przejść a wcześniej starała się jakoś naprawić nasz związek. Jednak takie olanie też rodzi we mnie nadzieje.

Boję się, że w przyszłości będę miał problemy z innymi związkami z uwagi tego, że nigdy nic nie wskazywało na to co się stało, było stabilnie jak cholera, zero wzmianek o rozstaniu, oboje byliśmy pewni.

 

Bardzo się zmieniłem po jej stracie, zgasłem. Jedyne na co mam ochote to spanie, bierność i oglądanie seriali. Kilka pytań do was:

1. Czy taka nadzieja to coś z czym muszę w jakiś sposób walczyć?

2. Czego ona ode mnie chce? :D (chociaż możliwe, że ona sama tego nie wie)

3. Przejdzie samo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój kolega mawia o takich kobietach, że są jak małpy - nie puszczą jednej gałęzi dopóki nie chwycą drugiej. I na taki klasyczny przypadek ta sytuacja właśnie wygląda. Ty pewnie nie chcesz tego dostrzec, bo nadal ją kochasz. Ona po pierwszym zachłyśnięciu się nowym miastem i nowym znajomościami zaczęła odkrywać, że jednak nie cały świat nie leży u jej stóp, nowi znajomi z czasem przestają być nowi i zaczynają mieć wady, jak każdy, a wyszalenie się nie wychodzi tak, jak by chciała więc szuka spadochronu, którego rolę wiernie spełniasz Ty.

Mam przyjaciela, którego laska w ten sposób zwodziła przez 8 lat. Spotykała się z nim, dawała mu nadzieję, korzystała ze wszystkiego, co on jej dawał, a on wierzył, że jeśli jeszcze trochę się postara, to ona w końcu zrozumie. A ona spotkała w końcu gościa, który jej odpowiadał bardziej i kopnęła mojego przyjaciela w tyłek. Dziś gość jest nadal fajnym człowiekiem, ale zgorzkniałym i w dużym stopniu wypalonym, do tej pory nie związał się z nikim i już nie chce, mimo że od tamtego czasu minęło parę lat.

 

Wg mnie dziewczyna jest niedojrzała i egoistyczna. Sama nie może się zdecydować, z jednej strony chciała by tego przysłowiowego "gołębia" na dachu, ale z drugiej strony wie, że "wróbla" ma w garści więc póki co utrzymuję tę niszczącą dla Ciebie sytuację.

 

Sam musisz odpowiedzieć sobie odpowiedzieć na pytania, które zadałeś.

Czy walczyć z nadzieją? Sam najlepiej wiesz, jak jest, masz pewne fakty podane jak na tacy - sam oceń, czy chcesz się męczyć i ryzykować, że w pewnym momencie zostaniesz wrakiem psychicznym z urazami na resztę życia. Sam oceń, czy to jak ona się zachowuje jest uczciwe i czy chcesz do reszty zrzec się własnej godności.

 

A co do tego, czy przejdzie samo? Różnie bywa. Moim zdaniem samo, nawet jeśli przechodzi, to dużo wolniej niż kiedy się o to staramy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój kolega mawia o takich kobietach, że są jak małpy - nie puszczą jednej gałęzi dopóki nie chwycą drugiej.

 

To nie tylko domena kobiet, faceci też to robią-jest ponoć na to nawet termin w psychologii. Tak jak mówisz, chce się mieć i wróbla w garści (bo pewny), ale patrzy się z tęsknotą na gołębia.

daw_sam, Twoja była dziewczyna dopóki nie chwyci swojego gołębia i nie będzie go pewna, będzie Cię zwodzić-tak jak robiła to wcześniej.

Według mnie robisz duży błąd, że utrzymujesz z nią kontakt-sam piszesz, że znów masz nadzieję. Z tego nic nie będzie.

Nawet jeśli z tym facetem jej nie wyjdzie, wrócicie do siebie, a ona za pół roku znajdzie sobie innego.

Moja rada-zerwij z nią całkowicie kontakt (dla Twojego zdrowia psychicznego), wyjdź do ludzi, poznaj jakieś koleżanki (nie to, żebyś na siłę szukał miłości-ot żeby podbudować swoje podupadłe ego). Niech dojdzie do Ciebie, że świat to nie tylko Twoja eks-jest mnóstwo innych ciekawych, inspirujących ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dużo ostatnio myślałem o tym, rozmawiałem z ludźmi, którzy starają się dać mi jakąś radę. Przez kilka dni sie do mnie nie odzywała teraz, troche ostro ją ostatnio potraktowałem jak pisała do mnie. Następnym razem jeżeli coś napisze, przejdę sie do niej i powiem żeby sobie odpuściła ;) Ostatnio jest ze mną lepiej ale też często mam poczucie bliskości i potrzebe jakiegoś ciepła, tego, że na kimś mi zależy. Mam nadzieję, że znajdę kiedyś swoje zagubione szczęście i spokój. Jeżeli coś dalej będzie się działo będę pisał. Dzięki wam za otworzenie w pewnym stopniu oczów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam nadzieję, że znajdę kiedyś swoje zagubione szczęście i spokój.

