Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja objawy


richi

Rekomendowane odpowiedzi

witam

potrzebuje pomocy i porady. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Kilka lat temu 2 lub 3 zmieniłam się o 180 stopni z radosnej życzliwej cieszącej się życiem, sympatycznej dziewczyny, zamieniłam się w pochmurną nie zadowoloną z życia babę. Czuję się beznadziejna z niczego się nie cieszę,wszystko i wszyscy dookoła mnie drażnią, od 2 lat seks nie sprawia mi żadnej przyjemności wręcz przeciwnie mam nawet do niego obrzydzenie, moje małżeństwo się rozpada. W pracy popełniam straszne błędy, nie mogę się zorganizować. Często budzę się w nocy i nie mogę spać bo łapie totalnego doła., a jeśli prześpię noc to rano się budzę w złym humorze bez powodu po prostu budzę się i jest mi źle.

Mąż twierdzi że mam problem i już nawet nie prosi tylko każe iść do lekarza kolejny powód do kłótni, a ja po prostu nie wiem czy przypadkiem nie jestem taka beznadziejna że ta wesoła dziewczyna o której każdy mi bezustannie mi przypomina to przeszłośc a ja poprostu jestem nic nie warta i do niczego się nie nadaje do pracy do tego żeby być żoną czy matką. Proszę WAS pomóżcie mi co mam zrobić bo już jestem u kresu wytrzymałości coraz częściej myśle że było by lepiej gdybym się zabiła.Jakie kroki mam podjąc co robić bo chyba oszaleje. POMOCYYYYYY bo sama już nie daje rady

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wielkie dzięki za odpowiedz jovito !!!

czy obwiniam się za coś??? Chyba za wszystko i za nic konkretnego. Obwiniam się za to że jestem jaka jestem ze już nie potrafię się cieszyć z niczego ani małych czy dużych rzeczy, jeżeli nie wyjdzie mi coś w pracy lub zrobię jakiś błąd strasznie to przezywam nie mogę spać itp. wyżywam sie na mężu i wszystkich moich bliskich. Do tego jestem brzydka i nie atrakcyjna. Sama nie wiem może po prostu już taka jestem, alejeśli tak to nie znoszę siebie takiej bo wiem jaka byłam kilka lat temu czy naprawdę człowiek może sie aż tak zmienić wszystko widzę tylko w czarnych kolorach czy można być aż takim pesymistą??? W pracy byłam na pewnym szkoleniu i dla rozrywki szkolący ( psycholog) zrobił nam sesję relaksującą : leżenie na kocu, relaksująca muzyka i opowiadał żeby wymarzyć sobie drzwi za którymi jest nasze bezpieczne miejsce itd że zawsze możemy do niego wracac jak będzie nam źle, wszystkim ponoć pomogło niestety u mnie po 3 minutach skończyło się załapaniem wielkiego doła oraz płaczem- dlaczego??? nie potrafiłam sobie wymysleć swojego bezpiecznego spokojnego miejsca- nigdzie nie czuje się bezpiecznie nawet w domu!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałam poprosić Was o poradę... Wciąż waham się przed wybraniem do lekarza, potrzebuję jakiegoś "kopa". Od dłuższego czasu miewam straszną huśtawkę nastrojów. Pomijając jednak to w ciągu dnia jakoś się trzymam natomiast wieczorami ciągle płaczę, jestem smutna i tak naprawdę nie wiem czemu... Nie widzę w niczym sensu. Poza tym płaczę z byle powodu. Mam trochę problemów i kłopotów, czy to zwykły stres z tym związany czy może kryć się za tym coś więcej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

potrzebuję jakiegoś "kopa"

 

No to ja Cię kopnę :D Idź, nie masz nic do stracenia - nawet jeśli to nie byłaby depresja, to dowiesz się, że jesteś zdrowa. A jeśli jednak coś jest nie tak, to im wcześniej coś sie zacznie z tym robić, tym lepiej! Moim zdaniem lepiej dmuchać na zimne, niż pozwalać takim stanom rozwijać się i potęgować...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam

 

od dosc juz długiego czasu sie zastanawiam nad tym pytaniem wiec postaram sie opisac moj problem

 

mam cos takiego ze w jednej chwili mam dobry humor jets ok, a doslownie z sekundy na sekunde mam juz, i to wszystko bez powodu, nie mam na nic sily, moglbys isc spac i sie nie budzic dlugi czas, ale jak sie klade spac to czesto mnie od razu dopada natlok mysli, przewaznie negatywnych i nie moge zasnac.. nieciekawe jest tez to ze denerwuje mnie poprostu jak ktos cos mnie sie pyta czy prosi o cos, nie chce mi sie gadac, chcialbym zeby nie zwracali na mnie uwagi a ja sobie bede poprostu robil co powinienem (mam tak czest ale nie zawsze), czesto patrze tez swiat "z trzeciej osoby" tak jakgym wyszeld z siebie i patrze na to wszystko jak na jakis dziwny film, czesto mnie dopadaja mysli o bezsensie istnienia ludzkiego ze po co to wszystko jest, ze to jest jakies nierealne, a za chcwile mam ambitne marzenia mysli i sie zamykam z nimi, czasami chce zeby mnie ludzie zostawili w spokoju ale z drugiej strony chce sie komus wygadac, ale jak zaczne sie wygadywac, to po jakims czasie mowie "a niewazne dobra tam" i mi sie juz nie chce rozmaiwiac bo dochodze od wniosku ze ta osoba mnie nie rozumie i nie wie o co mi chodzi... ogolnie denerwuje mnie swiat, wstaje rano i znowu to wszsytko, ta monotonia.. czuje jakbym nie pasowal do tego swiata! wszędzie mi źle... rzadko mysle optymistycznie i zamykam sie z sobie, wiekoszosc problemow i zwyklych spraw analizuje sam w mojej głowie, denerwuje mnie bardzo tez ze o byle jakiej rzeczy intensywnaie mysle, nie moge poprostu niewyjasnionej sprawy zostwic ot tak tylko wracam do niej wieeeele razy, i to nawet byle malo wazna rzecz.. nie mam zaciekawych planow na przyszlosc, nie chcsialbym miec dzieci rodziny poniewaz nie widze sensu tego, chcialbym byc sam, miec swiety spokoj, ostatnia sprawa, myslalem o samobojstwie ale.. nie dalbym rady tego zrobic,

 

czekam na jakies sugestie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie.

Jak sie pewnie domyślacie trafiłem tutaj bo potrzebuję pomocy... Jestem osobą pracującą i studiującą. Od 3 semestrów nie moge niczego zaliczyć. Powodem są pewne dziwne psychiczne mechanizmy które się we mnie utrwaliły. Jak zaczyna się semestr to jestem pełen optymizmu i energii. Ograniczam się jednak do chodzenia na zajęcia bo podświadomie unikam myśli żeby siąść i się uczyć więc po prostu "nie przychodzi mi to do głowy". W drugiej części semestru zaczynam już odczuwać napięcie i lęk związany ze zbliżającymi się zaliczeniami. Więc zaczynam walczyć ze sobą wewnętrznie żeby w końcu zacząć coś robić maksymalnie sie stresując i psując sobie humor zamiast po prostu zacząć. A nie moge zacząć.... W końcu "podejmuję decyzję" że się zaczynam uczyć. Więc nie umawiam się na żadne wyjścia na miasto żeby siedzieć w domu, wcześniej wychodze z pracy żeby zacząć się uczyć a tuż przed sesją biorę nawet urlop żeby mieć czas. Najbardziej paranoiczne jest to że nawet w weekend zostaje w domu zamiast iść na zajęcia żeby się uczyć... I jak już zostaje w tym domu sam ze sobą to się zaczyna... Jestem zestresowany i wystraszony tym co mnie za chwile spotka czyli że zajrze do notatek i sie okaże że materiału jest strasznie dużo a ja ich na przykład moge nie mieć więc nie zaglądam. Boje sie zadzwonić do kolegi zapytać sie o termin egzaminu bo sie boje że już był i mi przepadł i nie dzwonie... Jak raz opuszcze zajęcia to na następne nie ide bo nie wiem co było i boje sie sprawdzić żeby sie nie dowiedzieć że było coś ważnego i moge nie zaliczyć... Na pierwszy termion często nie ide bo będzie drugi i będe miał więcej czasu na nauke. A czas oczywiście zmarnuje zmagając się ze sobą i niszcząc się psychicznie swoimi lękami i reakcjami obronnymi. A reakcje obronne wyglądają np. tak: "Na chwilę" siadam przy kompie i czytam wiadomości na portalach. Jak przeczytam to odświerzam stronę i czytam nowe które się pojawiają. I tak przez cały dzień, następnie codziennie, przez kilka tygodni i semestr się kończy i kolejna porażka i wszystko zaczyna się od nowa. Te zachowania są silniejsze odemnie i nie radzę sobie z tym. Czy ja jestem chory? Co sie ze mną dzieje? Co mi dolega? Muszę iść do psychiatry? Jaka jest wasza opinia?