 

Tego się trzymaj, bo z pewnością przyjdzie taki czas, kiedy to wszystko odnajdziesz. Póki co nie jesteś w przyjemnej sytuacji, ale gdy w przyszłości poznasz już odpowiednią osobę, z którą zbudujesz silną więź, to pewnie nawet dojdziesz do wniosku, że warto było na to wszystko czekać, aby w końcu być w pełni szczęśliwym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i znowu ja. ;) Nie chcę żadnej rady ani nic, możecie napisać co o Tym myślicie.

Jakoś tak miesiąc po tym jak do mnie pisała i powiedziałem jej żeby dała sobie spokój znowu się zaczęło, z tym, że teraz było to coś w stylu "Prosze spotkajmy się, musimy pogadać" ryk, i inne takie pierdoły. Spotkaliśmy się, płakała, płakała coś tam gadała o próbowaniu, o tym, że poznała wielu ludzi i ja najlepszy, chłopiec od gitary to dupek i manipulant. Myślę sobię: może zmądrzała, dam jej czasu troszke, może zawalczy albo coś. Chuja XD!. Wczoraj się dowiedziałem, że jest z chłopcem od gitary. End of story. Całe szczęścię, że już się zdążyłem uodpornić na nią, bo byłoby kiepsko xP Nawet chyba dzięki temu jest mi lepiej, brak chorych nadziei. Ale cholernie mnie zawiodła, nie wiem jak można tak nisko moralnie upaść, wcześniej była dla mnie definicją dobroci.

 

Różnie to bywa z ludźmi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chłopie, będzie dobrze, życie się zmienia, nie jesteś chory, miałeś prawo się martwić o związek jak każdy, a teraz już poradzisz sobie, czegoś się już nauczyłeś, a nowe przed tobą.

 

Znałam parę związków, gdzie ludzie byli ze sobą caluśkie liceum i studia, jak stare małżeństwo, i potem jedno z nich (przeważnie ona) dostrzegało, że nie żyje tak jak inni młodzi ludzie i odlatywało eksperymentować we własnym zakresie. (O ile się nie hajtnęli i nie zaczęli robić dzieci jeszcze przed końcem studiów, tak jak moje niektóre kuzynki, mężuś poznany jeszcze w harcerstwie, a co do dzieci po trzecim zwykle tracę rachubę). To jakiś mechanizm jest.

 

Też ktoś mi kiedyś powiedział, że jak się przeprowadzę do jego miasta, to mam sobie znaleźć pracę, znajomych i jakiś cel, pasję czy zainteresowania. I wiecie co? Znalazłam sobie cel - założenie rodziny z kimś innym, kto dostrzega, że np. zainteresowania już mam :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To znowu ja.

 

Nie miałem co robić w pociągu i tak sobie czytałem forum i mi się przypomniał mój dawny temat. I chciałbym się podzielić z Wami moimi odczuciami po latach no i co tam się mniej więcej działo w sferze związków u mnie. 

 

Otóż rany długo się goiły, no może nie jakoś bardzo długo ale z pół roku to była dla mnie męczarnia, czułem się tak jak to pisałem w moich poprzednich postach- ciągła nadzieja, płacz itp. Potem zacząłem wychodzić z kokona, że tak to nazwę, w którym byłem przez cały nasz związek. Chodzi mi tu bardziej o przemianę samego siebie. Zauważyłem jak bardzo dziwnym człowiekiem byłem. Klapki na oczach- tylko moja była mnie obchodziła, a każdy facet z którym pisala, rozmawiała powodował u mnie ogromną zazdrość. Nie rozmawiałem prawie z nikim tylko z nią i moim byłym przyjacielem- wtedy teraźniejszym. Byłem bardzo ograniczonym człowiekiem i zamkniętym w sobie, bez własnego zdania na jakikolwiek temat. 

 

Po tym wyjściu z kokona zacząłem rozmawiać ze swoją siostrą, z którą przez całe te lata prawie nie rozmawiałem, bo nie czułem takiej potrzeby i nie wiedziałem nawet jak. Zacząłem wychodzić ze znajomymi, poznawać ludzi, koleżanki. Miałem pewien epizod z dziewczyną, która poszła w tango z moim przyjacielem. Ale to była krótka znajomość i szczerze miałem to gdzieś, ale na ziomku się mega zawiodłem. I ogólnie było wszystko fajnie, czułem się lubiany i zauważany.

 

Później pojawiła się kolejna dziewczyna,  z którą jestem do teraz, niedługo 5 lat nam mija. Zdrowy związek, bez uzależnienia, bez chorobliwej zazdrości, z obustronnym wsparciem no i ogólnie fajnie jest. Na wiosnę zaręczyny :D.

 

Trzymajcie się tam wszyscy porzuceni, zacznijcie korzystać z tego co dało wam życie, wychodźcie do ludzi i cieszcie się każda chwila, bo nie na jednej dziewczynie/chlopaku świat się kończy. 

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×