Dziękuję za wszelkie opinie. I pozdrawiam. Alienus

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Alienus. Miło Cię poznać.

 

Przede wszystkim nie możesz oczekiwać od nikogo z Nas, że postawi Ci diagnozę :!: Po pierwsze nie mamy kwalifikacji, po drugie wystarczającej wiedzy, po trzecie nie jesteśmy specjalistami, po czwarte.... nieważne. Abym mogła powiedzieć co myślę, musiałbyś chyba jednak dokładniej opisać jakiś np. konkretny przypadek, co się z Tobą dzieje, jakie masz objawy gdy już znajdujesz się w tym domu z notatkami sam na sam bo dotychczasowa relacja jest chyba zbyt wieloznaczna: można to różnie zinterpretować - począwszy od zwykłego lenistwa po nn.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam że się nie przedstawiłem :)

Więc nie oczekuję diagnozy lekarskiej ale chodzi mi o opinię czy mam psychiczny problem czy nie. Ja analizując ostatnio swoją przeszłość myślę że mam. I chcę coś z tym zrobić bo szkoda mi czasu który mi ucieka a który można wykorzystać na ŻYCIE pełną parą.

Odnośnie przykładu. Przykład zupełnie świeży.

Kładę się spać. natrętne myśli związane z poczuciem winy że nic nie robie, a czas marnotrawię. W nocy sny związane z czarnymi myślami. Budzę się rano z myślą że zabieram się zaraz do roboty i stawiam czoła wszystkim zaległościom i problemom. Wstaję rano zestresowany robię sobie kawę z myślą że zaraz zabieram się do nauki. Ale automatycznie włączam komputer i zaczynam buszowanie. Czuję się uspokojony bo już za chwilę zacznę się uczyć. Mijają 4 godziny. Robie się głodny i idę do kuchni. Oderwany od zastępczego zajęcia zauważam że zmarnowałem 4 godziny. Jestem wściekły i podenerwowany. Ide na papierosa wściekły i z poczuciem winy. Ale po chwili wracam i znów na chwilę zerkam na kompa. A że jestem zestresowany tym co zauważyłem angażuję się w niego jeszcze bardziej. Mija 6 godzin... 6 godzin spokoju bez wyrzutów sumienia i pamiętania o czymkolwiek. Następnie wściekły, załamany, z poczuciem winy i nienawidzący siebie ide spać...

Totalny brak kontroli nad sobą, wewnętrznie spięty idiotycznymi schematami postępowania i uczuciami związanymi z czynnościami. masakra

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam cos takiego ze w jednej chwili mam dobry humor jets ok, a doslownie z sekundy na sekunde mam juz,

 

zupełnie tak jak ja , coz tu wiecej opisywać jestem taka sama jak ty , po przeczytaniu twojego posta stwierdzam ze wszystko co napisales pasuje do mnie znczy ja takze taka jestem. Mozliwe ze to zaburzenia osobowosci ktore tazke mam.. ale nie jestem specjalista , moze udaj sie najpierw do psychologa , byles?

 

 

czesto patrze tez swiat "z trzeciej osoby" tak jakgym wyszeld z siebie i patrze na to wszystko jak na jakis dziwny film,

 

hmmm to typowe dla osobowosci zaburzonej i coraz bardziej jestem o tym przekonana(ale to tylko moje slowa), tez tak mam ale najbardziej mialam tak jak moja choroba byla nasilona , to paskudne uczucie bo czlowiek czuje sie jak "nieczlowiek".. do tego mialam gorsze jazdy ale nie bede ci o tym pisac!

 

 

czesto mnie dopadaja mysli o bezsensie istnienia ludzkiego ze po co to wszystko jest, ze to jest jakies nierealne,

 

kurcze sory ze tak napisze ale nareszcie ktos taki jak ja .. tez tak mam , dla mnie to wszystko jest takie bezsensu , monotonne itd , sluchaj a czy nie bylo tak ze byles w dziecinstwie rozpieszczony badz ktorys z rodzicow byl nadopiekunczy?? bo widze ze nie chcesz miec dzieci , rodziny zupelnie jak ja..

 

 

denerwuje mnie bardzo tez ze o byle jakiej rzeczy intensywnaie mysle, nie moge poprostu niewyjasnionej sprawy zostwic ot tak tylko wracam do niej wieeeele razy,

 

ja takze , sluchaj nie jest tak ze boisz sie zycia? przyszlosci? mysle ze psycholog by ci sie przydal, czy poza tym co napisales dokuczaja ci jakies dolegliwosci psychiczne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam cos takiego ze w jednej chwili mam dobry humor jets ok, a doslownie z sekundy na sekunde mam juz,

 

zupełnie tak jak ja , coz tu wiecej opisywać jestem taka sama jak ty , po przeczytaniu twojego posta stwierdzam ze wszystko co napisales pasuje do mnie znczy ja takze taka jestem. Mozliwe ze to zaburzenia osobowosci ktore tazke mam.. ale nie jestem specjalista , moze udaj sie najpierw do psychologa , byles?

 

 

czesto patrze tez swiat "z trzeciej osoby" tak jakgym wyszeld z siebie i patrze na to wszystko jak na jakis dziwny film,

 

hmmm to typowe dla osobowosci zaburzonej i coraz bardziej jestem o tym przekonana(ale to tylko moje slowa), tez tak mam ale najbardziej mialam tak jak moja choroba byla nasilona , to paskudne uczucie bo czlowiek czuje sie jak "nieczlowiek".. do tego mialam gorsze jazdy ale nie bede ci o tym pisac!

 

 

czesto mnie dopadaja mysli o bezsensie istnienia ludzkiego ze po co to wszystko jest, ze to jest jakies nierealne,

 

kurcze sory ze tak napisze ale nareszcie ktos taki jak ja .. tez tak mam , dla mnie to wszystko jest takie bezsensu , monotonne itd , sluchaj a czy nie bylo tak ze byles w dziecinstwie rozpieszczony badz ktorys z rodzicow byl nadopiekunczy?? bo widze ze nie chcesz miec dzieci , rodziny zupelnie jak ja..

 

 

denerwuje mnie bardzo tez ze o byle jakiej rzeczy intensywnaie mysle, nie moge poprostu niewyjasnionej sprawy zostwic ot tak tylko wracam do niej wieeeele razy,

 

ja takze , sluchaj nie jest tak ze boisz sie zycia? przyszlosci? mysle ze psycholog by ci sie przydal, czy poza tym co napisales dokuczaja ci jakies dolegliwosci psychiczne?

 

postaram ci sie odpowiedziec na twoje pytania:

u psychologa nie bylem ale wydaje mi sie ze bardzo by mi sie to przydalo bo nikt inny mnie juz nie rozumie....

z ta "trzecia osoba" to naprawde jest czasami przerażające bo mam takie chwile ze naprawde mnie dopada taki bezsens ze chcialbym umiec sie "wyłączyc", ze nie wiem co ja tu robie....

z ta nadopiekunczościa jest tak: gdy mialem pare lat to jeszcze bylem "rodzinny" ale potem juz unikalem jakby kontaktu z rodzicami, przytulania, milosci i takie tam, mam to do tej pory, nie lubie jezdzic na jakies imprezy rodzinne, rzadko rozmawiam z rodzicami, poporstu nie lubie tego, chce byc sam, nie czuje sie rozumiany.. nie wiem czy chce miec w przyszlosci dzieci, rodzine, bo uwazam ze nie bede dobrym ojcem, męzem, poniewaz nie widze w tym sensu.. naprawde unikam rodziny, ale dobrze mi z tym bo jak jestem gdzies z nimi to czuje sie taki obcy, w domu czuje sie jak intruz, ze nie pasuje do nich...

co do przyszlosci to interesuje sie jezykami, chcialbym gdzies wyjechac gdzie bym znalazl przygode, spokoj (znowu to szukanie samotności...), ale z ta przyszlosica to jest tak jak i z ta zmiana nastrojów...

izoluje sie, jednak jak z kims rozmawiam i jest dobry klimat to naprawde umiem sie wygadac i porozmawiac, ale ja drąże wszystko i nie z kadym moge pogadac o wszystkim, caly czas moysle o czym, zastamnawiam sie nad wszystkim.......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u psychologa nie bylem ale wydaje mi sie ze bardzo by mi sie to przydalo bo nikt inny mnie juz nie rozumie....

a skad o tym wiesz skoro nawet jeszcze nie byles? Ci ludzie od tego są i stykaja sie na codzien z takimi przypadkami , siedzac w domu liczysz na to ze przejdzie?

 

Nie czujesz sie rozumiany bo nie rozmawiasz z rodzicami a wiesz ze osobom zdrowym bardzo trudno takie rzeczy pojąć i nie wymagajmy od nich tego.

U mnie takze bylo tak ze nie lubialm jak rodzina przyjezdza czy ja gdzies jechalam , takze wiecznie sama bylam i tak wole , ciezko mi jest wsrod ludzi "normlanych" bo oni nic nie rozumieja , ale pogodzilam sie z tym juz..

 

To bylo tak ze rodzice nie okazywali ci uczuc? czy ty po prostu od tego stroniles?

 

Do tego rozmowy sprowadzaja sie pewnie zawsze do slow ze "ty mnie nie rozumiesz" ??? bo u mnie kazda rozmowa sie tak konczy..

 

jesli chodzi o nadopiekunczosc to jak z tym bylo bo nie chodzi mi o uczucia , chodzi o obowiazki domowe , wszystko wykonuja i wykonywali rodzice (znaczy prawie wszystko , wiadomo o co chodzi..)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie, nadopiekunczy nie byli, mailem tez swoje obowiązki, juz nie gadam z nimi, kiedys probowalem ale nie probuowali mnie zrozumiec i wlasnie rozmowa sie konczy tak jak mowisz...

staram sie juz isc swoimi sciezkami bo i tak nic z tego nie bedzie.

a od uczuc juz stronilem i sie przyzwycziali potem do tego, ze taki mam charakter i na tym koniec, nie lubie tego wszystkiego, uczucia, itp

a co do tego psychologa to mi chodzilo ze nie bylem i ze pewnie by mi sie naprawde przydalo bo kto mnie zrozumie i wyslucha oprócz niego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a od uczuc juz stronilem i sie przyzwycziali potem do tego, ze taki mam charakter i na tym koniec, nie lubie tego wszystkiego, uczucia, itp

 

no wlasnie ale to od czegos wynika cos musialo miec na to wplyw , tak samo jak i na reszte objawow , ja przechodze to samo co ty wiec sama jakos nie potrafie z tym walczyc bo taka juz jestem mimo ze tak bardzo mnie to meczy to robie zle bo przyzwyczajam sie do tego , ja uwazam ze jest nadzieja jednak mysle ze terapia pomoze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dokladnie jest zle , ale sa pewne sprawy i jesli sie do nich nie przyzwyczaisz to beda ci gnoic zycie wiec lepiej przyzwyczaic sie niz panikowac , ale i tak i tak trzeba leczyc nie ma wyjscia , mysle ze do nerwicy czlowiek sie przyzwyczaja , czesto rozmawiam z ludzmi starszymi oczywiscie kiedy jestem u swojego psychiatry i pytam o wszystko jak zyja z ta nerwica chocby (bo depresje da sie wyleczyc) i odpowiadaja ze trzeba sie nauczyc z tym zyc , przywyczaic..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam że przyzwyczajenie nie jest wcale takie dobre.Sprawia że nic nie robimy na drodzę do zdrowia albo robimy nie wierząc w efekty.Dopiero w momencie w którym choroba rzeczywiście nam przeszkadza,do tego stopnia że chce nam się wyć jesteśmy w stanie coś zrobić.Wiem że jest to trudne-już nie raz odpuszczałam sobie i myślałam że lepiej mi będzie jak zaakceptuje to że jestem chora,ale przez to trwałam w takim stanie latami.Teraz wiem że trzeba dotknąć dna by wyjść na powierzchnię:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BEHEMOT , a popatrz co mam zrobic np z sercem?? ktore codziennie wariuje , to znaczy szybko bije np az nawet puls mam 150 czasem i co mam zrobic leczyc to? przeciez nie bede wiecznie brac prochow , samo przechodzi zreszta mimo ze wywoluje starch , juz sie przyzwyczailam i do pewnych spraw trzeba sie przyzwyczaic , widzisz mam nerwice serca i bardzo dobry kardiolog mi powiedzial ze musze sie do tego przyzwyczaic.

 

Leczyc mozna objawy depresji i niektore nerwicy ale z niektorymi sparwami jest tak ze trzeba sie z nimi nauczyc zyc.

 

Teraz te bicia serca wogole nie przeszkadzaja przzwyczailam sie , po co mam truc sie prochami skoro to pewna leciutka "wada serca" ktorej sie nie leczy, z pewnymi objawami tak jest ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Leciutka wada serca? Co ty piszesz, o ile wiem to wszytkie wady serca należy leczyć bo prędzej czy później stół operacyjny lub ...... A skoro masz taki częstoskurcz napadowy to nie masz wypadania płatka? Lekarz nie zapisał ci żadnych blokerów? Taki puls chyba nie bierze się od tak z nikąd lub z nerwicy do której lekarze przesadnie wszystko przypisują, a jak się znajdziesz w szpitalu to cie spytają czemu tak późno. Ja też miałem takie napadowe kołotania z tym że u mnie piuls to był na poziomie 90-105, i leki pomogły, załatwiły sprawę w przeciągu miesiąca, ale dobiły psychę ech...Od 3 lat nie miałem częstoskurczu (odpukać- puk, puk)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co ty piszesz, o ile wiem to wszytkie wady serca należy leczyć bo prędzej czy później stół operacyjny lub ......

 

he he kto ci takich bzdur naopowiadal to nie jest zadna wada serca a napisalam to w cudzyslowiu , tego sie nie leczy ! to jest taka uroda serca , od tego nie ma powiklan, na to nie ma lekow !

 

Lekarz nie zapisał ci żadnych blokerów?

 

poczatkowo zapisal propranolol , ale bez sensu jest go brac jesli i tak to nie wyleczy serca to byl lek taki doraznie w razie jak serce bedzie wariowac.

 

Taki puls chyba nie bierze się od tak z nikąd lub z nerwicy do której lekarze przesadnie wszystko przypisują, a jak się znajdziesz w szpitalu to cie spytają czemu tak późno

 

na prawde przesadzasz ;) powtarzam to nie jest wada serca , tego sie nie leczy, do tego musze sie nauczyc zyc , bylam u jednego z najlepszych kardiologow i mi wszystko pieknie wyjasnil potem poszlam do jescze jednego bardzo dobrego kardiologa i powiedzial to samo , w sumie bylam u 3 i jak sie okazuje wszyscy mowuia to samo , jestes typowym nerwicowcem nie ma co panikowac , ja sie juz przyzwyczailam , bo tylko to mi pozostalo.

Od tego sie nie umiera!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiec....długo nie pisałam. bardzo długo. teraz jednak postanowiłam sie tu zjawic. długo się za to zabierałam, ale w końcu się odważyłam. moze powinnam to napisac w innym dziale, ale ten jest mi niezwykle bliski. jeśli jednak popełniłam błąd- dajcie znac :)

 

dużo się zmieniło od mojej ostatniej 'wizyty' tutaj. zrobiłam coś czego chyba nigdy bym się zrobic nie odważyła. zerwałam kontakt z osobą, która najbardziej mnie raniła, a która ciagle powtarzała, że jest moja przyjaciółką. już wcześniej czułam, ze coś jest nie tak. że gdy mam problemy jestem z nimi sama, a gdy ona potrzebuje pomocy ja mobilizuję wszystkie siły tylko po to by ona poczuła się lepiej. podporządkowałam swoje życie jej osobie, sprawom, powtarzałam, ze nie jest głupia, ze jest zdolna, piękna, ze da sobie w życiu radę. pomagałam w problemach sercowych, w szkole, z rodziną. doradzałam, odradzałam, byłam pod telefonem. kiedy zrozumiałam, ze nie moge oczekiwac tego samego w naszej przyjaźni? gdy pewnej nocy zalałam się łzami. płakałam, ogarnął mnie lęk i nie potrafiłam sie uspokoic. łyknęłam coś na uspokojenie, ale nic to nie dało. a moje przyjaciółka? po 21-22 nie dobiera telefonów. przyjaźń czynna od 11 do 21. doszłam do wniosku, ze tak już nie będzie. zaczęłam unikac z nia kontaktu i...wywołałam tym burzę. ciagłe przepraszanie, smsy, pretensje, ze nie wie co się ze mną dzieje etc. byłam jednak twarda. nie chciałam kolejnych pustych obietnic, które potem znikały, bo ona była ważniejsza. zerwałam z nią kontakt. zmieniłam numer telefonu. przestałam pisac. prawie. nagle stwierdziła, ze byłam jej toksycznym otoczeniem, że jestem gówno warta, beznadziejna, tandetna i emo-coś tam. nie przejęłabym się, ale....to bolało. to mówiła osoba, która przez ponad dwa lata mówila, ze jest moją przyjaciółką.... byłam tandetna, bo nie poszłam na studniówkę, choc ona znała moją sytuację i (wtedy przynajmniej) ją skceptowała, byłam tandetna bo nie kochałam jej ulubionego zespołu.

nie dałam się sprowokowac. grzecznie życzyłam jej powodzenia w życiu, zdania matury, powodzenia z chlopakiem, do którego nie ma nawet odwagi zagadac. byłam miła i to ją chyba drażniło.

odsyłam listy i kartki, które mi przysłała. nie chcę pamiatek, bo tylko trzymają mnie w stanie pustki, w której tkwiłam. czy dobrze robię? nie wiem....

 

co sie zmieniło? wiele. założyłam konto w banku, złapałam dorywczą pracę, zaczęłam znów pisac i...mam plany. Boze! ile ja mam planów:) w tym roku chciałabym znaleśc coś stałego. muszę nazbierac fundusze na lipcowy wyjazd z koleżankami w góry. chciałam nauczyc się hiszpańskiego, a pod koniec roku moze wyjechac do Anglii i tam zrobic jakiś licencjat. a potem....ech, tak daleko jeszcze nie planuję. wszystko małymi kroczkami. powoli. nie chcę spłoszyc samej siebie.

 

byłoby pięknie, gdyby ona jednak wciąż nie raniła. bo ciagle jest problem. od pół roku trzyma mój zeszyt w wierszami. ponad setki... to wiele miesięcy mojej pracy, a ona traktuje to jak kośc przetargową, jak coś co jeszcze ma nas niby łączyc. mówiła, ze sądziła iż to wszystko jeszcze rozejdzie się po kosciach, ale ja nie chcę.

wiecie...jest mi dobrze bez niej. naprawdę. uśmiecham się, mam plany... Nie planuję jeszcze studiów, bo nie jestem na to gotowa, ale moze kiedys. ona jednak ciagle potrafi mnie zranic...bardzo.

 

ale jest dobrze, prawda? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co ty piszesz, o ile wiem to wszytkie wady serca należy leczyć bo prędzej czy później stół operacyjny lub ......

 

he he kto ci takich bzdur naopowiadal to nie jest zadna wada serca a napisalam to w cudzyslowiu , tego sie nie leczy ! to jest taka uroda serca , od tego nie ma powiklan, na to nie ma lekow !

 

Lekarz nie zapisał ci żadnych blokerów?

 

poczatkowo zapisal propranolol , ale bez sensu jest go brac jesli i tak to nie wyleczy serca to byl lek taki doraznie w razie jak serce bedzie wariowac.

 

Taki puls chyba nie bierze się od tak z nikąd lub z nerwicy do której lekarze przesadnie wszystko przypisują, a jak się znajdziesz w szpitalu to cie spytają czemu tak późno

 

na prawde przesadzasz ;) powtarzam to nie jest wada serca , tego sie nie leczy, do tego musze sie nauczyc zyc , bylam u jednego z najlepszych kardiologow i mi wszystko pieknie wyjasnil potem poszlam do jescze jednego bardzo dobrego kardiologa i powiedzial to samo , w sumie bylam u 3 i jak sie okazuje wszyscy mowuia to samo , jestes typowym nerwicowcem nie ma co panikowac , ja sie juz przyzwyczailam , bo tylko to mi pozostalo.

Od tego sie nie umiera!

 

no popatrz a mnie serce uspokojono lekami, nie będe sie wymądrzał znam osoby z wadami serca i wszystkie biorą leki, ale skoro 3 kardiologów twierdzi ze taka twoja uroda i puls 150 nie zagraża ci to ok, nie wnikam w to, oni wiedzą lepiej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ten puls 150 bywal na poczatku czesto , teraz jest rzadko po prostu jak wsluchiwalam sie w serce kiedy szybciej bilo to zaczynala sie moja panika i serce walilo jeszcze mocniej , dobry lekarz powie ci to ze nie ma co tego leczyc bo to rzadna wada , kazali mi tylko wybrac sie do psychiatry i jak okazalo sie wina lezy gdzie indziej nie w sercu.

Tez dostalam lek ale tylko doraznie i bardzo dobrze teraz nie zalamuje mnie puls 100 czy 120 bo wiem ze za chwile on spadnie i nawet nie biore nic bo wiem ze samo przejdzie i przechodzi, czsaem tylko biore jak dlugo to trwa badz pojawia sie lęki.

lekarze czesto daja leki po to zeby zarobic , lekarz mi powiedzial ze on moze dac mi leki ale to bedzie strata pieniedzy i zdrowia, polecil psychiatre i udalo sie.

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 4:42 pm ]

wypadanie platka zastawki mitralnej nie jest wada serca to taka uroda serca u kazdego dlatego zazwyczaj sie tego nie leczy , a jesli ktos ma slaba psychike i nie daje sobie z tym rady wtedy lekarz przepisuje regularnie leki , ale ja wolalm sie z tym uporac sama zeby nie bylo tak ze za jakis czas znow sie to pojawi i ja znow bede musiala to prze;eczyc i bede panikowac z kazdym szybkim biciem serca , wtedy wskazane jet branie uspokajajcych lekow.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×